Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
First topic message reminder : SALON Salon Noxa, nie należał do najwiekszych jednak miał w sobie ten urok starego wystroju. Welurowa, stara kanapa była centralną częścią tego miejsca, tak samo jak nieduża biblioteczka, której zapach starych kartek dodawał temu miejscu charakteru. Okna wychodziły na mało uczęszczaną uliczkę boczną. W godzinach wieczornych ciężkie, ciemne zasłony szczelnie chroniły przed ciekawskimi spojrzeniami. To właśnie tutaj Oscar spędzał najwięcej swojego wolnego czasu, czytając lub słuchając muzyki. |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Ethan Carter
ODPYCHANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 195
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 9
TALENTY : 15
Wiek : 43
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Łowca/ Właściciel strzelnicy
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Po jednej nocy spędzonej razem Carter nie sprawiał na lekarzu wrażenia agresywnego, narzucającego swojego zdania. Teraz miał go bardziej za gbura, który nie potrafi rozmawiać z ludźmi. W kimś stopniu przypominał mu jego samego ze szkoły średniej. Może właśnie dlatego nie odsunął się, gdy mężczyzna energicznie podszedł do niego i złapał poły jego koszuli by po chwili delikatnie zapiąć jeden z guzików. Uśmiechnął się lekko i spojrzał w jego oczy skupione teraz na swoim zadaniu. Gdy jednak kochanej lekko popchnął go zmuszając do oparcia o ścianę, oddech Oscara przyspieszył. Podobał mu się, z tymi przydługimi włosami, zarostem który ukazywał placki miejsc gdzie tworzyły się prześwity. Był nieidealnie idealny na swój sposób, budził w nim zawstydzenie, którego nie odczuwał przez ostatnie lata. Czy to była jego czułość? Tak to odebrał, gdy wygładzał mu zapięcia ruchem, który pamiętał kiedyś ze strony babci… Było to gdy był dzieckiem, czy to możliwe że Carter miał dzieci? -Dziękuję.- Miał lekko ochrypnięty głos, najpewniej przez pojękiwanie którego był autorem wcześniej. Coś w ich osobliwym poranku było pełne zażenowania. Oscar nie miał pojęcia co powinien mu powiedzieć, więc ewakuował się do łazienki, z której wyszedł po chwili pachnąc niczym tania woda toaletowa w białej butelce na której była żaglówka. Od razu sięgnął po wymiętolone prześcieradło, które zabrał ze sobą do kuchni by tam wrzucić je do przygotowanego wcześniej worka na pranie. -ZAZDROSZCZĘ!-Krzyknął z kuchni słysząc jak Ethan sygnalizuje, że będzie pracował tylko do 4 pm. Też by tak chciał, niestety bez kadencję Regana i zmiany w służbie zdrowia jego zmiana była 12 godzinna i to w części niemagicznej. W podziemiach był najczęściej jedynie na wezwanie, albo obchody. Jeśli Ethan zdecydował się dołączyć do niego zobaczył jak Oscar krząta się po kuchni. Był w trakcie wyjmowania mięsa z ich niedojedzonym burgerów, wyrzucił bułkę i całą resztę a podzielone kawałki szarej masy, wyniósł na serwetce na parapet. Poruszał się szybko i zdawało się, że niezwykle precyzyjnie. Po umyciu dłoni postukał w kontuar by pokazać Carterowi dokumenty. Musiał wstać na tyle wcześnie by mu je przygotować a nawet przepisać w dwóch egzemplarzach. -Ethan czy możesz uzupełnić dane medyczne? Chodzi o numer ubezpieczenia społecznego i adres. Dla Twojego bezpieczeństwa i dyskrecji pisałem hospitalizację i poszczególne zabiegi…- Mówiąc to uniósł pierwszą stronę, która wymaga uzupełnienia by pokazać mu właściwie co jest wpisane w kolejne ramki. W miejscu zabiegu był łaciński opis czynności oraz przyporządkowany numer ICD, które dopiero od dwóch lat powoli wchodziły do sytemu szpitalnego rejestru. Przy lodówce Noxa stał duży materiałowy worek z praniem, na którym leżał w pomarańczowym opakowaniu proszek z napisem TIDE i chusteczki zmiękczające do suszarki. Na tle lodówki odznaczał się list: „Droga Robin Wracam dziś późno, mam nadzieję, że zdążę zrobić zakupy przed zamknięciem sklepu. Lodówka jest pusta. Zostawiam Ci 10$ na lunch. Jeśli znajdziesz czas to zrób mi pranie w pralni, ale nie zostawiaj go tak jak ostatnio bo ukradziono mi ręcznik i prześcieradło. NOX Ps Drobne są w puszce przy lodówce.” Oscar przesunął w kierunku Ethana klucz by poprosić go o zamknięcie drzwi wyjściowych. -Rzuć go do skrzynki na listy. Chciał dodać coś jeszcze, jednak jego słowa przerwał trzepot skrzydeł i pokrakiwanie. Mężczyzna zamarł i spojrzał na kochanka to na zwierze. -Hrrrr- Wydał z siebie gardłowe kraknięcie przypominające nieco chrypę. -Ten oportunista… twierdzi że się przyjaźnicie od kiedy był młody.-Oscar uśmiechnął się, jednak słowo oportunista wypowiedział nieco zgryźliwie. Tak zwykł nazywać dzikie kruki które nauczyły się przylatywać do niego po dokarmianie w okresach chłodniejszych. -Głośny wilk… - Szepnął w zamyśleniu, przysłuchując się pokrakiwaniu, gdy sięgnął po swoją tweedową marynarkę, którą ciężko było nazwać inaczej niż posiadającą odcień „sraczkowaty”. Zmarszczył brwi i szybko dodał. -Mówi, ze zawsze dzielisz się z nim zdobyczą raz tylko tego nie zrobiłeś gdy był młody a ty zakopałeś… padlinę przy dębie.- Oscar klasnął w dłonie przeganiając ptaka, który wydawało się, że ma ochotę na jakieś historie rodem z groteski, których nie chciało mu się teraz starać zrozumieć. Uniósł dłoń w geście przeprosin. -One zawsze tak gadają. Najwidoczniej Twoje tereny łowieckie pokrywają się z jego siedliskiem żerowania. Wszystko co wyrzucasz on nauczył się traktować jak współpraca. Najpewniej wskazuje ci zwierze do upolowania ale ty nie zwracałeś na to uwagi. Wyjaśnia to dlaczego nazywa Cię wilkiem…. Wilki i kruki…- Chciał coś dodać, rozumiejąc że właśnie wystawia się na śmieszność, rzucając historyjki ornitologiczne kochankowi. - Zmieszany podszedł do niego i nie wiedząc co zrobić innego, cmoknął w policzek. -Dobrego dnia! A… mógłbyś pościelić mi łóżko? Jestem dziwnie przywiązany do tego jak ono wygląda… nazwij to dziwactwem.-Obdarzył go zmieszanym uśmiechem i po prostu w swojej bezczelności wyszedł. |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Ethan Carter
ODPYCHANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 195
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 9
TALENTY : 15
"Zazdroszczę!” Obrócił głowę w stronę głosu, który dobiegał z kuchni i opuścił nadgryziony tost na talerzyk, zastanawiając się, czy Oscar był naprawdę tak nieświadomy jego słów, czy po prostu puścił je mimo uszu. Przymknął na kilka chwil oczy, lekko rozmasowując kark spiętymi palcami, gdy w skroni pulsowało zirytowanie. A może ten ból to kwestia tego, że wczoraj go odczytywał? Nie widział w jego wspomnieniach, by spotykał się z mężczyznami, ale skoro spał z Col… - Ethan zgrzytnął zębami na samą myśl o obrazie, który już chyba trwale wyryło się w jego pamięci. Dlaczego to musiała być akurat ona? - to, chyba miał jakiekolwiek pojęcie o relacjach. Albo i nie? No tak, życie spędził w zamknięciu, do tej pory miał swoją klatkę, z której nie chciał wyjść. Dzieciak. Oscar kojarzył mu się z dzieckiem, które pierwszy raz poznawało smak życia. Wydawało mu się jednak, że nawet Vincent, jego syn zrozumiałby, co chce przez to powiedzieć. Mężczyzna przeszedł na boso kilka kroków, by oprzeć się biodrem o framugę wejścia prowadzącego do kuchni i skrzyżował ramiona na torsie, uważnie obserwując, co robi jego kochanek. Nie przeszkadzał mu chłód bijący od podłogi, ani własna nagość, zupełnie, jakby czuł się niezwykle swobodnie w tym miejscu albo miał w poważaniu, co myśli sobie o jego zachowaniu gospodarz. W przypadku Cartera obie opcje były równie prawdopodobne. Co on robi? Przeszło mu przez myśl, gdy zobaczył, że Nox oddziela mięso od bułki. Zamierzał je jeszcze wykorzystać? Nie wyglądał mu na biednego, chociaż mieszkanie bez podstawowej rzeczy, jaką jest pralka, z łazienką w typowo szpitalnym klimacie, mógł domniemywać, że było inaczej. Chciał je wysuszyć? Po co? A może zamierzał nakarmić coś? W domu jednak nie widział żadnych zwierząt. Ocknąl się z chwilowego zamyślenia, gdy lekarz wskazał mu dokumentację medyczną. Kiedy u licha zdażył to wszystko przygotować?! Chwycił w rękę papiery i niedbale przewertował strony przy cichym szeleście kartek. Nienawidził papierologii. - Ciekawy sposób na zdobycie mojego adresu. - Skomentował z szelmowskim uśmiechem, nie odrywając wzroku od tekstu, który miał przed oczami. Mimo wszystko Oscar nieco zaimponował mu tym, jak się przygotował, żeby zatuszować jego nocną wizytę tutaj, by nikt nie nabrał podejrzeń, co do tego, po co tu przyszedł. Podniósł spojrzenie na swojego partnera, zastanawiając się, czy faktycznie mógł mu zaufać. - Nasza współpraca dopiero się zaczyna. Liczę, że dobrze się mną zaopiekujesz, Doktorze Nox. - Wypowiedział te słowa swobodnym tonem i sięgnął po długopis, żeby od razu wypełnić papierki. Pismo Cartera było czytelne, bez zbędnych udziwnień. Proste, ale miejscami widac było mocniejszy nacisk na kartkę lub pośpiech. Wcisnął mu wypełnione dokumenty, zerkając w stronę klucza, który podsuwał mu w tym czasie Oscar. Wrzucić do skrzynki na listy? Miał klucze zapasowe? Musiał mieć, bo jakby inaczej otworzył skrzynkę. Skoro tak, to dlaczego miałby je oddawać? Wykrzywił wargi w nikłym uśmiechu. - Jeszcze jakieś życzenia ? - Zapytał nieco zadziornym tonem, nie zamierzając pozwolić, żeby Nox za bardzo pozwalał sobie na nakazywanie mu to, co ma zrobić. I on zwrócił spojrzenie w kierunku okna, zza którego dobiegł go trzepot skrzydeł. To ten sam kruk, co wcześniej? Nie miał pojęcia, teraz jednak gdy miał pełną świadomość tego, że Oscar potrafił się z nimi komunikować, przyłapał się na tym, że czeka aż jego towarzysz zacznie “rozmowę” z ptasim gościem. To ciche, gardłowe “hrrr” rozbawiło go lekko, jednak starał się tego za bardzo nie pokazywać, choć ewidentnie przez ułamek sekundy widać było, jak wygięte w wąską kreskę usta, unoszą się do góry. Jednak, gdy usłyszał słowa Noxa, przesunął spojrzeniem od lekarza do kruka, nie do końca przekonany, czy jego kochanek nie kpi sobie z niego, skoro on sam nie potrafi zrozumieć, co mówią te ptaszory. Teraz jednak zrozumiał, po co Nox wyjmował mięso na parapet, dokarmiał swoich ptasich towarzyszy. Chciał zażartować, że nawet nie wiedział, że jest pod stałą obserwacją, ale kolejne słowa Noxa sprawiły, że poczuł, jak żołądek skręca mu się na wszystkie strony, a on znów miał wrażenie, że niewidzialne ręce zaciskają się wokół jego szyi. Spojrzał się na kruka, który kilka mocniejszych uderzeń serca później został przegoniony przez lekarza. Kruczowłosy wydawał się nie przejmować słowami swojego ptasiego towarzysza albo udawał? Nie miał najmniejszej pewności, czy kruk nie powiedział mu dosadnie o jakiej padlinie mowa. Musiałby go znów odczytać. Może nie uwierzył krukowi? w końcu kruk to tylko kruk…a jeśli zacznie gadać więcej? Skrzywił się wewnętrznie czując, jak kwas żołądkowy niemal podchodzi mu do gardła. - Gdybym wiedział, że mam kruczego pomocnika, wykorzystałbym lepiej tą współpracę. - Wykrzywił wargi w uśmiechu, starając się zamaskować zdenerwowanie. Mógłby zabić to przeklęte ptaszysko, ale skąd będzie wiedział, że zabił właściwe? One wszystkie wyglądają tak samo! Nie będzie też odczytywał każdego napotkanego kruka, wykończyłby się od samego ich łapania. Mógł zapytać, lekarza, czy powiedział mu coś więcej, ale to mogło wzbudzić podejrzenia. Pozostało upewnić się tylko w trakcie odczytywania go. Tylko, co z tego, skoro ten drugi kruczysyn w każdej chwili mógł się wygadać? Przeszło mu przez myśl, że może kluczem była współpraca? Teraz skoro wiedział, że ten ptak zawsze gdzieś koło niego krążył mógł spróbować przeciągnąć go na swoją stronę. Czy ja do reszty zwariowałem?! Zabiję tego gnojka, jeśli tylko otworzy dziób na ten temat, nawet jeśli musiałbym wybić wszystkie kruki. Zamrugał oczami i spojrzał się na Noxa, który niespodziewanie dotknął wargami jego policzek, muskając przy tym krótki zarost, który miał na twarzy. - Nawet gosposi płaci się za usługi. - Mruknął poirytowany, że młodszy kochanek tak sobie pozwala nim rozkazywać. Schowaj klucze do skrzynki, zaściel łóżko. Czy on uważał, że jest jego sprzątaczem? Jak tylko Nox opuścił mieszkanie, rozejrzał się po pomieszczeniu, od razu skupiając spojrzenie na kartce na lodówce. Robin? Kim była Robin? Zdarł liścik z lodówki, przesuwając spojrzeniem po jego treści. Wynikało z niej, że byli dość blisko. Kochanka? Siostra? Przyjaciólka? Siostra raczej odpadała, w jego wspomnieniach widział, że nie jest z rodziną na tyle blisko, by się z nimi teraz spotykać. Kochanka? Rzucił Col, że jest gejem, ale przespał się z nią. Czy była jego eksperymentem? Zacisnął palce na skrawku papieru i przyczepił go znów nerwowym ruchem do lodówki. Kruczysyn, wyszedł, jak gdyby nigdy nic, rozkazując, udając takiego niewinnego. Chwycił pierwszą, lepszą karteczkę i zapisał na niej kilka słów, uśmiechając się przy tym poirytowany. Strzelnica “Shooting Sport Center” w Cripple Rock. Mam nadzieję, że znajdziesz dzisiaj czas, żeby odebrać książkę Pokrzyżuje mu trochę plany na spotkanie, skoro był tak oporny na wcześniejsze słowa. Zdawał sobie sprawę, że te jego romansidła musiał naprawdę bardzo cenić, więc czemu nie użyć ich, żeby przyciągnąć do siebie lekarza? [...] Wyszedł z mieszkania po tym, jak wziął prysznic, ubrał się a potem uprzątnął talerz po śniadaniu i pościelił to pieprzone łóżko, wyrzucając zwinięte w złości prześcieradło do łazienki, prania nie zamierzał mu robić. Zamknął za sobą drzwi na klucz, ten jednak zamiast do skrzynki na listy, schował do kieszeni kurtki. Jeśli lekarz myślał, że tak szybko się go pozbędzie, to naprawdę grubo się mylił. Stał jeszcze kilka chwil przed drzwiami, wracając myślami do karteczki, którą zostawił na kuchennym stole. . Jeśli doktorek nie przyjdzie w miejsce, które mu wskazał, sam wpadnie do niego do domu. Zerknął na trzymaną w dłoniach książkę, chwilę później odwracając się w kierunku wyjścia z budynku. To będzie kolejny, ciekawy dzień. THE END |
Wiek : 43
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Łowca/ Właściciel strzelnicy
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
GENEZA I WSTĘPNA SELEKCJA 09/02/1985 Wieczór po pracy zawsze zdawał się być dla Oscara miękkim otuleniem przyjemności. Rytuały, które odprawił na oddziale wyczerpywały nie tylko fizycznie ale i psychicznie. Może dlatego tak ukochał sobie spokój i zacisze mieszkania. Ilość ludzi, którą spotykał i wielość rozmów jakie musiał przeprowadzić tego dnia przebodźcowywała go i sprawiała, że czuł się poirytowany. Teraz leżał na swojej miękkiej, welurowej kanapie wpisany w półmrok salonu. Światło lampy ustawionej przy ścianie, otulało pozwalając przymknąć powieki. Na torsie ułożył sobie walkemena, którego nakrył jedną dłonią. Muzyka sądziła się ze słuchawek, rozchodząc się szumiącym echem po pomieszczeniu. Bonnie Tyler zawodziła: And I need you now tonight And I need you more than ever And if you only hold me tight We'll be holding on forever A Oscar urzeczony jej głosem, mruczał pod nosem słowa, które w jakiś sposób oddawały to co sam czuł. Nagle poczuł lekkie zmącenie, zastałego powietrza w pomieszczeniu, zupełnie jakby poczuł chłód wniesiony ze sobą z zewnątrz. Nie otworzył oczu, czekał niczym sarna przyczajona w wysokiem trawie, aż do jego nozdrzy doleciał ten charakterystyczny cytrusowo - orientalny zapach drogich perfum. Podciągnął nogi, robiąc gościowi więcej miejsca na kanapie by mógł się rozgościć, po czym wyprostował je narzucając na jego kolana. -Miałem dziś trudny przypadek.- Szepnął, jakby bał się, że słowa mogą przerwać słyszaną w tle piosenkę. Nagle nacisnął przycisk urządzenia, pstryknął a kaseta się zatrzymała zostawiając go z kompletną ciszą. Nie potrafił zapomnieć o tym biednym chłopaku, którego dzisiaj przyjmował na oddziale, miał całe życie przed sobą a jednak był niczym tykająca bomba. Jeden niewłaściwy ruch a twoje życie może się tak po prostu zakończyć. - Słyszałeś o magicznych konwulsjach mięśniowych? Wiesz… niekontrolowanych skurczach?- Zapytał towarzysza ewidentnie potrzebując go by zrzucić na niego ciężar bezsilności jakiej sam doświadczał po pracy. |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Ethan Carter
ODPYCHANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 195
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 9
TALENTY : 15
Był zmęczony. A to zmęczenie objawiało się wyższym poziomem irytacji i lekką zmarszczką pomiędzy brwiami, czy nawet szybszym krokiem, którym przemierzał brukowane ulice, oświetlone teraz blaskiem ulicznych latarni. Raz, czy dwa rzucił na nie spojrzeniem, by dojrzeć jak ta głupia ćma lgnie do światła, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z tego, jakie to może być dla niej zabójcze. Przez ułamek sekundy zdał sobie sprawę, że momentami niczym się od niej nie różnił. Niemniej starał się zachowywać w towarzystwie pozory osoby, która świetnie wywiązywała się z obowiązków narzuconych przez rodzinę należącą do Kręgu. Jeszcze dzisiaj uczestniczył w zgromadzeniu kościelnym, zabierając na nie również swoje dzieci, by przekazać im od małego wartości, które i jemu były wpajane. Gdy w końcu dotarł na miejsce, nie silił się nawet na używanie domofonu, a po prostu przekręcił klucze w zamku, wchodząc do budynku, jak do swojego mieszkania. Do tej pory nie oddał Noxowi kluczy, chociaż wcześniej prosił go o wrzucenie ich do skrzynki. Dlaczego miałby go słuchać? Zresztą nawet, gdyby Oscar mu je zabrał, mógłby bez problemu wejść do środka używając magii odpychania. To zabawne, że lekarz chyba o tym nie pomyślał. Zdjął płaszcz jeszcze przed drzwiami, prowadzącymi do mieszkania Noxa i wszedł do środka, wpuszczając do pomieszczenia nieco chłodniejszego powietrza. Rzucił niedbale klucze na blat stolika, bez cienia skrępowania zsuwając ze stóp buty, by wejść dalej w głąb mieszkania, wcześniej zawieszając jeszcze płaszcz na wieszaku. Pierwsze, co rzuciło mu się w oczy, to pomieszczenie skąpane w przyjemnym półmroku i postać partnera, wylegiwującego się na obszernej kanapie, która wydawała mu się nieco lepiej wykonana niż rozklekotane łóżko. Spał? Nie, był pewien, że powieki kochanka drgnęły, gdy jego kroki musiały przedrzeć się przez muzykę płynącą w słuchawkach. Stanął tuż przy nim, chwilę obserwując tą spokojną twarz lekarza, którą lubił przyozdabiać nieznacznymi rumieńcami i grymasem rozkoszy. Nic nie mówił, a Nox i tak podsunął nogi, najwyraźniej zdając sobie sprawę, że zechce obok niego usiąść. Zresztą, gdyby tego nie zrobił…on sam wymusiłby na nim zmianę pozycji. Siadł ciężko na kanapie, która nieznacznie ugięła się pod jego ciężarem i pozwolił sobie na odpięcie kilku guzików swojej koszuli, odsłaniając stopniowo przewieszony przez szyję pentakl i…brązowy rzemyk, na którym było kilka koralików i ładnie obrobione pióro kruka, przez co wisiorek przypominał te, które kiedyś nosili Indianie. Oparł głowę o wezgłowie kanapy, a chwilę później swoje przedramię, by rozsiąść się na kanapie wygodniej. Tuż po pytaniu kochanka, wykrzywił kącik ust w tym swoim zawadiackim śmieszku i skierował na niego spojrzenie. - Tych, co można wkurwić na śmierć? - Zakpił, chociaż zdawał sobie sprawę, że nawet w jego otoczeniu zdarzały się rzadko, bo rzadko przypadki, w których ludzie umierali od nadmiernego stresu i poziomu złości. Jemu samemu pewien człowiek życzył, żeby pękła mu ze złości “żyłka” i zmarł. Znów oparł głowę o wezgłowie, pozwalając opaść powiekom na oczy. - Mam nadzieję, że na to nie chorujesz. W moim towarzystwie byłoby to niebezpieczne. - Rzucił pół żartem, pół serio, doskonale zdając sobie sprawę ze swojego charakteru, który potrafił niejednokrotnie wyprowadzić człowieka z równowagi, aż przeszło mu przez myśl, że być może mógł spowodować kilka takich śmierci. Nie było to zresztą coś, czym szczególnie się przejmował. Czysta śmierć, bez żadnych powiązań z nim i brudzenia sobie rąk. Gdyby tylko wiedział kto na nią cierpi, z osób, których nie darzył sympatią. Uśmiechnął się sam do siebie, chociaż zaraz spoważniał. - Więc, jak mu pomogłeś? Leki na uspokojenie? Kula w łeb? - Nie znał się na medycynie, więc nawet nie wiedział, czy oprócz leków wyciszających cokolwiek mogłoby pomóc tym osobom. Przesunął po omacku dłonią po piszczelu swojego kochanka, jakby właśnie gładził rozleniwionego kota. |
Wiek : 43
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Łowca/ Właściciel strzelnicy
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Ethan miał swoją osobliwą i trudną naturę, pod powierzchnią, której kryła się zdroworozsądkowa mądrość. Potrafił rozwiać jego stres w paru zdaniach, które wypowiadał zupełnie ignorując jego zmagania z faktami przed którymi został postawiony. Uśmiechnął się, pierwszy raz dzisiejszego dnia, dostając to czego potrzebował- poczucie bezpieczeństwa i zrozumienie. -Zmarł…są jak perpetuam mobile, niepewność i stres coraz bardziej narastają… - Nagle jego słowa urwały się tak szybko jak tylko zaczęły wybrzmiewać. Oscar spojrzał na sufit jakby to właśnie w nim poszukiwał odpowiedzi. ”Wkurwić na śmierć”- Szepnął za Carterem jakby dopiero teraz doleciały do niego te słowa, lub w pełni je zrozumiał. Oczywiście…- Mruknął i podniósł się z kanapy do siadu zręcznym ruchem zrywając z szyi słuchawki swojego walkmana. Gdy się denerwujemy co najpierw uderza? Adrenalina i noradrenalina bo nasz układ przywspółczulny zaczyna szaleć. Wyobraź sobie, że adrenalina jest niczym … trener, który przygotowuje cię przed walką. Wpuszcza do twojej krwi cukier byś miał więcej sił, podnosi ciśnienie i wyostrza zmysły…rozumiesz…- Oscar uniósł się z kanapy i ruszył w stronę lodówki. Szeptał jeszcze dłuższa chwilę sam do siebie jakby starał się coś zrozumieć. Ethan mógł dostrzec, że kochanek nawet podczas własnych, osobliwych rozważań, nie zapomniał o nim. Wyciągnął szklankę z szafki po czym grzebiąc w zamrażalce wrzucił do niej kilka kostek lodu, a dopiero po kilku uderzeniach serca napełnił do połowy naczynie bursztynową whisky. Zamknął lodówkę i zaczął iść w stronę kochanka. A potem po 10 minutach pojawia się kortyzol, dopiero po tym czasie…- uniósł szklankę z płynem i podał ją w stronę Ethana, po czym cofnął dłoń i spojrzał na kochanka oczami pełnymi wściekłości jakby dowiedział się o jakiejś jego zbrodni. Kortyzol wszytko rozwala… dosłownie Ethan! Rozumiesz? Rozwala białka, węglowodany, tłuszcze i … elektrolity… kurwa oczywiście…- Usiadł przy kochanku i podał mu wreszcie szklankę trzymaną do tej pory w dłoni. Jesteś geniuszem!- Rzucił podniesionym głosem. A co jeśli kortyzol, którego zadaniem jest zatrzymanie soli w organizmie i wydalenie potasu sprawia, że chory z MKM mając jakąś skazę genetyczna jest na to wrażliwszy i te zmiany odczuwa mocniej, właśnie przez skurcze? W tym wypadku kortyzol pełniłby strategiczną rolę w jego organizmie. Oscar szybkim ruchem otoczył ramionami Cartera i złożył dłuższy pocałunek na jego ustach. Dopiero teraz w oczy rzucił mu się osobliwy wisior znajdujący się pod pentaklem. Szarpnął za rzemieniem i chwile przyglądał się zawieszce, pochwalił głowę by poczuć zapach pióra i z niedowierzaniem rozwarł szczerzej powieki. -Jest moje…-Szepnął w niejakim szoku. Jednak nie potrafił się skupić na inwitacji kochanka, bo z tyłu głowy stale miał ów przemianę kortyzolu.[/b][/b] Ostatnio zmieniony przez Oscar Nox dnia Sob Cze 10 2023, 12:24, w całości zmieniany 1 raz |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Ethan Carter
ODPYCHANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 195
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 9
TALENTY : 15
Otworzył oczy i spojrzał się na swojego kochanka, gdy ten niespodziewanie zerwał się z miejsca, najwyraźniej doznając nagłego olśnienia. Obserwował go, starając się zrozumieć o czym on właściwie mówi. Adrenalina? Noradrenalina? Trener? Wbrew pozorom był prostym człowiekiem, więc takie pieprzenie w lekarskim języku wywoływało w nim skonfundowanie i sprawiało, że czuł nieprzyjemne pulsowanie w skroni. Nie musiał być jednak geniuszem, by zrozumieć, że Oscar musiał wpaść na pomysł skąd wzięła się ta mimo wszystko śmiertelna przypadłość. -Yup… - Przytaknął głową, lekko przy tym poruszając brwiami z wyciągniętymi wargami w wąską kreskę. Chociaż rzucił to potwierdzenie, że kochanek najpewniej miał rację w swoich przemyśleniach, nie był specjalnie zainteresowany wdawaniem sie w dyskusję. Sięgnął po zostawionego obok walkmena i gdy Oscar krzątał się w kuchni, nie przestając nadawać, jak katarynka, wsunął do ucha jedną słuchawkę i nacisnął play, od razu słysząc znaną sobie piosenkę. Bonnie Tyler? Na kilka chwil wyjął słuchawkę i spojrzał się na nią, jakby była czymś naprawdę osobliwym, by zaraz znów wsunąć ją do ucha. Właściwie nie wiedział czego mógł się spodziewać po kimś, kto przez większość czasu zagłębiał się w książkowe romanse. Z drugiej strony chyba lepiej ta piosenka niż “Like a virgin”. Kąciki ust drgnęły mu nieznacznie, jednak, gdy kruczowłosy znów pojawił się w zasięgu jego wzroku, podniósł na niego spojrzenie, jednocześnie odbierając szklankę z alkoholem, którego zdecydowanie dzisiaj potrzebował. Nie dość, że musiał znosić tą dzisiejszą maskaradę, to jeszcze teraz zasypywany był lekarskim bełkotem. - Nigdy w to nie wątpiłem. - Wyrzekł, gdy Oscar nazwał go geniuszem, a potem podniósł chłodną szklankę w geście pewnego toastu i przysunął zaraz do warg, od razu pociągając dość znaczny łyk. Trunek był odpowiednio zimny, pozostawiał na języku specyficzny, nieco słodkawy ale odpowiednio mocny i wyważony smak, podbijany przez brzęczące w szklance kostki lodu. Lekko rozstawił ramiona widząc, że jego partner ładuje mu się na kolana, nie chcąc by wylał na niego trunek, który właśnie pił. Pocałunek smakował alkoholem pomieszanym z ich wspólnym smakiem, nie pozwolił mu jednak tak szybko od niego odejść, wolną dłonią po prostu przytrzymując jego kark, by przedłużyć pocałunek. W pierwszej chwili, gdy lekarz szarpnął za rzemień, był niemal pewny, że znów chce pozbawić go pentaklu, ale chodziło o wisior, który zaczął od dzisiaj nosić. Przechylił się z lekarzem do przodu, by odstawić szklankę na stolik i poświęcić kochankowi więcej uwagi. - Skąd ta pewność? - Wyrzekł, zastanawiając się skąd Nox wiedział, że to było jego pioro. Równie dobrze mogło być tego ptaszora, który zaczął mu towarzyszyć w polowaniu. Czy w jakiś sposób potrafił je rozpoznać? A może tak bardzo chciał, żeby to było prawdą. Widząc jednak, że Nox zaczynał mu odpływać, położył jedną dłoń na jego udzie, a drugą przesunął po jego karku, lekko rozmasowując tamtejsze miejsce. Coś mu się wydawalo, że potrzebował więcej niż jednej szklanki, by znieść dzisiaj to lekarskie gadanie, bo ewidentnie jego partner był skupiony na własnym odkryciu. -Więc? Co dalej zamierzasz z tym zrobić, doktorze? - Spojrzał się na niego i chociaż zadał mu pytanie, wcale nie oczekiwał na to odpowiedzi. A raczej miał nadzieję, że nie zasypie go teraz tym bełkotem, z którego mało co rozumiał. Niemniej w tym momencie nie miał siły za bardzo oponować. Zresztą, gdyby Nox w jakiś magiczny sposób rozgryzł, jak to działa i kogo może dotknąć, mógłby to wykorzystać do swoich celów? Ile byłoby prostsze zabicie kogoś takiego. |
Wiek : 43
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Łowca/ Właściciel strzelnicy
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Uśmiechnął się szeroko, zupełnie jakby poznał jakiś sekret z którym niekoniecznie chciał się dzielić. Jednak już po chwili czując dotyk silnych palców przymknął na chwile oczy i dotknął swoim czołem, o czoło Cartera. -Moje pachną piżmem, ale ja lubię myśleć że tym właśnie jest ów nuta. To połączenie ptaka z naczelnym… nie ważne! Te typowo krucze mają pudrowy nieco amoniakowy zapach. - Skwitował niemal szeptem obnażając ukryty romantyzm kochanka, przed którym sam nie chciał przyznawać. Słysząc pytanie co zamierza z tym zrobić, zamarł. A co on niby miał z tym wspólnego? -Nie daje się do… - Chciał dokończyć słowem „niczego” co zostało mu wpojone od dziecka. Nie był ani przebojowy, ani nie umiał zarządzać ludźmi. Jednak chciał pomagać, altruistycznie bez poklasku, może udałoby mu się ocalić jakieś życie tym, że by się nie poddał? Odsunął twarz od Ethana i chwile patrzycatrywał się jego oczom. Jeszcze dwa tygodnie temu nie wierzył, że kiedykolwiek zdobędzie się na odwagę by pozwolić sobie na jakąkolwiek relację z facetem, a teraz? Jeśli chciał osiągnąć cel musi zacząć działać, zawsze marzył o niesieniu pomocy, dlatego został lekarzem. By nikt więcej nie ucierpiał z powodu zabobonów i intuicji co do sposobów postępowania z daną chorobą. -Zrobię badanie… sprawdzę to… Ethan ZROBIĘ TO!-Zaśmiał się pełen entuzjazmu schodząc z jego kolan i ruszając do własnego księgozbioru by raz jeszcze przejrzeć podręcznik do genetyki. Przez chwilę poszukiwał odpowiedniego wysłużonego grzbietu by wreszcie, zręcznie wysunąć książkę. Jest ich więcej…Większa ilość tych, którym emocje utrudniają życie bo wyzwalają objawy choroby. Wiesz, mógłbym zrobić badania…może nawet zmienić spojrzenie na medycynę magiczną… wyobrażasz sobie… ktoś taki jak ja..- Szeptał ciszej, zupełnie jakby się krępował swoich myśli, lub wstydziła tego, że te zrodziły się w jego głowie. A może po prostu bał się reakcji Ethana, jego śmiechu lub negacji, która skutecznie by go powstrzymała. |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Ethan Carter
ODPYCHANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 195
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 9
TALENTY : 15
Nie skomentował słów Noxa o tym, jak rozpoznał, że to jego pióro. Nie chciał, by mężczyzna za bardzo obrósł w piórka, chełpiąc się, że nosi część niego na swojej szyi. Pozostawił go więc ze swoim zdaniem, uśmiechając się jedynie zawadiacko, co uwidoczniło nieco jego zmarszczki. Jednak, gdy towarzysz zaczął niepewnie odpowiadać na jego własne pytanie, zmarszczył brwi, pozwalając by ten gest podkreślił zmarszczkę między nimi i utkwił pociemniałe spojrzenie w twarzy partnera. Doskonale zdawał sobie sprawę, co chciał mu powiedzieć i nie musiał być nie wiadomo kim, by po jego niepewnym zachowaniu zrozumieć, że Oscar nie wierzy w swoje zdolności. To budziło poniekąd jego irytację, bo lekarz podważał i jego osąd. Odsunął od siebie walkmana i słuchawki, mając wielką ochotę rzucić Noxa na kanapę i zwyczajnie pokazać mu, że jego zdania się nie podważa. Jednak w tej samej sekundzie towarzysz zszedł z niego, zmieniając swoje zachowanie o 180 stopni, aż zaczął się zastanawiać czy aby nie nawdychał się wcześniej jakiś podejrzanych oparów. Podniósł dłoń do głowy i rozmasował sobie skronie, czując to niezbyt przyjemne pulsowanie. Chyba był już za stary na te nagłe zmiany zachowania. Sięgnął po szklankę z alkoholem, by zaraz pociągnąć z niej solidny łyk i od razu czując się o wiele lepiej. - Nie umniejszaj mi, Nox. Chyba nie sądzisz, że pozwoliłbym się dotknąć konowałowi? Ty naprawdę, nie zdajesz sobie sprawy z tego kim jestem. - Wyrzekł, spogladając na swojego partnera, który właśnie zaczął przeglądać jedną z książek. Czy on naprawdę sądził, że w jego okolicy nie było lekarzy? Mógł iść z raną postrzałową do kogoś, kto był bliżej Strzelnicy. Już od jakiegoś czasu do jego uszu zaczęły docierać plotki o “magicznych rękach” nowego doktora, a że osoby, które to rozpowiadały nie były pierwszymi lepszymi, wybór był oczywisty. Wstał z miejsca i przeszedł spokojnym krokiem w stronę kuchni, doskonale już znając rozkład pomieszczeń w mieszkanku kochanka. Chwilę później do uszu lekarza dotarł dźwięk otwieranej lodówki i wyjmowanej butelki z bursztynowym trunkiem. Wziął z szafki również dodatkową szklankę, wrzucając zaraz do niej kilka kostek lodu. Nalał alkoholu zarówno sobie i Noxowi, zdając sobie sprawę, że czeka ich długi i ciężki czas z nosem w książkach. Ethan był niemal pewien, że lekarz wciągnie go w swoje lekarskie dywagacje. - Znajdź ich, przeprowadź badania i wylecz. Czego do tego potrzebujesz? - Podszedł do lekarza i podał mu szklankę z alkoholem, na której nieznacznie zaczęła skraplać się woda. Obserwował kruczowłosego, który zdawał się być podekscytowany myślą, że będzie w stanie pomóc tym ciężkim przypadkom. Carter miał odpowiednie koneksje, jego własna biblioteka była nader imponująca, więc gdyby Nox zamierzał podjąć się tej misji, dlaczego nie mógł skorzystać z tego, co miał mu do zaoferowania? Mężczyzna wrócił na swoje miejsce na kanapie i ponownie rozsiadł się na niej wygodnie, jedną nogę zginając w kolanie, by położyć na drugiej, ramię za to oparł o wezgłowie i nie spuszczając wzroku ze swojego kochanka upił kilka łyków mocnego trunku. |
Wiek : 43
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Łowca/ Właściciel strzelnicy
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Stał przez chwilę trzymając w dłoni podręcznik anatomii, w którym wiedział że znajdują się wyszczególnione magiczne choroby genetyczne. Przemierzał wzrokiem w poszukiwaniu odpowiedniego rozdziału linijka po linijce, nagle oderwał się od tekstu gdy usłyszał słowa Cartera. Przez chwilę zastanawiał się jak egocentryzm kochanka, ma się do pomysłu który właśnie mielił w sobie, niczym młynek do kawy ziarna. Rozdrabniając wszystkie możliwości na pył, w którym utracał pewność siebie. Przejął szklankę z zimnym trunkiem w dłoń i uśmiechnął się słysząc to jedno pytanie, które pozwoliło mu zrozumieć wszystko co kryło się za pozornie bucowatą tyradą kochanka. Uzbrojony w swój podręcznik Lovstorna, podszedł do kanapy i usiadł przy Ethanie, rozkładając strony obszernego woluminu. Znał go niemal na pamięć a jednak mimo tego, chciał upewnić się wielokrotnie, że nie popełni żadnego błędu w wyborze pacjentów jeśli miał urzeczywistnić swój projekt. -Entacja nie, nie ma powiązania z emocjami…diplopia zdradziecka…. Hmmm…-Zamyślił się wertując strony i przesuwając spojrzeniem po kolejnych słowach. Choć była stygmatyzowana jako wynik rzekomej zdrady matki, to jednak była całkiem dobrze zbadana. Mruczał chwilę, nieświadomie zaciskając usta w wąską kreskę. Syndrom dioskurów… czyli połączenie bliźniacze… nieee- Oderwał się na chwile od podręcznika i upił łyk whisky czując jak zaschło mu od tych emoji w gardle. Goryczka! Stres utrudnia im korzystanie z własnej mocy. Jak stres to i domyślnie kortyzol… Kościotrupia odpada…bo raczej przyczyna jest neurologiczna. Hemolakria magiczna… może bo płaczą krwią dopiero w sytuacji ekstremalnej zatem musi mieć na nią wpływ kortyzol, prawda?-Przez chwilę zamyślił się, nie był pewny bo w tym wypadku sytuacja pozostawała bardziej złożona. Rozpacz była koktajlem hormonów trudniejszym do jednoznacznej oceny niźli goryczka. |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Ethan Carter
ODPYCHANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 195
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 9
TALENTY : 15
Spojrzał się na swojego kochanka, kiedy ten przysiadł przy nim z książką i wygiął wargi w wąską kreskę. Naprawdę miał ochotę wyrwać mu książkę z rąk i pokazać mu, że lepiej poćwiczyć razem anatomię. Te wszystkie nazwy mówiły mu tyle co - nic. Odwrócił spojrzenie i lekko dygnął głową, uśmiechając się ni to z kpiną ni to rozbawieniem, by zaraz upić kilka łyków mocnego alkoholu. -A nazwy wymyślał ewidentnie niespełniony pisarz. - Mruknął pod nosem ni to do siebie, ni do swojego kochanka, który najpewniej i tak go nie usłyszał, będąc skupionym na odnajdywaniu kolejnych chorób. -Nie wiedziałem, że goryczka to również choroba, strach ją poczuć. - Zakpił, sięgając zaraz po walkman, który wcześniej odłożył na bok. - Płaczą krwią? - Podsunął się nieco wyżej, by swobodniej usiąść przy swoim kochanku i zajrzeć mu przez ramię, by zerknąć na książkę, którą trzymał. Przemknęło mu przez myśl, że już widział coś podobnego. Miesiąc po tym, jak pochował swoją żonę, widział na pogrzebie jedną z licznych kuzynek zmarłej żony. Wtedy był niemal pewien, że to po prostu popękane naczynka od nadmiernej rozpaczy. Potem faktycznie jej nie widział, ale to dlatego, że nie utrzymywał kontaktu z jej rodziną, nie licząc przypadkowych spotkań czy większych uroczystości. Nie miał potrzeby zacieśniania więzów, wystarczyła mu jego własna rodzina, a właściwie dzieci. - Chcesz zbadać wszystkie choroby, na które wpływ ma kortyzol? - Przeszło mu przez myśl, że jego partner bierze się za ambitne plany, nie zamierzał jednak w żaden sposób negować jego decyzji. Tylko, co jeśli Nox w połowie stwierdzi, że to go przerasta i zechce się wycofać? Biorąc pod uwagę jego niską samoocenę, było to prawdopodobne. Zdawał sobie też sprawę, że badania pochłaniają czasem sporo finansów, jak zamierzał sobie z tym poradzić bez większego wsparcia? Czekał więc na jego odpowiedź, czego konkretnie potrzebował. |
Wiek : 43
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Łowca/ Właściciel strzelnicy
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Rubinowe oczy odpadają zupełnie, nie mają związku z kortyzolem, tak samo jak stigma tutaj objawy pojawiają się cyklicznie. - Szeptał sam do siebie zupełnie jakby inkantował, był skupiony i skrupulatny. Żadnej z przypadków, które sprawdzał nie uchodził jego uwadze. Mimo, że pozwolenie nie miały nic wspólnego z tym o czym myślał, zastanawiał się i zatrzymywał na moment analizując każdą możliwość. Nie chciał by w wyniku swojego zaniedbania coś uszło jego uwadze albo co gorsza zaprzepaścił komuś szansę na lepsze życie. Plastelinopodobność, marszczenie stawów i linieje zaawansowane… nie…nie… o nerwica krwionośna trauma, brutalność i stres. Ta choroba jest zdecydowanie dla mnie, oraz magiczne konwulsje mięśniowe. - Zamknął nagle podręcznik, gdy skończył analizowanie i selekcjonowanie przypadków, którymi był zainteresowany. Wstał z kanapy by odłożyć podręcznik. Jednym haustem wypił całą zawartość bursztynowego płynu w szklance i podszedł do niewielkiego biurka by zapisać na kartce cztery choroby, które najbardziej pasowały do jego hipotezy. Tak oto nakreślił kolejne słowa: MKM Nerwica krwionośna Goryczka Hemolakria magiczna Gdy kończył pisać ostatni wyraz i spojrzał na całość raz jeszcze z większej perspektywy, przekreślił ostatnia chorobą uznając roboczo, że nie jest w stanie sprawdzić ją dostatecznie dobrze. Dopiero wtedy nieco triumfalnie spojrzał na znudzonego kochanka. -Laboratorium, współpracy specjalistów i pacjentów… Ale najpierw muszę dowiedzieć się wszystkiego na temat tych chorób.- Odpowiedział już pewniejszym głosem i postawiał szklankę na blacie stolika. -Carter!-Powiedział nagle tonem dość gwałtownym, zupełnie niczym ojciec do niesfornego dziecka. Gdy miał już jego uwagę dla siebie, uśmiechnął się jowialnie i wskazał na rozsuwane drzwi palcem wskazującym. Czy wspominałem Ci, że znalazłem książkę z fotografiami upamiętniającymi freski starożytnego Rzymu? Są tam dwie kwestie, co do których chciałbym się odnieść… |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Ethan Carter
ODPYCHANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 195
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 9
TALENTY : 15
“Plastelinopodobność.” Kąciki ust zadrżały w lekkim uśmiechu, zdradzając niejakie rozbawienie, gdy Ethan usłyszał nazwę kolejnej choroby. Przeszło mu przez myśl, że człowiek, który chorował na coś takiego, prawdopodobnie nie był ulepiony z dobrej gliny. Co to niby znaczyło? Wyginał się, jak guma? Odkształcał? Przypominał po prostu ludka z plasteliny? Odwrócił twarz w drugą stronę, ukrywając przed swoim partnerem bliki rozbawienia w oczach. Dopił alkohol, przesuwając spojrzeniem za swoim kochankiem, który najwyraźniej nadal był w swoim lekarskim transie. Obserwował ruch jego dłoni, gdy zapisywał coś przy biurku i nieznacznie pochyloną postać, która momentami wydawała mu się dziwnie eteryczna. Przesunął palcami po swojej brodzie, wyraźnie czując pod opuszkami te igiełki zarostu i zastanowił się, czy gabinet Noxa nie będzie za mały, żeby miał w nim swoje laboratorium. Niewątpliwie pomieszczenie nie było szczególnie duże, zatem najlepiej byłoby znaleźć miejsce, które zmieściłoby wszystkie, potrzebne przybory. Lokalizacja też była ważna. Bliskość do gabinetu byłaby sporą zaletą. Mógłby udostępnić mu jeden ze swoich pokoi, które były większe niż to całe mieszkanko, ale ten pomysł szybko odrzucił ze względu na ewentualne plotki, jakie mogłyby rozejść się w towarzystwie, a dodatkowo odległość od gabinetu była już znaczna. -Miejscem się nie przejmuj. Skup się na tych swoich badaniach. - Mruknął pod nosem niby od niechcenia. Czemu wziąłem to pod uwagę? To nie moje badania. Nie moja sprawa. Powinien wziąć sam odpowiedzialność za swoje deklaracje… Zacisnął lekko palce na szklance, czując nagle dziwne napięcie. Znów złapał się na tym, że Nox zaczynał zajmować większą część jego myśli. “Carter!” Podniósł spojrzenie na kochanka, który zwrócił się do niego w na tyle bezczelny sposób, że w normalnej sytuacji kazałby mu klękać i błagać o przebaczenie, ale teraz z jakiegoś powodu, po prostu podniósł brew ze zdziwieniem. Freski ze starożytnego Rzymu? Czy on do reszty zgłupiał?! Najpierw zasypuje go lekarskimi bzdetami, które przynudzają, a teraz jeszcze chce pieprzyć mu o historii sztuki? Odstawił szklankę na stół z nieco głośniejszym brzdęknięciem niż by chciał i wstał z kanapy, by przejść w kierunku swojego kochanka i zagarnąć sobą przestrzeń przed nim, górując nie tylko wzrostem, ale i całą posturą, by dosłownie chwilę później chwycić go gwałtownie pod kolanami i przerzucić przez swoje ramię, jak worek ziemniaków. - Masz dziesięć minut, żeby mi to pokazać. Mów gdzie masz te swoje freski. - Mruknął, zerkając ukradkiem na kruczowłosego. Przeszedł z nim, jak gdyby nigdy nic do sypialni i rzucił na łóżko, przy akompaniamencie protestującego skrzypnięcia materaca. Był wystarczająco cierpliwy, ale powoli jego możliwości bycia wyrozumiałym się wyczerpywały. THE END |
Wiek : 43
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Łowca/ Właściciel strzelnicy
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
CZĘŚĆ II -OPRACOWANIE WYNIKÓW BADAŃ 22 II 1985 późny wieczór Mrok panujący w mieszkaniu lekarza przeganiała jedynie nieduża lampka majacząca tuż nad jego biurkiem. Mebel tonął w papierach, których szelest słychać było raz po raz, gdy szczupłe palce lekarza wracały do jednej z zapisanych stronic. Nox siedział pochwalony nad swoim zeszytem spisując kolejne wyniki badań. Skrobał zawzięcie ołówkiem od czasu do czasu robiąc przerwę by rozmasować swój kark. Badanie nad próbkami krwi pacjentów z poszczególnymi chorobami genetycznymi trwało łącznie 3 dni. Dzień pierwszy poświęcony był choremu na magiczne konwulsje mięśniowe. Poranna norma kortyzolu powinna mieścić się w normie pomiędzy 5 a 25 mikrogramów na mililitr krwi. U chorego była ona przekroczona ponad czterokrotnie. Kolejnym krokiem jaki poczyniliśmy z moim współpracownikiem Renem Sai, który asystował mi pełniąc funkcję alchemika, było poddanie próbki działaniu różnych substancji chemicznych, alchemicznym, biochemicznych. Chcieliśmy w ten sposób sprawdzić jak przebiegają poszczególne procesy komórkowe, które podda się działaniu ww substancji. Po wielu nieudanych próbach udało nam się wyeliminować związki szkodliwe, obojętne oraz działające z pożytkiem na poziom kortyzolu w organizmie chorego. Kolejne dni przebiegały analogicznie do dnia pierwszego, pełne monotonii i pracy. Drugi dzień poświęcony był próbce krwi chorego na nerwicę krwionośną, trzeci zaś pacjenta z goryczką. Wnioski i hipotezy, które zdołaliśmy zweryfikować podczas naszych badań: We wszystkich próbkach krwi poziom kortyzolu znacznie przekraczał przyjętą górną granicę normy. Był on ponad czterokrotnie większy od szacunkowej wartości referencyjnej wynoszącej do 25 ug/gl. Organizm takiej osoby wydaje się być w ciągłym zagrożeniu jeśli skupimy się na przemiany biochemiczne naszego ciała. -Kryptozyna zawarta w śluzie ślimaka z rodziny Helix Aspersa okazała się być najefektywniejszym środkiem do zbycia kortyzolu w krótkim czasie. Po użyciu ów substancji ilość kortyzolu w pierwszych 15 minutach od potraktowania nimi krwi, zmniejszyła się o ponad połowę. W kolejnych 15 stopniowo wyhamowywała. Nie mniej można określić jako efektywny środek działania w celu natychmiastowego zbicia poziom hormonu stresu. -Kolejną substancją posiadającą interesujące nas działanie okazał się być sproszkowany kieł barhesta, którego pierwotną funkcją jest działanie na bezsenność. Jego niewielkie ilość na próbki krwi ujawniła jego nowe zastosowanie. Mianowicie działanie przedłużone w czasie, powoli uwalniało składniki zbijając poziom kortyzolu przez kolejne godziny. Można zatem przyjmować, że jest on strategiczny w procesu unormowania odpowiedniego poziomu hormonu we krwi. Składniki stanie jak witamina C, chrom, witamina B czy pierzga oraz mleczko pszczele działały na kortyzol minimalnie, do zmniejszenia jego ilość miligramów na mililitr jednak proces był niezwykle powolny i stwierdzono, że najlepiej sprawdziłby się w przypadku systematycznego zażywania. Dodatkowe właściwości tych składników działają wzmacniająco na organizm. Oscar zatrzymał się na chwilę i po dłuższym zamyśleniu zaczął kreślić zawzięcie schemat osi współrzędnych umieszczając na nim wartości w odniesieniu do działania poszczególnych substancji aktywnych względem czasu. Jego schemat był niezwykle pierwotny a linie preparatów różniły się jedynie naciskiem grafitu względem kartki na której pisał, dlatego jedna linia była szara druga zaś wpadała w czerń. Po chwili znów powrócił do spisywania swoich spostrzeżeń i wyników badań na karce papieru by mieć wszystko w jednym miejscu. Na tym etapie naszych badań doszedłem do wniosku, że zbicie tak wysokiego poziomu kortyzolu przyczyni się do być może do zmniejszenia natężenia objawów lub przesunięcia ich w czasie. Jestem przekonany jednak, że wysoki poziom hormonu stresu jest jednym z objawów towarzyszących tym trzem chorobom genetycznym, które najpewniej związane są z jakimś uszkodzeniem nadnerczy jeszcze w fazie zarodkowej płodu (?). Choć to nadal daleko posunięta spekulacja, na którą sobie pozwoliłem. I by ją zweryfikować należałoby stworzyć specjalistyczne markery, które pomogą w weryfikacji, który gen konkretnie jest uszkodzony w każdej z wymienionych już chorób. Jednakże jako lekarz praktyk jestem przekonany, że choć obawy magicznej choroby genetycznej u poszczególnych pacjentów mogą się zmniejszyć. To będą oni narażeni na skutki nagłego obrzynieżegnia kortyzolu po tak długim utrzymywaniu wysokiego stężenia. Należeć do nich mogą: Biegunka lub wymioty Ogólne osłabienie Chudniecie Mam jednak nadzieję, że ustąpią one po dwóch tygodniach gdy organizm odzyska równowagę. Zawiesił dłoń nad kartką. Był tak pochłonięty swoją pracą, że nie usłyszał szczęku klucza w zamku. Zdał sobie z tego sprawę dopiero gdy zimny nos dotknął jego szyi i a ciepłe usta zagarnęły jej skórę. Mruknął przeciągłe i uśmiechnął się przymykając oczy. Nie musiał się nawet odwracać by wiedzieć czyj zapach wibruje mu w nosie. Już kończę…- Powiedział pospiesznie starając się nie poddawać dystrakcjom jakie cerował mu partner. Strategiczne okaże się skomponowanie substancji w lek, którego działanie nie zostanie zakłócone kwasami żołądkowymi. A wchłanianie będzie szybkie choć sposób działania samego leku będzie spowolniony by skutki skutki były rozłożone w czasie a pacjent nie miał skoków w poziomie kortyzolu po nagłym jego zaniżeniuuu,….. Pismo stawało się coraz bardziej chaotyczne i mało czytelne wraz z każdą stawianą kolejno literą przez lekarza. Jego szczery śmiech wypełnił ciszę tego miejsca odbijając się od ścian, spowitych zarówno w ciszy jak i mroku tego miejsca. THE END |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk