First topic message reminder : Droga nr 11 Droga nr 11 łączy Cripple Rock z ratuszem w Salem. Przy wejściach znajdują się czarownicy sprawdzający podróżnym pentakle. Sufit zdobią rozwieszone okrągłe lampy, które rzucają przyjemne, łagodne światło na wszystko wokół. Ich stare, mosiężne oprawy dodają klasycznego uroku, wprowadzając w magiczną atmosferę. Pod stopami rozciąga się drewniana podłoga, stworzona z myślą o komforcie kobiet w szpilkach. Drewno jest pięknie wypolerowane i zachowuje swoje naturalne barwy, nadając przestrzeni ciepłą i tradycyjną estetykę. Ten elegancki dodatek nadaje tunelowi wyjątkowego uroku i nadzwyczajnej wygody. W pewnej odległości ustawiono ławeczki, na których podróżni mogą zrelaksować się i odpocząć. Te solidne siedziska, wykonane z ciemnego drewna, zapewniają wygodne miejsce do odpoczynku i obserwacji otoczenia. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Mallory Cavanagh
Kto by pomyślał, że najlepszym sposobem na zawiązanie współpracy międzygatunkowej będzie rozmowa, a nie magiczna ofensywa? Względnie łatwo przyszło mu zmyć oblepiającą włosy, twarz, ubrania krew, ale reszta skutków katastrofy sprzed kilku godzin ani myślała się pożegnać. Anielska przysługa - o którą nikt nie prosił i której nikt nie potrzebował - szaleńczo mocno próbowała zebrać kolejne, krwawe żniwo z nim jako pośrednikiem w roli głównej. Rozgrywana przed oczami scena powinna go uspokoić, ale nie mógł się pozbyć wrażenia, że wszystko szło zbyt gładko. Napięcie i groza wynikająca z podążania za nieznanym rozmyła się po drodze, kwitnąc w najlepsze jedynie w obrębie jego głowy. Przymuszała do działania, potęgując wrażenie zagrożenia po cichu wyczekującego na najlepszy moment do ataku. Tunele nie spełniały wymogów BHP, czego przedsmak mieli okazję zakosztować kilkanaście kroków temu. W każdej chwili strop mógł im się zawalić na głowy, a to by pogrzebało szansę powrotu na łono cywilizacji. I choć chciał działać, nie zgubił po drodze resztki rozsądku, by zanegować słowa Byala i ponownie zacząć zgrywać bohatera. Wbrew oczekiwaniom, nie zyskał na tym nic poza wprawieniem w niepokój swoich towarzyszy. W ferworze napędzanym ułudną nadzieją gotów był narazić ich na niebezpieczeństwo, które obrał przecież wcześniej za priorytet. Tak wiele był w stanie zrobić dla siostry, choć od roku gniła w ziemi... Nie wiedział, czy bardziej go to cieszyło, czy przerażało. Podziękował w duchu Byalowi za zabranie głosu: podziękowałby nawet i na głos wszystkiemu, co teraz zakotwiczało go w rzeczywistości. Objęta przez profesora taktyka zdawała się działać, lecz mimo to uważnie obserwował stworzenie, gotów w każdej chwili wcielić wyszeptany przed chwilą plan w życie. Nigdy nie sądził, że przyjdzie mu sprawdzić się w roli ochroniarza, ale cóż, niedorzeczne czasy wymagały podejmowania niedorzecznych działań. Kątem oka wychwycił sylwetkę Elianne i subtelnym ruchem dłoni zasugerował, żeby zachowywała od stworka bezpieczny dystans. Zmarszczył brwi, gdy zaczęła poruszać ustami; tak ciche narzekanie niespecjalnie do niej pasowało, rzucanie czaru już bardziej. — Wszystko w porządku? — Oby. I żeby tak również pozostało. |
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Zawód : aspirujący entomolog
Kayra Fraser
Wyjście spod gruzu i tony ziemi jeszcze przed chwilą wydawały się kobiecie niemożliwe, a teraz stała już kilkanaście metrów od niedoszłego miejsca jej pochówku i leczyła swoje rany. Adrenalina dalej silnie krążyła w jej krwioobiegu nie pozwalając nawet na chwilę zwolnić i odpocząć, dlatego Fraser jak tylko skończyła połowicznie leczyć swoje ranny postanowiła przeć na przód by znaleźć wyjście z tego labiryntu. I wtedy właśnie zauważyła, że ze ścian obserwują ją niebieskie oczy, równo od siebie oddzielone. Wpierw trochę ją to wystraszyło, ale nie Kayra nie miała innego wyjścia jak przejść tym tunelem w celu odnalezienia wyjścia. Za sobą miała zasypany tunel a przed sobą czarną niewiadomą pustkę. - Leviora - wyszeptała kobieta i po chwili jej drogę rozświetliło delikatne światło ukazując coś na rozwidleniu dróg. Ignorując wpatrujące się w nią niebieskie ślepia, ruszyła kulawym krokiem w stronę, jak się okazało, połamanego kilofa. Wtedy Fraser przypomniała sobie o martwym górniku i jego zapiskach z dziennika. Przez całą tą sytuację z walącym się tunelem, praktycznie zapomniała o nim. - Kilof pewnie należał do górnika, więc tędy musiał przechodzić, co oznacza, że zaznaczył tę drogę swoją krwią. A jeśli nią pójdę powinnam trafić do wspomnianych w dzienniku drzwi, tak! - I choć nie było dokoła niej żywej duszy, to ułożenie i wypowiedzenie na głos planu, dało jej nadzieję, że jeszcze ujrzy światło nieba. Że będzie jej dane oglądać wschody i zachody słońca, delektować się dobrą kawą na ganku i za sklepem i eksperymentować w swej pracowni nad nowymi eliksirami. Wszystko to, te wizje na pozór zwykłych aktywności napawały kobietę nadzieją. Nadzieją na przeżycie tego tragicznego wydarzenia, na wyjście spod tej ziemi, na spotkanie się ponownie ze znajomymi i rodziną, nie ważne jak niewielka była to liczba. Z nowo nabytą nadzieją kobieta, jakby już trochę żwawym krokiem zaczęła się rozglądać dokoła w poszukiwaniu krwi na ścianach, suficie i podłodze aż odnalazła strzałkę nakreśloną krwią. Wpierw jedną, potem drugą i następną, i ruszyła w ich kierunku, zabierając ze sobą połamany kilof. Nie wpadła jeszcze jak uda się jej naprawić ten kilof i dlaczego był on połamany, ale stwierdziła, że może nie będzie on jej potrzebny. A gdy dotrze do drzwi, te będzie w stanie otworzyć za pomocą swojej magii. ____ Leviora (90) Trochę nie wiem w którą stronę pokazuje krew w tunelu więc jeśli tylko do kilofa to zakładam, że Kayra ruszyła w korytarz nr 1 |
Wiek : 31
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : Właścicielka sklepu zielarskiego
Byal, Elianne, Mallory Komunikacja ze stworzeniem była znacznie utrudniona, ale zdążyliście zorientować się już, że rozumie was. Ba! Gdy tylko formowaliście właściwe pytania — takie, które był w stanie pojąć — zdawał się nawet prowadzić dziwny niemy dialog, posługując wyłącznie kiwaniem lub kręceniem głową. To musiało wam wystarczyć. Istota, którą napotkaliście na swojej drodze, nie widniała w żadnym bestiariuszu, nie mogliście nawet słyszeć o podobnych stworzeniach. Cyklopy pojawiały się w bajkach, ale ten nie miał ani potężnej sylwetki, ani skórzanej zbroi — był niezgrabny i stosunkowo niski. Początkowy dystans i przerażenie, w jakie wprawiliście go, rzucając serię czarów, ostatecznie mijało. Byalu, stworzenie nie odpowiedziało na twoje pytania, ale przyglądało ci się z dozą uwagi. Nie mrugało — nie miało przecież powiek — a jednak coś w jego spojrzeniu podpowiadało, że zostałeś wysłuchany. Mallory, obserwując jego ruchy, nie dostrzegłeś niczego podejrzanego, nie sięgał po broń (tej zresztą nawet przy sobie nie miał), nie próbował nawet uciekać. Elianne, twoje wprawne zaklęcie uleczyło tylko część twojego bólu. Każdy krok sprawiał dyskomfort, jak gdyby ktoś skopał cię po łydkach, ale byłaś w stanie stosunkowo normalnie się poruszać. Panie Faradyne, gdy chwyciłeś stworzenie za dłoń, to nie oponowało. Przez krótki moment czułeś bardzo delikatnie, jakby zaraz miał ci się wyślizgnąć, jednak nie włożył w to wiele siły. Dopiero gdy sięgnąłeś po jego pudełko, odsunął je od ciebie, dalej nie odejmując wzroku. Trwało to może dwie-trzy sekundy, aż w końcu ci je oddał — jak gdyby wyczuł twoje przyjacielskie intencje. Być może to właśnie było sposobem komunikacji z tą istotą? Brak agresji dobrze na niego wpływał. Gdy wykonaliście kilka pierwszych kroków, mogłeś poczuć, jak jego koślawe ślady nieco ciągną cię w dół. Gdy całkowicie się wyprostował, nie miał więcej niż metr dwadzieścia, poruszając się bardzo niezgrabnie, niczym dziecko albo małpka. Jego dłoń była chłodna, ale to zdawało się mu zupełnie nie przeszkadzać. Ostatecznie, gdy tylko wyszliście z małego pomieszczenia wydrążonego w skale, stworzenie wykonało ruch zupełnie niespodziewany, ale ekstremalnie szybki. Na tyle szybki nie zdążyłeś nawet zareagować. Po twojej nodze i tułowiu wspięło się na ciebie, ostatecznie wisząc na twoim ramieniu, jak gdybyś trzymał teraz około 20-kilogramowe kilkuletnie dziecko. Palce wyciągnął po pudełko i nie napotykając na twój opór, zabrał je z twoich rąk, ściskając blisko do siebie, a następnie — co mogliście uważnie dostrzec — opierając je na twoim barku, wyciągnął jeden z klocków, ten, który zdawał się kawałkiem mapy z opakowania, a następnie zamienił go ze środkowym, wpychając go tam niczym puzzel. Ziemia zatrzęsła się. Było to uczucie gwałtowne — niemal porównywalne do momentu, gdy przed kilkudziesięcioma minutami wpadliście pod ziemie. Ostry zryw i potężna siła poruszała podziemiem, a wy potrzebowaliście mocno stać na nogach, żeby utrzymać się na powierzchni. Z kilku ścian obok poleciały drobne kamyczki, jednak gdy tylko wepchnął klocek do pudełka — wstrząsy ustały. Otoczenie nie zmieniło się, ale teraz stworzenie wskazywało palcem na tunel, z którego przyszliście, jak gdyby właśnie tam miała być droga do wyjścia. Swój przedmiot ściskał mocno do piersi, ale nie zszedł z twoich rąk Byalu. Zaczął delikatnie szarpać się i ciągnąć was w jego stronę. Jeśli tam poszliście, przed wami rozpostarł się jednak obraz korytarza znacznie różnego niż ten, z którego przyszliście. Chociaż pokonywaliście go biegiem, zmiany były więcej niż widoczne. Naprzeciwko ze ścian w pobliżu patrzyły na was oczy. Były niebieskie i identyczne kształtem do oka posiadanego przez napotkane przez was stworzenie. Te jednak były znacznie większe i szersze, miały przynajmniej 5-6 cm szerokości. Nie posiadały tułowia, a wtopione były w kamień. Przyglądały się wam, śledząc każdy wasz ruch. Kayra Twój czar rozświetlił korytarz, a razem z nim znalazłaś na ścianie pojedyncze ślady krwi. Te prowadziły w stronę korytarza górnego, w który zresztą zdecydowałaś się ruszyć, zabierając po drodze kilof. Korytarz nie zmienił się w miarę kolejnych strudzonych kroków. Wciąż przypatrywały ci się szerokie oczy, jednak tym razem na swojej drodze dostrzegłaś coś jeszcze — coś, co tam nie pasowało. Naprzeciwko w ciemnej skale otulonej tylko jaskrawymi punktami energetycznego babiego lata, znajdywały się solidne drewniane drzwi. Miały stalowe okucia i wiekową klamkę, zdobioną w najróżniejsze florystyczne wzory. Drzwi bez trudu mogły pomieścić jedną osobę. Nie było w nich żadnej dziury. Jeśli szarpnęłaś za klamkę, łatwo mogłaś stwierdzić, że są zamknięte. Chociaż pod klamką widniała dziurka na klucz, tak tego nigdzie nie było w pobliżu, a na wyjściu z tego miejsca nie było żadnej inskrypcji. To, gdzie prowadziły, przynajmniej na razie pozostawało ich tajemnicą. Niedaleko drzwi, po lewej stronie, znajdowało się kobiece ciało ubrane, w strój, którego mogłaś zupełnie nie kojarzyć, a który wyglądał odrobinę niczym prześmiewczy halloweenowy kostium wiedźmy. Kobieta miała na sobie gorset, czarną suknię i misternie zdobiony płaszcz, natomiast na jej szyi wisiał pentakl. Była martwa, a jej oczy były spokojne i nienaruszone. Wyglądała tak, jak gdyby spała, ciało nie nosiło żadnych śladów rozkładu. Nie było tam przykrego zapachu, nie obeszły go robaki. Wyglądała tak jak gdyby umarła przed minutą. W tym miejscu również patrzyły na ciebie te same gałki oczne co wcześniej — dalej zdając się nie stwarzać zagrożenia. Tura 10 Byal, Elianne, Mallory, w wyniku trzęsienia ziemi czeka na was rzut na utrzymanie się na nogach. Próg wynosi 70. Do rzutu kością k100 dodajecie swoją statystykę sprawności z ewentualnym modyfikatorem za gibkość. Proszę, byście wykonali rzut w Kostnicy, aby móc się do niego odnieść w poście. Taki rzut nie jest akcją, ALE w przypadku upadku na ziemię, podniesienie się z niej już tak. Elianne, przypominam tutaj o twoim minusie do rzutów na sprawność wynoszącym -10. Działające czary: Leviora (Byal, Elianne, Mallory, Kayra) Punkty życia: Byal Faradyne - 160/160 Elianne L'Orfevre - 150/166 (-16 P, stłuczenie łydek) (-10 do rzutów na sprawność) Mallory Cavanagh - 157/157 Kayra Fraser - 74/164 (- 20 P, -70 W, stłuczenia, skręcona kostka) (-5 do rzutu kością k100 za pż poniżej 80)
Termin odpisu do piątku (30.06) do 21:00. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Byal Faradyne
Profesor historii magicznej cierpliwie odczekał na reakcje podjęte przez stworzenie — na swój sposób naruszał przecież jego przestrzeń osobistą, łapiąc go za chłodną dłoń, jak i sięgając po jego własność. Nie miał pojęcia jakiej reakcji może się do końca spodziewać. Tak samo nie spodziewał się wspięcia wzdłuż swojej długości ze strony nowego towarzysza i po prawdzie nawet, by go nie powstrzymał. Przynajmniej zniwelowano w ten sposób wrażenie ciągnięcia w dół przez wyraźną różnicę wzrostów. Byal Faradyne miał tylko nadzieję, że nie pożałuje zaangażowania stworzenia do roli przewodnika tunelowego. Zabranie pudełka z klockami, których działanie, jak podejrzewał historyk, brał pod uwagę i nie zamierzał mu tego uniemożliwiać, coby to nie wywoływać lęku czy zaniepokojenia. Wystarczyło, że ledwie po przekroczeniu progu komnaty, podjęli odruchową próbę ataku nie do końca zorientowawszy się w okolicznościach. Wyciągnięcie klocka z pudełka zaowocowała nagłym wstrząsem ziemi. Historyk odruchowo sięgnął ręką do stworzenia, tak jak sięga się do dziecka, żeby uniemożliwić mu możliwy upadek. Następnie z niemałym trudem spróbował zachować równowagę i szczęśliwie mu się to udało, jednak musiał włożyć w to trochę wysiłku, a należy nadmienić, że nie znajdował się w jakiejś wyjątkowo szczytowej formie fizycznej. Niebywałe, pomyślał Faradyne, zanim dotarła do niego realizacja ich położenia i tego, jak ławo mogliby się sami zasypać w odcinku tunelu, nie znając zasad działania tej układanki. Wysypawszy wszystkie w celu podjęcia próby złożenia jakiejkolwiek całości — mogliby nieuchronnie pogrzebać się żywcem. Byal złagodził chwyt, którym przytrzymywał stworka na swoim ramieniu. Profesor historii magicznej ośmielił się o podejrzenie, że stworek postanowiłby kurczowo utrzymać w miejscu swoje pudełko, którego zawartość nie wydała nawet żadnego dźwięku lub ten został zupełnie zniwelowany przez osyp niewielkich kamyków i nagły ruch podłoża. Gwałtowne ciągnięcie ze strony stworzenia w kierunku tunelu, z którego tu przyszli, wprawiło Byala Faradyne’a w lekką konsternację, jednak sam poprosił go o doprowadzenie, czyż nie? Z kolei potrzeba odkrycia zagadki zyskiwała na sile i najwyraźniej dotyczyła zaczarowanej, klockowej mapy w pudełku, dzierżonej przez tajemniczego cyklopika — te zestawione razem sprawiły, że profesor historii magicznej ruszył w tym kierunku… nieznanym, jak się rychło okazało. Znów uniósł rękę w stronę stworzenia (tym razem umyślnie), coby to uniemożliwić mu gibnięcie mu się w którąkolwiek stronę i zredukowanie możliwości potencjalnej straty równowagi, a może i upadku. Korytarz wypełniony oczami spoglądającymi na was, lecz wtopionymi w kamień — kolejna anomalia, jednak nie mógł się jej dłużej przyjrzeć. Przeprawa na drugą stronę przez przejście musiała wystarczyć jako skąpe, naukowe oględziny. rzut na utrzymanie się na nogach: 98 |
Wiek : 46
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : profesor historii magicznej
Elianne L'Orfevre
- Wcześniej, jak osypywała się ziemia, byłam w innym tunelu niż ten, którym pobiegła reszta, więc musiałam nadrobic trochę trasy i kamienie zachaczyły mi trochę o łydki. Nic poważnego, pewnie jeśli dotrę do domu, to mama szybko się tym zajmie, ale przyjemne to to nie jest, więc próbowałam trochę sama coś z tym zrobić. - Odpowiedziała na pytanie Malla, tłumacząc sytuację, w której była wcześniej i dlaczego oberała. Może i biegała trochę szybciej, ale jednak wtedy tochę miała do nadrobienia i nie była pewna, czy da radę dobiec do reszty, zanim wszystko zawali się im na głowy. Być może dlatego na początku naburczała na Malla, pozwalając sobie na odrobinę spuszczenia z siebie stresu, ktorego tego dnia miała już całkiem sporo. Szła za resztą, więc nagły ruch stworzenia, które wskoczyło na mężczyznę i wspięło się po nim, sprawił, że wzdrygnęła się i odrobinę spięła. Jakoś nie potrafiła w pełni zaufać, że wszystko będzie pięknie i dobrze, chociaż próbowała. Przecież to nie wina tego stworzenia, że miała nerwy w strzępach, a nagły, szybki skok sprawił, że pierwsze co miała przed oczami, to atak, a nie przyjacielskie wspięcie się na niego, żeby nie ciągnąć mężczyzny w dół i aby wygodniej manewrować przy pudełku z układanką. Wzięła głębszy oddech i cichutko wypuściła go z siebie, próbując się uspokoić, ale nagłe osypanie się ziemi wcale nie pomagało. Nie spodziewając się tego, zachwiała się, by zaraz polecieć na ziemię, nie mogąc utrzymać się na obolałych nogach, szykując się na to, że zaraz poobija się pewnie mocniej, no chyba, że zaraz zasypie ich mocniej lawina. Zaraz próbowała się podnieść na nogi i ruszyć dalej za resztą. Miała ochotę skulić się pod ścianą, jednak to nie rozwiązałoby żadnego problemu, a wyjście przecież samo się nie znajdzie. No i nie miała pojęcia, czy reszta by jej nie zostawiła w tyle, a zostanie samej wcale jej nie odpowiadało. Nie w tych koszmarnych tunelach i nie po tym koszmarnym dniu. Później korytarz robił się tylko bardziej upiorny. Oczy, wszędzie oczy, podobne do oka tamtego stworzenia, które było aktualnie w ramionach obcego mężczyzny, tylko trochę większe. Czuła się w tym korytarzu źle, jakby obserwowała ją cała chmara tych stworzeń, która na jeden zły krok mogłaby wyskoczyć ze ścian i ich zaatakować. Pewnie gdyby był to spokojniejszy dzień, byłaby zainteresowana tym, że coś jest wtopione w kamień i czy czasem samo w sobie nie jest jakimś rodzajem magicznego kamienia, jednak tego dnia, w tych okolicznościach, musiała próbować skupić się na jednym punkcie normalności. Wbiła spojrzenie wplecy nieznajomego i starała się nie rozglądać, nie patrzeć, po prostu iść zanim bez nadmiernego myślenia. Miała po prostu dosyć tego dnia i tego,że wszystkie niezbyt miłe wydarzenia skumulowały się właśnie w ten jeden dzień. ______________________ https://www.dieacnocte.com/t70p630-temat-do-rzutow-koscia#8007 rzut na sprawność 20 |
Wiek : 22
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Jubiler, zaklinacz
Mallory Cavanagh
W milczeniu wysłuchał słów Elianne; każde kolejne coraz mocniej wierciło mu dziurę w żołądku. Świadomość, że nie mógł cofnąć czasu i wyciągnąć lepszej karty, przyprawiała go o mdłości. Tego jeszcze brakowało - urozmaicenia dramatycznej sytuacji niewprawnym i wielce niesmacznym pokazem niepanowania nie tylko nad nogami, ale i nerwami. Zsunął wzrok na jej łydkę, wertując w myślach dziennik zaklęć medycznych... spisany najwyraźniej niewidzialnym tuszem, którego nie był w stanie odczytać, bo żelazka niestety ze sobą nie zabrał. - Nie będzie ci łatwiej chodzić, jak się o mnie oprzesz? - Oczywiście, zakładając, że tym razem nie zawiodę, co było wysoce wątpliwe, bo nawet w myślach zabrzmiało wyjątkowo nieprzekonująco. Tylko tyle mógł zrobić w próbie zrekompensowania strat poniesionych przez jego impulsywność. Podszedł do Elianne i dopiero gdy przystała na jego propozycje, wsparł ją ramieniem. Siostra dalej milczała w kolejnej, nieznośnej naganie, którą coraz mocniej rozważał zagłuszyć rozmową. Jakąkolwiek. Powrócił spojrzeniem do Byala, prowadzącego za rączkę nowy nabytek drużyny w tym samym momencie, gdy ten zaczął wykonywać podejrzane akrobacje. Już otwierał usta, by poddać ten ruch w wątpliwość, a może i ostrzec Byala, lecz wtedy stworek przestawił klocki i zamiast na mówieniu, musiał się skupiać na uniknięciu spotkania pierwszego stopnia z podłożem. Wygiął się raz, drugi, trzeci, a przy czwartym podjął największe ryzyko - próbę uratowania Elianne przed kolejną stłuczką. Upewnił się, że nie odniosła krytycznych obrażeń, po czym tak samo dokładnie prześwietlił wzrokiem Byala. Czyżby poprzez kontakt fizyczny ze stworkiem część jego niezrównanej umiejętności utrzymania równowagi rozszerzała się dalej, jak swoisty parasol ochronny? Nawet jeśli, wciąż mu nie ufał i nie mógł pozbyć się wrażenia, że przyszłoby to łatwiej, gdyby przestał zachowywać się tak niezrozumiale pacyfistycznie. - Byal... Jesteś pewien, że prowadzi nas ku wyjściu? - Podążał w kierunku, z którego przed chwilą przyszli z coraz mniejszą werwą; zwalniał nieznacznie, uginając się pod ciężarem wątpliwości, tym razem uzasadnionych - jak ujawnił nowy korytarz. Oczy. Znowu. Cholerne oczy. A myślał, że dały mu spokój. Były wbite w ścianę, co obniżało ryzyko ataku... w pewnym stopniu. Niezadowalającym. - Na pewno chcemy iść dalej? - Przyspieszył kroku na tyle, by nie uszkodzić jakkolwiek Elianne i gdy zbliżył się do Byala, dodał ciszej: - Nie podoba mi się, jaką mają nad nami teraz przewagę liczebną. - Po tym wszystkim, czego dziś doświadczył nie zdziwiłby się, gdyby kamień okazał się równie twardy, co styropian. - Może sami spróbujemy... rozwiązać łamigłówkę? - Kiwnął głową w stronę klocków. Nie był pewien, czy naprawdę chciał się tego podejmować, wiedząc, że stawką było ich życie, ale podejmowanie jakiekolwiek, nawet drobnej akcji skutecznie odciągało próbujące zakleszczyć mu się wokół szyi poczucie niepokoju. rzut na ustanie na nogach |
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Zawód : aspirujący entomolog
Kayra Fraser
Zmęczenie dawało Kayrze we znaki, każdy krok wydawał się cięższy od poprzedniego, ale pomimo bólu i zmęczenia kobieta była zdeterminowana wyjść z tego labiryntu i dostać się do swojego sklepu. Motywowana nie tylko chęcią przetrwania, ale też dużą dawko frustracji i złości na zaistniałą sytuację parła na przód nie poddając się. I choć minęło zaledwie kilkadziesiąt minut jak znalazła drzwi wspomniane w dzienniku górnika, tak Kayra czuła się jakby minęły długie godziny. W pierwszej chwili nie dostrzegła niczego dziwnego w komnacie z drzwiami na końcu tunelu oznaczonego krwią. Martwa kobieta leżąca zaledwie metr może dwa od jej stóp nie zarejestrowała się w jej głowie, jedynie o czym czarownica myślała to ucieczka z tego miejsca. Ale coś jej powiedziało, by się rozejrzeć po komnacie zanim ruszy biegiem w kierunku drewnianych drzwi. Wtedy dostrzegła ciało kobiety i zawahała się. Była przekonana, że kobieta jest martwa, mimo że wyglądała perfekcyjnie i jakby spała. Szanse na znalezienia martwego ciała, mając na uwadze, że jedno ciało już znaleźli, były wyższe niż na znalezienie śpiącej kobiety w takim miejscu. Dlatego po chwili namysłu Fraser ruszyła w stronę martwej kobiety i gdy upewniła się, że ta jest faktycznie martwa, schyliła się, by przeszukać wszystkie kieszenie i zakamarki, w poszukiwaniu czegoś przydatnego, jakiejś informacji. Przez moment czarownica zastanawiała się czy powinna się lepiej uleczyć zanim spróbuje otworzyć te drzwi, nie wiedząc co się za nimi kryje. Już teraz te tunele jej nie rozpieszczały a szczęście raczej dzisiaj jej nie sprzyja, więc cokolwiek się nie kryje za drzwiami, Kayra w tym stanie nie była pewna, czy zwykłe schody jej nie pokonają. - Spirituspuritas Magnus - skupiła się na swoim czarze i ciele, pozwalając magii robić swoje. Pozwalając jej uleczyć jej urazy choć trochę, tak by zwykłe kilka schodów jej nie pokonało w drodze do wolności. Już o krok była od końca tej tortury, do uwolnienia się spod tej ziemi, do doczołgania się do swojego sklepu, do zaparzenia odpowiednich ziół i wypicia eliksiru, który dokończy to co czar zapoczątkował. Rzut na czar x2 lub na spostrzegawczość (nie wiem dokładnie czy po prostu podwójnie rzucę na czar i będę musiała dopisać drugi rzut w poście, czy rzucę wpierw na obejrzenie ciała i na czar, czy po prostu zaliczy się pierwszy rzut) |
Wiek : 31
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : Właścicielka sklepu zielarskiego
Stwórca
The member 'Kayra Fraser' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 74 -------------------------------- #2 'k100' : 44 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Byal, Elianne, Mallory Wylądowaliście w korytarzu, którego nie widzieliście wcześniej. Na domiar złego - zewsząd patrzyły na was oczy. Nie wykonaliście kroku w ich stronę, być może cień wątpliwości zapanował nad waszymi postanowieniami o znalezieniu wyjścia z tej sytuacji, a może był to zwykły strach. Nie ruszając się dalej, nie mieliście szansy na wydostanie się. Nie rozglądając — na znalezienie drogi. Milcząc — na pozostanie niezauważonymi. Oczy jednak za nic miały sobie ciche rozmowy i postanowienia, wpatrywały się w was z odległości, nie reagując bardziej, będąc tylko elementem w ścianie, jednak wyjątkowo czujnym i przeszywającym. Stwór, tkwiący na ramieniu profesora, w końcu dostrzegł je, a przy tam zaczął niebezpiecznie się wiercić. Byalu, mogłeś to poczuć, jak powoli wyrywa się z twoich rąk i próbuje wydostać, jednak - tak samo, jak wcześniej - nie powiedział ni słowa, nie miał przecież otworu gębowego. Jeśli nie zamierzałeś powstrzymać go przed oddzieleniem się, od razu zeskoczył z twojego ramienia i za nic mając sobie grawitacje, przeskoczył na sufit, na którym bez trudu stanął, jakby ktoś go tam przykleił. Ten był na tyle wysoko, że nie byłeś w stanie dosięgnąć go dłonią. Wystarczyło jednak trochę siły albo sprytu, by utrzymać nieporadną istotę przy sobie - wszystko zależało od ciebie, gdy ten w rękach dalej ściskał pudełko z klockami. Wyraźnie zaczął robić się nerwowy. Kayra Przeszukiwanie trupów nie leżało w standardowych praktykach alchemiczek, handlarek ziołami, ani w ogóle nikogo kto nie był cmentarną hieną, ale to nie mogło powstrzymać cię przed znalezieniem odpowiedzi. Strój, jaki miała na sobie, był dość sztywny, ale mocno uszyty. Nie rozpadł się pod wpływem czasu, który ewidentnie zamknął się w tych dziwnych materiałach i krojach, niespotykanych w latach 80. Jej kieszenie nie przyniosły ci wiele odpowiedzi. Przy pasku miała athame - rytualny magiczny sztylet, który niczym nie różnił się od twojego, jeśli nie licząc drobnego rzemienia, którym była obwiązana rękojeść. W jednej z kieszeni znalazłaś w końcu odpowiedź - być może zbyt prostą, a być może zbyt szybką. Były tam trzy klucze, wszystkie przeczepione do dużego żelaznego koła. Pierwszy klucz miał rzeźbienia z głową żuka, drugi smoka, a trzeci ryby. Nie było ci trudno rozpoznać zwierzęta, zdobienia były zresztą misternie wykonane. Co ciekawe, klucze oprócz tego nie różniły się zupełnie niczym. Miały te same załamania i grubości, sugerując, że wszystkie powinny pasować do zamka. Jeśli spróbowałaś je tam wkładać, nie zadziało się jednak nic, kręcenie kluczem w dziurce nie wywoływało żadnego dźwięku. Była w tym jakaś kolejność lub jakaś dziwna forma, która musiała być odpowiedzią zagadki. Wystarczyło ją znaleźć. Gdy zbliżyłaś się do drzwi, te ukazały ci coś jeszcze, odsłoniły swoją tajemnicę. Na wysokości swoich oczu dostrzegłaś elementy - dobrze je znałaś, były podstawą każdej alchemicznej książki. Trójkąty oznaczające wodę, ogień, powietrze i ziemie ułożone były w dziwnej kolejności. Co znaczyły? Musiałaś odgadnąć już sama. Za sobą usłyszałaś z daleka czyjś głos — ludzki, ale cichy, ale nie byłaś w stanie zidentyfikować jego posiadacza. Być może był to wróg, być może ktoś, kto mógł ci pomóc. Wszyscy Atmosfera coraz bardziej wypełniała się czymś dziwnym. Być może odpowiadały za to oczy, które dostrzegaliście w różnych miejscach, a może coś zupełnie innego. Nie mogliście pozbyć się wrażenia, że ściany zaczynają - cóż - zsuwać się do siebie. Korytarze w waszych głowach robiły się węższe, a czas uciekał jak przez palce. Nie zostało wam wiele czasu, mieliście jego resztki. Tura 11 Elianne, w wyniku upadku tracisz 10 pż P. Byal, jeśli chcesz utrzymać stworka, możesz to zrobić w dowolny sposób, ale jeśli zdecydujesz się wykorzystać do tego swoją siłę, będziesz musiał pokonać próg na sprawność (z modyfikatorem na udźwig) wynoszący 70. Będzie to akcją. Byal, Elianne, Mallory, ściany wokół was wydają się zwężać i jeśli nie ruszycie się w dowolną stronę - mogą was zgnieść. Przypominam, że wyjście poza obręb mapy jest akcją. Działające czary: Leviora (Byal, Elianne, Mallory, Kayra) Punkty życia: Byal Faradyne - 160/160 Elianne L'Orfevre - 140/166 (-26 P, stłuczenie łydek) (-10 do rzutów na sprawność) Mallory Cavanagh - 157/157 Kayra Fraser - 109/164 (- 20 P, -35 W, stłuczenia, skręcona kostka)
Termin odpisu do czwartku (6.07) do 23:59. Jeśli potrzebujecie posta uzupełniającego w trakcie, proszę o informacje. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Byal Faradyne
Byal... Jesteś pewien, że prowadzi nas ku wyjściu? pokłosie słów Mallory’ego osiadło na ramionach profesora historii magicznej ciężko niczym ołów, zaś poczucie odpowiedzialności, biorąc pod uwagę, że to on zawierzył stworzeniu jeszcze znajdującemu się na jego ramieniu, nakłaniając do zaprowadzenia do drzwi. Oczywiście, że nie miał zielonego pojęcia, czy tak było. Konsekwencją jego działań znaleźli się w tunelu wypełnionym zewsząd oczami z błękitnymi tęczówkami, wtopionymi niepokojąco w ściany. Kolejne zaskakujące zjawisko. — Posłuchaj, musimy iść dalej — mruknął cicho w odpowiedzi Faradyne, jednak nie przemawiała za tym usilna wiara w powodzenie, a jedynie zdroworozsądkowe przekonanie, że stanie w miejscu czy kierowanie wstecz nie za wiele im da. Poza tym zgodnie z zapiskami górnika ta odnoga kopalniana przypominała labirynt, a oni nie natrafili na . — Nic nie przyjdzie nam z tego, że wycofamy się rakiem. Tego przejścia tu wcześniej nie było i to efekt przestawienia klocków. Może sami spróbujemy... rozwiązać łamigłówkę? — młody Cavanagh nawet jak na opinie samego historyka pokładał w ich umiejętności bardzo duże nadzieje. Byal Faradyne stosował nawet wobec stworzenia zasadę ograniczonego zaufania i nie wiedział, czego właściwie może się spodziewać po przedstawicielu nieznanego gatunku, żyjącego swobodnie pod Hellridge, nieuchylone najwyraźniej przez Hudsonów na potrzeby odkryć naukowych, co było po prostu skandaliczne. Czy stworzenie prowadziło ich do swoich, a to gdzie się znaleźli, to jakieś przejście dostępne tylko dla nich? I wreszcie czy warto byłoby zaryzykować przejęcie pudełka? Na razie wydawało się, że nie musiał się tym przejmować. To co nie ulegało, choćby najmniejszej wątpliwości to to, że bez cienia najmniejszej wątpliwości nie byli tu wcześniej. Trudno było strzepnąć z siebie nieustanne wrażenia bycia obserwowanym przez niezliczoną liczbę oczu. Byal Faradyne był na tyle skupiony na tym, by stworek nie stracił równowagi i nie gibnął się na ziemię, a wraz z nim zapewne pudełko z całą swoją zawartością, że niepokojące oczy, świdrujące ich spojrzeniem w korytarzu wytrąciły go nieco z równowagi. Niby nic, ale stanowiły skuteczny dystraktor, choćby przez to, że jako element wystroju były najmniej spodziewane. Historyk zareagował niezbyt zdecydowanie i dochodząc jednak szybko do wniosku, że przez to stworzenie niechybnie mu się wyrwie, gdyż włożył w to za mało siły. Sam fakt, że niekoniecznie się takiego obrotu sprawy spodziewał i nic tego nie zapowiadało, to już swoją drogą. — Mallory spróbuj zabrać mu pudełko, kiedy jeszcze go trzymam i przy okazji, na miłość Lucyfera, postaraj się nie rozsypać zawartości — rzucił czym prędzej Byal, szamocąc się ze stworkiem w uścisku, zanim temu na dobre udało się przemieścić aż na sufit i oddalić od trójki czarowników. Zanim jego spojrzenie padło na młodego Cavanagha czy ich cyklopiego przewodnika przyklejonego do sufitu, jego uwaga spoczęła na ścianach wypełnionych oczami, by dosięgło go wrażenie, być może mylne, zsuwania się. Towarzyszyło mu wrażenie nieprzyjemnego chłodu biegnącego wzdłuż kręgosłupa, ciągnąc za sobą obawę przed możliwością zniknięcia tego przejścia i zatrzaśnięcia ich w środku. Czy naprawdę była to oficjalna część kopalni lub przejść w niej, a może coś zupełnie innego? — Nie możemy tu zostać, musimy iść naprzód. Nie jesteśmy tu bezpieczni. — Ton Faradyne’a nie pozostawiał pola do zaognionej dyskusji niemalże na wzór dysputy w sali wykładowej w otoczeniu ciepłego światła. Historyk pchnął nawet lekko do przodu młodego Cavanagha, żeby nawet wpadło mu do głowy, aby szukał innego rozwiązania lub skupił uwagę na czymś innym. Tak jak Byal zapowiedział, tak też zrobił, ruszając do przodu, tak jakby otaczającym go studentom wyznaczał kierunek ich działania. Profesor historii magicznej nie uwzględniał po prostu cofania, tylko parcie do przodu – skoro jakoś tu magicznie weszli, to wyjście również się znajdzie. Może wystarczy, że będą się uważniej rozglądać dokoła, żeby znaleźć jakiekolwiek podpowiedzi. To, co nie ulegało najmniejszej wątpliwości to to, że stanie w miejscu niosło za sobą więcej niebezpieczeństwa niż pożytku, a skutek czy wpływ ocznych obserwatorów pozostawał jak dotąd nieznany. Ich obecność w nieznanym przejściu, jak i gwałtowne zachowanie stworzenia, które ich tu mimo wszystko wprowadziło wskazywało na to, że nie byli w bezpiecznym miejscu na jakiekolwiek dłuższe wymiany myśli. |
Wiek : 46
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : profesor historii magicznej
Elianne L'Orfevre
Początkowo chciała odrzucić pomoc Malla. Podpieranie się o niego nie było konieczne, żeby się poruszała, w końcu ból nie był aż taki, żeby się przez niego zwijała, jednak czując się niepewnie w całej tej sytuacji, w końcu przystała na wsparcie się o niego odrobinę. Potrzebowała chociaż odrobiny kontaktu z kimś, żeby czuć, że sytuacja nie jest tak kompletnie odrealniona i niemożliwa. - Wiesz, że kryształ górski, który osadzałam Ci w pierścieniu, nazywany jest królem kryształów? Jest tak nazywany przez swoje właściwości oczyszczające, jest najsilniejszym kryształem, który może oczyszczać ciało, umysł i pomieszczenia. Ponoć noszenie go przy sobie pomaga w realizacji planów amplikując nasze mozliwości wprowadzenia ich w życie. Pomaga też w rozwoju osobistym przez oczyszczanie negatywnej energii w pozytywną, dzięki czemu umysł może pracować dużo bardziej efektywnie niż wypełniony negatywną energią. - Zaczęła paplać mu o kamieniach, próbując pozbyć się wiszącej między wszystkimi, męczącej ciszy, której miała dosyć. Z nerwów wybrała oczywiście temat najlepiej jej znany, więc Mall i zapewne Byall ze stworkiem mieli okazję słuchać o kamieniach. Cóż, lepsze kamienie, niż jakieś robaczki, prawda? Na robaczkach znała się tyle o ile, wiedziała, że czasem wyglądają całkiem ładnie z tymi ich połyskującymi pancerzykami i w sumie tyle z jej wiedzy. Ktoś inny na pewno mógłby powiedzieć na temat robaczków dużo więcej. - Ostatnio widziałam też aleksandryt. Został po raz pierwszy odnaleziony w Rosji przy poszukiwaniu szmaragdów, a jego nazwa jest na cześć cara Aleksandra II Romanowa, dlatego też czasem nazywa się go Carskim Klejnotem. Wiesz, ten kamień ma całkiem ciekawy wygląd, jest chryzbelem, więc chociaż pozornie wygląda na kamień w odcieniach niebieskawych w słońcu, to w sztucznym oświetleniu zmienia kolor na czerwono-fioletowawe odcienie. To wszystko przez fluorescencję wynikającą z obecności w tym kamieniu chromu oraz żelaza. Kamień reaguje również na zmiany temperatury. Nie dotarłam jeszcze do notatek rodzinnych wspominających o jego ewentualnych właściwościach magicznych, ale to kwestia czasu, aż siędo nich dokopię. Ciekawe, jakie ma właściwości. - Kontynuowała temat po krótkiej przerwie, w czasie której Mall i tamten mężczyzna rozmawiali na temat słuszności zaufania tamtemu dziwnemu, jednookiemu stworzeniu. Chwilę po tym, jak skończyła paplać o aleksandrycie nieznajomy poprosił Malla o zabranie pudełka stworkowi, więc odsunęła się od Cavanagha, dając mu przestrzeń na działanie, chociaż samo to, że tamto stworzenie się wystraszyło znaczyłodla niej tyle, że raczej nie są bezpieczni w tym miejscu i powinni się jednak ruszyć dalej. Do tamtych drzwi, ze wspomnień górnika. Mężczyzna widać dotarł do tego samego wniosku, wyganiając ich do przodu, w kierunku korytarza prowadzącego najprawdopodobniej do drzwi (numer 1 na mapce). Ona sama w ruchu ponownie spróbowała rzucić na siebie zaklęcia. Wolała dmuchać na zimne i próbować podleczyć się chociażby w ruchu, niż potem przez lenistwo i brak prób władować się w jakieś gorsze bagno. - Sanaossa - Rzuciła zaklęcie na swoje łydki, mając nadzieję, że zadziała ono i znowu odejmie chociaż odrobinę bólu i faktycznie czuła, że zadziałało. To co prawda nie było wiele, ale zawsze coś. ______________ Sanaossa rzut udany > https://www.dieacnocte.com/t70p675-temat-do-rzutow-koscia#8284 Tl;dr > Ela papla o kamyczkach, daje Mallowi próbować łapać klocki, a potem lezie za resztą do tunelu oznaczonego na mapie jako 1 i dalej - do drzwi, po drodze próbując się podleczyć. |
Wiek : 22
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Jubiler, zaklinacz
Mallory Cavanagh
Błądzenie po tunelach przyniosło nieoczekiwane rezultaty, najwyraźniej łącząc ożywione strachem potrzeby z tymi, które zachęciły Elianne do przyjęcia pomocy. Odetchnął, gdy potokiem słów zalała narastającą, obrzydliwą ciszę. Zupełnie, jakby naprawdę czytała mu w myślach. Jak król szczurów, pomyślał, czując, jak dreszcz przebiega mu po karku. Kolejny symbol zbliżającego się nieszczęścia; doprawdy świetnie. Nastawił mocniej uszu, by zakopać to wpół irracjonalne, całkowicie niepotrzebne na ten moment wrażenie w wygłaszanym monologu. W głębinie się w jego treść rozbudziło nawyk, który uzewnętrznił: — Czy więc nie... — Ugryzł się jednak w język, bo przecież nie było sensu w niweczeniu wysiłków towarzyszki i zatruwaniem dopiero co czyszczonej atmosfery. Zmarszczył brwi i skrzywił odrobinę, gdy wyczuł w jamie ustnej metalowy posmak. Zignorował go, pospiesznie przechodząc do wertowania zakodowanych w głowie informacji powiązanych z kryształem górskim w sposób społecznie akceptowalny, może nawet - aprobowany. — Tak, cóż, nie tylko umysł może pracować bardziej efektywnie, ale i ciało, gdy zostanie oczyszczone przez kryształ z... pasożytów? — Odchrząknął boleść, którą odczuł, w tak subtelny sposób przekierowując temat na ten lepiej mu znany. Poza tym nie mógł i nie chciał zostawiać wszystkiego na barkach Elianne. — Parazytozy to coraz powszechniejszy problem, choć oczywiście pasożyt pasożytowi nierówny. — Wiedział z autopsji. — Jedząc nieumyte warzywa lub owoce, można nieświadomie zaprosić do swojego organizmu na przykład włosogłówkę. Najbardziej szkodzi dzieciom, w skrajnych wypadkach może bowiem doprowadzić nie tylko do dolegliwości ze strony układu pokarmowego i nerwowego, ale nawet do opóźnienia rozwoju. Co więcej, diagnostyka jest niebywale ciężka... — Ani na chwile nie przerwał marszu. Z pewną dozą zadowolenia zauważył, że nawet czas zdawał się mijać szybciej i to w sposób bardziej uspokajający, niż rozstrajający. Cień uśmiechu przemknął mu po ustach w reakcji na uraczenie bardziej historycznymi ciekawostkami. Kolejnym, niezaprzeczalnym plusem był fakt nagłego wyparowania chęci do ukazania wątpliwości odnośnie magicznych właściwości aleksandrytu. — Mam tylko nadzieję, że nie będziesz chciała odkryć tych właściwości na własnej skórze. Byłoby szkoda, gdyby tak dobrze rokująca jubilerka przegrała starcie z nieostrożnie zaimplementowaną ciekawością. — Ta wypowiedź okazała się kluczem do odblokowania anatomicznych inkantacji; nawet się nie zastanawiał, po prostu wyszeptał: — Sanaossa. — Ciężko było ocenić, czy czar zadziałał, niespecjalnie nawet miał na to czas; widząc przed sobą nagły ruch, zamarł. Na krótko, bo gdy wzrok zsunął na pudełko, ruszył do wypełnienia swojego zadania, nim to wyszło z ust Byala. — Uważaj — syknął odruchowo. Stworek wciąż wydawał się bardziej zlękniony, niż agresywny, ale jedno przecież zwykle prowadziło do drugiego, a na jakiekolwiek eskalacje nie mieli ani czasu, ani sił... Dlatego więc zamachnął się i spróbował sięgnąć po klocki. Oczy w ścianie przestały go już tylko obserwować - teraz wydawały wyrok z intensywnością wypalającą mu dziury w plecach, nogach, ramionach. Czyżby pod ich ciężarem i jemu zaczęło się mienić w oczach? Bo przecież ściany nie mogły zacząć się zwężać, prawda? Szturchnięcie od Byala wytrąciło go z równowagi, ale zakołysał się niczym pisklę niemrawo opuszczające gniazdo i jakoś ustał na nogach. Nie posłał mu gniewnego spojrzenia nie dlatego, że nie był to czas i miejsce na takie szczeniackie wybryki, a bardziej przez to, że nagła aura nieznośnej profesorskości wymusiła idiotyczne podporządkowanie się autorytetowi. — Z tym się zgadzam... — Złapał Elianne za nadgarstek i pociągnął za sobą. Przyspieszył, chcąc zdystansować się od stworka - nie wiedział, jak zareaguje na nagłą utratę zabawki, ale przygotował się na najgorszą możliwość: ucieczkę, jeśli ten postanowiłby go ścigać. Sanaossa nieudana niżej rzut na łapanie klocków |
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Zawód : aspirujący entomolog
Stwórca
The member 'Mallory Cavanagh' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 40 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Byal, Elianne, Mallory Szamotanina nie trwała długo. Krótkie wyciągnięcie dłoni w przód i próby złapania za którąkolwiek z kończyn stworzenia spełzły na niczym. Nawet jeśli podskoczyłeś do góry, szarpałeś i próbowałeś — twoje próby, Byalu, okazały się znikome wobec szybkości, jaką był w stanie osiągnąć dziwny towarzysz. Nie musiałeś tu winić swojego wieku. Mallory, chociaż był znacznie młodszy, również miał z tym problem. Panie Cavanagh, panu poszło jednak ociupinkę lepiej — choć czy na pewno, miał pokazać to los. Palcami zahaczyłeś o pudełko. To wydawało się jakby zimniejsze i twarde. Wystarczyła sekunda. Może dwie. Krótkie szarpnięcie ze strony stworzenia, krótkie z twojej i pudełko kompletnie się rozsypało. Na ziemię spadło kilka klocków, błyszcząc tam przyjemnym niebieskawym światłem, jakie było obecne w reszcie tunelu w formie nitek babiego lata. Szybko zauważyłeś, że były to klocki: pierwszy po lewej z pierwszego rzędu, środkowy i prawy z drugiego rzędu oraz prawy z trzeciego rzędu. Narysowane na nich symbole, chociaż zaczęły nieco słabnąć swoim światłem, dalej były widoczne. Reszta klocków zniknęła razem ze stworzeniem. Nie byłbyś w stanie go dogonić, gdy ten pognał przed siebie, zostawiając was tyle. Być może czegoś się wystraszył, a być może nie chciał zostać złapany. Jeśli patrzyłeś w jego stronę — tak jak wcześniej — kątem oka dostrzegłeś tylko, że znika... w suficie? W momencie, w którym z pudelka wypadły klocki, usłyszeliście nieprzyjemny odgłos trzęsienia ziemi. Znaliście go, doświadczyliście go dzisiaj już dwukrotnie, a jednak teraz, zupełnie nie wpłynął na was. Ziemia nie dygotała, kamienne ściany nie kruszyły się, ale to nie znaczyło, że było tu bezpiecznie. Przewodnik musiał przeprowadzić was przez znaczną część drogi albo wprowadził was właśnie w pułapkę. Ściany z każdą sekundą zwężały się do siebie — być może było to tylko złudzenie optyczne, bo wcale nie brakowało wam powietrza, a być może nie. Oczy, które dostrzegaliście, dalej was obserwowały. Być może to one wywoływały ten efekt? A może naprawdę żyły w nich stworzenia, które zsuwały korytarze do siebie, żeby zatrzasnąć was w tej mogile. Nie było czasu do stracenia. Elianne, czar szybko przyniósł ci dodatkową ulgę. Obicia na łydkach jakby zelżały, a ty byłaś w stanie iść z jeszcze większą pewnością. Podążanie korytarzem odsłoniło przed tobą kolejną tajemnicę. Ślady krwi. Widziałaś je wcześniej — były na początku waszej wędrówki i miały oznaczać drogę do wyjścia. Być może nie wszystko było stracone? Wszyscy Być może zadziałała intuicja, dostrzeżone ślady krwi, niepewność i łut szczęścia, albo zwykła pamięć, że na pudełku z klockami, które należało do stworzenia, w tym miejscu było coś przypominającego wyjście, albo schody — nie miało to znaczenia. Przed wami był teraz jeden widok. Byal, Elianne, Mallory, gdy przeszliście do przodu, w czymś na rodzaj surowej kamiennej komnaty dostrzegliście Kayrę — kobietę która wcześniej utknęła pod gruzami. Nie było jej wcześniej w korytarzach, którymi się przemieszczaliście, więc musiała tu dojść inną drogą. Być może zdążyła odskoczyć i wybrać ścieżkę ze śladami krwi, ale brud na jej ubraniu i włosach wskazywał, że przeszła przez coś strasznego. Wszyscy dostrzegaliście drewniane i zamknięte drzwi, oznaczone nitkami energii, które wyrysowywały tam symbole alchemiczne. Cztery rodzaje trójkątów — część z nich pojawiała się kilkukrotnie, jeden końcowy tylko raz. Czekała was zagadka, której rozwiązanie mogło doprowadzić do otwarcia tych drzwi. Nitki miały dokładnie tam sam kolor co babie lato w całym tunelu i dokładnie ten sam co ślady na kostkach. W drzwiach znajdywała się szeroka dziurka od klucza. Niedaleko dalej, przy wejściu, leżał trup kobiety. Była — podobnie jak wcześniej górnik — ledwie muśnięta czasem. Jej ciało nie nosiło śladów rozkładu, ale z pewnością była martwa. Jej dusza dawno opuściła to miejsce. Jej ubrania były lekko pogniecione i ułożone w nieładzie, jakby ktoś je przeszukał — jedna z kieszeni niezdarnie wystawała w górę. A wtedy za drzwiami usłyszeliście jakiś hałas. Jakby ludzki głos, bardzo zniekształcony i niemożliwy do zidentyfikowania ani w zakresie płci, ani słów, które wypowiadał. Szybko zamilkł. Razem z tym głosem stało się coś jeszcze — oczy na ścianie, które do tej pory wpatrywały się w was, zwyczajnie się zamknęły. Wrażenie, że ściany maleją — zniknęło, jakby nigdy go nie było. Zostaliście tam całkowicie sami, ale mieliście coś nowego — nadzieję, że już za tymi drzwiami znajdziecie wyjście z opresji. Tura 12 Byal, Mallory, wasza szamotanina sprawiła, że chociaż nie udało wam się odzyskać pudełka, wyciągnęliście z niego kilka klocków, które potoczyły się po ziemi. Możecie je ze sobą zabrać, nie będzie to akcją. Które to klocki zostało przeze mnie opisane w części fabularnej posta. Zgodnie z adnotacją w poście Elianne, zrozumiałam, że wychodzicie poza obręb mapy korytarzem numer 1, ale jeśli się pomyliłam, proszę, byście zignorowali część posta, w którym opowiadam o tym, co tam się znajduje. Na drzwiach widzicie symbole alchemiczne. Elianne, Mallory - wy możecie je skojarzyć z podstaw teorii magii. Byal - ty na pewno spotkałeś się z takimi w historii. Kayro - dla ciebie są one jasne przez twoją znajomość alchemii. Tutaj link do ściągi: klik. Działające czary: Leviora (Byal, Elianne, Mallory, Kayra) Punkty życia: Byal Faradyne - 160/160 Elianne L'Orfevre - 149/166 (-27 P, stłuczenie łydek) (-10 do rzutów na sprawność) Mallory Cavanagh - 157/157 Kayra Fraser - 109/164 (- 20 P, -35 W, stłuczenia, skręcona kostka)
Termin odpisu do czwartku (13.07) do 20:00. Jeśli potrzebujecie posta uzupełniającego w trakcie, proszę o informacje. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Byal Faradyne
Byal Faradyne liczył się z tym, że scenariusz z rozsypaną zawartością pudełka skończy się osuwiskiem na ich głowie lub jeszcze szybszym wzięciem nóg za pas. Tak jak się tego spodziewał — dobiegł ich ten charakterystyczny dźwięk, jednak zaskakującym trafem nie objął ich swoim działaniem. Być może wynikało to ze specyfiki stworzonego przez stworka przejścia i tego, że nie był standardową ścieżką w sieci tych tuneli. Pechowy górnik niewątpliwie na nic tak nadnaturalnego nie natrafił podczas swoich wędrówek. Nie zmieniało to jednak tego, że wrażenie zwężania obu ścian wyłożonych zewsząd oczami z błękitnymi tęczówkami stawało się silniejsze i o wiele bardziej nieprzyjemne. Mogło to być złudzenie optyczne lub działanie magii, którą nie do końca pojmowali, jednak żadne z nich nie zamierzało kusić losu, poganiając swoje ruchy. Ślady krwi w zamian za stratę stworka, który ku rozczarowaniu profesora historii magicznej zupełnie nie podążył ich śladem. Zapewne w Mallorym będą kiedyś wspominać tę stratę, przy parującej herbacie na strychu przy standardowym przeglądzie dzienników pradziadka Byala Faradyne’a, z żalem spoglądając na klocki z układanki, wypominając sobie kradzież tak potężnej zabawki. Wyrwanie z klaustrofobicznego, zwężającego się przejścia okazałoby się powodem do ulgi, jednak ten utknął gdzieś w gardle historyka, kiedy jego wzrok spoczął na kobiecie z początku ich wyprawy, która wyglądała jak po ciężkich przejściach. Faradyne’owi wydało się jednak ciut podejrzane napotkanie na nią właśnie teraz? Naukowiec wolał zachować ostrożność, nie wiedząc w jakim stanie psychicznym jest kobieta i jak może czysto hipotetycznie zareagować na towarzystwo, choćby przez wzgląd na poprzednie doświadczenia, których nikt z ich trójki właściwie nie znał. Rzuciwszy spojrzeniem wzdłuż pomieszczenia — najpierw dostrzegł drzwi jarzące się błękitem nitek i alchemicznymi symbolami, lecz zaraz potem zauważył ciało w charakterystycznym ubiorze opisywane w dzienniku przez górnika. Byal Faradyne podszedł do nieboszczki, lustrując ją wzrokiem. Odnotował, że poziom zakonserwowania miała równie dobry, co i sam pracownik kopalni Hudsonów, więc oddziaływały na nie same unikatowe siły magicznie podtrzymywanych podziemi. To, co jednak profesor historii magicznej uznał za wyjątkowo ciekawe, to obecność znajomego rytualnego noża z rzemieniem przytwierdzony do paska denatki, który posiadali wyłącznie czarownicy. To był wystarczający dowód na to, że obawa, że mogą tu utknąć na dobre, była w pełni uzasadniona. Następnie wzrok historyka przeniósł się ponownie na drzwi, stawiając hipotezę, że martwej czarownicy nie udało się stąd w porę wyjść. Profesor historii magicznej skierował się więc o nich, żeby bliżej przyjrzeć się narysowanym na ich powierzchni znakom — te były w rzeczy samej znajome. Spotykał się w swojej historii zawodowej już ze znakami alchemicznymi i to nie raz. Nie stanowiły dla niego większej zagadki, jeśli pamięć go w tym zakresie nie zwiodła na manowce, ma się rozumieć: — W rogu pomieszczenia mamy najpewniej martwą czarownicę, oceniając po obecności athame. Dzięki stworkowi trafiliśmy najpewniej we wskazane miejsce i to w rzeczy samej pokrywałoby się z zapiskami górnika. — zaczął Byal Faradyne, wsuwając jedną z rąk do kieszeni płaszcza i nie odrywając wzroku od drzwi. Tutaj nie obawiał się, że Mallory podejmie jakieś wiedzione chwilą decyzje, a przynajmniej pokornie założył, że jego pomysłowość się na poprzednich skończyła. — Tutaj natomiast mamy do czynienia ze symbolami alchemicznymi i wasza dwójka najpewniej spotkała się z nimi pierwszy raz na teorii magii, której, jeśli dobrze pamiętam z relacji mojego najlepszego przyjaciela, uczy niejaki pan Marwood… — Faradyne zrobił przerwę, chcąc wyłowić z magazynów pamięci, czy nie przekręcił nazwiska jednego z siewców i nie zostanie za chwilę przez któreś z młodszych uczestników tej podziemnej wycieczki poprawiony. Byłoby to iście żenujące, gdyby przekręcił je w kontekście lokalnego naukowca. Wrócił jednak zaraz do rysunków na drzwiach, odsuwając na bok potencjalną pomyłkę, której mógłby się tutaj nieumyślnie dopuścić. — Mamy tutaj do czynienia z przydzielaniem poszczególnych znaków do żywiołów: trójkąt oznacza ogień, trójkąt z kreską to powietrze, odwrócony trójkąt symbolizuje wodę, a odwrócony trójkąt to ziemia. Zgodnie z tym założeniem, idąc od góry w pionie: ogień, woda, ogień. W środkowym rzędzie, również z w pionie mamy ziemię, ziemię i ogień, zaś w ostatnim: wodę, ogień i powietrze. |
Wiek : 46
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : profesor historii magicznej