First topic message reminder : Sypialnia Charlotte Mieszcząca się na przedostatnim piętrze sypialnia jest przestronnym pokojem, utrzymanym w ciemnych, acz ciepłych barwach. Szerokie okna wpuszczają do pokoju wiele światła, lecz przesłonięte ciężkimi kotarami wprowadzają całkowitą ciemność, najczęściej rozpraszaną blaskiem rozstawionych w różnych kątach świec. Centralnym punktem sypialni jest szerokie łóżko z mnogością poduszek i jedwabną pościelą. Regały uginają się od woluminów traktujących o demonologii, ksiąg zaklęć czy historii, a także powieści sensacyjnych i literatury horroru. Jako że sypialnia stanowi także przestrzeń do odprawiania rytuałów, można znaleźć tu liczne ingrediencje czy przygotowane do zaklęcia przedmioty. Nie brakuje też dziewczęcych bibelotów, kosmetyków oraz zawieszonej na eleganckich ekspozytorach biżuterii. W powietrzu unosi się delikatny zapach mieszaniny olejków oraz piżmowych perfum. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Caspar Paganini
ODPYCHANIA : 12
WARIACYJNA : 10
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 166
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 7
TALENTY : 16
— Tak jak tobie przy zaklinaniu dla mnie? — Postanowiłeś się odgryźć, pamiętając, że ta schrzaniła właściwie to co dla niej zleciłeś. Nie lubiłeś mylić się pod względem zaklinaczy, a samą Charlotte uważałeś za naprawdę dobrą. Czytając więc o tym, że jej próby nie przyniosły skutku, skrzywiłeś się, ale zaraz przypomniałeś sobie dlaczego były dla ciebie tak ważne i jak ważny był też fakt posiadania jej przy sobie. Była przydatna, szatańsko przydatna. A może to twój własny rozum kazał Ci kłamać, ze była przydatna i kryło się za tym coś innego? Każda taka myśl wydawała się głupia, niepotrzebna. Ot, była przydatna wokół. W jakiś sposób wypełniała te klocki w tobie, których ci brakowało. A to czy tak samo działało w jej kierunku? Nie zastanawiałeś się. Jakaś niewyjaśniona wygoda panowała w momencie, gdy przebywałeś w jej pokoju, przyglądając się jak ta zajmowała się osadzaniem kamienia jubilerskiego. Ambitna byla z niej bestia, trzeba było przyznać... Starała się Ty nigdy nie miałeś żadnego innego drygu niż do skrzypiec. Zastawiałeś się czy twój daleki przodek czuwał na tobą, gdy tylko ich tykałeś i wewnątrz karcił Cię za to, gdy tylko popełniłeś karygodny błąd. Musiałeś kiedyś wrócić do nich... Spróbować jeszcze raz. Oparłeś się o zaciśniętą pięść, aby przyglądać się jak ta ze skupieniem godnym największego stoika miała już kończyć, ale coś stanęło jej na drodze i finalnie odpuściła akcentując to krótkim, szewskim bluźnierstwem. — Uuuu... Słowa niegodne "panienki Charlotte". — Przedrzeźniałeś słowa służki, która wcześniej wprowadzała cię do jej pokoju. W końcu wstała z fotela, a twój wzrok obserwował jej zmęczenie wymalowane na twarzy. Mimo, że była zmęczona to i tak trzymał się jej cięty język, który chciałbyś pociągnąć za sam fakt jak wyrażała się. Ty jednak tylko zaśmiałeś się cicho, szczerząc do niej swoje białe kły. — Całkiem dobrze już wychodzą nam tańce, ale mówiąc szczerze nie wiem jeszcze jak mogę ci porządnie za to podziękować. Ale... właściwie to nie w tej sprawie przyszedłem. — Postanowiłeś odwrócić się w jej kierunku, zobaczyć jej twarz z bliska. Twoja dłoń mimowolnie ułożyła się na jej pasie, kiedy pomyślałeś jeszcze chwilę czemu właściwie tu przyszedłes. Nie powiesz przecież "żeby cię zobaczyć". — Słyszałem, że zaczęłaś pracować w kancelarii... Mogę wiedzieć co Williamson zamierza robić w takim miejscu? Nie pasuje to do... tego co robisz. — Bardzo ceniłeś sobie wolność zawodową, a Charlotte nie wydawała Ci się, że pasuje do roli papugi recytującej hasła prawnicze tylko po to, aby ochronić biedne duszyczki. — Więc czego mam się tak naprawdę spodziewać? Będziesz mnie broniła jak twój brat spakuje mnie w kajdany i posadzi w mamrze? — Uniosłaś brew ku górze, czekając na jej odpowiedź. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownik
Zawód : young mafioso
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Ignoruje jego słowa przytyku nie tyle dlatego, że nie wie jak się odgryźć, a dlatego, że jest zbyt skupiona na zadaniu, by zaprzątać sobie umysł dodatkowymi, jakże zbędnymi informacjami. Rozproszenie nie sprzyja owocnej pracy, a już sama obecność Paganiniego w tym pokoju wprowadza pewien chaos. Dostrzega go kątem oka, wyczuwa mieszający się już z powietrzem zapach perfum. Nie jest tego jeszcze w pełni świadoma, ale rozkojarza się i gubi dryg do osadzania. Pieprzony Paganini. Na “panienkę Williamson” uśmiecha się słodko i sztucznie, by zaraz dygnąć z gracją i wystawić mu środkowy palec. Jeden, acz jakże wymowny gest. - Dziękować, mnie? - ściąga brwi w zastanowieniu, bo przecież układ był w tej sprawie inny. To zwykła wymiana przysług, nie ma sensu bawić się tu w dodatkowe uprzejmości, jednak Paganini uznał inaczej. Nie może go za to winić, nie zna go wciąż zbyt dobrze, rozmawiając z nim, który - drugi, trzeci raz w życiu? Miała wprawdzie pewne oczekiwania i predykcje, z kim ma do czynienia, lecz tym razem nieco się przeliczyła. Caspar potrafi roztoczyć wokół siebie zastanawiającą aurę, zmuszającą do myślenia, do poszukiwań zmyślnego haczyka, na który zamierzał ją złapać. Przygląda się mu czujnie, próbując go wybadać, lecz przy każdym kolejnym spotkaniu ma okazję, by aby się zdziwić. Nie oponuje, gdy męska dłoń wędruje do jej pasa. Nagły ścisk w podbrzuszu bije na alarm, zarówno ze względu na przekroczoną granicę, jak i z powodu chęci przesunięcia się o krok dalej. Williamson stara się zamknąć te uczucia w sobie, by nie znalazły drogi na światło dzienne i odwraca głowę, by móc spojrzeć na przystojną twarz. Nie pasuje, brzmi jak wszystko, co Charlotte robi w życiu. Nic nie współgra z obrazkiem, jaki sobą przedstawia, jak odbierają ją inni, a jaka jest na prawdę. Częściowo zdążyła do tego przywyknąć, częściowo jest to zaś część misternie uknutego planu wprowadzania ludzi w błąd. Ma być chaotyczna, nieprzewidywalna, a jednocześnie doskonale poruszająca się we własnych knowaniach. - Nie zostanę prawnikiem - śmieje się prawdziwie rozbawiona, choć rzeczywiście wizja przemawiającej przed sędzią Williamson jest intrygująca. Poza tym dziwi się, że czarownik podnosi ten temat, bo wyszła z założenia, że nie jest to raczej ciekawa wieść dla reszty społeczeństwa. Widać jednak się myliła. - To robota tymczasowa. Zdecydowanie bardziej odpowiada mi przekładanie dokumentów z jednego miejsca na drugie w miejscu, gdzie jest niskie prawdopodobieństwo natknięcia się na członków mojej rodziny. - Bo pracując w sztabie Williamsona robiłaby dokładnie to samo, tylko w znacznie gorszym humorze. - A co, masz dla mnie lepszą propozycję? Miałabym lepić placki na pizzę, czy łamać kończyny dłużnikom? - Nie zna się ani na gotowaniu, ani na funkcjonowaniu mafii. Co do tej drugiej, wprawdzie nie ma pewności, czym Paganini się zajmują, lecz wszyscy wiedzą, że nie jest to nic, czym mogą się głośno chwalić. Dotąd niezbyt się nimi interesowała, wychodząc z założenia, że nie mają nic ciekawego do zaoferowania. Późno dołączyli do Kręgu, wprowadzając doń świeżą krew. Ich historia nie jest Charlotte tak dobrze znana, jak reszty czarowniczej starszyzny. Dostrzega ich potencjał, ale nie wie jeszcze, jak go wykorzystać. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
8-13 maja 1985 roku Zaklinanie jest bardzo specyficzną dziedziną magii, intuicyjną i trudną do opanowania. O ile składniki eliksiru czy splecionych ziół można rozróżnić poprzez wzrok, czy smak, a w wyrobie jubilerskim rozpoznać osadzony kamień, tak przy zaklętych przedmiotach sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Obracany w dłoniach naszyjnik nie przynosi na myśl nic konkretnego. Charlotte wyczuwa na nim jakieś ślady magii, lecz czy są to pozostałości po zamkniętym w nim niegdyś demonie, czy też zmyślnie się w nim ukrywającej istocie — tego nie jest w stanie określić, póki co. Nie poddaje się, bo zadanie jest zarówno ambitne, co intrygujące. W dodatku zlecone przez samą Judith Carter, która od kilku tygodni stała się idolką panny Williamson i zaklinaczka dołoży wszelkich starań, by doprowadzić tę sprawę do końca. Podobne zagadki są konikiem zaklinaczki i uwielbia zanurzać się w nowych historiach, poszerzających jej wiedzę. Zaklęty naszyjnik odważnie nosi przy sobie, chcąc na własnej skórze zorientować się, czy będzie miał jakiś wpływ na otaczających ją ludzi, jednak nic takiego się nie dzieje, może więc wstępnie wykluczyć adherenta — co z resztą? Nie chce demona wypuszczać, miała go przecież zbadać, a nie aktywować. W pierwsze dni od otrzymania zlecenia nie mogła się nim zająć. Wywołana efektami ubocznymi zaklinania gorączka przykuła ją do łóżka i wyłączyła umysł. Dopiero po kilku dniach przemogła swoją niechęć do Abernathych i pojawiła się w ich bibliotece. Nie mogła zwrócić się z prośbą o pomoc do swojego wykładowcy, bo Judith prosiła o zachowanie tajemnicy. Od pamiętnego dnia pożaru na uniwersytecie ma w sobie dziwny dyskomfort związany z rodziną bibliotekarzy. Z jednej strony przyczyniła się do śmierci jednego z ich kawalerów, z drugiej zaś wszyscy są przekonani, że to on osłonił ją własną piersią i uchronił przed straszliwym losem. Choć kusi okrutnie, by wyciągnąć prawdę na światło dzienne, nie może się do niczego przyznać, ani niczego sprostować. Spotkałoby się to z niezadowoleniem, zarówno Benjamina, jak i wszystkich Williamsonów. Czy prawda jest na tyle istotna, że powinna wyjść na wierzch? Charlotte podchodzi wybiórczo do tej kwestii, dostosowując zasadę wedle własnej woli. Nigdy dotąd nie miała problemu z tym, aby się wybielać i odsuwać od siebie wszelkie podejrzenia, ale czy nie postąpiła słusznie podczas sprawy z aniołem? Powinna zostać za to uznana, odznaczona, pochwalona — czy już nikt w tym świecie nie kieruje się wyższymi, religijnymi wartościami? Tak, oczywiście, że zasłania się nimi dla własnej wygody i nigdy dotąd nie będąc przesadnie religijną, ale czy Pan nie przyszedł do niej sam, podpowiadając, co należy zrobić? Chociaż jest pilną studentką demonologii, nie może powiedzieć, że zna się na wszystkich istotach. Są wciąż demony, których poznać nie zdołała, a do jakich zamierzała sięgnąć w najbliższych latach na etapie badań. Wprawdzie planowała zakończyć swoją edukację na poziomie biegłego, ale jeśli nikt nie będzie jej zaprzątać głowy bzdurnymi sprawami ze ślubem, kto ją zatrzyma przed wyjazdem w świat i dalszą pracę badawczą? W bibliotece od razu odnajduje odpowiedni dział i przegląda tomiszcza, których nie zdążyła jeszcze poznać. Z częścią z nich zasiada przy drewnianych ławach i przez kilka kolejnych dni przesiaduje tam do późnych godzin nocnych w poszukiwaniu wskazówek. Sporządza liczne notatki, wyraźnie odpędza od siebie opiekunów zabiorów i w pełnym skupieniu poświęca się zadaniu. Kiedy wreszcie biblioteczne ławki stają się niewygodne do granic możliwości, zabiera ze sobą kilka woluminów, jakich nie zdołała jeszcze przejrzeć i przenosi się do domu. Obłożona książkami i pustymi już filiżankami po kawie, wertuje kolejne strony i zapisuje notatki. Skrupulatnie przechodzi przez opowieści mitologiczne oraz historie w poszukiwaniu wskazówek. Ponownie zapoznaje się także z tymi, które już zna w przypadku, jakby coś przeoczyła. Z częścią demonicznych imion spotyka się po raz pierwszy, niektóre zdążyła pobieżnie poznać podczas pracy nad innymi projektami, nie tylko uczelnianymi. Nie ma jednego sprawdzonego sposobu, aby dowiedzieć się, co kryje się w zaklętym przedmiocie, musi więc działać metodą prób i błędów. Przygotowuje swoje stanowisko pracy, usadawiając się w miejscu, gdzie zawsze zajmuje się zaklinaniem. Ze środka pokoju zabiera dywan i usypuje pentagram, mający przybliżyć ją do sięgnięcia po piekielną moc. Obok swojego stanowiska układa notatnik i długopis, w razie gdyby miało najść ją na złote myśli. W głowie kłębi się od mnogości informacji, wiele z nich może mieć związek z interesującym ją przedmiotem, tylko która leży najbliżej prawdy? - Lucyferze, Aradio, Lilith, Wielka Trójco - zwraca się do Najwyższych, rozpalając świece na wierzchołkach pentagramu. - Udzielcie mi swej łaski, poprowadźcie dłoń, ześlijcie znak. - Modli się nad naszyjnikiem, o którego pochodzeniu wie niewiele. Wkłada go do marmurowej misy, mając nadzieję, że przygotowany pod zaklinanie przedmiot ułatwi pracę. W blasku świec błyszczy ostrze athame, wielokrotnie już wypolerowane od czasów, kiedy nosiło plamy krwi Marshalla. Teraz ma splamić się krwią Charlotte. Nacina palec lewej dłoni i uciska paliczki, by na umieszczony w misie naszyjnik skapnęło kilka kropel. - Wesprzyjcie swoją nieograniczoną mocą, pomóżcie oczyścić umysł, dajcie wskazówkę, połączcie myśli. - Tylko tego chce, krótkiego impulsu, pozwalającego na połączenie faktów, ledwie zauważalnego drgnięcia przedmiotu. Trójca rzadko kiedy odpowiada na bezpośrednie wezwania w modlitwach, dlaczego tym razem mieliby się odezwać? Czy to wiara w połączenie z Lucyferem, wiara w jego łaskę? | zt |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Demonologia — miałaś rację — jest trudną sztuką, lecz nie po to studiowałaś ją od lat, żeby tak po prostu się poddać. Elementarna wiedza, nawet ta znaleziona w Bibliotece Abernathych, nie była jednak zbyt obszerna. Wiedziałaś przecież, że na świecie istnieją demony, których nikt nigdy dobrze nie zbadał, a być może nawet nie odkrył, ale skąd pani Carter miałaby mieć do nich dostęp? Zaklęty naszyjnik zostawiał więcej pytań niż odpowiedzi. Do czasu. Książki skrywały wiele wskazówek. Podstawową, jaka rzuciła ci się w oczy, to sposób zaklęcia demona, skrupulatnie opisywany w podręcznikach. Całkiem niedawno miałaś przecież o tym wykład — i tym razem wiedza okazała się przydatna. Stopniowo zagłębiając się wzrokiem w cienkie magiczne niteczki, które oplatywały naszyjnik, a które tylko ty jako zaklinaczka mogłaś rozpoznać, szybko stałaś się świadoma, że nie masz do czynienia z adherentem. Magia przy nim była zbyt niestabilna, jakby ta znacznie więcej uwagi poświęcała więzieniu demona w środku, niż podtrzymywaniu jego mocy. Za faktem, że to nie sprzymierzeniec, a coś znacznie chętniej garnącego się do wyjścia, przemawiał też fakt, że gdy odpaliłaś świece, modląc się o wiedzę, naszyjnik delikatnie się poruszył. Zrobił to tylko na słowo Lilith, kompletnie ignorując pozostałe. Mogłaś już wcześniej na studiach spotkać się z danymi, że niektóre z demonów bardziej upodobały sobie konkretnego przedstawiciela Piekielnej Trójcy, ale tym razem nie było wątpliwości. Miałaś niemal namacalny dowód, że imię Lilith wywołuje w demonie coś, przez co aż garnie się do ucieczki od ciebie. To wcale nie musiało oznaczać strachu. Równie dobrze mogło stanowić po prostu bliskość z Matką. Jeśli powtórzyłaś jej imię jeszcze kilka razy, łatwo mogłaś się zorientować, że cokolwiek zostało tu zamknięte, bliżej mu do księżycowego blasku niż promieni słońca i chce uciec. Tylko dwie informacje, ale jakże konieczne, by wyciągnąć odpowiednie wnioski. Miałaś więc do czynienia z psotnikiem lub niszczycielem. Nie mogłaś wiedzieć, jak długo pani Carter miała ten naszyjnik, ale doskonale zdawałaś sobie sprawę, że niszczyciel nie przeżyje w zamknięciu dłużej niż 2 tygodnie. Wystarczyło odliczyć czas, od kiedy go otrzymałaś, bo 14 dni mijało równo 13 maja i nic się nie działo. Magia nie słabła, więzienie dla demona wciąż było stabilne. Czyli psotnik — czasem czas jest najlepszą odpowiedzią. Wciąż jednak nie znałaś jego imienia i w tym wcale nie miała ci pomóc modlitwa. Znacznie lepiej sprawdzały się książki. Musiałaś przejrzeć ich blisko 4. 4 opasłe podręczniki, pełne starych rycin, imion i wskazówek, ale żadna nie odpowiadała na proste pytanie „z czym mam do czynienia?”. Wiedziałaś już, że należy szukać w działach psotników, co znacząco zawężało obszar poszukiwań, ale imion było tak wiele... To fakt — najprościej byłoby wypuścić demona i spojrzeć co uczyni, ale skutki mogłyby być nie tylko drastyczne, ale też nie do odwrócenia. Nie mogłaś tak ryzykować. Musiałaś więc posiłkować się innymi źródłami niż namacalny dowód. Coś, co drzemało w naszyjniku, było potężne — rozpoznałaś to po nitkach magii, ale też solidności samego naszyjnika. Ktokolwiek go zaklął, zrobił to precyzyjnie, bez najmniejszej mowy o pomyłce. Więzienie dla istoty było potężne i na pewno nie mogło ulec samozniszczeniu, a to znaczyło, że miałaś do czynienia z czymś bardzo zaawansowanym. Twoja wiedza z zakresu religioznawstwa pozwalała myśleć, że demon, który tak chętnie poruszał się na imię Lilith, powinien być kobietą. Nie mogłaś mieć co do tego pewności, ale był to najlepszy trop. Ram Izad — nierządnica, rozpętująca seksualny urok. Nie potrzebowałaś definicji, tę demonicę znałaś nader dobrze, poza tym była adherentem. Astarte — demonica, która potrafi rozsiać prawdziwą miłość. Babalon — żeński demon, niegdyś nierządnica Babilonu. Potrafi zwieść mężczyzn na pokuszenie i nagiąć ich do swej woli. Naamah — demon, siostra pierwszego kowala — nawet opasłe podręczniki wolały opisywać historie Tubal-caina. Im bardziej się w to zagłębiałaś, tym więcej podobieństw znajdywałaś tylko między jednym doskonale znanym sobie demonem — Ram Izad — a tym, co zamknięte w naszyjniku. Babalon wydawała się twoim najlepszym trafem. Jakie miała możliwości? Jaką moc w sobie dzierżyła? Na te pytania nie byłaś w stanie znaleźć odpowiedzi w podstawowych księgach. Wyglądało na to, że nikt nigdy jej nie zaklął, bo była zbyt nieuchwytna. Czy to możliwe, że nagle znalazła się w rękach starszej kobiety, która na domiar tego wszystkiego nie do końca wiedziała, z czym ma do czynienia? Kto wie, Charlotte, może nawet naszyjnik byłby bezpieczniejszy w twoich dłoniach? Dłoniach kogoś, kto ma z demonami obycie? Dłoniach kogoś, kto uszanuje drzemiącą w nich potęgę? Nie byłaś w stanie odeprzeć tych idei, im dłużej trzymałaś w rękach naszyjnik. Jakby coś z jego środka przemawiało wprost w twoje myśli. Jest to jednorazowa ingerencja Mistrza Gry w związku z prośbą w aktualizacjach. Mistrz Gry nie kontynuuje rozgrywki, w razie pytań zapraszam do Franka. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej