8 — III — 1985VandenbergTu mnie jeszcze nie było.
W skrzyneczce ulokowanej (gdzie? Na stoliku? Szafce nocnej? Pod łóżkiem, poszukując paska od szlafroka?) w Twoim własnym, osobistym mieszkaniu, ma się rozumieć. Ładna, ale trochę w niej wilgotno (to od rzeki?);
mógłbym przywyknąć do te mógłbym poczuć rozczarowanie, że nie przekazałaś adresu śpiewającym po dotknięciu kaktusem — taki potencjał! — gdyby nie satysfakcja.
Wystarczyły niecałe trzy miesiące; mówiłem — jestem cierpliwy.
Czy w tęsknym wyciu słychać było intonację Ivy League? Jeśli tak, to zdecydowanie mój brat — ten od pcheł, na pewno pamiętasz; potrafi wywrzeć wrażenie. Nie wiem, gdzie
przypadkiem można natknąć się na artykuł o tresurze, ale mają rację: system nagród utrwala dobre nawyki. W myśl tej zasady, przesyłam smaczek — patriotyczny, więc będzie pasować do flagi, którą
dosta zwinęłaś na wiecu; oboje wiemy, że były dla dzieci.
Można siedzieć ze mną albo przeze mnie; paradoksalnie to trzeci typ — siad na pirsie — zdecydował, który scenariusz wybierzesz. Spróbuję nie nadużywać gościnności, ale wiem też, że lubisz wykresy — ten opisany jako
ilość spędzonych w mieszkaniu nocy działa na Twoją korzyść; czuję się zobligowany zrobić na Twojej kanapie to, co Ty na mojej —
wyspać.
Chwilę po napisaniu tego zdania uznałem, że
zobligowany to złe słowo;
chcę leży bliżej prawdy.
Słyszałem, że zwierzęta upodabniają się do właścicieli; nie sądziłem, że dotyczy to też roślin.
Nie wiem nic na temat opiekowania się kaktusami — zdążył ukłuć mnie trzy razy — ale zrobię dla niego to, co zrobiłem dla Ciebie; spróbuję. Mam okno po zachodniej stronie — czuję, że mu się tam spodoba.
B.