First topic message reminder : FONTANNA ARADII Mieszcząca się w centralnym punkcie placu fontanna przedstawia sławetną postać Aradii — męczennicy, córy Lucyfera i Lilith. Rzeźbiona w kamieniu kobieta przy piersi ściska pentakl, a z jej ran wypływa krew, szybko mieszającą się z wodą, co symbolizować ma sposób, w jaki jej poświęcenie zesłało na ten świat magię. Wokół fontanny, ustawionych jest kilka ławek, z których czarownicy mogą podziwiać ten historyczny element Deadberry, na stałe już wpisany w krajobraz regionu. Plac uległ podpaleniu 26 lutego 1985, ale dzięki wzmożonym wysiłkom Kościoła, zgliszcza zostały szybko oczyszczone, aby nie razić kapłańskich oczu. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Zdezorientowanie Zagreusa wcale nie pomogło Maurysiowi w zaufaniu mu, że rzeczywiście nie chciał skorzystać z okazji na wyrwanie mu włosa. Oni wszyscy są tacy sami! Najpierw udają oddanych fanów, a później wystarczy spuścić ich z oka, a próbują śmignąć pióro, którym podpisywał im się na biletach. Spojrzał na niego z nieufnością o takiej mocy, że rzeczywiście przypominał teraz wyłącznie paranoika. Strach zdławił w nim głos, kiedy został chwycony za rękę, że nawet zapomniał wrzasnąć. Otworzył tylko usta, jak gdyby rzeczywiście się ku temu gotowił i wzdrygnął się dziko. Szarpnął ręką, ale bezskutecznie. Skubaniec miał mocy chwyt. Kilka sekund bezsilnej próby uwolnienia się wystarczyło, aby Maurice odzyskał rezon. - Co robisz, puść mnie! - Wrzasnął, skupiając mu nim zabłąkane spojrzenia przechodniów. Overtone z uwagi na swoje zainteresowanie śpiewem i regularne ćwiczenia miał piekielnie donośny głos, co również nie pomogło im we wtopieniu się w otoczenie. W dodatku strach wreszcie przebił się przez nieidealną maskę nonszalancji blondyna, ujawniając przed nieznajomym jego szczere emocje związane z ich obecnym położeniem. - Zostaw mnie! Nic ci nie dam! - Krzyknął, w pierwszej chwili absurdalnie zdeterminowany, aby wyjść z tej sytuacji obronną ręką, lecz to stosunkowo szybko mu przeszło. Zagreus unosił się coraz wyżej, co opanowany histeria Maurice natychmiast odczytał jako zamach na jego zdrowie. Nie było nawet sensu szukać w tym logiki, szkoda czasu. - Albo dam ci już ten włos, nie rób mi krzywdy! - Zamachał dziko ręką i postawił kilka kroków w tył. Balon w postaci nieznajomego ciągnął się z nim niby chorągiewka. Zaplątał się we własne nogi i byłby upadł, gdyby nie uścisk odlatującego mężczyzny, który akurat odrobinę go podtrzymał. - Ej, nie zamierzam z tobą lecieć. - Ostrzegł go i to tonem detektywa, który wreszcie właśnie skomplikowany plan przeciwnika i jest na wszystko przygotowany. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Furkot kółek deskorolki obija się o brukowaną ulicę, gdy przemierzająca Deadberry czarownica wjeżdża na główną. Zwinnie już wymija wszystkich przechodniów, nie potrąca nikogo ramieniem i nie robi sobie wstydu, wpadając na próg chodnika. Zatrzymuje się przy witrynie sklepowej z eleganckimi sukniami i dochodzi do wniosku, że chyba wypadałoby się przygotować do nadchodzącego sabatu. Przygotować kreację, zaplanować włosy, nie dać się zwariować z matką. Z zamyślenia wyrywa ją szturchanie, starszy mężczyzna z naręczem cukierków wyrósł nagle spod ziemi. Zaklinaczka mruga kilkakrotnie, ale wprawdzie nie jest zaskoczona dziwactwem czarowniczego społeczeństwa. Z niepewnością i ociąganiem, aż decyduje się przyjąć słodycz zgodnie z zasadami. Czekoladka okazuje się być nad wyraz smaczna. Chrupiące orzeszki pozostawiają przyjemny posmak, a delikatna gorycz rozpływa się w ustach. Charlotte otwiera oczy i rozgląda się za straganiarzem, ale ten momentalnie niknie. - Co do ch… - mruczy pod nosem, nie mogąc go nigdzie zlokalizować. Czy to jakiś nowy sposób żartowania, czy zabójstwa? Już ma ruszyć dalej, wejść do sklepu z sukniami, kiedy kątem oka dostrzega dwóch jegomościów, którzy najwidoczniej wpadli w tarapaty. Przestępuje kilka kroków i podchodzi bliżej, przysłuchując się rozmowie i próbując wyłapać kontekst zdarzenia. Czy Overtone dysponuje magią, która pozwoliłaby wznieść drugiego nad ziemię? Nie zastanawia się nad tym długo, widząc w tej sytuacji potencjał komediowy. - Widzę, że udało ci się poznać nowych znajomych - stwierdza, wędrując wzrokiem za lewitującym mężczyzną. Mieli przyjemność poznać się przed paroma tygodniami w barze, kiedy to Zagreus zdążył przedstawić się jako całkiem sympatyczny czarownik. Potrafi nieźle ruszać biodrami i pić bez użalania się nad sobą, a to w oczach Williamson zdecydowany plus. - Tylko czemu akurat w towarzystwie tego, co lubi ściągać na siebie kłopoty? - W kobiecym głosie można wyłapać rozbawienie. Zieleń tęczówek przenosi się na panicza Overtone. - Znowu siejesz zamęt? O co tym razem poszło? - Znajomością tego zaś może się pochwalić bardzo dobrą, a przynajmniej mogła przed paroma latami, kiedy razem z Maurice zdecydowali się kazać innym tańczyć do własnej melodii. Stanowili niezwykły duet, do którego Charlotte czasem wraca wciąż z sentymentem. Za każdym razem, kiedy przechodzi obok budynku teatru, gdzie dali swój ostatnie popis, mimowolnie się uśmiecha. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Zagreus Zafeiriou
ODPYCHANIA : 20
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 190
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 9
TALENTY : 16
Znikający sprzedawca przestał być głównym zmartwieniem obu panów. Aktualnie jeden wpadał w paranoję, a drugi wznosił się w powietrze i wszystko wskazywało, że niedługo odleci. A że złapał się nieszczęsnego Maurice, to w tej chwili cała okolica miała ciekawe przedstawienie. - Przestań się wydzierać. - Odezwał się Zag starając się nie puścić ręki Overtona. - Co ty robisz? Trzymaj mnie, nie chcę odlecieć! - Włożył więcej wysiłku w uczepianie się nieszczęsnego artysty, który już nawet chciał mu włosy wciskać, byleby ten się do niego odczepił. Na cholerę mu włosy!? Na szczęście w międzyczasie pojawiła się odsiecz w postaci Charlotte. Zag słysząc jej głos spojrzał w jej stronę. - To całkowity przy... - Zafeiriou zaczął mówić, ale jego lot stał się niestabilny i obróciło nim w powietrzu przez co jego palce ześliznęły się z ręki Maurice. - Cholera. - Zgrzytnął zębami, starając się utrzymać stabilność w powietrzu. A to było nie lada wyzwanie, ponieważ nie miał żadnych szans na znalezienie stabilnej podpory a powietrze zachowywało się podobnie jak woda, tyle że nie czuł żadnego oporu w ruchach. Wyciągnął ręce w stronę Maurice i Charlotty, nie chciał odfrunąć, zwłaszcza że wzleciał niemal ponad ich głowy. - Nie mam pojęcia, co się dzieję. A jego dopiero co spotkałem i rzuca we mnie oskarżeniami, że coś od niego chce. Poza tym, żeby mnie trzymał, to nie mam zamiaru o nic prosić. - Wyjaśnił czując, że znów traci stabilność. To obracanie się w powietrzu nie było zbyt przyjemne i Zag czuł już, jak żołądek podchodzi mu do góry. - Nie chcę skończyć jak Ikar. On przynajmniej miał bajeranckie skrzydła. - Burknął walcząc z nicością wokół siebie. Niekoniecznie czuł się chętny do zakończenia istnienia w taki sposób, udusić się w przestworzach, lub spaść z hukiem na ziemię. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Łowca/Łowca duchów
Stwórca
The member 'Zagreus Zafeiriou' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 4 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Wychodzenie na wariata szło mu co najmniej nieźle. Zaciekawione spojrzenia posyłane w ich kierunku nieszczególnie mu przeszkadzały. Jeżeli do czegoś był stworzony, to właśnie do tego, by skupiać na sobie cudzą uwagę. Mimo wszystko nigdy nie podejrzewał, że zdarzy mu się to nawet w chwili niespodziewanego ataku paranoi. Gdy odzyska rozum, to na pewno się tym przejmie. Może nawet poszuka w sobie jakiegoś tam ułamka współczucia do lewitującego mężczyzny? Rzeczywiście, darł się. Rzeczywiście marna była z niego pociecha, gdy tamten próbował nie umrzeć w chmurach, a drugi oskarżał go o nie wiadomo co. Czy jednak można było winić któregokolwiek za ten niezależny od nich stan? Do spotkania Klubu Wariatów dołączyła Charlotte. Zaraz okaże się, że tak, jak najbardziej można. Zapomniał odpowiedzieć Zagreusowi, gdy cofał się znów o kilka kroków, byleby tylko spróbować jakkolwiek zwiększyć dzielący ich dystans. Miał szczęście, bo gdy mężczyzna się obrócił, jego płaszcz wreszcie stał się wolny. Lęk, który zaczynał go przyduszać, wreszcie nieco opadł i szkoda wielka, że nie zabrał za sobą poczucia zagrożenia obecnością prześladowcy. Wtedy byłoby zdecydowanie łatwiej zatrzymać Zafeiriou w nadającej się do życia atmosferze, a teraz… cóż, biedak musiał liczyć na Lottę, gdyż Overtone otulił swój rękaw dłonią, jak gdyby próbował go pocieszyć. - Wypraszam sobie. - Odpowiedział z butą i zmarszczył czoło, gdy spróbował poradzić sobie z tym zamachem na swoje ego. - Ja nie szukam kłopotów, to one zwykle mnie znajdują. Poinformował zebranych, bo i święcie w to wierzył. Druga to rzecz, że tym razem rzeczywiście tak było. Trzecia, że nikt tak naprawdę mu tych herbatników do gardła nie wpychał, nie dosłownie. - Ty nie prosiłeś! Po prostu mnie złapałeś i oczekujesz pomocy, a przecież dobrze cię znam. Chcesz zabrać mi włosy! - Brnął dalej w wytwory własnej wyobraźni, chociaż z minuty na minutę jego przekonanie o tym wszystkim zaczynało pomału przygasać. Zawahał się i chociaż początkowo planował pozwolenie mu na swobodną lewitację, w końcu podskoczył i chwycił go za nogawkę, która w tym momencie była najniżej. - Chwila, naprawdę nie chcesz nic ode mnie? - Zapytał i w bardzo przerysowany, kreskówkowy sposób zmrużył oczy, jak gdyby próbował wypatrzeć najdrobniejsze kłamstwo, gdy będzie odpowiadał. - Można mu ufać? Upewnił się jeszcze, kierując te słowa do swojej byłej narzeczonej. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Rzadko ma okazję podziwiać na środku ulicy dwóch ogarniętych kłótnią mężczyzn. To znaczy, tak abstrakcyjną kłótnią. Wspiera ręce na biodrach i przygląda się, jak się przekomarzają, bo tak brzmi to w odczuciu Charlotte. Jak w ogóle do tego doszło? Przenosi ciężar ciała z jednej nogi na drugą i czeka na wyjaśnienia, żadnego nie pospieszając. Kupno sukienki zdecydowanie schodzi na dalszy plan, bo ten oto teatrzyk ściąga całą jej uwagę. - Przyciągasz je, jak Merus Ratatus - śmieje się Williamson, spoglądając na Maurice z politowaniem. Na ile zna się on na czarach iluzji? To nieistotne, nie musi rozumieć odniesienia. - Włosy? - dziwi się nagle, bo oto pada słowo-klucz, które nie pasuje do reszty układanki. - To znaczy… Rozumiem, że jesteś przywiązany do swojej fryzury, ale żeby aż tak? - Ściąga ciemne brwi w zastanowieniu, szukając w tym całym zajściu sensu. - Tak sądzę, nie znamy się zbyt dobrze, ale Zag wydaje się być dość nieszkodliwy. Zwłaszcza w tym stanie - stwierdza na głos, by mieć pewność, że Zafeiriou ich słyszy. Niech wie, że nie ma w niej wroga. Wzdycha wreszcie ciężko, chcąc w pewien sposób tym dwóm dopomóc. Skupia się na pentaklu, przewodzącym pochłanianą z samych piekieł moc i ogniskuje spojrzenie na lewitującym. - Araneatelam! - chce rzucić zaklęcie, by przywiązać i pochwycić z wolna odlatującego mężczyznę, jednak kiedy wypowiada kolejne zgłoski, coś zaczyna być nie tak, jak powinno. - Co się dzieje? So się se mną… - zaczyna już seplenić, gdy czuje na wargach mrowienie. Dzieje się rzecz niespotykana, bo oto Charlotte Williamson urywa w połowie zdania, tracąc głos w gardle, kiedy jej siekacze zaczynają rosnąć, niczym u wiewiórki. - O so chozi?! So to za magia?! - W oczach młodej kobiety zaczyna jawić się zdumienie i nagle wszystko staje się jasne. - Szy to twoja wina? - Wyciąga oskarżycielsko palec w stronę Maurice. Nie, żeby miała mu coś za złe, wszak zwykle się względnie dogadywali, jednak w tej konkretnej sytuacji to on zdawał się mieć najmniejsze straty. Czy dotąd skrywał w sobie pokłady złośliwości, chował pod łóżkiem wysnute plany zawładnięcia światem i aspirację zirytowania wszystkich wokół? |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Zagreus Zafeiriou
ODPYCHANIA : 20
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 190
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 9
TALENTY : 16
Walka Zagreusa za nieważkością była z góry skazana na porażkę. Brak grawitacji dał się tym bardziej mu we znaki, kiedy Maurice przestał pełnić rolę łącznika z ziemią. Zag wirując obrócił się głową w górę i poczuł jak wyjątkowo nieznośnie mu ten obrót dał się we znaki. W uszach i głowie odczuł nieprzyjemny uścisk, a żołądek zwinął mu się aż pod gardło. Skutkiem tego nagłego zachwiania równowagi było to, że nieszczęsna pianka cofnęła się do ust Zagreusa. Łowca wypluł słodką papkę, która przybrała paskudny posmak kwasu. Lecz w tej chwili poczuł szarpnięcie z dołu, to Maurice pochwycił go nim wzniósł się poza zasięg rąk. - Wybacz, ale pomimo, że twoja fryzura jest niczego sobie, to nie jestem w żadnym stopniu zainteresowany nią. - Mruknął nie czując się zbyt dobrze po tych fikołkach w powietrzu. Ale po chwili przybyło pewne pocieszenie i Zafeiriou od razu poczuł się lepiej, zaczął opadać. -O! Przestało mnie wznosić. - Zakomunikował swoim towarzyszom i powoli kierując się na ziemię nie krył ulgi. Nim jednak dotarł na stabilny grunt, jego uwagę przykuło to, co działo się z Charlotte. A raczej jej zębami. - Dobra, czy my się czegoś przez przypadek naćpaliśmy, czy o co chodzi? - Wypalił łapiąc za ramię nowo poznanego kolegę. Nie chciał spaść na ziemię z rozpędu. Ale po chwili zmarszczył brwi, rozejrzał się będąc jeszcze chwilę ponad głowami Maurice i Charlotte, chcąc wypatrzeć dziada ze słodyczami. - Mam podejrzenia, że za tym wszystkim może stać zupełnie ktoś inny. Czy ty też dostałaś pralinkę? - Skierował wzrok na Charlotte, której uzębienie zaczynało wyglądać coraz bardziej pokaźnie. - Ja zacząłem latać, ciebie dopadła paranoja praktycznie w tym samym momencie. Obaj kupiliśmy słodycze. - Wyjaśnił wzburzonej kobiecie, która postanowiła oskarżyć spanikowanego Maurice. W końcu jednak pomógł Zagowi, więc ten czuł się w obowiązku stanąć i w jego obronie. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Łowca/Łowca duchów
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Żart zrozumiał, ale wcale go nie rozbawił. Wpływ herbatnika był zbyt silny, aby cokolwiek go teraz bawiło. Powrót do jedynej słusznej rzeczywistości też nie był wcale taki łatwy, z czy bez pełnego politowania spojrzenia Charlotte. - Halo - Oburzył się, najprawdopodobniej nieco opacznie rozumiejąc jej słowa. - A gdybym nie był przywiązany, to można byłoby tak po prostu wyrywać mi włosy? Pomimo poruszenia, które wywołała w nim wizja koniecznej walki o dobro fryzury, zastanowił się nad jej oceną osoby Zagreusa. Przyjrzał mu się dłużej, najwidoczniej kalkulując przez moment zdolność Williamson do trzeźwej oceny sytuacji przez swoje herbatnikowe uprzedzenia, na zachowaniu mężczyzny kończąc. Ziarenko zwątpienia zostało zasiane i wzrastało w wyjątkowym pośpiechu. Oby to nie oznaczało, że za moment także i Overtone postanowi zwymiotować swoimi słodyczami. Zaś co do tego… Malowniczy grymas, który pojawił się na twarzy artysty, jasno zdradzał jego podejście do ozdabiania chodnika swoimi wydzielinami. Szczęście w nieszczęściu, że plucie piankami zbiegło się w czasie z magiczną „poprawą” wyglądu Williamson. W innym wypadku mógłby całkiem niekulturalnie wybuchnąć śmiechem, co jeszcze bardziej skierowałoby na niego podejrzenia. Od tego wszystkiego mogła rozboleć głowa. Gapił się na Charlotte otwarcie z nieudawanym zdumieniem. Jakkolwiek źle nie wyglądałoby ich rozstanie z perspektywy trzeciej osoby, wcale nie życzył jej publicznego ośmieszenia i dyskomfortu. Gdyby było inaczej, z całych tych zaręczyn mógłby uczynić publiczne widowisko. - Wypraszam sobie! - Powtórzył się pod wpływem tych absurdalnych oskarżeń. Jego wzburzenie mogło być grą aktorską, oczywiście, lecz zarazem Maurice wydawał się dziś tak absurdalnie wytrącony z równowagi, że można było podejrzewać, iż odgrywanie roli może być ostatnim, co mu może przyjść do głowy. Dotknięty za ramię wzdrygnął się silnie, ale nie wyrywał się znów z tego uścisku. Robili postępy. Herbatnik łaskawie zaczynał odchodzić w niepamięć. Łatwiej było nie doszukiwać się wroga w Zafeiriou, gdy ten stawał po jego stronie. Maurice zerknął na niego z ukosa, próbując przetworzyć jego teorię i o dziwo… - To nawet ma sens - przyznał mu rację bez żalu. To pozwalało mu mieć nadzieję, że lęk ściskający mu trzewia w końcu odpuści. - Czy to znaczy, że też musimy wywołać wymioty? Spoglądając wstecz na reakcję, jaką wywołało w nim plucie pianką, trudno byłoby być zaskoczonym, że właśnie to najbardziej go w tym wszystkim zmartwiło. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Nie ma to, jak znaleźć się w nieodpowiednim miejscu i o złym czasie. Williamson ma zadziwiające szczęście do pojawiania się w podobnych okolicznościach, za co pluje sobie czasem w brodę, przeklinając zrządzenie losu. - Spokojnie, Overtone, nikt nie chce zrobić ci krzywdy. - Raczej. - A ty… - przerywa wpół zdania, bo oto Zagreus zdecydował się powziąć drastyczne kroki. Odskakuje od razu na widok pianki zmieszanej z żółcią i wykrzywia twarz w obrzydzeniu. - Fuj! Naprawdę?! - Jak wielkie trzeba mieć braki w przyzwoitości, żeby decydować się na coś takiego? Charlotte od razu odwraca wzrok od plamy i szuka odpowiedzi w twarzy Maurice. Z zaskoczeniem przyjmuje wyjaśnienia mniej znanego sobie czarownika, jakoby ktoś miałby ich otruć. Kto w biały dzień przy głównej ulicy magicznej dzielnicy zdecydowałby się na podobny występek? Wielu jest szaleńców, tych Charlotte stara się omijać szerokim łukiem, ale wątpliwości w żaden sposób nie sięgają straganu miłego, acz ekscentrycznego staruszka. - Plalinkę?! - dziwi się, kiedy przez warstwę paniki przebija się głos Zafeiriou. Niewiele ma to sensu, zresztą jak wszystko inne, co dzieje się właśnie w tym momencie. Nigdy dotąd nie znalazła się w podobnej sytuacji. Drżące dłonie młodej kobiety dotykają rozrastających się jedynek, które swoją wielkością sięgają już brody. - Zabiescie to ode mnie! Nie mogę tak wyglądać, nie mogę tak wlócić do domu! - powtarza, przesłaniając twarz, a w zielonych tęczówkach majaczą się gdzieś szkliste łzy. Próżno w wizerunku Williamson szukać takich odruchów, słabości nie okazuje nigdy, zwłaszcza w tak publicznym miejscu. - Zadnych wymiotów! Dosc tego doblego! - sprzeciwia się nadal, czując, że traci resztki panowania nad sytuacją. Jeszcze tego brakuje, aby wywoływała torsje na środku placu Aradii. Kilku krzątających się nieopodal przechodniów zatrzymuje się na ulicy, wyciągając w ich strony szyje. Zaciekawieni zamieszaniem, lewitującym mężczyzną i wznoszonymi okrzykami interesują się, co też się stało. Charlotte dostrzega ich ledwie kątem oka, ale nie przejmuje się na tyle, by odwrócić swoją uwagę od własnej fizyczności. Przesłania dłońmi dolną część twarzy i zawiesza wyczekujące spojrzenie w towarzyszących jej czarownikach. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Zagreus Zafeiriou
ODPYCHANIA : 20
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 190
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 9
TALENTY : 16
W końcu wylądował na ziemi i wielce z tego zadowolony puścił ramię artysty. Upewnił się przestępując z nogi na nogi, że grawitacja trzyma go na miejscu. tak jak powinna. Kwestię wypluwania pianki wolał przemilczeć, nie było to ani kulturalne ani higieniczne, więc skoro przestał latać, to znaczyło, że wcale aż tak źle nie postąpił. Obrzydzenie ze strony jego towarzyszy nijak zrobiło na nim wrażenie, robił o wiele bardziej obrzydliwe rzeczy, lecz nie miał zamiaru o tym opowiadać ani się usprawiedliwiać. - Naprawdę. - - Uciął czując jedynie lekki ucisk pod czaszką z powodu całych tych fikołków w powietrzu. Przy okazji zauważył, że w tej chwili to on był najbardziej opanowany, a dwójka jego towarzyszy zaczęła się obrzucać oskarżeniami i odrobinę panikować. - Wątpię, żeby i wam to pomogło. Zakręciło mi się w głowie, więc nie było to celowe. - Mruknął zauważając, że przechodnie zaczynają im się przyglądać. Ciekaw był, ile jeszcze osób stało się ofiarami słodyczy od tajemniczego starca. Rozglądał się co rusz, czy go znowu nie zauważy, przecież trzeba to wszystko wyjaśnić. Wyhaczył pustą ławkę przy fontannie i w tamtym kierunku skierował Maurice i Charlottę. - Spróbujcie się uspokoić. Wątpię, aby te słodycze miały działanie permanentne. Usiądźcie, jeśli będzie trzeba, udam się po pomoc. - Wygląd zębów Charlotte wcale nie napawał go optymizmem. Oby się nie skończyło wyrywaniem ich, czego oczywiście jej nie życzył. Skoro on tak szybko wrócił do normy, to raczej pozostała dwójka nie powinna odczuwać zbyt długo efektów działania słodyczy. - Myślę, że to kwestia godzin... Alkohol przecież nie trzyma całą dobę człowieka, to mały cukierek też wiecznie nie będzie zalegać na żołądku. - Zauważył krzyżując ręce na piersi. - Chyba, że będzie trzeba załatwić to również w niekonwencjonalny sposób, tak jak nas ta dziadyga załatwiła. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Łowca/Łowca duchów
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Jak mogła mówić o robieniu krzywdy z taką pewnością i spokojem? Serce mocno tłukło mu się w piersi, nawet pomimo wstępnego przekonania go, że nikt rzeczywiście nie dybie na jego czuprynę. Nie wiedział, co ma o tym wszystkim sądzić i nawet debatowanie nad tym wszystkim nie pomagało mu w poukładaniu sobie tych wszystkich zbiegów okoliczności. Na pewno byłoby łatwiej, gdyby Charlotte też nie padła ofiarą tajemniczych przemian. Przerośnięte zęby pewnie byłyby nawet urocze, gdyby postanowiła nosić je jak jedno ze swoich najdroższych futer. Niestety, Williamson wybrała jedną ze ścieżek, z których skorzystałby też Maurice. Zaczęła wpadać w panikę. Nie wzdychał ciężko, nie przewracał oczami. Zwyczajnie pokiwał krótko głową, zgadzając się ze słowami latającego kolegi i próbując to wszystko sobie ładnie ułożyć w głowie. Tylko Szarlota jakoś tak nieprzyzwoicie głośno wrzeszczała w tle, aby taktyka na wyciszanie się mogła zadziałać. - Jak mamy to zabrać? Musielibyśmy wybić ci zęby. - Zmarszczył nos, bo ten scenariusz nie podobał się nawet jemu. Wyglądałaby tragicznie bez dwóch jedynek - miał dość przytomności umysłu, aby to zauważyć. - Nie ruszaj się. Może by tak… reversomutatio - spróbował skorzystać ze swojej ulubionej magii, ale ocenienie, czy zaklęcie na cokolwiek się zdało, czy raczej nie wyszło, przyszło mu z trudnością. Czary z odpychania zawsze jakoś tak niewygodnie leżały mu w pentaklu. - Mamy je spiłować? - Zastanowił się na głos, kiedy przysiadł na ławce i wlepiał wciąż nieco zaniepokojone spojrzenie w dziewczynę. Kiedy tak myślał, coś wreszcie do niego dotarło. - Chwila, ty nie jadłaś pralinek? - Zapytał, unosząc brwi do góry w niemym uzupełnieniu swojego zdziwienia. - Pałętał się tu taki staruch, co pozwalał tylko na jednego kęsa swoich słodyczy. Nakreślił jej okoliczności, tak na wypadek, gdyby nie skojarzyła tego, o czym mówił Zag. Jeżeli nie kosztowała pralinek, to prawdopodobnie mieli właśnie poważny problem. Może jednak wymioty? Reversomutatio: nieudane |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Nie wie jeszcze, co powinna z tym fantem zrobić, ale z pewnością nie może targać się na poważne, zdecydowane ruchy. Nie ma pojęcia, z jaką magią ma do czynienia, czy to moc psotników, których celem jest wyłącznie poddenerwować swoją ofiarę, czy rzeczywiście wyjdą z tego fatalne skutki. - Goń się z tymi swoimi pomysłami - fuczy urażona, wyciągając ostrzegawczo palec w kierunku Maurycego, jakby ten rzeczywiście miał zaraz stanąć z wielkim pilnikiem. Nie ma przecież pewności, czy zęby wrócą do swojego naturalnego rozmiaru, czy też po prostu wypadną. Magia ma wiele tajników, często brutalnych i niespodziewanych. Siada w tej swojej beznadziei na ławce, próbując zastanowić się, dlaczego w ogóle siedzi tu z tymi frajerami, zamiast zająć się problemem we własnym zakresie. Spode łba unosi tylko spojrzenie na Overtone’a i jego nieudane zaklęcie. To nie mógł być czyjś czar, a pewnie cały rytuał. Tylko komu w ostatnim czasie nadepnęła na odcisk? - Plalinek? - powtarza jeszcze raz za czarownikiem, zbyt wciąż spanikowana, aby analizować każde ze słów. Dopiero po dłuższej chwili orientuje się, by połączyć obie sprawy ze sobą, nie tak znowu nazbyt od siebie odległe. Jasne oczy Charlotte powiększyły się do rozmiarów dwóch spodeczków, kojarząc te fakty ze sobą, zupełnie jak detektyw, orientujący się wreszcie, kto zabił. - Cekolada z ozechami - rzuca nagle, bo dokładnie taki smak miała wyśmienita pralina, jaką starzec dosłownie jej wcisnął. Musi przyznać, że sposób handlu facet ma beznadziejny, a skoro dodatkowo faszeruje swoje wyroby magią, to jest prawdziwym królem zła. - To nie będzie tlwać wiecnie - zgadza się z Zagreusem, kiedy ten próbuje ich wszystkich uspokoić, uszczęśliwiony pewnie, że jego sposób ze zwróceniem słodyczy zadziałał. - Co ploponujesz? - zwraca się też do niego, skoro ten rzuca pomysłami. Jakiż miałby być to niekonwencjonalny sposób, aby pozbyć się efektów słodyczy? Williamson wzdycha znów ciężko i zdejmuje przewieszoną przez szyję chustę i związuje ją sobie za głową, nieco ponad nosem, aby zostawić sobie przestrzeń na patrzenie przy jednoczesnym zasłonięciu tych nieszczęsnych zębów. Wygląda dokładnie tak, jakby uciekła z planu gangsterskiego filmu. - Wlacam do domu - pada decyzja i chrzęszczą nagle rzucone na ziemię kółka deskorolki. - Nie będziemy o tym więcej lozmawiać. - Tym razem palcem mierzy już nie tylko w Maurycego, ale i Zagreusa. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Zagreus Zafeiriou
ODPYCHANIA : 20
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 190
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 9
TALENTY : 16
Zagreus z tej trójki wydawał się odzyskać opanowanie i chyba na szczęście, chociaż jeszcze przed chwilą rozpoczął lot w przestworza i strach się bać, co by się stało, gdyby nie złapał biednego Maurice na czas. Jednak póki co paranoja artysty nie była na tyle niebezpieczna, by ktoś miał z tego powodu ucierpieć. Chyba się dał przekonać, że nikt z nich nie dybie na jego kędziorki. Przynajmniej Gereon jakoś nie był nimi zainteresowany. Gorszy problem był z tym, że Charlotte sepleniła przez za długie jedynki. Maurice próbował coś zdziałać z pomocą magii, ale nie wyglądało na to, by to coś miało pomóc. Zag westchnął cicho pod nosem, widząc że zaklęcie nic tutaj nie zdziałało. - Właśnie to. Może inne zaklęcie by pomogło. - Mruknął drapiąc się po policzku. - Ewentualnie rytuał. A jak nie minie samo... to wizyta u stomatologa. - Chciałby zobaczyć minę lekarza, który musiałby ogarnąć mechanicznie te zęby. Uniósł lekko brwi, kiedy Maurice zapytał o pralinkę. Faktycznie z toku rozmowy wynikało, że Charlotte nie zjadła felernego cukierka. Jednak po chwili się wszystko wyjaśniło. - Nie wiem jak z paranoją kolegi, ale jest szansa że to nie jest trwały skutek. - Kobieta postanowiła wrócić do siebie przysłaniając twarz chustką. - Poczekaj, odprowadzić cię? - Zaproponował obawiając się czy czasem zęby się jeszcze bardziej nie wydłużą. Po wycelowaniu palcem w jego kierunku uniósł ręce ponad ramiona odrobinę rozbawiony tym gestem. - Spokojnie, mamy nauczkę, aby nie tykać więcej niczego od nieznajomych. - Może i trochę błaznował, lecz poziom nerwów był podwyższony i miał nadzieję, że trochę rozładuje atmosferę. Ta przygoda raczej zapisze się w jego pamięci jako coś zabawnego ale nieśmiesznego. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Łowca/Łowca duchów
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Parsknął z rozbawieniem, kiedy Charlotte go ofukała. Cóż, ich narzeczeństwo nie miało większego sensu między innymi właśnie dlatego, że nie potrafił poczuć się poruszony jej wybuchami emocji. A może raczej „nie zawsze” nie potrafił. Dziś wybrał śmiech i może to i lepiej? Dramatyczna kłótnia na środku placu do niczego nie była im potrzebna. - Och, przestań. Nawet ze spiłowanymi zębami byłabyś piękna. - Spróbował ją przekonać, ale zupełnie nie na poważnie. Raczej trącał ją palcem między żebra i sprawdzał, kiedy wreszcie odgryzie mu rękę. Tylko Zagreus tu logicznie myślał i próbował jakoś ich wszystkich ogarnąć. Medal za starania mu się należał, to na pewno. Maurice pokiwał krótko głową z cichym westchnieniem. Williamson pokonana przez czekoladę z orzechami. Pewnie nie ona pierwsza i nie ostatnia. - Szkoda, że facet rozpłynął się w powietrzu. Po tej akcji Verity wdeptaliby go w beton jednym pismem procesowym. - Słuszna potrzeba zemsty musiała pozostać w sferze overtonowych marzeń. A byłaby z tego taka piękna afera… Nie komentował przebrania Charlotte. Gdyby tylko nie sepleniła jak pięciolatek, byłoby to całkiem udane wyjście z sytuacji. Powrót do domu na pewno nim był, bo jeżeli cokolwiek mogli teraz zrobić, to z pewnością zaczekać, aż te felerne słodycze wreszcie zostaną strawione i wydalone z organizmu. - Och, oczywiście, że nie będziemy. - Zgodził się, ale uśmiech błąkający mu się na ustach zdradzał, że nie było najmniejszej szansy, iż pozwoli jej o tym zapomnieć. Mimo swojej uszczypliwości Overtone szanował komitywę, w którą kiedyś weszli. Charlotte musiała być pewna, że nigdy nie wykorzysta wielkich wiewiórczych zębów przeciwko niej… poza prywatną przepychanką słowną, oczywiście. Zerknął z ukosa na Zafeiriou, który tak bohatersko zaoferował swoje usługi i uniósł lekko brew. - Tylko uważaj, żeby nie odgryzła ci ręki. - Ostrzegł go, klepnąwszy go krótko w ramię. Wciąż dziwnie się czuł w jego pobliżu, ale swoboda gestów sprytnie to maskowała. Zerknął na zegarek, a następnie na zebranych. - W takim razie na mnie również pora. - Po tych słowach skinął lekko głowę w kierunku towarzyszy. - Dziękuję za tę absolutnie zbędną, nieśmieszną przygodę. Nie czekał, aż pozostali również oddalą się w swoją stronę. Spieszył do swojej podwózki z niejasnym lękiem o to, że Zag za moment zawróci się za nim i jednak spróbuje mu wyrwać kilka włosów. Wolał nie ryzykować. | zt |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Wsłuchuje się w dyskusję tych dwóch, wnioskując, że rzeczywiście musiało dojść tutaj do jednego wielkiego nieporozumienia. Wszyscy zostali skuszeni i oszukani. - Mozna lytuałem, albo znaleść jakiegoś słuchaca. Zalas go znajdzie. Do Gwaldii z nimi wsystkimi! - wojowniczo buntuje się przeciw takiemu bezczelnemu rozdawnictwu. Za kogo się ten facet w ogóle uważa, by w taki sposób atakować bezbronnych mieszkańców? Oszustwa, matactwa, nie powinno to być dla Charlotte nic dziwnego, a mimo to oburza się, bo sama oto padła ofiarą niechlubnego zachowania starca. - No mam nadzieję, nie zamiezam tak wyglądać cały cas - wywraca oczami na stwierdzenie Zafeiriou, jakoby pralinka miała skończyć zaraz swe działanie. Oby tak było, bo następnego dnia na Williamson czeka wiele zobowiązań. Dzisiaj zresztą miała kupić sobie kreację na sabat, a i z tego planu nici, bo przecież nie będzie się przeglądać w lustrze z gigantycznymi jedynkami. Zakrzywi to cały obraz i dodatkowo ściągnie spojrzenia ekspedientek, które z pewnością doniosą Zwierciadłu, w jakim też stanie odwiedziła ich dzisiaj panienka Williamson. - Pozałujes tego, Overtone - rzuca jeszcze przez zaciśnięte zęby, kiedy dostrzega na twarzy czarownika majaczący się uśmieszek. Oczywiście, że jeszcze do tego wróci i stanie się dla niej prawdziwym utrapieniem. Nigdy szczególnie nie przejmował się słowami Charlotte, tym samym doprowadzając ją niejednokrotnie do szewskiej pasji. Zawiązana przed laty komitywa obowiązywać miała wyłącznie okres ich narzeczeństwa, ale wszystko wskazuje na to, że zmowa milczenia obowiązuje do dziś. Wlepia jeszcze spojrzenie zielonych oczu w plecy Overtone’a i odprowadza go kawałek wzrokiem, powracając zaraz do towarzyszącego jej mężczyzny, który oferuje się z pomocą. Swoją drogą, bardzo to z jego strony urocze. - Obejdzie się - odpowiada Zagreusowi pochmurnym tonem i rzuca na ziemię dzierżoną w ręce deskorolkę. - Dzięki - dodaje już ściszonym głosem, mając pewność, że Maurice już jej nie usłyszy. Uprzejmości rzadko kiedy opuszczają jej usta z powodu rzeczywistej wdzięczności, a nie wymuszonej, obowiązkowej grzeczności. Wchodzi na deskorolkę i odpycha się od podłoża. Znów rozlega się furkot poruszanych po kocich łbach kółek i już po chwili Charlotte znika w oddali. | zt Charlotte & Zagreus |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity