Każdy budynek skrywał w swoich murach mroczny sekret. Ten na zawsze będzie powiązany z tragedią, którego świadkami - pośrednio - były ich najpierw uszy, a potem oczy.
Fogarty jeszcze przez chwile przyglądał się tej scenerii, by zapamiętać, jak najwięcej szczegółów, które mógł utrwalić na kliszy pamięci. Do momentu aż pojawi się ochota na uchwycenie tego aktu szaleństwa na stronach szkicownika.
Z drżącym w klatce piersiowej sercem, z trudem zwalczając odruchy wymiotne, przyglądał się jak krew nadal skapywała z spomiędzy rozchylonych warg mężczyzny. Jej czerwień kontrastowało z bielą zębów. Wyglądał, jakby kilka chwil przed śmiercią wykrzywił usta w uśmiechu.
Cichy, niemal piskliwy głos Misty przeciął ciszy. Cecilowi wydawało się, że był równie głośny co huk wstrzału.
Na moment zapomniał o jej obecności, zaoferowany widokiem, wzbudzającymi w nim niezrozumiałą paletę emocji. Od fascynacji po obrzydzenia. Nie wiedział, która była dominująca, ale nie miał odwagi, by podejść i z bliska przyjrzeć się ciału kobiety. Rozkład jej zwłok postępował szybciej niż powinien, biorąc pod uwagę czynniki zewnętrze, takie jak panujący w chacie ziąb. Przez chwile pomyślał, że to skutek nieumiejętnie przeprowadzonego rytuału. Przez chwilę myślał, że jest martwa, dopóki jej powieki się nie poruszyły, a z gardła wydobyło się ciche pojękiwanie balansujące na krawędzi kwilenia.
Zrobił dwa gwałtowne kroki w tył w akompaniamencie szaleńczego rytmu wybijanego przez serce, wskutek czego plecy skonfrontowały się boleśnie z framugą drzwi. Odszukał raz jeszcze spojrzeniem kobiecego truchła. Leżała bez życia. Czyżby wyobraźnia spłatała mu figla?
Nie miał pojęcia. Jedyne co wiedział, to to, że nie chciał tu tkwić kilka kolejnych sekund dłużej.
Tutaj nic na nich nie czekało.
Tutaj nie było niczego, poza śmiercią.
-
Wyjdźmy stąd - wyksztusił z siebie, podzielając obawy tropicielki. Podobne treści zagnieździły się w jego umyśle.
Opuścił budynek zaraz po niej. Nie zamknął drzwi. Zostawił je otwarte. Dzikie zwierzęta, w tak srogą zimę, jak ta, zasługiwały na poczęstunek.
-
Tędy - wskazał jej kierunek i bez słowa, jedynie w przerwie na głębszy oddech, narzucił tempo ich ewakuacji. Byle jak najdalej stąd. Miał dość odoru śmierci. Miał wrażenie, że przylegała do niego, jak zapach jego nałogu.
Zawiadomienie kogoś nie przyszło Cecilowi do głowy. Sprawca zazwyczaj jest w pierwszym tomie akt. Oględziny miejsca zbrodni sprawią, że będą w kręgu podejrzanych. Jako świadkowie, którzy pierwsi dotarli na miejsce, przez co znajdą się pod ostrzałem pytań.
Dlaczego, pomimo ostrzeżeń meteorologicznych, tak bardzo oddaliliście się od cywilizacji?
Dlaczego wybraliście się na spacer po lesie w środku nocy?
Prędzej czy później ciała zostaną odnalezione. Najpewniej, kiedy stopnieje śnieg. Najpewniej przez kłusujących na tych terenach myśliwych.
Zwolnił dopiero, kiedy zarys domu,jeszcze chwile temu majaczący za ich plecami, rozpłynął się w gęstej mgle. Wsunął do ust niecierpliwymi palcami ostatniego papierosa, jaki mu został.
-
Palisz? - zapytał, zaraz potem zaciągając się równie niecierpliwie. Był w tym zbyt gwałtowny, zakaszlał, zachłysnąwszy się i zimnym powietrzem, i dymem, któremu pozwolił pozostać w płucach na kilka sekund dłużej. –
Chcesz spróbować? Papieros czasem pomaga zapanować nad nerwami - mruknął ciszej, wystawiając ku niej dłoń z cygaretką.
Cecil, prowadzisz niezdrowy tryb życia. Tego dla niej chcesz?
-
To nie jest nasze pierwsze spotkanie... - Chciał zakończyć zdanie jej imieniem,ale zatrzymał go na opuszku języka; obawiał się, że ciche
Misty pozostawi metaliczny posmak krwi w przełyku. –
Zadzwoń jak sobie przypomnisz - wcisnął ją w drżącą dłoń kartkę. Poza numerem telefonu widniał na niej szkic. Przedstawił miejski krajobraz zalany zachodzącym słońcem. Okoliczności ich pierwszego spotkania. –
Chodź, odprowadzę cię...Do domu ugrzęzło w krtani.
Sam nie był pewny, czy miejsce, gdzie obecnie mieszkał, mógł nazywać swoim domem.
z tematu dla Misty i Cecila