First topic message reminder : POKÓJ PRZESŁUCHAŃ Niewielki, pozbawiony okien i wydawałoby się, że zawieszony w czasie — jeden z kilku pokojów przesłuchań w Kazamacie jest dokładnie taki, jak można by się spodziewać po siedzibie Czarnej Gwardii. Nieduże pomieszczenie znajduje się na wyższym z poziomów i wykorzystywane jest przez gwardzistów do gromadzenia zeznań zarówno od świadków, jak i podejrzanych. Dostanie się do pokoju przesłuchań możliwe jest wyłącznie w towarzystwie członka Gwardii i wymaga przejścia przez gruntowną kontrolę bezpieczeństwa — na miejscu czeka przytwierdzone do betonowej posadzki biurko, dwa krzesła oraz nienaturalnie jaskrawe światło, do którego przywyknięcie wymaga czasu. Przesłuchania w Kazamacie odbywają się wyłącznie, jeśli jest to konieczne; w zależności od prowadzonego śledztwa lub powodu wizyty, Gwardia umożliwia skorzystanie z telefonu, chociaż raczej nikt nie uświadczy tu nadmiernej gościnności. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Sandy Hensley
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 173
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 12
noc z 21 na 22 kwietnia 1985 To już nie miało większego znaczenia. Podpis ozdobił spisany protokół zeznań, Sandy natomiast skończyła z przeświadczeniem, że to był ostatni raz, kiedy nie posłuchała duchów. Występowanie wbrew własnej naturze nigdy dobrze się nie kończyło – ignorowanie śmierci kończyło się jeszcze gorzej. W swoim mniemaniu otrzymała i tak łagodny wymiar kary jak na obiektywne pojęcie sytuacji, w której się znalazła. Włączyła się w bójkę z magicznymi bandytami, a towarzyszył jej mężczyzna, który był czarownikiem, lecz z jakiegoś względu ukrywał swoją tożsamość. Nie potrafiła pojąć, z jakiej przyczyny miałby zachowywać się w ten właśnie sposób i nawet w obliczu Czarnej Gwardii nie pisnąć, że posiada w sobie szczątki magii. Tym samym pogrążał nie tylko ją, ale przecież również i siebie. Pentakl nie został jej zwrócony, będzie musiała sobie sama po niego przyjść. Podobnie, jak i sama będzie musiała stawiać się w Kazamacie. W jakim celu? Nie spytała. Wątpiła, że uzyska odpowiedź. Kiedy wyprowadzano ją z Sali przesłuchań, mimowolnie obejrzała się za ramię. Korytarz był równie ciemny co pokój, kilka jarzeniówek niewyraźnie rozświetlało przestrzeń, lecz to jej nie przeszkadzało. Ciemność była środowiskiem, w którym czuła się najlepiej. Ciemność odbierała wzrok, ciemność nadawała wszystkiemu innego znaczenia. Ciemność dodawała pewności i odraczała wyroki nadawane przez światło dzienne. Ciemność leczyła i pocieszała, ciemność wyzwalała. Ciemność była jej przyjaciółką już od momentu, w którym przyszła na świat, bo ciemność była okryciem śmierci – a śmierć była wszystkim, co znała najlepiej. Widzę, jak korytarzem wymija nas mężczyzna, ale nie jest to ten, którego poszukiwałam. Czy to on go zabrał? — Co się stało z mężczyzną, który tu był? – wypływa z jej ust zanim zdoła się powstrzymać, ale głos i tak jest na tyle cichy, że ginie w brzdęku jarzeniówek i ciężkim odgłosie kroków gwardzistów. Do tego wszystkiego nie pasowała ona; ona, która w swojej obecności była nieobecna, na tyle, że można było zgubić jej sylwetkę i pominąć, nie zwrócić uwagi. Być może powinna była urodzić się Cieniem. |
Wiek : 30
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : medium, opiekun w Rezerwacie Bestii
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
Choć godzina była co najmniej późno nocna, w kazamacie panował rozgardiasz - niewiele jednak większy od rozgardiaszu, który panował tu na co dzień. Kilka kwietniowych włamań postawiło gwardzistów na nogi, co wiązało się z dodatkowymi nadgodzinami, papierologią i nadprogramowym czyszczeniem pamięci niewygodnych świadków. Seria napadów w Little Poppy dawała się we znaki nie tylko ze względu na to, że dzielnica była dostępna dla wszystkich. Sprawcy wdawali się w walkę z zatroskanymi obywatelami, którzy nie zamierzali łatwo im odpuścić. Na złość światu, jedni i drudzy byli magiczni. I jedni i drudzy zostawiali za sobą bałagan. Orlovsky nie miał jeszcze pojęcia, że za niecałe dwadzieścia cztery godziny dorzuci do serii zniszczeń własną cegiełkę. Spojrzał na wiszący na ścianie zegar w plastikowej ramce, który wskazywał w pół do drugiej. Spojrzał zaraz na zegarek, który miał zapięty na nadgarstku, wysłużony i wojskowy (powinien wymienić mu w końcu pasek), by upewnić się, że wskazówki okrągłej tarczy się nie mylą - a myliły, kilka razy w ciągu dnia. Miał odwieźć Joyce do domu; odkąd wróciła do Wallow będą zdarzały im się wspólne powroty. Razem dołączyli do Gwardii, razem czyścili toalety w szatniach i rozpoczynali pierwsze treningi. Ich staż wynosił niemal tyle samo. Może gdyby Tony nadal żył, nie musiałaby... Rozejrzał się, ale nigdzie jej nie było. Na pewno miała co robić w gąszczu papierologii. - Orlovsky, wychodząc zajdziesz do sali przesłuchań? - O'Malley zatrzymuje się przy nim na moment; ma dziś nocną zmianę, a roboty po łokcie. - Zostawiłem tam notes, zostawiłbyś go u Patty na dyżurce... Nie odmawia, kiwa głową przytakująco i rusza w stronę wyjścia. Kilka zdartych schodów prowadziło na korytarz. Pierwsze, drugie, trzecie drzwi - do tych ostatnich skierował się w poszukiwaniu notesu. Leżał na stole, oprawiony w brązowa skórę, elegancki. Nie mógł się powstrzymać, zajrzał do środka by na szybko przewertować notatki. Pomiędzy notatkami służbowymi natrafił na listę zakupów i wpisaną datę najbliższej randki. Zapamiętał ją, by później zlecić rekrutom sabotaż - kto się najbardziej postara, nie będzie musiał sprzątać sali treningowej. O'Malley ma poczerwienieć ze złości, oceniać będziemy ja i Carter. Wychodzi z pomieszczenia zamykając notes z cichym trzaskiem - gdy ma się plan, wieczór, a raczej noc, od razu staje się lepszy. Niewiele by brakowało, by nie usłyszał słów dziewczyny, która go mijała w asyście znudzonego gwardzisty. - Słucham? - cofnął się o krok gdy zdał sobie sprawę z tego, że może niezrozumiałe z pozoru słowa kierowane były właśnie do niego. Ciemne włosy, oczy spuszczone w dół, lekko zgarbiona sylwetka. Jakby nie była pewna echa własnych kroków. Wydała mu się na wskroś znajoma, jednak za nic nie mógł skojarzyć jej twarzy z żadnym ze wspomnień. Ciemność zapewniała jeszcze jedno. Lubiły się w niej skrywać potwory. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Sandy Hensley
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 173
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 12
Jest jeden bardzo poważny powód, dla którego zamiast Cieniem, urodziła się Medium. Czasem zdarzało się, że ktoś ją zauważał. Choć na co dzień brak uwagi jej nie tyle nie przeszkadzał, co był pożądany, tak w chwilach takich jak ta byłby okrutną przeszkodą. Gdyby nie jeden gest, jeden krok w tył, zatrzymanie i spojrzenie na lekko pochyloną pod ciężarem nieznajomym sylwetkę, zapewne nie spytałaby ponownie. Mężczyzna, który ją mijał, nie tylko ją dostrzegał, ale też się zatrzymał, aby usłyszeć. Nie zrobił tego gwardzista, który prowadził ją do wyjścia. Być może nie będzie to ani rozsądne, ani dobrze odebrane przez jej eskortę, ale również się zatrzymała, obejmując spojrzeniem sylwetkę przed sobą. Człowiek, którego miała przed oczami, także wydawał jej się znajomy, jakby już gdzieś go mijała. Mijała i zapadł jej w pamięć na tyle, że teraz wydawał jej się znajomy, nawet jeśli nie potrafiła przypisać do jego twarzy imienia i nazwiska. To w gruncie rzeczy nie było ważne, a wrażenie mogło być jedynie wrażeniem – w swoim życiu widywała zdecydowanie zbyt wiele twarzy niż przeciętny człowiek. Większość nie należała do postaci wciąż trzymających się świata środkowego, świata żywych. Większość wypełzała ze świata dolnego, poszukując jej pomocy. Te twarze odciskały największe piętno świadomości. Może wyglądał podobnie do jednego z duchów, któremu pomagała. Ludzie, w gruncie rzeczy, byli do siebie bardziej podobni, niż chcieliby to przyznać. — Był tutaj niemagiczny mężczyzna – zdobywa się na szczyt odwagi, a jej głos rozbrzmiewa nieznacznie głośniej niż zaledwie chwilę temu. – Został zabrany. Co się z nim stało? W gruncie rzeczy, nie powinno jej to obchodzić. Być może nawet to zainteresowanie zostanie źle odebrane przez Gwardię, być może nie powinna zadawać pytań. Być może. Ale być może też nie miała zbyt wiele do zaryzykowania, aby przejmować się jakimikolwiek konsekwencjami, jakie mogą na nią spaść. Nic, co ją dotknie, nie będzie bardziej okrutne niż to, co potrafi zadać sobie sama. |
Wiek : 30
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : medium, opiekun w Rezerwacie Bestii
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
Spojrzenia rzucane innym na ulicy są przelotne. Nie skupiamy się na otoczeniu a mijane twarze są obojętne. Mózg tymczasem je zapamiętuje - twarze, które widujemy w snach zwykle są tymi, które kiedyś, choćby przez krótką chwilę, widzieliśmy. Pamięć potrafiła płatać najróżniejsze figle. Tym razem dowcip polegał na czymś innym, choć żadne z nich nie zdawało sobie jeszcze z tego sprawy. - Niemagiczny - potarł dłonią kark. Niemagiczni trafiali tutaj wyjątkowo rzadko i każdy z nich kończył w taki sam sposób. Skinął głową w stronę towarzyszącego kobiecie gwardzisty na znak, że się nią zajmie. - Przed wyjściem musi jeszcze podpisać papiery. Kolejny napad - rzucił mężczyzna na odchodne. - Najpewniej jest wciąż przesłuchiwany - Orlovsky raz jeszcze przygląda się ciemnowłosej, aż w końcu odpuszcza. Musiała być świadkiem; gdyby brała udział w napadzie nie byłoby jej tu. Jego odpowiedź jest krótka i nie dająca wiele informacji. Nawet jakby wiedział więcej, nie powiedziałby. Mężczyzna, o którego pytała najpewniej obudzi się nad ranem... gdzieś. Nie pamiętając nic, co stało się poprzedniego wieczoru. Stary numer polegał na pozostawieniu delikwenta na terenach leśnych, tuż przy drodze, w otoczeniu pustych butelek po alkoholu. Zabalował, urwał się film; może za dwadzieścia lat nakręcą o takim balu film i nazwą go Kac Vegas. Stąd do Vegas było daleko. Poprowadził kobietę dalej przez korytarz aż do kolejnych schodów. Przy świetle jarzeniówek, ich męczącego oczy światła i - jedna nie działała poprawnie już drugi tydzień, co chwila przygasając irytująco. Niczym zapał niektórych nie tylko do pracy, ale i czegokolwiek. - Nic mu nie będzie - kolejna wyuczona formułka, która w takich sytuacjach w ustach każdego gwardzisty brzmiała w podobny, bezpłciowy sposób. Nic mu nie będzie, powtarzali, kiedy w międzyczasie komuś właśnie łamano palce, by je zaraz potem magicznie zaleczyć i zacząć łamanie od nowa. Od takich przesłuchań starał się trzymać z daleka; jego praca to nie był jednak koncert życzeń. Dotarli do schodów prowadzących na wyższe piętro - nie, zbliżali się do parteru budynku. - To pani znajomy? - pytając o niego nie wydawała się wystraszona, więc Orlovsky podejrzewał, że to nie był żaden rabuś. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Sandy Hensley
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 173
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 12
Niemagiczny zwykle oznaczał problemy. Nieświadomy niemagiczny był problemem jeszcze większym – i Sandy była w stanie to zrozumieć. Pierwsze spotkanie ze światem było światem magii, ale zaraz za nim szedł świat niemagiczny i niemagiczni ludzie – niemagiczni ludzie, którzy jednak, za sprawą jednej z jej przodkiń, przyjęli wiarę w Piekielną Trójcę, a także dopuszczali do siebie świadomość istnienia magii, która nie wypełniała ich żył. Nazywali to klątwą Gabriela i tym łaskawiej spoglądali na rodzinę Sandy, która magią się posługiwała. Magia wywindowała ją do statusu rodziny elitarnej w plemieniu, a dziś jej matka mogła pełnić funkcję wodza i szamana, właśnie dzięki niej. Niemagiczni świadomi byli sprzymierzeńcami. Niemagiczni nieświadomi byli problemem i prawie na pewno byli pobratymcami Gabriela. Sandy potrafiła to zrozumieć. Próbowała również zrozumieć, co Czarna Gwardia robi z niemagicznymi, którzy przypadkiem znaleźli się w epicentrum magicznego pojedynku. Co było łatwiejsze – uśmiercenie człowieka, czy wmówienie mu, że tej sytuacji nie było? Odpowiedź nasuwała się sama, ale w teorii tej była tylko jedna luka. Przez trzydzieści lat nauczyła się odróżniać odór nadchodzącej Kostuchy. Śmierci i nieszczęścia było tutaj pod dostatkiem, a atmosfera tego miejsca gasiła – lecz cierpienie to było stałe. Nie czuła, aby gdzieś tutaj ktoś właśnie w tej chwili dokonywał żywota. Ale czy mogła mieć pewność? Polegała jedynie na własnych odczuciach. Gwardzista wyglądał na szczęśliwego, że pozbywał się towarzystwa. Oddalił się, a Sandy podążyła krok w krok za nowym, zaczepionym Gwardzistą, który wyglądał jej znajomo, choć nie mogła sobie przypomnieć, skąd jego twarz kojarzyła. Być może nie miało to żadnego znaczenia. W końcu przestała próbować łączyć kropki. Nic mu nie będzie nie jest odpowiedzią satysfakcjonującą. Gdyby faktycznie był to człowiek pozbawiony magii, nie interesowałaby się nim. Gwardia wtedy zajęłaby się nim najlepiej; bądź co bądź, radzili sobie z tymi przypadkami na co dzień. Ale Gwardia nie wiedziała, że ten sam człowiek schował przed nimi pentakl, aby jego magiczne pochodzenie się nie wydało. Dlaczego? Sama chciałaby się o tym przekonać. — Tak – mówi, choć nawet nie zna imienia tego człowieka. To tylko kwestia czasu, zapewne dowie się niebawem. Duchy miały taką przewagę, że nikt ich nie widział i potrafiły przenikać przez ściany. I potrafiły słuchać. Słuchanie żywych to ostatnie, co mogły zrobić w tym nieszczęsnym świecie. – Wyjdzie stąd żywy? – kolejne pytanie, bardziej ciche niż tych kilka słów sprzed chwili, ponownie mogło zginąć gdzieś pomiędzy brzdękiem gasnącej świetlówki. |
Wiek : 30
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : medium, opiekun w Rezerwacie Bestii
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
Nieświadomi niemagiczni zawsze byli problemem, kiedy przytrafiała się sytuacja, w której byli świadkami użycia magii. Szczególnie takiego, w jakim brała udział Sandy. Wiele rzeczy można było wmówić, wiele uznać za przywidzenie, obarczyć zmęczeniem, zrzucić na cokolwiek. Tego nie dało się od tak zignorować. Orlovsky nie znał tej konkretnej sprawy, może to i lepiej. Dla obojga. Często miał mieszane uczucia ze względu na niemagiczną gałąź swojej rodziny; to, czy utrzymywali większy czy mniejszy kontakt nie miało znaczenia. Być może gdyby wiedział, że chodzi o Aldena, gdyby poznał go w innych okolicznościach, zareagowałby inaczej. W tej chwili był jednak przypadkowym przechodniem; gwardzistą, który zajmował się dziś innymi sprawami (za kilkanaście godzin boleśnie odczuje swój brak zainteresowania). Spogląda na kobietę; zgarbioną sylwetkę, opuszczone spojrzenie. Jakby chciała zniknąć - być może właśnie tego pragnęła. Mogła być nieśmiała, mogła się stresować; dyskomfort w tym miejscu był dla nieobeznanych i niecodziennych gości typowym uczuciem. Obrócił w dłoni notes - i jego dopadła w końcu pewna znieczulica (tak samo w armii, jak tutaj), przez kilka sekund zastanawiał się, jak świeżaki będą chciały zrujnować randkę O'Malley'a. - Na pewno tak - wcale nie zapewniał. Nie zamierzał obiecywać i mogła to wyczuć w tonie jego głosu. Kolejne schody do pokonania, kolejne piętro. W końcu znaleźli się na parterze. Zwykłe wejście i wyjście, po lewej zabudowane biurko, przy którym siedziała kobieta około pięćdziesiątki o poważnym wyrazie twarzy. Okulary na nosie nadawały jej spojrzeniu dodatkowej surowości. Zatrzymali się przy niej. - Dokumenty... - zwrócił się do kobiety starając się spojrzeć na dokumenty, które leżały na jej biurku. Zmierzyła go niezadowolonym wzrokiem; niczego się nie dopatrzył. - Pani...? - zerknął na Sandy. - Sandy Hansley - powiedziała kobieta znudzonym tonem. O wszystkim została poinformowana już wcześniej. Wyciągnęła ze sterty papiery, które dziewczyna musiała podpisać. - Pentakla pani dzisiaj nie odzyska. Tutaj, proszę, o - postukała palcem na wykropkowane pole. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Sandy Hensley
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 173
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 12
Na pewno tak brzmiało bardziej jak zapewnienie składane dziecku, żeby się nareszcie odczepiło i przestało marudzić. Brzmiało jak zapewnienie, które danym słowem być nie miało, bardziej zbyciem. Nie mogła mieć o to pretensji. W zasadzie nie miała ich w ogóle. Nie powinna była interesować się osobą tego mężczyzny. Sam wziął na siebie ryzyko, pomimo że był magiczny. Postanowił podawać się za osobę z zewnątrz tylko i wyłącznie poprzez własne życzenie, choć Sandy nie potrafiła zrozumieć – dlaczego. Nie drąży już więcej. Docierają niemal do końca swojej trasy, do drzwi Kazamaty, do biurka, za którym siedziała znudzona kobieta. Doskonale wiedziała, kogo się spodziewać, bo przedstawiła ją za nią i Sandy tylko skinęła głową na potwierdzenie, że tak, to właśnie ona. Długopisem podpisała się we wskazanym miejscu, po czym zwróciła dokument. — Wiem. Gdyby to była inna sytuacja, nawet by się mogła ucieszyć z przymusowego urlopu od magii. Mogłaby go wykorzystać na zmniejszenie zatrucia magicznego, gdyby tylko to doskwierało jej dotkliwie – to po pierwsze. Po drugie – duchy nie przejmują się zatruciem magicznym. Duchy. Gdyby ich tylko posłuchała. Zwracając się ku drzwiom, ku mężczyźnie, który ją odprowadzał, dociera do niej ponura świadomość, że powszechnie panująca atmosfera nie opuszcza go na krok. To, jaką aurą emanowało to miejsce, to jedno. To, co czuła wokół tego człowieka, to drugie. Woń śmierci rozpoznawała już od najmłodszych lat. Ta, którą odczuwała od nieznanego jej gwardzisty, była silna, chociaż różniła się od tej, którą niósł za sobą mężczyzna przedstawiający się jako Valerio. Zupełnie jakby sposób podejścia do śmierci dawało inne odczucie. W przypadku Valerio odczuwała coś, co kazało jej się trzymać od niego z daleka, nawet nie spoglądać w jego kierunku. Inaczej było w przypadku tego mężczyzny. — Będzie pamiętał coś z dzisiejszego dnia? – Pytanie nasuwa się naturalnie, zaraz po naiwnym założeniu, że wyjdzie stąd cały i w jednym kawałku. Nie jest jej go żal. Zrobił to na własne życzenie. Bardziej martwi się w tym momencie o samotnie wciśnięty pentakl pomiędzy naczynia na półce w kawiarni. Tylko ona wie, gdzie on jest. |
Wiek : 30
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : medium, opiekun w Rezerwacie Bestii
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
Zimne mury Kazamaty nie napawają otuchą. Zimne mury Kazamatów w niemal każdym budzą pewną dozę rezygnacji. Przebywający tu po raz pierwszy odczuwali również niepewność; Zimne mury Kazamaty skrywały wiele sekretów i niechętnie się nimi dzieliły. Orlovsky zerka na dziewczynę po drodze, gdzieś między szczytem schodów a pierwszym zakrętem prowadzącym do biurka recepcji. Nie dostrzega w niej wyrazu ulgi, jaką zwykle okazują osoby opuszczające to miejsce. Otaczająca ją przygnębiająca aura mogłaby się udzielić i jemu gdyby nie to, że dotarli do celu. Uznał, że to po prostu wina miejsca, murów i przesytu magii samych w sobie. Nie znał się na tego typu odczytywaniu ludzi; a przynajmniej tak twierdził. Wielu gwardzistów, za fasadą siły i pozorami władzy, której służyli, rozpadało się kawałek po kawałku. Wszystko zaczyna pękać, gdy uderza się w to odpowiednio często. Kobieta przysunęła kartkę - lekko pożółkłą, niby dawny cyrograf - by upewnić się, że złożony na niej podpis jest czytelny. Dopiero wtedy kiwnęła gwardziście głową na znak, że wszystko jest w porządku. Stojący gdzieś na drugim końcu holu dwaj sumienni rozmawiali cicho między sobą pozornie nie zwracając na nich uwagi. Bystry i zainteresowany otoczeniem obserwator zauważyłby zapewne jednak kilka przelotnych spojrzeń rzuconych w stronę masywnego kontuaru. Wejście tutaj nigdy nie pozostawało zostawione bez nadzoru. - Nie - odparł na pytanie prowadząc Sandy Hansley do wysokich, solidnych i surowo ozdobnych drzwi. Nie miał pojęcia, ilu wspomnień został lub zostanie pozbawiony jej towarzysz. Tak naprawdę nie powinien w ogóle udzielać jej odpowiedzi na to pytanie. To, ani żadne inne, które nie było związane ze złożeniem podpisu. Orlovsky czasem łamał drobne zasady. - Radzę też nie próbować mu niczego przypominać - nie musiał kończyć: może to pani nie wyjść na dobre. Tutaj to było aż nader oczywiste. Przez dłuższy moment znów wpatrzył się w sarnie oczy próbując na przekór poprzedniemu postanowieniu dociec, skąd może ją kojarzyć. Ostatecznie mogła być po prostu podobna do jakiejś aktorki, którą zobaczył w Moonlighting. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Sandy Hensley
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 173
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 12
Był jeden, bardzo ważny argument, dla którego to ona znajdowała się po drugiej stronie stołu w sali przesłuchań. Choćby taki, że nie miała daru do prowadzenia takowych i wyciągania z innych informacji. Być może była zbyt nędznym uczniem, a być może nie była jej taka umiejętność potrzebna, kiedy całe plemię miało być praktycznie jej podległe, otaczając szacunkiem i wyznając prawdę, gdy ona, jako Matka Plemienia, miała być remedium na każdą krzywdę. Okrutny los. Tragiczna odpowiedzialność. Nie była dobrym rozmówcą, chyba że przed sobą miała duszę zmarłego. Mężczyzna przed nią zdecydowanie emanował aurą śmierci, ale sam martwy nie był. Kostucha otulała go w sposób inny, którego Sandy nie potrafiła nazwać i być może lepiej, żeby tego nie robiła. Czasami lepiej, jeśli nad czymś myśli się znacznie mniej. Odpowiedź nareszcie pada z ust mężczyzny, a kobieta sama jest zdumiona, że faktycznie zechciał udzielić jej tej informacji. Do tej pory był bardzo zdawkowy, choć uprzejmy w swoich słowach. Te nie wywołały w niej szoku ani smutku. Nawet nie wywołały zmartwienia. Ten, z którym tutaj przyszła, sam skazał się na taki los, podając za niemagicznego. Niemniej jednak to wciąż jego pentakl leżał gdzieś wśród półek kawiarni i nikt o nim nie wiedział, poza nią. — Nie mam zamiaru. – Nie będzie mu opowiadać o tej napaści. Nie ma zamiaru nawiązywać współpracy. Być może, kierowana odrobiną dobrej woli, spróbuje dostać się za ladę i znaleźć to, co tam zostawił, zanim wpadnie w niepowołane ręce, albo przywłaszczy sobie go jakiś niemagiczny. Strach pomyśleć, co wtedy się stanie. Przechodzą przez drzwi, aż wreszcie świeże, nocne powietrze uderza w nozdrza i wypełnia płuca. Sandy napełnia je głębokim wdechem, mrużąc przy tym na krótką chwilę oczy. Przypomnienie sytuacji przychodzi za chwilę. Jest noc, a ona znajduje się w Deadberry. Bardzo daleko od Wallow. Nie dojdzie pieszo polnymi dróżkami w piętnaście minut, spacer będzie trwał dobre dwie godziny. — Wie pan, czy w okolicy jest jakiś przystanek? – Komunikacja miejska nigdy nie była na najwyższym poziomie, i o ile nie wątpi, że takowy się gdzieś znajduje, tak… - I nocny autobus do Wallow? – Nie kryje miejsca zamieszkania, bo wie, że mężczyzna może po prostu po nazwisku sięgnąć do akt, gdzie będą wszelkie jej dane osobowe, włącznie z tymczasowym miejscem zamieszkania. |
Wiek : 30
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : medium, opiekun w Rezerwacie Bestii
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
Jest już ciemno a niebo, choć przysłonięte kilkoma chmurami - pełne gwiazd. Noc sprawiała, że można było dostrzec znacznie więcej i pod zupełnie innym kątem. Plac Aradii był cichy i pusty, jak nigdy za dnia. W powietrzu można było już bez problemu wyczuć wiosnę, która zaczęła na dobre zadamawiać się w Hellridge. Na farmach w Wallow niedawno zakończono wiosenne wysiewy. Spojrzał na zapięty na nadgarstku wojskowy zegarek - było już mocno po północy. Przetarł dłonią zmęczoną twarz i przeczesał palcami jasne włosy. Już otwierał usta, żeby... ubiegła go. - Jest, ale autobus nie kursuje o tej porze - ostatni odjechał o dwudziestej drugiej. Wiedział, ponieważ zdarzyło mu się kilka razy do niego wsiadać, gdy akurat nie miał motocykla. Pech jak pech, albo zbyt długi czas spędzony z z kolegami z najbliższym pubie. - Wallow... - zawahał się przez chwilę. Jego życie usłane było drobnymi błędami; kolejny z nich miał popełnić za kilka sekund. Lista rzeczy, których nie powinien był robić była wyjątkowo długa. - Będę tamtędy przejeżdżać. Mogę panią podrzucić. Właśnie dopisał do listy kolejny. Raz za razem, a lista rosła i rosła. - Tylko musi pani chwilę poczekać... Spojrzał w rozgwieżdżone niebo starając się nie myśleć o niesłuszności decyzji. Zostawienie jej tutaj samą sobie wydawało się równie niewłaściwe. Gdy się zgodziła zniknął za ciężkimi drzwiami, żeby na szybko uprzątnąć swoje biurko. Wrzucił niedbale do szuflady raport, który kończył i zamknął ją na klucz. Trzeba było poprosić któregoś ze świeżaków. Niecałe dziesięć minut później wrócił przed budynek wyciągając z kieszeni skórzanej kurtki kluczyki. W drugiej ręce trzymał kask. - Proszę... - służbowo, za mną, nie tak chciał brzmieć, ale zabrzmiał. Skinął głową na znak, żeby poszła za nim. Przy krawężniku ulicy stał zaparkowany motocykl. - Będzie musiała pani dopasować zapięcie. O, tutaj - podał jej kask i usiadł za kierownicą. Silnik zamruczał gotowy do podróży. zt. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Sandy Hensley
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 173
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 12
Chociaż znała odpowiedź, i tak czuła się nią załamana. Było już po północy, a ostatni autobus już odjechał. W nocy nie dało się prawie wcale poruszać bez prawa jazdy, a tym bardziej bez samochodu czy jakiegokolwiek środka transportu poza własnymi nogami. Sandy przemieszczała się pieszo lub korzystała z łaskawości komunikacji miejskiej. Co jednak, jeśli tej akurat nie ma? W głowie szumiało jej od panicznych myśli. Jedyną sensowną, jaką mogła wyłonić spośród morza strachu, było wynajęcie pokoju na noc i wrócenie do domu po prostu ranem. Nikt by się nie zezłościł, problem leżał gdzieś indziej. Nie miała pieniędzy. Nawet nie przy sobie – po prostu ich nie miała. Drugą myślą było zadzwonienie do Marvina i poproszenie go, aby przyjechał. Na pewno już spał o tej porze i nie wybaczy sobie przez kilka miesięcy, że wyciągnęła go z łóżka, ale… to jedyna najbardziej sensowna opcja. Dlatego jej brwi unoszą się nieznacznie, kiedy słyszy od Gwardzisty pewną… propozycję. Zazwyczaj nie ufała ludziom. Nie pozwalała sobie na poufałości, oceniała ich z dystansu, cicho, z daleka, jak cień. Potrafiła wyczuć czyjąś aurę, a ciągnący się odór śmierci łatwo potrafił jej powiedzieć, czy dana osoba godna jest zaufania. Teraz miała przed sobą Gwardzistę, który jako jedyny był dla niej miły. Wciąż prześladowała go aura nieszczęść, ale w zupełnie inny sposób niż pewnego Włocha, którego spotkała jakiś czas temu w Cripple Rock. — Naprawdę? – pyta, bo nie może uwierzyć. Jakie szczęście miałaby, po prostu jadąc wraz z mężczyzną do Wallow? – Poczekam – zdecydowała jeszcze zanim przemyślała. Minuty dłużyły się tragicznie, a noc okazała się zimna jak na kwietniową pogodę. Otulała się płaszczem szczelniej, obejmowała ramionami, wzrokiem błądząc po cichej, martwej niemal okolicy. Było tak spokojnie. Gdyby miasto wyglądało tak i za dnia, nawet mogłaby w nim żyć. Nie potrafi sobie wyobrazić, jakim cudem lata temu mieszkała w Bostonie i była szczęśliwa. Mężczyzna w końcu wraca. Sandy nigdzie nie ruszyła się z miejsca, a na niemal służbowe polecenie, idzie za nim, chwytając w dłonie kask. Pierwszy raz będzie miała go na głowie, więc zakłada go dość nieporadnie, nim sadowi się za nieznajomym. Być może będzie to najgorszy błąd jej życia – być może wręcz przeciwnie. Już i tak miała niewiele do stracenia. Podróż minęła w długiej, nieprzyjemnej ciszy. Obrazy mijały, zmieniając się w końcu na łagodniejszy pejzaż Wallow, pełny miękkich pól rolnych i wyboistych ścieżek. Była już prawie w domu. Nie świeciło się już światło. Marvin musiał już spać. — To tutaj – odzywa się po raz pierwszy, odkąd wsiadła na motocykl. Gdy tylko zatrzymuje się, Sandy zsiada i odpina kask, oddając go mężczyźnie. – Dziękuję. – Nie wie, czy powinna pytać go o tożsamość, albo o cokolwiek. O to, jak będzie mogła mu się odwdzięczyć. Mogłaby, gdyby wiedział o niej wszystko. – Dobrej nocy – mówi więc, nim zwraca się w stronę Golden Hour i tam właśnie wchodzi, przeszukując kieszenie, aby odnaleźć klucz i wpełznąć cichutko do środka. Nie obudzi nikogo. Jej kroki są ciche, jak zwykle. Sandy z tematu |
Wiek : 30
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : medium, opiekun w Rezerwacie Bestii