First topic message reminder : Billy Goat Mały pub na skraju lasu Cripple Rock to mała rodzinna inwestycja, nieprzerwanie działająca w tym miejscu od blisko 50 lat, chociaż historia Billy Goat sięga jeszcze XIX wieku. Pub znajduje się na uboczu od głównej drogi, przez co niemal nigdy nie trafiają tutaj przypadkowi turyści. Chętnie zjawiają się tutaj za to miejscowi oraz leśnicy i myśliwi, dlatego nie dziw, że całym motywem przewodnim tego miejsca, są właśnie leśne zwierzęta. Skóry i trofea ścienne można znaleźć wszędzie — już od wejścia. Powiewająca tam amerykańska flaga słusznie sugeruje, że wszelkie niepatriotyczne przejawy mogą być surowo ukarane. Właściciel tego miejsca — słynny Billy — jest zresztą zapalonym łowcą. Oprócz taniego piwa nic nie sugeruje, że Billy Goat jest podrzędną knajpką. O wystrój tego miejsca dba żona właściciela, co czyni go bardzo domowym i wyjątkowo przytulnym pubem. Wstęp tylko dla członków Kowenu Dnia. Rytuały w lokacji: Kocioł smoły [moc: 117] Sieć osłabiająca [moc: 78] Wystrzały eteru [moc: 71] |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Winnifred Marwood
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 161
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 14
Wiele informacji jest dla niej nowych. Dopiero teraz jest w stanie w pełni zrozumieć, co tak naprawdę wydarzyło się dwudziestego szóstego lutego. Świat naprawdę zaczął się kończyć, Eros zabił świętego Piotra, a klucze do Nieba... Najwyraźniej, znalazły się w ich posiadaniu. To dobrze. Z pewnością będą im potrzebne i tak jak zostało powiedziane przez panią Carter — powinny zostać bezpiecznie ukryte. Sama nie wie dlaczego, ale pomyślała o szopie ojca, która zdaje się posiadać własną, czarną dziurę, gotową wciągnąć wszystko, co tylko jest aktualnie potrzebne. Z pewnością nie byłoby to miejsce, w którym ktokolwiek by ich szukał — nie bez powodu. To absurdalna propozycja. Potakiwała delikatnie głową, przyswajając kolejne informacje. Znają tożsamość kolejnego jeźdźca — to dobrze, będą mogli może dzięki temu ograniczyć zniszczenia, jakie miały miejsce ostatnim razem. Będą mogli być przygotowani. Będą mogli ostrzec bliskich, aby— Wyrzuciła z głowy te myśli. Z zainteresowaniem słucha kolejnych faktów z ust matki, jak i małej lekcji geografii od pana Hudsona. Nie wiedziała, że tyle podróżował — gdyby okoliczności były bardziej sprzyjające, z chęcią wypytałaby go o różne okazy, których nie da się zobaczyć czy spotkać w Maine. Tyle żuków było do zobaczenia. Spogląda przerażona na pana Verity, który siedzi obok niej, z uśmiechem opowiadając o planach morderstwa. — Czy to naprawdę konieczne? — spytała, tym razem nie mamrocząc słów pod nosem, nie wbijając spojrzenia w stół, ani nie spuszczając głowy w dół. Dziwna odwaga potrafi opętać człowieka, gdy staje w obronie tego, w co wierzy. — Magia oferuje dużo alternatyw, które nie zakładają kończenia czyjegoś— Życie było cenne — cenniejsze niż magia. Każdy miał do niego prawo i odbieranie go komuś, powinno być wykonywane jedynie, gdy jest to akt litości. Spojrzała w stronę swoich rodziców, szukając na ich twarzach poparcia. Nie była w stanie uwierzyć, że debatują teraz nad tym, czy kogoś zabić, bo znalazł się w złym miejscu o złej porze. — Przecież gwardia— Ile to razy magia wymykała się spod kontroli i gwardia musiała zacierać tego ślad? Nie jestem znawczynią magii odpychania, ale czy nie ma tam zaklęcia, które pozwala modyfikować czyjąś pamięć? — przełknęła ślinę, a w błękitnych oczach nadal błyszczała determinacja, by przemówić obecnym do rozsądku. Medycy powinni pomagać innym, nie szkodzić. Wystarczająco było już w życiu ludzi nieszczęść. Jeszcze niedawno słyszała na zajęciach o przypadku chorego dziecka, którego jedyną nadzieją był niezwykle rzadki i ciężki do wyprodukowania eliksir. Magia oferowała rozwiązania — nawet chorób, które w przeciwnym wypadku byłyby śmiertelne. Morderstwo nie powinno być nigdy ich pierwszym odruchem. Jeśli taki świat chcą stworzyć, to ona nie miała zamiaru mieć z nim nic wspólnego. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy (tymczasowo)
Zawód : studentka medycyny i magicyny
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
Frank Marwood ze Skandynawią miał dokładnie tyle wspólnego co Junior z usiedzeniem w miejscu przez 6 pełnych minut. To znaczy nic. Wymieniane imiona — oprócz oczywiście Gabriela — przypominały bełkot w innym języku. Mieli w domu zasadny i jasny podział ról. Esther zajmowała się historią, on teorią magii. Ona obiadem, on jedzeniem. Ona sprzątała, on brudził. Tu naprawdę nie było nic skomplikowanego. Dostrzegł wzrok Judith, gdy wspominała o bezpiecznym miejscu ukrycia kluczy. Tak zbadać je... Znaleźć sposób, znaleźć formę i czas wykonania, prześwietlić ten metal (złoto? Srebro? Nie wie) i rozbić sobie na nim głowę. Gdyby tylko otrzymał taki artefakt w swoje dłonie, mógłby nie tylko dokonać wiekopomnych odkryć, ale też znaleźć sposób by je skopiować. Odrzucił tę myśl od siebie. Nie był na tyle poważny, by potrafić to zrobić. Nie miał nawet tytułu Alfy i Omegi, co wciąż kuło kruche męskie ego (sumienie?). Decyzja należała do Gorsou. Wysłuchał też Esther, gdy wspominała o matce ich ucznia. Pamiętał (kojarzył jak przez mgłę) temat. Wybranie się do szalonej kobiety w pojedynkę byłoby ryzykowne, ale kto znał panią z domu Hodges wie, że pod rozsądną kobiecą sylwetką, kryje się pełen werwy duch walki, dziedziczony z ojca na córkę. On nigdy go nie miał. Być może dlatego nie stał się ideałem wśród zięciów. Teraz było za późno na odwrót. Słowa Sebastiana — tych nie mógł pominąć czy zignorować. Śmierć. Przełknął ślinę, wciągając powietrze nosem, które cicho zaświszczało. Odwrócił wzrok do córki. Pod wąsem nie pojawił się uśmiech. — Winnifred, nawet utracone wspomnienia można odzyskać. Cofnięcie rytuału jest możliwe, istnieją sposoby, które nie są nauczane w szkole. Cofnięcie skutków takich czarów nie jest proste, ale dla zdeterminowanego czarownika, będą możliwe. Patrząc na to, w jakiej sytuacji jesteśmy, myślę, że pan Verity ma- — zawiesił się na „słuszność”. Nie był gotowy, patrząc w oczy własnemu dziecku, przyznać, że morderstwo innego czarownika będzie nie tylko nieuniknione, ale też konieczne. Ludzie ginęli codziennie, ale plan na ten świat musiał się ziścić. Jeśli Niebo pozostanie otwarte, jeśli magia nie przepłynie w pełni na świat — wtedy śmierć będzie gonić śmierć. To o to musieli zawalczyć. O bezpieczeństwo. O przyszłość. Dla dzieci. Dla wnuków. — Pan Verity wie, co robi — odwrócił wzrok, wpatrując się w stół, jak gdyby miał zapaść się pod ziemię. Oby do Piekła. Oby jak najbliżej zbawienia. — Mamy jedną szansę, aby wypełnić wolę Lucyfera i stworzyć ten świat tak pięknym, jakim planował go Bóg. Nie możemy się poddać ani zatrzymać. Tylko dzięki temu ludzkość — my — przetrwamy. Nie wyraził chęci udziału w przedsięwzięciu Sebastiana. Zrobi to później, gdy Esther i Winnifred nie usłyszą. Sluchał wszystkich słów Gorsou ze spokojem, kiwając nieznacznie głową w międzyczasie, jak gdyby w zrozumieniu. Próby wzmożonego skupienia rzadko skutkowały, ale teraz, gdy chodziło o samego Lucyfera, zbierał w sobie każdą energię, aby nie rozproszyć się, przeanalizować każdą możliwość. Żaden był z niego strateg. W obliczu specjalizacji Carter i Verity'ego mógł co najwyżej rozkręcać te swoje proste silniki i skręcać je z powrotem. Co zresztą robił. — Tam na ścieżce, gdy szliście do Erosa. Coś was złapało, prawda? Jakaś pułapka... Mówię o tym, bo Surtr z pewnością nie jest zwyczajnie zatrzaśnięty w klatce. Za jego zniewoleniem musi stać potężna magia. Poszukam sposobu, aby taką magię zniwelować, jakkolwiek pokonać — wojownik był z niego żaden, ale jeśli Marwood cokolwiek na świecie potrafił, to potrafił myśleć. — Słyszałem ostatnio od znajomego o bardzo ciekawym rytuale dającym coś na formę więzienia. Nie ma to nic wspólnego z naszymi bohaterami, ale wszystkie takie czary tworzone są w podobny sposób. Magia związuje się w formie niewidzialnej, istnieje w czasie i przestrzeni i tak samo, jak każdy inny materiał, można nią budować. Tak samo, jak taka papa na dach, albo beton. Beton należy wymieszać z wodą, budulec magiczny z czasem i przestrzenią, uwzględniając zasadę, że nic nie powstaje z nicości. Choć tutaj też są wyjątki jak choćby iluzja... Ale prawa fizyki i magii są niezmienne i-... — był gotów zacząć swój wykład, przypominając wszystkim zebranym o wspaniałych czeluściach teorii magii, ale powstrzymał się w imię kultury osobistej. — Chodzi mi o to, że jeśli Frejr uwięził Surtra tak musiał skorzystać z najważniejszej rzeczy na świecie. Z magii. Znajdę sposób na jego uwolnienie, nawet jeśli będzie to tylko element układanki — spróbuję. Przedstawił swoją wizję, w głowie układając już plan. Pamiętał historię Duffy'ego, zamierzał się nią posiłkować. A skoro magia nie bierze się z niczego, tak znów Roche Faust będzie niezbędny do rozwiązania zagadki. O ile będzie gotów podjąć się tej współpracy, o ile jego umysł będzie gotów przyjąć prawdę. |
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii
Antoine Maurice Rousseau
Tymczasowo zająłem się jedzeniem ciasta, kiedy słowo Klucz wywołało we mnie pewnie wspomnienie - O, o, och! - aż się wyprostuję i zacznę wertować leżąca przede mną księgę - Augustyn cytował Jana, mówiąc o kluczach - w końcu znalazłem - Potem ujrzałem anioła, zstępującego z nieba, który miał klucz od Czeluści i wielki łańcuch w ręce. I pochwycił Smoka, Węża starodawnego, którym jest diabeł i szatan, i związał go na tysiąc lat. I wtrącił go do Czeluści, zamknął, i pieczęć nad nim położył, by już nie zwodził narodów - przeczytam głośno ustęp - Czy to oznacza - spojrzę tu na naszego przewodnika - Że ów klucze są nam równie potrzebne, jak i zagrażające Lucyferowi? Jeśli dobrze pamiętam, choć tu napewno będziemy potrzebować czasu - zerknę na panią Marwood z uśmiechem - Przesłaniem księgi Jana Apostoła jest, wedle fałszywej wiary, uwięzienie i ostateczny sukces nad Diabłem… - pożuję policzek w zamyślonym geście - Czy teraz, gdy wszystko się zaczęło a pierwsza pieczęć pękła, Gabriel będzie próbował uwięzić Lucyfera w Czeluści? - pokręcę głową niepewny, ale sama świadomość napawa mnie lękiem. Nie większym niż morderstwo. Herbatka aż utknie w gardle, kiedy Verity opowiada o zagrożeniu. Nie jestem mężczyzną agresywnym i staram się unikać wszelakiej przemocy (krew, a fuj). Przysłuchuje się jednak temu co mówi Sebastian, a potem z uwagą obserwuję wymianę zdań pomiędzy córką a ojcem. Czy rozpoczęcie Apokalipsy oznacza, że jesteśmy w stanie wojny? - Mam… znajomości. W różnych kręgach - odezwę się. W końcu jestem bywalcem - Sam mogę zaciągnąć języka i posłuchać czy pojawiają się jakieś plotki - uśmiechnę się do Imani, nie potrafię sobie wyobrazić lepszej osoby do zdobywania informacji. Nawet jeśli - Nie walczymy tylko z Gabrielem ale też pomiędzy sobą? - spojrzę na Judith - Na wszystkie czeluści piekła, kto z naszych pobratymców może być przeciw nam? |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : dyktator smaku, arbiter sztuki, bywalec
Kolejne pytania i tematy nie miały zostać zignorowane. Gorsou ze spokojem pił herbatę przygotowaną wcześniej przez panią Marwood, przysłuchując się słowom zebranym. Był starszym człowiekiem z wymalowanym stoickim spokojem na twarzy, tak jakby doskonale wiedział, co robi. Przez wzgląd na jego bliskość z Lucyferem łatwo było stwierdzić, że prawdopodobnie dokładnie tak było. Aurelius miał rację. Wymienione miejsca znajdywały się w Turcji, na co Gorsou kiwnął głową w potwierdzeniu. — Te wszystkie miejsca i kościoły na pewno będą w stanie udzielić nam wielu wskazówek, ale nie mamy czasu zwiedzać ich wszystkich, nawet jeśli to szczególne i warte uwagi obiekty — wycieczki krajoznawcze każdy mógł przecież zrealizować w swoim wolnym czasie. — Eros posłał listy do każdego z kościołów, ale sądzę, że tylko jeden z nich będzie wart naszej uwagi. Dowiemy się który, a wtedy podejmiemy decyzję co z tym zrobić. Na ten moment musimy skupić się na innych kwestiach — oznajmił klarownie, uznając, że sprzeciw będzie tu zbyteczny. Zwiedzenie i przeszukanie każdego z tych starożytnych miast wymagałoby potężnych nakładów nie tylko siły i finansów, ale też wiedzy. Marnowanie zasobów było zbędne. Padające pytania o klucze i ich lokalizację również nie zostały pominięte. Zaczął od odpowiedzi na pytania Antoine: — Fragment, o którym mówisz, zdaje się odnosić do kluczy do Piekła. Tak, słyszałem o tym, ale nie rozmawiałem jeszcze z naszym Ojcem na ich temat, więc nie udzielę się odpowiedzi. Zrobię to, gdy sam ją otrzymam. Gabriel już wieki temu uznał, że Lucyfer jest odpowiednio uwięziony. Skrajne głupstwo. Wybujałe ego Gabriela bawi mnie nie od dzisiaj. Jak byłby w stanie uwięzić potężnego Króla? Zwycięstwo Niebios nad Piekłem to chrześcijańska mrzonka dopisana tam dla pokrzepienia serc i potwierdzenia łgarstw Archanioła — oznajmił spokojnym tonem, ale wy nie mogliście być pewni, czy jest to mowa fanatyka, czy obiektywna opinia. Gorsou w towarzystwie Kowenu Dnia słynął z obydwu. — Judith, te klucze to potężny artefakt i tak należy się z nim obchodzić. W tym momencie są bezpieczne, ukryłem je przed wzrokiem Niebios, ale wkrótce będziemy potrzebować miejsca nasączonego magią do tego stopnia, by nawet nie śmieli się tam zbliżyć — spojrzał na Imani, jakby unosząc brwi wyżej, lecz nie powiedział nic więcej. Pola Padmorów dawały ogromne możliwości, a sam fakt, że spadł w nie Eros, obłożył je wyjątkową, choć niezbadaną mocą. — Pytasz Judith, kim są ci drudzy. Ty Sebastianie i Antoine, czy konieczna będzie walka z braćmi. Nie ma na to jednej odpowiedzi. Jeśli powiem, że walka będzie zbędna — będę kłamcą. Przed nami trudne czasy i będziemy musieli stanąć przed nimi wspólnie. Jak brat z bratem, a siostra z siostrą. Jeśli powiem, że walka będzie konieczna — również skłamię. Być może będziemy w stanie jej uniknąć, ale jak długo? Tego nie wiem — westchnął ciężej, wstając z krzesła. Oparty o laskę, z którą zawsze się poruszał, podszedł do okna, przez moment przypatrując się odległym drzewom i przebijającym się przez ich korony słońcu. — Nasz Pan jest Władcą Piekieł i całego świata. Oddał nam siebie — magię. Z ręki ofiarowanej mu przez Boga stworzył istotę gotową urodzić Aradię, której poświęcenie i męczeństwo wyłoniło z czeluści największy dar — moc. Stworzył Lilith. Są ludzie, którzy twierdzą, że jej obecność jest równą lub — chociaż stał odwrócony częściowo tyłem, tak, że bok jego twarzy był widoczny tylko na Judith, Aureliusa i Antoine, słyszeliście, jakby lekko parsknął pod nosem — nawet wyższą od reszty Piekła. To bzdura — znów spojrzał na stół. — Nie ma wyższego nad Lucyfera, a ci, którzy sądzą inaczej to idioci. Ci, którzy byli ze mną w Wallow tamtego dnia, pamiętają, że zjawiła się inne grupa, której przewodziła kobieta. Ma się za ich przywódczynię, sądzi, że Lilith przemawia jej ustami, ale to łgarstwo. Lilith nie ma takiej mocy, jest tylko tworem naszego Pana i tak należy ją traktować. Nigdy nie byłaby w stanie objawić się na Ziemi, żadnemu człowiekowi, bo jest podległa Lucyferowi i nigdy nie odwróci się od niego. Sugeruję patrzeć na ich obecność z przymrużeniem oka, traktować niczym małpki w nowojorskim zoo, chociaż to nie oznacza, że macie ich ignorować. Nawet mrówki są w stanie dokonać szkód — nos dumnie unosił w górę, pewien każdego swojego słowa, po czym znów usiadł na swoim miejscu przy stole. — Walka z nimi byłaby bezcelowa, ale jeśli dojdzie do ataku, powinniście reagować. Nie mają jednak ani wiedzy, ani możliwości, ani zasobów. To zwykli kłamcy, którzy najbardziej oszukują samych siebie. Jednak nawet w tych splamionych wariactwem głowach nie powinno dojść do chęci powstrzymania Apokalipsy. Powstrzymanie Apokalipsy oznacza napaść Gabriela na Ziemię, a to... To byłaby katastrofa nierówna żadnej innej. To byłby nasz koniec. Odczekał moment, nim odpowiedział na kolejne pytanie, tym razem padające z ust pani Padmore, jakże istotne w obliczu reszty spraw i wypowiedzi Verity'ego i młodej Winnifred. — Podstawą w ograniczeniu liczby ofiar, będzie jak najszybsze zamknięcie Niebios. To nasza jedyna szansa. Lucyfer nie wyrządzi krzywdy żadnemu czarownikowi, który będzie mu wierny. To nasz Ojciec, to dzięki niemu tu jesteśmy. Nie mogę obiecać, że nie będzie ofiary tego wszystkiego. Kataklizmy, które nawiedziły Saint Fall, mogą stać się dopiero początkiem, ale to tylko droga do celu, na której końcu czeka zbawienie. Jeśli Gabriel nie zdąży nas zaatakować, liczba ofiar będzie minimalna. To mniejsze zło — ostatnie zdania wypowiadał z należytą im powagą. Jakiekolwiek ofiary były tragedią, przelanie krwi czarownika też. — To, co możemy zrobić teraz by zabezpieczyć nieświadomych i niemagicznych to zwiększenie ochrony. Kościół Piekieł musi do tego nawoływać. Przyzwyczailiśmy się, że kapłani zapewniają nas o bezpieczeństwie, ale każdy powinien być gotowy. Nawet najprostsze rytuały pomogą. Głoście te słowa, lecz nie nawołujcie do paniki. Jest nam zbędna. Wszystko, o czym tu mowa musi zostać między nami, w zaufanym gronie. Sebastianie, sam podejmij decyzję co zrobić z tym człowiekiem. Zamęt jest nam zbędny i może ściągnąć na nas wzrok chrześcijan — wyraźne było, że Gorsou nie zamierza wypowiadać się na temat potencjalnego morderstwa chwalipięty. Taka wola musiała leżeć w każdym człowieku osobno. W każdym człowieku i jego własnej odpowiedzialności. Krótkie wypowiedzi Franka i Winnifred na temat potencjalnych rozwiązań sytuacji jedynie wysłuchał. Również te kwestie leżały teraz między ojcem i córką. Wytłumaczenie młodej pannie Marwood konsekwencji tego wszystkiego zostanie w rękach jej rodziców. Kulminacyjne pytania sprowadzające się do niedalekiej przyszłości, jaką miało stać się uwolnienie Surtra i jego walka z Frejrem, padały z ust członków Kowenu. Sam Grosou — tradycyjnie — popijał herbatę, odstawiając w końcu filiżankę na spodek z cichym stuknięciem, które nie miało przeszkodzić w rozmowie. — Dowiem się tego i gdy znajdę to miejsce, poinformuję was o tym. Wtedy spotkamy się i wspólnie go uwolnimy. Surtr sam będzie wiedzieć, gdzie znajduje się Frejr, nie sądzę, że będzie mu do tego potrzebna nasza pomoc w odnalezieniu go. Swoją uwagę skupcie na dwóch rzeczach. Pierwszą jest zabezpieczenie siebie i swoich bliskich. Upewnijcie się, że w pentaklach zatrzaśniecie czary mogące pomóc wam w trudnej sytuacji, ubezpieczcie się w eliksiry, magiczne nicie, czy nawet demony. Wszystko to, co będzie was chronić i przechylać szalę na naszą korzyść. Druga jest taka, że musimy odnaleźć sposoby na uwolnienie Surtra. Możliwe, że Frejr stworzył pułapki, które przy zbliżeniu się do Surtra będą reagować, dlatego po odnalezieniu go, gdy udamy się w to miejsce, będziemy potrzebować wszystkiego, co uda nam się zdobyć, aby jak najszybciej tę kwestię rozwiązać. Wszelkie rytuały, magiczne sposoby, artefakty — tego wszystkiego użyjemy właśnie w tym celu. Niestety spodziewam się, że będzie to też oznaczać koszta. Tak potężna magia w ludzkim ciele zostawi tam ślad nie do zmazania. Dlatego zajmę się tym ja. Jestem z was najstarszy, prawdopodobnie najbardziej doświadczony, a także najmniej użyteczny, więc jeśli będzie konieczna ofiara, to ja ją poniosę. To nie podlega dyskusji. Więc wy znajdźcie sposoby jak go uwolnić. Dokładny plan omówimy, gdy znajdę go na mapie. To o czym wspominasz Aureliusie jest dobrą wskazówką, sprawdzę to. Musimy być pewni, że Surtr stanie po stronie Lucyfera. Wdzięczność za wolność powinna być do tego dostatecznym argumentem. W trakcie całego tego spotkania padło wiele informacji, które w głowach zebranych mogły zostać w mniejszy lub większy sposób zapisane. Najważniejszym, a właściwie niezbędnym, czego nie dało się zapomnieć, to kilka kwestii, mających na zawsze zmienić obliczę ziemi. Tej ziemi... Gdy pod koniec lutego Eros spadł na Ziemię, rozpoczęła się seria kataklizmów. Krwawy deszcz jego krwi, martwy Anioł, płonące strzały spadające wprost na Deadberry — to wszystko było jedynie preludium do najważniejszego. Do spotkania na swojej drodze Upadłego Anioła, który przed wiekami spisał rytuał Apokalipsy, rozpoczynający się właśnie na świecie. Należało oczekiwać kolejnych jeźdźców, a drugi z nich pozostawał w niewoli. Uwolnienie go z niej i dalsze losy Piekła miały zależeć od Kowenu Dnia, który postanowił otworzyć szerzej jego bramy. Wypuszczona na świat magia miała ponieść przecież dobrobyt i urodzaj, wypełnić wolę Lucyfera. Uwolnienie Surtra musiało zostać dokładnie przygotowane, tak samo zresztą, jak miejsce schowania kluczy do Nieba, zabezpieczenie mocy i niewinnych ludzi — Gorsou i sam Lucyfer nie chcieli przecież ofiar. Należało się skupić na Surtrze, który został uwięziony przez Frejra. Według proroctw ma on zabić swojego oprawcę, aby stać się drugim Jeźdźcem Apokalipsy. Potencjalni wrogowie wspierający Lilith mieli zostać mrówkami w obliczu najważniejszego, chociaż wyjątkowo pewny siebie Gorsou mógł przemawiać z punktu fanatycznego. Na ten moment nie było sposobu, by to potwierdzić, ale jedno było pewne — Lucyferowi nikt nie dorówna. Mimo to należało się zabezpieczyć. Dochodziła siódma rano. — Nie ma czasu do stracenia. Zacznę szukać Surtra, a wy szukajcie sposobów na jego uwolnienie, nawet jeśli nie wiemy, z czym dokładnie będziemy się mierzyć. Gdy je znajdziecie, napiszcie do mnie list. Będę musiał się z nimi zapoznać i dobrze zrozumieć. Jeśli macie jeszcze jakieś pytania, to teraz jest moment, by je zadać, ponieważ właśnie skończyłem moją herbatę. Jeśli nie — pomódlmy się w ciszy. — skończył. Jest to ostatnia tura z Mistrzem Gry (Gorsou) w trakcie spotkania, ale po niej będziecie mieli możliwość bezterminowego zostania i omówienia dodatkowych kwestii, do których nie jest niezbędna obecność MG. W następnym poście pojawi się podsumowanie spotkania wraz z rozliczeniem punktów credo. Mapka: Termin: czwartek (21.09) do 22:00. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Antoine Maurice Rousseau
Przysłuchuję się naszemu przewodnikowi z uwagą. I choć bardzo bym chciał - zależy mi by dobrze wypaść, nie tylko przed grupą, ale również dla dobra Aureliusza, który wprowadził mnie tutaj - to nie potrafię wyłączyć znanego mi z trybu debat oraz całego kursu studiów krytycznego myślenia. I odezwę się - Mówiłeś, że to Eros napisał tę księgę zanim została ona przejęta przez fałszywą wiarę. Motyw uwięzienia diabła jest też bardzo istotnym elementem Augustyńskiego dzieła... Na pewno z Esther - ukłonie się pięknej pani Marwood, posyłając jej najcieplejszy z uśmiechów - przebadamy wspólne każde z pism omawiających to zagadnienie. Jednakowoż, czy nie jest bezpieczniej wysnuć hipotezy, że jest to bardziej ostrzeżenie dla naszego Pana niźli mrzonka? - spojrzę tutaj po reszcie zgromadzonych. Zapewne znają Gorsou lepiej niż ja. A część z nich, tu wzrok ucieknie do Judith i Sebastiana, byli świadkami śmierci Erosa. Nie jestem prawnikiem (na całe szczęście, znam jednego co pokazuje najlepiej co robi to z ludźmi!) ale idąc tropem pierwszej zasady prawa o której mi wiadomo, winę należy udowodnić. Kieruje się tym samym w swojej drodze naukowej - nic nie zasługuje na status mrzonki dopóty się tego naukowo nie obali. I choć papier przyjmuje wszystko (tak Kancie, patrze tutaj na Ciebie i twoje wywody...), to ciężko mi równie beztrosko uwierzyć, że nieprawdziwość mogłaby zostać powielona aż tyle razy. I to w tak podobnej formie. Choć może po prostu brakuje mi tu dobrej dysputy filozoficznej, już dawno w żadnej nie uczestniczyłem. Przechyle głowę przysłuchując się i dalszej części jego słów. Wzrok po raz kolejny ucieknie w kierunku Judith i Sebastiana, napotkali t a m t y c h. Odczuwam pewien dyskomfort. Bo choć szczerze wierzę, że Lucyfer jest naszym Panem i nie ma nad nim istot potężniejszych, że jego mądrość obdarowała nas magią i, że musimy zrobić wszystko by pokonać Gabriela. Tak sposób w jakim nasz przewodnik wypowiada się o Lilith oraz tej innej, cokolwiek to oznacza, grupie jeży mi skórę na karku. Oczywistym jest, że Lilith jako służebnica jest niższa rangą oraz mocą, zatrważa mnie jednak podobny brak szacunku. Jeśli - a ku temu nie mam wątpliwości, tak musi stać się na pewno - Lucyfer wygra wojnę z niebiosami, przecież my wszyscy będziemy cieszyć się tego rezultatem. Łącznie z Lilith. Uniosę w górę brew i spojrzę na Aureliusza, nie odzywając się jednak ani słowem. Być może czegoś nie wiem, być może moje myślenie jest wciąż zbyt wąskie, to mój pierwszy raz w podobnym gronie. Niesmak w ustach pozostaje. I nie udaje mi się go zapić nawet herbatką. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : dyktator smaku, arbiter sztuki, bywalec
Winnifred Marwood
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 161
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 14
W oczach ojca szukała zrozumienia — nie znalazła. Zawsze patrzyła na niego z podziwem. Jak na człowieka, który zawsze robi to, co słuszne, nawet jeśli nie jest proste. Czy nie tym było właśnie poświęcenie własnych ambicji dla rodziny? Nigdy wcześniej nie sądziła, że mogłaby spojrzeć na własnego ojca i jedyne, co czuć, to— Rozczarowanie. Rytuały można złamać, zaklęcia cofnąć — śmierć można odwrócić. Nie było to coś, o czym czarownicy chętnie rozmawiali, ucieczka z Piekła była przewinieniem najwyższej wagi, karanej surowiej od niemal każdej, innej zbrodni. Była jednak możliwa. Skoro nie można zagwarantować, że usunięcie pamięci nieszczęśnika będzie trwałe, to dlaczego zakładali, że śmierć będzie? Śmierć nie wymazuje pamięci; przywrócony wskrzeszeniec mógłby przysporzyć więcej problemów. Nie mówi tego wszystkiego na głos. Wpatruje się w ojca z ustami zaciśniętymi w sobie tak mocno, że stają się niemal tak samo blade, jak jej skóra. Musi, bo inaczej powie więcej, niż sytuacja na to pozwalała. Zbyt dużo świadków, którzy nie wydają się ani przejęci, ani zainteresowani moralnym konfliktem, jaki się tu rozgrywa. Prawda jest taka, że pan Verity był jej niemal obcy — zrobi, co uważa za słuszne, a Winnie nie będzie mogła nic na to poradzić. Prawdziwym poczuciem zdrady był fakt, że jej ojciec się z nim zgadzał. Słowa Gorsou nie pomagały — nie rozumiała, czym różni się tamta grupa pod przewodnictwem kobiety, która również widziała śmierć Erosa, od mężczyzny, który przypadkiem to zobaczył. Nie może jednak zapytać o to głośno; boi się, że grupa zaraz ochoczo okrzyknie, że powinni zamordować ich wszystkich. Jedyne, z czym potrafiła się teraz zgodzić, to to, że każdy z nich powinien wyposażyć się w jak najwięcej magicznych przedmiotów, które mogliby ich ochronić. Magia nie była czymś, co należało lekceważyć. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy (tymczasowo)
Zawód : studentka medycyny i magicyny
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Spoglądam na Aureliusa, słuchając tego, co ma do powiedzenia. No proszę, czyli to jednak nie były jedynie starożytne krainy, a faktycznie istniały – dziś też. Jestem poniekąd zdumiona, bo już byłam nastawiona na wyszukiwanie starożytnych granic i przekładanie ich na współczesne miasta, a tu tak łatwo wyjdzie. Krzywię się, słysząc propozycję podesłania kilku książek. Czy ja wyglądam na uczennicę, żebym miała czas na szkolne lektury? Pewnie gdyby było to naprawdę kluczowe dla sprawy albo rozwoju, to bym po nie sięgnęła, ale po co, skoro są tutaj inni, którzy znają się lepiej? Tym bardziej, że, jak mówi właśnie sam Gorsou, chodzi o jedno miejsce, które może mieć właściwą wskazówkę. Trzeba tylko dowiedzieć się, w które miejsce uderzyć. To była strategia, którą rozumiałam lepiej i nie kłóciłam się z nią. Podobnie jak z uznaniem, że klucze są wystarczająco bezpieczne. To, co się z nimi stanie dalej, zależy już tylko od Gorsou. Ponownie, nim zdołam odpowiedzieć Rousseau, w słowo wchodzi mi Gorsou, tłumacząc, kim są ci inn. I to wiele tłumaczy, nawet jeśli myśli tych ludzi są dla mnie niedorzeczne. Tak, tak, ja też wiele bym powiedziała na temat ważnej roli kobiety w świecie, ale są pewne niezaprzeczalne prawa, z którymi, cóż, dyskutować nie należy. Jak na przykład – że najwyższym władcą Piekła jest Lucyfer i to on stwarza, on daje. Nie jego twór. Jak twór miałby być ważniejszy od stwórcy, bez jego woli? Niedorzeczne. Pasuje mi spojrzenie, którym dzieli się z nami Gorsou, jedynie mam wątpliwości, czy aby na pewno nie spróbują przeszkodzić nam w zadaniu zamknięciu wrót Niebios. — Czego oni właściwie chcą? – Być może innym wystarczają informacje, które usłyszeliśmy, ale nie mi. – O coś im musi chodzić, jak powołują się na Lilith. Lekceważenie ich kompletne byłoby idiotyzmem. Nie należy lekceważyć tego, czego nie znamy. A ja wciąż pamiętam, jak kobieta patrzyła na Gorsou, gdy ziemia pękała między naszymi stopami. Nie umyka mojej uwadze, że się znają. Pytanie, dlaczego on nie chce się do tego przyznać i kim dla siebie byli? Wiele słów padło na temat problemów i informacji. Kiedy Esther wyjawia swój, marszczę jedynie brwi. Jako Gwardzistka powinnam ją zganić. Gwardia, a dokładniej ja powinnam o tym wiedzieć, dlatego nie podoba mi się, że Marwood sama chce wybadać sprawę i zaprasza do tego Padmore. — Mam nadzieję, że podzielicie się odkryciami – rzucam, wpatrując się intensywnie w Esther spojrzeniem obiecującym, że nie odpuszczę. Wszelkie odchylenia od normy powinny być meldowane i załatwiane, tymczasem one… Więcej i tak nie zdziałam. To z jednej strony mogą być tylko plotki i wymysły. Nie powinnam sobie zawracać tym głowy. Spoglądam jednak na Sebastiana, słysząc jego plan na załatwienie własnego problemu. Ten też chce coś ukrywać przed Gwardią. Może jestem zbyt lojalna, żeby potrafić tak po prostu odsunąć się i mydlić oczy służbistom. Odwracam wzrok na krótką chwilę, bo ostatecznie i tak spoglądam na Franka, mrużąc oczy. — Skąd wiesz? O tych pułapkach? Nie wspominaliśmy o tym, żadne z nas. Marwooda tam nie było, a teraz wyskakuje z takim faktem. Było coś takiego, próbowała powstrzymać nas kula. Wiem, że istniało takie zaklęcie, ale w nieco innej wariacji. Może po prostu to był czar, którego my nie znaliśmy. Ja nie znałam. Ostatecznie zresztą i tak dało się przełamać je… — Wyczarowane pułapki dało się dość łatwo przełamać – z pewnym poświęceniem. – Może dlatego, że wokół było pełno krwi Erosa. Krew miała właściwości żrące. – Pamiątkę po tym doświadczeniu nadal noszę na kostce. Spoglądam na Winnifred, która teraz wygląda na wysoce obrażoną, że ojciec jej nie poparł. Dzieci… – Może będziesz chciała na to spojrzeć. – Pokazuję jej poparzenie na czole, bo przecież nie będę wyciągać syry z buta i kłaść jej na blacie stołu, między herbatką a ciastem. Więcej pytań i wątpliwości nie mam. Więcej grzechów nie pamiętam, dlatego odpuszczam. Dochodziła kolejna godzina, słońce było coraz wyżej na nieboskłonie, a my mieliśmy pełno przemyśleń i roboty. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
Odchodził od zmysłów, widząc jej wzrok, choć nie powiedział więcej słowa. Czy tak samo czuł się jego ojciec, gdy chyląc głowę przed krzyżem, nakazywał Frankowi modlić się gorliwie do Boga Wszechmogącego i jego syna Jezusa? Robił to wytrwale, zaciskał dłonie mocno do siebie, zamykał oczy i prosił o rozgrzeszenie, choć był zbyt młody, by popełnić grzech. Potem nastała prawda i objawienie magicznej mocy, na którą stary żołnierz nie chciał przystać. Zmarł na zawał, nim doznał wybawienia w Kościele Piekła. Matka, choć żyła niedługo, przyjęła Lucyfera do swojego serca. Potem Frank został sam na świecie, wspierany stypendiami. Rozczarowanie — to znajdywało się w oczach jego ojca, gdy pierwszy raz magiczne mocne objawiły się w jego dziecku. Rozczarowanie — to miała w oczach, gdy Frank zakwestionował konieczność ratowania każdego ludzkiego życia. Większe dobro wymagało ofiar. Porozmawiają o tym w domu. Tymczasem odwrócił wzrok na Esther, jakby porozumiewawczo próbował jej powiedzieć, że Winnie nie była gotowa, by się tu dzisiaj znaleźć. Zbyt szybko zaufał, że już dojrzała, tymczasem ta okazywała się myśleć zbyt prozaicznie. Nadchodziła Apokalipsa. Nie było mowy o półśrodkach. Wkrótce panna Marwood to zrozumie. — Gorsou mi o tym wspomniał — odpowiedział Carter, gdy ta spytała o pułapki. Od lat współpracowali, znali się jeszcze dłużej. Powierzyłby mu swoje życie. Marwood znał się na teorii magii i zamierzał swoje doświadczenie i talenty wykorzystać do tego, by więcej podobne pułapki nie powstrzymały Kowenu Dnia. — Bruce Daugherty, to taki badacz magii z Los Angeles, wykłada na Mrocznym Dworze, studiowaliśmy razem, właściwie to... — znów się rozproszył. — Wspomniał mi plotkę, którą warto sprawdzić, a według której Duffy stworzył ciekawy rytuał mieszający kilka innych, blokujących człowieka i zamykających go w sieci. Rytuał nigdy nie został opublikowany. Sądzę zresztą, że taka publikacja byłaby nielegalna, to zbyt potężne dzieło, o ile istnieje... W każdym razie plotki mówią, że ukrył go w Kolekcji Faustów. Rozejrzę się, a potem postaram znaleźć odpowiednie czynniki odpowiadające za wiązania magiczne przy tym rytuale, jeśli będzie w tym jakiś wzór, wykorzystamy go do przeciwdziałania. Wiedza na ten temat może być kluczowa w przypadku Surtra. Powiedz Gorsou, czy Kościół Piekieł opowie się za nami? Czy powinniśmy w ogóle kierować jego wzrok na to, co się dzieje? Nie uważam, że to najlepsze rozwiązanie, ale może nie widzę całości problemu — zadał pytanie starszemu mężczyźnie, opierając się wtedy na krześle. Palce dłoni nerwowo wystukały na stole bliżej nieznany rytm. — Jeśli ktoś z was potrzebuje pomocy z zabezpieczeniem swojego domu, proszę, dajcie mi znać. Na magii wariacyjnej zjadłem zęby, z powstaniem też mam wiele do czynienia, a w księgach tych dziedzin jest wiele potężnych rytuałów — powiedział do wszystkich zebranych. — Gorsou, chcę wziąć udział w uwolnieniu Surtra i pomóc ci w tym — wiedział, na co się pisze. |
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii
Esther Marwood
NATURY : 18
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 166
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 25
TALENTY : 9
Kiwa głową, kiedy Gorsou przyznaje, że podjął już kroki ku znalezieniu odpowiedniego miejsca. W tej kwestii mogli już tylko czekać, jednocześnie skupić się na innych zadaniach. Przesuwa wzrok najpierw na Antoine, a następnie na Gorsou. Święte księgi popleczników Gabriela zostały stworzone dla mas, które miały i żyją do dziś w misternie wysnutym kłamstwie. Esther zgadza się ze słowami przewodnika i wierzy, że wkrótce w świecie zadzieje się lepiej. - Zgadzam się - mówi do Antoine. - Wolę dmuchać na zimne, założyć, że może kryć się za tym coś więcej. Może tak odnajdziemy wskazówkę związaną z uwolnieniem Surtra. Kątem oka dostrzega zmiany na twarzy córki, kiedy Frank się z nią nie zgadza. W Esther budzi się matczyna miłość i z cichym westchnieniem układa dłoń na jej ramieniu, szukając wzrokiem błękitnego spojrzenia. - Kochanie, rozumiem, że to może wydawać ci się niezrozumiałe - zwraca się bezpośrednio do Winnifred. - Zgadzam się z tobą, że rozwiązanie zdaje się być drastyczne. Wierzę natomiast, że Sebastian zrobi wszystko, co w jego mocy, by ograniczyć tragiczne skutki i po wspomniane rozwiązania sięgnie wyłącznie w krytycznej sytuacji. - Sama nie pochwala przemocy, choćby w łowiectwie wyznając zasadę, że należy brać tyle, ile się potrzebuje, a strzela podczas zagrożenia bezpieczeństwa. Twarz Marwood poważnieje, a brwi ściągają się w skupieniu. - Też uważam, że należy przyjrzeć się sprawie, nie ignorować zupełnie tych całych zwolenników Lilith. Nie można przymykać oka na coś, co może stać się zagrożeniem. - Jak i nie ma też co siać panikę. Ostatnie, czego im było trzeba, to nadmierny zamęt. - Zamierzam do was niezwłocznie zadzwonić i podzielić się informacjami. Mam jednak nadal nadzieję, że skończy się na przypuszczeniach - odpowiada Judith. Pani Handerson to czarownica, którą chciała wprowadzić w przyszłości do Kowenu Dnia, zdobyła jej zaufanie, jak i dała świadectwo oddania Lucyferowi. To jej niechęć do niemagicznych była zastanawiająca, wymagająca pracy i przekonania kobiety do sprawy. Z pewnym szokiem przyjmuje wyznanie Gorsou o jego chęci narażenia się. Jest odważnym, oddanym sprawie czarownikiem, nic więc dziwnego, że czuje się na siłach, aby stanąć przed nimi wszystkimi i poświęcić się wyznawanym wartościom. Podkreśla tylko jak bardzo należy się skupić na uwięzionym przez Frejra Surtrze. Nie ma czasu do stracenia. - Ja także pomogę - dołącza się do Franka. - Im więcej się nas zaangażuje, tym lepiej będziemy przygotowani. Każda para rąk się przyda. - Są silni jako jednostki, ale tylko w grupie mogą stawić czoła największemu złu. Wraca spojrzeniem do Winnifred, zastanawiając się jeszcze nad tym, co mąż chciał jej przekazać. Sama nie uważa, by córka powinna zostać w domu, nie biorąc udziału spotkaniach Kowenu. To oczywiste, że aby oswoić się z przyszłością, musi wiedzieć, na co się pisze. Serce Winnie jest czyste, a już wielokrotnie dała przykład swojego oddania. Empatia nie jest tym, co powinno być ganione, ważne jest zrozumienie. Oraz czas, którego niestety nie mają. |
Wiek : 50
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : siewca historii magii
Aurelius Hudson
W głosie Winnifred wybrzmiewają wątpliwości. Słyszy je w każdym słowie latorośli Marwoodów i na ułamki sekund skupia na niej wzrok. Może jest za młoda, by zrozumieć, że poświęcenie jednego życia dla większego dobra nie jest wcale wygórowaną ceną, a jedynie środkiem, który zbliżyć ma ich do celu? W końcu nadejdzie dzień, kiedy zrozumie, dlaczego z ust Sebastiana zapadał wyrok śmierci i dlaczego nikt, w tym jej największy autorytet, jej rodzice, nie protestuje. Kiedyś był jak ona. Gdy pierwszy raz zasiadał przy tym stole, w nieco innym gronie, niż obecnie, podzielał jej obawy, obecnie jednak, w jego systemie wartości, nie było miejsce na dylematy natury moralnej podobnego kalibru. Wyrwa, która powstała w jego sumieniu, z upływem lat pogłębiła się na głębokość ludzkiej pięści. Nauczył się, jak nie dopuszczać do siebie wyrzutów sumienia. Zagłusza je słowami modlitwy, które codziennie o poranku i późnym wieczorem kieruje do Władcy Piekieł. Tylko on może osądzać jego czyny. Tylko on jeden. - Lucyfer przymknie na to oko. Czasem trzeba pomóc komuś podjąć słuszną decyzje, Winnifred. Piekło pochłonie każdego. Rozwiązanie, które proponujesz, Sebastianie, brzmi rozsądnie. Na przyszłość nie zapominaj, że znam miejsca, gdzie można ukryć ciało i nigdy nie zostanie odnalezione. Natura bywa równie bezlitosna, co metody Gwardii. Śmierć codziennie wędruje po górskich szlakach. Przez chwile - ułamki sekund - w jego myśli tli się jedno imię: Millicent, ale pod ciężarem spojrzenia Gorsou i jego zawieszonych w przestrzeni słów, nie pozwala wspomnieniom przybrać bardziej namacalnego kształtu. Posmak goryczy przełyka kolejnym, gorzkim łykiem herbaty. Jego wzrok ląduje na obliczu kowenowego przywódcy, który deklaruje gotowość do poświęcenia. - Gorsou - dotychczas miękki, ciepły głos Hudsona staje się gardłowy i nieprzyjemny, wręcz ostry, pogłębia atmosferę napięcie stopniowo zalegającą w powietrzu – sugerujesz, że cena za wolność kolejnego jeźdźcy, może być twoje życie? Podejrzewasz, że magia, którą włada Frejr, może pochodzić od samego Gabriela? Nie potępia jego gotowości do poświęcenia. Muszą być gotowi na każda ewentualność. Lucyfer dla każdego z nich ma plan. Jeśli właśnie taki los jest pisany Gorsou, Aurelisowi nie pozostaje nic innego, jak zaakceptować słowa, które echem odbiły się o ścian jego czaszki. Wszak ustami Gorsou przemawia sam Władca Piekieł. - Nie ukrywam, że teologiczne rozważania nie leżą w kręgu moich zainteresowań, wiec podobnie jak Judith, w napięciu wyczekuje efektów waszej pracy - spogląda w kierunku pani Marwood, a potem Anotine - z nim na moment krzyżuje swoje spojrzenie. – Co nie zmienia faktu, że nie mam zwyczaju siedzieć z założonymi rękami. Twoje słowa, Gorsou, wskazują na to, że tak czy owak wszystkie drogi prowadzą do kopalni. Jeszcze dzisiaj wystosuje do Augstusa, nestora mojego rodu, list. Nie chcę działać wbrew jego woli i narażać mojej rodziny na zniesławienie, ale jeśli to będzie konieczne, podejmę działania na własną rękę. Wydaję mi się, że zbadanie kopalni jest równie ważne, co odnalezienie Surtra. Możemy tę eksplorację nadal odkładać w czasie, ale prędzej czy później wróćmy do tej rozmowy, i obawiam się, że wtedy może być za późno na miłe pogawędki przy kawie i cieście. Z tego co mówisz, wyznawcy Lilith- prychnięcie, na jakie pozwala sobie Gorsou chwile wcześniej nie umyka uwadze Hudsona, ale Aurel podchodzi do tematu ostrożnie, nie nadaje swoim słowom żadnej maniery; Frejr też powinien być wierny Lucyferowi, a jednak postanowił sprzymierzyć się z Gabrielem, nie musi być osamotniony w swoich działaniach – mogą próbować pokrzyżować nam plany. Nie możemy im na to pozwolić. Musimy być krok, a najlepiej dziesięć kroków przed nimi i sięgać spojrzeniem dalej niż najbliższy szczyt. |
Wiek : 38
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto, Saint Fall
Zawód : podróżnik, alpinista, buchalter
Imani Padmore
ANATOMICZNA : 2
NATURY : 20
POWSTANIA : 7
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 13
TALENTY : 10
Ciasto powoli znikało, co ją bardzo cieszyło. W końcu nie należało marnować jedzenia, a nie chciała tłumaczyć dzieciom, czemu zostały dla nich tylko pokrojone resztki. Mogłyby być z tego powodu niezmiernie smutne, jeśli nie wymyśliłaby gładkiego kłamstwa. Gdy Esther wspomina, że przydałaby się jej pomoc ze sprawdzeniem co z ich wspólną znajomą, złapała się z nią wzrokiem. Uśmiech nie zszedł z jej twarzy. - Oczywiście, pojadę z tobą. Ustalmy termin po zebraniu - zgodziła się. Wiedziała, że Marwood nie zaczęłaby tej kwestii w tym miejscu, gdyby sprawa nie dotyczyła spraw kowenu. Najwyraźniej chciała ją ujawnić, by każdy miał świadomość, co planują na jego rzecz zrobić. Sebastian ją z kolei zaskoczył, jako kolejna osoba chętna ją w coś zaangażować. Nie tyle faktem, że wybrał do tego zadania właśnie ją, ale zaskoczyło ją (bardzo pozytywnie, aby nie pozostawić wątpliwości), że członkowie Armii Lucyfera tak ją cenią, że bez wahania ufają jej umiejętnościom. Może to dlatego, że społeczeństwo raczej preferowało zaniżanie jej wartości przez całe jej życie. - Oczywiście ci pomogę. Ale termin również ustalmy po spotkaniu - zaproponowała. Nie chciała w końcu, by komukolwiek nałożyły się terminy. Zaraz jednak zaskoczyła ją Winnifred. Wiedziała, że młodość rządzi się swoimi prawami i ona sama wolałaby by istniał inny sposób, ale go nie widziała. Szybko też zgasiła myśl, że to może być forma sprzeciwu wobec woli Szatana. Dziewczyna była młoda, miała prawo do błędów. Pozwoliła przedyskutować tę sprawę reszcie, bojąc się, że gdy wyrazi swoje zdanie, młoda Marwood będzie zawiedziona całym kowenem. Odezwała się dopiero, gdy wrócili do sedna sprawy. - Nie mogę pomóc w upozorowaniu wypadku, ale gdyby taki był niemożliwy, wiem jakie zwierzę mogłoby pomóc posprzątać - powiedziała z uśmiechem do Verity'ego. Nigdy z rodziną jej męża nie mieli takiej potrzeby, ale zasłyszała co nieco o tym, jak niektóre mafie pozbywają się zwłok z pomocą hodowli świń... Oddała również uśmiech Antoinemu. Nie była pewna, czy również chciał jej pomocy, czy też chciał się przyłączyć do pomocy Sebastianowi, ale obie opcje były dla niej w porządku. Gdy Gorsou zaczął przemawiać, zamilkła, słuchając uważnie. W pewnym momencie mężczyzna jednak sugestywnie zwrócił uwagę na jej problem, a zarazem być może rozwiązanie problemu kowenu z ukryciem kluczy, jeśli dobrze go zrozumiała. - Jeśli mogę coś dodać... - rzuciła, gdy wyczuła do tego okazję. - Ja również będę potrzebowała pomocy. Eros umarł w Wallow i wydaje mi się, że miejsce jego zgonu, notabene należące do rodziny mojego męża, jest potężnie nasączone magią. A nuż to nam w czymś pomoże - rzuciła ostatnie zdanie prawie pytająco, patrząc na Gorsou. - Ale Joe mówił, że widział strachy kukurydziane. Ja zresztą też. Trzeba by się najpierw ich pozbyć, a sama nie jestem w stanie tego zrobić - przyznała, patrząc po zebranych, czy ktoś się nie wyrwie do pomocy. Głupio jej było wskazywać konkretne osoby. Co, jeśli ktoś się nie będzie czuł na siłach do walki z czymś takim? Kolejne słowa mężczyzny jednak ją w pewien sposób przeraziły. Nie tyle skupiła się na wyznawcach Lilith - za mało wiedzieli o nich, by ich oceniać - co na członku swojego kowenu. - Gorsou! Czy to nie oznacza, że nie dożyjesz apokalipsy? - sama bez wahania prawdopodobnie zaoferowałaby się za niego, ale w głowie miała przede wszystkim dobro swojej rodziny i jej cierpienie, gdyby się zaoferowała. Joe pewnie by sobie poradził, ale ich dzieci... Przecież okrucieństwem byłoby im odbierać matkę. - Myślę, że pomoc z zabezpieczeniem domu mi się przyda - powiedziała Frankowi. A że byli sąsiadami, mogą to zrobić nawet w trakcie towarzyskiej wizyty, więc raczej nie robiła mu tym przesadnego problemu. Będzie tylko musiała dać znać mężowi o tym. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : gospodyni domowa, pomaga mężowi
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Pierwszą osobą, która zabiera głos w sprawie poruszonej przez Sebastiana jest Winnifred i po Veritym widać wyraźnie, że jest jej wypowiedzią tak zaskoczony, jak tylko może być dorosły, prowadzący poważną dyskusję z równymi sobie, gdy nagle w tok rozmowy wcina się dziecko. Starszym łatwo jest zapomnieć o obecności tych, którzy z założenia powinni słuchać, uczyć się i pokornie milczeć. Kiedy więc na nią patrzy, wygląda, jakby dopiero zdał sobie sprawę z jej obecności przy stole. Spojrzenie Sebastiana nie mówi, że uważa zachowanie młodej panny za niestosowne, wyraża prędzej pewną konsternację podobną do tej, jaka pojawia się, gdy nie wiadomo jak z kimś rozmawiać, by pewne informacje były w stanie do niego dotrzeć. Sebastian nigdy nie był obyty z dziećmi, a z młodymi dorosłymi jeszcze mniej – jeśli już wchodził z nimi w dyskusje to… Nie. Nie przypomina sobie, żeby to robił. W przypadku młodych gwardzistów, których i tak nie ma wielu, ogranicza się do rozkazów i zwięzłych wykładów. Ale młode dziewczyny, które nie skończyły nawet szkoły, wypowiadające się w sprawach, o których nie mają dostatecznego pojęcia? To nie do końca wie, jak ugryźć. Na szczęście jest tu też ojciec młodej wyznawczyni Lucyfera i on powinien lepiej wiedzieć, jak wytłumaczyć jej, że świat nie jest usłany różami, a przed ludźmi ich pokroju, szczególnie teraz, stać będą wyzwania, przy których będą musieli postawić swoją moralność pod znakiem zapytania. Nie reaguje słowem na wątpliwości Winnifred, bo Frank, zgodnie z oczekiwaniem, wyręcza go. Drapie się jednak krótko po żuchwie, z ulotnym, zapewne nic nieznaczącym zastanowieniem. Czy zaczął podchodzić zbyt lekko do śmierci? Rozwiązanie w sprawie mężczyzny, który chodził po wsi i rozpowiadał ludziom, że widział pogrzeb Erosa, wydało się Sebastianowi od początku oczywiste. Tak naprawdę ostatnim czego spodziewał się w tym miejscu, to osądzanie jego wyboru jako potencjalnie niewłaściwy. Przypuszczał, że każdy tutaj stawia Lucyfera przed wszystkim innym, również przed darem życia. Bo to Pan je dał i to Pan może zadecydować o jego odebraniu. A Sebastian czuje, że musi powstrzymać plotki w zarodku, by chronić to, co tu tworzą, to, do czego dążą. Widzi w tym wolę Lucyfera i tyle mu wystarczy, by odebrać życie temu, kto może zaszkodzić sprawie. Jeśli jednak się myli i Pan Piekieł go za to potępi, Sebastian pokornie schyli głowę i przyjmie swoją karę. Nie jest jednak rolą niedoświadczonej dwudziestolatki stawiać sądy nad jego wyborami. Znajduje w sobie na tyle wyrozumiałości dla jej zachowania, by nie wyrazić głośno swojej dezaprobaty. On też był kiedyś młody, a kwestia życia i śmierci jawiła mu się wtedy inaczej niż dziś. Gdy dołączył do kowenu, miał zaledwie osiemnaście lat, ale wtedy nie stał w obliczu apokalipsy i ciężkich, wpływających na całe życie wyborów. Pierwszą osobę zabił dużo później i to po surowym szkoleniu, które miało go do tego przygotować. Nie przygotowało. Do tego nie da się przygotować, do tej pory tak sądzi. Pouczanie również nie przygotuje Winnifred na to, co ma nadejść. Najpewniej przekona się o okrucieństwie tego świata i o niemożliwych decyzjach w ten najgorszy sposób – na własnej skórze. Ale po to muszą poświęcić te życia, tak czyjeś jak i swoje, po to, by świat mógł być lepszy, by trwał pod pieczą Lucyfera. By żyło się łatwiej. Zasygnalizował towarzystwu, że może potrzebować pomocy, ale nie zamierza ciągnąć tematu tutaj, nie oczekuje również odpowiedzi tu i teraz. Sam musi wpierw obmyślić strategię, by zdecydować, kogo w ogóle będzie potrzebować. Teraz przynajmniej nikt nie zdziwi się, gdy poprosi o pomoc na już. Są ludzie, którzy twierdzą, że jej obecność jest równą lub nawet wyższą od reszty Piekła. Sebastian wzdryga się wewnętrznie na te słowa. Przecież to bluźnierstwo. Trzeba być niespełna rozumu, by dojść do wniosku, że twór Ojca Piekieł jest w stanie mu dorównać, a co dopiero przewyższyć. Lilith jest wierna swemu Królowi, jak każde stworzenie, które powołał do życia, jak można więc stawiać ją nad jedynym władcą, jaki istnieje i jakiemu są winni wierność? Sebastian ma równy szacunek do Lilith, co do każdej istoty piekielnej, która w pewien sposób kreuje jego życie, ale są pewne granice. To Lucyfer jest tym, którego władza i słowo są niepodważalne, który decyduje o kształcie tego świata i którego wizję są winni ziścić. Każdy, kto sądzi inaczej, nie zasługuje na jego łaskę i miejsce w tym nowym, piękniejszym świecie. Chyba że Lucyfer, nie kto inny, zadecyduje inaczej. Gorsou mówi o grupie wyznawców Lilith jak o wątpliwej jakości atrakcji, lekceważąco i z politowaniem. Sebastian rozumie co nim kieruje, bo jak można traktować poważnie osoby o tak zagmatwanej mentalności, by dojść do podobnie absurdalnych wniosków w swoim życiu? Ale jednocześnie nie potrafi zaśmiać się i zlekceważyć sprawy, potraktować ich jak małpki w nowojorskim zoo. Nie wiadomo do czego są zdolni i ile są w stanie poświęcić, by pokrzyżować plany kowenowi. To przykre. Walczą z Gabrielem, czy naprawdę będą musieli zwrócić się również ku własnym braciom i siostrom? Nie. Lucyfer na pewno rozjaśni ich umysły, gdy przyjdzie czas i nawrócą się na wyznaczoną przez niego ścieżkę, nim będzie za późno. Lecz jeśli nie… Jeśli nie, Sebastian zrobi, co będzie trzeba. Kwestię ofiary, jaką miałby ponieść Gorsou, Verity odsuwa na bok. Nie chce teraz o tym myśleć. Będzie się tym martwić, gdy przyjdzie pora. Przeżyje to na swój sposób, ale zrozumie konieczność i będzie wychwalać poświęcenie prefekta. To tylko poświadczenie, że jest odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu i ciężko będzie go zastąpić, gdy przyjdzie pora. – Pomogę ci ze strachami. Będę oczekiwać listu – mówi krótko do Imani niepowstrzymany cieniem wahania. Kobieta zgodziła się pomóc jemu, więc Sebastian ma dług wdzięczności i bardzo dobrze, że będzie mógł go spłacić tak szybko. Jako że specjalizuje się w magii odpychania, z pewnością będzie w stanie dołożyć swoje pięć centów w kwestii pozbycia się problemu. Padają kolejne słowa i kolejne pytania. Sebastian również ma jeszcze jedno, bardzo istotne. Być może Judith czuje ten sam wewnętrzny konflikt, który po cichu przeżywa on sam. Który tłumi, choć wie, że nie będzie mógł robić tego w nieskończoność. – Rozumiem, dlaczego wszystko musi pozostać tajemnicą wobec postronnych ludzi – zaczyna, patrząc na Gorsou z powagą. – Jednak co z Kościołem? Złożyłem przysięgę i przez niemal trzydzieści lat jej nie złamałem. Czy będę musiał zrobić to teraz, Gorsou? – Nie chce okłamywać swoich autorytetów i tych, między którymi dorastał, dojrzewał i kształtował się jako przykładny syn Lucyfera. Ale Gorsou przekazuje wolę pana i jeśli wolą pana jest dochowanie tajemnicy za wszelką cenę, póki nie powie inaczej, Sebastian dostosuje się. W końcu to Lucyfer tworzy Kościół, to dla niego istnieje gwardia, a więc wypełnianie jego bezpośredniej woli jest ważniejsze niż słowa przysięgi, którą złożył przed przełożonymi. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Spotkanie powoli biegło ku końcowi. Okruszki ciasta pozostałe na talerzu, ostatnie łyki herbaty, która zdążyła wystygnąć i znacznie szerszy zakres wiedzy, z jakim miał wyjść stąd każdy z członków Kowenu Dnia — to wszystko zamykało chłodny marcowy poranek. Słońce przebijało się przez korony drzew, instynktownie padając na parapet, a potem na stół. Lucyfer tu był. Jego obecność dało się wyczuć w każdym promieniu, w każdym czarze, w każdej modlitwie i szczęściu, w każdym gorliwym potwierdzeniu każdego z zebranych, że zrozumiał powierzoną im misje. — To ciekawe zagadnienie — Gorsou odpowiedział na słowa Antoine. — Chrześcijanie pod pieczą Gabriela zwykli twierdzić, że Diabeł już dawno został uwięziony w Piekle. Nasz Pan nie boi się prozaicznych ostrzeżeń. Im szerzej otworzą się Wrota Piekła, tym większą moc będzie miał na Ziemi, bo każda wyznająca Gabriela dusza, odda mu swoje serce — potwierdził, chociaż na informacje, że Rousseau razem z Marwood zamierzają przeanalizować głębiej te teksty, kiwnął głową w cichym przyzwoleniu. Im szerszą wiedzę posiądą, tym lepiej. Z tym nie dało się dyskutować. Gdy poruszony został temat tych innych, wszyscy zebrani mogli zauważyć, że Gorsou nie wypowiada się o tym z ochotą, chociaż nie szczędzi słów bagatelizujących przeciwnika. Szyderczy uśmieszek przykleił się do jego twarzy, jakby nie pasując do ogółu poważnej sylwetki starszego mężczyzny. — Prawdopodobnie chaosu — odpowiedział na pytanie Judith o to, czego chcą ci drudzy. Nienazwani jeszcze zwolennicy Lilith. Wypowiedź Esther na temat nieignorowanie zwolenników Lilith przyjął ze spokojem. — Niejednokrotnie w historii świata zdarzali się mąciciele, których jedyną uciechą było niszczenie i rujnowanie dobra. Na początku myślałem, że macza w tym palce sam Gabriel, żeby zirytować naszego Ojca kłamstwem, ale jeśli by tak było, przeprowadziłby już dawno atak na Saint Fall. Nie oznacza to jednak, że Gabriel nie będzie chciał się z nimi porozumieć, skoro może ich widzieć jako opozycje dla Lucyfera. Należy mieć to na uwadze, równie dobrze może obiecać im anielskie skrzydła i aureolkę nad głową. Nie ufajcie obcym, ale nie chcę, by teraz cały wasz czas skupił się na ich sylwetkach — podsumował, nie zamierzając poruszać tego tematu bardziej. Tylko bezpośrednie kontakty z tamtą grupą mogłyby zdradzić więcej tajemnic, o ile chcieliby się nimi dzielić. Na planowanie szpiegostwa było zbyt wcześnie, a ważniejsze zdawały się priorytety w postaci zamykającego się Nieba i konieczności otworzenia Piekieł, nim Gabriel ześle na Świat zemstę. Tego dnia na spotkaniu Kowenu Dnia najpewniej zapadł wyrok na ludzkie życie. Wydał go Sebastian Verity, zgodzili się z nim inni. Gorsou nie zamierzał wnikać w te decyzje, uznając wtajemniczonego w kowen mężczyznę, za dostatecznie obeznanego z tematem, aby wydawać osądy i tworzyć własne plany. Zatrzymał się jednak w tym miejscu, aby spojrzeć z uniesioną brwią na panią Padmore: — Imani, zawsze miałem cię za bardziej powściągliwą. Karmienie świni trupem? Nie jesteśmy barbarzyńcami. Dusza każdego czarownika pójdzie do Piekła, ale i ciału należy się odpowiedni szacunek, aby mogło zostać pochowane twarzą w stronę naszego Ojca. Śmierć nie jest końcem, tylko przejściem do Królestwa Lucyfera, gdzie czeka nas wieczny spokój i bliskość naszego Pana. Śmierć jest też przełomem, nieodwracalnym właściwie, bo o tych, co igrają z nią, nie zamierzam rozprawiać. Brzydzą mnie. Jeśli podejmiesz decyzję na temat tego człowieka, Sebastianie, zadbaj o należyty mu godny pochówek — zganił zebranych, przypominając, że chociaż mężczyzna, o którym wspomniał Verity, jest znaczącą przeszkodą, tak dalej jest człowiekiem, nie kawałkiem mięsa. Jego dusza będzie przy Lucyferze, a Piekło znów urośnie. Na informacje Esther na temat kobiety kiwnął głową, zadowolony, że temat zostanie rozwiązany. Gdy Imani wspomniała o miejscu upadku Erosa, wyprostował plecy, jakby nieco ożywiony, lecz również nie odpowiedział nic, dostrzegając, że zebrani sami doskonale rozporządzają swoimi zasobami w tak ważnych sprawach. Moc drzemiąca w tym miejscu nie była typowa, w końcu stała się miejscem śmierci Upadłego Anioła. Ci, którzy brali udział w tych wydarzeniach, wyraźnie pamiętali, jak ziemia rozstąpiła się, jak sięgnęła z niej dłoń, wciągając go w czeluście. Zaopiekowanie się tym terenem w dziwny sposób, też miało wpływ na samego Surtra. Skoro istniała gdzieś tam mistyczna droga ucieczki... Nawet do świata zmarłych. Drugi jeźdźca miał wkrótce wypełnić swoje przeznaczenie. Rękawice zostały rzucone już dawno, teraz Kowen Dnia musiał zadbać o to, by Surtr je pochwycił. Miejsce jego więzienia to jedno, Gorsou zapowiedział, że odkryje je wkrótce. Znacznie trudniejsze było znalezienie sposobu, jak uwolnić go z klatki, o której nie było nic wiadomo. Grzebanie po omacku to jedno. Wszyscy musieli być świadomi, że im więcej sposobów znajdą, tym większe będą ku temu szanse. Należało więc spróbować, a wtedy Surtr z wdzięczności miał stanąć po stronie Lucyfera. — Sądzę, że jego wolność będzie opłakana magią, która zatruje ludzki organizm. To nie kłódka na magazynie przy rzece, którą otwiera się kluczem. Tu będzie potrzebna moc. Imani, Aureliusie, ja nie zamierzam umrzeć — po raz kolejny się uśmiechnął. Nawet ci, którzy w Kowenie spędzili ostatnie kilkanaście lat, prawdopodobnie nigdy nie widzieli tylu pozytywnych emocji tak żywo okazywanych przez Gorsou. Mimo to dalej można było uznać go w tym wszystkim za człowieka powściągliwego, przynajmniej w porównaniu do zwykłego Smitha. — Ale im więcej magicznej mocy z siebie wykaraskam, tym gorzej zareaguje mój organizm. Możliwe, że będę potrzebował pomocy medycznej, albo kto wie — może to tylko mnie wzmocni — wzruszył ramionami, rzucając spojrzenie na młodą Winnifred, a następnie zwrócił się do Aureliusa: — Oczywiście, że może pochodzić prosto od Gabriela. Frejr to zdrajca i tak należy go traktować. Próbuje wkupić się w jego łaski, a z tego, co mi wiadomo, to jeszcze nie nastąpiło. Nie oznacza jednak, że nie otrzymał od parszywego kłamcy zachęty — jakiej? Tego nie wiedział najpewniej nawet sam Lucyfer. — Frank, Kościół Piekieł to piękna instytucja, pełna wyznawców Jedynego, ale... — głośniej wypuścił powietrze, zaraz potem spoglądając też na Verity'ego. — Nie jest nieomylna, bo tworzą ją ludzie. Kategorycznie nie możemy informować Kościoła. Pierwsze — wezmą nas za wariatów. Drugie — nie wiemy, jak zareagują. Nie zrozum mnie źle, Sebastianie. Cenię Krąg i Kościół, uważam, że gdyby nie te dwie instytucje, tak społeczeństwo czarowników byłoby dzisiaj w potwornym nieładzie. Jest jednak zbyt wcześnie, by przekazywać tę informację władzom kościoła. Zrobimy to, gdy będziemy pewni, że pójdą za nami, a nie przeciwko nam. Zbędny rozgłos jest niepotrzebny, Gabriel wie już, że magia na ziemi nie wymarła, nie jest jedynie mrzonką i podziemnym przypadkiem. Jeśli zorientuje się, że otwieramy wrota i zamykamy jego dom... Nie chcę nawet myśleć o konsekwencjach — wykrzywił twarz, odrzucając tę wizję od siebie. Zgodnie z jego słowami, wszystko to, co padło dzisiaj na spotkaniu, musiało w takim razie zostać tajemnicą. I dla postronnych, i dla Kościoła. Chronić bliskich należało czynem, nie słowem. A na ten czyn zgłosił się niemal każdy. Gdy Aurelius wygłosił część swojej mowy na temat kopalni, sam Gorsou przymknął oczy. Nie była to oznaka niecierpliwości, raczej głębokiego rozważania. — Przejście przez całą kopalnię to nie wyprawa na jeden wieczór. Przez setki lat dziesiątki mężczyzn próbowało znaleźć szczeliny w tym systemie. Na koniec lutego wrota rozszczelniły się, wywołując trzęsienie ziemi, które odkryło tunele. Eksploracja kopalni to wyprawa, której musisz dobrze zaplanować. Będziesz potrzebował czasu, naukowców, środków, sprzętu, a już teraz mogę śmiało stwierdzić, bo mam na karku coś podobno nazywanego doświadczeniem życiowym, że nie dojdziesz do Wrót Piekieł w pojedynkę. Nie mam zamiaru mówić ci, że to zły pomysł. Ja też uważam, że powinniśmy wiedzieć, jak daleko sięgają te tunele, ale sugeruję ci, by wstrzymać się, przynajmniej do momentu aż Surtr zabije Frejra, a my otworzymy szerzej Piekło. Nie działaj przeciw swojej rodzinie, zgoda twojego nestora da ci spokój sumienia — pokiwał głową. Taka wyprawa była szalenie niebezpieczna, a rzucenie się w jej wir bez odpowiedniego przygotowania nie należałoby do najroztropniejszych idei. Nie zmieniało to faktu, że Gorsou wyraźnie zgodził się z Hudsonem, nie mogli zwlekać w nieskończoność, aby poznać tajemnice domniemanego przejścia. Reszta miała zależeć od Hudsonów. Mężczyzna podziękował jeszcze na wszelkie oferty pomocy przy uwolnieniu Surtra. Będzie ona niezbędna, ale żeby do niej doszło — Kowen musiał znaleźć sposoby na jego uwolnienie, zyskać przewagę. Gorsou w ciszy zamknął więc oczy, pozwalając sobie na niemą modlitwę, którą zakończył 3 minuty później, następnie żegnając się w kowenem: — To o czym rozmawialiśmy, winno zostać między nami. Zostańcie tu tak długo, jak chcecie. Dzisiaj nikt tu nie przyjdzie. Jutro też nie. Kupiłem to miejsce — kiwnął głową w pożegnaniu, wychodząc z Billy Goat. Oficjalna część spotkania Kowenu Dnia (Wschód Nowej Ery) dobiegła końca. Mistrz Gry bardzo dziękuje za udział w zebraniu. Ze względu na wyjątkowe fabularne zaangażowanie w spotkanie, szerokie omówienie zagadnień fabularnych, regularne odpisy oraz aktywne uczestnictwo 50 punktów credo otrzymują: Antoine Maurice Rousseau, Aurelius Hudson, Esther Marwood, Frank Marwood, Imani Padmore, Judth Carter i Sebastian Verity. Ze względu na aktywny udział w spotkaniu, regularne odpisy oraz nieprzerwaną obecność 25 punktów credo otrzymują: Winnifred Marwood. Punkty za krótki moment zostaną uzupełnione w temacie Kowenu oraz waszych rozliczeniach pod kartą postaci. Ten post możecie potraktować jako swoje „z tematu” dla postaci albo dokończyć rozmowy w tej lokacji, a następnie samodzielnie ją opuścić. Zgodnie z informacjami w którejś z poprzednich adnotacji, czas na wypełnienie misji zostaje przedłużony do 15 listopada. W temacie wydarzenia Biada ziemi i biada morzu, pojawiły się informacje na temat II części wydarzenia. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Sebastian słucha pouczeń Gorsou, choć trzyma się od nich na pewien dystans, mimo tego, że ma do prefekta ogromny szacunek i wiele się od niego nauczył przez te wszystkie lata. W tym między innymi pokory i szacunku do roli jaką mają do odegrania. Oraz do jej wagi. To fakt, nie są barbarzyńcami, niestety czasem, aby zachować równowagę i bezpieczeństwo, trzeba się uciec do barbarzyńskich metod. Na prośbę Gogrsou Sebastian kiwa krótko głową w zgodzie, choć tak naprawdę to nic nie oznacza. Wszystko zależy od strategii na jaką postawi i od tego, jak przebiegnie misja. Jeżeli wszystko pójdzie gładko i tak jak należy, stanie się to jedynie wyjątkowo zapracowanym patrolem gwardzisty, który skończył się nieszczęściem w postaci śmierci agresywnego, niespełna rozumu czarownika. Bądź też jego samobójstwem – plan działania Sebastian musi jeszcze obmyśleć. W każdym razie, jak wszystko pójdzie dobrze, będzie mógł oddać ciało mężczyzny rodzinie i pozwolić im odprawić mu godny pochówek. Jeśli jednak nie będzie tak pięknie i Sebastian nie będzie mógł wykonać misji pod ochronnym parasolem gwardii, wtedy sam będzie musiał się martwić o to, by Kościół nie spostrzegł, że jeden z ich oficerów dopuszcza się przestępstwa. I to tak poważnego. Karanego śmiercią. W tym mało prawdopodobnym, ale wciąż możliwym przypadku, na pewno najmniejszym zmartwieniem Sebastiana będzie godna śmierć plotkarza. Jeśli będzie trzeba, odda go świniom. Twarzą w stronę Pana. Nie zrozum mnie źle, Sebastianie – to nigdy nie wróży dobrze. A więc do tego doszło. Musi zachować w tajemnicy wszystkie te wydarzenia, także przed braćmi z gwardii i przed swoim sierżantem. Przed całym Kościołem, dla którego służy ponad połowę swojego życia. Zrobi to, oczywiście, że to zrobi. Nie musi się wahać. Kościół to instytucja na służbie Szatana, ale kowen to Jego głos, narzędzie, dłonie. Lucyfer działa bezpośrednio przez kowen i Sebastian ma ten zaszczyt, by być tego częścią. W gruncie rzeczy odpowiada tylko przed swoim Ojcem, cała reszta to tylko hierarchia stworzona przez ludzi dla ludzi, dla utrzymania porządku. Gdy dyskusje się skończyły, również poświęcił się modlitwie, a potem pożegnał prefekta krótkim skinięciem. Również wstaje od stołu, lecz nim wychodzi, zbliża się do Antoine’a i prosi go na stronę. – Mówiłeś, że masz kontakty – zagaduje, wyciągając z kieszeni notes i podręczne pióro, którym zapisuje na kartce imię i nazwisko mężczyzny, na którego dziś zapadł wyrok śmierci. – Z jakiegoś powodu umyka gwardii. Może twoje kontakty coś zdziałają. Tylko dyskretnie, Rousseau. Czas gra rolę. Czy mogę na ciebie liczyć? – upewnia się uprzejmie, podkreślając z lekkością wagę tego zadania. Ruszy na obrzeża miasta tak szybko, jak otrzyma więcej informacji od Antoine’a. Do tego czasu opracuje konkretny plan i zagarnie odpowiednich ludzi do pomocy. Po krótkiej pogawędce z Rousseau, zabiera się wraz z Aureliusem z powrotem do domu. Sebastian z/t Ostatnio zmieniony przez Sebastian Verity dnia Sob Paź 28, 2023 4:24 pm, w całości zmieniany 1 raz |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Aurelius Hudson
Pewność, która wybrzmiewa z gardła Gorsou, nie łagodzi obaw Hudsona. Chociaż darzy mężczyznę szacunkiem i zwykle nie poddaje pod wątpliwość jego słów, zbyt wiele zagrożeń czai się w ciemności i nawet słońce, które coraz bardziej ochoczo wygląda za parawanu chmur, może nie być wystarczające, by oświetlić im drogę do celu. Jedyne, co może im dopomóc, do gorliwa modlitwa do Lucyfera i niegasnąca wiara w Władcę Piekieł, ale tego mentorowi odmówić nie może. - Trzymam cię za słowo - kwituje krótko, bo Aurelisowi nadal wydaje się, że bezwzględne działania, jakie chce podjąć mężczyzna, to misja samobójcza, ale nie ma zamiaru powstrzymywać ani jego, ani nikogo przy tym stole. Sam, nie bacząc na koszty, zrobi wszystko, co w jego mocy, by wyzwolić kolejnego jeźdźca apokalipsy i umożliwić mu otwarcie drugiej z czterech pieczęci, dlatego wsłuchuje się w głos prefekta i przytakuje jego słowom. Kategorycznie nie możemy informować Kościoła, mówi, a więc, choć mężczyzna nie jest przeciwnikiem ani Kościoła, ani Kręgu, nie ufa tym instytucją na tyle, żeby oddać losy magii w ich ręce. Aurelius podziela jego zdanie. Jeszcze kilka dni temu, kiedy Percival opowiedział mu pokrótce co wydarzyło się na polach uprawnych i kogo tam spotkał, nie mógł uwierzyć mu na słowo, bo przedstawiona przez brata wersja wydarzeń brzmiała jak scenariusz niskobudżetowego filmu, a nie czegoś, co mogło wydarzyć się naprawdę. Dopiero przy tym stole wyznanie brata nabrały wiarygodności. Ponadto Gorosu ma racje. Zbadanie wszystkich, wijących się pod Cripple Rock tuneli to nie kwestia jednej nocy. To wyprawa, która musi byc dobrze zaplanowana. Aurelius jest świadom, że w pojedynkę nie odnajdzie drogi do Wrót Piekieł, dlatego nie mogli pozwolić sobie na kolejne dni zwłoki. Czas nagli. W pięć minut nie zorganizuje akcji poszukiwawczej. Zgromadzenie środków finansowych i zwerbowanie ludzi z odpowiednim wykształceniem, oraz niezbędny do tego przedsięwzięcia sprzętu potrwa tygodnie, a może nawet miesiące. Uzyskanie pozwolenia od Augstusa, to tylko wierzchołek góry lodowej. Pierwszy, mały krok ku rozwikłaniu czających się w ciemności tajemnic i odnalezieniu drogi do Piekła. Spogląda na brata, który ani razu, odkąd zjawili się w Billy Goat nie przerywa milczenia. Jakie myśli krążą mu po głowie? Podziela jego stanowisko w kwestii kopalni? Poprze go, jeżeli wystosuje do nestora rodu list? Póki co nie zadaje żadnego z tych pytań. Odkłada tę rozmowę w czasie. Najlepiej do chwili, aż zostaną sami. Gorsou, po upływie kolejnych minut, po krótkiej modlitwie, żegna się i odchodzi w pierwszych promieniach słońca. Aurelius mówi mu na pożegnanie krótkie: uważaj na siebie. - Panie Marwood - zwraca się bezpośrednio do siewcy - chętnie skorzystam z pańskiej znajomości magii wariacyjnej w kontekście zabezpieczenia domu. Wcześniej, gdy dyskusja trwała, nie chciał wchodzić nikomu w słowo, jednak teraz pojawia się ku temu odpowiadania okazja, z czego korzysta. - I oferuję swoją pomoc każdemu, kto uzna, że moja wiedza, czy umiejętności mogą okazać się przydatne. Wstaje od stołu. - Wracam do miasta. Ktoś potrzebuje podwózki? - Swój wzrok kieruje zwłaszcza na Percivala, Sebastiana i Antoine, ale nie odmówi nikomu. |
Wiek : 38
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto, Saint Fall
Zawód : podróżnik, alpinista, buchalter