Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
SALON Salon Noxa, nie należał do najwiekszych jednak miał w sobie ten urok starego wystroju. Welurowa, stara kanapa była centralną częścią tego miejsca, tak samo jak nieduża biblioteczka, której zapach starych kartek dodawał temu miejscu charakteru. Okna wychodziły na mało uczęszczaną uliczkę boczną. W godzinach wieczornych ciężkie, ciemne zasłony szczelnie chroniły przed ciekawskimi spojrzeniami. To właśnie tutaj Oscar spędzał najwięcej swojego wolnego czasu, czytając lub słuchając muzyki. |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
01.02 1985 Dzisiejszy dzień dla Noxa powoli dobiegał końca. Jednak lekarz mimo późnej pory ubrany jedynie w kraciastą, flanelową piżamę oddawał się swojej najintymniejszej i najbardziej mrocznej przyjemności. Był to jego pilnie strzeżony sekret, o którym nie powiedział nawet Robin. Siedział na fotelu z wypiekami na twarzy czytając najnowszą powieść J. B. Cook’a, którą dostał w swoje dłonie. „Miecz i róża” już sam tytuł wskazywał na kolejne arcydzieło, bo autor miał ten rodzaj stylu, który przenosił czytelnika wprost w fabułę. Oscar wstrzymał oddech szybko przesuwając spojrzenie po tekście, nieświadomie zagryzł koniuszek kciuka czytając bez reszty o tym jak Parys zrucał z siebie lśniącą zbroję. Mrugnął i uśmiechnął się nikle niczym dziecko, które wie że robi coś złego jednak nie może przestać. Wypuścił przeciągle powietrze, starając się ochłodzić lecz bardziej te spocone obojczyki rycerza, które miał teraz po drugiej stronie powiek. I nagle, rozbrzmiał dźwięk domofonu. Stały i irytujący, odwracający uwagę od trzymanej w dłoniach książki. Oscar z dezorientacją spojrzał to na przedmiot trzymany w dłoni to znów na ciemny korytarz. Przez chwilę szarpał się ze swoim sumieniem „A co jeśli to nagły przypadek?” Kolejne zerknięcie na okładkę tomu i na koniec języka naciekały słowa „NIECH UMIERAJĄ POD KLATKĄ”! Jeden z nielicznych wolnych wieczorów i właśnie teraz ktoś śmiał mu to zepsuć, akurat w takiej chwili! -Egh - Wydał z siebie przeciągłe mruknięcie zawieszone na jakaś osobliwą sylabę, gdy poniósł się z fotela, cała siła woli jaką w sobie posiadał. Poczłapał bosymi stopami do domofonu echo jego kroków i plaśnięcia bosych stóp rozeszły się po korytarzu, podniósł słuchawkę. -Nox - Jego głos był zblazowany, ręcz agresywny i opryskliwy. Ostatnio zmieniony przez Oscar Nox dnia Pon Lip 24 2023, 16:50, w całości zmieniany 1 raz |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Ethan Carter
ODPYCHANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 195
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 9
TALENTY : 15
- Z podwójnym mięsem. - Wyrzekł, zamawiając hamburgery w jednej z lepszych knajpek w mieście. W pomieszczeniu unosił się typowy zapach oleju, na którym pewnie smażono frytki, a wystrój przypominał styl pinup. Czerwone, skórzane kanapy ustawione przy ogromnej szybie z widokiem na ulicę, a przy nich białe stoliki, na których standardowo stały butelki z ketchupem i musztardą oraz pieprzniczka z solniczką i ustawione w czerwonym pojemniku chusteczki. Na czarno białych kafelkach widać było ślady butów, pewnie pozostawione przez wchodzących wcześniej klientów, którzy na nieśli brud z mokrych po deszczu chodników. Jeden z pracowników szorował właśnie posadzkę mopem, jednak uwaga Ethana skupiła się głównie na papierowej torbie, która nagle pojawiła się na blacie przed nim. Podniósł kącik ust, przenosząc stopniowo spojrzenie na wysoką blondynkę stojącą za ladą, która uśmiechała się do niego nieco zalotnie. Odkąd umarła Lydia, co chwila zmieniał swoich partnerów i partnerki, więc nie miał nic przeciwko przelotnym romansem, ale teraz ta dziewczyna była po prostu jedną z wielu, które zamierzał po prostu pominąć. Przynajmniej dzisiaj. Mrugnął do niej powieką, jednocześnie odbierając swoje zamówienie, przed położeniem gotówki z napiwkiem na przeźroczystej tacce. Wciąż jeszcze czuł tą krążącą w żyłach ekscytację, chociaż nie wiedział, czy była to sprawka tego dzieciaka, któremu w bardzo dosadny sposób dał do zrozumienia, że powinien być wobec niego uległy, czy świadomości, że zaraz spotka się z nowym obiektem zainteresowania. Aż zaczął się zastanawiać, jak bardzo poruszy Noxa, gdy tak niespodziewanie pojawi się przed jego domem. Gdy stanął przed wyremontowanym z zewnątrz budynkiem, od razu poczuł charakterystyczne napięcie mięśni w zniecierpliwionym oczekiwaniu. Zapowiada się ciekawy wieczór Wcisnął odpowiedni guzik domofonu, czekając aż usłyszy znajomy głos lekarza. Może spał? Nawet jeśli, mało go to interesowało. Jeśli nie otworzy, po prostu sam wejdzie w ten czy inny sposób. A jednak po upływie kilku minut po drugiej stronie rozbrzmiał głos Oscara, co wywołało lekki uśmiech na jego ustach. Och doktorek był ewidentnie niezadowolony, a jednak czasem potrafił ściągnąć z twarzy ten pokerowy wyraz. Przyjemne zaskoczenie. - Ethan Carter. - Wypowiedział prosto do głośnika, już wyobrażając sobie minę osobnika po drugiej stronie, który jeszcze popołudniu wyganiał go za drzwi. - Obawiam się, że potrzebuję Pana pomocy… - Przeniósł spojrzenie na papierową torbę z jedzeniem, jeszcze nie wystygło, dodatkowo wziął większe zestawy, więc sam nie zjadłby wszystkiego. Zdawał sobie sprawę, że lekarz najszybciej otworzyłby, gdyby chodziło o coś wymagającego pomocy medycznej, a że dzisiaj opatrywał mu ranę…cóż, zamierzał wykorzystać to na swoją korzyść. Gdy tylko Nox mu otworzył, wcisnął się do pomieszczenia i chwilę później wcisnął mężczyźnie w ramiona torebkę. - Mam nadzieję, że lubisz hamburgery. Wziąłem porcje z podwójnym mięsem. - Mrugnął do niego powieką, wchodząc głębiej do pomieszczenia, żeby uniknąć szybkiego wyrzucenia przez doktorka. Podniósł rękę, w której miał butelkę whisky. - Opychanie się samym jedzeniem bez picia, jest niezdrowe, mam rację? - Postawił butelkę na stoliku, jednocześnie ściągając skórzaną kurtkę, pod którą miał czarny golf, ładnie podkreślający umięśnioną sylwetkę. Dopiero teraz przyjrzał się lekarzowi, który był w samej piżamie, być może nawet przyjrzał mu się nieco dłużej niż normalnie powinien. - Chyba ubrałem się niestosownie do okoliczności. Nie przyszło mi do głowy, że to będzie piżama party, musisz mi wybaczyć. - Uśmiechnął się na swój sposób rozbrajająco, aż pojawiły się te charakterystyczne zmarszczki mimiczne. |
Wiek : 43
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Łowca/ Właściciel strzelnicy
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
„Ethan Carter”- to imię i nazwisko warunkowało Oscara bardziej, niż Pawłow swoje psy dzwonkiem. Doktor mimowolnie zacisnął palce na plastikowej słuchawce domofonu, zupełnie jakby miał nadzieję, że jeśli wsłucha się lepiej to dane pacjenta ulegną zmianie. Tak się jednak nie stało, z każdym uderzeniem serca miał wrażenie, że szum w jego uszach narasta. Adrenalina wystrzeliła burząc jego krew, sprawiając że każda mijająca sekunda zdawała się wiecznością. Wiedział, że prędzej czy później musi coś odpowiedzieć. „No odpowiedz mu coś!”- rugał sam siebie w myślach, poddając się napływowy chaosu. Czego on do cholery chciał tak późno w nocy?! Znów się postrzelił? Przez chwilę rozważał, jakby to wyglądało gdyby po prostu udał, że jest zajęty? albo skierował go po raz kolejny do szpitala? Żadne z tych rozwiązań nie wydało się dostatecznie dobre, ani za mądre. Nie powinien ignorować bogatych i wpływowych, którzy mieli realny wpływ w tym mieście na jego życie, a raczej mogli skutecznie mu je uprzykrzyć. Dopiero fraza „…potrzebuję Pana pomocy…” wydała się mu szczera i taktowana. Może naprawdę ktoś został ranny, cholera wie co ci Carterowie robili dla zabawy w wolnym czasie. -Proszę.-Powiedział krótko i rzeczowo, jednak jego głos był niezwykle szorstki. Z agresją nacisnął czarny guzik domofonu, odkładając słuchawkę na swoje miejsce. Już po chwili przekręcał zamek by otworzyć drzwi wejściowe. Dopiero gdy je rozchylał a chłód nocy uderzył w jego bose stopy, zdał sobie sprawę, że przecież jest w samej piżamie. Ale zaraz?! Dlaczego on miał się stresować? Przecież to nie on potrzebuje pomocy, jest u siebie o tej później godzinie, gotowy by przyjąć potrzebującego. Przez jedno uderzenie serca stracił animusz, gdy Carter przechodził przy nim i wcisnął mu torbę. To był odruch w którym objął ramieniem osobliwą, szeleszczącą paczkę. Czuł jej ciepło i w pierwszym odruchu do jego umysłu napłynęła dziwna myśl. Z niepokojem spojrzał raz jeszcze na pakunek. Czy ród Carterów nie polował na …. Ale przecież to niemożliwe, prawda? Przez chwilę wpatrywał się w plecy intruza, który zamiast skręcić do gabinetu znajdującego się po prawej, szedł niczym ćma ciągnięta do światła w stronę jego salonu. Nox ostrożnie rozchylił torbę, wyobrażając sobie że dostrzeże jakieś fragmenty zwierzęcia lub bestii na którą Ethan wcześniej polował. -Hm.-Mruknął nosowo, gdy jego oczom ukazały się bułki zawinięte w folię aluminiową. -Hamburgery- Powtórzył niczym ptak i z cichym klaśnięciem bosych stóp ruszył za nieoczekiwanym gościem. Wyłaniając się z mroku korytarza do nikłego blasku salonu. -Panie Carter…-Zaczął delikatnie, jednak zamiast odstawić jedzenie, udał się do kontuaru dzielącego części jego mieszkania. Tam odstawił torbę na blat i z jednej z wyższych szafek wyjął dwa talerze. Zdawało się, że Nox jest gościnnym człowiekiem, ale też schludnym bo w jego mieszkaniu wszystko było niezwykle schludne i poukładane. Jednak wszelkie zaczepki odbijały się od jego pozornego spokoju, jaki roztaczał wkoło siebie nie przyjmując jego słów na poważnie. -…czy coś się panu stało?-Zapytał poważnie, wykładając jedzenie na dwa oddzielne talerze i dodając do tego również chusteczki by wytrzeć palce. Przez chwilę wpatrywał się w Ethana, który rozsiadł się na jego kanapie jakby był u siebie. Jemu samemu zawsze brakowało takiej przebojowości a może otwartości. Gest Cartera rozumiał jako osobliwa forma podziękowania za wcześniejsze opatrzenie rany. Niechętnie z ociąganiem się wyjął z szafki dwie szklanki zaś z zamrażalnika plastikowe foremki na lód, które uderzał o blat stołu by odkleić kostki od opakowania. Po chwili krzątaniny ruszył do mężczyzny niosąc talerze i dwie szklanki w których brzdękał już lód. Usiadł przy gościu podając mu talerz z daniem i szklankę. Przez chwilę myślałem, że przyniósł mi Pan fragmenty czegoś co pan upolował.-Powiedział trzymając nadal dystans, z którego ciężko było go wybić. Był to sposób wypowiadania się lekarza, który sprawiał, że ten czuł się bezpiecznie. Usiadł jednak przy gościu, taksując go badawczym spojrzeniem. -Nie wiedzieć czemu ten pomysł poruszył we mnie dawno skrywane pokłady, turpistycznego pociągu. -Powiedział spokojnie i melodyjnie podstawiając swoją szklankę, jakby zachęcał do nalania mu alkoholu. Nagle zachował się nieco nietypowo jak dla siebie, mruknął, potem drżącą dłonią zaczął rozwijać hamburgera. Zerknął na towarzysza to znów na pachnącą bułkę z mięsem. -Mogę Ci pomóc.- Szepnął tuż przed tym jak wziął gryzą. Mur skrzętnie budowany przez Oscara na chwilę się pokruszył. Miejsca sztywnej etykiecie zajął niezręczny chaos gospodarza. -Oparzenie ogranicza ci zakres ruchów dlatego, że skóra nie zregenerowała się należycie…-Powiedział szybko, przegryzając w tym samym czasie soczystego i jeszcze ciepłego burgera. Nagle dostrzegł niedokończony romans leżący tuż przy Carterze. Jego czarne oczy wpatrywały się w okładkę książki a on w głowie szukał jakiegoś racjonalnego wyjaśnienia, które mógłby teraz przedłożyć intruzowi. Na chwilę przestał nawet przeżuwać swój kęs, skupiając się jedynie na nagim torsie rycerza, który patrzył teraz na nich z okładki. |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Ethan Carter
ODPYCHANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 195
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 9
TALENTY : 15
Trigger Warning Salon Noxa był całkiem przytulny, nijak mu nie pasował do osoby, z którą miał do czynienia po południu. Bardziej się nastawiał na pomieszczenie bardzo minimalistyczne, surowe. Teraz jednak, gdy co jakiś czas przesuwał spojrzenie po krzątającym się po mieszkaniu lekarzu, widział w nim więcej “ludzkich” cech. Nie miał już tak pokerowego wyrazu twarzy, a ta piżama przypominająca nieco szpitalną, tylko potwierdzała, że mężczyzna tak naprawdę miał dwa oblicza. Podszedł do okna i lekko uchylił palcem wskazującym ciężką firanę, żeby wyjrzeć przez okno. O tej porze na zewnątrz było mało ludzi, widok zresztą wychodził chyba na jakąś boczną uliczkę, więc pewnie było tu wieczorami spokojnie mimo tego, że dzielnica była mocniej oblegana ze względu na kilka bardzo popularnych miejsc do spotkań. Podniósł kącik ust, zdając sobie sprawę, że raptem dwie przecznice dalej dorwał tego młodego gnojka. Ethan przeszedł spokojnym krokiem w stronę kanapy, na której usiadł bez najmniejszego pytania, czy w ogóle mu wolno. Skoro lekarz go nie wygonił, jak ostatnio, to dlaczego miałby się nie rozgościć? Przeniósł spojrzenie na Oscara, który zadał mu pytanie czy coś mu się stało. -Owszem, nie chciałem zmarnować jedzenia, więc musisz mi w tym pomóc. - Odparł bez cienia zawahania, obserwując znów swojego gospodarza. Nie mógł go jeszcze do końca rozgryźć, ale podobała mu się ta miła odmiana, po łatwych zdobyczach, jak ten dzieciak ze strzelnicy. Odruchowo jego myśli powędrowały do sytuacji z popołudnia, gdy opuścił gabinet Noxa. Z krótkiego zamyślenia wyrwał cichy brzdęk uderzających o siebie kostek lodu, gdy Nox wracał z kuchni ze szklankami i jedzeniem. Na kolejne słowa lekarza uśmiechnął się tajemniczo, zdając sobie sprawę, że mężczyzna niespecjalnie by się pomylił. - Kto wie… Chciał się z nim nieco podroczyć, dlatego nie od razu odpowiedział na jego słowa, tylko pozwolił, by zakwitła między nimi cisza. Chciał, żeby doktor przez ułamek sekundy pomyślał, że może to mięso w hamburgerze było z polowania. Carter zwinnym ruchem chwycił butelkę alkoholu w rękę i odkręcił ją sprawnie, jakby już niejeden raz otwierał butelkę. Podniósł spojrzenie na towarzysza, gdy nalewał mu bursztynowego trunku do szklanki. - Interesujesz się turpizmem? - Zapytał z nutą zainteresowania w głosie. Musiał przyznać, że jego rozmówca był coraz bardziej interesujący. - Po następnym polowaniu, przyniosę truchło Boogeymana. Chyba, że jest istota, którą chciałbyś poznać bliżej.- To, co Nox mógł zauważyć to lekkość z jaką Ethan składa obietnice i o dziwo…już raz sie z niej wywiązał. Przecież przyszedł do niego z alkoholem i jedzeniem, dokładnie tak, jak powiedział. Rozwinął z cichym szelestem opakowanie, w które zawinięty był hamburger. Od razu poczuł ten charakterystyczny, drażniący ślinianki zapach, który sprawiał, że jego żołądek w końcu dawał o sobie znać. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że niczego nie jadł od wczesnego śniadania. Nox mógł zauważyć bliznę po oparzeniu na wewnętrznej stronie jego dłoni, blizna była już wygojona, jednak była na tyle spora, że zajmowała dużą powierzchnię skóry. - Pomóc? - Nie od razu zrozumiał o co chodziło doktorowi, jednak kiedy zauważył jak jego wzrok wędruje w stronę rannej dłoni, poczuł lekką irytację. Nigdy, nikomu nie chciał pokazywać swoich słabości. Długo zajęło mu powrócenie do odpowiedniej kondycji, wszakże jak mógłby inaczej posługiwać się różnymi rodzajami broni. Nox na pewno zauważył lekkie napięcie mięśni swojego towarzysza, gdy chwytał mocniej palcami hamburgera, wbijając opuszki w bułkę. Wgryzł się w ciepły posiłek, smakując dobrze wysmażone mięso, które idealnie komponowało się z warzywami, a sos tylko podbijał aromat. Przełknął i sięgnął po swoją szklankę, by chwycić ją palcami i rozsiąść się wygodniej na kanapie, lewe ramię układając na jej oparciu. Obracał przez chwilę szklankę w palcach prawej dłoni, nie spuszczając wzroku ze swojego towarzysza. Nie przeszkadzał mu fakt, że teraz niemal wyglądało to tak, jakby go “obejmował”. - Więc zostań moim prywatnym lekarzem. - Wypalił, podnosząc kącik ust w zadziornym uśmiechu, chwilę później upijając łyk trunku, który przyjemnie rozgrzał jego gardło. Na brzegach szklanki skraplały się niewielkie kropelki wody, czuł je pod palcami, jednak teraz skupiał się tylko i wyłącznie na Noxie. Już wcześniej zastanawiał się, czy nie zaproponować mu tego stanowiska, a teraz, skoro już z ust lekarza wyszła propozycja pomocy z blizną, to czemu nie? Powiódł wzrokiem za spojrzeniem doktora i pochylił się lekko do przodu, żeby wziąć w dłoń książkę, na którą patrzył jego towarzysz. “Miecz i Róża”. Odstawił szklankę bezgłośnie na stół i przewertował kilka kartek, szybko przesuwając spojrzeniem po tekście. Zgiął ramię i lekko przysłonił bokiem dłoni usta, chwile zerkając na książkę, a potem na Noxa, ewidentnie się jednak uśmiechając. Nie było w tym uśmiechu kpiny, raczej lekkie rozbawienie, połączone z chwilowym zmieszaniem. A jednak jest romantykiem, a ta cała wcześniejsza otoczka miała to ukryć. No proszę, zapowiada się interesująco. Co jeszcze mi pokażesz Nox? Chciał go poznać. Zedrzeć warstwa po warstwie wszystkie jego maski, kiedy ostatnim razem był kimś tak zafascynowany? Poprawił się na kanapie, czując już to osobliwe napięcie. Spojrzał prosto w ciemną otchłań oczu towarzysza, w swoich własnych mając figlarne iskierki. Czy osoba, która zupełnie nie interesuje się mężczyznami, czyta romanse? Ba! Carter szczerze wątpił, by lekarz był zainteresowany główną bohaterką, skoro na obrazku bardziej charakterystyczny był ten rycerz. Powiódł wzrokiem po pomieszczeniu, szukając wzrokiem jakichkolwiek oznak, że być może mieszkała tutaj kobieta, ale nic nie rzuciło mu się w oczy. Dodatkowo po chyba zawstydzonej reakcji mężczyzny, było niemal pewnikiem, że książka należy do niego. - Interesujący wybór, Nox. - Wyrzekł i podał mężczyźnie szklankę z alkoholem, zaraz biorąc swoją do ręki. - Z jednej strony zainteresowanie turpizmem, z drugiej romantyczna dusza. Jesteś niezwykle intrygującym człowiekiem. Zatem powiedz mi, co Ci się podoba w tych książkach? - Zapytał otwarcie, kolejny raz pokazując lekarzowi, że jest człowiekiem, który zazwyczaj łamie konwenanse. Nie odrywał od niego wzroku, nawet gdy upijał kilka łyków trunku. Odstawił szklankę, w której pozostały resztki alkoholu. Kropelki wody powoli spłynęły po szklance na blat stolika, pozostawiając wokół niej niewielkie kałuże. Carter przysunął się nieco bliżej rozmówcy, pozwalając sobie na odetchnięcie tym piżmowym zapachem. - Namiętna miłość? Zakazana? Czułość i wieczne uczucie? - Przesunął powoli spojrzeniem po twarzy swojego towarzysza, rejestrując każdą zmarszczkę na jego twarzy, skupiając się na linii jego szczęki, obsypanej ciemnym zarostem i na pełnych ustach, które już od jakiegoś czasu zaczynały go kusić. |
Wiek : 43
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Łowca/ Właściciel strzelnicy
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Zawsze był inny, czuł się inny a i odstawał znacznie od swojej rodziny, sposobem życia i chęcią edukacji. Ponad własne życie cenił wolność. W chwili, w której Carter zaczął zachowywać się jeszcze swobodniej, rozsiadając się na jego kanapie, coś w mężczyźnie zaczynało się sprzeciwiać. Czuł jak jego prawdziwa natura szarpie się przez narastający niepokój, mimo że do tej pory pozostawała uśpiona. Odłożył hamburgera na biały talerz, przecierając pospiesznie palce i usta o chusteczką, którą położył przy niedokończonym posiłku. -Panie Carter…-Znów wszedł na tony pełne dystansu, w których czuł się najlepiej. Jego klatka piersiowa poruszała się szybciej, zupełnie jakby nagle potrzebował więcej powietrza. -…może pan wypełnić stosowny kwestionariusz u swojego ubezpieczyciela, zapisując mnie jako lekarza pierwszego kontaktu. Pasuje mi forma leczenia pacjentów ambulatoryjna bo mam większą swobodę w ustalaniu stawek za moją pracę. -Oscar wyciągnął usta w nienaturalnym uśmiechu, starał się uspokoić napięcie, które odczuwał a praca mu w tym zawsze pomagała. Wykorzystał ten moment by zwiększyć między nimi dystans i wstał z cichym skrzypnięciem wysłużonej kanapy, odstawiając talerz na niewielki, drewniany stolik kawowy stojący przed nimi. Tym samym usiadł ponownie, jednak niemal na drugim końcu mebla, starając się za wszelką cenę znaleźć odpowiednie miejsce by odzyskać choć odrobinę pewności siebie. Stał się płochliwy, niczym ptak szykujący się do lotu po tym jak dostrzeże drapieżnika. Szklanka z lodem, pełniona alkoholem, zaczynała mrowić go w opuszki palców. W jego czarnych oczach odbijał się złość jednak była inna od tego co Carter mógł znać. Ta połączona była z chaosem i chęcią ucieczki. Nox dostrzegł jak jego gość podnosi książkę, którą czytał jeszcze przed chwilą. Nieświadomie zacisnął palce na szklance i przyłożył ją do ust upijając trunek przez zaciśnięte ze zdenerwowania zęby. Sączył napój, nie chcąc odpowiadać na pytania, które godziły w jego dumę i w znacznym stopniu prywatność. Wykrzywił twarz gdy poczuł przenikliwy ból pomiędzy oczami. -Myślę, że będzie lepiej jak pan już pójdzie, jest późna godzina…-Wysyczał słowa powoli, znów je ważąc na końcu języka nim zostały wypowiedziane. Przyłożył chłodna szklankę do swojego czoła chcąc się nieco uspokoić. W tej chwili czuł, że jego bezpieczne miejsce jest dewastowane, skalane gościem i jego obecnością, która dziwnie górowała nad nim samym. Nie potrafił ani zebrać myśli, ani zapanować nad sytuacją na tyle by poczuć się w swoim własnym salonie dostatecznie dobrze. Raz jeszcze zerknął na okładkę, o ileż łatwiej było mu skłamać i powiedzieć że ów książka nie należała do niego. Przecież mogła być czymś co przez przypadek zostawił w jego gabinecie jakiś pacjentów. Mógł powiedzieć wiele, jednak milczał. Nie należał do osób które kalają się śliskimi kłamstwami, czego w tej chwili zwyczajnie żałował. Przymknął na chwilę oczy chcąc skupić się jedynie na chłodnym szkle dotykającym jego skóry. „Dlaczego Carter nie przestawał?” „Dlaczego dociekał?” Słuchał tej jego szyderczej wyliczanki i pierwszy raz od lat miał ochotę skręcić komuś kark. „Namiętna miłość? Zakazana? Czułość i wieczne uczucie?” Otworzył nagle powieki słysząc ostatnie słowa, zupełnie jakby to one w pełni do niego przemówiły. Szpileczkowaty ból rozchodził się już od głowy wzdłuż jego kręgosłupa. Ethan mógł dostrzec, że jego gospodarz pobladł, zupełnie jakby walczył sam ze sobą by nie zwymiotować tu i teraz. Musiało w tym być coś więcej. Bo oddech Noxa stał się spokojniejszy i pełniejszy, robił powolne wdechy i wydech chcąc się uspokoić. Przechylił głowę lekko w bok, pozbywając się zesztywnienia kręgosłupa, które czuł przez stres, jednak jego kręgi cicho strzeliły najpewniej zastałe przez całodzienną pracę. Oscar wstał z kanapy i szybko odstawił szklankę z alkoholem. -Panie Carter… -Znów stał się stanowczy, sugerując że czas się pożegnać. |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Stwórca
The member 'Oscar Nox' has done the following action : Rzut kością 'k10' : 6 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Ethan Carter
ODPYCHANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 195
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 9
TALENTY : 15
Igiełki irytacji wbiły się w jego skroń, aż nieznacznie opuścił głowę z lekkim uśmiechem i lekko pokręcił głową, jakby nie wierzył, w to co słyszy. Nox znów go zaskoczył, w jednej chwili całkowicie zmieniając swoje nastawienie z miłego, ale zdystansowanego gospodarza, do lekarza, który przybiera niemal pokerową twarz i chce, jak najszybciej się go pozbyć. Oscar jednak nie wiedział jednej, bardzo istotnej rzeczy…Carter nie pytał go o zdanie. Lekko wsunął palec wskazujący pod kołnierz golfa i poruszył nim, nieznacznie przekrzywiając głowę w bok, jakby dosłownie nagle zaczął mu przeszkadzać. Irytacja rosła, tak samo jak pragnienie. Chciał go mieć. Im bardziej mu się opierał, tym bardziej sprawiał, że miał coraz większą ochotę schwytać go, złamać i wymusić na nim uległość, ta potrzeba wżerała się w niego z każdą chwilą coraz bardziej, budząc te ciemne strony jego natury. A jednak po kolejnym spojrzeniu w stronę Noxa, zauważył coś jeszcze…mężczyzna był blady, co więcej zdawał się być dziwnie pobudzony, nerwowy. Czy to z powodu książki? Przeszło mu przez myśl, że jego towarzysz musiał się albo tak bardzo obawiać, że jego sekret wyjdzie na jaw albo…chodziło o fizyczne samopoczucie. Tylko co? Rzucił wzrokiem na nadgryzionego hamburgera, raczej nie przypuszczał, że coś mogło go uczulić, zaszkodzić w jedzeniu. Oscar nie powie mu o co chodzi, owszem mógłby go teraz odczytać, ale…zamiast tego, wstał i w jednej chwili znalazł się tuż przed czarnowłosym, a ruch był na tyle gwałtowny, że poruszył lekko stolikiem kawowym, aż szklanki kostki lodu zabrzęczały w szklankach. -Nox…- Szept wdarł się między nich, tak samo jak gorący oddech o nucie alkoholu, który rozbił się o skórę lekarza. Był tak blisko, że wystarczyłoby naprawdę niewiele, by pochwycić wargi towarzysza w pocałunku. Carter jednak wbił spojrzenie w oczy lekarza, jakby chciał zajrzeć prosto w głąb jego duszy i korzystając z tej chwili zaskoczenia, po prostu chwycił go za przód piżamy, a potem szarpnięciem zmusił go, żeby usiadł na kanapie. Wbrew pozorom nie było w tym agresji, raczej zwykła stanowczość. Było jasne, że zamierzał zignorować słowa gospodarza. - Naprawdę podziwiam Twój upór. Nie zamierzam jednak oddawać się w ręce lekarza, który wygląda, jakby zaraz miał się porzygać. - Mruknął i przeszedł spokojnym krokiem w kierunku kuchni, jak gdyby nigdy nic otwierając po kolei szafki, żeby znaleźć czystą szklankę. Chwycił jedną i nalał do niej wody, by zaraz podać ją Noxowi. Chwilowa irytacja ustąpiła, za to znów pojawiła się ta ciekawość i chęć zgłębienia wszystkich sekretów siedzącego przed nim człowieka. Tylko dlaczego przejmował się jego stanem? Miał być tylko jego zdobyczą. Jest nią. Ranna zwierzyna przestaje interesować tak bardzo, jak zdrowa… Przemknęło mu przez myśl, starając się zepchnąć wszystkie inne powody, dla których miałby się nim zajmować. Podszedł w stronę okna i lekko je uchylił, wpuszczając do środka pomieszczenia nieco świeżego powietrza. Chwilę później wrócił na swoje miejsce, od razu sięgając po szklankę lekarza z niedopitym alkoholem i sam dokończył trunek, nie krępując się tym, że pije z tej samej szklanki, co Oscar. |
Wiek : 43
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Łowca/ Właściciel strzelnicy
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Rzut kością 6- przemiany w tym poście nie będzie W chwili w której Carter nieoczekiwanie uniósł się z kanty i podszedł do niego, Oscar wykonał szybki krok w tył. Był przygotowany na atak jeśli gość zamierzał zmienić do niego nastawienie. Nie do końca rozumiał co się działo w jego mieszkaniu. Intruz nie tylko go prowokował zagarniając sobą jego przestrzeń, to do tego powodował napięcie. W głowie układał sobie inkantację, która byłaby najlepsza w tej sytuacji, a która jedynie spacyfikuje Cartera. Nie chciał się narażać jego rodzinie i wpływom, nie potrzebował tego wszystko. Najlepiej by było gdyby nadal pozostawał niezauważalny. Nagle dłonie Ethana zacisnęły się na jego flanelowej koszuli, miękki materiał nie tylko się wyciągnął ale też protestować w szwach. Niestety jeden nieduży guzik nie wytrzymał tej siły, strzelił i potoczył się gdzieś po podłodze. -Nie dotykaj mnie!- Warknął lekarz i uderzył dłońmi od dołu o nadgarstki oponenta. Jakież było jego zdziwienie, gdy nagle znalazł się na kanapie. Mebel zatrząsł się i zaskrzypiał złowieszczo grożąc uszkodzeniem od takiego traktowania. W chwili w której uścisk zelżał, Oscar przesunął szczupłymi placami po swojej piżamie, starając się wyprostować zmarszczki jakie się na niej pojawiły. Nox oddychał głęboko, starając się uspokoić na tyle na ile potrafił, w sytuacji która miała miejsce. -Mój stan nie ma tu nic do rzeczy! Czego ty do cholery odemnie chcesz Carter?! Hm?!- Warknął zrzucając maskę uprzejmości, która ewidentnie nie działa. Wyrwał mu szklankę z wody jeszcze bardziej poirytowany faktem, że gość panoszy się w jego mieszkaniu. Ruch jego ręki był tak energiczny, że płyn przelał się w naczyniu rozchlapując się na jego spodniach. Oscar upił łyk, po czym zdał sobie sprawę że nie zamierza grać w gierki przybysza. I robił to co ten mu każe. To właśnie w tym momencie cierpliwość i uprzejmość gospodarza całkowicie się wyczerpała. Ta sytuacja go przerosła, nigdy dotąd się w takiej nie znajdował. Zupełnie nie wiedział co ma zrobić, ba nie miał w głowie odpowiedniego scenariusza na taka ewentualność. Podniósł się szybko z kanapy i w chwili, w której Carter otwierał okno, Nox zamachnął się szklaną z wodą. Cisnął nią z całych sił. Przedmiot wylądował na ścianie za mężczyzną, rozpijając się na wiele małych kawałków. -Zamknij to okno!- Warknął jakby miał ku temu jakiś konkretny powód. Ostatni raz dokonywał pełnej przemiany, wiele tygodni temu. Odraczanie tego, coraz gorzej na niego działało. Szarpało w dawny sposób umysł, sprawiało że sam się plątał w sobie. Dlatego lubił mieć kontrole nad otoczeniem. Przypuszczał, że niedługo pozwoli sobie na wypuszczenie prawdziwej, skrzętnie skrywanej natury. Potrzebował do tego zamkniętych okien i zasłoniętych zasłonek. A Carter przychodzi i miesza w jego świecie, na jego małej przestrzeni. Stres był coraz silniejszy. Starał się z nim walczyć ale sama obecność mężczyzny doprowadzała go do szału. Rzucam jeszcze raz na zmianę. |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Stwórca
The member 'Oscar Nox' has done the following action : Rzut kością 'k10' : 9 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Ethan Carter
ODPYCHANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 195
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 9
TALENTY : 15
Trigger Warning Huk roztrzaskanego o ścianę szkła przywrócił wspomnienia tamtej nocy, gdy Lydia wpadła w szał i drasnęła go odłamkiem butelki pod oko, tylko cudem chybiając przed wbiciem ostrego szkła prosto gałkę oczną. To żywe jeszcze wspomnienie, sprawiło że niemal poczuł nieznaczne pieczenie blizny. Wtedy jednak jej agresja była uzasadniona, gdy po raz kolejny odmówił jej seksu, nie mówiąc już o jakiekolwiek czułości czy zrozumienia jej potrzeb. A teraz? Nox zachowywał się zupełnie nieobliczalnie, aż miał wrażenie, że sam jego oddech mógłby wyprowadzić lekarza z równowagi. To zachowanie było nietypowe, intrygujące, ale i…wzbudzające tą część jego natury, której przedsmak mógł poczuć dzieciak ze strzelnicy. Nie zamierzał przyjmować jego rozkazów, a tym bardziej pozwalać, by rzucał w niego przedmiotami lub w ostateczności zaatakował. Gniew wezbrał w nim tak bardzo, że spięte z nerwów palce zacisnęły się gwałtownie na brzegach szklanki z alkoholem i zmiażdżyły je w dłoni, jednak Carter nie przejmował się tym, że kilka ostrych odłamków pokaleczyło jego dłoń, plamiąc przezroczyste szkło szkarłatną posoką. Patrzył na kostki lodu, które nagle znalazły się na blacie stolika wśród resztek szkła i odrobiny alkoholu, a chwilę później chwycił zakrwawioną dłonią kark lekarza i szarpnął go stanowczo ku sobie, wbijając się od razu w jego wargi, by zebrać z nich smak alkoholu i niedawno jedzonego posiłku, przez który przebijał się również smak jego ust. Nie przejmował się tym, że brudził jego skórę swoją krwią, ani tym, że mężczyzna może mieć jakieś opory. Jeśli zamierzał się wyrywać, ścisnął mocniej jego kark i chwycił za nadgarstek drugą dłonią, by zaraz naprzeć na ciało lekarza i zmusić go do położenia się na kanapie, przygniatając go własnym ciałem. Zapach piżma był teraz intensywniejszy, miał wrażenie, że przenika nim, oddycha nim przy każdym nieco urywanym oddechu, gdy wciąż całował go z dziką namiętnością. Czuł gniew i pożądanie, niemal równe sobie, zwłaszcza, gdy zaczynał sobie uświadamiać, że lekarz, jak nikt inny wzbudza nim tak silne uczucia. -Leż. - Wyszeptał prosto do jego ust, przesuwając kciukiem po płatku jego ucha w ramach jakiejś czułości, a sam wstał z niego i jak gdyby nigdy nic poszedł do okna, które zamknął z nieco za głośnym łupnięciem. Odwrócił się w stronę doktora i oparł się plecami o ścianę tuż obok nieco mokrawej plamy, gdzie niedawno Nox rzucił szklanką. Skrzyżował ramiona na swoim torsie i uważnie obserwował towarzysza, czując w kościach, że jego dziwne zachowanie miało zupełnie inny wydźwięk niż sama złość na niego. - Dlaczego wyglądasz, jak żywy trup? - Spytał, ponownie ignorując słowa Noxa, jakoby miał opuścić jego mieszkanie. Czy on naprawdę nie zdawał sobie jeszcze sprawy, że tak naprawdę nie miał nic w tym względzie do powiedzenia? Carter nieznacznie przekrzywił głowę w bok, mając naprawdę osobliwe przeczucie, że przez najbliższych kilka dni, będzie miał co robić. - Nie musisz się przed tym opierać. Możesz mnie oszukiwać, ale nie siebie. - Ciężko było zrozumieć, czy mówił o orientacji Noxa, czy może o czymś zupełnie innym. Badawcze spojrzenie przesunęło się po ciele mężczyzny, szczególną uwagę przywiązując do odkrytych partiach jego skóry. Najwidoczniej przy tej małej szarpaninie ucierpiała górna część piżamy Noxa, więc odsłoniła część obojczyka. |
Wiek : 43
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Łowca/ Właściciel strzelnicy
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Pisk w uszak nasilał się z każdym uderzeniem serca. Jego wysiłek polegał na tym, by nie zapominać o oddychaniu. Czuł jak jego prawdziwa natura, zrywała kolejne ogniwa w okowach jakich do tej pory była plątana. -Nie, nie, nie…- Szeptał drżąc, ułożył dłoń na twarzy starając się złagodzić ból za oczami jaki odczuwał. „Tylko nie teraz, tylko nie przy nim”-Powtarzał sobie w myślach, wsiadając w coraz większą panikę. Pod skórą na plecach czuł już to znajome mrowienie. Skupił się tak na sobie, że w pewnym momencie nie do końca zdawał sobie sprawę ze swojego ułożenia w przestrzeni. Czuł mocny uścisk na karku, ciepło które się rozchodziło w dół jego kręgosłupa. Nie odwzajemnił w najmniejszym stopniu pocałunku jaki Carter wycisnął w jego usta, jednak szarpał się nie pozwalając by ktokolwiek ograniczał jego ruchów, nie teraz, nie w takim momencie jak ten. Ból się nasilał, a on nieświadomie zacisnął palce na swojej twarzy jakby starając się wyciągnąć go zza oczodołów. Nie docierały do niego wszystkie słowa intruza, słyszał je ale zatraciły znaczenie i istotność w momencie zmagania z własną naturą i słabością. Pozostawiany na kanapie samemu sobie, Nox rozchylił usta w bezgłośny krzyku, wszystkimi siłami i resztami woli powstrzymywał pełna przemianę. Intuicja podpowiadała mu, że się udało, nie czuł pękających i rozciągających się kości. Uciekające spojrzenie Oscara stało się obsydianowi czarne, nieprzeniknione ale zarazem szkliste, białka zlały się z tęczówką a kształt oka był bardziej paciorkowaty. Ruchy jego ciała zmieniły się w bardziej pokraczne, był powolny i ociężały, gdy z trudem podnosił się z kanapy. Z jego ust rozbrzmiało ciche poświstywanie bólu i ruszył w kierunku Cartera. Mężczyzna jednak szybko mógł się zorientować, że nie chodzi o niego. Nox nie czuł się bezpiecznie we własnym mieszkaniu dlatego uciekał, najdalej jak potrafił. Szarpnął za drewniane rozsuwane drzwi umieszczone na przekładni, kołowrotek zafurkotał gdy lekarz wszedł do swojej niewielkiej sypialni spowitej mrokiem. Był jak karaluch uciekający od światła i niechcianego wzroku. Zwykle nie odbywało się to tak groteskowo, było szybsze delikatniejsze. Wiedział o tym, stres i mieszanka niechęci do własnej natury zmieniły cały proces przemiany nad którym ćwiczył latami. Nieświadomie upadł przy łóżku, kierując się już na czwórka w stronę drzwi do łazienki. Tracił siły, zmagając się samemu ze sobą. „PRZESTAN!!”-Krzyczał jego wewnętrzny głos. „JUŻ ZA PÓŹNO!”- Pokrakiwał niczym ptak w jego umyśle. Zerwał z siebie piżamę i dłońmi objął swoje ciało, paznokciami drapiąc przez chwilę łopatki aż nie poczuł pod nimi dotyku piór. Świąt skóry ustał wraz z pojawieniem się ich a z jego ust wydobył się cichy, przeciągły jęk przyjemności. Czarne lotki obsypały jego plecy zaś ramiona zaczęło pokrywać miękkie pierze. Jego oddech się uspokoił, a pisk jaki słyszał zniknął. Powoli odzyskiwał ostrość zmysłów, czując osobliwą przyjemność, która towarzyszyła mu po przemianie w chwili gdy ustawał ból. Może była to osobliwa forma ulgi? W ten temat, nie zagłębiał się za bardzo. Powoli się podniósł z podłogi, czując jak wszystko wraca do normy. Znika dużo szybciej niż w chwili pojawienia. Nie powinien sam walczyć ze sobą, tego akurat był pewny. Dopiero po chwili przypomniał sobie o tym pieprzonym Carterze. Przesunął dłonią po zmęczonej twarzy i rzucił ochrypłym głosem. -Przedstawienie zakończone…-Był w tym sarkazm i pogarda, zupełnie jakby intruz zmusił go tego swoim zachowaniem, dewastując i kalając jego bezpieczne schronienie. |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Ethan Carter
ODPYCHANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 195
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 9
TALENTY : 15
Trigger Warning Opuścił ramiona w dół swojego ciała, jednocześnie odbijając się nieznacznie od ściany z wyrazem niezrozumienia wymalowanym na jego twarzy. Czuł, jak każdy mięsień jego ciała spina się pod wpływem nieprzyjemnego poczucia niepokoju, jaki zalągł się pod jego skórą i narastającej adrenaliny. Co tu się kurwa dzieje?! Nox zachowywał się, jak opętany, tylko co u licha mogło mu się przypałętać? Skręcał się tak z fizycznego bólu czy psychicznego? Freddy Krueger mógł zsyłać na swoje ofiary naprawdę okrutne wizje, w większości o samobójstwie ostrym narzędziem. Odruchowo spojrzał się w kierunku potłuczonego szkła, ale sam lekarz nie wykazywał tym zainteresowania, więc co się u licha działo?! Nie czuł się zagrożony, nawet jeśli wcześniej mężczyzna rzucał w niego szklanką, teraz po prostu intuicja podpowiadała mu, że Oscar sam cierpiał. Choroba? Ale jaka? Carter zrobił krok w stronę mężczyzny, gdy ten sam zaczął zmierzać w jak mu się wydawało jego stronę, wydając z siebie dziwne dźwięki. - Gdzie masz leki? - Rzucił pierwsze, co przyszło mu namyśl. Nie zamierzał pozwolić mu za szybko paść, przecież to on miał go leczyć! Co więcej, nie chciał stracić okazji do poznania kogoś, kto wzbudzał w nim tak silne emocje. Nox jako jedyny wymykał się wszelkim standardom, jakie do tej pory znał, co tylko bardziej go irytowało. Podążył za nim, gdyby nagle miał mu paść z bólu, ale to czego miał być świadkiem całkowicie wykroczyło poza wszelkie jego podejrzenia. Carter zrobił kilka szybszych kroków w stronę Noxa, jak tylko zobaczył, że ten upada. - Kurwa, Nox… !- Warknął, nie spodziewając się, że przyjdzie mu niańczyć lekarza. Nie tak sobie wyobrażał ten wieczór. Trzask rozrywanego materiału i zmieszał się z dźwiękami, jakie wydobywały się z ust czarnowłosego. Carter obserwował ciało mężczyzny, w szczególności wygięte plecy, na których ktoś misternie wytatuował krucze skrzydła. Wodził spojrzeniem po napiętych mięśniach igrających pod skórą jego towarzysza, odbierając z tego jakąś dziwną przyjemność. Jednak, gdy jego oczom ukazały się lotki…iluzja? Czy naprawdę w miejscach, które rozdrapywał Nox pojawiały się czarne lotki? Przeciągły jęk rozkoszy rozniósł się echem w jego uszach, elektryzując niemal każdą komórkę jego ciała, aż mięśnie boleśnie się spięły. Nox się zmieniał. Carter wlepiał zafascynowane spojrzenie w ciało towarzysza, mając silną ochotę wyrwać mu choć jedno pióro i sprawdzić, czy na pewno nie zwariował. Pożądanie zawibrowało w nim z całą mocą, być może dlatego nie zarejestrował słów mężczyzny, gdy ten mówił o zakończonym przedstawieniu. W jednej chwili przypadł do ciała mężczyzny z impetem przygnieżdżając go do pobliskiej ściany i chwycił jego twarz w dłonie, wyciskając na jego ustach pocałunek. Czuł jak niewielkie igiełki zarostu drażnią wewnętrzną skórę jego dłoni, szczególnie tę zranioną, która wciąż nieco krwawiła. Spojrzał się prosto w oczy lekarza, wykrzywiając wargi w szerokim uśmiechu. - Nigdy nie lubiłem teatru, ale ten spektakl był zaiste niesamowity. - Wyszeptał, owiewając ciepłym oddechem wargi swojego towarzysza. Wodził spojrzeniem po jego twarzy, nie pozwalając mu się uwolnić od swojego dotyku, nawet, jeśli zamierzał mu się wyrywać. - Są piękne. - Zsunął powoli prawą dłoń z policzka Oscara na bok jego szyi, by przesunąć opuszkami spiętych palców po boku jego szyi, aż zakończył wędrówkę na nagim ramieniu. Czy mówił o jego oczach, które wcześniej pokryła całkiem czerń, czy lotkach, które zdobiły jego ciało czy może o samym zajściu, ciężko było to pojąć. Nox jednak nie mógł posądzić go o jakikolwiek wyraz obrzydzenia, a sarkaźmie w głosie Cartera nie było słychać. Skoro Nox tak bardzo starał się ukrywać swoją inność przed światem, to czy ktoś już widział jego przemianę i go odtrącił? Czy on tak bardzo jej nienawidził, że wolał uniknąć wzroku innych? Jeśli to drugie, to aż przeszły go dreszcze ekscytacji na myśl, że był pierwszym, który to zobaczył. |
Wiek : 43
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Łowca/ Właściciel strzelnicy
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Minęło tyle lat od kiedy pierwszy raz doświadczył przemiany i związanego z nim bólu połączone z lękiem o życie. W miarę jak wzrastał jego nastawienie się zmieniło, wiedział co się z nim działo. Nazywał to „magicznym obciążeniem genetycznym” i swoją inność traktował z czasem jak chorobę i dar jednocześnie. Wiedział, że każdy z dotkniętych nią osób, przemianę przechodzi nieco inaczej. On zaś czuł świąd tuż przed wyrastaniem piór, zawsze wówczas nieświadomie nieś drapał, jednak od wielu lat nie robił tego na tyle intensywnie by uszkodzić sobie skórę. Pióra wyrastały z niego niczym ukryta do tej pory integralna część tego kim był, gdy stan ten się kończył, po prostu w ten sam sposób znikały. Przestawał rozumieć co dzieje się w jego pokoju, dlaczego intruz odbiera mu nie tylko prywatność ale też spokój. Nie zamierzał tego tolerować ani chwili dłużej. Nie za często posługiwał się zaklęciami, które mogłyby kogoś skrzywdzić. Prawda jest taka, że w życiu zdarzyło się mu to tylko kilka razy, wierzył w przysięgę Hipokratesa i wartości etyczne jakie ze sobą niosła. Jednak teraz chciał mu wyrwać tę cholerną żuchwę, by przestał gadać i zabierać mu jego przestrzeń. „Arceo” podszeptywał umysł jednak słowa uwięzły mu w gardle, w chwili w której zwalista sylwetka Cartera ruszyła w jego stronę. Nadal miał w sobie coś z płochliwości więc zrobił krok w bok nim, został całkowicie przyszpilony do ściany. „Arceo” pomyślał, gdy jego rozgrzane wysiłkiem ciało napotkało zimną przeszkodę, która je chłodziło. „Arceo” cisnęło mu się na koniuszek języka, gdy silne dłonie łapały jego twarz i unieruchomiły ją. -Sannosa.[1]- Padło zamiast słowa, które odtwarzał niczym kasetę w walkmanie raz za razem. O Ethanie nauczył się dziś wiele: Był sodomitą Był ewidentnie zoofilem Był.. CARTEREM [1] próg to 45, by się powiodło, czyli rzut +20 ze statystyk (próbuje zaleczyć rany) |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Stwórca
The member 'Oscar Nox' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 34 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty