First topic message reminder : SKLEP WIELOBRANŻOWY „U PHILLA” Znajdujący się na parterze małej odrapanej z tynku kamieniczki sklep od lat jest ostatnią deską ratunku dla tych, którym niespodziewanie podczas gotowania skończył się cukier albo nagle wypaliła się żarówka. Zagracony i prawdopodobnie nigdy nieremontowany od czasów swojego otwarcia, mimo swojego mało zachęcającego wyglądu nigdy nie cierpi na brak klienteli. Miejsce szczególnie przyciąga młodzież, ponieważ właściciel sklepu wychodzi z założenia, że nie będzie sprawdzać dokumentów kupującego, o ile ten wyraźnie nie wygląda na ucznia szkoły podstawowej. Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Czw Lip 20 2023, 21:09, w całości zmieniany 1 raz |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Ethan Carter
ODPYCHANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 195
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 9
TALENTY : 15
Kurwa. Kurwa. Myśli zbiegały się w jedno słowo, gdy otrzymał kolejny strzał adrenaliny. Do pomieszczenia zaczęło wpadać niebiesko czerwone światło, więc odruchowo cofnął się w tył, żeby nie zostać zauważonym przez policję. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek musiał przed nimi uciekać, teraz jednak z punktu widzenia tych mężczyzn - wyglądaliby na przestępców. On miał broń, ledwie draśnięcia, natomiast pozostali leżeli z ranami postrzałowymi nieprzytomni. Kto wyglądał bardziej podejrzanie? Mięsień na policzku drgnął mu nieznacznie w nerwowym geście, nie mógł sobie jednak pozwolić na chwilę słabości. Nagłe przejęcie inicjatywy przez Noxa sprawiło, że się otrząsnął. Założył kaptur na głowę, pozwalając by rzucił cień na jego twarz i utrudnił ewentualną identyfikację, gdy będzie biegł w stronę policjantów. -Nie daj się złapać. - Wyrzekł z całą stanowczością, mierząc kochanka poważnym, długim spojrzeniem. Nie był przekonany czy kochanek był już na tyle wyleczony, by jeszcze biec. Nie mieli jednak innego wyjścia. -Czekaj na mnie w domu. - Carter przeniósł spojrzenie na wejście do sklepu, nie mając pewności, czy uda im się uniknąć konsekwencji. Miał dzieci, nie mógł ich zostawić. Jeśli policja złapała by jego miał przecież prawo do adwokata, jednak odbiłaby się na jego reputacji, ale czy tylko na tym? A co z Noxem? Jego ciężej byłoby wyciągnąć. Gdy padło nieudane zaklęcie kruczowłosego, przeklął pod nosem siarczyście. Nie miał nawet czasu się zastanawiać nad jakąkolwiek inną reakcją, czy przejmować się urażoną dumą. -Impulsorepello! - Że też znów musiał posiłkować się magią, która nie tak dawno go zawiodła. Jak tylko trafi do domu Noxa, o ile wszystko pójdzie po jego myśli, weźmie zimny prysznic. Nie mógł jednak użyć broni, to tylko pogorszyłoby ich obecną sytuację. 1 rzut na czar próg 60 Impulsorepello - Wysyła falę uderzeniową odpychająca od czarującego wszystko na odległość 10-12 metrów. 2. Rzut na szybkość |
Wiek : 43
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Łowca/ Właściciel strzelnicy
Stwórca
The member 'Ethan Carter' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 43 -------------------------------- #2 'k100' : 72 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Syreny zawyły pod sklepem wielobranżowym. Noc była głucha i pełna strachów — pełna wystrzałów ze strzelby, rozwalonych paczek po chipsach ziemniaczanych, dwóch nieprzytomnych na podłodze i dwóch całkiem przytomnych w biegu o wszystko. Meta znajdywała się niedaleko, dwie drogi prowadziły do jednego mieszkania. Obydwoje dobrze znaliście adres. Oscarze, ty od dawna mieszkałeś w Little Poppy Crest, znałeś wiele tajnych przejść. Ethanie, bywanie o przyjaciela, pozwoliło ci lepiej zrozumieć zakamarki tej dzielnicy. Zdecydowaliście się podążyć zupełnie dwiema różnymi drogami z jednym punktem spotkania — ryzykowna akcja. Ryzykowna i mogąca przynieść korzyści. Dwójka policjantów, wyglądających, niczym niepasujące do siebie postaci z kreskówek — jeden w kształcie pączka, drugi szaszłyka — wysiadła z radiowozu, rozglądając się po okolicy. Bronie wycelowane prosto w sklep miały stać się waszym przekleństwem. Carter, dobrze znałeś się na strzelectwie — doskonale musiałeś zdawać sobie sprawę, że jeśli będziesz poruszał się szybko i miał sporo szczęścia, być może żadna z kul nawet cię nie draśnie. Skierowałeś się w stronę grubszego gliny. Jeden wprawny czar wystarczył — ten nie miał się nawet jak przed tym obronić. Fala uderzeniowa uskoczyła w momencie, w którym byłeś blisko, a jego gruby głos krzyczał: — Stój, bo- — mowę zerwało, a policjant z impetem uderzył we własny radiowóz. — Co jest?! — krzyczał, gdy znikałeś z zasięgu jego wzroku. Czary były mu zupełnie obce, mógł podejrzewać bombę czy nawet — nie ujmując jego inteligencji — broń biologiczną, ale na pewno nie zaklęcia! Zyskałeś sporą przewagę, chociaż za sobą dalej słyszałeś słowa „Stój, bo strzelam!” oraz wystrzał ostrzegawczy z broni. Żaden pocisk w ciebie nie trafił. Skręciłeś w lewo, w trasę, którą, jak byłeś przekonany można było dotrzeć do domu Noxa. Wąska uliczka nie dawała wiele możliwości ucieczki, a chociaż byłeś pewien, że któryś z policjantów cię goni, żaden nie czaił się za twoimi plecami. Miałeś ledwie chwilę na decyzję. Szybkie spojrzenie dookoła dawało ci dwie drogi: pierwsza prowadziła prosto do większej ulicy handlowej, która nawet o tej porze, mogła doświadczać spacerowiczów, albo wracających z pracy obywateli, co dawało ci sporą szansę, że policjant nie zechce oddawać kolejnych strzałów. Druga biegła w lewo, pomiędzy śmietnikami, gdzie z łatwością mógłbyś schować się pomiędzy nimi, pozwalając by gliniarz przebiegł obok - o ile cię nie zauważy. Obydwie te drogi zajęłyby ci podobny czas, aby dotrzeć do mieszkania Noxa. Mogłeś też oczywiście zatrzymać się i oddać w ręce władz. Oscarze, chociaż jako lekarz nie spędzałeś całego dnia na krześle, tak tryb życia odbił się na twojej sprawności. Wysoki i szczupły dryblas, w ciebie również wycelował z broni, krzycząc: — Stój! Zatrzymaj się! — jego słowa przerwał czar Ethana, wyższego glinę również posyłając na radiowóz (mogło zdawać się, że ten uderzył w samochód nawet szybciej, pewnie ze względu na niższą wagę), co tobie również dało przewagę. Chwila konsternacji policjanta wystarczyła, byś go minął. — Stój, bo strzelam! — krzyczał w twoją stronę, oddając strzał w twoje kostki, jednak żadna kula cię nie dosięgnęła. Wyraźnie słyszałeś kroki za sobą, na pewno gonił cię policjant. W sklepie zostały kruki, ich śmiech stopniowo gasł, gdy biegłeś w przód. Sprawa była poważna, wiedziałeś o tym już w momencie, gdy skręciłeś w prawo, a za tobą rozległ się kolejny huk z broni - ktoś nie zamierzał ci popuścić, mając prawdopodobnie za włamywacza. Znałeś dobrze tę dzielnicę i wszystkie jej zakamarki. Droga prosto prowadziła do ulicy handlowej, prosto na wejście do Amnesii, gdzie na pewno o tej porze już zebrał się porządny tłum. Po prawej znajdowała się droga przeciwpożarowa, rusztowanie tuż przy oknach jednej z kamienic, gdzie wisiała drabina. Gdybyś odpowiednio wyskoczył, mógłbyś ją bez trudu złapać. Kilkadziesiąt schodów i bez trudu mógłbyś się dostać na dach, z którego wcale nie tak trudno byłoby ci przeskoczyć na inne. Ostatnia droga prowadziła przez otwartą na oścież wyjątkowo śmierdzącą moczem bramę. Jako mieszkaniec Little Poppy dobrze wiedziałeś, że mało kto wchodzi do niej po zmroku - na parterze mieszkał znany na całą okolicę Jim, który dwa miesiące temu wyszedł z więzienia i prawdopodobnie zamierzał do niego wrócić. Droga po drabinie prawdopodobnie była najszybsza za wszystkich, ale i niebezpieczna. Jeśli byś do niej nie doskoczył, mogłeś zmarnować cenny czas. Mistrz Gry bardzo przeprasza za swoje opóźnienie wynikające z chorobowego. W ramach nagrody za cierpliwość otrzymujecie ode mnie modyfikator +15 do rzutów kością k100 w tej turze. Przedstawiłam wam możliwe drogi, którymi możecie się dostać do mieszkania Oscara. Każda z nich ma swoje zalety i wady. Proszę o wyraźne oznaczenie, którą drogę wybieracie. W przypadku dalszej ucieczki powinniście rzucać kością k100 na szybkość (jest to akcja). Oprócz tego możecie wykonać 1 dodatkową akcję w turze (lub jeśli się zatrzymacie i nie będziecie przemieszczać to 2). Oscarze, jeśli będziesz chciał wspiąć się na drabinę na rusztowanie przeciwpożarowe, rzuć kością k100 na sprawność (z ewentualnym modyfikatorem za gibkość). Próg poprawnego chwycenia i wspięcia się po drabince wynosi 60. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Pchając drzwi do sklepu zrozumiał swej błąd i skrajny idiotyzm. Widział, że czar nie zadziałał. Jego plan był tak głupi, że aż chciało mu się śmiać histerycznie. To on zaproponował Ethanowi biegnięcie na uzbrojonych policjantów, tak po prostu. Co mogło pójść nie tak. Słysząc śmiech ptactwa, stracił cały animusz. Do cholery Carter był starszy i powinien mieć więcej ogłady w takich sytuacjach niż on, dlaczego zgodził się na ten debilny w swojej naturze plan? Nagle dostrzegł falę uderzeniową popychającą policjantów. Ethan jednak nie zdawał się na ślepy los. Potem było jeszcze gorzej. Nox zaczął panikować i krzyczeć na całe gardło „nie strzelajcie!” oraz coś na kształt „spierdalamy!”, nie był nawet pewny czy krzyczy po angielsku czy wydaje z siebie ten pokrakująco- wibracyjny ton. Biegł przed siebie, tak szybo jak umiał, nieco pokracznie ale jednak nie poddając się kolce bocznej, która zaczynała go kłuć. Z każdym wystrzałem kulił się, żegnając z życiem. Umysł panikował „o nie, o nie, o nie!” Powtarzał w myślach niczym mantrę. Słysząc za sobą kroki oraz wystrzały przeszedł chyba wszystkie etapy załamania nerwowego: wyparcie, rozgoryczenie, żałoba a do tego pogodzenie się z losem. Nie wiedział nawet kiedy znalazł się na ulicy handlowej, wiedział natomiast, że właśnie wypluwa płuca. Ledwo biegł z taką szybkością a ten policjant za nim zdawał się nie poddawać. Przebiegł przez Amnestię mają nadzieję, że zgubi pościg miedzy tłumem. Skręcił w drogę przeciwpożarową. MYŚL! MYŚL?! - Wrzeszczał umysł, nogi go paliły, nie biegał tak od dziecka. A teraz przez chwilę zdawało się, że nie ma już drogi wyjścia. Instynkt zadziałał, chciał po prostu zbić się w powietrze więc podjął kolejną debilną decyzję, zrobił wyskok by chwycić się drabiny przeciwpożarowej, mając nadzieję że nie należy do tych rozsuwanych i sobie nie rozwali łba. Zawsz zdawało się mu, że kruki powinny być inteligentne, jego druga natura nie była. Rzut I na szybkość (I)k100 Rzut II na gibkość (I)k100 - próg 60 |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Stwórca
The member 'Oscar Nox' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 12 -------------------------------- #2 'k100' : 40 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Ethan Carter
ODPYCHANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 195
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 9
TALENTY : 15
Dlaczego właściwie postanowił uciekać? Nigdy tego nie robił, a niejednokrotnie był w sytuacji, gdzie jego życie wisiało na włosku. Teraz jednak było zgoła inaczej, wszystko wskazywało na to, że to on był napastnikiem - miał broń, ofiary miały rany po kulach. Może, gdyby na miejsce pierwsi przybyli czyściciele, sprawa miałaby się inaczej. Co im tak długo zajmowało?! Carter się nie zatrzymywał ani na chwilę, raz jedynie obejrzał się w stronę, w której zniknął mu Oscar, a słysząc strzały i darcie się partnera, zimny pot przemknął po jego ciele. Trafili go? Nie. Na pewno nie. Część jego ciała pragnęła zawrócić i sprawdzić, czy lekarz jest cały, druga część chciała wierzyć, że mógł w pełni zaufać woli przetrwania Noxa. Za sobą też słyszał strzał, nie poczuł jednak charakterystycznego, rozpierającego bólu, więc musiał to być strzał ostrzegawczy. Na kilka chwil przystanął, gdy dostrzegł, że uliczka zaczyna się rozgałęziać. Znał częściowo tę okolicę, bywał w tych rejonach praktycznie codziennie, kilka razy nawet ot tak wędrował po okolicy, żeby sprawdzić czy Nox mieszka w bezpiecznej dzielnicy. Mógł wmieszać się w tłum wędrujących ludzi, policjant raczej nie powinien oddawać strzałów, co jednak jeśli jego nawoływanie zwróci uwagę i ktoś zacznie strugać bohatera, żeby go złapać? Co jeśli ktoś rozpoznałby jego twarz? Z drugiej strony chowanie się po śmietnikach uwłaczało jego dumie, nie było też stuprocentowej pewności, że otyły policjant nie będzie chciał sprawdzić bocznej uliczki. - Kurwa. - Wysyczał sam do siebie i skrył się za koszami na śmieci, wychylając jedynie odrobinę przy jednoczesnym nasłuchiwaniu odgłosów tupotu. Jak sprawić, że policjant ominie to miejsce? Vincent czasami rzucał jakieś czary, bardziej dla wygłupów niż zrobienia komuś krzywdy, co mimo wszystko nie spotykało się z jego aprobatą, tylko co to było?! Smród ze śmietnika drażnił go w nos i nieco utrudniał skupienie uwagi, jednak nie zamierzał się poddawać. Olśnienie przyszło niespodziewanie, być może wywołane nagłym skokiem adrenaliny, gdy usłyszał zbliżające się kroki. -Ratisilludere - Wyrzekł pod nosem, wyobrażającsob sobie policjanta odganiającego się od wyimaginowanego szczura. _______ 1.Rzut na szybkość - k100 2. Na odpędzenie policjanta - I próg 30 Ratisilludere Ofiara ma wrażenie, że biegnie po niej jadowity laboratoryjny szczur. |
Wiek : 43
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Łowca/ Właściciel strzelnicy
Stwórca
The member 'Ethan Carter' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 71 -------------------------------- #2 'k100' : 44 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Policja w tym mieście na ogół nie była mocnym przeciwnikiem. To nie Nowy Jork, w służbie Hellridge nie służyli komandosi. Mieli jednak w sobie coś znacznie ważniejszego, czego mogliście spodziewać się bardzo szybko — determinację. Pomimo niesprzyjających warunków fizycznych, przypominający pączka policjant pobiegł za tobą Ethanie. Przez sekundę mogło nawet wydawać ci się, że słyszysz jego sapanie, a może był to szczur chowający się w pobliskim śmietniku? Smród był nie do zniesienia, ktoś prawdopodobnie wyrzucił tam jajka, ryby i wszelkiej maści paskudztwo, ale musiałeś to znieść. Godność to jedno, a aresztowanie drugie. Sprytny czar natychmiastowo trafił w nadchodzącego policjanta. Oddychał ciężko, ale nagle z jego ust wydobył się pisk. — Psia mać! — zaświergotał niczym mała dziewczynka, natychmiastowo próbując zrzucić z siebie niewidzialne coś. W tej okolicy aż roiło się od szczurów, a ten człowiek na pewno nie rozpoznał, że to tylko sztuczka. Minęło ledwie kilka sekund, gdy mężczyzna zaczął uciekać, wyraźnie przestraszony zjawiskiem, gdy na własnym ciele nie mógł odnaleźć gryzonia — zapewne w jego głowie znaczyło to tylko tyle, że zdążył mu wejść pod ubranie. Gdy spieprzał, usłyszałeś jeszcze rzucane pod nosem: — Za mało mi płacą, za mało! Oscarze, nie byłeś sprinterem, ani maratończykiem. To ty zdecydowałeś się ściągnąć na siebie policjanta o nieco lepszych warunkach fizycznych. Istniały szanse, że miało ci się to w ogóle nie opłacić. Ucieczka, zamiast złożenia zeznać — podjęliście dzisiaj wiele decyzji, czas oceni na ile dobrych. Chwyciłeś się zimnej metalowej rurki drabiny prowadzącej na schody przeciwpożarowe. Brakło milimetrów, by zrobić chwyt na tyle pewny, byś bez trudu się na nią dostał. Niestety, ta najpierw wyślizgnęła ci się z lewej ręki, a potem z dwóch palców prawej. Zawisłeś na chwilę na szczebelku, trzymając się ledwie. Jeśli ktoś wierzył w cuda — teraz była na nie pora. Nieco niezgrabnie udało ci się wspiąć na górę, obijając sobie międzyczasie nadgarstki i łokcie o brudną i zardzewiałą kratę. Jako lekarz na pewno wiedziałeś, że lepiej było się o nią nie skaleczyć. — Ej ty! — krzyknął za tobą ten sam ton policjanta, który ewidentnie cię dogonił. Mechanizm drabinki był prosty — wystarczyło pociągnąć ją w górę, by pędzący w twoją stronę gliniarz nie był w stanie do niej doskoczyć. Był wysoki, ale nie był przecież olbrzymem. Nad tobą były trzy piętra schodów, które — przynajmniej z tej perspektywy — prowadziły na dach. Prawdopodobnie wystarczyłoby ci sił, żeby tam dobiec, ale co potem? Na pierwszym piętrze mógłbyś dostrzec otwarte okna do jednego z mieszkań, ale wejście tam byłoby bardzo ryzykowne — ucieczka z miejsca zdarzenia to jedno, ale włamanie? Kto wie, jak to mogłoby się skończyć, a nie było przecież czasu, by robić rozeznanie. Droga pozornie bez wyjścia, ale zbyt wiele przebiegłeś, by tak po prostu oddać się w ręce policji, prawda? Ethanie, policjant uciekł z twojej okolicy i wyjście zza śmietników będzie teraz całkowicie bezpieczne. Niestety po chwili zorientujesz się, że oparłeś się kurtką o coś, co przypominało rozmazaną na ścianie plamę zgniłego jedzenia. Mogłeś mieć też wrażenie, że nawet przez krótką chwilę twoje włosy zupełnie prześmierdły. Potrzebujesz porządnego i długiego prysznica, by to z siebie zmyć. Mistrz Gry dziękuje za udział w wątku, możesz napisać post kończący, albo uznać mój post za swoje „z tematu” i bezpiecznie opuścić lokację. Oscarze, pod drabiną na schody przeciwpożarowe zaraz znajdzie się wysoki glina. Możesz podciągnąć drabinkę do góry i uniemożliwić mu tym samym wejście, ale będzie cię to kosztować akcję, w której policjantowi na pewno uda się dobiec i prawdopodobnie przyjrzeć się twojej twarzy. Jeśli tego nie zrobisz, policjant wejdzie na drabinę i będzie cię gonić. Z tych schodów masz 2 otwarte drogi ucieczki — na dach, z którego być może uda ci się przeskoczyć do innego budynku (co będzie obarczone dużym ryzykiem upadku, ze względu na odległości je dzielące) oraz przez otwarte okno jednego z mieszkań. Ze względu na czas akcji, przechodząc obok niego, nie jesteś w stanie zorientować się, czy w środku ktoś jest. Okno prowadzi do salonu, w którym jest zgaszone światło i panuje cisza. Naprzeciwko okna będą drzwi prowadzące z powrotem na klatkę schodową. Oprócz tego miniesz jeszcze 2 piętra, na każdym okna będą zamknięte, ale możesz próbować je sforsować w dowolny sposób. Czas odpisu dla Oscara: środa (6.02) do 23:59. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Tego dnia był chodzącą kwintesencją głupoty i złych decyzji. Od kiedy poznał Ethana i zaczął wychodzić do ludzi, wszystko zaczynało się pierdolić. W takiej chwili tęsknił za spokojnym wieczorami z tomikiem poezji w dłoni i lampką wina. Złapał się i podciągnął, słysząc w niedalekiej odległości dźwięki zbliżających się kroków. „O słodka Lilith”! - Pomyślał, czując jak palce ześlizgują się z drążka. Płuca paliły żywym ogniem a w dodatku, czuł jak tworzą mu się skaleczenia przez rdzawe wystające części. No i tężec murowany! Będzie musiał się zaszczepić. Gdy z trudem wlazł na dach zasłonił połowę twarzy kurtką i zaczął ciągnąć drabinkę, tak by ten policjant nie miał za łatwo. Był beznadziejnym przestępcą i jeszcze gorszym mózgiem operacyjnym. Czuł się zagubiony i strach coraz mocniej szeptał mu, że jeśli go teraz złapią jego kariera legnie w gruzach. Jak niby miałby wytłumaczyć policjantom co się stało w sklepie? Dlaczego uciekali? Rozejrzał się pospiesznie, starając przeanalizować możliwości. Szybkie rozeznanie w terenie pozwoliło mu oszacować co ma przed sobą. Mógłby przeskoczyć na drugi budynek, ale po tym całym maratonie i lekkim upadku czuł się nadal obolały. Najbliżej miał otwarte okno, firanki poruszały się w nim pod wpływem delikatnych powiewów wiatru. Ciemność wewnątrz mogła sugerować, że ktoś mógł spać przy otwartym oknie, więc dosłownie włamałby się komuś do domu! Jeszcze jakiś czas temu największym ryzykiem, jakie podejmował było to w pracy przy zajmowaniu się pacjentami. Czy Ethanowi udało się uciec? Nie mógł tak zwlekać z podjęciem decyzji, musiał działać, sprawdzić co zrobił Carter. Wiedział, że nic mu nie było, gorzej jakby zabił funkcjonariusza. Podbiegł do otwartego okna, tylko ułamek sekundy wahając się przed słusznością swojej decyzji. Najciszej jak potrafił wszedł do środka i zaczął kierować się w stronę drzwi, przecież musiały gdzieś tu być. Prawda? |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Miałeś wiele szczęścia, drabina, razem z tobą pofrunęła w górę na tyle wysoko, by policjant — nawet taki dryblas — nie był w stanie jej sięgnąć. Ryzykownie, ale kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana — mogło przejść ci przez myśl, gdy wszedłeś przez otwarte okno do ciemnego mieszkania. Wokół panowała nieprzyjemna cisza — nikt nie chrapał, a jedyny szum w otoczeniu dochodził z ulicy. Nim twoje oczy przyzwyczaiły się do całkowitej ciemności, usłyszałeś jeszcze dobiegające zza okna krzyki: — Wyłaź! Wyłaź, mówię! — ale oprócz tego żadnych strzałów czy innego wołania. Jeśli odczekałeś dostatecznie długo, mogłeś z powodzeniem stwierdzić, że jegomość poddał się i najzwyczajniej w świecie wrócił do kolegi — to przecież w sklepie czekały na niego dwa na-szczęście-żywe ciała. Mogłeś być pewien, że dostrzegł twoją twarz, w końcu przebiegłeś tuż obok niego, a wypowiedziany czar na niewiele się zdał. Na razie jednak nie miałeś odczuć konsekwencji tego działania, mogąc zastanawiać się, czy Ethanowi nic się nie stało. Od tego miejsca do twojego mieszkania było już niedaleko, ale na razie tkwiłeś w zupełnie obcym pokoju. Gdy twoje oczy zaczęły przyzwyczajać się do ciemności, bardzo łatwo odkryłeś, gdzie tak naprawdę się znalazłeś. Lokal był niemal pusty. Stara kanapa, niedziałające sprzęty kuchenne i brudne, śmierdzące pleśnią naczynia w zlewie — nikt tu nie mieszkał. Jeśli rozejrzałeś się w środku, nie znalazłeś żadnych zdjęć ani pamiętników. Potwierdzeniem teorii o pustostanie była kupka listów wpadająca przez dziurę w drzwiach, na podłodze piętrzyło się ich co najmniej dwadzieścia, wszystkie nadane na nazwisko John Pham. Niektóre z urzędu, inne to pocztówki z różnych części Stanów Zjednoczonych. Najstarsza była zaadresowana na 5 lipca 1982 roku, a najmłodsza na rok później. John Pham — kimkolwiek był — nie znajdywał się nigdzie w mieszkaniu, rozkładające się truchło kota przy zupełnie pustych miskach wskazywało na jedno — mieszkanie z jakiegoś powodu porzucił. Dlaczego? To miało pozostać tajemnicą. W misce przy drzwiach znalazłeś 25 dolarów i klucze, które miały ci pozwolić swobodnie opuścić to mieszkanie, świadom, że na dole nie czeka na ciebie żaden glina. Jeśli tylko chciałeś... Z drugiej strony? Kto chciałby zostawać w takim smrodzie? Oscarze, 25 dolarów możesz zatrzymać (o ile chcesz je wziąć) i dopisać do swojego rachunku bankowego. Możesz również zatrzymać klucze i odwiedzać to mieszkanie w przyszłości, ale nie będzie one twoją własnością. Ma 2 pokoje z kuchnią i salonem, jest zapuszczone, brudne i śmierdzące, ale możesz być pewien, że zupełnie nikt w nim nie mieszka. Jeśli zdecydujesz się je uprzątnąć, może ci posłużyć do różnych celów, ale nie będzie tam ani prądu, ani bieżącej wody, która została odłączona. Adres mieszkania to: Steam Street 5/4. Brama jest zaniedbana i kręcą się po niej podejrzane typy. Udało ci się uciec przed policją, ale jesteś świadomy, że twoja twarz prawdopodobnie została zauważona. W nadchodzących miesiącach powinieneś uważać, by policja cię nie rozpoznała, jako że mógł zostać stworzony twój rysopis. Mistrz Gry dziękuje za wątek i obronę sklepu! z tematu (ale można napisać posty kończące) |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Nie do końca od razu zrozumiał co się dzieje w koło niego. Czekał kilka uderzeń serca po wskoczeniu do mieszkania by oczy przyzwyczaiły się do mroku. Gdy to nastąpiło i upewnił się, że nie słyszy niczego wewnątrz budynku, pospiesznie zamknął okno, które do te pory pozostało otwarte. A skoro tak, to skąd ten smród? Szybko odkrył sprawdzę przechodząc kilka kroków w kierunku kuchni. Zwierze padło jednak nie miało to wielkiego sensu, bo przecież kot mógłby wyjść przez cały czas otwarte okno. Może był chory albo schorowany? Świetnie teraz był nie tylko włamywaczem ale też pojebem wchodzącym ludziom do mieszkań. Prawdziwy kryminalista, rodzice byliby dumni. Tego dnia osiagnął osobisty punkt zwrotny i jakiś margines społeczny do którego się mógł porównać. Bał się, że rysunki pamięciowe jego gęby będą na każdym słupie w dzielnicy. Miał nadzieję, że nikt nie uwierzy by lekarz musiał włamywać się do sklepu i uciekać przed policją. Rozejrzał się po wnętrzu pomieszczenia, przez chwilę nasłuchają pod drzwiami wyjściowymi czy aby na pewno nie ma po drugiej stronie odgłosów świadczących o pościgu. Nie myślał już do końca trzeźwo, wpadł w panikę co czuł niemal całym sobą. tych wszystkich emocji i wydarzeń było zdecydowanie za dużo na jednego prostego człowieka. Zauważył też, że jego kłopoty zaczęły się od chwili w której zaczął spotykać się z Carterem. Przyjrzał się rzeczom leżącym na szafce i zagarnął z niej nie tylko pieniądze ale również klucze do mieszkania. Chwycił jedną kopertę z rachunkiem leżącym na podłodze tak by upewnić się co do adresu pod którym obecnie się znajdował i wyszedł, zamykając za sobie mieszkanie. Oscar z/t |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Ronan Lanthier
NATURY : 21
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 187
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
19 maja, 1985 Późny wieczór zamienia dzielnicę w miasto duchów — trupi blask jarzeniówek przesącza się przez witryny nielicznych, wciąż otwartych biznesów i wykrawa na chodnikach prostokąty światła. Droga z Cripple Rock do Little Poppy była mozaiką podobnych obrazków; rozmazane linie drzew zaczęły ustępować coraz liczniejszym budynkom, aż las płynnie przekształcił się w opustoszałe późnym wieczorem miasto. Ronan preferował te godziny — czas, gdy stojące w korkach samochody nie zatruwają powietrza z rur wydechowych, a motocykl może gładko sunąć przez w większości puste ulice. Sandy nie wyglądała na przekonaną, kiedy przed bramą Rezerwatu Lanthier wręczył jej kask; mogli wziąć terenówkę, którą zwykle transportowano większe gabaryty, ale samochód był głośny i pasował do Saint Fall jak sztuczna szczęka do nosa. Motor sprawdzał się lepiej — zamierzali zgarnąć tylko kilka narzędzi, pudło wkrętów, kilka śrubek; nic, czego Ronan nie upchnąłby w plecaku. Po dwóch kwadransach znajomy szyld sklepu wielobranżowego wita ich bladym blaskiem; niektóre z liter zatarł czas, inne nieboska interwencja. — Phill ma wszystko, czego zapragnie dusza — równomiernie tykanie silnika motocykla wypełnia opustoszałą ulicę cichym pyk—pyk—pyk stygnących tłoków. — Od konserw, przez lakier do włosów, aż po ten jeden, jedyny rodzaj wkrętów, których nie dostaniesz nigdzie indziej. W Rezerwacie mechaniczne urządzenia szwankują regularnie; kiedyś sprowadzony z Tajnych Kompletów teoretyk magii tłumaczył Lanthierowi, że to przez zbyt wysokie stężenie magii i zakłócenia fal — Ronan teorię znał na tyle, żeby zrozumieć, że niewiele da się z tym zrobić i albo nauczą się żyć z cyklicznie psutymi krótkofalówkami, albo mogą przerzucić się na gołębie pocztowe. Z tymi drugimi Lanthier wolałby nie ryzykować; w Rezerwacie żyło kilka okazów, które preferowało, gdy obiad lata. — Kiedy zapytasz go o kolano, spuści kilka dolców z ceny, tak bardzo lubi opowiadać o szwankującej rzepce. Nadgodziny z szyldem sklepu Philla w tle — jakichkolwiek oczekiwań Sandy nie wiązała z pracą w Rezerwacie Bestii, wieczorna wizyta w Little Poppy nie plasowała się w pierwszej dziesiątce listy. Prawda, skomplikowana i od niespełna dwóch tygodni ciasno obwiązana atłasową wstążką kowenu, była połowicznym sekretem — w pracy Sandy coraz więcej czasu spędzała z innymi opiekunami, więc okazji do rozmowy w cztery oczy i poza zasięgiem słuchu niewtajemniczonych nie było wiele. Poza tym o Matce najlepiej mówić po zmroku. — Słyszałem, że dwa dni temu miałaś pierwsze spotkanie z kurzą łapką? — przystanięcie w bladej plamie światła odwleka moment przekroczenia progu; opustoszała uliczka i ukryty w zagraconym wnętrzu sklepu Phill sprzyjają szafowaniu słowami, których zwykle unika się w obecności niemagicznych. — Mamy w Rezerwacie małe stadko, zwykle trzymają się z dala od szlaków, ale Dave— Być może — tylko być może — Ronan nazywa niektóre z piekielnych bestii; być może — tylko być może — robi to wyłącznie, kiedy sam padnie ofiarą ich bolesnego afektu. — Bardzo lubi dziobać ludzi po piszczelach. Dave ma dwa lata — na lata kurzych łapek to dziesięć — i dawno temu powinien przerzucić się na dziobanie powyżej pasa. |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : opiekun rezerwatu bestii, treser
Stwórca
The member 'Ronan Lanthier' has done the following action : Rzut kością '(S) Kość zmroków' : |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Sandy Hensley
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 173
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 12
Nie tyle nie była przekonana, co zdecydowanie wyglądała na zdumioną. I nieprzekonaną, kiedy Ronan podjechał po nią motocyklem. Ostatnio miała przyjemność jeżdżenia nim jako pasażer o wiele częściej niż by sobie tego życzyła. W obu przypadkach wiózł ją ten sam Gwardzista – wpierw z Kazamaty, potem do domu, pomagając przewieźć rozsypane zakupy. Trzecie doświadczenie należało więc, jak się okazuje, do jej przełożonego. Nie odezwała się słowem, nie westchnęła, nawet nie wywróciła oczami. Zwyczajnie przyjęła kask i usiadła za Ronanem, przez całą drogę zastanawiając się, w jaki sposób zmieszczą wyposażenie do Rezerwatu Bestii w bagażniku motocyklu (zdążyła się już przekonać, że motocykle również takowy mają). Nie poręczniej byłoby pojechać samochodem, nawet najbiedniejszym, najbardziej szwankującym? Jedno pytanie zostaje przemilczane dokładnie tak samo jak drugie, kiedy zamiast szyldu hurtowni bądź sklepu specjalistycznego wyczytuje, iż znajdują się przed zakładem wielobranżowym u Phila, zaledwie kilka budynków od cukierni, której broniła dobry miesiąc temu razem z Abrahamem Aldenem. — Więc przyjechaliśmy po wkręty? Logika kazała jej postawić właśnie na nie. Konserwy najpewniej dotyczyły ludzkiego jedzenia, opcjonalnie dla domowych pupili. Lakier do włosów być może przydałby się żonie Ronana, ale ponoć przyjechali tutaj służbowo. Pozostają więc wkręty i śrubki, na których Sandy się nie znała. Nigdy nie miała głowy do technicznych umiejętności; odkąd zresztą zamieszkała z Marvinem, mogła się bezkarnie rozleniwić w tym temacie. Anegdotka zostaje przyjęta skinieniem głowy. Zapewne z niej nie skorzysta; rozmowy z żywymi niespecjalnie znajdowały się w zakresie jej najlepszych umiejętności, a duchy nie narzekały na szwankujące kolano. Zwierzęta też nie – zwierzęta miały różne humory, jak na przykład wspomniany przez Ronana- — Dave? Nadawanie zwierzętom imion jej nie dziwiło. Jej chowaniec nazywał się Wakiya. Szop – Arakun (dla Marvina: Adam, tudzież Anakin), każdy ślimak miał własne imię, ale jednak stworzeń w Rezerwacie było o wiele więcej niż gromadka mięczaków, jeden orzeł czy przygarnięty szop. Wargi nieznacznie drgnęły na to niespecjalnie przyjemne wspomnienie. — Zdążyłam się przekonać – wyznaje bez większych pretensji. Mniejszych również nie miała. Kurze łapki bywały… humorzaste. – Na szczęście nie wielkiego się nie stało. – Ani jej, ani Dave’owi, wszyscy żyją, wszyscy wrócili do Rezerwatu, historia skończyła się szczęśliwie. Mniej szczęśliwą była mina Sandy, gdy kątem oka dostrzegła dziwny ruch przy zewnętrznej ścianie pobliskiego budynku. Odłożywszy kask na miejsce, zmrużyła oczy, by lepiej dostrzec męską, uciekającą sylwetkę, która zniknęła gdzieś w zaułku, a następnie jej wzrok spoczął na plakacie, który, przypuszczała, miał dotyczyć najbliższych wyborów na burmistrza, ale… Nie. — Ronan – odzywa się, a nadgarstek jest szybszy niż myśl, kiedy szczupłe palce muskają ramię mężczyzny. – Spójrz – skinieniem głowy wskazuje dokładnie w kierunku, który ją zaniepokoił. Moc prawem, nie przekleństwem, opiewał szlachetny tytuł, kiedy tuż pod słowami górowała sylwetka Lucyfera; dokładnie taka sama, jaką kojarzyła gdzieś z okolic pobliskiej szkółki kościelnej. Plakat ku chwale Lucyfera zawisł na środku ulicy dzielnicy zupełnie mieszanej. Little Poppy Crest zamieszkiwali przeróżni ludzie, a i to nie było największym ich zmartwieniem. Czy to miała być ta propaganda wyznawców, którzy odrzucili Matkę i wywyższali nad nią Ojca? |
Wiek : 30
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : medium, opiekun w Rezerwacie Bestii
Ronan Lanthier
NATURY : 21
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 187
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
Wyprawa w połowiczne nieznane — kiedy znany bywa cel, ale pobudki nie, połowiczność to jedyna słuszna diagnoza — wkracza w nowy etap tuż przy niepozornym krawężniku. Oszczędność Sandy w słowach znów wciela się w jedyną stałą pośród niestabilnego świat; przeprawa motocyklem z Cripple Rock do Little Poppy nie sprzyjała wymianie zdań na temat stanu drogi (chujowa), malowniczości drzew (ładne) ani po co właściwie ta wyprawa (po wkręty, chociaż nie tylko). Zdjęte z głów kaski odsłaniają zmierzwione aranżacje fryzur; naelektryzowane kosmyki Sandy wskazują każdy kierunek świata — krótko ścięty Ronan pociera kciukiem kącik ust, by zdławić uśmiech w nasionku. — I klej. I taśmę dekarską — i po to, żeby Phill poznał Sandy, a Sandy Philla — może kiedyś to ona będzie odpowiadać za małe zaopatrzenia, więc dobrze, gdyby wiedziała, w które alejki sklepu skręcać, by oszczędzić czas. Pobudki Lanthiera to wymówki — to powody i okazje budowane dla lepszego poznania Hensley; dla przekonania się, czy nie żałowała podjętej przed kilkunastoma dniami decyzji i dla upewnienia, że wie, z czym wiązać będzie się zmiana trybu życia. Dziś wieczór spędza na wybieraniu wkrętów w sklepie i Ronan otwiera tym drzwi do precedensu — gdy kolejnym razem powrót Sandy do Wallow zacznie się przedłużać, bo sama w tym czasie będzie wypełniać wolę Matki, kłamstwo zrzucone na barki przełożonego — Lanthier wysłał mnie liczyć populację świetlików nad bagniskiem — zabrzmi prawdopodobnie. Bezpretensjonalność tonu Sandy zsuwa z piersi fantomowy głaz odpowiedzialności; kurze łapki to naprawdę specyficzni lokatorzy Rezerwatu — Ronan przypuszczał, że Dave dorwie się do nowego opiekuna dopiero za miesiąc, ale cierpliwość nie leżała w zakresie jego zalet. — Pierwszy chrzest bojowy za tobą — ile przed nią i dlaczego ten w wykonaniu Dave'a był najmilszym z nich? Usta milczą, brwi zbiegają się nad nosem, krok w stronę drzwi sklepu zastyga w połowie; Lanthier dostrzega ruch w uliczce nieopodal o ćwierć momentu później od Sandy. Saint Fall to wylęgarnia ewenementów — Little Poppy to z kolei wylęgarnia Włochów; dla własnego i cudzego dobra lepiej trzymać się z daleka od ciemnych zaułków — i odruch nakazuje zignorować poruszenie na peryferiach wzroku, ale ciepło dłoni na ramieniu wyłamuje się poza ramy zwyczajności. — Co— Spojrzenie wędruje we wskazanym kierunku; nawet kilka długich kroków odległości nie potrafi pogrążyć w niebycie znajomego błysku pentagramu i słów, które układają się w— — Do chuja? Niekoniecznie te słowa, ale dostatecznie blisko prawdy. Lanthier zapomina o wkrętach i demonstrowaniu Sandy, które kleje lepiej trzymają na wilgotnym drewnie Cripple Rock; potrzebuje dokładnie czterech ciężkich kroków, by znaleźć się tuż przy plakacie i odkryć każdy szczegół propagandowego gówna w formacie A3. — Zdążyłaś zauważyć, jak wyglądał chłopak? — zaciśnięte gniewnie gardło z trudem przesącza sylaby; Lucyfer, płonące krzyże, czarownice zgromadzone dookoła kłamcy—mentora i hasło, które równie dobrze może być splunięciem Matce w twarz. Moc prawem, nie przekleństwem. Ktokolwiek tego nie wymyślił, pogrążał własne idee. — Dokładnie z tym próbujemy walczyć, Sandy. Chora propaganda w sercu niemagicznej dzielnicy, kreowanie Lucyfera na— Uniesiona do rogu plakatu dłoń w ostatnim momencie zmienia zamysł; gdyby był sam, zerwałby plakat i wrzucił go tam, gdzie miejsce wyznawców Lucyfera — do kratki ściekowej — ale Lanthier nie wierzy w przypadki; to mógł być sposób Matki na nauczanie. — — Kreowanie go na dobrotliwego nauczyciela z aktywnym karnetem na siłownię? — paranoja; umięśnione ciało otoczone wianuszkiem czarownic — w ten sposób próbowali werbować młode czarownice? — Moc prawem, nie przekleństwem. Kurewskie kłamstwo. Moc nie jest prawem, ani tym bardziej przekleństwem; Lilith nigdy nie nazwałaby magii w ten sposób — nie nazwałaby tak nawet odmieńców, na których pluło całe to zepsute społeczeństwo. — Wiesz, co odróżnia od niego Matkę? Co odróżnia nas od nich? Dłoń nadal przywiera do rogu plakatu, ale wzrok — po raz pierwszy, odkąd wzrok wpadł w bajoro propagandy — wraca do Sandy. Jej spokój, jego gniew; gdzieś pośrodku przestrzeń, która ich równoważy. |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : opiekun rezerwatu bestii, treser