First topic message reminder : Droga nr 11 Droga nr 11 łączy Cripple Rock z ratuszem w Salem. Przy wejściach znajdują się czarownicy sprawdzający podróżnym pentakle. Sufit zdobią rozwieszone okrągłe lampy, które rzucają przyjemne, łagodne światło na wszystko wokół. Ich stare, mosiężne oprawy dodają klasycznego uroku, wprowadzając w magiczną atmosferę. Pod stopami rozciąga się drewniana podłoga, stworzona z myślą o komforcie kobiet w szpilkach. Drewno jest pięknie wypolerowane i zachowuje swoje naturalne barwy, nadając przestrzeni ciepłą i tradycyjną estetykę. Ten elegancki dodatek nadaje tunelowi wyjątkowego uroku i nadzwyczajnej wygody. W pewnej odległości ustawiono ławeczki, na których podróżni mogą zrelaksować się i odpocząć. Te solidne siedziska, wykonane z ciemnego drewna, zapewniają wygodne miejsce do odpoczynku i obserwacji otoczenia. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Elianne L'Orfevre
— Jeśli miałabym przeprowadzać badania odnośnie właściwości aleksandrytu, to tylko z nadzorem kogoś z większą wiedzą ode mnie. Raczej nie chciałabym ryzykować skutków ubocznych, jakie mogłyby przynieść próby osadzenia kamienia, którego mogłabym nawet nie być w stanie jeszcze osadzić przez to, że nie mam wystarczającej wiedzy w tym zakresie. — Stwierdziła rozsądnie, bo nie paliło jej się, żeby eksperymentować z nieznanym. Jeśli nie znajdzie w notatkach rodziny informacji o aleksandrycie i jego właściwościach magicznych, zapewne podrzuci pomysł któremuś ze starszych jubilerów w rodzie z pytaniem, czy wie, czy kiedykolwiek ktoś próbował te kamienie osadzać. A jako że nie były jakoś bardzo stare oraz były dosyć drogie, to zakładała, że jednak nie było zbyt wielu chętnych, aby podejmować próby potencjalnie bardzo kosztownych badań. Szybka szamotanina, w której nie brała udziału, zakończyła się ucieczką stworka oraz odgłosem walenia się tuneli, na który zaraz się wzdrygnęła i obejrzała za siebie, jakby sprawdzając, czy czasem nie powinna zacząć biec. Nic jednak nie wskazywało na to, że powinni teraz walczyć o swoje życia. Okolica była spokojna, jeśli nie liczyć wrażenia, że ściany zaraz powolutku przybliżą się do siebie i ich zmienią w niezbyt eleganckie placki. Mal ciągnął ją trochę za sobą, kiedy chwycił jej rękę i ruszył, zanim się zorientowała. Próbowała nadążyć za nim i zrównać krok, chociaż zapewne ból w łydkach i jej krótkie nogi nie bardzo wspomagały jej próby. Przeszli do miejsca, w którym znajdowały się drzwi i znalazła się również ich zagubiona towarzyszka. Cóż, być może dała radę jakoś przejść w odpowiednią stronę, zanim wszystko się zawaliło. Albo jakoś przebrnęła przez gruzy, żeby dostać się do tamtego korytarza? Nie miała pojęcia i niezbyt chciała na ten temat rozmyślać, czy rozmawiać. Kobieta była dla niej obca, a ona była zmęczona i chciała tylko wydostać się z tego miejsca. Rozejrzała się po pomieszczeniu, zauważając kolejnego już dzisiaj trupa. Ich też miała serdecznie dosyć, ile trupów można napotkać w jeden dzień? Dobrze, chociaż, że kompletnie nie znała tej osoby. Podeszła do martwej czarownicy, aby przyjrzeć się jej, próbując zapamiętać szczegóły jej wyglądu, by móc ją później narysować, oraz aby spróbować zabrać jej athame i pentakl. Kierowała się przy tym myślą, że takie rzeczy nie powinny leżeć w miejscu, do którego może wpaść nagle jakiś niemagiczny i dorwać się do tych rzeczy. Tym bardziej że miejsce miało osuwiska, do których wciągało randomowych ludzi, więc tym bardziej — niemagiczni mogli się tu dostać w ten, czy inny sposób, z przypadku, albo z głupiego wyzwania typu "założę się, że nie wleziesz do zamkniętej kopalni Hudsonów". Zamierzała oddać athame i pentakl, chociażby nawet i anonimowo, do kościoła z krótkim wyjaśnieniem i rysunkiem kobiety. Być może była z którejś z rodzin kręgu i może będą chcieli wiedzieć, co się z nią stało, nawet jeśli martwa była od bardzo dawna. No i kościół może chcieć wiedzieć, gdzie jest ciało. Może wyślą gwardię, żeby je zgarnęła, chociaż szczerze wątpiła, żeby ktokolwiek miałby tu włazić z własnej, nieprzymuszonej woli. Po chwili kierowana głosem nieznanego jej dalej mężczyzny i jego przypomnieniu o zajęciach z teorii magii, jej wzrok znowu podążył do znaków na ścianie. — Chyba lepiej byłoby odczytywać kod od lewej do prawej. W końcu to najpowszechniejszy sposób zapisu w tych stronach więc najbardziej prawdopodobny. — stwierdziła, bo przecież kto zapisywałby coś całkiem inaczej? Ale równie dobrze mogło być tak, że z każdego rzędu był tylko jeden znak prawidłowy, więc mieli naprawdę sporo kombinacji do przejrzenia. No i nie wiedziała, do czego miałyby się odnosić te znaki. Nie widziała kluczy, więc nie miała pewności, co muszą w ogóle z tym kodem zrobić i czy nie muszą czasem rzucać w drzwi zaklęciami z danego żywiołu. To by było upierdliwe, patrząc na to, że z magii natury potrafiła jedynie marne podstawy. Prędzej mogłaby próbować zepsuć te drzwi magią powstania. Zawsze mogła chyba próbować rzucić na te przeklęte drzwi, albo zamek zaklęcie, które by je popsuło, być może dałoby się wtedy drzwi otworzyć. Albo po prostu by ich udupiła, bo drzwi byłyby popsute i nie chciałyby się już w ogóle otworzyć, więc zostawiła tę opcję na ostateczność, jeśli nic innego nie wymyślą. — Macie jakiś pomysł, do czego te znaki mogą się w ogóle odnosić? — Rzuciła pytaniem do ogółu, mając nadzieję, że może reszta wie coś, czego ona sama nie dostrzegła do tej pory. |
Wiek : 22
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Jubiler, zaklinacz
Mallory Cavanagh
Pokiwał głową, w ten sposób kwitując odpowiedź Elianne. Rozsądne podejście, które doceniał - w tym momencie szczególnie, choć nie długo, bo akcja nie miała zamiaru na niego czekać, a on ani myślał ją zawieść. Ciągnięciu stało się zadość ledwie po trzech krokach, musiał bowiem wstrzymać wodzę, gdy klocki rozsypały się dookoła. Zważając na zręczność i prędkość, jaką wykazywał się stworek oraz zatrważającą nieporęcznością, której pokaz sam co chwila dawał, za połowicznym sukcesem musiał stać potężny łut szczęścia. Czyżby właśnie po latach letargu rozbudzała się w nim rodowa umiejętność? W tej sytuacji nie miałby nawet "ale" do takiego rozwoju wydarzeń, wręcz przeciwnie: powitałby je z szeroko otwartymi ramionami. Przemierzanie tuneli nie napawało optymizmem, więc jakikolwiek, nawet najdrobniejszy przejaw nadziei był na wagę złota i gotów był chwytać się go jak tonący brzytwy. Kwestię klocków na razie musiał odsunąć na bok. Miał tylko cztery i wątpił, by w tak ograniczonym zakresie pomogły opuścić podziemie. Zerknął kontrolnie na Byala i Elianne, po czym wyszedł na przód, [i[Leviorą[/i] oświetlając pomieszczenie. Kolejny trup. Który to już tego dnia? Najwyraźniej zaczął wyrabiać już pewną odporność na tego typu makabryczne widoki, bo pobieżnym oględzinom nie towarzyszyły, cóż, jakiekolwiek uczucia. — Bądźcie ostrożni — rzucił odruchowo w ich stronę, gdy zaczęli zbliżać się do nieboszczki. Jak na razie radzili sobie nienajgorzej, więc postanowił zafundować im drobny kredyt zaufania. Sam w tym czasie postanowił zająć się tajemniczymi drzwiami. Zmrużył oczy, dostrzegając przy nich kobietę, która się od nich odłączyła. Nim zdążył dopytać, czego po drodze doświadczyła, ogromnie zaintrygowało go to, co trzymała w dłoni. Czyżby...? Wysłuchując wykładu, zbliżył się do drzwi. Prędko znalazł to, czego szukał. Problematyczną kwestią pozostawała odpowiednia kolejność. Czy to był jeden, długi ciąg, czy liczyła się tylko sekwencja pozioma? Pionowa? Ukośna? Znaków było tyle, ile kostek - czy mogło tu chodzić o zwykły przypadek? Zerknął z ukosa na kobietę, po czym wpół impulsywnie i w pełni kulturalnie uprzedził ją, że: — Pożyczę to na chwilę. — Nie czekając na odpowiedź, odebrał jej klucze. Zanim jednak zrobił z nimi to, do czego zostały stworzone, usłyszał dochodzący zza drzwi głos. Dziwny, niemożliwy do identyfikacji, niezbyt rzeczywisty... Odwrócił się do towarzyszy niedoli, przyłożył sobie palec do ust i nasłuchiwał, ale odpowiedziała mu już jedynie cisza. Spojrzał więc na pierścień, najeżając się wewnętrznie w antycypacji na uraczenie blaskiem ostrzegającym przed niebezpieczeństwem. Na wszelki wypadek odsunął się odrobinę od drzwi, wyciągając dłoń, by tym ruchem poinformować resztę, by uczynili to samo. Ściszonym głosem postanowił rzucić swoje trzy centy: — Kombinacja, która pozwoli nam opuścić to pomieszczenie? — wymamrotał, sięgając do kieszeni. Przyjrzał się klockom, które pozbierał, próbując ożywić w umyśle obraz całości w pudełku. Ogień - ziemia - ogień - powietrze...? — Jak wybrać właściwą? — Ale zanim w ogóle to zrobią, musieli zminimalizować możliwe do poniesienia straty. — Sprawdźmy najpierw, co znajduje się po drugiej stronie. — Był taki czar, ale nie mógł przypomnieć sobie inkantacji. Prawdopodobnie z magii powstania, o ile pamięć go nie myliła, więc rzucił porozumiewawcze spojrzenie Elianne. |
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Zawód : aspirujący entomolog
Kayra Fraser
Właściwie to kobieta nie miała słów by opisać co czuła, gdy spojrzała w oczy pozostałym czarownikom, którzy podzielili jej los wpadając pod ziemie. Jednak teraz miała już po prostu dość tego co tu się zadziało, dość podziemia i w sumie to zaczynała mieć dość tych ludzi i tego miasta. Może powinna wyjechać na wakacje? Zamknąć sklep i po prostu wyjechać gdzieś gdzie nie ma już zimy i śniegu, gdzie jej palce nie ociekały krwią i gdzie jej płuca nie paliły żywym ogniem od wysiłku jaki przeszła. Miała dość samolubności, dziwnych zjawisk, złodziejstwa. Miała dość braku tlenu, remanentu i słabej kawy. Miała dość niedokręconych żarówek, palących średnim ogniem, nic nadzwyczajnego ani też wybitnego w masie zwykłych niezbyt jasnych żarówek. Obejrzenie czarownicy było owocne, znalazła tam klucze do jakiegoś zamku, wszystkie jednakowe tylko głowy się różniły. Jednak i to zostało jej odebrane jak zwierzęciu. Jakby nawet fakt, że jeszcze z nimi nie skończyła nic nie znaczył. Miałą dość tych ludzi i choć nigdy nikomu źle nie życzyła, tak powoli zaczynała widzieć w tym sens. Gdy zbliżyła się do drzwi, rozpoznała symbole na nich namalowane, z niemałym zdumieniem usłyszała jak jeden z pozostałej trójki też je rozpoznał. Poznała też ten głos, zadziorny i jakby wszystko wiedział i zawsze wszystkim musiał wszystko tłumaczyć i z tego ciągłego tłumaczenia już był tak znudzony głupotą go otaczającą, że wywyższa się nad innymi. Eh... wiedziała, że coś jej nie pasowało w tym człowieku. Nie odzywając się do nikogo, podejrzała po cichu rysunek na pudełku, który tak skrzętnie ukrywali i postanowiła samodzielnie rozwiązać zagadkę zamkniętych drzwi. Jeśli to nie pomoże, to użyje magii bądź kilofa. Przyjrzała się ponownie znakom na drzwiach i nieświadomie zaczęła rysować ich kształt swoimi zakrwawionymi palcami. Nie była pewna czemu to robi, może dla prezerwacji wiadomości, w razie gdyby ta nagle się rozmyła jak niegdyś wiązki pod toną ziemi spadającą prosto na nią. Próbowała sobie przypomnieć wszystko co tylko mogła związane ze znakami na drzwiach. Wiedziała, że większość powtórzyła się chyba kilka razy ale powietrze tylko raz i zastanawiała się, czy coś z tym nie jest związane wyjście z tej pułapki. Może podmuch wiatru w odpowiednią stronę? Może czar Ventus? Wypowiedziała więc słowa zaklęcia i skupiła się na manewrowaniu wiatrem w komnacie w nadziei, że to cokolwiek spowoduje i będzie o krok bliżej od otwarcia drzwi. - Ventus! ___ Czar Ventus |
Wiek : 31
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : Właścicielka sklepu zielarskiego
Stwórca
The member 'Kayra Fraser' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 95 -------------------------------- #2 'k100' : 5 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Symbole przewijały się przez życie każdego z was. Chleb pęknięty w krzyż, pentagramy czy sławetne trzy szóstki, którymi mordy wycierały sobie teraz chrześcijańskie kościoły. Nie mieli tego, co wy — nie mieli wiedzy o tym, co każdy z tych symboli jest w stanie uczynić. Rozpoznaliście je bez trudu, chociaż każdy z was znał je z zupełnie innej dziedziny swojego życia i nauki. Woda, ogień, powietrze, ziemia... Ziemia, ogień, woda, powietrze... Kolejności było tak wiele, ale która była poprawna? Czy którakolwiek była poprawna? Elianne, zabrałaś z ciała martwej czarownicy pentakl i athame. Dotykając ich nie poczułaś absolutnie nic — podobnie jak w przypadku innych tego typu przedmiotów. Nie byłaś więc w stanie ocenić czy mogą się jeszcze do czegoś nadać, ale to nie miało znaczenia. Liczył się przecież gest. Piękny gest, mogący uświetnić wygląd twojej rodziny, która przed stu laty zamieszana była w wydarzenia Wykreślonego Roku. Mallory, twój kryształ górski nadal milczał. Jeśli miałby się rozpalić na czerwono, na pewno byś to zauważył, a tymczasem był zwykły, jakby stworzony ze szkła, chociaż na pewno miał odpowiednią moc. Błyskotka twierdziła, że nie ma tu zagrożenia — rozum mógł podpowiadać inaczej. Ale kto miał rację? Kayro, nie oponowałaś, gdy młody chłopak zabrał ci klucze, starannie je oglądając. Mogły mieć z tym wszystkim związek — w końcu znajdujące się na nich zwierzęta być może kierowały się jakąś sekwencją, jakimkolwiek schematem. Byalu, podejmowałeś rozważania na temat kolejności, ale aby przekonać się, która jest poprawna, należało działać. Drzwi milczały jak zaklęte. Głos, który usłyszeliście przed chwilę, odszedł w nieznane, a kto wie, co znajdywało się po drugiej stronie. Być może nic... Być może ratunek. Wiatr wzniecony w sercu tej dziwnej komnaty zebrał na sile. Poczuliście go na swoich skroniach i włosach, ale sprawnie skierowany przez pannę Fraser w kierunku drzwi naparł na nie, przez co zawiasy lekko zaskrzypiały. Wrota nie otworzyły się, nie byliście wolni. Powietrze, które naciskało na przejście, zatrzymywało się na nim gwałtownie, a twarde drewno nie reagowało bardziej. Jedyną zmianę w otoczeniu, jaką mogliście zauważyć, napotkaliście za swoimi plecami. Oczy wystające ze ścian i wpatrujące się w was z daleka nagle zniknęły. Schowały się i wsiąkły w kamień, tak samo, jak wcześniej dziwne stworzenie, które napotkaliście niespodziewanie na swojej drodze. Chociaż w tunelu panowała głucha cisza, ta stała się jakby bardziej intensywna. Jeśli należało użyć powietrza, być może to jeszcze nie czas... Jeśli kolejność na drzwiach miała odegrać tutaj znaczenie, wyglądało na to, że wiatr nie rozpoczynał tej sekwencji. Jeśli poprawny był tylko jeden symbol — nie był to on. Mieliście zestaw wskazówek, a odpowiedź czekała tuż obok. Klucze, czary, siła własnych płuc, czy nawet kamieniste otoczenie. Wszystko wskazywało na to, że byliście w stanie się stąd wydostać, chociaż czas przeciekał wam przez palce. Czy ktokolwiek zauważył wasze zniknięcie? Jeśli w Cripple Rock doszło do tak potężnego trzęsienia ziemi i to wszystko nie było tylko niewygodnym snem, to kto wie, jak wiele szkód spotkało dzisiaj Hellridge, zwłaszcza po wydarzeniach z południa. Być może ktoś już pędził wam na ratunek, a być może nikt nie wiedział, gdzie was szukać. Jedno było pewne — nie chcieliście znaleźć się tuż obok martwego ciała czarownicy. — Tam? — rozległ się nagle głos dochodzący jakby gdzieś daleko zza drzwi. Był męski, ludzki i... zwyczajny. Nie zbliżał się, stał w znacznej odległości, a przynajmniej tak wydawało się z waszej perspektywy. Tura 13 Możecie teraz napisać swoje kończące posty w temacie. O waszych dalszych losach dowiecie się w moim ostatnim poście podsumowującym. Dalej możecie wykonywać akcje i próbować wydostać się z pomieszczenia, a jeśli potrzebujecie postów uzupełniających pomiędzy swoimi postami przed zakończeniem tury, dajcie mi znać prywatnie. Wiatr wywołany przez Kayrę został skierowany bezpośrednio na drzwi, ale nie wywołał zmian w otoczeniu, oprócz zniknięcia gałek ocznych, które widzieliście z daleka za swoimi plecami. Wszyscy, obecnie macie status zaginionych. Działające czary: Leviora (Byal, Elianne, Mallory, Kayra) Punkty życia: Byal Faradyne - 160/160 Elianne L'Orfevre - 149/166 (-27 P, stłuczenie łydek) (-10 do rzutów na sprawność) Mallory Cavanagh - 157/157 Kayra Fraser - 109/164 (- 20 P, -35 W, stłuczenia, skręcona kostka)
Termin odpisu do poniedziałku (17.07) do 22:00. Wszelkie posty po terminie bez uprzedniego poinformowania mnie o potencjalnym spóźnieniu, będą nieść za sobą przykre konsekwencje dla postaci. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Mallory Cavanagh
Za bardzo się przejmujesz, słyszał nieraz. Że doszukuje się dziury w całości jej pozbawionej, również. Podobne przeświadczenie wyczytał ze wzroku Elianne. Pierścień nie zamigotał, a majaczące na granicach wzroku oczy straciły zainteresowanie przedstawieniem i znikły tak samo prędko, jak się pojawiły. Ilu dowodów jeszcze potrzebował, by zboczyć z przymusowo wydeptanej ścieżki? Tunele były nieprzewidywalne. Czy dlatego te stworzenia zarządziły masowy odwrót - bo nie chciały tu zginąć? A może postanowiły dalej niknąć w mrokach historii, zamiast ujawniać się tym, którzy czekali za drzwiami? Ile czasu minęło od momentu pożarcia przez podziemie? W tym chaosie łatwo było pogubić nie tylko kroki, ale i rozregulować sobie wewnętrzny zegar. Czy szaleństwem było sądzić, że ktoś mógł zainteresować się ich zniknięciem? Po nim nikt by nie płakał, ale Byal miał przecież Roche'a i Grace, a Elianne rodzinę... i Lotte. Istniała szansa, że po drugiej stronie czekała na nich ekipa ratunkowa i to niekoniecznie złożona z wyznawców jedynej słusznej religii, więc... Zmarszczył brwi, gdy tajemnicza nieznajoma bez słowa zaczęła bawić się powietrzem. Podmuch wiatru nie był wystarczająco silny, by go powalić, ale do wyjątkowo łagodnych również nie należał, rzucił więc kontrolne spojrzenie na najdrobniejszą członkinie ich nieformalnej i niereformowalnej zbieraniny. Głupio by było tracić czas na łapanie jej, gdyby odleciała gdzieś w bok niczym balonik. — Byal, przytrzymaj Elianne — polecił, odgarniając irytująco wlatujące w oczy kosmyki włosów. Tak jak podejrzewał, sam atak wiatrem na nic się zdał. Nie czekając, aż czarownica wykona kolejny ruch, skrócił i tak już niewielki dystans, dzielący go od drzwi. Nieszczęsne implikacje źle wprowadzonej sekwencji wciąż kołatały mu się po głowie, ale... jeśli musiał wybierać, za ewentualne kłopoty wolał obarczyć siebie. Wystarczająco już dziś zafundował bliskim trosk. Zsunął wzrok na klucze. Zagadka nie była trudna: smok odnosił się do ognia, żuk do ziemi, ryby do wody. Łącząc je z symbolami wyrysowanymi na drzwiach, najprościej było zacząć wkładać klucze zgodnie z powszechnie stosowaną kolejnością: poziomo, od lewej do prawej - tak też zrobił: w ruch wprawił smoka, ryby, smoka, żuka dwa razy, smoka, ryby i smoka. Powietrze kończące sekwencję postanowił uzupełnić czarem: — Ventus. — Serce waliło mu jak młot, jakby sekundy dzieliły go od ścięcia. Lub zawału. Ewentualnie zmiażdżenia przez ściany lub sufit. Jeśli jednak nie stało się zupełnie nic, od razu przystąpił do sprawdzenia sekwencji poziomej, tyle że lecącej niczym "wężyk", a więc smoka, ryb, smoka, ryb, żuka dwa razy, ryb, smoka i raz jeszcze sięgnął po moc Ventus. W przypadku kolejnej porażki, powiedział w zamyśleniu: — A gdyby tak odczytać to pionowo... — A więc kolejno ze smokiem, żukiem, rybami dwa razy, żukiem, smokiem potrójnie i wyczarowanym powietrzem - jeśli sam już nie miał siły na kontrolę wiatru, liczył, że lukę zapełnią towarzysze. Ostatnią próbę przeznaczył na kombinację złożoną ze smoka, żuka, ryb, smoka, żuka, ryb, smoka podwójnie i wieńczącego ją Ventusa. Miał nadzieję, że prowadził towarzyszy w dobrym kierunku. Przynajmniej tym razem. Ventus udany jak potrzebny drugi, to niżej rzut |
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Zawód : aspirujący entomolog
Stwórca
The member 'Mallory Cavanagh' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 73 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Post uzupełniający dla Mallory'ego Rachunek był prosty. Zwierzęta miały swoje domeny. Smok ziejący ogniem, żuk zakopujący się w ziemi, ryba pływająca w wodzie. Zabrakło jedynie ptaszyska, które sunęłoby przez powietrze. Ostatni symbol na drzwiach znajdujący się w dolnym prawym rogu pobłyskiwał przyjemną magią, chociaż na drzwi naparła siła wiatru wywołana wcześniej przez Kayrę. Postawiłeś wszystko na jedną kartę. Zadziałałeś i podjąłeś decyzję, użycie kluczy wydawało się przecież logiczne. Bez trudu obracałeś je w zamku, ten strzelał przyjemnie, jakby zapadnie zamierzały przepuścić was dalej. Obserwowałeś też efekt pierwszej ze swoich kombinacji na drzwiach. Była prosta — była poprawna. Symbole na drzwiach stopniowo traciły na swojej magii, zdawały się wnikać w taflę drewna, zatapiać w niej i zostawać tam. Ostatnie przekręcenie klucza. Znak smoka tkwił na nim nieruchomo, tak samo, jak drzwi przed wami. Potrzebowaliście jeszcze powietrza, wiatru, który swoją siłą otworzy ten mechanizm. Wywołany przez ciebie czar, podobnie jak wcześniej ten należący do kobiety, nie zadziałał natychmiast. Nie było słychać tak jak wcześniej strzyknięcia zamka. Symbol powietrza powoli marniał w swoim obrazie, przenikając gdzieś dalej, zostawiając tafle drewna pustą. Wtedy też drzwi wepchnięte w przejście skalne zwyczajnie zniknęły. Rozpłynęły się w powietrzu niczym chmura tytoniowego dymu, przybrały formę mgiełki — tak jasnej, jak nitki babiego lata unoszące się wśród was. Drzwi odsłoniły za sobą tunel. Był krótki, a wy wyraźnie widzieliście, co było na jego końcu. Ściana. Kolejna kamienna ściana. Kolejny ślepy zaułek... Czy na pewno? — Mitch, słyszałeś to? — damski był wyraźniejszy i dochodził z... z góry. Z góry, ale zdecydowanie daleka. Wystarczyło przejść trzy kroki do przodu i spojrzeć na sufit, aby ten odkrył przed sobą okrągłe przejście prowadzące prosto w górę, skąd do tego miejsca wkradało się sztuczne światło lampy. Tunel prowadzący w górę miał dobre 6-7 metrów, około 2 metrów średnicy. Na jego końcu znajdywała się żeliwna krata. — Przestań mnie straszyć, Evelyn. To kaplica, nie ma tu wskrzeszeńców. Żaden nie wstanie z grobu — odpowiedział jej mężczyzna. Nie widzieliście żadnego, ale na pewno znajdywali się w pomieszczeniu nad wami. Jest to post uzupełniający ze względu na akcje Mallory'ego. Mallory nie masz już akcji w tej turze. Reszta dalej ma 2 akcje. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Elianne L'Orfevre
Drgnęła, słysząc nagle rzucone zaklęcie, które wycelowane w nią mogłoby miotnąć nią o ścianę i rzuciła kobiecie spojrzenie jasno mówiące, że gdyby nie celowała w drzwi, to właśnie oberwałaby ona z zaklęcia, mającego zniwelować zagrożenie, jakie mogła stanowić. Nie była jednak pewna, czy nieznajoma w ogóle zarejestrowała to spojrzenie. Elianne może nie wyglądała powierzchownie, jakby przeszła taką makabrę jak tamta, jednak tego dnia wydarzyło się tyle nieprzyjemnych rzeczy, w tym anioł, który zamordował Marshalla i próbował odebrać życie również jej, Mallowi, Charlotte i tamtej dziewczynie, która trzymała się z Williamsonówną... Potem te przeklęte tunele, które też nastawały na ich życia. Jeden zły ruch, a pewnie cieniutka linka, na której trzymała swoje nerwy, puściłaby i nie byłaby pewna, co by z tego wyniknęło. Z jednej strony mogła po poczynaniach kobiety jakoś prześledzić jej domniemany tok myślowy odnośnie zagadki, jednak nie sądziła, żeby to było prawidłową odpowiedzią na nią. Nie szkodziło jednak próbować, bo przecież to nie tak, że znała odpowiedź, mogła być faktycznie prawidłowa. Chwilę później obserwowała, jak Mall zabiera się do zagadki z kluczami w ręce. Skąd on je wytrzasnął? Nie zarejestrowała sytuacji, kiedy zabrał je kobiecie, skupiona wtedy na trupie. W każdym razie pierwsza kombinacja, którą wprowadził Mall, była całkiem owocna. Drzwi zniknęły, pozwalając im przejść... ledwie kawałek dalej? Zaskoczenie mieszało się z zawodem. Męczyli się, żeby się tu dostać, tylko dla kilku metrów tunelu więcej? Jednak głosy słyszane jakby z bliska sprawiały, że podążyła dalej tunelem, aby odkryć dziurę w suficie zakończoną kratą. Obce głosy mówiły coś o wskrzeszeńcach, więc zaraz wrzuciła obie te osoby do szufladki "czarownicy", czując się trochę lepiej. — Hej? Czy któreś z was mogłoby, proszę, otworzyć tę kratę? — Zawołała zmęczona, mając nadzieję, że nie przepłoszy tym osób, które były na górze. — Nie jesteśmy wskrzeszeńcami, ale trochę nas sponiewierało osuwisko i tunele, i chcielibyśmy już wyjść na powierzchnię... — Dorzuciła, spokojnie, chcąc na zaś trochę uspokoić towarzystwo na górze, uznając, że jej nagłe odezwanie się może przyprawić kogoś o zawał. |
Wiek : 22
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Jubiler, zaklinacz
Elianne L'Orfevre
Jeśli towarzystwo z góry zwinęło się, nie mając zamiaru im pomóc z kratą, zamierzała sama sobie z nią poradzić. W końcu magia powstania mogła na coś się przydać, a nawet pomimo zmęczenia powinno jej wyjść tak podstawowe zaklęcie. — Odsuńcie się spod kraty, nie wiem, czy nie spadnie, jak trafię w nią zaklęciem. — Zwróciła się do towarzyszy, a kiedy była pewna, że pod kratą została tylko ona i to tylko częściowo, bo ustawiła się jak najbliżej tunelu, tylko tak, żeby móc widzieć kratę i szybko się schować, próbowała rzucić na nią zaklęcie. — Inanis. — Wyrzuciła z siebie, celując w mechanizm kraty, zakładając, że skoro jest tu dziwny dół, to jakoś musi być też możliwość, żeby się do niego dostać, a więc i jest tam jakiś mechanizm. Od razu po rzuceniu zaklęcia, szybko wycofała się do tunelu, woląc nie ryzykować, że popsuta krata mogłaby spaść na nią. Dopiero po odczekaniu chwili, wróciła pod wylot tunelu i spojrzała w górę, zastanawiając się, czy udałoby jej się tam wspiąć, albo jakoś poradzić sobie z tym magią. — Ma któreś z was pomysł, jak się tam wspiąć? Ventus jako odskocznia od ziemi chyba będzie za słabe, a nic silniejszego nie rzucę, nie ta specjalizacja magiczna, a nawet jeśli je rzucić, to nie ma się tam czego chwycić, żeby odbić się drugi raz, albo próbować się dalej wspiąć... — Myślała na głos, próbując wymyślić sposób, w jaki mogliby wydostać się z tej dziury. Już tak niewiele brakowało, żeby wyjść na powierzchnię i być może wrócić do domu. Marzyła o gorącej kąpieli, łóżku i bezpieczeństwie. Jeśli zaś problem kraty został rozwiązany przez osoby z góry, Elianne zastanawiała się tylko na głos, jak dostać się na górę. [czyli w zasadzie sama część posta od drugiego dialogu.] _____________ Rzut na Inanis > https://www.dieacnocte.com/t70p690-temat-do-rzutow-koscia#8714 |
Wiek : 22
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Jubiler, zaklinacz
Byal Faradyne
Znaki alchemiczne stanowiły jedną spójną całość, dlatego od razu uznał wykorzystanie samego podmuchu wiatru za spisane na porażkę, zwłaszcza gdy był to ledwie jeden znak i nie został nawet naruszony. Wniosek był zapewne jeden: nie zaczynał on sekwencji. Przełożenie symboli na cztery żywioły nie było wcale takie trudne, większym wyzwaniem dla historyka, który spotykał się w swojej karierze z takimi zapisami, zabezpieczeniami magicznymi, jak i naznaczaniem przestrzeni — była odpowiednia kolejność i sposób natarcia na drzwi. Czy mieli wykorzystać magię natury? Wtem jednak w rzekę rozważań wciął mu się Mallory, sugerując, by przytrzymał Elianne. Faradyne od razu domyślił się, że chodziło mu o dziewczynę, która towarzyszyła im przez większość tej przeprawy, aniżeli nieznajomą. Profesor historii magicznej ustawił się tak, by rzeczona Elianne w razie zagrożenia mogła się go złapać i dopiero w przelocie dostrzegł klucze w ręku posiadacza burzy ciemnych włosów. Nie miał jednak możliwości bliżej im się przyjrzeć, nawet nie wiedział, skąd właściwie je wytrzasnął i musiał zaufać, że młody Cavanagh wiedział, na co się teraz porywał. Słyszalne strzelanie zamka wiązało się niewątpliwie z prawidłowym obrotem, a następstwo tego było widoczne już chwilę później, gdy większość symboli zanikała stopniowo — aż nie pozostał po nich żaden ślad. Byal Faradyne przygryzł dolną wargę w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń, pokładając ogromne nadzieje w sukcesie Mallory’ego. Pozostał jedne w postaci symbolu wiatru i tu przywołane zaklęcie również naparło z całą siłą na drzwi — aż końcu owy znak zanikł, a jego śladem w dymnej pozostałości drzwi blokujące przejście. A więc udało się, pomyślał historyk i może odetchnąłby z ulgą, gdyby faktycznie wychodziliby na świeże powietrze. Po zniknięciu drzwi wcześniejsze pomruki zza drzwi — tym razem nabrały bardziej zrozumiałych kształtów i wydawało się, że dobiegają z góry, rozchodząc się stopniowo w dół. Mitch, słyszałeś to? i przestań mnie straszyć, Evelyn. To kaplica, nie ma tu wskrzeszeńców. Żaden nie wstanie z grobu — Byal Faradyne potrzebował chwili, aby zrozumieć zasłyszane słowa, jednak dzięki temu mógł odnotować dwie rzeczy: dotyczące miejsca, które znajdowało się nad nimi i to, że gdzieś nad nimi byli czarownicy. Samo wzmiankowanie o wskrzeszeńcach tak lekko, obruszyło na swój sposób historyka, ponieważ zwieńczył to cichym prychnięciem. Profesor historii magicznej pozwolił Elianne ruszyć przodem wgłąb świeżo odblokowanemu przejściu. — Jestem z ciebie dumny, Mall. Świetnie sobie poradziłeś. — mruknął historyk na takim poziomie głośności, żeby jedynie młody Cavanagh mógł to dosłyszeć. Poklepał miłośnika owadów po plecach i delikatnie zachęcił Mallory’ego do ruszenia się z miejsca, zanim nie dołączyli do Eli, wołającej do czarowników. — Chodź. Może jakimś cudem uda nam się wrócić do domu. Zasługujesz na to, aby się w końcu porządnie wyspać. Faradyne dołączywszy do Elianne, obejrzał się jeszcze za młodym Cavanaghem, żeby upewnić się, gdzie ten się znajduje (nie tak dawne spotkanie ze stworkiem wręcz samo prosiło się o ojcowską zapobiegawczość na tym polu, byleby nie zniknął mu teraz z oczu) i dopiero wtedy uniósł na moment wzrok ku górze. Wysokość do, jak się zdawało, kraty robiła wrażenie. Zaraz jednak usłuchał prośby dziewczyny, choć przyszła mu do głowy myśl, że może przydałoby im się jeszcze jedno zaklęcie z obrębu magii natury, które mogłoby ponieść ich na taką wysokość. Nie miał jednak pewności, czy w ogóle odniesie to jakikolwiek rezultat. Byala Faradyne’a podgryzało to, że mogliby znaleźć się tak blisko wezwania ratunku, robiąc hałas na dole i nacierając na drzwi (musiało być to nawet w jakimkolwiek stopniu słyszalne i ponieść się wyżej). — Uważajcie teraz na siebie i nie próbujcie się nawet rozdzielać. — powiedział poważnym tonem historyk, czując odpowiedzialność za dwójkę młodych osób, które tak jak on utknęły w przejściu z kopalni. — Ventus Magnus — rzucił bardziej do siebie profesor historii magicznej i zabrakło w tym jakiegokolwiek przekonania w jego głosie. Nie odniosło to jednak żadnego pożądanego rezultatu, więc spróbował raz jeszcze, mając nadzieję, że tym razem się to uda. Historyk nie miał za złamanego centa pewności, czy jego pomysł i próba skierowania wiatru w górę pójdzie po jego myśli, a już tym bardziej, czy faktycznie im się to przysłuży. Mógł jedna liczyć na to, że jeśli krzyki Elianne nie odniosą rezultatu, a zaklęcie kierowane w kratę nie przykują uwagi obecnych w kaplicy, to może nieoczekiwana moc żywiołu im ją zagwarantuje i zostanie adekwatnie potratowana jako odstępstwo od normy. — Ventus Magnus! — Tym razem te dwa słowa zakrzyknął, nawet gdyby zaklęcie miałoby się wykrzaczyć i zupełnie się nie udać, to dla osób na wyższym poziomie mogłoby to być informacją, że mają do czynienia z czarownikami. W okolicy działy się dziwne rzeczy, więc możliwe, że kaplica miała być pewną ostroją bezpieczeństwa, co nie zmieniało faktu, że potrzebowali pomocy, aby się stąd wydostać. Sam spryt, zmęczenie całą przeprawą, kurz i pył wgryzające się w ubrania, osiadłszy również na włosach i drażniąc skórę, to było za mało przy znajdowaniu się w tak głębokim dole. Rzut 1: Ventus Magnus (nieudany) Rzut 2: Ventus Magnus |
Wiek : 46
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : profesor historii magicznej
Stwórca
The member 'Byal Faradyne' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 81 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Kayra Fraser
To wszystko było już dla niej wystarczającym motywem by spakować manatki z tej dziury i wyprowadzić się gdzieś, gdzie magia nie pochłaniała pod toną ziemi uczciwych czarowników. Nie była świadkiem ale obiło jej się o uszy co działo się ostatnio w miasteczku, klienci gadali. I choć nie znała żadnych szczegółów sytuacji w ludziach wrzało od niepewności. Kobieta miała już dość też sytuacji w której się znalazła i w głębi duszy modliła się do Lucyfera by w końcu pozwolił jej wyjść z tych piekielnych korytarzy i zapomnieć o tym popołudniu na dobre. Jej frustracja wzięła górę, gdy próbowała sforsować drzwi na siłę, nie można było jej przecież winić, miała poważne powody do tego by się irytować. W końcu, drzwi się otwarły by po kilku metrach odsłonić kolejną ścianę. Ścianę w którą Kayra miała ochotę walić głową, ale gdy wszyscy przeszli przez drzwi okazało się, że wyjście tam było, tylko u góry. Wystarczyło się tam dostać, z tym zaś był pewien problem. Nie czekając na innych bo przecież oni na nią też nie czekali i robili sobie co chcieli, rzuciła czar, choć miała swoje przeczucia, że pewnie nie będzie to najtrafniejszy pomysł, nie mniej jednak wyszeptała pod nosem słowa zaklęcia z nadzieją, że prócz tunelu w górę znajdzie jeszcze jakąś lepszą opcję, bo na wspinaczkę jej już nie było stać, nie w tym stanie w jakim obecnie się znajdowała. - Viam Revelare. - Każdy kolejny krok miała nadzieje, że już będzie kierował ją coraz bliżej wyjścia z tej sytuacji i nie zobaczenia twarzy tych osób nigdy więcej na swoje oczy. Nie miała per se nic do ludzi, po prostu sytuacja i fakt, że pozostawili ją pod gruzami na pewną śmierć wywołał dużą dozę niechęci u kobiety. _____ Viam Revelare rzut 79 |
Wiek : 31
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : Właścicielka sklepu zielarskiego
Czas. Ciekawe narzędzie, miarka przeszłości, nad którą dumali się historycy, dzisiaj działał jakby inaczej. Szczelne tunele nie przepuszczały żadnych dźwięków, bliskie spotkania ze stworzeniami nie z tego świata były na to najlepszym dowodem. Ludzkie głosy, jakie usłyszeliscie, gdy drzwi się otworzyły, a waszym oczom u góry ukazała się krata, były jedynym potwierdzeniem, że żyjecie, a to wszystko nie jest tylko bezlitosnym snem. — Słyszałam! Mitch, słyszałeś?! — kobiecy głos gdzieś z góry subtelnie dał o sobie znać. — Uciekamy! — pogonił ją drugi — męski. Wizja wskrzeszeńców (albo trupów) wyłaniających się spod ziemi w kaplicy przeraziła ich widać nie na żarty. Kwitował to odgłos kroków i skrzypnięcie kraty, której ciężki mechanizm zerwał czar posłany w górę przez Elianne. Metal zapiszczał cicho, a potem runął w dół — niemal prosto na was. Tylko szybka reakcja pozwoliła wam odsunąć się od niego i nie zostać zmiażdżonym przez pordzewiałą potężną osłonę tego korytarza. Dalej pozostawało jednak pytanie — jak się stąd wydostać. Pierwszy zareagował Byal, którego silny podmuch wiatru wydobywający się jakby spod nóg, pociągnął w górę, w linii prostej do otworu wyżej. Na dole wciąż zostało kilka osób, ale wtem krótka inkantacja wypowiedziana przez Kayrę odsłoniła coś jeszcze. Razem z ostatnią sylabą ściana zaczęła się trząść, ale nie poleciał z niej najmniejszy kamyczek. Wysuwały się z niej potężne schody, kręcące się wokół, jak gdyby było to zamkowe wejście na wieże. Wystarczyło się po nich wspiąć. Gdy znaleźliście na górze waszym oczom w istocie ukazała się kapliczka. Dość mała, ciemna i zagracona. Przez otworzone na oścież drzwi wpadało słońce... Poranne słońce. To było łatwo rozpoznać. Wokół leżało kilka pudeł, lecz jeśli do nich zajrzeliście oprócz narzędzi ogrodniczych, kilku łopat i sterty gruzu, nie dostrzegliście tam nic. Na wschodniej ścianie umieszczony był pentagram, obok niego mały i bardzo stary ołtarz, przykryty podniszczonym obrusem. To miejsce wyraźnie było w trakcie renowacji. Obok nie było już żywej duży. Jeśli zdecydowaliście się opuścić pomieszczenie, waszym oczom ukazał się kawałek lasu, a tuż obok niego tablica „Witamy w magicznym Salem”, nieco powykrzywiana i pordzewiała. Niedaleko stał samochód, a obok niego jakiś człowiek, którego nie mogliście rozpoznać na pierwszy rzut oka. Jeśli jednak zbliżyliście się do niego, bez trudu rozpoznaliście pentakl na jego szyi. Nucił coś pod nosem, a jego głos zdecydowanie nie przypominał głosu Mitcha. Z termosu pił właśnie (prawdopodobnie) herbatę, a radio w jego wozie grało głośno, dopóki nie zostało przerwanie wiadomościami, które podgłośnił: „Jest 28 lutego, 9 rano, a przed Państwem audycja Rock'N'Roll wiecznie żywy. Ja nazywam się Wendell Holt i zapraszam do słuchania najlepszego radia w Bostonie!”. Zaraz po tym z głośników poleciał głośno melancholijny utwór Elvisa Presleya — You'll Never Walk Alone. Byliście wolni. Podsumowanie Bardzo dziękuję wam za grę. Mam nadzieję, że dobrze się bawiliście! Od tego momentu możecie dokonywać rozwoju postaci, a także grać wątki mające termin po wydarzeniach w Cripple Rock, z uwzględnieniem, że jest 28 lutego (rano), a droga do Hellridge zajmie co najmniej 3h. Przez ostatnie 2 dni byliście zaginieni, co najprawdopodobniej zauważyły wasze rodziny i przyjaciele. Konsekwencje, jakie to miało dla waszych relacji, wybierzcie już sami. Facet bez problemu podrzuci was do Hellridge (nazywa się Russell, bądźcie dla niego mili), jeśli go o to poprosicie. Taką drogę możecie odegrać sami w tym wątku, ale Mistrz Gry nie będzie już w tym uczestniczył. Za udział w tej części wydarzenia wszyscy otrzymujecie osiągnięcie Krecia Robota. W poniższym podsumowaniu znajdziecie swoje zdobyte punkty doświadczenia (zależne od zaangażowania, ilości odpisów i terminowości oraz poniesionego ryzyka i kreatywności), a także drobniutkie konsekwencje od Mistrza Gry. Byal, w wyniku 2-dniowego przebywania w ciemności, otrzymujesz dodatkowy punkt zatrucia magicznego i od tej pory wynosi ono 2. Dostrzeżesz u siebie w najbliższym czasie strach wynikający z przebywania w małych i ciasnych pomieszczeniach (klaustrofobię). Powinna ona potrwać do minimum połowy marca. Po tym czasie możesz próbować pokonać swoją fobię. Fobia została dopisana do twojego stanu zdrowia w karcie postaci. W przypadku pokonania jej fabularnie zgłoś ten fakt w dodatkowych aktualizacjach, a Mistrz Gry ją usunie. Dodatkowo do końca fabularnego marca w dowolnym momencie wątku powinieneś rzucić kością k6. W przypadku wyniku równego 1 na twoich ramionach i szyi (miejscach, gdzie trzymał się ciebie stwór) zaczną pojawiać się dziwne odbite ślady jego rąk. Nie będzie to bolesne, ale będziesz mógł mieć wrażenie, że znów cię trzyma. Uczucie minie po około 1-2 turach. Oprócz tego do końca fabularnego marca otrzymujesz modyfikator -5 do wszystkich rzutów kością k100 na siłę woli (nie liczy się w przypadku rzutów na odmienność i skutki uboczne rytuału). Otrzymujesz 150 punktów doświadczenia. Elianne, w wyniku 2-dniowego przebywania w ciemności, otrzymujesz dodatkowy punkt zatrucia magicznego i od tej pory wynosi ono 4. Dostrzeżesz u siebie w najbliższym czasie strach wynikający z przebywania w małych i ciasnych pomieszczeniach (klaustrofobię). Powinna ona potrwać do minimum połowy marca. Po tym czasie możesz próbować pokonać swoją fobię. Fobia została dopisana do twojego stanu zdrowia w karcie postaci. W przypadku pokonania jej fabularnie zgłoś ten fakt w dodatkowych aktualizacjach, a Mistrz Gry ją usunie. Dodatkowo do końca fabularnego marca w dowolnym momencie wątku powinieneś rzucić kością k6. W przypadku wyniku równego 1 przez twoje łydki będą przechodzić nieprzyjemne prądy, utrudniające chodzenie, a nawet proste stanie. Nie będzie to bolesne, ale może znacząco zaburzyć twoją równowagę. Uczucie minie po 1-2 turach. Oprócz tego do końca fabularnego marca otrzymujesz modyfikator -5 do wszystkich rzutów kością k100 na sprawność (z wykorzystaniem nóg, czyli nie w przypadku podnoszenia rzeczy itp.). Otrzymujesz 150 punktów doświadczenia. Mallory, w wyniku 2-dniowego przebywania w ciemności, otrzymujesz dodatkowy punkt zatrucia magicznego i od tej pory wynosi ono 4. Dostrzeżesz u siebie w najbliższym czasie strach wynikający z przebywania w małych i ciasnych pomieszczeniach (klaustrofobię). Powinna ona potrwać do minimum połowy marca. Po tym czasie możesz próbować pokonać swoją fobię. Fobia została dopisana do twojego stanu zdrowia w karcie postaci. W przypadku pokonania jej fabularnie zgłoś ten fakt w dodatkowych aktualizacjach, a Mistrz Gry ją usunie. Dodatkowo do końca fabularnego marca rozpoczynając wątek powinieneś rzucić kością k6 (można w Kostnicy). W przypadku wyniku równego 1 będziesz mieć nieodparte wrażenie, że wpatruje się w ciebie stwór z jednym okiem. Nieważne ile razy mrugniesz - tyle razy zniknie i jego obraz pojawi się w innym miejscu, ale będziesz mógł mieć pewność, że to nieprzyjemna iluzja. W wątkach z taką wizją otrzymujesz -10 do wszystkich rzutów kością k100 na siłę woli (nie liczy się w przypadku rzutów na odmienność i skutki uboczne rytuału). Otrzymujesz 150 punktów doświadczenia. Kayra, w wyniku 2-dniowego przebywania w ciemności, otrzymujesz dodatkowy punkt zatrucia magicznego i od tej pory wynosi ono 3. Dostrzeżesz u siebie w najbliższym czasie strach wynikający z przebywania w małych i ciasnych pomieszczeniach (klaustrofobię). Powinna ona potrwać do minimum połowy marca. Po tym czasie możesz próbować pokonać swoją fobię. Fobia została dopisana do twojego stanu zdrowia w karcie postaci. W przypadku pokonania jej fabularnie zgłoś ten fakt w dodatkowych aktualizacjach, a Mistrz Gry ją usunie. Dodatkowo do końca fabularnego marca będziesz odczuwać znaczące rozproszenie. Rozpoczynając wątek powinnaś rzucić kością k6 (można w Kostnicy). W przypadku wyniku równego 1 będziesz gubić wątek i mieć poczucie, że zapominasz, gdzie właściwie jesteś. Uczucie minie szybko, ale wrażenie, że "coś jest nie tak" zostanie. W wątkach z takim odczuciem otrzymujesz -10 do wszystkich rzutów kością k100 na siłę woli (nie liczy się w przypadku rzutów na odmienność i skutki uboczne rytuału). Otrzymujesz 40 punktów doświadczenia. Wszystkie kwestie techniczne, ekwipunki, zatrucie magiczne, punkty i odznaki w najbliższych chwilach pojawią się w waszych profilach. Mistrz gry jeszcze raz dziękuje za udział w wydarzeniu. Wszyscy z tematu (chyba że chcecie sobie samodzielnie dograć drogę powrotną, to możecie!) |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej