Staromiejskie biurkoBarnaby Williamson
Zakres dat wszelakich | Barnaby Williamson i (nie)świeckie konsekracje.
Konsekracja przedmiotów oraz wytwarzanie świec fabularnie ma miejsce w biurze.
Staromiejskie biurkoBarnaby WilliamsonZakres dat wszelakich | Barnaby Williamson i (nie)świeckie konsekracje. Konsekracja przedmiotów oraz wytwarzanie świec fabularnie ma miejsce w biurze. |
8 — III — 1985 Smuga znad porzuconego w popielniczce papierosa zarysowała w powietrzu abstrakcyjny kształt; coś pomiędzy kulawym nosorożcem i wózkiem widłowym rozbiło się o ceglaną ścianę po lewej, zmieniając w obłok nieistnienia. Świecarstwo wymagało ognia, proces wymagał drobnych rytuałów — papieros nie wymagał niczego poza niezdrowym towarzystwem płuc. Ognik rozpalonego palnika rozgrzewał cynowy kociołek od dobrej minuty; zanim bloczek rzepakowego wosku wyląduje w środku, dno musi zostać nagrzane — świece z grudkami są równie skuteczne, co ogrzewacze w każdym z rogów pentagramu. Świecarstwo było sztuką czujności, a tej Williamsonowi nigdy nie brakowało — kiedy wosk wpadł do naczynia, hebanowa łyżka zahaczyła o sam środek bloczku. Nadgarstek musiał poruszać się w przeciwnym kierunku niż wskazówki zegara, a barwnik — dziś cynobrowy i brzydki; zupełnie jak rytuały, do których zostanie wykorzystany — dołączyć do nadtopionej całości dopiero, kiedy niestopiony wosk będzie mieć średnicę trzech centymetrów. Topienie i mieszanie odbywało się bez intencji; dodawanie ostrożnie odmierzonego pipetą barwnika wymagało chwili skupienia — dopiero, kiedy do wnętrza rondelka skapnęło sześć kropel, a wosk przybrał rdzawą barwę, zaczynał się najtrudniejszy kwadrans w robótkach ręcznych. Żadnej przyjemności, tylko mieszanie; jeśli palnik pod kociołkiem utrzymywał stałą temperaturę, po piętnastu minutach zabarwiony wosk był gotowy do przelania w podłużne foremki na świece. Nie uznawał wymyślnych kształtów, chociaż czarownicy zaczęli bawić się formą; stożkowe, wypustkowe, chujowe — wszystkie miały służyć magii, a ta wymagała szacunku. Biegnące przez środek knoty czekały na zalanie — stopiony wosk posłusznie wypełniał każdy z pięciu lejów, docierając aż po czubek foremki; kiedy ostatnia kropla parafiny skapnęła do świecy numer pięć, pozostawało liczyć, że proces za dwie doby — kiedy wosk wystygnie — nie skończy się wielkim rozczarowaniem. wosk: rzepakowy [sztabka 1/5] barwnik: cynobrowy próg: 40 + 30 = 70 rzut: k100 + 5 (świecarstwo) + 16 |
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 35 |
11 — III — 1985 Dwadzieścia cztery (właściwie trzydzieści dwie; przypomniał sobie przed północą) godziny później pięć zabarwionych na czerwono świec zostało wyzwolonych z pojemników i wystarczył krótki rzut okiem na efekt, żeby stwierdzić ujmujący w prostocie fakt. Foremki nie były chujowe, ale efekt — już tak. Barwnik nie zapełnił całości — tuż przy knotach świecie były bardziej żółte niż czerwone, więc stawianie ich w rogach pentagramu równoznaczne byłoby z powąchaniem nie dymu, ale porażki. Z cichym hm posłał je na banicję w drugiej szufladzie od góry; biurko było pojemne i pełne przedmiotów o ściśle określonym przeznaczeniu — nieudane świece rytualne zyskały przeznaczenie na wypadek awarii prądu. Ostatnio otrzymały nową funkcję; kolacja przy świecach (?) Wyczyszczony dokładnie kociołek znów stanął nad wywleczonym z rogu biura palnikiem — proces rozgrzewania naczynia i wrzucania do niego nowej sztabki wosku rzepakowego zaczął się od nowa. Noc za oknem przybrała kolor rozlanego atramentu; mógłby potraktować to za sugestię, ale w pipecie znów zagościł cynobrowy barwnik — mieszkanie domagało się rytuałów, rytuały wymagały świec, świece właśnie pyrkotały na ogniu. Kwadrans mieszania minął szybko — coś trzaskało się w koszu na śmieci naprzeciwko kamienicy, więc Williamson mieszał i próbował wygrać zakład sam z sobą. Szop czy menel? (Szopi menel). Kiedy wskazówki minutnika zahaczyły o pełną godzinę, palnik zgasł; zabarwiony czerwienią wosk znów wypełnił formy, w których już czekały równo ułożone knoty. Zapełnienie pojemników do końca wymagało stabilnej dłoni — ta w wykonaniu Williamsona rzadko zawodziła. Przelany wosk znów będzie stygł minimum dwie doby; tym razem Barnaby da im kilka godzin więcej, dla pewności. wosk: rzepakowy [sztabka 1/5] barwnik: cynobrowy próg: 40 + 30 = 70 rzut: k100 + 5 (świecarstwo) + 16 |
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 11 |
14 — III — 1985 Osiemnasta dwadzieścia—coś; niebo za oknem o barwie rozlanego mocznika, papieros w ustach o smaku tytoniowego tytoniu, świece w kolorze chuj—wie—jakim. Drugi nieudany zestaw na tym samym barwniku oznaczał tylko jedno: ktoś go orżnął na składnik. Zwyczajowy dostawca w Deadberry potrzebował urlopu po lutym, więc Williamson musiał improwizować — dziś zbiera żniwa, pięć kolejnych świec wysyłając do szuflady awaryjno—kolacyjnej. Zmiana, kurwa, planów. Reszta karminowego proszku, przetrzymywana w szklanej fiolce na czarną godzinę — a właśnie nadeszła najczarniejsza z czarnych, chociaż o intensywnej, czerwonej barwie — miała dołączyć tego wieczora do tańca rzepakowego wosku. Proces nie różnił się niczym od poprzednich razów; palnik, kociołek lśniący czystością, bloczek parafiny lądujący w środku i mieszanie. Dodawanie proszku odbywało się na sam koniec topienia; miał niższą tolerancję na łączenie z woskiem niż płynny barwnik — mała łyżeczka (do cukru brązowego, gdyby miał być wierny sztuce savoir—vivre) strzepała do wnętrza kociołka cenny pyłek, a wzrok tym razem nie wypatrywał menelich szopów za oknem. Całą uwagę pochłonęła zawartość kociołka; kiedy wosk i barwnik stały się jednością, Williamson — ryzykując poparzeniem — natychmiast przelał go do foremek. Zalane knoty, małe kwoty; porażki nie kosztowały go wiele — świecarstwo było formą testowania magicznych umiejętności i próbą poznania momentu, w którym teoria łączy się z praktyką, ale dla wielu czarowników pełniło rolę oszczędności. Odstawiając pojemniki w zaciemnione miejsce pod ceglaną ścianą, liczył się wyłącznie z kolejnym rozczarowaniem, nie ubytkiem w portfelu; to równie dobrze mogła być forma małej, finansowej zemsty. wosk: rzepakowy [sztabka 3/5] barwnik: karminowy próg: 40 + 50 = 90 rzut: k100 + 5 (świecarstwo) + 16 |
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 11 |
17 — III — 1985 Papieros w kąciku ust podskoczył w górę, opadł w dół, wreszcie prawie wypadł z ryja; to, co wysypało się na biurko, nawet nie było świeczkami. Przypominało ubogie kuzynki z Alabamy — kruche, blade, zdecydowanie z kazirodztwa. Stłumione przez filtr przekleństwo wprawiło ramiona w ruch; palnik gruchnął o ziemię z werwą, lśniący kociołek jęknął żałośnie, pięć wyczyszczonych z pozostałości foremek doczekało się nowych knotów. Dziś zmniejszył ogień i dłużej ogrzewał cynę — pozostałości karminowego proszku wytrzepał na łyżeczkę (tak, tę do brązowego cukru, zastawa stołowa inspirowana dynastią Gwelfów; Nec aspera terrent brzmiało teraz jak dowcip) zanim zaczął topienie wosku. Od tego momentu proces był skupieniem — przedostatnia sztabka z zapasu wpadła do kociołka i zaczęła tracić na objętości; zamieszanie wosku aż do ostatniego rozpuszczenia zbiegło się w czasie z przesypaniem do wnętrza pozostałości karminowego barwnika. Parafina szybko zyskała intensywny, czerwony kolor i nie utraciła go przez kwadrans — aż do momentu przelewania wosku do foremek, panowała bezwzględna cisza. Pierwszy pojemnik na świecę został zapełniony, drugi był w połowie i wtedy— — Kurwa, teraz? Echo telefonu dolatywało z salonu; Williamson zdążył zapełnić drugą formę i przejść do trzeciej, kiedy dzwonek wznowił wysiłki. Spomiędzy zaciśniętych w skupieniu ust nie uleciało żadne przekleństwo, przynajmniej nie werbalne — pod koniec piątego pojemnika i po ósmym dzyń Barnaby udowodnił, że krótkim m—hm można zakląć tą samą barwą, która wypełniła świece. Wściekle, na czerwono. Wypełnione foremki znów trafiły pod ścianę; za dwie doby sprawdzi, czy to nieumiejętność, czy ciążący na nim rytuał. wosk: rzepakowy [sztabka 4/5] barwnik: karminowy próg: 40 + 50 = 90 rzut: k100 + 5 (świecarstwo) + 16 |
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 91 |
Przyciśnięta do ucha słuchawka odnalazła wygodny punkt oparcia; bark pełnił rolę podstawki, ramię filara, usta — medium, które zamiast głosem martwych, mówiło tonem całkiem żywego. — —ma alibi, na pewno jej nie zdradza — ostrożnie odłożone pod ścianę, karmazynowe świece miały dwie doby na upewnienie się, że będą współpracować. Lśniący rondelek — z kuchni, prawie nieużywany — nie doczeka się dnia, w którym zostanie użyty do sosu besza—cośtam—menelowego; równie dobrze może posłużyć za naczynie dla nowego zestawu świec. — Jak to: skąd wiem? Widziałem go pół godziny temu i wyglądał na niewinnego. Ostatnia sztabka rzepakowego wosku nie była warta trzymania; nawet biurko Williamsona posiadało ograniczone możliwości magazynowania. — Posłuchaj mnie — głos po drugiej stronie słuchawki chyba nie zamierzał — Barnaby stawiał rondel nad palnikiem z lekko zmarszczonymi brwiami. — Słuchasz mnie? Naczynie nagrzewało się szybciej; już po chwili mógł wrzucić wosk do środka, wciąż przytrzymując telefon ramieniem. — Posłuchaj mnie, ja po prostu wiem, że jest niewinny — oh? przemknęło przez plastikową obudowę; mieszany hebanową łyżką wosk zaczął topnieć i wtedy Williamson zrozumiał niedopatrzenie — ze słuchawką przy uchu, zapomniał odmierzyć barwnik. — Bo ma— Na regale nad biurkiem znajdowała się kolejka fiolek i pipet; odruchowo sięgał po cynobrowy, ale wtedy spojrzenie napotkało nienaruszony słoiczek z proszkiem. — Gołębie serce — drgnięcie w kącikach ust zagłuszyło szczęk łyżeczki odmierzającej odpowiednią porcję barwnika; wosk w rondelku był prawie gotowy na urozmaicenie kolorem. — Vandenberg, zaśmiałaś się, nie udawaj. Proszek dołączył do tańca parafiny, aż stały się jednością; w szafirowym kolorze było coś uspokajającego — chłodna barwa dobrze współgrała ze srebrem rondla, ale nie była kolorem rozmówczyni; jedynie jej magii. — Nie mogę, robię— Świece; nie wiedziała. Biuro było poza zasięgiem rekonesansu mieszkania. — Rzeczy. Oddzwonię, kiedy skończę — kwadrans mieszania upłynąłby szybciej na rozmowie, ale nowy kolor wymagał skupienia. — A ty przestań posądzać naszego gołębia o zdradę. Zamieszany wosk lśnił spokojnie; dźwięk przerwanego połączenia nastąpił dopiero po chwili i krótkim tak, dobrze. Od tego momentu czas był spektrum — wirował razem z woskiem i razem z nim po kwadransie zalewał foremki z knotami. Świece miały pomóc iluzji; sam wiedział o niej tyle, że bywała trudna do uchwycenia — w przeciwieństwie do słuchawki, która zastąpiła wsunięte pod ścianę pojemniki. Za dwie doby sprawdzi obie partie; tego procesu nie przyspieszy żadna magia — ani dźwięk wystukiwanego numeru. wosk: rzepakowy [sztabka 5/5] barwnik: szafirowy próg: 40 + 30 = 70 rzut: k100 + 5 (świecarstwo) + 16 |
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 4 |
25 — IV — 1985 Epicentrum zmęczenia skondensowane poza miejscem i czasem; utknęło gdzieś między płatem czołowym i dłońmi, które próbowały — ale nie potrafiły, nie do końca — zachować względny spokój. Mrowienie w opuszkach palców nie pomagało; cierpliwość roztapiała się w późnokwietniowym poranku, a przecierany wilgotną szmatką brelok lśnił matowo, kiedy cierpliwe ruchy oczyszczały go z fantomowej obecności brudu. Niepozorne połączenie metalu oraz szkła nie posiadało żadnych właściwości magicznych — Williamson musiał go dostać na komisariacie (już jutro nie—) albo pewnego dnia po prostu znaleźć w koszyku przy drzwiach. To zdarzało się częściej, niż powinno; większość bibelotów podrzucali Grecy, chociaż Valerio nie zostawał — nic nowego — daleko w tyle. Po szmatce przyszedł moment ostatniego etapu oczyszczenia; na podstawowym etapie puryzm i przygotowanie przedmiotu żywiołami były zbędne — wystarczyła przechwytująca kurz miotełka. Na lśniący brelok czekała miękka, satynowa poduszka — tylko tak udawało się uniknąć błędu nowicjusza; odłożenie przedmiotu prosto w pułapkę bakterii przekreślało przygotowania. Kolejny etap był kluczowy — bo brelok był do kluczy, Williamson? — i wymagał spisania modlitwy na pergaminie. Pióro samo odtworzyło znane słowa modlitwy; tusz nadal lśnił na papierze, kiedy ciszę zakłóciły nasączone w intencji sylaby. — Levi facilitati, adhaerentem adstringo. Po raz pierwszy, drugi, trzeci; powtórzenie modlitwy dziesięć razy miało zwieńczyć wysiłek przygotować i nadać przedmiotowi sakralną użyteczność. konsekracja breloka do kluczy | Levi facilitati, adhaerentem adstringo | próg 50 | k100 + 5 + 16 |
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 10 |
Możliwości było kilka i żadna nie miała znaczenia — kiedy konsekracja kończy się fiaskiem, nie zwijasz szmaty i miotełki. Próbujesz znowu; i znowu; i znow— Tak długo, aż starczy ci pergaminu; Williamson wciąż miał cztery próby. Uniesiony z miękkiego legowiska breloczek wyglądał na ubawiony; o ile mała imitacja butelki Budweisera może przejawiać jakiekolwiek emocje poza tymi przypisanymi do zawieszki kluczy. Stłamszenie ochoty na papierosa — tytoń jest brudny; do brudnego nie przylgnie żadna konsekracja — przypłacił cichym westchnięciem i sięgnięciem po wciąż wilgotną szmatkę. Proces czyszczenia należało ponowić; mógł coś przegapić, mógł nie być dokładny, mógł popełnić błąd w każdej sekundzie przygotowań, ale gdyby Williamson miał być ze sobą szczery— Czyszczenie to praca. Skoro spierdolił nawet to, może powinien zostać w policji i— Prędzej wbije rączkę miotełki w oczodół, niż naprawdę zacznie to rozważać; puchate włosie zaczęło przechwytywać wszystkie fantomowe roztocza — brelok znów wydawał się gotowy do konsekracji i zasłużył na odpoczynek na atłasie. Drugi z fragmentów pergaminu ozdobił ten sam szlak słów; ponowiona modlitwa układała się w jasną intencję. — Levi facilitati, adhaerentem adstringo. Po dziesięćkroć, jak Piekielna Trójca przykazała. konsekracja breloka do kluczy | Levi facilitati, adhaerentem adstringo | próg 50 | k100 + 5 + 16 |
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 70 |