First topic message reminder : Mglista Ścieżka W głębszych częściach rezerwatu znajduje się stara ścieżka, która jakimś cudem jeszcze nie zarosła, mimo że od dziesięcioleci jest na dobrej drodze do takiego stanu. Fakt ten jest zastanawiający, ponieważ od dawien dawna nie widziano nikogo, kto zdecydowałby się pójść w jej głąb. Mówi się, że prowadzi do terenów tak dzikich, że nawet doświadczony opiekun rezerwatu, miałby trudność w przetrwaniu tam dnia. W marcu 1985 roku, zawisła nad nią tajemnicza mgła, która utrzymuje się nieprzerwanie. Nie było jeszcze śmiałków, gotowych w nią wejść. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Stwórca
The member 'Sebastian Verity' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 1 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Astaroth Cabot
Ach wiosna! Jakże piękna to pora roku! Śnieg topnieje, temperatury stają się coraz wyższe a przyroda budzi się do życia… Tak samo jak wszelkie inne ścierwa począwszy na kleszczach (biedny Hugo już w zeszłym tygodniu złapał pierwszego, a biedaczyna nie przepadał za weterynarzami) a na niesfornych, upadłych aniołach kończąc. Już kilka dni przed otrzymaniem listu od Gorsou miał niemal proroczy sen, w którym sam Lucyfer kierował do niego słowa słodsze, niż najprzedniejszy z miodów. Astarothcie, szykuję dla Ciebie kolejną misję. Nie zawiedź mnie, nieś prawdy Mieczu Przeznaczenia. Pamięta ten sen doskonale przekonany o jego prawdziwości, choć przesączony fanatyzmem umysł zapewne wytworzył podobną projekcję. Pan Cabot wychowany został w przekonaniu, iż jest Wybrańcem. Mieczem Przeznaczenia który miał siekać przeciwników Lucyfera, by w ostatecznym rozrachunku zająć miejsce u jego boku Zarządzie Piekieł . Nie zaskoczył go więc list jaki otrzymał, od lidera Kowenu Dnia, zaś na miejsce przybył w iście szampańskim humorze, z całym ekwipunkiem już przygotowanym do drogi jako jedyny z tego… Powinien powiedzieć zacnego, lecz dobór towarzyszy pozostawiał odrobinę do życzenia…towarzystwa zamieszkując jedyne oraz najwspanialsze Salem, o wiele lepsze niż inne miejsca tego świata, co jedynie potwierdzało jego, niezwykle lokalny, patriotyzm. W Billy Goat, po za kilkoma wywróceniami zielonymi ślepiami (Kim trzeba być, aby dać mapę K O B I E C I E? Te istoty nie znały się przecież na nawigacji!) obdarował również zebranych gorliwą modlitwą o powodzenie ich jakże uroczej wycieczki. Astaroth Cabot bowiem tak gorąco i żarliwe wierzył w Lucyfera oraz historię z naznaczeniem przez niego swojego żywota iż nie obawiał się niczego. A czy było coś straszniejszego od mężczyzny który tak bardzo popadł w obłęd wierzeń iż był gotów na wszystko? Cóż, chyba nie. Zwłaszcza gdy okrasiło się to narcyzmem, skłonnościami do zachowań.. niezbyt pochwalanych i zwykłym, czystym szaleństwem. Po spotkaniu zapakował się w samochód Sebastiana ze swoim psem aby zgarnąć po drodze Carter (jakim cudem można było się tak długo malować i nie wyglądać aby spędziło się choćby chwilę nad swoim wyglądem?) i w końcu znaleźć się w miejscu z którego mieli ruszyć na spotkanie z przygodą. Atmosfera zdawała się być aż nazbyt poważna i tylko na swoich ustach zauważył niewielki uśmiech. - Frejr, mój drogi kolego…. – Zaczyna, w dłoni ściskając smycz swojego psa, stojąc mniej więcej po środku grupki. – Według wierzeń ludów Skandynawii był bóstwem monarchii, płodności, pokoju, dobrej wojny oraz pomyślnych zbiorów. Wiosną składano mu ofiary z dzików oraz koni, prosząc o dobrą pogodę oraz płodne zbiory. Według mitologii panował nad świtem elfów, służyły mu trzy istoty… – Snuje, gdy inni poszukują rozwiązania mglistej zagadki. Był Kapłanem Kościoła Piekieł, jego wiedza jednak nigdy nie ograniczała się tylko do jednego źródła, a każda informacja mogła okazać się pomocna. – W niektórych przypowieściach przypisuje mu się możliwość kontrolowania pogody, zaś jego żona miała uosabiać ziemię. Jak wiemy mitologiczne bożki to upadli aniołowie jestem jednak pewien, że te mity nie wzięły się znikąd. – Dodaje zerkając po zebranych, chętny do kontynuowania wywodu mogąc podrzucić jeszcze kilka, innych ciekawostek które wyczytał kiedyś w księgach. Pewien był, że jego słowa mądrości z pewnością staną się natchnieniem dla jego towarzyszy, którzy poruszą szare komórki (co do Judith nie miał takich wymagań, wszak była tylko kobietą) i rozwiążą stojąca przed nimi zagadkę. Ach, czy nie był wspaniały? Oczywiście, że był! Jedyny i niepowtarzalny Wybraniec Lucyfera w drodze po chwałę i zwycięstwo! Widzi jednak, że jego urocza gromadka koziołków nie poradzi sobie bez jego pomocy, co uznaje za niezwykle urocze, to też jego dłoń wędruje do pentaklu. - Uberrimafides – Wypowiada, mając ochotę najzwyczajniej w świecie ruszyć przed siebie, czas w końcu nie był po ich stronie a nadmierna paranoja pani Carter nie mogła przecież stać im na drodze. Nadal nie wierzy, że ktokolwiek mógł oddać nawigowanie w ręce kobiety i ma szczerą nadzieję, że daleki kuzyn posiadał na tyle rozumu, aby przejąć stery. – Celermentis – Wypowiada kolejny czar. Tak na wszelki wypadek, gdyby Carter wprowadziła ich w jakieś kłopoty bądź miejsce z którego będzie trzeba szybko się ulotnić. I choć Imani była równie słodka co głos Lucyfera jaki słyszał nie raz w swojej głowie, Astaroth był pewien, że drogie panie powinny zostać tam, gdzie było ich miejsce - w kuchni. Ekwipunek powędruje do MG w prywatnym gołębiu Astaroth ubrany jest w dobrze skorojny oraz dopasowany garnitur który nie ogranicza jego ruchów. Ma na sobie skórzane buty, pasujący pasek, krawat oraz płaszcz. Jedynym nie pasującym elementem jest skórzany plecak w który spakowane ma wszystkie, potrzebne rzeczy, | Rzut nr. 1 Uberrimafides | próg 30 | bonus 11 Rzut nr. 2 Celermentis Uberrimafides | próg 65 | bonus 11 |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : Diakon, sędzia Sądu kościelnego
Stwórca
The member 'Astaroth Cabot' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 37 -------------------------------- #2 'k100' : 92 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Imani Padmore
ANATOMICZNA : 2
NATURY : 20
POWSTANIA : 7
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 13
TALENTY : 10
Imani nie była pewna, co czuła. Ekscytację? Strach? Adrenalinę zmuszające je serce do szybszego biegu? Większość wydarzeń i przygotowań minęła jej szybko jakby oglądała film. Martwiła się również o rodzinę czy Gorsou, ale wiedziała, że pewne poświęcenia są konieczne, jeśli ich misja ma się skończyć powodzeniem. Dlatego uśmiechnęła się, wracając ze spakowanym koszykiem piknikowym do Franka, nie zagadując go jednak zbytnio. To nie był ten moment. Żałowała tylko, że nie mogła pożegnać się na wypadek z dziećmi. Były one zupełnie nieświadome, że to mógł być ostatni raz, gdy widziały swoją matkę, gotową do poświęcenia się, by żyły w lepszym świecie. Ale Joe wiedział. Widziała strach w jego oczach, ale nie pozwoliła mu ulec. Pocałowała go czule i odeszła z uśmiechem na ustach, choć wcale nie czuła wesołości, tylko maksymalne, możliwe skupienie. Musiała być dzielna dla niego. Już to zresztą przedyskutowali - lepiej dla dzieci będzie, jeśli przeżyje on, mając pieczę nad ich przyszłym majątkiem niż ona. Nie wiadomo, jakie pomysły miałaby jego rodzina, gdyby została wdową. Co jakby wpadli na pomysł, że powinna wyjść za innego Padmora? Nie wiedziała, czy by to zniosła. Humor jej jednak poprawiła gdakająca kura. Roześmiała się perliście. - Daj, skoro już tak pragnęła jechać to może Lucyfer ma i dla niej jakiś plan - stwierdziła, chowając drób do koszyka. Nie wtrącała się za bardzo w dyskusję, mało się znając na omawianych kwestiach. Kiedy jednak Frank zaproponował, by poświęcić jego zwierzę, Padmore wolała się do tego lepiej przygotować. - Daj mi chwilę - stwierdziła. Następnie spróbowała rzucić czar oczyszczający powietrze z toksyn. Tak na wypadek. Jeśli w tej mgle są tylko one, nie będą mieć drugiej szansy by sprawdzić, czy chodziło tylko o to. - Clarumcaelum - rzuciła. Dopiero potem sięgnęła do koszyka, wyciągając z niej kurę, na którą Frank wołał Xander. Postawiła ją przed mgłą, zachęcając lekkim pchnięciem, by wbiegła kawałek wgłąb. Było jej szkoda tego stworzenia, więc liczyła, że nic się jej nie stanie i zaraz ją złapią z powrotem. Następnie rzuciła zaklęcie na widzenie świata jej oczami: - Avivisio. - Jeśli się udało, starała się wypatrzeć xanderowymi oczyma jakichkolwiek jam, jaskiń czy wejść. Oczywiście o ile przeżyła wejście w mgłę. Takie poświęcenie trzeba było wykorzystać w pełni. Ekwipunek został wysłany na pw. Widoczny jest na pewno koszyk piknikowy Imani. Ubiór: ciemne, wygodne spodnie ze skórzanym paskiem, wysłużone ciemne podróbki adidasów, czarna koszulka i czarna, skórzana kurtka Czary: 1. Clarumcaelum [próg: 50]: 20 (magia natury) + ? (wynik rzutu) 2. Avivisio [próg: 35]: 20 (magia natury) + ? (wynik rzutu) |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : gospodyni domowa, pomaga mężowi
Stwórca
The member 'Imani Padmore' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 11 -------------------------------- #2 'k100' : 42 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Biała mgła spowijała tereny, które wskazywała mapa. Byliście z nią ostrożni, decydując zatrzymać się w bezpiecznej odległości przed jej granicą. Nie było to głupie, bo nie mieliście o niej żadnego pojęcia. Co jeśli wyparzyłaby wam drogi oddechowe, sparaliżowała, a nawet zabiła? Udało wam się jednak już zdobyć o niej parę przydatnych informacji, które mieliście na uwadze, gdy decydowaliście się działać. Czas leciał, a Gorsou nie będzie na was czekać. Judith, po Twojej porażce w czarowaniu, zdecydowałaś się zbadać okoliczny teren. Jako sumienna miałaś oko do szczegółów, a jako Carter wiedziałaś, jak poruszać się po leśnych gęstwinach i gdzie w nich szukać poszlak. Gdy wzrokiem błądziłaś po wilgotnym runie leśnym, nie mogłaś znaleźć nic, co świadczyłoby o tym, że ktoś w ostatnim czasie poruszał się po terenie oprócz prowadzonej przez Ciebie grupy. Gdy spoglądałaś na rozłożoną przez siebie mapę, trudno było znaleźć lepszą drogę, od tej przez ścieżkę. Knieja na wschód i zachód od niej, była gęsta, co by was spowolniło, a do tego nie wiedziałaś, jak daleko na szerokość rozciera się to magiczne zjawisko. Obejście mgły mogłoby potrwać zbyt długo. Franku, rzucony przez Ciebie czar, nie dał ci żadnych informacji. Freyr musiał więc zadbać o to, żeby w pobliżu nie było żadnych tajnych skrótów. Astarocie, Twój pentakl zaświecił się nieznacznie po pierwszej inkantacji, gdy trzymałeś go w dłoni. To mogło świadczyć tylko o jednym - w pobliżu znajduje się niebezpieczeństwo, ale nie wiedziałeś nic o jego źródle. Drugi czar również Ci się udał. Mogłeś odnieść wrażenie, że wszystko w okolicy porusza się troszkę wolniej od ciebie, a Twój umysł był nadto skupiony. Przez jakiś czas będziesz działać szybciej, niż Twoi towarzysze, ale czy warto było w tym wypadku wychodzić przed szereg? Imani, Twoja inkantacja natomiast nie przyniosła żadnych skutków. Z twoich ust nie wydostała się żadna magia, na którą tajemnicza mgła mogłaby zareagować. Xander z zaciekawieniem stanął na leśnym podłożu. Okolica nadto różniła się od Wallow, po Twoim popchnięciu ruszył do przodu, a ty zaraz po rzuceniu następnego czaru, straciłaś swój wzrok na rzecz wizji widzianej przez kurę. Trudno było dopatrzeć Ci się jednak jakichkolwiek szczegółów. Kura nie była wcale wyższa od otaczającej jej roślinności, która z czasem zaczęła pochłaniać ścieżkę. Widziałaś po prostu las i chaszcze, bez żadnych większych szczegółów. Mgła również była tam obecna i otulała wszystko wokół. Sebastianie, Ty pierwszy zdecydowałeś się podejść tak blisko granicy mgły. Skupiłeś się, prosząc Lucyfera o oczyszczenie terenu przed wami. Wytężyłeś umysł, czułeś, jak magia kuła cię w palce u dłoni i jak przepływa przez twój organizm, gromadząc się w pentaklu. Po chwili uczucie ustało, a gdy ty przyglądałeś się wciąż zjawisku przed Tobą, mogłeś uznać z łatwością, że zdejmowanie rytuału Ci się nie udało. Przynajmniej przez moment miałeś taką pewność. Wszyscy, wcześniej statyczna mgła, jakby nagle zaczęła się kotłować, ruszać chaotycznie, wirować. Sekundy później mogliście być świadkiem, jak zaczyna się w coś formować. Trudno było ukryć wasze zdziwienie, jak nagle usłyszeliście rżenie konia, a potem odgłos rozpędzonych kopyt. Koń wybiegł z mgły z zawrotną prędkością. Pomimo tego zauważyliście jednak, że nie był on prawdziwy. Zbudowany był z tej samej mgły, która jest przed wami. Kierował się prosto na Sebastiana, który nie miał już możliwości ucieczki. W momencie ich zbliżenia, przed czworonożnym stworzeniem utworzyło się coś w rodzaju bariery, która z impetem odepchnęła gwardzistę na niedaleką ściółkę, po której ciałem zarył Sebastian. Koń galopował dalej, omijając jednak resztę obecnych sylwetek. Roznosił on też za sobą potężną wichurę, która rozpylała mgłę prosto na was. Wkrótce zniknął gdzieś za wami, rozpływając się w powietrzu. Nie był on jedyny, bo za nim pojawiły się kolejne... w całym stadzie, a te choć mniejsze, niosły za sobą równie potężne wietrzysko. Przebiegały chaotycznie między wami, a jeżeli któreś z was zdecydowałoby się ruszyć, skończylibyście identycznie, jak wcześniej wasz towarzysz, który zainicjował tę sytuację. Drzewa ugięły się niebezpiecznie pod ciężarem stworzonej przez nie burzy, a liście głośno szeleściły, co przeplatało się z odgłosami szczekania przestraszonego psa, gdy wysuszone igły i liście z drzew odrywały się od ziemi i przyklejały się do waszych twarz i ubrań. Ledwo mogliście utrzymać się na swoich nogach, ale z trudem udało się to większości z was. Imani, mimo że Twój wzrok był gdzieś indziej, ciało pozostawało dalej tam, gdzie je zostawiłaś. Czułaś i słyszałaś, jak dzieje się coś złego, jednak widziałaś tylko to, co kura spokojnie przemierzająca zamgloną knieję. Twój błędnik zaczął szaleć, gdy próbowałaś z trudem utrzymać swoje ciało na tym silnym wietrze, słysząc, jak przebiegają obok ciebie prawdopodobnie kopytne zwierzęta. Wkrótce poczułaś, jak Twoja sylwetka nie wytrzymuje nieznanych bodźców i upada, ale całe szczęście zanurzyłaś się w puszystym mchu i nic Ci się nie stało. W tym samym momencie Twoja więź z kurą została przerwana, a Ty mogłaś odkryć, co się wokół Ciebie działo. Nie miałaś już żadnych informacji o stanie Xandera. Mogłaś wysnuć jeszcze wniosek, że dane magiczne zjawisko musiało formować się na wcześniejszej granicy mgły, ponieważ w otoczeniu nielota nie działo się nic nietypowego. Całość trwała może półtorej minuty. Półtorej bardzo intensywnej minuty, po której wszystko się uspokoiło. Jednak trudno mówić o wróceniu do normy, ponieważ otaczała was teraz mgła, jeszcze gęściejsza, niż ta, która znajdowała się wcześniej na początku ścieżki. Druga tura! Sebastianie, dana w poście sytuacja powstała na wskutek wyrzucenia przez Ciebie krytycznej porażki na łamanie rytuału. Wszyscy, przez działania Sebastiana otacza was teraz mgła, która jeszcze bardziej zgęstniała. Możecie czuć się w niej dziwnie i surrealistycznie, lecz nie czujecie, że działa na was w jakikolwiek inny sposób. Nieważne, ile będziecie czekać, kura do was nie wróci, a jej los jest owiany tajemnicą. Jeżeli chcecie iść w głąb ścieżki, będzie kosztować was to akcję oraz powinniście tym zakończyć swoją turę. Imani, Sebastianie, rozpoczynacie turę na ziemi. Musicie się z niej podnieść, żeby kontynuować rozgrywkę. Działające zaklęcia: - Astaroth - Celermentis 1/2 Punkty Życia: Sebastian Verity: 176/186 PŻ (-5 M, -5 P obicia i otarcia) Judith Carter: 176/181 PŻ (-5 M) Frank Marwood: 156/161 PŻ (-5 M) Astaroth Cabot 160/165 PŻ (-5 M) Imani Padmore 156/161 PŻ (-5 M) Poniżej umieszczam mapkę, jeśli kogoś źle ustawiłem, proszę o informację. Niebieski kolor oznacza, gdzie wcześniej była granica mgły. Czerwony natomiast ścieżkę zaznaczoną na mapie Gorsou. Mapka służy tylko do podglądu i nie odzwierciedla realnych dystansów, które panują w rozgrywce!
Czas na odpis: sobota 25.11 23:00 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Imani Padmore
ANATOMICZNA : 2
NATURY : 20
POWSTANIA : 7
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 13
TALENTY : 10
Przestała widzieć co się działo wokół niej, a zamiast tego obserwowała świat z wysokości kurzego łebka. Czyli widziała same chaszcze. Pomysł może nie okazał się najlepszy, ale przynajmniej wiedziała, że kura dalej żyła i miała się dobrze. No, chyba że powietrze truło powoli. Była też taka opcja. Resztę zmysłów miała jednak swoją i chwilowa radość z udanego zaklęcia szybko zmalała, gdy usłyszała szczek wystraszonego zwierzęcia. Czuła, jak wiatr smaga ją opadłymi igłami. Padmore miała problem utrzymać się na nogach. Wreszcie jej ciało nie wytrzymało sprzecznych sygnałów i poczuła, jak się przewraca, choć kurczak trzymał się prosto. Było to mocno konfundujące. W tym momencie odzyskując wzrok, zamrugała parę razy, dotykając rękoma miękkiego mchu, orientując się w międzyczasie w przestrzeni. Nie chcieli wejść we mgłę, więc mgła przyszła do nich. - Xander żyje. Chyba jeszcze nie zaszedł daleko. Ale roślinność jest wysoka, więc mało widziałam jego oczyma. Początek ścieżki chyba jest spokojny - rzuciła, chcąc przekazać jak najwięcej informacji. Następnie wstała, otrzepując się szybko. - Chyba w tej sytuacji nie zostało nam nic innego, jak iść naprzód - stwierdziła swobodnie. Na wypadek jednak postanowiła powtórzyć jedno zaklęcie. - Clarumcaelum. - Następnie, zgodnie z ustaleniami zrobionymi w międzyczasie, poszła tuż za Judith, trzymając się jej blisko i upewniając co chwila, że osoba idąca za nią również się nie oddala. Nie chciała w końcu, by ktokolwiek się zgubił. Tym bardziej, że wyglądało na to, że mgła robiła się coraz gęściejsza Pierwsza akcja: Clarumcaelum [próg: 50]: 20 (magia natury) + ? (wynik rzutu) Druga akcja: ruszam ścieżką za Judith |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : gospodyni domowa, pomaga mężowi
Stwórca
The member 'Imani Padmore' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 55 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Nic. Nic, na czym mogłabym zawiesić swój wzrok. Nic nadzwyczajnego, co zwróciłoby moją uwagę, nic, co wskazywałoby na to, ze ktokolwiek ostatnio tutaj przebywał, poza nami. Musieliśmy być w okrutnej gęstwinie, do której nie zapuszczali się nawet Lanthierzy, czyli zdecydowanie poza granicami rezerwatu, który ogarniali. Czy to dobrze? Z jednej strony. Z drugiej strony – jeśli grasowały tu bestie, nie będziemy w stanie przygotować się na ich atak, musimy działać natychmiastowo i bez planu. Za siebie mogłam odpowiadać. Wiedziałam też, że Sebastian sobie poradzi. Czy da sobie radę też reszta grupy? Nie byli tak obyci z niebezpieczeństwem jak ja, brakowało im odpowiednich odruchów. To sprawiało, że czułam się za nich poniekąd odpowiedzialna – za nich wszystkich, aby doprowadzić ich z powrotem do rodzin żywych. To była wystarczająca poprzeczka, nie dowieszałam sobie jeszcze ciężarka o zdrowiu. Kiedy wyszukiwałam czegokolwiek, co mogłoby mi zdradzić czyjąś obecność w okolicy, przynosząc spojrzenie to na knieje, to na mapę, nie zwróciłam uwagi do końca na to, co robił Sebastian. Nie zwróciłabym jej kompletnie aż do chwili, w której nie zobaczyłabym efektów, w każdym możliwym wydaniu, bo wierzyłam, że wiedział, co robi. Albo się pomyliłam, albo mgła właśnie się na nas wkurwiła. Znikąd wyskoczył uformowany rumak, który sprawił, że gwałtownie oderwałam spojrzenie od mapy i odruchowo cofnęłam się, dotykając dłonią strzelby. Ta jednak byłaby kompletnie bezużyteczna, bo strzelając do mgły przypominałabym nędznego Don Kichota pod wiatrakiem. Zwątpiłam w to w chwili, kiedy pod kopytami mgielnego konia znalazł się Sebastian, po staranowaniu upadając kawałek dalej. Spojrzeniem podążyłam za nim, z iskrą niepokoju, głównie dlatego, żeby upewnić się, czy żyje. Nie dostrzegłam tego od razu, a teraz wszyscy znajdowaliśmy się w bezpośrednim niebezpieczeństwie, ale… Wyglądało na to, że konie nas wymijają. Tak po prostu. Padmore upadła na tyłek, tracąc równowagę, ale nic jej się nie stało poza tym. Wszyscy staliśmy, a mgła nas po prostu wymijała, ostatecznie pochłaniając nasze osoby. Proszę bardzo, jak nie Mahomet do góry to… Upewniam się krótko, że wszyscy żyją. Marwood – stoi. Padmore – trochę leży, ale nic jej nie jest. Cabot (niestety) żyje. Wzrok odwracam ku Sebastianowi. Widzę, że się rusza, więc żyje. Wygląda na to, że nic mu się nie stało i będzie miał tylko kilka siniaków po tym. Chociaż tyle. Mogło być znacznie gorzej. Przynajmniej wiemy, że nie zdechniemy w kontakcie z tą mgłą, więc pozostało nam brnięcie naprzód ścieżką zaznaczoną przez Gorsou. Padmore potwierdza moje przypuszczenia, podnosząc się z ziemi. Kurczak żył i teraz zaznawał leśnego życia, chociaż cholera wie, gdzie on teraz łazi. Nie było czasu na wracanie po kurę, musimy iść, czas nie jest naszym sprzymierzeńcem. — Idziemy tą ścieżką – stwierdzam, palcem pokazując na rozłożoną mapę, chociaż niekoniecznie dbam o to, aby ktokolwiek zobaczył, gdzie dokładnie pokazałam. – Verity, mówiłeś, że gdzie widziałeś te punkty świetlne? – To może być ważne. Rozglądam się jeszcze krótko po nas wszystkich. W myślach odhaczam, czy wzięliśmy wszystko, nie będzie czasu wracać się do samochodu. Poprawiam jeszcze krótko strzelbę razem z torbą na ramieniu i chwytam pewniej mapę w rękę, nim ruszam ścieżką, wciąż rozglądając się na boki – tym razem niekoniecznie szukając obecności Frejra, ale dosłownie kogokolwiek bądź czegokolwiek, włącznie ze zdziczałymi zwierzętami. A przede wszystkim – chcę znaleźć wejścia, o których wspomniał nam Gorsou. Akcja #1: tropienie (bonus: +20 (tropienie) + 23 (talenty) Akcja #2: ruszam ścieżką |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Stwórca
The member 'Judith Carter' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 60 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
Na początku była cisza. Nie. Na początku był chaos, a Bóg stworzył Niebo i Ziemię. Wtedy Bóg rzekł: „Niechaj stanie się światłość!”. I stała się światłość. Na początku był chaos, a Frejr stworzył mgłę. Wtedy Sebastian rzekł: „Spróbuję przełamać rytuał”. I stało się Piekło. Dziesiątki- nie. Setki końskich kopyt zwiastowały pierwsze cztery, odpychając Verity'ego nie glebę. Frank nie zdążył zareagować — co zresztą miałby zrobić? Nie powstrzymałby go przed łamaniem rytuału, to był dobry pomysł, powinni byli uważać na wszelkie kołtuny magii, ale coś ewidentnie poszło źle. Być może zabezpieczył się przed tym sam twórca mgły, być może ciążył na nich pech. Lucyfer miał cały Kowen w swojej opiece, więc niebezpieczna sytuacja, stała się bezpieczną, o ile przestali się ruszać. Marwood stał jak wryty, rozglądając się tylko w lewo i prawo, jakby próbował ogarnąć wzrokiem zwierzęce figury. Ciężko było zorientować się w położeniu, gdy mglista zwierzyna nacierała, pozostawało wstrzymać oddech. Liczyć, że to tylko straszak. Ostatecznie ostatnie końskie kopyta osunęły się gdzieś w dal — byli spokojni. Pozornie? Chyba. Rzucił się w stronę Imani, podając jej dłoń, aby pomóc kobiecie wstać. Cabot stał, Judith stała, pies — trochę przestraszony — stał. Kura zniknęła z pola widzenia. Sebastian był gdzieś tam dalej, ale wyglądał na żywego. To on najmocniej oberwał w całym tym zamieszaniu, stając niczym żywa tarcza przed resztą. — Wszystko gra? — rzucił z oddali, obserwując, jak Verity się podnosi. Mgła otuliła ich doszczętnie, ograniczając widoczność. Mgła, której chcieli uniknąć, przyszła do nich. Mgła ciałem się stała (i mieszkała między nami). Nie udusili się — to plus. Tego obawiał się najmocniej, wierząc, że trujące opary były w stanie doszczętnie przepalić im płuca. Dwa miesiące temu wszedł w obłoki czarnego dymu palącej się Piwniczki, dzisiaj białe gęste powietrze nie odebrało mu tchu w płucach. Skóra się nie topiła — Frank szybko rzucił okiem na własne dłonie. Chyba przeżyli. — Tak nie zachowują się łamane rytuały. Albo Frejr zabezpieczył ten teren przed kimś, kto spróbuje rozwiać mgłę albo nie wiem, co się stało — Frank Marwood mówiący „nie wiem”. Zdarzenie rzadkie i nietypowe, tak samo, jak wzruszenie ramionami. Nie wiedział, jak rozmawiać z córkami o chłopaku z drugiej ławki, który się jednej z nich spodobał. Nie miał pojęcia, ile należy piec kotlety. Nie znał się na mazidłach do twarzy ani pielęgnowaniu kwiatków, ale znał się na magii. To, co pojawiło się przed nimi, nie było zwykłą magią. Ekscytujące! Kiwnął głową na pomysł pójścia dalej ścieżką. Nie mieli wyjścia, a dopóki wokół była mgła, nie miało większego znaczenia, gdzie są. Ważny był cel. Do celu musieli dążyć. — Ja też sądzę, że należy pójść za tymi punktami — wsparł Judith w pytaniu, sądząc, że właśnie o to jej chodzi. — Jeśli są daleko od ścieżki, to nie zbaczajmy z niej, pamiętajcie, że musimy zdążyć do Gorsou. Jeśli są blisko, być może jest to dodatkowe wejście, o którym wspominał. Nawiguj, Judith. Ja pójdę z tyłu. Tylko ona wiedziała, jak poruszać się po tym terenie. Ona miała mapę, a Frank jej ufał. I mapie i Carter. Niekoniecznie w tej kolejności. Musieli mieć oczy dookoła głowy, nikt nie powiedział, że mgła jest bezpieczna. Wciąż mogły czaić się w niej dzikie zwierzęta. Sebastian i Judith musieli iść z przodu, żeby przeprowadzić grupę do celu, natomiast Marwood zdecydował się pozostać w ostatniej linii, regularnie spoglądając do tyłu i na boki, jakby próbował dopatrzyć się we mgle czegoś niepasującego do otoczenia, czegoś, co może stanowić zagrożenie. #1 - rzucam na percepcję, żeby sprawdzić, czy jesteśmy we mgle sami, czy zaraz coś na nas wyskoczy #2 - idę za Judith i Sebą |
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii
Stwórca
The member 'Frank Marwood' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 8 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Plan nie jest zły. Jest logiczny. Widzą tajemniczą materię, która składa się z cząstek magii i zakładają najbardziej prawdopodobny scenariusz – rytuał. A to, że nie z tego świata, wykonany przez istotę nadludzką i o nieznanych właściwościach? To luki, od których musieli odwrócić wzrok. Mieli do wyboru próbę przełamania potencjalnego rytuału lub wejście w to skupisko magii bez żadnego przygotowania i choć podejrzeń na temat tego, co może im się przytrafić. Tak. Plan był dobry. Tylko wykonanie chujowe. Nie musi się nawet zastanawiać, czy udało mu się przełamać lub choćby naruszyć rytuał. Widzi przecież wyraźnie, że mgła nie tylko się nie przerzedza, ale wręcz gęstnieje i… Nie, nie ma czasu zauważyć, że przybiera kształt, bo nim może zorientować się w sytuacji i choć podjąć próbę uniku, już jakaś siła podrywa go z nóg i odrzuca na bok. Na polu walki nie ma czasu rozczulać się nad obiciami czy nawet złamanymi kośćmi — tych na pewno uniknął, wie, bo przecież doskonale zna ten rodzaj bólu. Po starciu z Widmowym Łosiem impet tego uderzenia zdaje się ledwie większym powiewem. Leży. Boli. Ale nie jest to nic, czym mógłby się przejąć. Bardziej przejmuje go, gdy unosząc się na przedramieniu, widzi, co właściwie się wydarzyło. Mgła odpowiedziała na próbę złamania rytuału jeszcze większą siłą i rozprzestrzeniła się na teren, który okupują, nie zostawiając im wyjścia – muszą się z nią oswoić. Pozostaje mieć nadzieję, że rytuał nie ma właściwości trujących. Jeśli ma, Imani właśnie się tym zajęła. Kura żyje, to oni też przeżyją. Oby. Podnosi się na nogi krótkim, żwawym ruchem, dość charakterystycznym dla ludzi przeszkolonych w jakichkolwiek sztukach walki. Nie ma czasu na leżenie. Otrzepuje krótko ubranie i podchodzi z powrotem do grupy, a jego mina nie wskazuje nijak na to, że przed chwilą leżał na ziemi. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Albo nie wiem co się stało w ustach Franka jest bardzo sympatycznie ukrytym albo jesteś fiut w ściąganiu rytuałów. Sebastian musi przyznać, że trochę się rozleniwił – jako Protektor częściej rytuały zakłada niż ściąga, a Wywiadowcą nie jest już od przeszło siedmiu lat. To tylko udowadnia, że nie można spoczywać na laurach. — Wszystko gra — potwierdza krótko, ustawiając się tym razem obok Judith. Jako jedyny wie, gdzie znajdują się skupiska magii, o których wcześniej wspomniał. Gdy tylko czegoś się dowiedzą, będzie mógł wrócić na tył i zamknąć ich małą formację, pilnując, by żadna siła ot tak jej nie przerwała. — Skupiska były na wprost, dość daleko. Powinniśmy do nich trafić, idąc ścieżką — potwierdza propozycję rzuconą przez Judith i podąża razem z grupą. Podczas gdy część z nich obserwuje otoczenie w poszukiwaniu śladów czy potencjalnego zagrożenia, Sebastian stara się dostrzec to, co wcześniej mógł ujrzeć w formie kształtującej się magii. Wpatruje się więc przede wszystkim w punkt, w którym wcześniej ją dostrzegł i ma nadzieję wychwycić choć najmniejszy ruch, sylwetkę, może zjawisko. Coś, co będzie wskazówką, czego oczekiwać, nim będą musieli przekonać się o tym bezpośrednio na własnej skórze. Akcja #1: ruszam ścieżką Akcja #2: percepcja k100+39 (+20 percepcja, +19 talenty) |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Stwórca
The member 'Sebastian Verity' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 68 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Astaroth Cabot
Ten rozdział nazwie Astaroth Cabot na ścieżce pełnej przygód… Tak, z pewnością zabrzmi to pięknie w jego autobiografii, choć biorąc pod uwagę to, co się działo zapewne będzie musiał przedstawić fakty w odrobinę bardziej barwny sposób, gdyż póki co Frejr wykazywał się brakiem finezji. I choć z kronikarskiego punktu widzenia był to fakt niezbyt satysfakcjonujący, tak dla powodzenia ich wycieczki zanosiło się całkiem nieźle, przynajmniej według fanatycznego i spaczonego umysłu Pana Cabot. Jego wspaniały kuzyn próbował zdjąć rytuał, coś jednak poszło nie tak, a ich otoczyły rydwany mglistych koni i choć wiatr sprawiał, że ciężko było utrzymać się na nogach Astaroth nagle… Poczuł się głodny. We wspomnieniach przypominał sobie jedno z polowań, na które wybrał się wraz z byłym teściem jeszcze przed ślubem z Elisabeth i jak nic zjadłby teraz dobrą dziczyznę bądź koninę, która zwykła bardzo przypadać mu do gustu. - Zjadłbym dobrą koninę. – Mówi więc, gdy zawierucha ustaje po czym poprawia koszulę i przejeżdża dłonią po łbie psa, aby go uspokoić. – Kiedyś na jednym polowaniu serwowali nam przednią potrawkę z koniny, żałujcie, że nie mogliście spróbować! Co prawda ni jak ma się to do kuchni naszej drogiej Imani. – Mruczy beztrosko, będąc przekonanym, że prowadził go sam Lucyfer więc nie powinien bać się niczego ani nikogo spotkanego na swojej drodze. Był Mieczem Przeznaczenia, cóż więc mogło mu grozić? Czary zadziałały, skupienie przyszło a umysł począł pracować na wyższych obrotach. Cabot był pewien, że Lucyfer czuwa nad nim i właśnie rozpoczyna prowadzić go przez niebezpieczeństwa, byleby tylko doszli do celu i wypełnini…. On, wypełnił, słodka kompania miała być tylko tłem, wielką misję. Sebastian przechodzi obok, a wyostrzone skupienie wyłapuje fakty. – Masz tu coś… – Po czym ściąga z jego groźnej kurtki niewielkiego ślimaczka aby posłać go gdzieś w krzaki, kto wie, może tak wróci do nich kurczak? Skoro nie dana była mu konina, mógłby zadowolić się rosołem. - No raz, raz nie ma co tracić czasu! – Wydaje polecenie, w końcu to on jest najważniejszym elementem tej całej układanki. – Szukaj Hugo – Wydaje psu polecenie, doskonale wiedząc, że jego wierny pies ma zmysły wrażliwsze i czujniejsze niż nawet sama Judidth (swoją drogą ciekaw był, czy ją tresowało się w sposób podobny do psa). Dziarskim krokiem rusza przed siebie, będąc na tyle łaskawym aby pozostać w ustawionym szyku. Zielone oczy rozglądają się uważnie w poszukiwaniu jakichkolwiek wskazówek oraz nieprawidłowości otoczenia, w końcu to jego skromna osoba była tą najważniejszą w tej układance. W zasadzie pan Cabot składał się z samych naj…. - Ach! Zapomniałbym, mój czar wskazał, że w okolicy może czaić się niebezpieczeństwo. Miejcie się więc na baczności, nie chciałbym być zmuszony do ratowania Was z opresji… Frank, opowiadałem Ci już o mojej pierwszej misji z moim ojcem? – Pyta, zupełnie jakby wybierali się na przyjacielski biwak, a tu zaraz miała czekać polana na której rozbiją obóz aby pić i bawić się do samego rana. Może w tym szaleństwie była jednak metoda? | Akcja 1, ustawiam psa Akcja 2, ruszam ścieżką Akcja 3, rzut na percepcję (I) |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : Diakon, sędzia Sądu kościelnego