First topic message reminder : Grota Väld W samym sercu głębokiego lasu Cripple Rock, na zachód od Łysego wzgórza i północ od Rezerwatu Bestii znajduje się grota Väld. Ukryta przed wzrokiem przypadkowych przechodniów, daleko od głównej szosy i leśnych ścieżek, wydaje się odizolowana od reszty świata. Wejście do niej jest przeciętnych rozmiarów, ale przez porastającą ją roślinność, jest ledwie widoczne. Pierwsze, co rzuca się w oczy przy zbliżeniu do groty to dziwna i niepokojąca atmosfera. Gdzieś w oddali można dosłyszeć pohukiwania sowy albo trzaski patyków pod zwierzęcymi łapami, ale z jej środka nie wydobywa się żaden dźwięk, choćby kropli wody. Atmosfera wokół jest nienaturalnie spokojna, a jednocześnie przesycona niewyjaśnionym napięciem. Nie ma tu śladu ludzkiej obecności, ale osobliwym jest fakt, że wokół można znaleźć kilka nadgryzionych jabłek i zmiażdżonych łupin orzechów. Owoce są w różnym stopniu zepsucia, od świeżych po całkowicie zgniłych. W powietrzu w pobliżu groty unosi się intensywny, nieprzyjemny zapach. Mieszanka mokrej sierści i rozkładającego się truchła może wywołać mdłości u osób o słabszych nerwach. Wokół wejścia do groty rosną rośliny, które wydają się bardziej poskręcane i mniej żywotne niż te w dalszej części lasu. Ich liście są poszarpane, w niektórych miejscach nadgryzione lub połamane. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
TW: opis przymusowego wymiotowania Pojebało go, myśli w pierwszej chwili, gdy zamiast iskier magii, między jego palcami pojawią się struny instrumentu. Do reszty go pojebało. Wystarczyło jednak lekkie uderzenie w naciągnięte, metalowe sznurki i dzika przyroda przestała być taka dzika. Złość uleciała z nich, pojawił się spokój i posłuszeństwo — wąż pędzący w jej stronę jeszcze przed chwilą z pełną intencją, aby pokazać jej, co się dzieje, gdy wąż i Ewa znajdują się po przeciwnej stronie barykady, teraz zwijał się do słodkiego snu. — Cokolwiek właśnie zagrałeś — ciężko było dosłyszeć jej pierwszą nutkę, ale miała nadzieję, że pomimo przeraźliwego krzyku, Lanthier ją usłyszy. — nie przestawaj. Krzyk kobiety wdzierał się do jej czaszki; czuła jej ból, nawet jeśli domniemany, i nie potrafiła na moment zebrać myśli, aby zastanowić się nad kolejnym krokiem, gdy— Ziemia zadrżała mocniej, a ona poczuła bliski kontakt z jej twardą powłoką. Biodro było epicentrum bólu, ale gwałtowny ruch jedynie wzmocnił mdłości, które odczuwała na ociężałym od magii żołądku. Po raz kolejny żółć zagościła na jej przełyku, a ona tym razem stwierdziła, że czas doprowadzić sprawę do końca. Złotą zasadą przesadnego upicia jest to, że gdy zwymiotujesz, będzie ci lepiej. Dwa palce wskazujące i skulenie się zza jednym z krzaków powinny załatwić sprawę, a zawartość żołądka grzecznie opuścić jego terytorium. Dopiero wtedy się podniosła z ziemi, lekko drżącymi kolanami łapiąc równowagę, by kątem oka zobaczyć wkraczającego do gaju — Co to jest? — pyta Ronana, mając wyraźnie na myśli trzymany w jego rękach instrument. — Wiem, że lira, ale jakaś— Magia niesiona muzyką nie jest niczym dziwnym. Wszystkie zaklęcia — z wyjątkiem magii niewerbalnej — niesione są strunami głosowymi do świata rzeczywistego. Dźwięki to fale; fale, jak te w oceanie, ta na mostku symbolizująca dar, który otrzymała od Matki, a także jak— — Czy jeśli zwierzęta lubią muzykę, to myślisz, że — zniża lekko głos, ale Setha jeszcze przy nich nie ma. Nawet jeśli już znajduje się w zasięgu słuchu, to bez kontekstu, który zna jedynie Ronan — syreniego kontekstu — nie zrozumie jeszcze, co ona ma na myśli. — dzik chętniej posłuchałby morskich pieśni? Lament to dodatkowa dawka magii do tej, która znajdowała się w cudownej lirze. Skoro lament zadziałał na dusze, to nie działał tylko na ludzi; skoro muzyka działała na zwierzęta, to można tym kanałem do nich dotrzeć — skoro komendy działały na zwierzęta, to musiały one coś rozumieć. Skoro potrafiły zrozumieć, to powinny potrafić też wysłuchać. — Jest takie zaklęcie, używane w teatrze do wzmocnienia głosu. Mogłoby przebić ten— Skrzywiła się. — —ten pisk. #1 akcja: przymusowe zwymiotowanie orzeszka #2 akcja: dobiegnięcie do ogniska (przemieszczenie się) #3 rzut na utrzymanie równowagi: +5 modyfikator za gibkość; +3 statystyka sprawności; +18 rzut w kostnicy = 26, a więc robię benc na pupę |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Seth Priestley
ANATOMICZNA : 1
ILUZJI : 7
NATURY : 2
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 169
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 8
WIEDZA : 3
TALENTY : 19
Pisk, wrzask, aria niewiadomego pochodzenia wykorzystywana najbliżej w horrorach; makabryczne dźwięki nikną, nim jeszcze Priestley zdążył zasłonić dłońmi uszy, a na ich miejscu pojawia się coś… melodyjnego? Pospieszne spojrzenie to niewiele, wystarczająco by zacząć rozpoznawać pobliskie elementy; pejzaż z bliska choć podobny, w końcu ukazuje coś bardziej skondensowanego; coś, co wygląda jak rytualny ołtarzyk, a po prawej palenisko – w gęstwinie nienaturalnie zielonych drzew i krzewów to ilustracja rodem z baśni dla dzieci. Lilith jako Matka, oni jako dzieci – niemalże bajkowy obrazek, nie licząc rosnącego uczucia niepokoju w dole brzucha, a później- Później wydaje mu się, że słyszy zwierzęcy ryk – dzik? – ale ten prędko miesza się z harmonijną nutą – harfa? lira? – by do całego utworu muzycznego dołączył wreszcie głos Lanthiera. Wytchnienie ulgi słyszalne jest tylko dla niego – więc żyje, choć nie widać go na horyzoncie – choć Seth mimowolnie rozgląda się za sylwetką Vandenberg; gdzie wcięło tą, co nie mogła zaczekać z tymi cholernymi orzechami? Instynkt to dobry doradca, podobno, dlatego w ślad za głosem Ronana rozgląda się znów po okolicy; palenisko to ogień, ogień to podpałka, podpałka to drwa – i kiedy oczy rejestrują w końcu kawałki owego, większe i mniejsze kłody, robi krok do przodu, kolejny i następny, w międzyczasie próbując skupić się na tyle, by do majaczącego nieopodal ogniska dostarczyć coś jeszcze. – Dormi – wyszeptane zaklęcie ogniskuje na kłodzie, która mogłaby zasilić palenisko; w międzyczasie sam musi się do niego dostać, w kilku susach i podwyższonym tętnie dostrzec w końcu Ronana; gdzież ta Lyra? – Widzieliście dzika? – podniesiony głos niesie w sobie całe pokłady nerwowego poruszenia, kiedy dobija do paleniska. rzut 1: utrzymanie równowagi akcja pierwsza - rzut 2: dormi na przeniesienie kłód do ogniska akcja druga: dobiegnięcie do paleniska |
Wiek : 27
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : maywater
Zawód : handlarz, samozwańczy wróżbita, mąciwoda
Stwórca
The member 'Seth Priestley' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 1, 15 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
Zauważenie czarnej mazi wypływającej z jej organizmu nie było trudne — gdy próbujesz zwymiotować magicznego orzeszka, to zwracasz uwagę na to, co z ciebie wylatuje. Wpatrywała się jej przez chwilę ze skupieniem, gdy czerń znikała wsiąknięta przez ziemię, jakby nigdy jej tu nie było. Zupełnie jak w Wallow, gdy— Myśl urwana w połowie; myśl nigdy nieskończona i wątek niepociągnięty dalej, bo świat rzeczywisty domagał się jej uwagi. — Nie, to głupie — pokręciła głową na własną propozycję wykorzystania lamentu, jakby w przypływie ostatniego głosu rozsądku. W tym samym momencie Seth — lekko zakrwawiony i o jeden ząb uboższy — dołączył wreszcie do drużyny. Już miała mu odpowiedzieć, gdy— Coś podrapało ja po brzuchu. Od środka. Instynkt zwyciężył i dłonie złapały za to miejsce, w panice próbując wyczuć, czy było to prawdziwe? Możliwe do wyczucia, czy jedynie iluzją dotyku? Głęboki, rozbrzmiewający w jej głowie głos z pewnością należał do mężczyzny. Próbowała się skupić na jego brzmieniu — czy było znajome? Nie brzmiał jak Aaron, ani jak— Nie brzmiał jak nikt, kogo znała. Niedobrze. Bardzo niedobrze. — Chłopaki — jeśli jakikolwiek kolor pozostał na twarzy Lyry, to właśnie odpłynął całkowicie. — Chyba coś— Trzymając się za podbrzusze, wskazywała źródło swojego przerażenia. — Chyba ktoś jest w mojej głowie. Mógł ją usłyszeć? Skoro ona słyszała jego, to czy wypowiadając słowa na głos, były one w stanie również i do niego dotrzeć? Nie była pewna i bała się odpowiedzi na to pytanie, ale— Gdy ktoś pazurami przejeżdża po twoim żołądku i wydaje się zdezorientowany, gdzie się znajduje, to wypada mu odpowiedzieć. — Kim jesteś? — spytała, wpierw na głos, a potem jakby echem powtarzając pytanie w myślach, mając nadzieję, że skoro to jest miejscem ich komunikacji, to będzie to wystarczające. Czy był to jakiś telepata? Nie była to najbardziej szanowana umiejętność w ich społeczeństwie; z pewnością głos nie należał do Blair. Był głęboki i niski. Oczywistym telepatą był Lucyfer, jednak dlaczego miałby próbować z nią rozmawiać? Pomyślała, że to pierwszy raz, gdy ktoś jej tak wchodzi do głowy, jednak szybko pamięć zweryfikowała tę myśl. Eros przecież odpowiadał na ich pytania, korzystając z tej wyjątkowej, niemal boskiej umiejętności. Wniosek, że każdy Upadły Anioł, potrafiłby podobnie, nasunął się sam. Pytanie za sto punktów — Frejr czy Surtr? #1 akcja(?): próba porozumienia się z głosem w głowie |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Ronan Lanthier
NATURY : 21
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 187
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
Na początku było drżenie. Ziemia i trzy pacnięcia; dwa z nich nieszkodliwe, jedno z zaskoczenia i bolesne — Seth pojawia się znikąd i dla zwieńczenia objawienia ląduje na ziemi. Cierpi duma, cierpi on; cierpią oni wszyscy, kiedy wrzask wżyna się w mózg i zaczyna siać spustoszenie w myślach. — Priestley, jesteś cały? — żywy? To dupa w troki — dorzucone wcześniej gałęzie nie płoną; rozpalony przez Lyrę ogień odgraża się rozprzestrzenieniem w niewłaściwym kierunku, a Ronan musi podjąć decyzję. Jabłka czy lira? Lira — odstawiona ostrożnie na ziemię, tak, by nie przestała grać; dzięki temu dłonie odzyskują namiastkę swobody, melodia nadal rozbrzmiewa i tylko wycie dookoła blokuje pełnię instrumentalnego potencjału. Nad tym, czy byłby skuteczny wobec dzikiej furii, Ronan nie myśli — nowość z serii przedawnionych — resztki niezagłuszonej piskiem uwagi kierując na to, co robi dzik. Pojawia się i znika; przed momentem był za jabłonią, nagle ryk cichnie i kiedy Lanthier zaczyna słyszeć własne myśli, gniew bestii rozbrzmiewa na nowo — tym razem po przeciwnej stronie. Mógł być ranny; tak reagują zwierzęta przerażone bólem. Mógł być też głodny, więc— — Pamiętacie, kiedy mówiłem, że dziki lubią trufle? — w innym świecie, w grocie, gdzie wydawało im się, że przenikanie przez skały nie jest możliwe? — Owoce smakują im tak samo. Jagody, maliny — jabłka; pierdolić te jabłka i orzechy — trzymane w jego dłoniach złote owoce to cenny kąsek; zaryzykuje jego utratą tylko, kiedy nic innego nie zadziała — wszystko, co słodkie. Rozejrzyjcie się. Jeszcze przez ścianę groty widzieli krzewy pełne owoców; wszystko tu pachnie przesytem i dorodnością, jakby ktoś próbował zadbać, żeby zwierz nie głodował. Ten sam ktoś mógł być sprawcą nadgryzionych jabłek i łupinek; to, co zjadliwe dla niego, na ludzi działa— Jak na załączonym obrazku. — Ktoś? Vandenberg z ciała stała się duchem — blade prześcieradło zamiast twarzy i głos podobny do tego, który słyszał osiem lat temu; wtedy w krzaki wyrzygała pół nalewki z aronii. — Co ty pierdolisz, Vande— Nieważne, o co próbuje zapytać — Lyra go nie słyszy. W jej głowie jest ktoś, więc z ust wydobywa się pytanie; stalowa, silna wola w wykonaniu kogoś, kto od narodzin musiał wybierać pomiędzy zapanowaniem nas sobą i instynktem. Lanthier na jej miejscu zacząłby walić łbem o ziemię. — Seth, miej ją na oku, ja spróbuję podpalić palenisko — ani sekundy do stracenia — legendarna bestia wygląda, jakby odbijała się od niewidzialnej bariery; gęstniejąca w powietrzu frustracja należy do dzika i ludzi, i żadne z nich nie wie, co przyniesie kolejny moment. Lanthier, korzystając ze zwolnionych przez lirę palców, nie podejmuje magicznego ryzyka; po rozgrzanych drewienkach nie pełgają płomienie — patyki są na tyle rozgrzane, by dać szansę palenisku na zapłonięcie. Ronan prędkim ruchem sięga po drewienko najbliżej krzewu, przerzucając je do ogniska; zaraz po tym sięga po kolejne, ponawiając gest sprzed sekundy. — Coś go powstrzymuje — to źle? zapytałby ktoś, kto z papierosami nosi plan przetrwania, ale teraz zdani są na siebie; — a on potrafi się— Zdławiony od schylania głos to prawie—krzyk; tylko tak przebiją się przez nawał dźwięków. — Przenosić? Jak przez portal. Co to oznacza dla nich? Muszą umożliwić mu przejście i uspokoić; pełen żołądek był opcją, ale prawdopodobnie nie definitywnym rozwiązaniem. odkładam lirę na ziemię i przenoszę dwa tlące się drewienka na palenisko (nie—akcja) |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : opiekun rezerwatu bestii, treser
Seth Priestley
ANATOMICZNA : 1
ILUZJI : 7
NATURY : 2
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 169
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 8
WIEDZA : 3
TALENTY : 19
Kiedy stawia krok, a zaklęcie opuszcza usta, jest już za późno; ziemia pod nogami zaczyna drżeć, słowo inkantacji rozmywa się w bezdechu, równowaga to pojęcie względne, które nagle przestaje istnieć – i kiedy pisk znowu niesie się po okolicy, w jego akompaniamencie Priestley leci w dół, dłońmi amortyzując upadek. Nie wystarcza, – Kurwa jebana mać – syk i zaciśnięte zęby to pierwsza reakcja na piekący ból w okolicach pępka, jedna ręka intuicyjnie sięga w tamtą stronę, a kiedy wraca na poziom wzroku, jest pokryta krwią. Krew wypływa też z dolnej wargi ust, przeciętej, choć nie zlokalizował kiedy – dopiero kiedy na soczystej zieleni trawy widzi coś małego i białego, odpowiedź nasuwa się sama. Słyszy dźwięk drewna, jedna z kłód uderza o palenisko, ale płomień wcale nie znajduje się tam gdzie powinien. – Co to za jebana syrena – nie ta z wody, a ta, która niesie się po okolicy; pisk przestaje przypominać ludzki, a brzmi jak automat nieznanego pochodzenia. Grymas na twarzy, ułamany kieł – prawie wampirzy – zakrwawiony brzuch i brzydka, czerwona plama na materiale swetra; gdyby mieli trochę więcej czasu, Seth pewnie zacząłby marudzić na to, że cały ten utopijny, dziki Eden był jebaną pułapką. Ale czasu wcale nie ma; Lanthier mówi coś o owocach, Lyra chyba wymiotuje, sweter klei się do rozciętej rany, a ogień rozprzestrzenia. – Tam chyba coś leżało – choć mamrotliwie, mówi na tyle głośno, by Ron go usłyszał, w ślad za wskazaniem ręką kierując kilka kroków w stronę rozrzuconych owoców – chyba jabłek, może gruszek; każde, które miga mu przed oczami, ląduje do rąk, do kieszeni, w końcu do prowizorycznego koszyczka z mokrej od krwi górnej części garderoby. Skoro trufle nie wystarczają, niech zje sobie jabłuszko. Jeszcze chwila i zaczną odgrywać scenki z Adama i Ewy. – Kurwa, mówiłem, nie połykaj tego – kiedy Vandenberg zwraca część zawartości swojego żołądka, później robi się blada jak ściana, a potem- – Co? – wyduszona zgłoska poprzedza grymas; Priestley gromadzi znalezione owoce w jednym miejscu, tworząc coś w rodzaju uczty – dzik skusi się na słodkie, dojrzałe jabłka, czy jednak jest mięsożerny i zadowoli go dwójka rodzaju męskiego i jedna niewiasta – dodatkowo ktoś, kto w głowie tej niewiasty siedzi? – Mówi coś? – czujne spojrzenie ląduje na Lyrze; nie jest pewien, czy dziewczyna potrafi porozumiewać się z tym czymś, czymkolwiek to coś było. – Trzeba otworzyć mu przejście, dzikowi – mamrocze zaraz potem, do siebie lub do Lyry, do Lyry lub do własnej świadomości – Ale tak, żeby nas, kurwa, nie rozszarpał. akcja: zbieram jabłka i gruszki (i czym tam chata bogata), tworząc stosik-ucztę nieopodal paleniska, w międzyczasie pilnuję Lyry i ogniska |
Wiek : 27
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : maywater
Zawód : handlarz, samozwańczy wróżbita, mąciwoda
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
Weszli dzikowi do domu i chyba stoją teraz bezpośrednio w jego kuchni. Usypany stos ogryzków i orzeszków wzbudzał w niej nieprzyjemne wspomnienia, które obecny w głowie głos jedynie potęgował — ktoś jednak musiał te owoce jeść. Żadne z nich nie miało też tajemniczego, runicznego symbolu, więc to może sprawiało, że nie wykręcały jelit od środka? — Przydałyby się też orzechy — zdanie, które jeszcze pięć minut temu Vandenberg sądziła, że nigdy więcej nie opuści jej ust (gdy opuszczały je wymioty, kilka metrów dalej, obok gigantycznego grzyba). — Ewidentnie ktoś je lubi. Nie ja, ale ktoś. Tak duży stos mógł sugerować, że gdzieś niedaleko znajdowało się zapas nowych orzechów — nowych i bez R wymalowanego na skorupce. Rozejrzała się więc za nim, dokładnie wzrokiem przebiegając po obecnych tu drzewach, jednocześnie podchodząc do nich, aby zebrać wiszące z nich, dostępne na wyciągnięcie ręki owoce. Wrzuca je do łódeczki wykonanej ze swetra; tyle, ile się pomieści. Jeśli mieli ułożyć nowy stoik dla dzika, to będą potrzebowali ich z pewnością niemało. — Myślicie, że ta ofiara na ołtarzu — jak inaczej nazwać przygotowaną świnię z podanego przepisu? — ma na celu trzymanie dzika z daleka, czy jego kontrolowanie? Czy żadne z powyższych? Może żadne z powyższych i było zwyczajną, religijną wręcz ofiarą w stronę Frajera? Gdy widziała dzika wcześniej — czy na pewno widziała akurat jego? — to nie wydawał się być agresywny. Przeszedł, całkowicie niewzruszony obecnością Lanthiera, więc jeśli trzęsienie ziemi wywołane jest jego próbą dobicia się do nich, to nie jest obecne zawsze, gdy ten się przemieszcza. Z drugiej strony może ziemia i krzyk kobiety są dokładnie czymś, co dzika wystraszyło i zmusiło do zmiany nastawienia? Dobra przekąska zawsze uspokaja; proszę zapytać syren. #1 rzut na percepcję w poszukiwaniu orzechowca: +5 modyfikator; +6 talenty #2 akcja: zbieranie wiszących w zasięgu rąk owoców na okolicznych drzewach (jeśli to możliwe, nie zmieniam miejsca na mapce) |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Stwórca
The member 'Lyra Vandenberg' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 30 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Ronan Lanthier
NATURY : 21
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 187
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
Czas? Nie ma czasu — są tylko fakty suchsze od gałęzi na palenisku. Lyra z owocami i głosami w głowie — Seth w ruchu i nadzieją, że dożyje wieczora w jednym kawałku (minus pół kła). Ronan w płomiennej pasji; dwa z przerzuconych do paleniska drewienek mogły nie wystarczyć — dwa pozostałe, które mogłyby zagrozić pobliskiemu krzewowi, potraktował w jedyny słuszny sposób: z buta. Kilka tąpnięć grubych podeszw powinno zadeptać żar poza granicami ogniska — na nie uwagę przenosi już w trakcie, na koniuszku języka formując czar, który od pierwszego miesiąca kościelnej szkółki przypominał igraszkę: — Flamma — skierowanie zaklęcia na palenisko, gdzie znajdowały się już gałęzie i drewienka, powinno dopełnić dzieła ogniska — jeżeli ruszt oraz palenisko odgrywają w tym spektaklu jakąkolwiek rolę, już za moment przekonają się, jaką; i czy w ogóle. Seth, teraz skupiony na podnoszeniu leżących pod drzewami owoców, nagle zyskuje rolę mistrza ognia; bez względu na to, czy palenisko zapłonęło, Lanthier nie traci ani sekundy. Mają złotego odyńca na wolności i dokładnie zerowe szanse na zrobienie to w najbliższych sześćdziesięciu sekundach. — Chuja wiem o ofiarach i ołtarzach — martwego zwierzęcia do życia nie przywróci nic; chyba, że dobry rytuał wskrzeszenia, ale rozpadające się truchło świni ożywało wystarczająco za sprawą larw. — Ale wyglądało z daleka na obiad, nie talizman. Może ogień będzie odpowiedzią? A czy kiedykolwiek był? Zaciśnięta szczęka więzi wątpliwości; to, co przemyka pod zarostem Lanthiera, to mięśnie i rozgryzane w zębach sylaby. Wie, co musi zrobić — w bezruchu rosną drzewa, nie ich szanse na zdobycie tego, po co przybyli. — Jeśli góra nie chcesz przyjść do Lilith — pisk nie uławia komunikacji, ale Lyra powinna usłyszeć go bez trudu — przechodząc obok, posyła jej uważne spojrzenie; żyjesz, Vandenberg? nie wybrzmiewa — na języku kwitną inne słowa. — Lilith pójdzie do góry. Teraz kwik i chaos rozgrywa się w pobliżu zagrody jeleni — to tam kieruje się Ronan, doskonale świadomy tego, na co może się skazać, jeśli niewidoczna bariera pomiędzy dzikiem i nimi zostanie przekroczona. Odyniec i jego sposób przemieszczania studzi nadzieje na to, że Lanthier dotrze na miejsce na czas, bez względu na to, jak zawzięcie przebiera teraz nogami — to, co nim teraz kieruje, to instynkt nie—przetrwania. Zamierza przyjrzeć się bydlakowi z bliska; czy ma R na szyi, jak pozostałe zwierzęta w gaju? Co czai się w ślepiach — strach, gniew, głód, zrozumienie? W tym momencie odczuwa dokładnie to samo; marna nić porozumienia. akcja #1: flamma na gałęzie w palenisku | +21 magia natury | próg 15 akcja #2: przemieszczam się w kierunku zagrody jeleni |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : opiekun rezerwatu bestii, treser
Stwórca
The member 'Ronan Lanthier' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 100 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
Pozbierane owoce zostały rzucone na ziemię, jednak poczucie głębokiej bezsensowności ogarnęło Lyrę. Jasne, normalny dzik z pewnością doceniłby taką wyżerkę, ale skoro oni bez problemu mogli je dosięgnąć, to ogromny, złoty i magiczny Dzik również powinien. Jednak tego nie zrobił; dlaczego? Najprostsza odpowiedź często jest najłatwiejszą — bo go to gówno interesowało. Pisk ustał, ziemia zatrzymała się w miejscu, ale czas — czas niekoniecznie. Zuge na nich czeka, Matka ich potrzebuje, a oni— Oni nie mają zielonego pojęcia, co robią. Docierał do niej ryk dzika, chociaż nie widziała, gdzie się znajdował. Zmieszany z muzyką zaczarowanej liry tworzył osobliwy soundtrack ich wyprawy. — Lanthier? Znalazłeś go? Brak odpowiedzi również nią jest. Trzy lata temu również jej nie odpowiadał, gdy poszedł odlać się w krzaki i przypadkiem spotkał barghesta. Przy bestiach się nie krzyczy, ani nie odpowiada na pytania żyjesz?. Zwróciła się więc do Setha, decydując, że czas wreszcie obrać jakiś kierunek działań, zamiast uciekać z miejsca na miejsce. — Nie jestem pewna, czy to — wskazała na usypaną przez nich górę owoców. — wystarczy. Gdyby to było takie proste, to każdy miałby magicznego dzika. Jeśli chcemy, aby poszedł z nami, musimy zaproponować mu coś lepszego. Żyją w świecie walut. Ona, Seth i Ronan, ale także mityczne stworzenia. Nie są na tyle głupi, aby myśleć, że Sutr opowie się po ich stronie bez powodu, więc dlaczego mieliby oczekiwać tego samego od Gullinbursti? Szczególnie że zgodnie z tym, co pamiętała z tej okropnej sztuki, kradliby go od jego właściciela. Wierne zwierzęta za tym nie przepadają. — Coś rzadszego, czego zazwyczaj nie dostaje od— Wzrok wędrował od płonącego wysoko ognia, do ołtarza, po morderczą jabłoń. — Okay, wiemy, że — podniosła głos, tak, aby i Ronan mógł ją usłyszeć. Nawet, jeśli nie mógł za bardzo odpowiedzieć. — gospodarz coś tu gotuje. Znaleźliśmy— Znalazłam kartkę z przepisem pod tą gnijącą świnią, o tam. Seth potrzebował trochę szczegółów, aby nadrobić to, co go ominęło. Ręka wyciągnęła kartkę z zapisanymi instrukcjami, a potem machnęła w stronę ołtarza, gdzie Lyra ją znalazła. — Sześć złotych jabłek, które rosną na tej wielkiej jabłoni. Trzy zdobyliśmy, trzech nam brakuje. Myślę, że skoro używane są do jakiejś dziwnej kolacji, to pewnie Gullinbursti nie ma zbyt często okazji, aby je jeść — kolejne podniesienie głosu. Z przepony, Lyra, z przepony. — Lanthier? Sprawdź, czy go coś grzeją te jabłka. Kartka znowu zawędrowała do kieszeni, a ona spojrzeniem w stronę miejsca, gdzie zniknął wcześniej ich kolega. — My spróbujemy ściągnąć resztę jabłek. Uważaj Seth, żeby nie zniszczyć przy tym drzewa, bo bardzo tego nie lubi. Głęboki wdech i zaczęła iść w stronę jabłoni. Głosy w głowie, gnijące mięso w zasięgu nosa. Świetnie, jakby nie miała już wystarczająco powodów, aby zwariować. — Myślę, że Gullinbursti nie ma zbyt często okazji, aby zjeść złote jabłko dające nieśmiertelność. To będzie przekąska, której nie będzie mógł odmówić. Jak macie lepsze pomysły, to chętnie wysłucham, ale czas nam się kończy. Czas naprawdę im się kończył, doszła do wniosku, gdy stanęła ponownie pod jabłonią, wzrokiem sięgając do pozostałych trzech jabłek. Ułamanie gałęzi to nuklearna opcja, ale może podmuch wiatru byłby wystarczająco łagodny, aby drzewa nie ruszyć, a jednocześnie wystarczająco mocny, aby te spadły na ziemię? Matko, zaczęła modlitwę, zastawiając się, czy głos ją usłyszy, czy musi mówić konkretnie do niego, aby miało to miejsce. Jeszcze raz proszę cię o twą łaskę. Pomóż nam spełnić twoją wolę i dopełnić twej wizji. — Ventus— skupiła się na gałęzi, która trzymała na sobie złote jabłka, tak, aby to ją podmuch wiatru wprawił w ruch. Skoro tym zaklęciem była w stanie uratować spadającą z nieba dupę, to powinno być wystarczająco silne, aby oderwać zawieszone owoce, które tym samym spadną w dół, jednocześnie nie na tyle, aby uszkodzić całe drzewo. Nie wiesz, kim jesteś?, spytała, trochę współczująco w stronę nowego lokatora w głowie. Poczucie własnej tożsamości jest niezwykle ważne dla poczucia własnej wartości. Bardzo starała się nie denerwować na intruza w jej głowie, skoro on sam nie wiedział, jak się tam znalazł. Jesteś w— Jesteś chyba w mojej głowie. Jesteś prawdziwy? Trochę wiedziała o omamach i iluzji. Niewiele o zagubionych wędrowcach. #1 akcja: przemieszczenie się pod jabłoń #2 rzut Ventus na zrzucenie z złotych jabłek z drzewa: +15 do zaklęć z I poziomu [raz na trzy tury]; próg 45 |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Stwórca
The member 'Lyra Vandenberg' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 2 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Ronan Lanthier
NATURY : 21
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 187
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
Robią za mało, chcą zbyt wiele, nie mają dość — mają złote jabłka, szukają złotego odyńca i tylko czasu na złoty środek brak; wszystko sprowadza się sekundnika. Każdy krok to przebyty metr, każdy metr do sekunda, każda sekunda do wdech, który może być ostatnim — kiedy ziemia zastyga w bezruchu, pisk ustaje, a kwik z odległego staje się wżynającym w nozdrza, Lanthier nie może mieć pewności, co czeka na niego u celu. Może wszystko, może nic, może dolatujące z daleka słowa Vandenberg i— Gdyby wściekłość miała ryj, wyglądałaby właśnie tak. Złota sierść nie dodaje uroku bestii, która ma ponad dwa metry i żądzę mordu w oczach; Gullinbursti nie musi kamuflować się z otoczeniem, bo doskonale wie, że niewiele drapieżników na tym świecie — o ile to wciąż ich świat — zaatakowałoby bydlę jego wymiarów. Sam najchętniej przeszedłby do ofensywy, gdyby tylko mógł; niewidzialna granica zdawała się kończyć tam, gdzie cichły ostatnie, odległe nuty liry — jeśli to instrument powstrzymał go przed atakiem, to— — Znalazłem — do kogo mówisz? Głos w jego głowie, w przeciwieństwie do tego Lyry, nie jest obcy; to świadomość puka go w czoło i uświadamia, że nie ma obok siebie nikogo, kto by słuchał. — Go. Gotowego do ataku, do szarży, do bezwzględności i bronienia terytorium — wszystko w odyńcu krzyczało o zagrożeniu; powstał po to, by brać udział w bitwach, nie pasać się w gaju. — Znalazłem go! — albo to on znalazł mnie, ale w zasadzie to bez znaczenia — znaleźli siebie nawzajem, jeden szczęśliwy ze spotkania, drugi wkurwiony z przyczyn bliżej nieokreślonych, ale nietrudnych do zgadnięcia. Intruzi w domu nigdy nie napawali radością; chyba, że można ich nadziać na kły, co złoty odyniec zrobiłby bez poczucia sentymentu, gdyby nie— — Lira — instrument, nie imię — chyba wyznacza granicę, dlatego nie może podejść bliżej! Nie wygląda na zachwyconego, więc— Nie dotykajcie jej to rozsądna prośba w towarzystwie, które z rozsądku nie słynie. Skoro dzik nie może podejść bliżej, a strzępki słów Vandenberg mówią o jabłkach, ciężar owoców w jego dłoni zaczyna doskwierać bardziej; złote środki rzadko bywają dosłownie złote, ale co mieli do stracenia? (Owoce dające nieśmiertelność, własne życia, wszystko). — Głodny? — nie jesteś sobą; zamiast kroku w tył, Lanthier stawia krok naprzód. Kolejny, jeszcze jeden, następny — od dzika przestało oddzielać go dwadzieścia metrów, teraz to tylko metry; Gullinbursti nadal tkwi zatrzymany na barierze, ale Ronan nie zamierza ryzykować — każdy bies potrafi zerwać się z łańcucha. Trzymane w prawej dłoni jabłko wędruje razem z nią w kierunku piersi — Lanthier wskazuje na siebie, jakby tłumaczył roczniakowi, że tata jest tu. — Ronan — niektóre z magicznych bestii rozumieją więcej, niż chcą przyznać czarownicy; lekko skłoniona głowa wyznaje przez złotym odyńcem prawdę — król gaju zasługuje na szacunek. — składa ci ofiarę, a Lilith przesyła pozdrowienia. Jabłko jest znakiem naszej dobrej woli. Jedno z trzech złotych jabłek toczy się po soczystej trawie w kierunku odyńca — odległość między nimi nie jest porażająca, lot prosty, a włożona w rzut energia powinna pozwolić owocowi bez trudu dotrzeć pod ryjące ziemię racice. — Przychodzimy po pomoc, Gullinbursti — drugie z jabłek Lanthier zaciska w dłoni — ciche dormi, wypowiedziane pod nosem, powinno unieść je nieznacznie w powietrze — na wysokość pyska dzika, lecz zbyt daleko, by mógł go dosięgnąć. — I przynosimy dary. Teraz istotna wydaje się tylko jedna odpowiedź; jak odyniec zareaguje na owoc — czy to wystarczy, by go uspokoić, przyciągnąć uwagę, skusić obietnicą, że mają tego więcej i wszystko może być jego? akcja #1: turlam złote jabłko w stronę odyńca akcja #2: dormi na drugie jabłko | próg 35 | k100 |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : opiekun rezerwatu bestii, treser