Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
First topic message reminder : Oranżeria W większości przeszklony, niewielki budynek o bardzo przytulnym wnętrzu. Wejście do oranżerii znajduje się od strony tarasu, z którym ta jest bezpośrednio połączona. Oznacza to, że można dostać się do niej bezpośrednio z podwórza. Środek jest ogrzewany i przepełniony żywymi, okazałymi roślinami. Znajduje się tutaj również mniejsza część domowej biblioteczki oraz komfortowy kącik idealny na spokojne popołudnie z kawą i dobrą lekturą. Zwykle panuje tu kojąca cisza, pomagająca w wyciszeniu nerwów i relaksacji. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Jest wiele sposobów, w jaki można odpowiedzieć na wyznanie. Przez przyjęcie, po odrzucenie. Spodziewam się każdego, choć podskórnie wiem, że Sebastian też kocha mnie. Nie musi godzić się ze swoimi uczuciami, ale wiem, że to będzie prawda. Wiem, chociaż jeszcze kilka chwil temu miałam chęć wypruć żyły każdej kobiecie, na którą zwróciłby uwagę. Zabawne. Dwa miesiące temu obrażałam się i unosiłam dumą, sądząc, że potraktował mnie jak zabawkę na jedną noc, a ja okazałam się głupia i dałam się tak po prostu omamić. Dziś serce pęka mi na wskroś, kiedy jeden z najbardziej twardych i bezwzględnych mężczyzn, z jakimi pracowałam, zalewa się łzami na moich oczach. Czuję je na powierzchni swojej dłoni, widzę, jak spływają po jego twarzy, i nie wiem, co zrobić. Nigdy nie widziałam, żeby płakał. Nigdy nie widziałam, żeby pękł. Widziałam zawahanie wielokrotnie, widziałam wyrzuty sumienia i wątpliwości. Nigdy nie widziałam łez płynących tak rzewnie z jego oczu. Myślałem, że umarłaś. Coś staje mi w gardle, zatyka, odbiera oddech, kiedy szeptane obawy wypełniają malującą się pośród nas ciszę. Serce ściska się z żalu, gdy dopiero zaczyna do mnie docierać, że nie tylko ja dziś cierpiałam tak bardzo. On cierpiał na równi – a swój strach trzymał w ryzach aż do tej pory. Obejmuje mnie nagle, kurczowo, wtulając się w ramię, które teraz chciałoby poczuć więcej poza nieprzyjemnym mrowieniem. Nie interesuje mnie ono. Wszystko, co wiem, to że Sebastian mnie potrzebuje. Potrzebuje mnie nie tylko teraz – będzie potrzebował mnie już zawsze. Wiem, że mnie kocha, a jednocześnie nie potrafię sobie wyobrazić, że ktoś mógłby pokochać kogoś takiego jak ja. Jestem oniemiała, ale ramiona odpowiadają same. Zamykają go w uścisku, ciasnym, przyciągając do siebie i pozwalając płakać tak długo, jak tylko będzie potrzebował. To nie jestem ja. Nie jestem tą Judith, która z obrzydzeniem patrzyła na łzy i karciła swojego męża za każde wpajanie dzieciom pierdół odnośnie emocji, prawa do uczuć i że nie ma niczego hańbiącego w tym, że czasem po prostu łez jest za dużo. Teraz myślę, że może wtedy nie byłam jeszcze w stanie tego pojąć. Może potrzebowałam doświadczyć tego od Sebastiana, może potrzebowałam umrzeć i usłyszeć najszczerszych obaw o moje życie, żebym zrozumiała. Żebym potrafiła zamknąć w ramionach i zdrową ręką gładzić po gęstych włosach, tak długo, jak tylko będzie potrzebował. — Jestem tu – szepczę na przekór najczarniejszym myślom, na przekór wszelkim obawom pustki, do której miałby wrócić, gdyby mnie zabrakło. Mogło mnie zabraknąć. Mogłam już nie wrócić. I rozumiem, jak bardzo musiał bać się tego Sebastian. – Jestem z Tobą. Pocałunek spada na czubek głowy, niespodziewanie, bo tak podpowiada mi intuicja. Tak podpowiada mi chęć. Chcę go zamknąć w ramionach i już nigdy nie wypuścić. Mojego mężczyznę, który był w stanie walczyć hardo i z Gabrielem, ale nie może znieść myśli, że mogłoby mnie zabraknąć. — Zrobiłeś dla mnie wszystko. – Wiem, że chciał więcej. Wiem, że chciał mnie ochronić. Wiem, że ja w jego sytuacji czułabym się tak samo. Słaba. Zawiedziona. Zdesperowana. Rozdarta. – Gdyby nie Ty, nie wróciłabym stamtąd. – Wiem, że Sebastian tego nie widzi. Jest zaślepiony obawą, wizją, która będzie prześladować w snach nas obu. Powinien jednak wiedzieć więcej. To, że byłam o krok od poddania się. To, że tylko i wyłącznie jego głos, jego bliskość, jego prośba i desperacja sprawiły, że zmusiłam mięśnie, aby dźwignąć się z powrotem na nogi. To, że mogłabym tam zostać i zgnić na ziemi Cripple Rock, i nikt by mnie już nie znalazł. – Dzięki Tobie tutaj jestem. Pomogłeś mi stamtąd wrócić. Zrobiłeś dla mnie wszystko. Wiem, że chciał więcej – ale nie może wymagać od siebie niemożliwego. Nawet jeśli rozumiem, bo sama wymagałabym dokładnie tego samego. Pozwalam mu podnieść się delikatnie z objęć, gdy łzy się kończą, a cichy szloch niknie w ciszy. Widzę jego podkrążone, podpuchnięte oczy i uśmiech, delikatny, łagodny, ich sięgający. I słowa. Słowa, które powodują uśmiech i na mojej twarzy. Jesteśmy tak blisko, że wystarcza mi niewielki ledwie ruch, aby zabrać pocałunek z jego ust. Daleki był od szaleństwa, jakie z siebie już spijaliśmy. Ten był łagodny, pełen uczucia i sam Ojciec mi świadkiem – najpiękniejszy spośród wszystkich, jakimi siebie obdarowywaliśmy. Kocham Cię pieczętuje więź pomiędzy nami. Kocham Cię jest jak nieproszona obietnica, która ważona była przez miesiące, a być może nawet lata, aby dojrzała i mogła wybrzmieć właśnie w tym momencie. Właśnie w momencie, w którym dwoje ludzi pewni będą tego, że bez siebie już nie będą w stanie iść dalej. Ja nie będę. I teraz wiem, że on również nie. — Wyjedźmy stąd – spada z moich warg nagle, bez zastanowienia, ale i bez żalu. – Choćby na kilka dni. Gdzieś, gdzie nikt nas nie rozpozna. Gdzie będziemy mogli być ze sobą. Zasługujemy na to. Mówiliśmy o tym. Zasługujemy na to i powinniśmy to zrobić. Wbrew wszystkiemu i wbrew wszystkim. Sami, pośrodku obcego świata. Sami – gdzie nareszcie nie będziemy musieli się ukrywać. Gdzie będę mogła spijać jego pocałunki pośrodku ulicy i nikt nie obróci się, aby przypisać imię do nazwiska, albo doszukać się braku formalnej więzi. Gdzieś, gdzie będę mogła nazywać go swoim, bo nikogo nie będzie obchodziło, kim i z kim jesteśmy. Sami. Po prostu sami. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Nie jest mu dobrze z tym, jak się rozkleił i nie mógłby uwierzyć, że jakikolwiek mężczyzna mógłby się tym nie przejąć. Jednocześnie wie, że nie stało się nic złego i jest wdzięczny Judith za jej słowa. Chciał być silny dla niej i był, tak długo, jak dał radę. A ona jest silna dla niego. Gdy się poznali, lata, lata temu, nigdy nie mógłby przypuszczać, że połączy ich tak silna więź, że będą w stanie tak bardzo się wspierać i dzielić otwartymi wyznaniami miłości. A jednak są tutaj razem i razem mierzą się z apokalipsą, wiedząc, że jeśli jedno z nich zginie, świat skończy się dla drugiego. Wyciera niedbałym ruchem twarz, wydychając głośno powietrze, strząsając tym samym całe to napięcie, wszystko, co musiał z siebie wyrzucić. Jest mu lepiej. Czuje się spokojny. Judith chce wyjechać, a Sebastian obdarza ją drobnym uśmiechem i w pełni rozumiejącym spojrzeniem, trzymając smukłe palce w objęciach własnej dłoni. — Wyjedziemy — obiecuje gładko i odsuwa się tylko odrobinę, by dać Judith trochę przestrzeni, którą tak doszczętnie przed chwilą zabierał. Układa się wygodniej i obejmuje drobniejsze ciało ramieniem, pozwalając, by wszystko wróciło na swoje miejsce i to ona mogła wtulić się w niego. Kciuk drogą nawyku wraca do głaskania powolnie jej ramienia. — Czasem się zastanawiam — mruczy po chwili milczenia, wpatrzony gdzieś w przestrzeń — czy to kara, czy nagroda. — Atmosfera sprzyja tak zwierzeniom i wyznaniom, jak i przemyśleniom, które zwykle zostają w sferze myśli. Dziś ją opuszczają i być może są jednym ze sposobów, w jaki mogą poradzić sobie z tym wszystkim, co się wydarzyło. Brak innych rozważań oznaczać będzie powracanie myślami do pola walki, do wszystkich ran i trudności oraz do tego co niepewne i co ma dopiero nadejść. Będą musieli to udźwignąć. Czy Lucyfer chciał nagrodzić ich za wieloletnią służbę, dlatego pozwolił im kochać, czy może zasłużyli sobie na karę i dał im tę miłość tylko po to, by za jakiś czas musieli mierzyć się z jej brutalną stratą? — A może test? — szepcze jeszcze w zamyśleniu i ta możliwość wydaje mu się wielce prawdopodobna. Czy mając do wyboru domową sielankę i spokojne przeżycie swojej starości, znajdą w sobie siłę, by postawić Lucyfera nad piękną wizją, która nigdy się nie spełni, jeśli kontynuują swoją misję? Dla nich wybór jest oczywisty. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Cień uśmiechu (kiedy ostatnio się uśmiechałam? Zdawało się to tak dawno temu) przemyka przez moją twarz, gdy słyszę ciche, gładkie, pozbawione wahania zapewnienie Sebastiana. I oboje wiemy, że się z tego nie wywinie. Będę wierciła mu dziurę w brzuchu tak długo, aż w końcu nie spakujemy się i nie wyjedziemy – chociażby na kilka dni. Jak wiele rzeczy możemy zrobić przez te kilka dni? Absolutnie wszystkie. Sebastian wraca na swoje tory. Nie przeszkadzam mu w tym. Nie mam ochoty rozważać na tematy ról społecznych i utartych stereotypów – dzisiaj po prostu potrzebuję jego, dlatego daję mu opleść się i powrócić do swojej pierwotnej pozycji, samemu lokując głowę na jego piersi. Coraz bardziej przestaje mi to przeszkadzać. To oddawanie kontroli, pełnienie przez niego roli typowego mężczyzny, kiedy mnie wciska w rolę typowej damy. Nadal twierdzę, że pasuję do niej jak pięść do nosa i nigdy nie będę typową kobietą, ale może jemu nie będzie to przeszkadzać. Zobaczymy. Innym razem. Przymykam oczy. Jestem już spokojniejsza, a na dodatek czuję ciążący pod powiekami piasek. Jest środek nocy, po wieczorze pełnym przeżyć i wyślizgiwaniu się z objęć śmierci. Jest środek nocy po dniu, w którym otworzyliśmy Piekło. W którym straciliśmy wiele – i wiele zyskaliśmy. Naturalnym jest, że po prostu zabraknie nam siły na więcej. — Nie mam pojęcia. Często sama się nad tym zastanawiam i nigdy nie dochodzę do jednoznacznych wniosków. Dlatego wolę wybrać sobie wersję, która mniej spędzi z oczu mój sen. — Być może wszystko po trochu. – To nie jest ta odpowiedź. Ale Sebastian nie lubi mydlenia oczu. Ja także. – Kiedy następnym razem go spotkamy, być może nam odpowie. Nic nie jest pewne. Poza tym, że oboje już wiemy, co do siebie czujemy. I że nas obojga zaskoczyła intensywność tych uczuć. — Ale dopóki mnie kochasz, nie zamierzam z Ciebie rezygnować. Dłoń sama odnajduje dłoń. Nawet jeśli uścisk jest słaby, splatam je ze sobą, delikatnie pieszcząc powierzchnię jego palców. — I zamierzam się wyspać za wszystkie czasy. Chodź, może się nie skopiemy w tym łóżku. Nie tyle, że się rozpychamy, a po prostu zbyt dobrze wiem, że jeszcze przez pewien czas dręczyć nas będą nocne koszmary. Trudno. Przetrwamy i to. Tym razem kładę się bliżej niego, aby, czując ciepło jego ciała i puls bijącego w piersi serca, zamknąć oczy i pozwolić sobie odpłynąć w ramiona pustki. Pustki znacznie bezpieczniejszej, pustki spełnionej, pustki, która wcale nie jest zła. Jutrzejszy dzień będzie lepszy. I razem obejrzymy wschód słońca. Tak, jak mu obiecałam. Judith i Sebastian z tematu |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii