First topic message reminder : Droga nr 11 Droga nr 11 łączy Cripple Rock z ratuszem w Salem. Przy wejściach znajdują się czarownicy sprawdzający podróżnym pentakle. Sufit zdobią rozwieszone okrągłe lampy, które rzucają przyjemne, łagodne światło na wszystko wokół. Ich stare, mosiężne oprawy dodają klasycznego uroku, wprowadzając w magiczną atmosferę. Pod stopami rozciąga się drewniana podłoga, stworzona z myślą o komforcie kobiet w szpilkach. Drewno jest pięknie wypolerowane i zachowuje swoje naturalne barwy, nadając przestrzeni ciepłą i tradycyjną estetykę. Ten elegancki dodatek nadaje tunelowi wyjątkowego uroku i nadzwyczajnej wygody. W pewnej odległości ustawiono ławeczki, na których podróżni mogą zrelaksować się i odpocząć. Te solidne siedziska, wykonane z ciemnego drewna, zapewniają wygodne miejsce do odpoczynku i obserwacji otoczenia. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Stwórca
The member 'Kayra Fraser' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 37 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Byal, Elianne, Mallory Napotkane stworzenie tkwiło przylepione do ściany, subtelnie jednym niemrugającym okiem obserwując pojawienie się nowych ludzi w tym zaułku. Zerwana nić magii tworząca pod jego stopami piaski zniknęła, ale ten pozostał doklejony do ściany, dalej ignorując wszelką grawitację. Nieco koślawy ruch wykonał, gdy do środka weszła Elianne i Byal, mocniej dociskając do ściany przedmiot, który trzymał, próbując za wszelką cenę nie dopuścić, byście go ujrzeli. Pokrywająca się śliską substancją ściana, która zabłyszczała, jak gdyby ktoś rozlał na nią oliwę, wprawiła stworzenie w niekontrolowany ruch. Wciąż trzymając przedmiot, przewrócił się, ale nie spadł ze ściany. Po prostu leżał na niej, przyklejony i zdezorientowany. Kolejny czar również go zaskoczył, jego oko poruszało się jakby wolniej, ospale i ociężale, wciąż wpatrując się w was. Nie próbował nawet się bronić, wyraźnie nie miał pojęcia co się wokół niego dzieje. Nie był agresywny, a mocno onieśmielony, widzieliście to w leniwych ruchach palców, które zaciskały się na — teraz wyraźnie dla was widocznym — jasnym pudełku. To zagrzechotało. Stworzone było z 9 kostek, ruchomych, pomiędzy którymi były drobne przestrzenie, około 5-6 mm. Każda z kostek miała na sobie jakiś rysunek, lekko pobłyskujący tym samym niebieskawym światłem, które otaczało was z każdej strony. Kostki bez trudu dało się z opakowania wyjąć, dostrzegliście to, ponieważ jedna (w prawym górnym rogu) wysunęła się nieznacznie o parę milimetrów, w miarę ruchów i przerażenia tego małego stworzenia, ponieważ gdy na stworzenie spadła cieniutka jedwabna nić, oplątała go z każdej strony, ten skulił się mocno, próbując ochronić swoje ciało. Dygotał i drżał — nie mieliście już wątpliwości. Był wyraźnie przestraszony waszym przybyciem. Nie był agresywny, nie rzucał się w waszą stronę, ale wyraźnie za wszelką cenę próbował ochronić swój skarb, aby ten nie dostał się w wasze ręce. Być może był w stanie z wami współpracować? Kayra Ziemia osuwała się ciężko, spadając na twoje ciało. Wokół panowała potworna cisza, chociaż pulsujący ból kończyn i zaciskającego się gardła, nie dawał ci spokoju. Brakowało niewiele, żeby się stąd wydostać. Traciłaś jednak siły szybko, nie mogąc złapać poprawnego oddechu. Twoje kończyny kostniały, czułaś odrętwienie i duszność, niemożliwą do powstrzymania własną siłą woli. To nie mogło się tak skończyć, ten potworny ciemny grobowiec w Cripple Rock, nie był przecież odpowiednim miejscem na ostatni spoczynek. Powinnaś próbować dalej — za wszelką cenę wykorzystać każdy znany ci sposób, żeby uciec. Tura 7 Kayra, w wyniku duszenia się tracisz kolejne 20 pż W. Próg wydostania się z pomocą siły własnych mięśni spod gruzowiska będzie w tej turze wynosił 70 ze względu na zapadającą się ziemię. Pamiętaj, że na turę możesz wykonać dwie takie próby (pierwszy rzut może odbyć się w kostnicy). Możesz również próbować zrobić to magią — o efektach takiego działania zadecyduje mistrz gry. Byal, Elianne, Mallory, w adnotacji zamieściłam wygląd pudełka. Możecie posiłkować się nim z dużą dokładnością. Nie jest przypadkowy. Działające czary: Leviora (Byal, Elianne, Mallory) Oleum (na północnej ścianie) Araneatelam na Stwora Punkty życia: Byal Faradyne - 160/160 Elianne L'Orfevre - 141/166 (-25 P, stłuczenie łydek) (-20 do rzutów na sprawność 2/2, potem -10 do końca wątku) Mallory Cavanagh - 157/157 Kayra Fraser - 54/164 (- 40 P, -70 W, stłuczenia, skręcona kostka, duszności) (-10 do rzutu kością k100 za pż poniżej 60) Pudełko:
Termin odpisu do czwartku do 21:00. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Byal Faradyne
Po nieudanym zaklęciu przyszła prędka weryfikacja rzeczywistości w postaci wyraźnie dygoczącego stworzenia, które zmusiło Faradyne’a do rozłożenia skutków czaru na czynniki pierwsze. Szanse oceniał jako niewielkie, ale gdyby się powiodło, mógłby przełknąć wyrzuty sumienia za działanie w oderwaniu od racjonalnej oceny sytuacji, nawet jeżeli to, co się działo, wcale nie należało do standardowych. Patrząc na to z drugiej strony: czy pokusiłby się o lekkomyślne rzucenie jakimkolwiek zaklęciem na inne żyjątka? Jedyne czym właściwie mógł się pocieszać, to że nie było aż tak wielu świadków tego zdarzenia. Mógł to oczywiście zrzucić na karb swojego obecnego stanu psychicznego i tego, że występek Malla wytrącił go z równowagi, zwłaszcza po rewelacjach, które zdał mu jeszcze na Apollo Avenue 11, tyle że nie traktował tego jako wiarygodne wyjaśnienie. Za pewne za jakiś czas pożałuje również okrojonej tyrady, którą sprzedał młodemu mężczyźnie z nazwiskiem spod znaku Kręgu, lecz jeszcze nie teraz. Czas na zaawansowane refleksje nadejdzie później. Zdawało się, że swoim nagłym najściem i zaserwowaniem Mallory’emu Cavanaghowi kolejno reprymend za wyrwanie się do przodu, a tym samym zniknięcie z oczu pozostałym członkom grupy — zagwarantowali nietypowemu stworzeniu co najwyżej stres i dezorientację. Nic zresztą dziwnego, skoro tkwiło — być może, tego Byal przecież nie wiedział i nie dałby sobie za to ręki uciąć — samotnie w sieci tuneli, ciesząc się ciszą, a te jeszcze za wiele przed nimi nie odkryły. Profesor historii magii odnotował, dopiero gdy owa istota wyłożyła się na swoje plecy, niezmiennie przytwierdzona do ściany, że zaciskała na czymś kurczowo palce. Oko stworzenia poruszało się wolniej, jednak drżenie ciała na ściennym tle było wyraźne. Byal Faradyne nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony młodego Cavanagha, powolnym krokiem ruszył do przodu, pokonując odległość między wejściem do pomieszczenia, a stworzeniem. Historyk zamierzał zatrzymał się w momencie, gdyby dostrzegł jakiekolwiek znamiona spłoszenia. — Wybacz. Po prostu się… zgubiliśmy i nie chcieliśmy cię przestraszyć. Nie będę cię atakował — Byal Faradyne zbliżał się ostrożnie z uniesionymi rękoma, choć nie miał zielonego pojęcia, czy napotkany stworek rozumiał mowę, a co dopiero czy potrafił odczytywać gestykulację. Niemniej wypadało jednak odwrócić skutki negatywnego wrażenia, który po sobie zostawili. W gruncie rzeczy przybrał niemal dydaktyczny ton, tak jakby znajdował się w sali wykładowej, siląc się na pozorny spokój, mimo że całokształt stresu i zaniepokojenia po nieobecności Mallory’ego jeszcze z niego w pełni nie uleciał. Historyk liczył, że uda mu się, choć odrobinę uspokoić napotkane stworzenie za sprawą słów, tonu głosu czy niespiesznymi ruchami. Byal Faradyne powątpiewał, że się nagle zaprzyjaźnią i skruszą lody w mgnieniu oka, ale doprawdy nic nie wskazywało na to, by to było agresywne, mimo podjętych przez obcych działań. Zawsze istniała niknąca nadzieja, że może minimalnie było ono komunikatywne. Może napotkało wcześniej na górnika, którego ciało zostało pogrzebane pod stertą ziemi i wtedy uderzyła w niego świadomość, że właściwie brakuje im jednej osoby. Na ich najście odpowiedziało przecież widocznymi objawami lęku niż atakiem, choć tego może nie powinien aż tak wykluczać z wachlarzu możliwości. Może i miał do czynienia z uosobieniem plotek przekazywanych z ust do ust, które musiały mieć jakiekolwiek podstawy, bo niby skąd dostałyby się na powierzchnię? To było zastanawiające, jednak nie miał czasu, aby się nad tym pochylać, biorąc na tapet zaistniałe okoliczności, które nie sprzyjały zbytniemu pozostawaniu w miejscu. |
Wiek : 46
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : profesor historii magicznej
Elianne L'Orfevre
— To coś wybitnie ignoruje zasady grawitacji... — Wyrwało jej się z pobrzmiewającym w tych słowach zdezorientowaniem. Jakim cudem to coś tak bardzo przeczyło grawitacji? Jakoś ją zmieniało? Nie dotyczyła ona tego stworzenia? Była tego trochę ciekawa, jednak na razie uznała, że pewnie nie otrzyma odpowiedzi na to pytanie, a i nie miała zamiaru siłą ciągać za sobą tego stworzenia, żeby później wykonywać na nim badania, by dowiedzieć się, jak to to dało radę w zasadzie zmienić grawitację. Odrobinę zdziwiona wybuchem nieznanego jej mężczyzny zerknęła na niego, po czym przeniosła lekko pytające spojrzenia na Malla. Ktoś tu chyba dostał opieprz niczym od członka rodziny. Czy ten mężczyzna był jakimś nieznanym jej Cavanaghem? Nie miała pojęcia, a i sytuacja nie wyglądała na taką, żeby miała ochotę wpadać w nią z butami. Niech oni sobie to rozwiążą między sobą. Ona zaś, podeszła trochę bliżej stworzenia, wbijając w nie wzrok i rejestrując jego przerażenie. Podchodziła powoli, starając się pozostać rozluźnioną i mając ręce na widoku stworzenia, a na pierwsze oznaki tego, że źle na to reaguje, zamierzała się zatrzymać. — Hej, jesteś w stanie się z nami jakoś komunikować? Przepraszam za to potraktowanie magią, jestem trochę przewrażliwiona w kwestii nieznanych mi istot. Ledwo kilka godzin temu coś, co było poplecznikiem Gabriela, próbowało mnie zabić, więc chyba zareagowałam teraz trochę na wyrost. Nie chcę zrobić Ci krzywdy, w zasadzie wpadliśmy tutaj całkowicie przypadkiem przez osunięcie się ziemi i nie wiemy, którędy do wyjścia. Czy jesteś w stanie wskazać nam drogę? Albo czy to, co trzymasz, może nam pomóc znaleźć drogę na zewnątrz? — Odezwała się łagodnie, nie chcąc straszyć stworzenia i nie będąc pewna, czy w ogóle ją zrozumie. W końcu może i wyglądało humanoidalnie i wydawało się całkiem rozumne, ale nie znaczyło to od razu, że będzie znało język, jakim się posługują. Czy to coś mogło w ogóle mówić? Nie wydawało się mieć twarzy, a i zwłoki górnika nie były tknięte, czyli nie żywiło się to raczej ludziną. Więc w sumie, czym? Patrzyła teraz na to stworzenie z lekkimi wyrzutami sumienia, że potraktowała je od razu magią, oraz z odrobiną ciekawości co do niego. Cofnęła również zaklęcia, żeby pokazać stworkowi, że nie ma złych zamiarów, mając nadzieję, że jeśli nie zrozumie słów, to chociaż gestami da radę się z nim dogadać. |
Wiek : 22
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Jubiler, zaklinacz
Kayra Fraser
Kayra była naprawdę w opłakanej sytuacji, i pomyśleć, że jeszcze chwilę temu spokojnie chodziła po lesie, zwiedzając nowe miejsca i zaznaczając po mapie ciekawe zakamarki. Chciałaby wrócić do tamtego zajęcia, poczuć się bezpiecznie i chociaż jeszcze raz zasmakować świeżego powietrza. Niestety już nic nie wskazywało na to, by panna Fraser miała na to okazję w tym życiu. Było jej ciężko, cokolwiek nie zrobiła nie mogła się wydostać spod tej ziemi. Wszystko traciło ostrość, kształty jej się zamazywały z niedotlenienia. Przez chwilę nawet zastanawiała się, czy się nie poddać. Odpuścić, nie walczyć więcej i może odpocząć? Ciekawe czy zobaczyłaby swoją babcię? Czekałaby na nią u wrót? Czy jednak jako, że była niemagiczna, nie miałaby wstępu do Piekła i nie spędza wieczności ze swoim ukochanym? Ta myśl ją trochę dobiła. Nie chciała wierzyć, że Szatan by to im zrobił... Krążąc myślami wkoło jej babci i chwil z dzieciństwa spędzonych w jej towarzystwie, Kayra wspomniała chwile spędzone z Jasmin przy nauce czarów i eliksirach, na szalonych eksperymentach i wspólnie spędzonych chwilach. Kayra była zadowolona ze swojego życia, i chociaż musiała się pogodzić, że jej szanse na wynalezienie sposobu na podzielenie się magią z innymi, wynalezienie eliksiru na wybudzenie magii w niemagicznym, na stworzenie medalionu z mocą, pozwalającą się kontrolować przez tego co go nosi... Coś co zawsze pragnęła zrobić, podzielić się swoją magią z babcią. By ta też mogła doświadczyć tego uczucia, gdy jedynie przez wypowiedziane słowa coś magicznego się wydarzyło. - Ventus... - wyszeptała zaklęcie, które momentalnie pojawiło jej się w głowie, nie wiedziała, czy zadziała, czy nad nią nie jest za dużo ziemi, by w prosty sposób jednym zaklęciem była wstanie ją przesunąć, ale nie miała już innego wyboru. Włożyła w niego wszystko co miała, może nie było tego za wiele, jej głos również nie wybrzmiał głośno, bo ochrypła od kurzu w powietrzu. Ale cała jej siła woli, każda najmniejsza myśl skupiona była na działaniu czaru, na przesunięciu tej cholernej ziemi i wydostaniu się z tego tunelu. Nie pamiętała lotu na dół, gdy ziemia obsunęła się im wszystkim spod stóp, ale nie wydawało jej się, by byli bardzo głęboko. Cały ten korytarz wydawał się mieścić tuż pod powierzchnią ziemi. Jej zaskoczenie było nie do opisania, gdy ziemia faktycznie się ruszyła, może nie na tyle na ile Kayra liczyła, ale zdecydowanie przestrzeń wokół niej się powiększyła. A wraz powiększeniem napłynęła nowa dawka tlenu i kobieta zaczerpnęła powietrza po raz pierwszy pełną piersią od bardzo dawna. Więc idąc za ciosem, Kayra ponowiła zaklęcie, wykorzystując impet przesuwającej się gleby i ponownie wypowiedziała słowo zaklęcia: - Ventus! - Gdyby mogła i miała siłę wypowiadałaby te zaklęcie w koło aż nie wyszłaby na samą powierzchnię ziemi. ___ Rzut na zaklęcie (72) Rzut na zaklęcie Ventus w poście |
Wiek : 31
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : Właścicielka sklepu zielarskiego
Stwórca
The member 'Kayra Fraser' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 96 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Byal, Elianne, Mallory Przerażone stworzenie słuchało was z otwartym szeroko okiem. To — tak samo, jak wcześniej — nawet nie mrugnęło. Gdy zbliżyliście się, dostrzegliście, jak jasne jest, jakby nie porastały go żadne sieci czerwonych popękanych żyłek. Źrenica była szeroka i przenikliwa, a spojówka duża. Głębia kolorów niemal zachwycała, chociaż w całej okazałości tej istoty, była dość szkaradna. Stwór powoli podnosił się z pleców, nie spuszczając z was spojrzenia, przelatując nim po każdym z was, jakby chciał upewnić się, że nie zostanie już zaatakowany. Długie palce wciąż trzymały pudełko z kostkami, teraz widocznymi dla was jeszcze lepiej. Te bez trudu się przesuwały, z każdym jego ruchem przemieszczały i nie było już wątpliwości, że byliście w stanie wyjąć je z opakowania. Stworzenie nie odpowiedziało. Nie miało zresztą ust, więc czym by miało? Stało się jednak coś innego. Na krótką wypowiedź Byala, gdy wspomniałeś o zgubieniu, istota przybliżyła twarz do twojej, bacznie ci się przyglądając pod wieloma kątami. Następnie odwrócił wzrok do ciebie, Elianne. W momencie, w którym zadałaś mu ostatnie pytania, na chwilę zamarł, a potem nieznacznie, ale dostatecznie wyraźnie pokiwał głową twierdząco. Pudełko wysunął przed siebie, byście mogli na nie spojrzeć, ale jeśli tylko ktoś z was zbliżył do niego palec — szybko je cofał i kulił pod pachą. Jeśli jednak nikt z was nie zaatakował go, stworzenie zeszło ze ściany, kucając na podłodze i rozłożyło magiczny przedmiot przed sobą, wpatrując się w niego, a następnie wyciągnęło jedną z kostek w lewym dolnym rogu i odwróciło ją wokół własnej osi, następnie ponownie wsadzając do pudełka. W tym momencie poczuliście dziwny wstrząs, jak gdyby ziemia osuwała się gdzieś niedaleko. Kostki zagrzechotały, ale nie stało się nic więcej — ściany nie zawaliły się, nie nadchodziła kolejna lawina gruzu. Stworzenie przewróciło głowę na bok, a potem spojrzało na was, w ten sposób wyjaśniając formę działania tych dziwów. Wyglądało jednak na to, że nie wie, jak was stąd uwolnić, w końcu nie znał waszej drogi. Przyglądając się temu, zauważyliście coś jeszcze. W miejscu, w którym istota zahaczyła paznokciem o materiał, z którego były wykonane elementy puzzli pojawiał się jasny sznyt, bardzo podobna do tych, które zdobiły ściany kostek. Kayra Wprawnie rzucone czary, potężna magia natury, która wypływała spod twoich palców, rozproszyła się dookoła. Poczułaś na skórze wiatr, który przecież nie miał prawa zaistnieć tam zgodnie z wolą matki ziemi. Była to magia, która zamierzała uwolnić cię spod gruzu. Zobaczyłaś, jak kamienie odsuwają się, robiąc ci przejście, jak tworzy się pomiędzy nimi wyrwa, którą swobodnie jesteś w stanie się wydostać. Teren dalej był niebezpieczny — musiałaś zrobić to szybko, ale widziałaś niebieskawe światło, pajęcze nici otulające korytarz. Wystarczyło się do nich doczołgać i mknąć dalej. Tura 8 Kayra, udało ci się wydostać spomiędzy kamieni i gruzu. Powinnaś teraz zdecydować czy wyczołgałaś się w stronę korytarza 1 czy 2. Poruszenie się poza obręb mapy będzie akcją (masz ich 2). Pamiętaj o bólu i skręconej kostce uniemożliwiającej sprawne bieganie. Byal, Elianne, Mallory, możecie dotykać kostek, wyciągać je i obracać. Są jednostronne. Działające czary: Leviora (Byal, Elianne, Mallory) Araneatelam na Stwora Punkty życia: Byal Faradyne - 160/160 Elianne L'Orfevre - 141/166 (-25 P, stłuczenie łydek) (-10 do rzutów na sprawność) Mallory Cavanagh - 157/157 Kayra Fraser - 54/164 (- 40 P, -70 W, stłuczenia, skręcona kostka) (-10 do rzutu kością k100 za pż poniżej 60) Pudełko:
Termin odpisu do wtorku (20.06) do 21:00. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Elianne L'Orfevre
Nie sądziła, że nagle stworzenie byłoby w stanie mówić, ale chociażby pismo? Pewnie byłoby w stanie coś napisać, jeśli tylko wiedziałoby, jak pisać. A Elianne nie była pewna, na ile inteligentne jest to coś i czy w ogóle potrafiłoby pisać, więc musiała przyjąć po prostu fakt, że stworek najwyraźniej mógł się z nimi komunikować jedynie na migi. W każdym razie najwyraźniej był w stanie i jakoś pomóc, skoro skinął głową i podsunął im swoje pudełko do obejrzenia. Chciała wskazać miejsce, w którym wpadli do tuneli, jednak stworek szybko cofnął pudełko, więc tylko trochę zdziwiona spojrzała na niego, jednak nie przejawiała żadnej agresji. Opuściła rękę i cierpliwie poczekała, aż stworek pokaże to, co miał zamiar pokazać. Dopiero wtedy kucnęła przy pudełku, naprzeciwko stworzenia i wskazała miejsce, które wydawało się ich startowym. — To chyba mapa okolicy, więc gdzieś tutaj musi być miejsce, w którym wylądowaliśmy przy osunięciu się ziemi. Teraz jest już pewnie zasypane przez lawinę. Wiesz może, czy są gdzieś tutaj jakieś schody albo wzniesienie w górę? — Pierwsze pytanie padło z jej ust, kiedy na spokojnie przyjrzała się temu, co wydawało jej się mapą. Zauważyła też te drobne zarysowania na kostce tam, gdzie stwór zahaczył paznokciem. — Czy byłbyś w stanie dorysować ścieżkę na kostkach, jeśli wskażę Ci, gdzie byłaby ona przydatna? — Zadała jeszcze jedno pytanie, próbując rozważyć wszelkie opcje i rozmyślając, jak ewentualnie poobracać kostki, aby dotrzeć tam, gdzie mieli iść od początku. Jeśli dobrze odczytywała rysunki na kostkach jako mapę, to była prawie pewna, że wie, którym korytarzem powinni byli pójść, żeby dostać się do tamtych drzwi. Co oznaczało, że być może mogliby faktycznie tam pójść. Gorzej, że nie była pewna, czy zamiana kostek miejscami była okej, czy może skończyłoby się to po prostu źle i dla nich i dla otoczenia. Przebijanie się przez ewentualne gruzowisko byłoby upierdliwe. — Czy zamiana kostek miejscami również będzie działała? — Dorzuciła kolejną wątpliwość, która ją naszła. Skoro to było pudełko stworka, to musiał wiedzieć lepiej, co jest okej, a co nie bardzo, dlatego odrobinę zasypywała go pytaniami, na które mógł odpowiedzieć w formie tak, albo nie. Mogłaby zarzucić go jeszcze całą gromadą innych, ale one zdecydowanie wymagały większego zasobu słownictwa niż pseudo miganie, więc odpuściła je sobie, starając się zdecydować tylko na najważniejsze i najprostsze do skonstruowania na odpowiedź na migi. |
Wiek : 22
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Jubiler, zaklinacz
Kayra Fraser
Kayra nie mogła uwierzyć swoim oczom, udało się! Udało się! Radość i ulga jakiej doznała dziewczyna była niewyobrażalna, ale to nie oznaczało, że już wykaraskała się z opałów. Musiała się stąd jak najszybciej wydostać. Przejście po lewej stronie wydawało się być bardziej stabilne i szersze, dlatego nie tracąc więcej czasu na namysł, Kayra rzuciła się w stronę wolności. Przeczołgała się kilka ostatnich metrów spod gruzu utrzymywanego jej magią do momentu, gdzie była wstanie już wstać i przejść w głąb korytarza, gdzie będzie mogła ocenić szkody. Gdy już czuła się bezpieczna, a korytarz wydawał się być stabilny i podtrzymywany silnie magią, panna Fraser oparła się o ścianę i zsunęła na podłogę. Była wyczerpana, wszystko ją bolało nawet płuca z braku tlenu. Dalej serce waliło jej w piersi jak oszalałe a krew buzowała w żyłach. Po zaczerpnięciu kilku głębokich wdechów blondynka zaczęła przeglądać szkody jakie wyrządziła na niej lawina. Była pokaleczona, krwawiła w kilku miejscach. Bolała ją głowa, plecy i kolana od uderzenia spadającej ziemi, przygniatającej ją. I gdzieś w tym wszystkim jeszcze skręciła kostkę. Nie była w najlepszym stanie, wszystkie te urazy na normalnym człowieku leczyłyby się tygodniami, na szczęście Frazer nie była zwykłym człowiekiem a czarownicą i coś nie co wiedziała o magi leczniczej. Wyciągnęła wszystko co miała w swoich kieszeniach szukając jakiś użytecznych rzeczy. Zioła które miała przy sobie mogły tylko chwilowo wspomóc jej zadrapaniom, ale bez porządnego przygotowania nie były tak silne jak eliksiry, które posiadała w swojej pracowni. Musiała poczekać z nimi do momentu, aż się stąd wydostanie. Ale prócz ziół, które pozwoliły jej zatrzymać powierzchniowe krwawienia z ran, nie miała nic silniejszego, a i tak ich nie starczył na wszystkie rany. Resztę musiała załatwić czarami. Podwinęła rękawy płaszcza i nogawki spodni, by odsłonić obrażenia, którymi chciała się zająć. Na razie nie wiedziała co zrobić ze skręconą kostką, więc skupiła się na wszystkich zadrapaniach, do których wbiły się jej ziemia i kamyki i wypowiedziała słowa zaklęcia, skupiając się na magi leczenia. - Sanaossa Magnus! - Zaklęcie w momencie otoczyło jej rany lekką wiązką światła i na oczach kobiety rany zaczęły się goić. Owszem nie wszystkie, ale w obecnej chwili Kayra wątpiła by jej wystarczyło siły i magii na silniejsze zaklęcie, takie jak Sanaossa Extrenum. ___ Rzut na zaklęcie 70+5 |
Wiek : 31
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : Właścicielka sklepu zielarskiego
Mallory Cavanagh
Zalała go masa bodźców; nieprzyjemnie schłodziła brakiem magii oraz odzewu, na który tak liczył. Bezgłośna reprymenda nie trwała wystarczająco długo, by osiągnąć jakikolwiek sensowny rezultat - przerwały ją wymierzone w niego pociski słowne. Bardzo celne, z miejsca je za takie uznał i pewnie powinien pochylić głowę, zrobić cokolwiek, by pokazać, że rozumiał swój błąd. Przeprosić i obiecać poprawę, wdrożyć ją najlepiej od razu, bo to było rozsądne, wiedział o tym doskonale... Ale nie potrafił przełożyć tej wiedzy na praktykę. Nie po tym wszystkim, co zadziało się w ciągu ostatnich minut. Nie po tym zawodzie, który sprawił sobie i wszystkim dookoła. Wybacz, wyszeptał odruchowo, ale adresatami magicznego słowa nie byli jego zrozumiale rozjuszeni towarzysze. Nie nadzieja go do tego skłoniła, a nawyk, w tym wypadku z założenia mający zostać bezowocnym. Dahlia nie słuchała go teraz przecież. To była jedna z jej lekcji, na którą tym razem przyszedł kompletnie nieprzygotowany i to podłamało go najmocniej. Nie podjął żadnej próby wytłumaczenia swojego zachowania. Znali go wystarczająco, by z jego niecharakterystyczności wysnuć pewne wnioski. W milczeniu śledził wzrokiem dalsze losy stworka, które Byal i Elianne umiejętnie dla niego utkali. Który to już z kolei pstryczek w nos? Może to czas najwyższy, by samemu wyciągnąć jakieś wnioski? Dobrze więc. Z czarami na razie dał sobie spokój, poza tym nie było potrzeby wpychać się z butami w kolejkę, wręcz przeciwnie - powinien ustawić się na samym jej końcu, biorąc pod uwagę fakt, ile rzeczy tego dnia koncertowo knocił. Cóż, na pewno nie zaszkodziłoby odsapnąć i zyskać lepszy pogląd na sytuację, którą (być może, choć to wciąż wątpliwe) lekko wykrzywiał, zamiast biec za pierwszym lepszym impulsem, jakby to zrobił Theo. Zmarszczył brwi, ale nim niepokój ułożył się w klarowną myśl, odgonił go krótkim kiwnięciem głowy niczym natrętną muchę. Niełatwo było mu się teraz skupić i całkowicie odciąć od zwodniczych, nienazwanych emocji, ale wzmożone skupienie tym razem zaowocowało drobną poprawą. Dobry start. Wystarczający, by zwrócił jego uwagę na kwestię zmniejszonej liczebności ich małego oddziału bojowego. — Co się stało z kobietą, która wpadła z nami do tunelu? — Pytanie pokierował w eter, nie patrząc ani na Byala, ani na Elianne, licząc jedynie, że któreś z nich udzieli odpowiedzi. Nie bardzo chciał się do tego przyznać, ale istniało niezerowe prawdopodobieństwo, że potrzebował takiej kotwicy. Zmarszczył brwi na pytanie o próbę porozumienia się ze stworkiem w mniej krewki sposób, który, prawdę mówiąc, w ogóle nie przyszedł mu do głowy. Mógł się łudzić, że to przez brak ust i własną niewiarę w istnienie stworzeń mówiących oczami, ale prawda śpiewała odmienną pieśń. Pieśń bardzo irytującą, której nie chciał stawiać czoła, więc jedynie nieznacznie wzruszył ramionami i przeniósł wzrok na pudełko. Faktycznie, mogło być mapą - tylko czy do wyjścia, czy do skarbu, czy do niższego kręgu piekła? Mogli ufać temu stworzeniu? Nie wydawało się mieć złych zamiarów, nawet kooperowało, jakkolwiek w ograniczonym stopniu. Sam raczej nie wywarł na nim dobrego pierwszego wrażenia, więc nie włączał się do konwersacji. Przyglądał mu się na tyle długo i wnikliwie, że wychwycił pojawienie się na klocku zadrapania. Wstrząs nietrudno było połączyć z puzzlami, których tak wiernie strzegł stworek, a które musieli przecież zabrać. Najlepiej z ich właścicielem. Był szansą, której nie mogli przepuścić - nie, gdy istniała możliwość, że posiadane przez niego informacje przyczynią się do przełomu na skalę światową... Ale tak po prawdzie przełom w mniejszym, osobistym wymiarze i tak byłby już spełnieniem marzeń. Wykorzystał moment, w którym Elianne i stworek się porozumiewali, by z nonszalancją zupełnie do niego niepasującą zbliżyć się do Byala. Wciąż na niego nie patrząc, nachylił się subtelnie i wyszeptał mu na ucho: — Zabieramy to stworzenie ze sobą. Zbyt dużo wie, by je tu zostawić. — Nie dając mu chwili na jakąkolwiek reakcję, kontynuował stanowczo: — Plan jest taki: bierzesz moją kurtkę i obwiązujesz nią stworka w momencie, w którym ja wezmę od niego klocki, następnie układamy je i wychodzimy z tego tunelu. — Zaczął się rozbierać już w trakcie wypowiedzi, więc gdy się zakończyła, zewnętrzna warstwa odzieży leżała usłużnie na jego ramieniu. |
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Zawód : aspirujący entomolog
Byal Faradyne
Na tym etapie Byal Faradyne nie rozkładał rzeczywistości na czynniki pierwsze, co najwyżej przyjmował ją taką, jaką ta wydawała się być. A określenie wydaje i tak było w jego przypadku grubymi nićmi szyte. Historyk czuł na sobie baczne spojrzenie stworzenia, które łapało chyba całą ich trójkę w pole całego swojego widzenia, kiedy podnosiło się. To samo w sobie wydawało się ciekawe, biorąc pod uwagę fakt, że funkcjonowało ono w ciemnych tunelach, sprawiało, że ten zmysł wydawał się nieco zbędny. Profesor nie pozwalał sobie jednak na wysnuwanie zbyt daleko idących wniosków przez wzgląd na dysponowanie bardzo małym zasobem danych i niemożnością pochylenia się nad odkryciami wprost z tuneli. Złamanie odległości Faradyne potraktował jako pozornie przyjęte pogodzenie się i możliwość wejścia na grunt prowadzący do porozumienia, a także możliwe, że zachęcenia stworzenia do zostania ich przewodnikiem. Nie ulegało wątpliwości, że to ono mogło znać je na wylot. Dopiero gdy pudełko z klockami pojawiło się przed nimi, Byal odruchowo uniósł rękę, na której płonęło światło zaklęcia, żeby to pozwoliło im więcej zobaczyć. Tyle że zanim Faradyne w pełni skupił na nich swoją uwagę, rzucił jeszcze okiem przez ramię, aby upewnić się, że Mallory Cavanagh wciąż znajdował się w tej niewielkiej przestrzeni — w innym razie możliwe, że krew, by go zalała. Początkowo profesor historii magicznej zmarszczył brwi, by w miejscu między nimi pojawiła się lwia zmarszczka, nie rozumiejąc z czym mają do czynienia. Czy była to jakaś zabawka, z którą nie chciał się rozstać? A może coś przydatnego? Zaraz jednak pytania wirujące w umyśle Byala rozpierzchły się, kiedy stworek dokonał demonstracji. Nie umknęła mu za to wyraźna niechęć wobec tego, by którekolwiek z nich sięgnęło w kierunku zawartości pudełka, dlatego postanowił zachowywać należyty dystans i wskazać wolną dłonią na trzeci klocek od góry i zapytać: — Czy to jest wyjście? — zapytał spokojnym, dydaktycznym tonem, choć próba udawania pracownika akademickiego miała się nijak do warunków kopalnianych i nie do końca przewidywalnych okoliczności. — Szukamy zamkniętych drzwi, których nie potrafił otworzyć martwy górnik, a przy których był inny nieboszczyk i chcemy się tam dostać. — Byal pozwolił sobie na doprecyzowanie, choć i w tym przypadku nie miał do końca pewności, czy nie poruszał się po zbyt abstrakcyjnych wymiarach i czy stworzenie mogło zrozumieć zarówno kontekst, jak i punkt odniesienia, który chciał mu nakreślić. Nic nie szkodziło mu jednak, aby to zrobić, przecież w warunkach utknięcia pod ziemią niewiele tracił. Zasadniczo mógłby stracić więcej, nie decydując się na podjęcie tej kwestii. — Czy potrafiłbyś nas tam zaprowadzić? Aktualnie odpychał od siebie myśl, która przemawiała za tym, że nie tylko chciał, aby napotkane w tunelu stworzenie z zestawem magicznych klocków, zechciało im pomóc i w jakimkolwiek stopniu się do nich przekonało, mimo tragicznego pierwszego wrażenia. Byal Faradyne chciał je ze sobą zabrać. Może nie była to najlogiczniejsza decyzja i nie przyświecał jej bohaterski cel ratowania stworka, po prostu zostawienie go tutaj wydawało się pozbawione sensu. Historyk odsunął to od siebie na ułamek sekundy, by chwilę później Mallory Cavanagh zbliżył się do niego i czytał mu najwyraźniej w myślach, gdy z ust posiadacza bujnej, ciemnej czupryny padło: Zabieramy to stworzenie ze sobą. Zbyt dużo wie, by je tu zostawić. Plan jest taki: bierzesz moją kurtkę i obwiązujesz nią stworka w momencie, w którym ja wezmę od niego klocki, następnie układamy je i wychodzimy z tego tunelu. Profesor historii magicznej spojrzał na niego znacząco i pokusił się o szybką odpowiedź. — Poczekaj, zanim zrobisz coś głupiego. Może dostaniemy jeszcze jakieś odpowiedzi i zacznie z nami współpracować — Byal zniżył nieco głos, by tylko chłopak go usłyszał i przez to nie wykonywał jakichś bardziej gwałtownych ruchów. Jeszcze nie byli na straconej pozycji, a kiedy podejmą określone działania, nie będzie od nich odwrotu. Niech przynajmniej Mallory poudaje, że zrobiło mu się gorąco. Tym bardziej, że ze strony historyka nie była to odmowa, a na tyle, na ile młody Cavanagh go poznał, świadczyła raczej za cichą zgodą na podjęcie tego szalonego planu… a jego realizacja mogła przypaść na wkrótce. |
Wiek : 46
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : profesor historii magicznej
Byal, Elianne, Mallory Stworzenie bacznie was obserwowało, kątem oka wciąż spoglądając na puzzle, które postawiło na ziemi. Chociaż wciąż zdawał się przestraszony, tak był co najmniej zaintrygowany. Mogliście rozpoznać to po mowie jego ciała, stopniowo zbliżającej się do was i badającej wasze oblicze. Jeśli przebywał w tych tunelach już jakiś czas, musiał widzieć wcześniej ludzi - w końcu sami spotkaliście na swojej drodze wyglądającego na nietkniętego trupa górnika. Przypatrywał się jak wskazywaliście na nie palcami, zachowując bezpieczną odległość, więc nie zrobił nic więcej, nie zabrał go wam sprzed oczu. Od kiedy znaleźliście się w podziemiach minęło wiele czasu, chociaż nie mieliście przy sobie zegarków, tak czas zdawał się mknąć do przodu. Czy gdy wyjdziecie na powierzchnie niebo będzie już czarne? Jeśli wyjdziecie na powierzchnie. Porzucone w innym korytarzu ślady krwi, które domniemanie miały prowadzić do tajemnych drzwi zostały przez was porzucone, ale była jeszcze resztka nadziei, którą rozpoznawaliście w znajomych kształtach, jakie zapamiętaliście ze swojej wędrówki. Stwór - jak doskonale było widać - nie miał ust. Komunikacja z nim była utrudniona, ale skoro już wcześniej pokiwał głową, istniała szansa, że zrobi to i teraz. Nie pomyliliście się. Elianne, gdy zadałaś pierwsze pytanie o jego wiedzę na temat wyjścia - nie odpowiedział w żaden sposób. Patrzył na ciebie ze zdziwieniem, jakby nie rozumiał abstrakcyjnego pojęcia, którym go uraczyłaś, aż w końcu palcem na kamiennej skali na ziemi namalował coś przypominającego symbol schodów. Było to ledwie pare prostych kresek, które podobnie jak ślady na dziwnych puzzlach, migotały przyjemnym światłem, podobnym jak to które krążyło wokół was w korytarzach. Następnie palcem wskazał na klocek w prawym górnym rogu. Na resztę twoich pytań również reagował zdziwieniem, jak gdyby nie do końca rozumiał słowa, które wypowiadasz, ale ostatecznie pokiwał znowu głową, tak jak gdyby naprawdę chciał wam pomóc. Byalu, gdy ty wskazałeś na klocek, stworzenie poruszyło się lekko, jakby w nieukrywanej ekscytacji, potrząsając ramionami. Był to odruch bardzo delikatny, ale zauważalny, a następnie znacznie bardziej energicznie skinął kilka razy głową. Po mowie jego ciała mogliście bez trudu rozpoznać, że jest znacznie bardziej ucieszony i mniej onieśmielony niż wcześniej, jak gdyby powoli przywiązywał się do was, albo nawet postanawiał wam zaufać. To mogło znaczyć, że albo kompletnie zignorował twoje słowa, Mallory, albo zwyczajnie ich nie dosłyszał. Czas znacznie się kurczył, a wasze decyzje podejmowane były wolno. Nie mogliscie wiedzieć ile jeszcze minie zanim kolejne ściany i sufity pokruszą się, albo stanie się coś gorszego. Jeśli chcieliście wyjść stąd żywi musieliście działać natychmiast, inaczej wasze trupy mogły spocząc obok tamtego biednego górnika. Kayra Uratowana spod nasypiska, chociaż bardzo obolała, zdecydowałaś się ruszyć dalej. Kilka wprawnych czarów i potężny poryw wiatru zabrał część kamieni, umożliwiając ci, wydostanie się spod gruzu. Czar przyjemnie otulił twoje rany, stopniowo je lecząc. Trudna inkantacja zadziałała, a ty mogłaś poczuć się przynajmniej odrobinę lepiej, przemieszczając się w przód. Na ścianach obok siebie i podłodze dostrzegłaś pojedyncze ślady krwi. Były jakby narysowane, na pewno nierozbryzgane na ziemi. Nie było tam scen makabry, jedynie proste znaki. Każdy ślad wyglądał jakby strzałka, prowadząca w przód, jak ktoś w ten sposób zaznaczył sobie drogę. Być może była to droga do wyjścia, być może do koszmaru. Żeby się o tym przekonać, musiałaś pójść dalej. W miarę przebytej drogi ściany zaczynały odkrywać przed tobą kolejne tajemnice. Gdy docierałaś do rozwidlenia korytarzy, w pozornie martwych kamiennych płytach dostrzegłaś oczy. Nie należały do człowieka, były okrągłe i duże, przyjemnie niebieskie. Nie robił nic więcej, oprócz przypatrywania się tobie, jakby śledziły każdy twój ruch. Na rozwidleniu znalazłaś też element jakże typowy, ale nie pasujący do całego tego krajobrazu — złamany w pół górniczy kilof. Tura 9 Kayra, przeszłaś na drugą stronę mapki (wyjście poza jej obręb będzie akcją). Na korytarzu widzisz oczy w ścianach (rozmieszczone tak jak na mapce), które mają około 5-6 cm szerokości i przypatrują się tobie. Reszta okolicy się nie zmienia, oprócz śladów krwi i złamanego kilofa przy rozwidleniu dróg, wszystko wygląda niemal tak samo, jak wcześniej. Byal, Elianne, Mallory, przypominam, że w każdej turze macie po 2 akcje, do których wykorzystania bardzo was zachęcam. Jeśli w ciągu jednej tury chcecie wymienić więcej postów, żeby coś ustalić, to oczywiście możecie to zrobić. W przypadku braku poruszania się w przód i nieprowadzenia do wydostania się z tunelu (lub wykonywania jakichkolwiek innych akcji), część sufitu ponownie może się zawalić. Proszę, byście mieli to na względzie. Jeśli potrzebujecie postów uzupełniających - proszę o takie informacje na priv, a ustalimy sobie terminy. Działające czary: Leviora (Byal, Elianne, Mallory) Punkty życia: Byal Faradyne - 160/160 Elianne L'Orfevre - 141/166 (-25 P, stłuczenie łydek) (-10 do rzutów na sprawność) Mallory Cavanagh - 157/157 Kayra Fraser - 74/164 (- 20 P, -70 W, stłuczenia, skręcona kostka) (-5 do rzutu kością k100 za pż poniżej 80) Pudełko:
Termin odpisu do niedzieli (25.06) do 21:00. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Byal Faradyne
Profesor historii magicznej poruszył się nieznacznie, kiedy stworzenie potwierdziło ochoczo jego przypuszczenia — w ten oto sposób wyklarował im się cel. Mogło to być wyjście wskazywane przez martwego górnika na samym początku ich przygody, a to dało mu lekkie ugryzienie ekscytacji. Jeśli tak było, to w drodze do nich mogli napotkać krew na ścianach i w ten sposób uzyskać kolejne potwierdzenie. W związku z tym może jeszcze nie wszystko było stracone i sekret, którego zapewne nie odkrył były pracownik kopalni pod jurysdykcją Hudsonów, ukaże im się w całej swojej okazałości i więcej plotek zyska faktycznych kształtów. Spojrzał na krótko ponownie na układ klocków, zwracając uwagę na środkowy w pierwszym, lewym pionie i okrągły kształt, który przywiódł mu na myśl komnatę. — Czy możesz mi pokazać, gdzie teraz jesteśmy? — Byal Faradyne chciał jedynie potwierdzenia lub zaprzeczenia, choć równie dobrze brał pod uwagę, że jego przypuszczenia mogły w mgnieniu oka, okazać się zbyt grubymi nićmi szyte. — Chciałbym, abyś zaprowadził nas do wyjścia… — powiedział spokojnie historyk, ponownie wskazując na klocek, który miał go symbolizować. Następnie nieśmiało wyciągnął rękę, lecz nie po to, aby sięgnąć do postawionych na ziemi klocków ułożonych ściśle w pudełku, ale żeby pochwycić jedną z łapek stojącego stworzenia. — Przez bardzo długi czas byłeś tutaj sam i istnieje duża możliwość, że te korytarze zupełnie się zawalą. To się już chwilę temu zdarzyło. Możliwe, że straciliśmy jedną z naszych towarzyszek, jednak nie możemy się po nią już cofnąć – przejście stało się dla nas niedostępne. Nie chcemy cię tutaj zostawić. Dlatego chciałbym, abyś poszedł z nami najpierw do drzwi, a jeśli będziesz mógł przez nie przejść, to mam nadzieję, że pójdziesz razem z nami. Nie wiemy, ile zostało nam czasu i nie mamy ze sobą ani żadnego prowiantu, ani tym bardziej wody. Te korytarze nie są stabilne. Na powierzchni dzieją się równie dziwne rzeczy i może tutaj znajdziemy na to odpowiedź. — Przez większość swojej wypowiedzi profesor, wpatrywał się w stworzenie, które do tej pory nieco oswoiło się z obecnością nieznajomych i zaprzestało się ich bać. Starał się utrzymywać rzeczowy, ale przełamany przyjaznością ton. Prawda była taka, że żadnego żyjącego stworzenia nie porzuciłby na pastwę losu na pewną śmierć, mając możliwość uprzedniego podjęcia wyboru. — Teraz podniosę twoje pudełko z klockami, ale nigdzie go nie zabieram i ci go oddam. — Tak jak Faradyne oświadczył, tak też uczynił, obserwując w skupieniu reakcje stworzenia. Skłonił się do poinformowania o swoim zamiarze, niemal w taki sposób jak pielęgniarka czy lekarz informujący o tym, że przy pobraniu próbki do badań można odczuć ból przy nakłuwaniu, jednak uprzedzenie mogło zminimalizować zaskoczenie czy szok związany z podjętym działaniem. — Ruszajmy. — Ten jeden wyraz dla odmiany nie był skierowany do samotnego stworka z dużą gałką oczną, lecz zarówno do Mallory’ego i jasnowłosej dziewczyny, której danych osobowych jeszcze nie poznał, biorąc pod uwagę niesprzyjające ku temu okoliczności. Byal Faradyne w jednej ręce trzymał więc rękę stworka (nie na tyle mocno, by ten nie mógł jej wydostać, chodziło jedynie o wprawienie go w ruch), a w drugiej pudełko z jego klockami, jednak na tyle nisko, by w razie potrzeby ten mógł swoją własność odebrać. Tak też profesor historii magicznej stawiał na jedną kartę, ponieważ nie mógł do końca przewidzieć zarówno reakcji ich nowego towarzysza, jak i tego, czy on faktycznie będzie chciał stać się ich przewodnikiem, tyle że bez niego nie mieli zbyt wielu opcji. Poza tym tylko stworek rozumiał w pełni jak działały klocki i musiał znać układ tuneli jak jakikolwiek posiadacz spodni własną kieszeń. |
Wiek : 46
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : profesor historii magicznej
Elianne L'Orfevre
Stworek wyraźnie okazywał niezrozumienie na jej pytania, jednak tylko cicho wepchnęła, zastanawiając się, czy mogłaby inaczej ująć swoje pytania. Czyżby to coś nigdy nie było na powierzchni, dlatego nic nie wie o tym, co się tam znajduje? Pewności nie mogła mieć, skoro stwór nie potrafił mówić, więc póki co pozostała cicho, obserwując tylko, jak się ożywia, kiedy Byal pytał o przejście, o którym wcześniej mówili. Drzwi, za którymi być może znajdą schody. Wstała powoli i cofnęła się, nie chcąc straszyć stworzenia nagłym ruchem i dając mu trochę przestrzeni. Nawet jeśli się z nimi oswajał, to przecież nie było tak, że od razu by im zaufał, prawda? Jeszcze chwilę temu odrobinę oberwał zaklęciami, więc chciała dać mu odrobinę komfortu, po prostu dając mu przestrzeń. Odczuła przy tym trochę ból, który przypomniał jej o stłuczeniu, którego się nabawiła, więc korzystając z chwili spokoju, spróbowała się podleczyć. — Sanaossa — Mruknęła cicho, próbując skupić się na zaklęciu. Nic nie poczuła, więc chyba nie do końca jej ono wyszło. Cóż, na pewno przyda jej się po dzisiejszym dniu podciągnąć w magii anatomicznej, bo coś jej to zaklęcie bardzo nie chciało wyjść. — Sanaossa — Ponownie próbowała rzucić zaklęcie na swoje łydki, starając się skupić na nim, aby jednak wyszło. Wiedziała, że w pełni nie wyleczy urazów, jednak być może łydki bolałyby chociaż trochę mniej. Nieznany jej mężczyzna po chwili zadecydował za nich, że ruszają do tamtych drzwi, które wskazywał górnik. Skoro i tak mieli do nich iść i tak, to postanowiła pójść za nimi, w końcu sama pewnie by nie znalazła przejścia w tamtym kierunku, a tak, może zostaną pokierowani przez nowego kolegę. W ogóle, jak powinna to coś nazywać? Cyklop? Mały demon? Nie miała pojęcia. Braki stworzenia w kwestii otworu gębowego, którym mogłoby się z nimi swobodnie komunikować, sprawiały, że ciężko było nawet próbować go zapytać o to, jak się do niego zwracać. Bo przecież nie odpowie. __________ I rzut na Sanaossa > https://www.dieacnocte.com/t70p615-temat-do-rzutow-koscia#7838 II rzut na Sanaossa poniżej |
Wiek : 22
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Jubiler, zaklinacz
Stwórca
The member 'Elianne L'Orfevre' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 98 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty