First topic message reminder : POKÓJ PRZESŁUCHAŃ Niewielki, pozbawiony okien i wydawałoby się, że zawieszony w czasie — jeden z kilku pokojów przesłuchań w Kazamacie jest dokładnie taki, jak można by się spodziewać po siedzibie Czarnej Gwardii. Nieduże pomieszczenie znajduje się na wyższym z poziomów i wykorzystywane jest przez gwardzistów do gromadzenia zeznań zarówno od świadków, jak i podejrzanych. Dostanie się do pokoju przesłuchań możliwe jest wyłącznie w towarzystwie członka Gwardii i wymaga przejścia przez gruntowną kontrolę bezpieczeństwa — na miejscu czeka przytwierdzone do betonowej posadzki biurko, dwa krzesła oraz nienaturalnie jaskrawe światło, do którego przywyknięcie wymaga czasu. Przesłuchania w Kazamacie odbywają się wyłącznie, jeśli jest to konieczne; w zależności od prowadzonego śledztwa lub powodu wizyty, Gwardia umożliwia skorzystanie z telefonu, chociaż raczej nikt nie uświadczy tu nadmiernej gościnności. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Każde słowo było uważnie wysłuchiwane przez mężczyznę, a potem spisywanie na kartce. Wasze opowieści były dziwne, obce i być może nierealistyczne, aczkolwiek sposób, w jaki o ich opowiadaliście, był jak najbardziej wiarygodny. Relacja świadków miała swoje elementy wspólne, uzupełniana była o perspektywy różnych osób, których jedna osoba nie jest w stanie posiadać podczas tak chaotycznej sceny. Sposób, w jaki opowiadaliście o wydarzeniach, nie odbiegał temu, w jaki zazwyczaj sposób opowiadali świadkowie. Rzecznik nie przerywał, dalej pozwalając Charliemu prowadzić przesłuchanie wedle własnego uznania. Mallory, gdy skończyłeś mówić, mogłeś odnieść wrażenie, jakby twoje słowa rozbrzmiewały nienaturalnym echem po pomieszczeniu. Jeśli szukałeś reakcji po twarzach swoich towarzyszy, to oni albo skutecznie to ignorowali, albo byłeś jedynym, który je słyszał. Szepty narastały, a wychwycenie pojedynczych słów było niemożliwe, jednak słowa nie należały już do ciebie. Mogłeś porównać to do bardzo niewyraźnego i nieudolnego odsłuchania przedmiotu, które boleśnie rozbrzmiewało w twoim umyśle. Bez trudu mogłeś rozpoznać, co się teraz z tobą dzieje — jako słuchacz podobne sytuacje nie były ci obce. Notatka od MG: Charlie, Mistrz Gry przypomina o nałożonym na początku rozgrywki limicie dwóch pytań na turę. Pytanie może być oczywiście złożone, aczkolwiek proszę mieć na uwadze realistyczny upływ czasu wypowiedzi zarówno pytającego, jak i odpowiadających. Mallory, ze względu na posiadaną odmienność słuchacza oraz siłę woli na II poziomie, Mistrz Gry wyrzucił w twoim imieniu kość k10 na psychotyczne szepty. Wynik rzutu to 7, co oznacza, że od teraz co turę powinieneś rzucać na ich zablokowanie kością k100, doliczając do wyniku swoją statystykę siły woli. Próg pokonania szeptów wynosi 50, a rzut powinien być wykonany w poście. Za każdą turę, w której nie uda ci się ich zablokować, otrzymujesz —5 M od swoich PŻ. PŻ postaci w wątku: Charlie — 187 PŻ Charlotte — 172 PŻ Mallory — 157 PŻ Charlie: do 12 października, 22:00. Charlotte i Mallory: do 14 października, 22:00. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
Zainteresowania naukowe Charlotte Williamson go nie interesują. Nie zatrzymuje jej jednak, niech opowiada. Snują na przemian z Canaghem swoje opowieści, które się przeplatają i pokrywają. Dlaczego by nie miały, skoro zeznają razem? Dziewczyna być może się chełpiła, a wątpliwe spojrzenie, którym Orlovsky wcześniej obdarował Cavanagha powędrowało w jej stronę. Nie przyszedł tutaj by słuchać przechwałek nawet, jeśli była nikła szansa na to, że mogły być przydatne. Były? To powinni ocenić biegli zajmujący się sprawą. Kiwa jedynie głową na znak, by kontynuowała. Kiedy Charlotte wraca do konkretów stuka delikatnie butem w but Rossiego. Ta informacja mogła faktycznie okazać się istotna. Przesłuchanie w końcu zaczęło nabierać rumieńców, niczym zawstydzona napotkanym na drodze drwalem pasterka. Wyciągać zaczyna wnioski i Orlovsky; w tej chwili sam dla siebie. Odnalezione wielkie ciała, o których słyszał, opadające powoli na ziemię pióra i przestroga od fałszywego boga. Wszystko wskazywało na to, że działo się tu dużo więcej, niż sobie wyobrażali. Domniemania muszą jednak pozostać w sferze domniemań, na wyobrażenia nie ma w tej chwili czasu. Najchętniej potarłby wewnętrzne kąciki oczu, ale powstrzymał się. Do głosu znów wrócił Mallory, a rumieniec przesłuchania przybrał na sile. Tu zaczynali się rozmijać, a sympatie i antypatie krążące pomiędzy nimi zaczęły stawać się widoczne. To było widoczne od początku ale założył, że to kwestia reakcji na sam fakt bycia przesłuchiwanym. Mowa ciała każdego z nich była inna. Orlovsky nie był w tym specjalistą ale miał czas na to, by zobaczyć pewne rzeczy. Chłopak wyraźnie nie czuł się tu komfortowo i... był w stanie go zrozumieć. - W takich sytuacjach ciężko panować nad emocjami, co? - przekrzywił głowę. Abernathy miał prawo się przestraszyć. Van der Decken podobno podczas rozmowy z gwardzistami zaczął kląć nawet w starogrece. Orlovsky słuchał dalej, Rossi notował dalej. A im dalej, tym robiło się ciekawiej. A więc za podpalenie Abernathy'ego odpowiadała Blair Scully. Flamma i alkohol to rzeczywiście nienajlepsze połączenie. - Co z Abernathym stało się później? - sam sobie gardła nie poderżnął. Czas zamknąć tę część przesłuchania i pędzić dalej. - Kiedy na korytarzu pojawiła się krew? - do rzeczy, tego właśnie miał się dowiedzieć. Nie miał całego dnia. Ze wszystkim musiał się zmieścić w sześciu godzinach. Tik - tak. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Nie było powodu, by wcinać się w słowa Cavanagha, składa zeznania zgodnie z prawdą. A przynajmniej do czasu. - Blair próbowała nas ratować. Zaczęła działać, zamiast stać z boku i czekać aż przyjdzie Gwardia i nas uratuje z tarapatów. Nie przewidziała, że alkohol znalazł się też na Marshallu, który roztrzaskał butelkę na głowie tego czegoś. Dobrze wiedzieć, że tak oceniasz pomoc - wtrąca się stanowczym tonem. Scully nigdy nie wyrządziłaby innym krzywdy, pod tym względem ma w sobie więcej przyzwoitości, niż Williamson. Kiedy pakują się w tarapaty, to Charlotte jest tą, która dąży do kłopotów, do przeciągania struny i przekraczania granic, nie telepatka. - Ogień zaczął się szybko rozprzestrzeniać. W sali była gaśnica, więc użyłam jej, by go ugasić, zanim zupełnie nas pochłonął. Wszędzie znalazł się wtedy pył, płomienie opadły, ale zaczęliśmy się dusić. Z deszczu pod rynnę - spomiędzy warg czarownicy wydostaje się ciężkie westchnienie. Zaciąga się papierosem, by zaraz przydusić go w popielniczce. Tamtego dnia popełnili wiele błędów, Charlotte nie jest z nich dumna, jak i jest daleka od wytykania innych palcami. Wyjątkowa sytuacja wymagała konkretnych działań. Szkoda, że nie wszyscy potrafią to docenić. - Sługa Jedynego, jak to coś siebie nazywało, opuścił kolejną powłokę, ciało jak wylinka padło na podłogę, zaraz obok Marshalla. Blair mówiła, że to nadal gdzieś jest w pobliżu, że wcale nie zniknęło. Należało czym prędzej opuścić salę, gdzieś uciec. - Ten moment też doskonale pamięta. Łomoczące w piersi serce, narastający strach, który wcale nie chciał stracić na mocy wraz ze zniknięciem anioła. - Coś mi nie pasowało w sylwetce Marshalla. Podeszłam do niego bliżej, żeby się lepiej przyjrzeć, żeby mieć pewność. Przykro mi o tym mówić, lecz zostało z niego samo truchło. Jego ciało było całkowicie poparzone, ubranie stopiło się ze skórą, pewnie widzieliście, w jakim było stanie. Chciałam wierzyć, że można by było to w jakiś sposób odwrócić, to jednak… - głos Charlotte załamuje się i kobieta urywa wpół zdania, nabierając więcej powietrza w płuca. Mdłości powracają, zaciska się gardło, zaklinaczka ma wrażenie, jakby wokół zaczął unosić się swąd palonego mięsa. - W jego oczach była absolutna pustka. Dusza uleciała z ciała, było pewne, że trafiła już w zaświaty, a to coś podtrzymywało je w wegetacji. Należało działać szybko, nim Sługa nabierze sił, to było jasne, że zahaczyła się o ciało Marshalla. Zrobiłam to, bo chciałam nas wszystkich obronić, bo Lucyfer by tego oczekiwał. Nie mogłam pozwolić na to, by kłamstwo zatriumfowało, aby temu zapobiec, wyciągnęłam athame i przecięłam jego gardło. I miałam rację. - Tu znów zatrzymuje się na moment i unosi wzrok na Mallory’ego. Czy też to widział, jak Abernathy odlatuje do Piekła, by stanąć u boku Lucyfera? A może zamierza ją oskarżyć o zabójstwo, perfidne wykorzystanie okazji, by uciąć animozje? Czy naprawdę sądzi, że jest na tyle gruboskórna, by z zimną krwią pozbyć się członka Kręgu? Nie wie, że bierze za to pełną odpowiedzialność i nie zamierza się od niczego wymigiwać, wykorzystując do tego nazwisko. - Kiedy tylko ostrze ułożyło się na skórze, martwe oczy błysnęły jasno i skupiły się na mnie. Przeszył mnie dreszcz, ale nie mogłam odwrócić wzroku, czułam, jak mnie hipnotyzuje i pochłania. Wiedziałam, że wystarczy tylko chwila, a dołączę do Marshalla po drugiej stronie, mimo to nie mogłam nic zrobić. Złapał mnie za rękę z ogromną siłą, do dziś mam na niej ślad. - Wolną dłonią sięga materiału kurtki i odsłania nadgarstek, na którym nadal widnieje zaróżowiony cień zaciśniętych tam palców. - Z łatwością rzucił mną o ścianę na drugim końcu sali, łamiąc niemal wszystkie kości. Jak mówili w szpitalu, cudem uniknęłam śmierci. Pamiętam jeszcze tylko, że osunęłam się na podłogę, krew zalała mi oczy, niczego już więcej nie zobaczyłam. Straciłam przytomność. - I za to też pluła sobie w brodę, że słabe, wątłe ciało nie wytrzymało jeszcze chwili, że nie dokończyła dzieła, nie uratowała wszystkich zgodnie z wolą Najwyższego. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Mallory Cavanagh
Wypowiedź gwardzisty chciał zignorować, ale zamiast tego w odruchu bezwarunkowym zmarszczył brwi - odrobinę, na sekundę, jakby naprawdę pożądał tego dyskomfortu. Nie sądził, by nagłe wstanie i przejście się po pokoju zostało odebrane na jego korzyść, więc jedynie wcisnął się głębiej w krzesło. Odnosił wrażenie, że stawało się coraz bardziej kanciaste z każdym kolejnym słowem Charlotte; doprawdy urocze, iluzoryczne inkantacje wyśpiewywała. Przez cały miesiąc żył w błędzie, na szczęście w końcu mógł się z niego wyrwać i zrozumieć, że połowa uniwersyteckiego zespołu nie była morderczyniami, a wybawicielkami. Pierwsze, co powinien zrobić po przesłuchaniu, to postawić im ołtarzyk; wierzył, że w swoim miłosierdziu pewna opieszałość związana z tym przedsięwzięciem zostanie mu wybaczona. - Zwalczanie ognia ogniem to twoja definicja pomocy? Dobrze wiedzieć, od kogo nigdy więcej jej nie przyjmować. - Pomijając śledzące go dwie pary oczu gotów był rozwinąć temat i na chwilę rozpłynąć się w dziecinadzie, jak to miał w zwyczaju robić przy pannie Overtone, lecz nagły najazd niepokojących dźwięków zabił tę chęć. Śledzenie nowych bodźców pochłonęło go zupełnie, pozwalając słowom Charlotte płynąc nieprzerwanym strumieniem w tle. Prędko zrozumiał, z czym miał do czynienia - nihil novi. Gdzie indziej sięgnąłby do kieszeni, ale tu mógł jedynie kurczowo trzymać się maski opanowania, wzmacnianej każdą gorączkową myślą o pamiętaniu, by zachowywać się jak najmniej podejrzanie. Na samym początku nie było tak trudno; potrafił skoncentrować się na wypowiedzi Charlotte... na większej jej części. Skupiał się na tym, bo to było ważne. Dla prawdy. Dla sprawiedliwości, której wciąż nie chciał rzucić na pożarcie, być może jako jedyny w tym pomieszczeniu. Nie potrafił pozostać obojętny wobec wtłaczanych do głowy dźwięków z odmiennych źródeł; podążanie za kolejnymi impulsami chwilowo przestało się jawić jako żenujący występek. Było koniecznością, sposobem na uniknięcie kolejnego uszczerbku. - Powinniśmy pozostać przy czarach unieruchamiających lub jakichkolwiek mniej inwazyjnych. Ogień wszystko skomplikował. Ściana ognia podzieliła salę - spróbowałem zrobić w niej przejście. - Nie powiodło się. Raz, drugi, trzeci... Popełnili tak wiele błędów. Nie mogli kontrolować nic, poza własnymi odruchami; intencje takowych były kolejnym, co ich podzieliło. Zerknął na Charlotte, nie próbując nawet stosownie zmiękczyć spojrzenia. - Spróbowałem też powstrzymać cię przed zabiciem Abernathy'ego, ale uznałaś, że sama wiesz, co będzie dla niego najlepsze. - Więcej krzywd. Więcej strat. Przypomnienie, że walka zawsze się tak kończyła. I że głupotą było w ogóle ją podejmować. Przesunął wzrok na biurko. - Stan Marshalla pozostawiał wiele do życzenia, ale nie mogę stwierdzić, by nie było szans na uratowanie go. Nie kontaktował, ale oddychał. Być może odpowiednie organy byłyby w stanie naprawić krzywdy, które wyrządził ten... anioł. - Zdziwiła go poniekąd pewność, która wybrzmiała w jego głosie. Wiele razy rozmyślał nad tą sytuacją, ale po raz pierwszy podzielił się na głos tymi przemyśleniami. I tym razem nie poczuł się z tym źle, wręcz przeciwnie. - Nie wiemy tego i dzięki podjętym przez ciebie akcjom już się nie dowiemy. - Nie miała racji. Mógłby pewnie zrozumieć, skąd to usprawiedliwianie morderstwa... ale, prawdę mówiąc, nie bardzo chciał. - A potem było za późno. Wyglądało to tak, jakby ten anioł przejął ciało Marshalla. - Mówił trochę wolniej, coraz mocniej wszystkim przytłoczony. Dźwięk własnego głosu irytował jak zmaltretowana płyta winylowa, więc zamilkł i przymknął oczy w próbie odsunięcia się od szeptów. rzut na szepty |
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Zawód : aspirujący entomolog
Stwórca
The member 'Mallory Cavanagh' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 100 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Przesłuchanie przybierało interesujący kierunek, gdy dwójka świadków zaczynała wchodzić w dyskusję ze sobą nawzajem. Mężczyzna, który do tej pory głównie milczał, kontynuował ten trend, aczkolwiek jego wzrok był wyraźnie podniesiony znad notatek i skupiony na was, Mallory i Charlotte, przez długą chwilę, gdy wymienialiście się spostrzeżeniami na temat tego, co się tamtego dnia wydarzyło. Dostrzeżenie przez ciebie, Charlie, faktu, że przesłuchiwany przez ciebie chłopak wycofał się z rozmowy, siląc się na opanowanie, było możliwe, aczkolwiek zinterpretowanie powodu leżało daleko poza twoimi zdolnościami. Dla ciebie zaś, Charlotte, cała sytuacja pozostała całkowicie niezauważona. Nic w tym dziwnego — byłaś przecież w połowie własnej racji i historii. Mallory, jako słuchacz doskonale wiedziałeś, z czym się zmagasz oraz jak sobie z tym poradzić. Sytuacja wymagała od ciebie skupienia, być może w przeszłości szło ci z tym lepiej lub gorzej, ale nigdy do tej pory nie udało ci się narastających szeptów opanować tak sprawnie oraz tak szybko. Niemal, jakbyś był w stanie osiągnąć wyjątkowe skupienie, które nigdy wcześniej nie było przez ciebie osiągalne. Szepty zniknęły, jak za pstryknięciem, a twój umysł rozjaśnił się i pozwolił na dalszy udział w przesłuchaniu. Notatka od MG: W związku z krytycznym sukcesem Mallory'ego, nie tylko odgania on od siebie psychotyczne szepty, a także dostaje bonus +30 do następnego, fabularnego słuchania (niekoniecznie w tym wątku). Charlie, jesteś w stanie dostrzec chwilowe wycofanie z rozmowy Mallory'ego, aczkolwiek nie jesteś w stanie połączyć tego ze skutkami ubocznymi odmienności. Charlie: do 21 października, 22:00. Charlotte i Mallory: do 24 października, 22:00. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
- Panno Williamson, nie pytałem co pani myśli na temat pobudek, jakie kierowały panną Scully - zwrócił jej uwagę gdy tylko weszła Cavanaghowi w słowo. - Nie notuj tego - rzucił krótko Rossiemu, który i tak dobrze wiedział, co należy robić w takim przypadku. Sam natomiast zanotował w głowie możliwe koligacje, jakimi kierowali się przesłuchiwani. Charlotte i Mallory za sobą nie przepadali. Cavanagh nie przepadał też za Scully, za której rzeczniczkę uznała się Williamson, za to najwyraźniej bliżej mu było do Abernathy'ego. Gdzie mieściła się w tej grupie L'Orferve? Tego pewnie dowie się Verity. Gdyby to rozrysować, zapewne otrzymaliby scenariusz filmu dla młodzieży. Otworzył w końcu akta, żeby je przewertować i zatrzymać się na raporcie z obdukcji. Nie musiał go czytać kolejny raz, zapamiętał jego treść. Prosty wzór ludzkiego ciała z zaznaczonymi miejscami, w których znajdowały się rany. Został opętany? To było możliwe. W tej chwili nie był tu by oceniać sytuację czy siedzącą przed nim dwójkę. Nie chciał się nad tym zastanawiać, ale podświadomie i tak już to zrobił. ...przecięłam jego gardło. Na dźwięk tych słów zamyka teczkę i przygląda się dziewczynie. Jedna niewiadoma właśnie sama się rozwiązała. Charlotte Williamson, studentka, lat dwadzieścia trzy, zabiła swojego kolegę z uczelni. Dobiła? To będzie miało znaczenie później. - Panie Cavanagh, moja uwaga tyczy się również pana - upomniał go, ale w tej całej szarpaninie słowa Marshalla były tylko tym, czym w Gwardii zajmą się później. Musiał się jednak zamknąć. Zauważył, że chłopak zrobił się nieobecny. Nic dziwnego, pewnie układał sobie w głowie to, co powiedziała Williamsonówna. Rumieńce zeznań przybierały na sile, a animozje były widoczne jak na dłoni. - Skąd ta krew? Zalało całe piętro. Dwoje kłócących się z sobą podejrzanych i trzy piętra schodów do przebycia w pośpiechu by się stąd wydostać - nikt tego nie dokonał. - Dlaczego po prostu stamtąd nie uciekliście? - kto by uciekał w takiej sytuacji? Niech mówią, on dalej słuchał. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Na zwróconą sobie uwagę niemal od razu milknie. Ostatnie, czego chce, to sprzeczać się z oficerem. Ten nie zna jej i nie wie, że długo może walczyć o swoje racje, niekoniecznie w sympatyczny dla wszystkich stron sposób. Nie może dopuścić do tego, by zwątpił w szczerość jej intencji. W milczeniu słucha kolejnych słów Mallory’ego, tych bzdur o powstrzymywaniu przed uśmiercaniem Abernathy’ego, kiedy sam stał zbyt daleko, by mieć pewność co do jego stanu. Nikt nie zdecydował się zbliżyć, zniesmaczeni, przestraszeni i obrzydzeni widokiem topiącego się ciała. Odchodząca od kości skóra, spalone włosy, lepkie powieki. W jednym Cavanagh ma rację, nikt nie miał pewności, czy dało się go jeszcze uratować. Ta myśl chodzi za Charlotte do dziś, wwiercając się w mózg wyrzutami sumienia, o jakich teraz, ani nigdy w przyszłości wspominać nie będzie. Zadziałała dla dobra Marshalla, dla dobra całej grupy, ale nikt nie chciał tego dostrzec. Obrzydliwi niewdzięcznicy. To ostatni raz, kiedy robi coś dla innych. - Kałuża krwi pojawiła się po tym, jak ugasiłam ogień. Wcześniej ciągnął się jej ślad, za tą istotą, kiedy znalazła się w sali, zupełnie jakby to ona była ranna. Kiedy przybrała formę Marshalla, mogliśmy zobaczyć, że ma na plecach odcięte kikuty. Na pewno nie była to krew Abernathy’ego. - Tu przenosi wzrok na Mallory’ego, bo sama nie zauważyła związku między opadającą czerwoną mgłą a plamami krwi na podłodze. Wprawdzie czuła w ustach metaliczny posmak, gdy tylko wychylając się przez okno, wprowadziła w płuca gęstą zawiesinę, jednak do tej pory nie wie, że te fakty mogą być ze sobą połączone. Nie dostrzega też milczenia Cavanagh, bo nagle uderza ją zawrót głowy. Chce to zrzucić na zatęchły zapach kazamaty i unoszący się w powietrzu papierosowy dym, ale dobrze wie, że to pozostałości po efektach ubocznych odprawionego przed tygodniem rytuału. Przyjęte nad ranem eliksiry powinny działać jeszcze przez kilka godzin, ale widać dawka była niewystarczająca. Na kolejne słowa oficera powstrzymuje się przed pogardliwym prychnięciem. Ucieczka? Tylko tchórze uciekają. - Zamknęliśmy się w sali, żeby uciec przed tą mgłą. Później walczyliśmy o Marshalla. - Wszystko działo się zdecydowanie zbyt szybko, by ot tak odrzucić zaskoczenie nagłymi zwrotami akcji. Wycofanie się byłoby słuszną opcją, gdyby mieli pewność, że zarówno nie zabije ich mgła, jak i mierzący w nich paluchem stwór. - Ogień uniemożliwił ucieczkę, rozciągał się przez pół sali, rozdzielił nas. Mallory i Elianne próbowali zrobić mnie i Blair przejście. - Ich magia zawiodła, ale przecież liczyły się chęci pomocy. Szkoda, że nie wszyscy rozliczają innych w ten sam sposób. - Dalej już było za późno. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Mallory Cavanagh
Szepty odeszły równie nagle, co się pojawiły i pewnie powinien się cieszyć z tego niespodziewanie szybkiego sukcesu, ale w tym miejscu i towarzystwie niespecjalnie potrafił. Plusem była możliwość powrotu do głównego zadania z czystszą głową - odrobinę, bo odgonienie niezadowolenia z niepotrzebnie emocjonalnego pokazu uderzyło ze zdwojoną siłą. Musiał się bardziej pilnować - niedługo, bo niewiele historii zostało do ujawnienia po przekroczeniu najbardziej newralgicznego fragmentu układanki. Na upomnienie gwardzisty skinął sztywno głową, bo na tę konkretną kwestię zapatrywali się poniekąd podobnie, a i dalsze zabawy w piaskownicy można by ograniczyć. Nie patrząc na Charlotte, wsłuchał się w jej słowa, by mocniej ugruntować się w realności, z której przed chwilą został wyrwany. Krew. Morze krwi, które osuszył dopiero o Theo. W lustro spojrzał tylko raz i to o raz za dużo; gdyby wykazał się większą dawką samokontroli, widok ten nie nawiedzałby go w nocy. - Krew pochodziła z mgły. Zalała wszystko dookoła po pokonaniu tego zmiennokształtnego anioła. - Przynajmniej nie okazała się trująca, a tego obawiał się najbardziej. Gdyby nie Elianne, pokusiłby się pewnie na szukanie szczęścia po korytarzu, jak najdalej od napastnika z podciętymi skrzydłami, ale uznał, że nie warto było tak ryzykować. Że skoro walka już trwała, rozsądniej było do niej dołączyć i jak najszybciej przechylić szalę zwycięstwa na tę właściwą stronę, co początkowo wydawało się nieosiągalne. - Ta krew była bardzo ciepła, ale niewystarczająco, by poparzyć. - Przez całą wypowiedź obserwował przesłuchującego ich gwardzistę. W którymś momencie musiał się przecież zdradzić - wystarczyłby nawet minimalny gest, by potwierdzić kotłujące się w głowie obawy, dalekie od byle teorii spiskowych. Jakby w odpowiedzi na tę niewidoczną gołym okiem antycypację odpowiedział kolejnym pytaniem. Dlaczego po prostu stamtąd nie uciekli? Próbował. Wielokrotnie. - Ucieczkę utrudniał agresywny anioł o nieznanych nam zamiarach, posiadający magiczne umiejętności, z których nawet ten zademonstrowany nam skrawek robił spore wrażenie oraz unosząca się w w powietrzu mgła o równie niejasnych właściwościach - chłodno wyjaśnił sytuację, jak wcześniej ubogacając zeznania Charlotte. - Zostaliśmy rzuceni w środek sytuacji zagrażającej życiu, przewyższającej nasze możliwości. - Szczególnie wtedy, gdy przez stres magia co i rusz pokazywała środkowy palec. - Większości z nas udało się przeżyć, ale i tej jednej śmierci można byłoby uniknąć, gdyby Gwardia udzieliłaby nam wsparcia, a nie tylko przyszła na gotowe. - Z pomocą się nie popisali, ale przynajmniej posprzątali, co się dało. Ton trzymał w ryzach, wzrokiem chłonąc prezencję mężczyzny. - Czy w ogóle poradziłaby sobie w starciu z większą liczbą tych istot? - Jeśli już wcześniej by o nich nie wiedzieli... - Mam nadzieję, że nasze zeznania choć trochę wspomogą powstający już, jak mniemam, plan działania na wypadek kolejnego najazdu anielskiej armii. - Nikt o zdrowych zmysłach nie mógł sądzić, że wydarzenia z końca lutego nie były preludium do kolejnej katastrofy. - I że, oczywiście, cywile zostaną poinformowani o zagrożeniu oraz poinstruowani, co mają w takiej sytuacji robić, by jak najlepiej chronić swoje zdrowie i życie. rzucam na percepcję na potwierdzenie lub zaprzeczenie (wcale nie) delulu |
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Zawód : aspirujący entomolog
Stwórca
The member 'Mallory Cavanagh' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 53 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Mallory, byłeś bystrym i spostrzegawczym młodzieńcem. Twoja ciekawość mogłaby być pierwszym stopniem do piekła — jest to postawa raczej chwalebna w aktualnie panującym dogmacie religijnym — chociaż w tym przypadku była ona chybiona. Uważnie obserwowałeś przysłuchujących się gwardzistów, jednak żaden z nich nie wykonał ruchu, miny czy słowa, które mogłoby sugerować, że wiedzą coś więcej, niż ty czy Charlotte. Nic w tym dziwnego — w końcu z jakiegoś powodu potrzebowali waszych zeznań. Rossi zdawał się być tu tylko i wyłącznie po to, aby wykonać swoją pracę; nie w jego naturze było zadawanie dodatkowych pytań. Nie kwestionował również polecenia Orlovskiego, aby nie notować wspomnianej uwagi — byli równi stopniem, ale to Charlie prowadził przesłuchanie. Charlotte, Mallory — będziecie mogli już niedługo odetchnąć z ulgą. Przesłuchanie dobiegnie końca. Jednak... czy zostaniecie z niego wypuszczeni na powierzchnię? Notatka od MG: Jest to ostatnia kolejka, w której gwardzista może zadać pytania podczas przesłuchania, a przesłuchiwani przedstawić swój punkt widzenia wydarzeń. Z racji, ze jest to ostatnia kolejka, wyjątkowo zamiast konkretnej daty, Mistrz Gry pozwoli sobie narzucić 48 h od ostatniego posta. Obecnym deadlinem dla Charliego jest 31 października, do godziny 20:00. Dla Charlotte i Mallory'ego będzie on wynosił 48 h od posta Charliego. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
Kłótnia ucichła, jak być powinno. Słowo przeciwko słowu, co zwykle nie miało znaczenia. Miały liczyć się fakty, a o te nie było łatwo. Wyłuskają je z Verity'm dopiero, gdy spiszą raporty, bo większość, albo przynajmniej część się ze sobą pokryje. Mógłby się zastanawiać, i będzie się zastanawiać. Ale nie w tej chwili. Uporczywie starał się nie oceniać i nie wysnuwać wniosków, choć te podświadomie przychodził same. Gdzieś z tyłu głowy stawiał się po stronie Cavanagha, przynajmniej do momentu, w którym ten zaczął psioczyć na Gwardię. Może i miał w swoim żalu rację, ale Orlovsky to świadomie zignorował. - Czyli przyznaje się pani, panno Williamson do podcięcia gardła pana Abernathy? - już to zrobiła, ale powtórzenie pytania było standardowe. Słowa Cavanagha były zwyczajnie irytujące, ale jeśli przyszedł tu spodziewając się jakiejkolwiek reakcji na nie - musiał obejść się smakiem. Orlovsky ukrywał skrzętnie własne problemy, sprawy Gwardii były po prostu kolejnym składnikiem tego kotła. Pozornie obojętny wyraz twarzy zdradzał przede wszystkim zainteresowanie składanymi zeznaniami. - Czyli przyznaje się pan, panie Cavanagh do nieudzielenia pomocy panu Abernathy'emu? - oba pytania były jak wrzody na dupie. To była wciąż standardowa procedura, z której oboje się wywiną i o czym wszyscy, zebrani w pokoju przesłuchań dobrze wiedzieli. Właściwym pytaniem było "co się w ogóle stało?". Nie tylko na kampusie, ale w ogóle, i w Maywater i Cripple Rock. Sięgnął po kawę, której nie tknęła Charlotte i upił dwa głębsze łyki. Zdążyła już ostygnąć. Ten gest zwiastował koniec przesłuchania. Zerknął na zapisany arkusz Rossiego a potem na Williamson i Cavanagha. To były jego ostatnie pytania. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Przesłuchanie z wolna dobiega końca, o czym zdaje sobie sprawę każdy z jego uczestników. Czy Gwardziści otrzymali odpowiedzi na swoje pytania? Czy wiedzą już, co wydarzyło się na uniwersytecie, zdają sobie sprawę z konieczności powziętych kroków? A może nadal mają wątpliwości i poszukiwać będą odpowiedzi w innych źródłach? Williamson byłaby pewna swego rychłego opuszczenia kazamaty i powrotu do domu, gdzie z niedostrzegalnym na twarzach niepokojem czekają już Maaike i Arthur, gotowi nie skomentować wydarzenia żadnym wspierającym słowem. Jeśli chodzi o pochlebstwa, dobre słowo, czy chociaż cień uśmiechu, żadne z nich nie jest ku temu odpowiednim kandydatem. Rodzice nie będą dumni. To już nie był Abernathy. Jego ciało opętał zły duch, czego zdaje się nie rozumieć żadna z obecnych w sali przesłuchań osób. Jego dusza zaczęła odlatywać w nieodpowiednim kierunku. To czysty akt litości i miłosierdzia, jakiego nie pojmie nikt, kto nigdy nie stanął w podobnej sytuacji. Bezwzględność, po jaką trudno sięgnąć bez odpowiedniej wyobraźni. Działanie na rzecz Kościoła Piekieł. Lucyfer byłby dumny. ”To było w obronie własnej”, wybrzmiewają we wspomnieniu słowa Barnaby, usilnie starającego się siostrę wyciągnąć spod łap Gwardii. Tyle że nie jest to takie łatwe, zwłaszcza gdy chce się wytrącić z ręki Charlotte ostateczny argument co do jej niewinności. Stawka jest wysoka i państwo Williamson, z wujem Ronaldem na czele, nie będzie zadowolone, kiedy wieść o przesłuchaniu (o aresztowaniu nie wspominając) dotrze do publicznych mediów. - Tak jest, sir - odpowiada, twardo zaznaczając głoski, dokładnie tak, jak wymusza nań wojskowe wychowanie. Proste komunikaty, niepozostawiające wątpliwości, bez ucieczki od konsekwencji. - Przyznaję się. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Mallory Cavanagh
Patrzył, ale nie widział nic, co potwierdziłoby jego przypuszczenia. Ha, przynajmniej w tej kwestii gwardia zyskała stosowne szkolenie. Nieczęsto tęsknił za grą w karty, ale krystalizująca się wizja zagrania partyjki pokera z przesłuchującym ich oficerem rozbudziła, choć ledwie na sekundy, dawno zagrzebaną tendencję. Zbladła równie prędko, co powróciła do życia z kolejnym, finalizującym pytaniem. Pierwszy strzał padł w stronę Charlotte, do której mimowolnie powędrował wzrokiem. Wątpliwości, które towarzyszyły mu od miesiąca, a dziś skondensowały się i irytująco rozstrajały nie tylko nastrój, ale i funkcjonowanie organizmu, pod wpływem całej tej jakże przyjemnej pogawędki rozwiały się - w większości. Nie znał panny Williamson poza tym krótkim, acz gwałtownym pokazem morderczych skłonności pod koniec lutego i kilkoma przykrymi plotkami, w których wir bezsensownie został wrzucony, tak wiele mógł wywnioskować z jej mowy i gestów, na które dziś sobie pozwalała. Nie ze wszystkimi się zgadzał, ale tyle dobrego, że się przyznała. Czy to jednak oznaczało, że starej, dobrej sprawiedliwości stanie się zadość? Powątpiewał. Jak zostanie rozpatrzona sprawa Blair? Czy Elianne dała sobie radę? Czy pojawiając się tutaj, wpłynął na cokolwiek istotnego, czy jedynie zniechęcił do siebie wszystkich wokół? I czemu, cholera, choć raz nie mógł dostać satysfakcjonującej odpowiedzi? "Mówiłam ci przecież" - odetchnął głębiej, gdy przyjemny pogłos Dahlii postanowił przerwać ciszę - "możemy liczyć tylko na siebie; nie daj sobie wmówić, że jest inaczej." Nie on zabił Abernathy'ego. Chciał, ale nie był w stanie zrobić nic więcej. Nie mógł go uratować. Co innego, gdyby miał pewność, że Marshall był w stanie zająć jego miejsce w planie sprowadzenia siostry do domu... Mógł się sprzeciwić. Już kilka razy nie ugryzł się na czas w język i wbrew oczekiwaniom, nie został za tę niesubordynacje ukarany, przynajmniej nie natychmiastowo. Przekonanie do swoich racji jawiło się jako zadanie trudne, ale, być może, nie całkowicie niewykonalne. Na pewno zajęłoby trochę czasu, nie gwarantowało sukcesu, a jedynie dużo zagrożeń, których zawieszonych w przyszłości i tak posiadał wystarczająco. Gdzie miał dociekać swoich praw, jeśli nie u ich strażników? Tyle, że rzeczywistość kolejny raz pokazywała, jak mało znaczył rozsądek wobec władzy i potęgi tak zwanych autorytetów. W tej grze był jedynie pionkiem, więc wykonał jedyny ruch, jaki był w stanie: - Przyznaję, że nie udzieliłem pomocy panu Abernathy'emu, jako że takie działanie narażało mnie na niebezpieczeństwo poniesienia uszczerbku na zdrowiu lub utraty życia. - A za to nic mu przecież nie groziło; nie ze strony wymiaru sprawiedliwości. Do bywania na łamach brukowców już się przyzwyczaił. Reakcji rodziny wolał sobie nie wyobrażać, więc oczywiście, jak na złość, bezwolnie zapoczątkował ten proceder. Zacisnął mocniej dłonie na kolanach, co zmiażdżyło również te nieszczęsne majaki. Pozostał jedynie niesmak, poczucie bezsilności i kilka gorszych, które miał zamiar od razu po wyjściu stąd utopić w porządnej dawce... czegokolwiek. |
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Zawód : aspirujący entomolog
Ostatnie słowa, ostatni skrzyp długopisu na wypełnianej atramentem kartce — wszystko to, co zostało tu powiedziane, zostało również uwiecznione w nieśmiertelnym archiwum gwardii. Słowa mają moc — nie tylko wtedy, gdy są zaklęciami — czasami ich moc ukryta jest w opisywanych zdarzeniach, wyznawanych winach i odpowiedzialności, która ciążyła w chłodnym powietrzu Kazamaty. Oficer zamknął teczkę, po raz pierwszy na twarzy pokazując coś, co mogło zakrapiać o ludzkość — zmęczenie. Pierwsza część dobiegła końca. Wasze wersje historii, Mallory i Charlotte, zostały wysłuchane. Nadszedł czas, aby zostały przeanalizowane. Charlie, wraz z Rossi, wstaną teraz z krzeseł, zostawiając was tu zupełnie samych. Jedynie echo waszych własnych słów dotrzyma wam towarzystwa. — Ze względu na informacje, które zostały udzielone podczas przesłuchania — wyjaśnia spokojnym głosem mężczyzna, a w jego oczach możecie dostrzec mrzonkę współczucia. — zostaną państwo dłużej zatrzymani na miejscu. Koleżanka za drzwiami zaprowadzi was do... poczekalni. Ostatnie słowo zostało wypowiedziane niemal z przekąsem. Mallory i Charlotte, nie zostaliście jednak okłamani — za drzwiami czekała na was kobieta, która zaprowadziła was do niewielkich, osobnych pokoi, gdzie oprócz bardzo twardej, niewygodnej i czarnej kanapy, nie znajdowało się nic więcej. Było to jasne — czekały was dwie godziny pełne stresu, napięcia oraz szarych ścian. Notka od MG: Część z przesłuchaniem dobiegła końca. Charlie oraz Sebastian udają się teraz do pokoju służbowego w celu wymienienia się uzyskanymi informacjami, oraz napisania raportu, w którym mają za zadanie opisać przebieg wydarzeń tego dnia, oraz wskazać zalecenia odnośnie podjętych dalszych kroków (i ich uzasadnienia). W celu rozegrania tego fabularnie gwardziści powinni udać się do tej lokacji. Mają na to 98 h od posta Mistrza Gry, po tym czasie wspólny raport powinien zostać przekazany Mistrzowi Gry poprzez napisanie fabularnego listu. Charlie, Sebastian możecie wymienić między sobą dowolną ilość postów, fabularnie natomiast będą to dwie godziny. Otrzymaliście również dostęp do notatek sporządzanych przez Rzeczników, a w nich znajdziecie spisane zeznania świadków. Możecie dzięki temu założyć, że macie dostęp do tego, co zostało powiedziane — oczywiście z zachowaniem realizmu, nie każde małe słówko zostało zanotowane. Rzecznicy nie znajdują się z wami w tym czasie w pomieszczeniu. Wyjątkiem jest ten post Ellianne oraz ten post Charlotte w kontekście hipotez na temat motywacji Blair. Brak tych informacji w notatkach wynika z fabularnych sytuacji. Mallory, Charlotte, zostaliście wyprowadzeni z pokoju przesłuchań do osobnych, niewielkich pokoi, w których zostaliście poproszeni (w stylu gwardii, a więc stanowczo) o to, aby tam pozostać do czasu zapadnięcia decyzji na temat waszych dalszych losów. Nie ma potrzeby rozegrania tego czasu oczekiwania, Mistrz Gry poinformuje was, gdy zapadnie decyzja. Post Mistrza Gry jest równoczesnym z/t dla wszystkich z lokacji. W razie pytań proszę kierować je do Lyry. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej