Zabawa w pochowanego 2 marca, 1985 roku | Barnaby Williamson vs Lyra Vandenberg
Syreni zakątek (ale nie taki, jak myślicie)
First topic message reminder : Zabawa w pochowanego 2 marca, 1985 roku | Barnaby Williamson vs Lyra VandenbergSyreni zakątek (ale nie taki, jak myślicie) |
Cel ładny to słabe pocieszenie — aczkolwiek pocieszenie. — Powinnam była kazać ci co? Najpierw dostrzegła ramię ciemnego płaszcza, potem reszta właściciela pojawiła się w jej zasięgu wzroku i był to ostatni raz w najbliższych minutach, gdy ten widok nie wprawił ją w lęk. Zabawa w chowanego skończyła się z pierwszym, bolesnym oderwanym płatem skóry. Nie—do—końca—zapięty płaszcz odsłaniał teraz pozbawione wierzchniej warstwy obojczyki, które odruchowo próbowała zakryć dłonią. Nagość w pierwotnej prostocie. — Brzydkie zaklęcie — przyspieszony oddech; od bólu, od bólu znowu oraz od powracających wspomnień nadmorskiej napaści. Probowała się uśmiechnąć — wyszło krzywo, jak szkarłatne pasma odsłoniętej skóry. — Ostatni raz dostałam nim w lutym — kolejny oddech; wciąż smakował jak rtęć. — On celował w mostek. Chcesz zobaczyć? Nie pokaże mu; nie teraz. Utkwiła spojrzenie w jego twarz, dzielące ich metry nie pozostawiały miejsca na błędną interpretacje — bursztyn płonął. — Magipugnus — wycedziła, celując — zgodnie z ustaleniami — w mostek, nie w twarz. PŻ: 148 — 15 P = 133 PŻ Rzut na magię odpychania: k100 + 0; próg 55 |
The member 'Lyra Vandenberg' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 45 |
Cel ładny, intencje brzydkie, konsekwencje — jeszcze — nieznane. — Przyznać, który kolor lubię najbardziej — czarny płaszcz nie był odpowiedzią; ta umarła dwudziestego ósmego lutego razem z pierwotnym planem na spędzenie pierwszej randki. Zamiast ravioli, był słony karmel; zamiast wina, kawa w papierowych kubkach; zamiast cichego zakątka Palazzo — opuszczony lunapark, w którym syreni lament i lament syreny przez moment są jednością. Znów ból; zaklęcie dosięgło celu, ale płynąca z niego nauka nie ma zamierzonego wydźwięku — zamiast używaj tarcz, Vandenberg, z jego ust pada sylaba. — Ja— Ty; winny i nieświadomy. Ty; niezawodny w zadawaniu bólu, który sięga głębiej niż zdarte pasmo skóry. Ty; stawiający krok tył z przelotną myślą, że to mogła być kolejna sztuczka — tyle, że nie była, prawda? Nawet Lyra nie jest tak dobrą aktorką. — Dlatego, Vandenberg — propozycję demonstracji zbywa milczeniem — podobnie jak uścisk w gardle, który przetyka pierwszym ukłuciem gniewu; na siebie, nie na nią. — To robimy. Zamierzasz dopuścić do kolejnego razu? Trzy zasady, nie złamał żadnej — nie powiedziała mu o tym zaklęciu; nie mógł wiedzieć. Przed złością w płonącym bursztynie była łatwa droga ucieczki — kolejny krok w tył, znów za zakręt — ale nie wyglądał, jakby zamierzał się wycofać. Czekał na karę; od dziecka był w tym mistrzem. — Blisko — nie dość blisko — wiązka magii rozbiła się tuż przy mostku w niebycie; zamiast bólu, poczuł łaskotanie. Zakręt tkwił na prawo; mógł zniknąć w nim bez słowa, gdyby nie brzydki nawyk — zawsze musiał mieć ostatnie słowo. — Magipugnus — udana demonstracja poprawnego użycia zaklęcia? Przekona się, kiedy echo udzieli odpowiedzi; póki co udzielało zachęty. — Śmiało, Vandenberg, zasłużyłem! PŻ: 176 Rzut: k100 + 28: próg: 55 |
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 70 |
Zasłużył. Zasłużył, chociaż nie zawinił — nie powiedziała mu o zaklęciu — nie złamał ustalonych zasad, nawet nie zbliżył się do naruszonej w turkusowej podłodze granicy. — Nie — nie, nie zamierzam. Wzrok nie łagodniał, mięśnie szczęki zaciskały się niemal tak samo mocno, co palce na rozciętym obojczyku. Musiała puścić; nie odpuścić. Zasłużył; ale o tym za chwilę. — Ordinatio — wypuszczone słowa, magia spuszczona ze smyczy, bo potrzeba udowodnienia, że sobie poradzi — że potrafi sobie poradzić — zaczęła przewyższać promieniujący ból. Nawet, jeśli było to kłamstwo, które wmawiała sama sobie. PŻ: 133 PŻ Rzut na magię odpychania: k100 + 0; próg 60 |
The member 'Lyra Vandenberg' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 30 |
Śmiało— To krok w jego stronę; pół do tyłu pod wpływem uderzającego w jej mostek zaklęcia. Znamię czarownicy zapiekło, niemal jakby próbowało wchłonąć magię, która rozbrzmiała echem w jej klatce piersiowej. —Vandenberg, zasłużyłem! Dłoń już nie broniła rany, przygotowywała się do ataku — niebieskie iskry odbijały się od pierścionków, a w głowie nie było już myśli — został tylko instynkt. — Impedo — zaklęcie; zaklęcie—iluzja, ale ból miał być prawdziwy. Granice zacierały się coraz mocniej, dystans stawał się nieistniejący. — A kolor powiesz mi potem sam. Zbliżanie się do niego mogło być błędem — mówisz metaforycznie czy dosłownie, Vandenberg? — jeśli zaklęcie nie wyjdzie, znajdzie się w zasięgu ręki. Ale wciąż panowały trzy zasady. PŻ: 133 PŻ — 10 P = 123 PŻ Rzut na magię iluzji: k100 + 13; próg 85 |
The member 'Lyra Vandenberg' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 86 |
Nie. Granica pomiędzy zafałszowanym początkiem — zaśpiewaj, skoro magia nie przytuliła mnie na do widzenia — i wściekłym środkiem wreszcie została zatarta. Nie; pod przyciśniętymi do obojczyka palcami lśniła krew; w twardych grudkach bursztynowego spojrzenia lśniła złość; powietrzu, w którym dystans i cierpliwość topniały z każdym przesyconym bólem wdechem, zalśniła magia. Znajomy rytm odpychania rozpłynął się zanim zagubione echo słów odnalazło kolejny zakręt — mógł powiedzieć wiele; dobrze, Vandenberg, bo nawet z nieudanych prób płynie nauka. Dosadniej, Lyra, mam uczyć się intonowania? bo prowokacja to uniwersalny klucz do drzwi opisanych plakietką złość. Mocniej, Vandenberg, bo to, co nadchodzi sekundę później — w niebieskim błysku tańczących na palcach iskier — podrywa włoski na karku. Powietrze przestaje smakować powietrzem i zaczyna iluzją — więc słowo—obrona, słowo—odruch, słowo—powtórzenie wyrywa się spomiędzy ust zamiast odpowiedzi, która drapie w podniebienie; mój ulubiony kolor to— — Ordinatio. PŻ: 176 Rzut: k100 + 28: próg: 60 |
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 6 |
Mocniej, Vandenberg — niewypowiedziane, ale usłuchane. To mógł być powód do triumfu; jej, bo mija sekunda, w trakcie której defensywna tarcza rozpływa się w bladoczerwonej mgiełce i przepuszcza przez siebie impet zaklęcia. To mógł być powód do triumfu; jego, bo na sekundę przed uderzeniem w głowie kołaczą się tylko dwie myśli. On zasłużył. A ona posłuchała. Na to, co nastąpiło wdech później, w idealnym świecie nie zasługiwałby nikt; o tym, że światu wokół nich daleko było do ideału, szeptały opuszczone korytarze i pierwsze, stłumione westchnienie bólu. Williamson zawsze witał go w ten sposób; jakby był starym przyjacielem, który wraca po długiej nieobecności i zaczyna od uścisku — ten dziś miał formę (miał formę?) czerwonych sznurów, które— Szczypią to niewłaściwie określenie. Kurewsko parzą brzmiało adekwatniej. Rubinowe — jakby już nasiąknęły krwią — liny zacisnęły się wokół klatki piersiowej i nadgarstków, ramion i barków; jedna z nich próbowała dotrzeć do szyi, ale wtedy dłoń szarpnęła nerwowo, próbując uwolnić się z— Niczego, podpowiadał umysł, w którym kolejna eksplozja bólu sugerowała, że nic nie zadawałoby tego rodzaju cierpienia. Próba uchwycenia zaciskającej się wokół szyi iluzji była dokładnie tym — próbą; nie sposób uwolnić się od niczego, co nie istnieje. Nie sposób zrywać z siebie lin, których nie ma. Nie można stawiać kolejnego kroku i nie wydać z siebie stłumionego przekleństwa — kurwa nie zawodziła nigdy. Nie da się uwalniać i atakować, więc przez kilka sekund — na kilka sekund — Barnaby ma tylko słowa. W iluzorycznym starciu pokonał ostatnie dwa kroki; Vandenberg była w zasięgu dłoni — tej samej, która zrywała z szyi ostatnią smugę liny — i to ta dłoń pokonała oddzielające ich centymetry. Lyra musiała poczuć drżenie wystawionych na ból mięśni, kiedy palce musnęły jej policzek; Williamson nie złamał zasady. To nie był atak — wyłącznie niewerbalna pochwała, którą przekuł w zachrypnięte z bólu słowa. — Grzeczna dziewczynka. On zasłużył. A ona posłuchała. PŻ: 176 — 30 = 146 akcja poświęcona na wydostanie się z iluzji |
Wie — ale nie wie; nie naprawdę — co teraz się z nim dzieje. Splątana linia przeszłości pozostaje poza jej zasięgiem wzroku — zrozumienia? — ale nie świadomości. Widzi, jak próbuje zerwać coś, co wije mu się na szyję, w każdym kroku podchodząc coraz bliżej, aż— Złamałeś zasadę, chciała powiedzieć, ale najpierw powiedział on i zasady stały się tym, czym był jego ból — jedynie iluzją. Grzeczna, to wdech i wydech, który nie nadchodzi. Powietrze zatrzymało się w środku, myśli nie chciały zmienić toru, a syreny strzegące wejścia musiały teraz śmiać się kpiąco z tego, co rozgrywało się w ich zakątku. Lyra sama już nie była pewna, czy nie zmieniły właśnie frontu. — Cśśś — muskająca policzek ręka nie przeszkadza, a centymetry nie istnieją. Jej palce są ociekające czerwienią — ciepłą i kleistą esencją czegoś, co normalnie pulsować powinno od nadmiaru życia — jej palce dotykają lewej strony jego krtani, kciuk niemal zahacza o żuchwę. Zostawia dowód zbrodni; jego zbrodni, na jego skórze. Nie złamała zasady; to tylko małe wsparcie syreniej magii. Nos przyciska się do jego policzka, a usta mówią prosto do ucha. Mniejsza droga do przebycia; wiatr nie musi walczyć z magią. — Nie mów nic, to będzie mniej bolało. W hymnie przemycił zaklęcie; była bardzo ciekawa, jak zrobi to w milczeniu. PŻ: 123 PŻ Rzut na lament: k100 + 29; próg 60-79 (80-99) [ukryjedycje] Ostatnio zmieniony przez Lyra Vandenberg dnia Pon Paź 30 2023, 23:51, w całości zmieniany 4 razy (Reason for editing : powtórzenie zmieniłam ok) |
The member 'Lyra Vandenberg' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 83 |
Wie — ale nie wie; nie naprawdę — co nastąpi zaraz. Słowa nie wybrzmiały; ćśś to nie słowo — to monosylaba; to dźwięk o tysiącu znaczeń i tylko jednym efekcie. Cicho — kiedy lepkie od krwi palce muskają krtań, a rubinowa ścieżka wyznacza szlak dotyku; cicho — kiedy tętno przyspiesza pod opuszkami palców, a nieistniejąca odległość uwydatnia każde uderzenie nie—serca (gwardziści go nie posiadają, prawda?). Cicho — kiedy czubek nosa zahacza o chłodną skórę; kiedy gładki policzek przywiera do szorstkiego od zarostu. Cicho — kiedy jej słowa nie muszą pokonywać powietrza; kiedy jego słowa pokonać powietrza nie mogą. Zaciśnięta krtań odmawia posłuszeństwa — nie mów nic pozostawia wąskie pole do interpretacji; nucenie to mowa? Śpiew to słowa? Przekleństwo to głos czy werbalizacja myśli, które łupnęły o sklepienie czaszki, zanim— — M—hm — pomruk to nie mowa — to ciepły wydech na policzku i dłoń cofająca się w rytm monosylaby. Lyra powinna wiedzieć, że istnieją rodzaje magii, które nie wymagają słów; ta niewerbalna to wybór oczywisty. Ta oddychania to tajemnica; to lekkie pochylenie głowy i usta, które rozmijają się ze skórą policzka o milimetry; spędzili dwa miesiące na szlifowaniu tego rytuału. W półmroku zakątka został poddany kolejnej próbie — westchnienie przemijającego bólu zapoczątkowało magię; kolejny szept miał położyć jej kres. — Pa — sylaba to nie mowa — to ulotne pożegnanie w formie wydechu; ciepłe muśnięcie powietrza na kości policzkowej jest wszystkim, co po nim zostało. Kroki w tył — pierwszy, drugi, trzeci — są szybkie; definicja słownika wreszcie odnalazła odzwierciedlenie w ruchu ciała i dłoni. Nie mówił — jeszcze; magia kumulowała się między palcami zanim— PŻ: 146 — 5M = 141 |
— Nieładnie — zardzewiałe sylaby, wciąż niepewne, czy mogą wybrzmiewać; nieładnie. Naiwnie. Nierozsądnie. Wiele zaprzeczeń zamkniętych w kilku sekundach pomiędzy nieładnie, a czerwonymi iskierkami pełgającej między placami magii. Nie ufał Narażenie na nawracający lament to prosty przepis na migrenę. Wydech — już spoza magii oddychania; banalnie powszechny, krótki i wypychający z płuc resztki iluzji — zlał się w czasie z cichym zaklęciem. Szept to mowa; zrozumiał, kiedy z zaciśniętej krtani nie mógł wydobyć nawet Lyra — teraz może znacznie więcej, może— — Sis — może tylko tyle: jedną sylabę, której bliżej do szmeru niż głosu. Może aż tyle; jakby próbował — ale wciąż nie mógł — powiedzieć nie podchodź, otulając Vandenberg zaklęciem, które zawierało w sobie esencję odpychającej magii. PŻ: 141 Rzut: k100 + 28: próg: 55 |