First topic message reminder : FONTANNA ARADII Mieszcząca się w centralnym punkcie placu fontanna przedstawia sławetną postać Aradii — męczennicy, córy Lucyfera i Lilith. Rzeźbiona w kamieniu kobieta przy piersi ściska pentakl, a z jej ran wypływa krew, szybko mieszającą się z wodą, co symbolizować ma sposób, w jaki jej poświęcenie zesłało na ten świat magię. Wokół fontanny, ustawionych jest kilka ławek, z których czarownicy mogą podziwiać ten historyczny element Deadberry, na stałe już wpisany w krajobraz regionu. Plac uległ podpaleniu 26 lutego 1985, ale dzięki wzmożonym wysiłkom Kościoła, zgliszcza zostały szybko oczyszczone, aby nie razić kapłańskich oczu. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Stwórca
The member 'Hamill Oatrun' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 80, 31 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Narcissa umiera na waszych oczach. Rozszarpana. Sponiewierana. Z wielkim orłem trzymającym w dziobie część jej wnętrzności. Chaos wokół nagle się wycisza, panuje gdzieś na drugim planie obok kościoła, wciąż wrze w krzykach ludzi, którzy już sami nie wiedzą co przeraża ich bardziej — ognia zwęglającego ich skóry, czy orłów rozdziobujących kolejne ofiary. Zaklęcie rzucone przez proroka trafia w ptaka, ten stroszy się, jaki zdezorientowany nagłym atakiem. Cecil, mężczyzna odwraca głowę w twoją stronę na ułamek sekundy. Potem znów wbija jasne spojrzenie w orła, wyczekując następnego ruchu bestii — ten rozkłada skrzydła, jakby przekazywał ostrzeżenie. — Orły — odparł, lekko wzruszając ramionami. — Nie mam pojęcia co się tu odpierdala. To miał być spokojny dzień. Chciałem tylko zarobić, ale biednemu zawsze paskiem w oczy — krzyczy dalej, przesuwając się nieco w twoją stronę. Rzucone przez ciebie Commoveo zdaje się nie mieć żadnego wpływu na ptaka. Odrywa się od starszej kobiety, obraca gwałtownie głowę, uchylając dziób i chowając skrzydła. Płonące pióro poddaje się twojej woli spadając na stworzenie — szybko, znanym wam już schematem ptak zaczyna płonąć. Języki ognia trawią jego upierzenie, a on wydaje z siebie przeraźliwy dźwięk. Widzisz pomiędzy piórami błysk — jakby brązowawego metalu. A potem z ogromną prędkością na ciebie naciera. Chwyta cię w szpony, unosząc jakieś trzy metry nad ziemią — płonące pióra wyraźnie uniemożliwiają mu wzbicie się wyżej. Potem cię upuszcza. Upadasz na ziemię z łoskotem, nieopodal jakieś dziesięć metrów dalej. Uderzenie o bruk na chwilę odbiera ci dech w piersi, oczy na kilka sekund zachodzą ci mroczkami. Ptak przelatuje kawałek dalej, po czym ląduje na bruku, trzepocząc skrzydłami jakby próbował je ugasić — nieskutecznie. Terry, sytuacja zdaje się dla ciebie układać w całość. Kara za wykradnięcie boskiego ognia na twoich oczach zostawała wymierzana. Acz orzeł nie zaatakował pierwszy — nie ciebie ani ostałych towarzyszy. Ptak, którego atakujesz poddaje się zaklęciu — potężne uderzenie magii posyła go do góry, a następnie uderza nim o bruk, dookoła niego powstają pęknięcia. Orzeł szamocze się lekko, usiłując się pozbierać. Prawe skrzydło widocznie mu opada — prawdopodobnie udało ci się je złamać. Podobnie jak w przypadku pióra uniesionego przez Cecila i to daje pożądany efekt. Stykając się z pierzem ptaka, ten dość szybko zaczyna płonąć. Widzisz błysk gdzieś pomiędzy językami ognia, które trawią jego brunatne pióra. Wędruje w twoją stronę, powoli, podlatując kawałek mimo uszkodzonego skrzydła — rzuca się na ciebie próbując cię dziobnąć, acz jego ruchy są wyraźnie nieporadne. Nie trafia. Serafino, udaje ci się zdjąć płaszcz — ramię boli cię niemiłosiernie, materiał, który smagnął po odkrytej skórze zaostrza tylko to odczucie. Nie udaje ci się pochwycić Narcissy, ochronić jej przed porwaniem przez orła — życie wyślizguje się z niej na twoich oczach. Być może to złość, wściekłość, jaka cię ogarnęła sprawia, że magia przestaje być ci posłuszna, a wydarte z twojego gardła zaklęcia nie mają konsekwencji. Żadna wiązka nie trafia w stwora, a on jedynie stroszy pióra, pozostawiając się nietkniętym. Połyka któryś z organów, zwisającu mu z dzioba, po czym obraca łeb w stronę reszty ptactwa, które znalazło się w wyraźnych kłopotach. Hamill, udaje ci się otworzyć drzwi. Trochę światła wpada do pomieszczenia, choć nadal dostrzeżenie wszystkiego, co się w nim znajduje sprawia ci trudność. Przy zachodniej ścianie stoi rząd metalowych szafek, tak jak zdążyłeś zauważyć wcześniej, po pomieszczeniu porozrzucane jest kilka ławek — wygląda, jakbyś znalazł się w opuszczonej… szatni. Nie dostrzegasz jednak żadnych następnych drzwi ani przejść. Zaklęcie, które rzucasz w stronę orła pudłuje. Ptak jednak zdaje się nie zwracać na ciebie uwagi, jakby nie doznawszy obrażeń, wcale nie miał ochoty na kolejną ucztę. Orły kolejno unoszą wysoko szyje, zaczynając wydawać z siebie przeraźliwy skwir. Donośny dźwięk wydaje się przenikać do waszych głów, drążyć bębenki uszu tak dotkliwie, że nie umiecie skupić się na niczym innym niż na bólu tętniącym pod waszą czaszką. Jakby dźwięk miał rozerwać wasze głowy od środka. Dwa z nich płoną, jeden nienaruszony nie drgnie ze swojego miejsca. Ludzie wokół zaczynają chwytać się za uszy, bardziej wrażliwi klękają albo kładą się na ziemi szukając ukojenia. Szósta tura Cecil, ptak cię pochwycił po czym wypuścił na bruk. Uderzyłeś mocno w ziemię, potłukłeś się, czujesz zawroty głowy w wyniku upadk. Otrzymujesz - 20pż. Terry, z racji tego, że udało ci się uszkodzić skrzydło orła, miałeś szansę na wykonanie uniku. Próg wyniósł poniżej 5 więc został on uznany jako pomyślny. Wszyscy, orły w upiornej harmonii wydobywają z gardeł przeraźliwy skwir. Wywołuje on ogromny ból pod sklepieniem waszych czaszek, jakby dźwięk wwiercał się prosto w wasze umysły. W tej kolejce możecie wykonać 2 akcje oraz w ramach 3 - rzut na siłę woli. Próg wyniósł: 89, w następnym poście dowiecie się o konsekwencjach, jeśli nie uda wam się przerzucić progu. Dla ułatwienia, spis obecnych przeciwników:
Punkty życia: Cecil Fogarty 129/174 - 20 P, stłuczenia Hamill Oatrun 166/166 Serafino Paganini 145/159 Terence Forger 164/164 Czas na odpis macie do środy 12.04. do godziny 23.59 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Terence Forger
ANATOMICZNA : 20
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 9
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 166
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 9
TALENTY : 10
Nie mógł mieć żadnej pewności, że zaklęcie przyniesie oczekiwany skutek. Magia bywa kapryśna, wrażliwa na każdą drobną zmianę. Zaskoczony nagłą paniką Cecila nie był w stanie właściwie mu pomóc. Napędzany gniewem wymieszanym ze strachem w końcu mógł zmusić moc przepływającą członki, by ugięła się pod jego intencją. Siła czaru zaskoczyła nawet jego, gdy ogromne zwierzę najpierw wzbiło się w powietrze niezależnie od swojej woli, a następnie poddane zostało miażdżącemu wpływowi i wbite w bruk. Kąciki ust Terence’a uniosły się w uśmiechu naznaczonym tą odrobiną chorej satysfakcji, gdy pióra zajęły się ogniem. To nie jest zwyczajne zwierzę. To w obronie, powtarzał sobie po cichu, chcąc usprawiedliwić swój czyn w trakcie patrzenia na cierpienie ptaka, a mdłości przybierały na sile się z każdą sekundą coraz mocniej. Być może to dalsze działanie Avisceleritas pozwala mu wykonać unik, gdy w agonii orzeł próbuje dosięgnąć go i zemścić za atak. Wystarczył jeden odskok w tył, by udaremnić to. Skupiony na swoim celu stracił znów z oczu innych, jednak towarzysze znów zmienili swoje położenie. Ignoruje krzyki z tłumu, który raz rozprasza się, raz znów łączy, nie widząc, która opcja zapewni większe bezpieczeństwo. Forger rozejrzał się gorączkowo, kiedy na jego oczach Cecil puszczony z wysokości upadł na kostkę brukową placu. Rzucił się biegiem w jego kierunku, pokonując odległość, by zaraz paść na kolana tuż obok. Obrażenia nie były duże, wysokość nie pozwoliła na to, ale szok młodzieńca spowodowany runięciem prosto na twarde podłoże jest aż nazbyt widoczny. Powinien się zająć innymi, tak wiele osób zostało zranionych, poparzonych, ale w jego oczach najważniejszy jest wyłącznie on. Jeśli mógł być jego ratunkiem – zrobi co w jego mocy, aby wyszedł z tego cało. Ostrożnie sięgnął do jego twarzy i pochylił się, wzrokiem oceniając czy nie rozbił sobie głowy. Oddech zamarł w jego własnych płucach, tak niewiele był w stanie zrobić, a jego sukces w unieszkodliwieniu skrzydlatego wroga zszedł na ostatni plan. — Cecil, proszę, powiedz coś do mnie… — Czy stało się coś poważniejszego niż mógł założyć? Nie chciał ryzykować, dlatego choć pozory wskazywały tylko na stłuczenia, a pod materiałem ubrań skryć mogły się rozległe sińce, skorzystał z kolejnego czaru używanego przez siebie tak wiele razy. — Sanaossa — podjął kolejną próbę uleczenia chłopaka, podskórnie obawiając się kolejnej porażki. Nigdy nie był najlepszy w leczeniu najbliższych mu osób, nie umiał zachować zimnej krwi widząc ich krzywdę nieważne jak powierzchowną, a drżące dłonie jeszcze raz udowodniły mu, że nie jest zupełnie pozbawiony ludzkich emocji, nieważne jak bardzo by tego chciał. Chwycił go delikatnie za ramiona sadzając i upewnił jeszcze raz, że potylica jest cała. Nie zdołał podnieść się, by pomóc Fogarty’emu stanąć na nowo na nogi – zaraz do jego uszu dotarł skwir. Przeraźliwy, głośny, przejmujący. Dźwięk swoją mocą przytłaczał, rozniósł się po całym placu bez żadnego wzmocnienia, z samą siłą własnych aparatów głosowych ptaszysk, a Terence odruchowo zakrył uszy tak samo jak przy pierwszym grzmocie, który był czarną zapowiedzią tych wydarzeń. Zaklął w myślach, a w jasnych oczach stanęły łzy – pisk wydawał się odbijać od ścian czaszki, rezonować w niej. Nie było żadnej możliwości uwolnić się od niego. Wspominając skąd przychodziły kolejne zagrożenia, jeszcze raz zadarł głowę, szukając na tle krwawych chmur kolejnego wroga. Czy ptaki nawoływały resztę orłów, a może ich celem było coś innego? | Rzut I: Sanaossa (+15 z magii anatomicznej, próg: 45) Rzut II: siła woli (bazowa: 10) |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : eaglecrest, saint fall
Zawód : egzorcysta / pielęgniarz
Stwórca
The member 'Terence Forger' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 67 -------------------------------- #2 'k100' : 31 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
Odpierdol się zamarło w cecilowej krtani, gdy ptak, z niezrozumiałego powodu, upodobał sobie go na swoją kolejną ofiarę. Zdążył spojrzeć mu prosto w bezbiałkowe, czarne jak mrok zerkający do jego serca ślepia i wykrzywić usta w karykaturze prowokacyjnego uśmiechu - Fogarty'emu przez ułamki sekund, tuż przed tam, jak orzeł pochwycił go w swoje szpony, wydawało się, że na ptasim dziobie zamarła groteskowa forma rozbawienia. Wiem, skurwielu, lada chwila będziesz rozkoszować się posiłkiem, który cię rozczaruje. Ja to skóra naciągnięta na kości. Zaczerpnięty gwałtownie haust powietrza zdławił krzyk w piersi, kiedy stwór z niebios zapewnił mu darmową atrakcje, jaką było wzbicie się w przestworza, choć bliżej było temu pokazowi do niebywale nieudolnej próby zademonstrowania swoich, jak się okazało, ograniczonych i równie rozczarowujących, możliwości. Cień miał nadzieje, że to palący ból umożliwił karykaturze podniebne manewry, ale nie dał mu przestrzeni na przepełniony triumfem okrzyk. Kilka kolejnych sekund ciągnęło się tempem ślamazarnym. Czas się rozrzedził, jak we śnie, a cecilowe reakcje uległy widocznemu opóźnieniu. Wszystko rozgrywało się w zwolnionym tempie - w tej czasoprzestrzeni sekundy zmieniły się w minutę, a minuty w godziny. Spadał. Jak kamień w wodę. Czuł pulsującą pod skroniami krew i szum ciśnienia w uszach. Na moment zapomniał o funkcjach życiowych, o tym, jak się oddycha. Serce zamarło w piersi. Głos ugrzązł w krtani. Jakiekolwiek myśli uległy sparaliżowaniu przez niedowierzenie. Pierwsze o bruk uderzył stopami, potem kolanami, które ugiął lekko, by zamortyzować upadek. Rękoma zasłonił głowę w celu uchronienia jej przed konfrontacją z twardym podłożem. Aby stłumić syk, który wyswobodzić się chciał z gardła na skutek tego bolesnego upadku, zagryzł zęby na dolnej wardze. Aż do krwi - poczuł pod językiem metaliczny posmak. Przełknął go wraz ze śliną. Na chwile - kilka sekund, może minutę - stracił kontakt z rzeczywistością. Obraz przed oczami był rozmazany, on bezwładny, a umysł niezdolny do wyprodukowania żadnej myśli. Dopiero łagodny głos tuż przy ucho uświadomił mu, że tuż obok, rozgrywało się piekło z udziałem trzech pozbawionych delikatności indywiduum. Nieprzytomnym spojrzeniem odnalazł znajomą twarz. Najpierw były same rysy, niewyraźne, otulone we mgle. Zamrugał, wskutek czego obraz się wyostrzył. - Terence - wycedził przez zęby, z ust wypuszczając świszczący oddech. Fala ulgi zalała jego ciało pod wpływem medycznej interwencji Forgera. W spojrzeniu odbił się blask wdzięczności, na ustach zakradł się cień uśmiechu. Nigdy nie zdoła spłacić długu wdzięczności, jaki dzisiaj u niego zaciągnął. – Oskóruję tego pierzastego sukinsyna - groźba zrujnowała cisze, jaka między nimi zapadła. Usiadł, z drobną pomocą medyka, i otarł strużkę silny wymieszaną z krwią z podbródka. – Przysięgam na Lilith. Ciało drżało targane emocjami. Przyłożył dłoń do własnego serca. Wydawało mu się, że biło z częstotliwością stu dwudziestu uderzeń na minutę. - Calidumauxilium Magnus - wyszeptał inkantacje, którą użyć chciał w ramach eksperymentu na sobie. Uczynił to w ostatniej chwili. Powietrze przeszył skwir. Otępiały jeszcze po upadku, dłońmi zakrył uszy. Niemal wetknął palce w oba otwory, by za wszelką cenę stłumić ten przejmujący, nadawany z wysoką częstotliwością dźwięk, który wdarł się pod sklepienie czaszki, zakłócając przebieg jakikolwiek myśli. - Co to kurwa ma być? Co te pokruwia wyprawią? - wydusił z siebie, na wydechu, spojrzeniem odszukał Forgera, który znajdował się blisko, na wyciągnięcie ręki. Resztkami zdrowego rozsądku, zanim nie został pochowany pod gruzami szaleństwa, wzrok utkwił w orły. – CRIBRUM! - wrzasnął ile w płucach sił, był wdzięczny Sierrze, że nauczyła go, jak robić użytek z przepony. Zaklęcie adresował ku orłom. Tlący się w nim gniew zapłonął na dobre. Spopielić chciał każdą cząstkę jego duszy odpowiadającą za odczuwanie innych emocji. Pierwszy rzut Zaklęcie: Calidumauxilium Magnus Próg: 65 (+10 za magię iluzji anatomiczne) Drugie rzut Zaklęcie: Cribrum Próg: 95 (+10 za magię iluzji) Trzeci rzut Siła woli (+10 za siłę woli) |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Stwórca
The member 'Cecil Fogarty' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 46, 15, 8 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Serafino Paganini
Narcissa nawet nie krzyczy. Wolałby, aby jej krzyk wbił mu się w skórę, bił swą ostrością po żebrach niczym batem, trafił prosto do wnętrza, wyrażając jej ból. Ten w najczystszej postaci, pozbawiony upiększenie, krzyk przejmującej władzę nad jej ciałem śmierci. Zamiast tego otaczający ich chaos zdaje się tracić na intensywności, na krótki moment przeradza się w nieznośnie dudniącą ciszę, zapowiedź kolejnego uderzenia. Opuszcza dłonie wzdłuż ciała, wciąż czuje ból przenikający przedramię. Odrzucony na ziemię płaszcz leży kilka metrów dalej, w karykaturalnym obrazie porzuconego na bruku ciała. On jednak żyje, słyszy docierające do uszu jęki osób trawionych ogniem. Dostrzega jak ludzie zakrywają twarze rozczapierzonymi w rozpaczy palcami, jakby chcieli odciąć się od rozgrywającej się przed ich oczami tragicznej sceny. Ludzka tragedia wcale tak po prostu nie zniknie, nie za sprawą tak infantylnego gestu, oburza się w myślach. W to mogą wierzyć tylko dzieci, Serafino gotuje się w środku od ludzkiej naiwności, ich niewątpliwej głupoty. Wzrasta w nim jeszcze większa agresja, wzmożona świadomością, że jego czary chybiają celu. Bezsilność jest najgorsza. Jest gulą w gardle, świadomością, że może stracić życie. Wzdryga się, a źrenice znowu rozszerzają się mimowolnie, gdy Cecil niczym w zwolnionym tempie ląduje na bruku. Zaraz potem wydobywający się z orlich dziobów, przeszywający dźwięk każe Serafino ponownie zasłonić uszy. Czy tylko mu się wydaje, czy ból rozlewający się pod czaszką jest jeszcze gorszy od najgorszych z migren, które nawiedzały go po wizjach? - Nonpulmonis! - Celuje w orła wciąż znajdującego się najbliżej ciała Narcissy. Pierdol się, parszywa kreaturo. Nie zastanawia się teraz, kto przysłał tutaj tę krwiożercze orły, kto postanowił sobie z nich zadrwić wyrywając ich z codzienności rutynowego popołudnia. Kuli się w sobie wciąż rażony przeraźliwym ptasim skwirem, mimowolnie unosi barki ku uszom, chociaż doskonale wie, że nie przyniesie to wielkiego efektu. - Lesesco! - drugie zaklęcie kieruje w stronę orła ze złamanym skrzydłem. Prostuje się przy tym gwałtownie, zmusza się do przybrania odpowiedniej postawy ciała, jakby mogło to w jakikolwiek pomóc, przyczynić się do celności zaklęcia. Pieprzony ptasi pisk zaraz przebije mu bębenki. - Fogarty! - ryczy, nie próbując wyłuskać z pamięci imienia drugiegom nieznajomego mężczyzny, chociaż poznał je przecież zaledwie kilka minut wcześniej. Zanim… Nie może się rozproszyć, nie teraz. Odpycha od siebie myśl o bezwładnym ciele Narcissy leżącym zaledwie kilka metrów dalej. Macha do nich energicznie, chcąc przyciągnąć do siebie ich uwagę, licząc na to, że jego krzyk przeniknie przez rozdzierający orli jazgot. Nitki bólu ponownie przeszywają przedramię, gdy wskazuje im kierunek, krzywi się. Skupia wzrok na drugim nieznanym mężczyźnie, który stoi w pobliżu wyważonych drzwi. Rusza niezgrabnie z miejsca, znowu przykładając muszle dłoni do obolałych uszu, mimowolnie zaciskając powieki, kolana uginają się pod nim od rozdzierającego umysł pisku. Próbując jak najszybciej, na oślep, zbliżyć się do gardzieli otwartego na oścież domostwa. Rzut 1 : Nonpulmonis próg 70 (+20 magia iluzjii) Ofiara ma wrażenie, że w powietrzu brakuje tlenu i nie może zaczerpnąć oddechu. Rzut 2 : Lesesco próg 65 Wywołuje w przeciwniku uczucie zmęczenia i zaspania, a także dekoncentruje go. W wyniku zaklęcia przeciwnik otrzymuje jednorazowy modyfikator -15 do rzutu kością k100. Rzut 3: Siła woli (+9) |
Wiek : 29
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : LITTLE POPPY CREST
Zawód : SKRZYPEK, EGZEKUTOR CYROGRAFÓW
Stwórca
The member 'Serafino Paganini' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 53 -------------------------------- #2 'k100' : 45 -------------------------------- #3 'k100' : 56 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Zadzierając upierzone szyje, orły wydają z siebie donośny skwir. Dźwięk z każdą mijającą sekundą robi się coraz bardziej nieznośny, jakby wydrążał waszą czaszkę; czujecie nudności i zawroty głowy. Terry, oceniając stan Cecila, z ulgą możesz stwierdzić, że nie wyczuwasz krwi, ani wszelkich innych oznak poważniejszych urazów. W najgorszym wypadku, po spotkaniu z brukiem pozostanie mu kilka pamiątek w postaci siniaków i zadrapań. Rzucony przez ciebie czar działa bez zarzutu, część obrażeń znika przy pomocy cudotwórczej siły magii. Odgłos wydawany przez orły z niebywałą siłą drąży w twoim umyśle — czujesz kolejne fale bólu, które przychodzą i odchodzą w czasie trwania dźwięku. Czujesz ciepłą ciecz, która gromadzi się w małżowinach twoich uszu — jeśli jej dotkniesz dowiesz Spoglądając w górę, nie zauważasz następnego przeciwnika. Niebo natomiast wydaje się przejaśniać — z gęstwinę rubinowych obłoków zaczynają przecinać pojedyncze snopy światła. Cecil, spośród mgły nagłego otępienia, wyłania się twarz Forgera. Rzuca na ciebie zaklęcie, które z powodzeniem pozbywa się części zadrapań i sińców powstałych po niefortunnym zderzeniu z brukiem. Wciąż jesteś nieco oszołomiony, rzucone przez ciebie zaklęcie nie przynosi żadnego skutku, zupełnie tak, jak następne. Skwir wyraża swoją drogę w twoim umyśle. Łzy same zdają napływać ci do oczu — jeśli zdecydujesz się zetrzeć wilgoć opuszkiem palca, dostrzeżesz ich czerwone zabarwienie, jakbyś płakał krwią. Serafino, ból wywołany przez orły jest ogromny. Czujesz na języku metaliczny posmak, zupełnie jakby w ustach zaczęła gromadzić ci się krew. Rzucone przez ciebie zaklęcie uderza bezbłędnie — orzeł przymyka dziób, nieznośny dźwięk przestaje na was oddziaływać z tą samą mocą. Ptak zaczyna się szamotać, wyginać długą szyję na boki, aż w końcu pada tułowiem na beton. Z rozłożonymi na kostce brukowej skrzydłami ciężko dyszy, wyraźnie nie umiejąc nabrać oddechu. Drugi orzeł również milknie, trafiony następnym czarem. Znów świetnie oceniasz sytuację — kolejny z ptaków milknie, osłabiony powoli człapie w przypadkową stronę. Pod wpływem czaru rzuconego przez Serafino, jeden z orłów milknie, tym samym odejmując siły skwirowi — wciąż jest to dźwięk nieprzyjemny, acz znośny, zaprzestający wierceniu pod sklepieniami waszych czaszek. Cisza owłada także drugą z bestii, tym samym odgłos zupełnie traci na sile. Czujecie wdzierające się w każdy por waszej skóry zmęczenie, lekkie zawroty głowy, pulsujący ból w skroniach, lecz także i ulgę. Względny spokój, nie licząc wszystkiego, co dzieje się dookoła. Serafino, niewątpliwie uratował was z samego środka paszczy kłopotów. Podpalone przez Terry’ego i Cecila orły, stają się żywymi pochodniami — upiornymi, acz wyraźnie osłabionymi przez śmiercionośne języki ognia. Usiłują poderwać się do lotu, ale wypalone pióra i złamane skrzydło uniemożliwia im poderwanie się z ziemi. Padają w końcu, podbrzuszami na beton, w sam środek płonących piór, jakby zadecydowały, że stapiając się z pejzażem Placu chcą przyśpieszyć nieunikniony proces. Jakby dokonywały samobójstwa. Płomienie prześlizgują się po ich ciałach, coraz wyraźniej widzicie pobłyskiwanie brązu między wypalonymi ubytkami na torsie i w skrzydłach. Nie wierzgają, nie szamotają się. Ludzie wokół zaczynają działać jakby otrzeźwieni waszymi stopniowymi sukcesami. Słyszycie wysoki, kobiecy głos zaczynający wydawać zgromadzonym przy kościele wytyczne — Cecil, Terrence, rozpoznajecie go, należy do Madlen, prawej ręki Zuge. Okryta ciemnym płaszczem, wydaje twardo polecenia. Nie wszyscy są skorzy jej posłuchać, ale garstka śmiałków przystępuje do próby gaszenia wszędobylskiego pożaru — nieskutecznie woda zdaje się jedynie go podsycać, zamiast faktycznie dusić płomienie. — Święty ogień — mówi Prorok, jakby sam do siebie, obserwując żółć i pomarańcz zjadające dwa orły. Siódma tura Wszyscy, dźwięk rozrywający wam bębenki nie chce ustać. Jako że żadnemu was nie udało się osiągnąć progu na siłę woli, wszyscy otrzymujecie -30 M. Serafino skutecznie unieszkodliwia Orła, który zaatakował Narcissę, tym samym osłabiając skwir. Następnie z powodzeniem udaje mu się oszołomić drugiego z ptaków, zupełnie przerywając skwir. Podpalone we wcześniejszej turze bestie zanoszą się ogniem w całości. Próbują wzbić się w niebo, ale na próżno. Po nieudanych próbach kładą się pośrodku ognia, które pochłania płonący pierz. Tłum zebrany pod drzwiami kościoła powoli zaczyna się mobilizować. Kilkoro odważnych próbuje ugasić płomienie — na próżno, żadna z konwencjonalnych metod nie zdaje się działać. Plac Aradii nadal płonie. Hamill, /u] ze względu na brak posta i rzutu fabularnego, zostajesz pominięty w tej kolejce. Punkty życia: Cecil Fogarty 99/174 - 30 M Hamill Oatrun 136/166 - 30 M Serafino Paganini 115/159 - 30 M Terence Forger 134/164 - 30M [u]Czas na odpis macie do wtorku 18.04. do godziny 23.59 Powodzenia i dobrej zabawy! |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Terence Forger
ANATOMICZNA : 20
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 9
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 166
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 9
TALENTY : 10
Dreszcze przechodziły przez całe jego ciało w miarę jak skwir rozchodził się w przestrzeni. Spoglądając w stronę nieba nie mógł odnaleźć niczego, co mogłoby stanowić o kolejnym zagrożeniu. Zamiast wpatrywać się w szkarłat nieboskłonu, odszukał wzrokiem mężczyznę z którym przyszedł na Deadberry Cecil. Nim skwir rozbrzmiał na całym placu Aradii, próbował zwrócić ich uwagę na siebie i przywołać w swoim kierunku. Teraz każdy na skwerze zamarł pod wpływem przytłaczającego dźwięku i poddał się piskowi. Mężczyzna nazwany Serafino mimo to wyrywa się z tego stanu, czarami celując w orły. Te ulegają jego sile, a jasne oczy Terence’a rozchylają się w zaskoczeniu wymieszanym z podziwem, gdy skwir milknie, a ptactwo poddaje się. Łączą się w śmierci, najwyraźniej ta okazuje się lepsza. — Hamill? — rzucił w przestrzeń z powątpiewaniem, kiedy dostrzegł go nieopodal walczącego z boskimi posłańcami młodzieńca. Nie widział go przez ostatnie tygodnie od wizyty w domu dziewięćdziesięcioletniej nauczycielki. Nie zakładał, że akurat teraz, w tych okolicznościach, przyjdzie mu ponownie go spotkać. Nie podrywał się od razu do biegu w ich stronę, lekko oszołomiony przebiegiem wydarzeń. Dźwięk zamilkł, ale jego echo wydawało się istnieć dalej. Wdzierał się wszędzie, rezonował w głowie i powodował ból. Forger z przerażeniem poczuł w swoich uszach ciepło i wilgoć. Gdy odjął w końcu dłonie zobaczył na nich krew. Wciągnął gwałtownie powietrze, a przyglądając się na nowo Forgaty’emu pozostającemu blisko niego, ujrzał krwawe łzy płynące po jego policzkach. — Calidumauxilium Magnus — wymówił inkantację, sięgając do pokładów swojej mocy, które byłyby w stanie uleczyć również obrażenia wywołane przez odgłosy orłów dokonujących właśnie żywota. Chciał jeszcze raz pomóc Cecilowi, zachęcony ostatnim sukcesem, dzięki któremu część otarć zniknęła. Chmury nad nimi zaczynały się przerzedzać. Ogólna panika ustała. Pozornie chaos ulegał wyciszeniu. Wstał, pomagając w tym samym siedzącemu na kostce brukowej towarzyszowi. Pozostawało zastanowić się nad tym, co powinni zrobić dalej. — Cecil, czy to na pewno ona? — szepnął do młodzieńca, wskazując dyskretnie jedną z kobiet z tłumu. Znał Madlen dobrze ze spotkań ich kowenu – nie zdziwiło go jej zacięcie przywódcze, któremu dała upust, rozstawiając wszystkich wokół i nakłaniając do prób zaradzenia pożarowi. Mimo to podejmowane działania nie dawały oczekiwanego rezultatu. Woda nie zdawała egzaminu, ogień nie gasnął. Czy tylko magia była w stanie przeciwstawić mu się? — Aura Glaciel — mruknął, skupiając się na jednym z płonących piór tuż pod ich stopami. Magia natury nie była jego specjalnością, dopiero szlifował swoje umiejętności, ale liczył na to, że da im to jakąś odpowiedź dotyczącą tego, jak uratować Deadberry przed spłonięciem. — Idziemy pomóc czy…? — Wskazał podróbkiem na Serafino i Hamilla. | Rzut I: Calidumauxilium Magnus (+15, próg: 65) Rzut II: Aura Glaciei (+2, próg: 35) |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : eaglecrest, saint fall
Zawód : egzorcysta / pielęgniarz
Stwórca
The member 'Terence Forger' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 70 -------------------------------- #2 'k100' : 68 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
Wizg brzęczący w przestrzeni wbijał się w bębenki, pobudzając do życia nieprzyjemne, targające całym ciałem dreszcze, które chociaż początkowo spływała jedynie po linii kręgosłupa, w końcu swoim porywistym strumieniem zalewały cały organizm. Cecil zadrżał, a złapany łapczywy haust powietrza zdławił krzyk w gardle. Ostre sztylety bólu wtapiały się głęboko pod skórę. Ignorował obecność ciepłej cieczy, która spływała jak łzy po policzku, z tą samą ignorancją obdarzył najbliższe otoczenie. Umysł nadal zamglony był oparami otępienia, które wślizgiwały się pod sklepienie czaszki, zakłócając proces myślowy. Wydawało mu się, że rozbrzmiewająca z gardzieli ptactwa kakofonia zmniejszyła swoje natężenie, ale to nie napełniło go obłudną nadzieją, że już po wszystkim. Ulga nastąpiła dopiero wówczas, kiedy piski ustały zupełnie. W odruch warunkowym drżące palce prawej dłoni zanurkowały do kieszeni płaszcza. Zacisnął je na zdezelowanej, wymiętej paczce papierosów - upadek z wysokości trzech metrów widocznie jej się nie przysłużył. Wsunął jedną cygaretkę do ust i pozwolił sobie na westchnienie ulgi, kiedy dym znalazł drogę do dróg oddechowych i napełnił swoją obecność pustą, tęskniącą za nałogiem powierzchnie płuc. W celu celebrowania tego upragnionego momentu, przymknął na moment powieki, pozwalając sobie na chwilę rozluźnienia, które nie miała prawa bytu, gdyby nie świadomość, że Terence był tuż obok. Słysząc wypowiedzianą przez znajomą barwę głosu inkantację, usta wykrzywić mu się udało w imitacji uśmiechu. I właśnie wtedy, czując jak fala ciepła przegania chłód, jaki zerknął w zakamarki jego przytłoczonego wydarzeniami sprzed kilku minut ciała, otworzył oczy. Dym wydmuchał niemalże prosto w znajomą twarz. Zacisnąwszy zęby na filtrze, ręce wzniósł na poziom uszu Forgera. - Krwawisz - cichym szeptem zdradził swoje intencje. – Calidumauxilium Magnus - skoncentrować się usiłował na celu. Na obrażeniach, jakie doznał Terence w wyniku konfrontacji z piskiem, który - Cecil nie miał do tego żadnych wątpliwości - budzić go będzie każdej nocy. Wyobrażał sobie, jak skumulowane w porach skóry magiczna energia przepływa przez opuszki palców i przynosi mężczyźnie ulgę, choć coraz częściej miał wrażenie, że czary ratujące życie przestają być mu posłuszne. Jakby nie tylko wątpliwej jakości sumienie ulegało destrukcji, ale również ta cząstka duszy, która odpowiadała za empatię. Jego ręce mogły leczyć, ale także zabijać, a zdecydowanie łatwiej było kogoś zabić, niż utrzymać przy życiu. – Tak, to ona - przyznał po chwili, uchwyciwszy mętnym od przeżyć spojrzeniem sylwetkę Madlen. Pieprzonej suki, która dyrygowała ludźmi. – Lilith dała im nadzieje - mruknął. Miał na myśli tłum gorliwie wsłuchujący się w przywódcze skłonności prawej ręki Zuge, choć poczuł ukłucie satysfakcji po zarejestrowaniu, że pod jej dyktandem siła ognia nie zmalała. Żywioł nadal chciał spopielić wszystko, co stało mu na drodze. ... i może ją odebrać. Pod naporem pytania Foggy'ego ponownie się zaciągnął. Jego wiara została wielokrotnie wystawiona na próbę. Przetrwała ją. - Kto nie błądzi, nie odnajduje drogi - uśmiechnął się enigmatycznie, półgębkiem do swojego wybawcy, przekazując mu do połowy wypalonego papierosa, bo przecież i jemu tęsknota za nikotyną musiał doskwierać. Wstał, rozejrzał się po placu. Dłużej spojrzenie zawiesił na dumnej statule Aradii górującej nad głowami. - Mogę pożyczyć? - pytanie skierował ku mężczyźnie, którego Foggy nazwał Hamillem. Nie czekał, aż udzielona zostanie mu zgoda na tymczasowe przywłaszczenie sobie cudzej własności. Wyjął mu tasak z ręki, rękojeść obejmując palcami. Przyjrzał się klindze. Przez blask, jaki wyjrzał zza przerzedzonych chmur, stalowa powierzchnia mieniła się jasnymi refleksami. Fogarty nie zapominali o wyrządzonych im krzywdach. W sieci naczyń krwionośnych, poza krwią, płynęła nienawiść. Gromadziła w nich latami. Była jak uśpiony wulkan, oczekujący na bodziec, aż w końcu, zebrana w nim magma, unosić się zaczynała ponad karter, która była metaforą urazy, jaką w sobie pielęgnowali, aż do momentu, kiedy nie poczuli na ustach metalicznego, ale równocześnie słodkiego posmaku zemsty. Cegła po cegle - budowali sposobność, by ją przeprowadzić, w skowycie dogrywających wyrzutów sumienia. Przemieścił tasak z jednej ręki do drugiej. Zbliżył się ku orłom. Pobłyskujący brąz między ubytkami nie dawał Cecilowi spokoju. Poza nienawiścią, w naczyniach krwionośnych Fogartych pływał pierwiastek obłędu. Zimna furia paliła go w pulsujących skroniach. Papieros nie ukoił szarganych nerwów. Podsycił je. - Aura Glaciei - wyszeptał głosem przepełnionym ekscytacją i - jeżeli płomienie przestały choć na chwile tańczyć na strukturze ciała jednego z orłów, do którego podszedł na bezpieczną odległość wyciągniętej dłoni, wykorzystał tę chwilę i zamachnął się na jego skrzydło, w celu wykonania prowizorycznej, prymitywnej sekcji zwłok. Zatapiać ostrze tasaka w orlim ciele chciał do momentu, aż nie da upustu nagromadzonych się w nim emocji, ale powstrzymał się przed tym na wskutek wzroku widowni, jaką czuł na swoich plecach. Ograniczył się do jednego cięcia. Pierwszy rzut Czar: Calidumauxilium Magnus Próg: 65 + 10 Drugi rzut Czar: Aura Glaciei Próg: 35 |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Stwórca
The member 'Cecil Fogarty' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 71, 21 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Hamill Oatrun
Oddech zajmuje czas i zaczynasz rozważać konieczność podstawowego życiowego, ludzkiego procesu. Wdechy i wydechy są zautomatyzowane, ale w momencie utracenia życia, ten pierwszy i jedyny raz, zdają się zbędne. Niesatysfakcjonujące. Żerujące na tych, którym udało się przetrwać do tej pory. Bez przerwania meczu. Bez przegranej. Szukasz sędzi, ale wokół ani go widać. Może to był Kai? Jego podirytowana, gotowa do żądlenia właścicielka? Są jeszcze orły, ale nie odpowiadają twojemu wyobrażeniu. Nie po tym, co zrobiły z tamtą kobietą. Nie przeprowadzają właściwie procesu, dyktując warunki za pomocą przemocy i krwi. Czerwień nieba zdaje się nabierać mocy, zaś pod włosami rozlega się tykanie. Jesteś chodzącą bombą. Obserwują cię. Są tu. Przyszli po ciebie. Rozkoszują się. Słabością. Słabością. SłabOŚCIĄ. Obserwują cię. Ob-ser-wu-ją. Szepty cię oblepiają po tym jak postanawiasz powstrzymać się od nabierania powietrza. Nie masz czasu rozciągać uwagi na większy obszar. Iść za smrodem spalenizny. Koncentrujesz się na wyrazistych i najbliższych kształtach. Wzywa cię budynek, widmo powracających czasów twej świetlności. Wrażenie, że jest to przebieralnia rośnie. Ciemne plamy tańczą przed oczami po tym jak następne akcje użycia magii kończą się fiaskiem. Czekasz na odpowiedź mężczyzny ogarniętego ferworem walki. Gorączką zemsty. Nie potrafisz zatrzymać nawyku. Płuca się buntują, kaszląc po łapczywym chwytaniu mieszaniny gazów. Przeciągły orli krzyk, ściąga blokady, kończąc przeprowadzony eksperyment. Oddychasz. Nie jest jeszcze tak tragicznie, żeby czuć produkowanie krwi przez ślinianki. Odrobinę drżą kolana, ale masz przecież iść. Wejść do kryjówki i usiąść na czterech literach, przeczekując następny krwawy sztorm. Bycie martwym nie zwalnia z czucia. Czujesz bunt zwodniczego organu, przynależącego do układu pokarmowego. Przyciskasz na moment jedną rękę do ucha. Do drugiego wykorzystujesz biceps. Masz w nim przecież tasak. Wyrośnięte monstra padają i to bez twojego udziału. Ludzie zaczynają się organizować, ale ty na głowie masz inne problemy. Zawroty i odruchy wymiotne, twoi nieodżałowani kompani. Są jeszcze podszepty. Wspominają o ogniu. Zwiększ go. Zwiększ. Musi być widoczny. Nie chcesz dłużej o tym słyszeć. Tak jak i własnego imienia, wydobywającego się z obco-znajomych ust. Na moment zastygasz, rozsmarowując bezmyślnie niewielką strużkę krwi po policzku. Musi pochodzić z nosa. - Roger - ty nie prosisz, nie wahasz się. Informujesz krótko, krótkim spojrzeniem próbując mu pomóc odnaleźć właściwe słowa. Nie jesteście dłużej na przyjęciu urodzinowym starszej pani. Przypominasz sobie o Terencu szybko, powracając pospiesznie do rzeczywistości. Oszołomienie wywołane przez jazgot orłów, wciąż ci towarzyszy. Spowalnia reakcje, powstrzymuje nieprzyjemne impulsy, w tym sprzeciwienie się oddaniu własnej broni, żądającej chrztu bojowego. Nie masz jak go użyć. Utnij. Wbij. Ukarz. Zaciskasz obecnie pustą dłoń w pięść. Knykcie jaśnieją, brązowe oczy odrobinę się zwężają. Nie ufasz mu. Nic w nim nie wzbudza zaufania, w tym i posiadane obrażenia. To kara. Wyrok. Znamiona. Nie ma w nim dostojeństwa męczennicy, patronki płonącego placu. - Masz jeszcze pięć minut - więcej mu nie dasz. Nie za darmo. Podszepty podsuwają pomysły i potencjalne ryzyko. Jest uzbrojony i nie potrafi się kontrolować. Wyżywa się na trupach. Nie potrafisz patrzeć. To zwiększa twoją pustkę, przeciążenie wywołane przemianą dnia w krwawą miazgę. Przemawiająca kobieta zdaje się rozsądna, ale nie pchasz się nigdzie na ślepo. Pamiętasz, co działo się przy kościele. Głos proroka z trudem nie wyciąga z twojego gardła pustego śmiechu. - Uberrimafides - dla pewności używasz pierwszego zaklęcia, przychodzącego ci na myśl. Idzie do przodu. Do otworzonych przez siebie drzwi. - Zapraszam z tasakiem. Sam tasak również przyjmę. Sięgasz do wewnętrznej kieszeni po następną ziołową samoróbkę i odpalasz ją od zapałek. Marihuana przetrzymuje niechciane szepty. Wchodzisz do środka zapuszczonej szatni. I akcja: Uberrimafides, II poziom magii wariacyjnej |
Wiek : 33
Odmienność : Wskrzeszeniec
Miejsce zamieszkania : Hellridge
Zawód : Kelner, pisarz, zleceniobiorca
Stwórca
The member 'Hamill Oatrun' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 52 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty