POKÓJ PRZESŁUCHAŃ Niewielki, pozbawiony okien i wydawałoby się, że zawieszony w czasie — jeden z kilku pokojów przesłuchań w Kazamacie jest dokładnie taki, jak można by się spodziewać po siedzibie Czarnej Gwardii. Nieduże pomieszczenie znajduje się na wyższym z poziomów i wykorzystywane jest przez gwardzistów do gromadzenia zeznań zarówno od świadków, jak i podejrzanych. Dostanie się do pokoju przesłuchań możliwe jest wyłącznie w towarzystwie członka Gwardii i wymaga przejścia przez gruntowną kontrolę bezpieczeństwa — na miejscu czeka przytwierdzone do betonowej posadzki biurko, dwa krzesła oraz nienaturalnie jaskrawe światło, do którego przywyknięcie wymaga czasu. Przesłuchania w Kazamacie odbywają się wyłącznie, jeśli jest to konieczne; w zależności od prowadzonego śledztwa lub powodu wizyty, Gwardia umożliwia skorzystanie z telefonu, chociaż raczej nikt nie uświadczy tu nadmiernej gościnności. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
25 marca, 1985 roku. godzina 9:13 Siedzący przy stole mężczyzna wyglądał mizernie — jego oczy były głęboko podkrążone, a skóra miała kolor, jakby nie widziała słońca od dłuższego czasu. Nie był to widok rzadki wśród Rzeczników, w szczególności tych, którzy za drugi dom obierali sobie ściany laboratorium. Rossi był stosunkowo młody — a kilka lat temu, jeszcze nawet wyglądał na swój wiek. Charlie, mogłeś go znać — może pracowaliście kiedyś już przy jakiejś sprawie, może mijaliście się na korytarzach. Możesz pamiętać, że jeszcze kilka lat temu, opowiadał żarty w pokoju służbowym. Teraz rzadko żartował. Wiedziałeś, po co on tu jest, a po co jesteś ty. To twoim zadaniem będzie zadawanie pytań — odpowiednich pytań, abyście razem mogli dojść do prawdy tego, co wydarzyło się dwudziestego szóstego lutego. Ty pukasz, ty mówisz. Rossi notuje. Rozłożony blok papieru oraz długopis przed nim był tego najlepszym potwierdzeniem. — Orlovsky — przywitał się, wstając i podając ci dłoń w mocnym uścisku. Mocniejszym, niż mógłbyś się spodziewać po jego posturze. Na więcej uprzejmości nie było czasu, by drzwi od sali otworzyły się ponownie i tym razem do środka została wprowadzona jedna z osób, którą mieliście dzisiaj przesłuchać — Charlotte Williamson. — Pan Cavanagh został zatrzymany w celu dopełnienia formalności — wyjaśniła kobieta na korytarzu, co powinno być dla ciebie wystarczającą informacją, aby zaczynać bez niego. Charlotte, wchodząc do pomieszczenia, czułaś przede wszystkim wszechobecny chłód, jaki panował w Kazamacie. Coś, do czego być może pracujący tu gwardziści byli już przyzwyczajeni, jednak twoje włosy na skórze, pomimo niewątpliwie rozsądnie dobranych ubrań, stały dęba. Wszystko to, co widziałaś, było dla ci obce — mało który “cywil” ma okazję wejść do siedziby Czarnej Gwardii i — cóż — wyjść. Nie mogłaś również wiedzieć, jak dokładnie przebiegnie twoje przesłuchanie, czy jak wyglądała hierarchia między mężczyznami. W magicznym społeczeństwie, Czarna Gwardia owiana jest nie tylko strachem, ale i tajemnicą. To od ciebie, Charlie, zależy, jak potoczy się dalsza część przesłuchania. Notka od Mistrza Gry: Rozpoczynamy w tej turze przesłuchanie. Charlie, masz pełną dowolność zadawanych pytań oraz podejmowanych działań odnośnie przesłuchiwanych świadków. Obecny na przesłuchaniu Rzecznik, zgodnie z Twoją wiedzą oraz doświadczeniem, nie będzie Ci przeszkadzał, aczkolwiek może zareagować (chociaż nie musi), gdy dojdzie do jawnych nadużyć z Twojej strony. Aby jednak zachować realizm upływającego czasu, Mistrz Gry prosi o zachowanie zasady dwóch pytań na posta oraz dwóch akcji, jeśli takowe będziecie chcieli podjąć. Mistrz Gry pragnie przypomnieć o terminowości odpisów — jeśli nie jesteście w stanie się w nim wyrobić, proszę o taką informację przed wyznaczonym terminem. Brak odpisu, w przypadku niezgłoszonej nieobecności czy braku informacji dla Mistrza Gry o ewentualnym opóźnieniu, będzie miało konsekwencje fabularne i skutkować będzie wyprowadzeniem postaci z przesłuchania. Ponieważ gwardzista prowadzi przesłuchanie, pozwoliłam sobie wyznaczyć osobny deadline dla Charliego, a osobny dla reszty osób w wątku. Mallory, jest to twoja ostatnia szansa, aby dołączyć do przesłuchania. Fabularnie możesz uznać, że Twoja postać została zaprowadzona do osobnego pokoju, gdzie zadano jej pytanie o to, jak się nazywa i poproszono o pokazanie formy identyfikacji, a następnie została przyprowadzona do tej sali na przesłuchanie. Charlie: 48 h od posta Mistrza Gry, tj. do 19.09 do godziny 22:00 Charlotte i Mallory: 48 h od posta Charliego, tj. do 21.09 do godziny 22:00 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
Z teczką pod pachą i z duszą wcale-nie-na-ramieniu udał się zimnym korytarzem do wskazanej sali przesłuchań. Po drodze zaszedł po dwie kawy. Obie bez cukru, żadna z nich nie była dla niego. Nie tym razem. Z Rossim znał się od dłuższego czasu. Zostali sobie przedstawieni jeszcze zanim Orlovsky podjął decyzję nieodwołalną. W ciągu tego czasu Rossi gasł w oczach; Gwardia z każdego wysysała życie. Jedni każdego dnia snuli ponure wizje rychłej śmierci, inni - jak Charlie - starali się po prostu brnąć do przodu. Pogodził się z konsekwencjami swojego wyboru starając nie myśleć o tym, co będzie. O wielu rzeczach starał się nie myśleć. Niektórzy spychają swoje sekrety gdzieś w otchłań i próbują udawać, że ich nie ma. Ale to przecież nie sprawi, że znikną, prawda? Zimne palce zaciskają się na gardle gdy tylko traci się czujność. Nacisnął łokciem klamkę - obie ręce miał zajęte trzymaniem kubków. Wraz z nim do pomieszczenia wślizgnął się zapach gorącej kawy. - Rossi - postawił przed nim jeden z kubków (niech chociaż tyle ma z tego przesłuchania), drugi naprzeciwko. Tam, gdzie miała zaraz zasiąść Charlotte Williamson. Dopiero wtedy uścisnął mu dłoń. Pomimo zmęczonej postury i wyblakłej twarzy Rossi miał więcej siły, niż Orlovsky przypuszczał. To dobrze. Teczkę odłożył przed sobą informację o Cavanaghu przyjmując przymknięciem powiek. I tak nie przesłuchiwało się dwóch osób jednocześnie. Zajął swoje miejsce, uprzednio zdejmując czarny płaszcz i przewieszając go przez oparcie krzesła. O ile zastanawiała go śmierć Abernathy'ego, tak wiedział, że musi skupić się na tym, co w ogóle się stało. Mam nadzieję, Williamson, że nie nakładłeś jej do głowy żadnych głupot. Ufał mu, ale to nie zmieniało faktu, że wciąż był członkiem Kręgu. A wszyscy do niego należący budzili w Orlovsky'm wątpliwości. Za śmierć Carol odpowiedzialny był jeden z nich. Wciąż myślał o tym, co by było, gdyby...? Gdyby poszli razem na bal maturalny, gdyby ich drogi nie rozeszły się gdzieś wcześniej, gdyby w którymś momencie podjął inną decyzję. Gdybania było za dużo, czasu cofnąć się nie da, należy żyć tym, co jest. Łatwo powiedzieć. Spojrzał na arkusz Rossiego, tak jasny i wyróżniający się w urządzonym na czarno pomieszczeniu. Wydawać by się mogło, że aż razi w oczy. Zastukał palcami w czarny blat stołu; zostało tylko poczekać na zjawienie się młodej Williamson. Gdy w końcu została przyprowadzona wstał by odsunąć jej krzesło. Nie chodziło o dżentelmeńskie zachowanie, błyśnięcie, czy popisanie się. Zwykła kurtuazja, do której i tak nie nawykł. - Pani Williamson, na pewno domyśla się pani z jakiego powodu tu jest. Śmiało - wskazał kubek z kawą - to dla pani. Trochę tu zimno. Niechętnie przeprowadzał przesłuchania. Wiązały się z ujawnieniem tożsamości, przynajmniej częściowym. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Pomimo licznych opowieści o Kazamacie, były one nazbyt oszczędne, aby tworzony w wyobraźni obraz prawdziwie oddał panujący w podziemiach kościoła klimat. Plątanina korytarzy skutecznie wprowadza mętlik w głowie, utrudniając skupienie myśli, zaś wszechogarniający chłód niewiele ma wspólnego z oceaniczną wodą. W tej zanurza się każdego tygodnia, nawet zimą ćwicząc smukłość oraz siłę sylwetki pod czujnym okiem matki z domu van der Decken. Zahartowane ciało oraz umysł nienawykły jednak do surowej atmosfery podziemi, stawiającej włosy dęba ledwie po przekroczeniu progu. Odbijające się echem kroki przywodzą na myśl tykanie zegara, nieubłaganie płynącego czasu, ciągłego pośpiechu. Im szybciej się to skończy, tym prędzej wrócę do domu, przemyka młodej kobiecie przez myśl, kiedy zatrzymuje się za prowadzącą i unosi nań spojrzenie, darując sobie uśmiech, wszak to nie ją należy przekonać co do swojej niewinności. Posyła jeszcze jedno spojrzenie Blair, kiedy ta zostaje przydzielona do innej sali, po czym pozwala się wprowadzić do pokoju przesłuchań. Wita ją gwałtowny kontrast, zestawienie czerni w towarzystwie parzącego oczy światła jarzeniówki. Odruchowo mruży oczy i krzywi się, co zatrzymuje na dwie sekundy. Wita ją dwóch mężczyzn, obaj zdają się być obcy, niekojarzący z niczym konkretnym. Tego mizernego obrzuca przelotnym spojrzeniem, śmiejąc się ironicznie w duchu, że Gwardia to potrafi każdego wyniszczyć. Nie dziwi się już bratu, że wiecznie wygląda, jakby ktoś podtykał mu pod nos zgniłe jajo. Przenosi wzrok na drugiego, który w geście kurtuazji odsuwa jej krzesło. - Panno - poprawia gwardzistę grzecznym tonem, bo skoro mają już trzymać się uprzejmości, to przynajmniej z odpowiednią tytulaturą. Zajmuje wskazane sobie miejsce; nie zdejmuje skórzanej kurtki, bo nie zamierza marznąć bardziej, niż to niezbędne. Nie musi wymuszać drżenia głosu, przenikliwy, panujący w sali do przesłuchań chłód skutecznie przyprawia o dreszcze. - Naturalnie, w celu złożenia zeznań w sprawie śmierci Marshalla Abernathy - mówi gładko, pamiętając, co zostało zawarte w otrzymanym liście. Nie sięga po kawę, zbyt wiele nasłuchała się od brata o podłości podawanych w siedzibie Czarnej Gwardii rarytasów, by skazywać się na tą wątpliwej jakości przyjemność. - Dziękuję. - Skinienie głową i blady uśmiech. Czego więcej trzeba? Podczas wizyty w szpitalu Barnaby przygotowuje siostrę na to, co może się stać, wszak zależy mu na niezamkniętej w więzieniu Charlotte, jak i bardziej pewnie obawia się zdenerwowania rodziców. Ich niechęć nie jest niczym nowym, ale państwo Williamson potrafią zaskakiwać kreatywnością na kolejne sposoby uprzykrzania życia wszystkim wokół. Otrzymane wskazówki są mgliste i mało konkretne. Mów prawdę tak długo, jak to możliwe - ale jak to interpretować, kiedy istnieją prawda, półprawda i gówno prawda? - Przedstawię panom wszystko, o czym wiem, choć muszę zaznaczyć, że moja pamięć może być niedoskonała. Takie wydarzenia, pobyt w szpitalu potrafią namieszać w głowie. - A więc na początek prawda. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
- Panno - poprawił się, choć nie wziął tego do serca. Nomenklatura w tym przypadku nie była i pewnie nie będzie jego mocną stroną. Nie ruszyła kawy, nie zabrał kubka. Sam też dobrze wiedział, tutejsza kawa pozostawia wiele do życzenia; pił jednak gorszą, gdy sobie o niej przypominał, ta okazywała się całkiem niezła. Zerknął na arkusz pod dłonią Rossiego i spojrzał na Charlotte. W pomieszczeniu nie było zegara a mimo to miał wrażenie, że słyszy tykanie wskazówek. Czas leciał. - Słyszałem o pani wypadku. Mam nadzieję, że czuje się pani lepiej - przesunął teczkę, ale jej nie otwierał. Jeszcze nie było takiej potrzeby. - Proszę mi powiedzieć co pani pamięta z dnia dwudziestego szóstego lutego? Co się stało, kiedy wasza piątka była na uczelni? Dawkował pytania, co było normalne. Najpierw ogólniki, potem szczegóły. Wyglądał spokojnie, jakby nigdzie mu się nie spieszyło. Wcale tak nie było. Teoretycznie nie mógł zakładać, że zrobili coś, przez co mają coś za uszami. Teoretycznie powinien też zakładać wszystko. Gwardia miała swoje priorytety. Żarówka zawieszona pod sufitem zamrugała niepewnie; ktoś powinien był ją wymienić przed przesłuchaniem. W ciszy czeka aż siedząca przed nim kobieta zacznie swoją opowieść. Obiło mu się o uszy, że była w poważnym stanie, gdy przewieziono ją do szpitala. Raport jedynie potwierdził krążące plotki. Przyglądał jej się teraz uważnie. Starannie uczesane włosy, blada cera, zielone oczy. W tym świetle jego tęczówki przybierały ten sam odcień. Trzeba będzie poprosić lekarzy o wydanie jej dokumentacji medycznej. - Proszę opowiedzieć jak najdokładniej. Każdy szczegół ma dla nas znaczenie. Anioły, rozerwane Maywater, pożar w Deadberry. Brakowało im tego puzzla układanki, choć i razem z nim nie stworzą pełnego obrazu. Matka mawiała, że z pustego to i Salomon nie naleje i miała rację. W tej chwili mieli zaledwie kilka kropel w szklance zagadki, przed którą stali. Żarówka znowu bzyczy cicho, tym razem jednak światło nie sprawia niespodzianek. Na stole stała też szklana, okrągła popielniczka i jeśli Charlotte chciała, mogła zapalić. Czy mogła się cieszyć specjalnymi względami podczas tego przesłuchania? Owszem. Należała do Kręgu, w dodatku jednego z ważniejszych rodów. Występowała tu też jedynie w roli świadka a nie podejrzanego. Gdy zacznie kręcić, lub odmówi składania zeznań nie będzie mógł po prostu chwycić jej za kark i uderzyć jej głową o blat stołu. Cóż miałaby jednak kręcić? Została w tym wszystkim najbardziej poszkodowana ze wszystkich. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Ciało zdawało się wrócić do stanu normalności, żaden siniak nie znaczy już bladej skóry Williamson, kości zostały zaleczone, śledziona naprawiona, kręgosłup wrócił do swojego kształtu, układając się w jedną linię. Czy czuje się już lepiej? Jeśli można tak nazwać ciągle nawracające koszmary i szarpnięcie żołądka przy każdym wywoływanym przez wyobraźnię obrazie spalonego ciała Marshalla, to tak, czuje się znacznie lepiej. Co pani pamięta z dnia dwudziestego szóstego lutego? Nie zadawała sobie dotąd tego pytania, bo każdy szczegół wrył się mocno w pamięć, powracając każdej nocy i przy każdym, nawet chwilowym przymknięciu powiek. Nie porusza tego tematu z nikim, prócz brata i Blair. - Tamtego dnia tylko pozornie wszystko zdawało się być zwyczajnym wtorkiem. Zajęcia ciągnące się w nieskończoność, masa studentów przelewająca się przez uniwersytet, tylko ta dziwna, czerwona mgła przewijała się w rozmowach i budziła zdziwienie - zaczyna swoją opowieść, dobrze się wcześniej przygotowawszy. - Było na ten temat wiele teorii, od końca świata po trującą zawiesinę powstałą w wyniku degradacji jonów azotu. - W głosie Charlotte wybrzmiewa cień zwątpienia, bo na fizyce czy chemii nazbyt się nie zna, ale tamtego dnia wyłapywała gdybania, zastanawiając się nad ich słusznością. - Chwilę po dwunastej rozległ się huk, jakby załamał się dach uniwersytetu. Byłam wtedy na drugim piętrze razem z Blair Scully. Wyjrzałam za okno, gdzie ludzie zaczęli się w popłochu chować, obawiając, że to jakiś atak. To wtedy pojawiły się te pióra. I kolejny huk. - Zaklinaczka ściąga ciemne brwi i poprawia się na krześle, którego twarda powierzchnia została zapewne zaprojektowana tak, by sprawiać siedzącemu jak największy dyskomfort. - Już po chwili wszystko zaczęło pokrywać się pierzem. Otworzyłam okno i wychyliłam się, żeby wziąć jedno z nich. Było tak przeraźliwie białe, że aż kłuło w oczy. Co było dziwne, zaczęło zbierać mi się na mdłości, pojawił się metaliczny posmak w ustach, jakbym miała krwawić, więc zeszłam z parapetu, a Blair szybko zamknęła okno. - Unosi wzrok na Charliego, robiąc krótką pauzę, dając mu okazję do zadania dodatkowych pytań. - To wtedy zobaczyłam, że na korytarzu pojawili się Mallory Cavanagh, Elianne L’Orfevre i Marshall Abernathy. Elianne wzięła ode mnie pióro, bo też chciała mu się przyjrzeć. Popłoch na korytarzu był coraz większy, wszyscy uznaliśmy, że coś nie tak musi być z tą mgłą, ktoś wpadł na pomysł, by schować się w jednej z sal. Byliśmy tam w piątkę, czarami próbowali zabezpieczyć drzwi. - Nie pamięta dokładnie czy był to Marshall, czy Mallory. - Jeszcze przez chwilę słyszeliśmy kotłowanie w korytarzu, aż wreszcie nastała cisza. Myślałam, że wszystko się uspokoiło, albo gwałtownie eskalowało. Mgła zaczęła wdzierać się do sali każdą możliwą szparą, drzwiami i oknami. Było tak gęsto, że nie dało się zobaczyć nic dalej, niż trzy metry. To wtedy pojawiło się to coś. - Charlotte robi przerwę na głębszy oddech, opiera dłonie na blacie i splata je ze sobą, by zamaskować drżenie. Kobieta blednie nieznacznie, co w świetle mrugającej żarówki może zostać dostrzeżone wyłącznie przez wprawne oko. - Usłyszeliśmy głos, szept, coś nas wołało. Rozejrzałam się i zobaczyłam, jak od okna, aż na drugą stronę klasy ciągnie się smuga przypominająca krew. Niewiele myśląc, zrobiłam krok w stronę ławek i wtedy ją zobaczyłam. Zgadzała się w każdym detalu, od ubrań, przez upięcie włosów, wyglądała dokładnie tak, jak ja. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Mallory Cavanagh
Łączenie kropek przebiegało taśmowo, z robotyczną precyzją. Pierwszą była kobieta i jej do bólu płaska, jakby cienista, niewarta zapamiętania obecność. Drugą stworzył zbyt precyzyjnie wymierzony odgłos dzwonów. Trzecia oworzyła wrota do podziemi. Zawachał się tylko przez moment, przygnieciony szarawymi reminescencjami pewnego popołudnia, które wbrew woli spędził w towarzystwie pokracznej istoty. Wciąż nachodziła go nocami i może dlatego właśnie, z prozaicznego powodu przywyknięcia do tego nachalnego wizytatora, nie stawiał większego oporu. Pewien był, że i tak by nie mógł go stawić. Schodzili w dół niespiesznie i choć w którymś momencie musiał wetknąć dłonie w kieszenie spodni, uniknął wątpliwej przyjemności skonfrontowania się z napadem lęku. Lęków. Ciekawe, czy Elianne poszło równie dobrze. Zagłębiali się w tę misternie plecioną sieć coraz mocniej i patrząc na wszystko, co ostatnio miało miejsce, daleko mu było do spoglądania i na tę sytuacje przez różowe okulary. Właściwie, wolałby w ogóle na nią nie patrzeć; machnięciem ręki zbyć konieczność dopełnienia bzdurnych, biurokratycznych powinności i od razu przejść do gwoździa programu, czyli odbycia jak zwykle rozczarowującej rozmówki z gwardzistami. Wstrzymując irracjonalną chęć sięgnięcia do kołnierza koszuli i naprostowania go oraz w pełni zrozumiałą potrzebę westchnięcia, ruszył we wskazanym kierunku. Kwestionowanie wszystkiego dookoła i tym razem objęło stery, na szczęście po cichu, uniemożliwiając dopisanie złamania zasad savoir-vivre do listy jego przewinień. Choć nie napawało go to dumą, przynależał do Kręgu i doskonale znał wiążące się z tym korzyści. W obrębie Saint Fall rzadko mógł się nacieszyć anonimowością. Fakt, że zwykłe pojawienie się tutaj osobiście oraz przedstawienie się nie było wystarczające do pomyślnego zidentyfikowania się - musiał też wyjąć z portfela dokument tożsamości - prowadziło do oczywistych wniosków. Od jak dawno o tym wiedzieli i co ważniejsze, co jeszcze ukrywali? W jakim celu? Być może ten niejasny błąd, wiszący mu nad szyją jak błyszczące w słońcu ostrze gilotyny, nie był wymierzony w niego. Czyżby celem na dziś miało być dokonanie niemożliwego: zaplątanie pająka w jego własną sieć? W milczeniu dał się poprowadzić do sali, w której miały paść odpowiedzi - oby choć trochę satysfakcjonujące. - Dzień dobry - Przywitał się spokojnym, idealnie skrojonym pod publiczne wystąpienia głosem. Z odpowiednią dozą zdecydowania przysiadł na krześle obok Charlotte, tym razem wcale na nią nie patrząc. Wzrok usytuował na gwardziście. Czekał na jego ruch. |
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Zawód : aspirujący entomolog
Rossi, podobnie jak Charlie, nie przedstawił się — właściwie, to nie powiedział ani słowa, od kiedy Charlotte weszła do środka. Siedział tak cicho, że gdyby nie skrobanie długopisu o kartkę papieru, można by zapomnieć łatwo o jego obecności. Niemniej — zapisywał każde słowo, jakie do tej pory padło. Takie przynajmniej mogliście mieć wrażenie, nie sposób było dojrzeć, co tak naprawdę przelewane było na papier. Zapach kawy wyraźnie ogarnął pomieszczenie, a ty Charlotte, mogłaś od niego czuć przyjemne ciepło. Nie było to coś, co często zdarzało się w Kazamacie. Charlie, słuchając odpowiedzi dziewczyny, docierało do ciebie wiele informacji, które były dla ciebie nowe. Część z nich, takie jak czerwona chmura czy spadające pióra, weszły już do obiegu informacji ogólnych i mogłeś spokojnie o tym słyszeć. Aczkolwiek to, co zostało powiedziane na koniec, powinno cię zdziwić. Nie słyszałeś nigdy o magicznym sposobie, aby całkowicie przyjąć czyjąś formę. Istniały rytuały, które pozwalały na częściową zmianę wyglądu, ale nawet biokineza nie byłaby w stanie wyjaśnić tego, co opisywała kobieta. Wchodzący do pomieszczenia Mallory, przerwał na chwilę rytm rozmowy. Wzrok siedzącego obok Charliego oficera, nawet nie podniósł się znad papierów. Mogliście odnieść złudne wrażenie, że być może nawet tego nie zauważył. Przesłuchanie trwało dalej. Charlie: do 25 września, 22:00. Mallory i Charlotte: do 27 września, 22:00. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
W milczeniu przysłuchiwał się opowieści dziewczyny nie przerywając jej. Zwyczajny wtorek, te słowa pojawiały się chyba we wszystkich opowieściach, które miał okazję usłyszeć podczas rozmów. Łączyła je również krwawa mgła, która pojawiła się znikąd. W tej chwili nie interesowały go jednak teorie dotyczące jej powstania. Tym miał zająć się ktoś inny. O piórach również słyszał i ta zagadka wydawała się - choć tylko teoretycznie - rozwiązana. Zapach kiepskiej kawy drażnił nozdrza i Orlovsky przez moment pożałował, że nie wziął też jednej dla siebie. Zerknął na arkusz, na którym Rossi spisywał zeznania, ale nie dopatrzył się wiele. Rzecznik przypominał w tej chwili kujona, który nie chce, by od niego ściągano. Dopiero po chwili historia opowiadana przez pannę Williamson zaczyna nabierać rumieńców. W żadnej z dotychczasowych relacji nie pojawił się doppleganger. Charlie szczerze wątpił, by mogła to być nieznana wcześniej bestia, która niewiadomym sposobem uciekła Carterom z lasu. - Jak brzmiał ten głos? - oparł dłoń na blacie. Jeśli miałby w tej chwili wydać jakikolwiek osąd, to nie brzmiałby on "wierzę" albo "nie wierzę". Stwierdziłby za to, że zeznania Williamsonówny brzmią jak intrygująco i plastycznie napisana opowieść. - Co było dalej? Nie dowiedział się od razu. Przesłuchanie przerwało pukanie do drzwi i asystentka wprowadzająca do pomieszczenia Mallory'ego Cavanagha. - Spóźnił się pan - odparł. Żadnego dzień dobry, to nie był przecież dobry dzień. Wskazał gestem wolne krzesło. Mallory musiał sam je sobie przysunąć do stołu. - Czy został pan przed wejściem pouczony o swoich prawach i obowiązkach? No pewnie, że został. - Proszę opowiedzieć o tym, co stało się dwudziestego szóstego lutego w uniwersyteckiej sali wykładowej - Charlotte na chwilę będzie musiała przerwać swoją opowieść; nawet, jeśli Orlovsky był ciekawy dalszej historii. Zaczynali dochodzić do konkretów, ale Cavanagh musiał opowiedzieć to ze swojej perspektywy. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Charlotte Williamson uważa się za osobę kreatywną, z głową pełną pomysłów i o bogatej wyobraźni, a jednak gdyby miesiąc wcześniej ktoś ją zapytał, czy widzi się na przesłuchaniu w podziemiach siedziby Czarnej Gwardii, zaśmiałaby się w głos. Mimo to siedzi tu dziś w klaustrofobicznej przestrzeni, unosząc zieleń tęczówek na jasnowłosego czarownika. Jak często dokonywał podobnych przesłuchań, jak wiele wie już o poruszanym przez nich temacie? Czy zajmuje się tą sprawą bezpośrednio? Zaklinaczka zastanawia się czasem ile i jak rożnorodną pracę wykonują gwardziści, jak wielu jest zatrudnionych przez Kościół oficerów, którzy każdego dnia dbają o ich bezpieczeństwo, a przede wszystkim - czy naprawdę na każdym kroku czai się jakiś wróg? Już chce iść z opowieścią dalej, kiedy mężczyzna nachyla się nieco nad blatem i na powrót ściąga jej uwagę. A więc jest coś, co może go zainteresować. Już rozchyla usta, żeby odpowiedzieć na pytanie gwardzisty, kiedy otwierają się drzwi. Charlotte odwraca się odruchowo i unosi brwi. Spóźnił się? Przecież przyszedł wraz z nimi, zjawił się o wyznaczonej porze w budynku kościoła, a został wezwany do sąsiedniego pokoju. Czyżby ktoś tu się gubił? Nie odzywa się jednak i nie komentuje przybycia Cavanagh. Poprawia się znów na swoim krześle i w milczeniu zakłada jedną nogę na drugą. O czym zamierza mówić Mallory? Jaką wersję zdarzeń wybiera, czy nauczył się już, że w życiu należy podejmować trudne wybory, a prawda nie zawsze jest łatwa? Już wkrótce mieli się tego dowiedzieć. Charlotte korzysta z ofiarowanej sobie chwili przerwy i robi użytek z ustawionej popielniczki. Z kieszeni skórzanej kurtki wysuwa się paczka wymiętych Marlboro w złotej obwolucie. Błyska płomień żarowej zapalniczki i po pokoju toczy się srebrzysty dym papierosa. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Mallory Cavanagh
Przygotował się dziś na jeden test, a nie kolejne siedem, serwowane przez nacierające zewsząd irytacje. Skąpy zapach kawy na dzień nie-tak-dobry z miejsca podrażnił mu nozdrza, wzrok pociemniał na widok gwardzistów, zwłaszcza tego aspirującego skryby, a gdy w uszy wleciało wytknięcie oczywistości, która i jego mierziła, z trudem zachował kamienną twarz. Dłoń nie była na tyle posłuszna i mogła drgnąć nieobyczajnie, nim stłumił chęć ponownego wepchnięcia jej do kieszeni. Czuł na sobie spojrzenie Charlotte, gdy odsuwał krzesło; wolałby nie być tego faktu świadomym. Nie musiałby wtedy, choćby na moment, wpadać w sidła niespiesznie rozbudzającej się empatii. Zwykłej, ludzkiej, zupełnie niepotrzebnej, bo komplikującej kwestie, które miały pozostać jasne i proste. Szczęście w nieszczęściu, że bezimienny gwardzista ponownie zabrał głos, tym samym popychając w dobrze znane ramiona rozdrażnienia. - Zostałem jedynie wylegitymowany. - I to bez podania powodu. - Ciszę się więc, że podniósł pan tę kwestię. Przed rozpoczęciem przesłuchania wypada dopilnować, by wszystkie niezbędne procedury zostały dopięte na ostatni guzik. Proszę poinformować mnie o moich prawach i obowiązkach. - Zamiast spleść ręce na piersi, swobodnie oparł je na udach. Nie próbował zgrywać chojraka, nie miał wyzywającego spojrzenia, a ton pozostawał spokojny. W miarę. Nie był przecież aktorem wszechczasów i głupotą byłoby sądzić, że przelewająca się w środku irytacja choć trochę nie przenikała na zewnątrz. Nie odezwał się, dopóki mężczyzna nie spełnił prośby. Dopiero wtedy, po stosownym odczekaniu kilkunastu sekund, zabrał głos. - Chciałbym zrobić wszystko tak, jak należy - Czyż nie tylko jemu powinno na tym zależeć? Naiwność godna pożałowania. - zacznę więc od początku. - Nieznacznie odchrząknął. - Dnia dwudziestego szóstego lutego, chwile po dwunastej, gdy kierowałem się korytarzem na drugim piętrze w stronę biblioteki, rozległ się huk. Zapytałem o to stojącego nieopodal profesora, przez okno dostrzegając zmianę koloru nieba na czerwony; wyglądało, jakby rozkrwawiło się białymi piórami. Zasugerowałem Elianne i Marshallowi, że wewnątrz budynku powinniśmy być bezpieczni, tak jak i Charlotte oraz Blair, by zamknęły okno, choć niewiele to dało, bo mgła i tak zaczęła wnikać do środka. Charlotte weszła z nią w bezpośredni kontakt, co potwierdziło przypuszczenia, jakoby najlepiej byłoby unikać konfrontacji z tymi wyziewami. W tym celu postanowiliśmy schronić się w najbliższej klasie. - Zamilkł. W domu mielił te wypowiedź do skutku, aż wyrwał się spod władzy wspomnień rozgorzewających żywo w umyśle pod wpływem wypowiadanych słów. Liczył się z tym, że zmiana otoczenia i idące za tym wszelkie niedogodności mogą wpłynąć na jakość zeznań, a przynajmniej płynność przebiegu ich składania, a mimo to wciąż się łudził. Najwyraźniej to lubił. Mówić o tych wydarzeniach, które wciąż go prześladowały lubił już mniej. Zbliżając się do sedna sprawy, ogarniała go coraz większa bezsilność. Niechęć, niesmak, głupia, średnio sensowna presja, którą i sam na siebie nakładał. Smród papierosa w normalnej sytuacji z pewnością by nie pomógł, ale w tej skojarzył mu się z Cecilem. Ułatwił dobór kolejnych słów. - Nie podążył za nami, ale mgła już tak. Próbowałem ją przeczyścić zaklęciem, lecz bez większego rezultatu. Myśleliśmy, że sala była pusta aż do momentu, w którym zauważyliśmy w niej drugą Charlotte. - Zerknął kontrolnie na notującego mężczyznę; ten drobny gest uciszył chęć wiercenia się. - W tej sytuacji nie wzbudziła we mnie naukowego zaciekawienia, a chęć pozostawienia jej samej sobie. Prawdziwa Charlotte - odruchowo kiwnął w jej stronę - postanowiła podejść do tego inaczej. - Przeniósł na nią spojrzenie, jakby dając przyzwolenie na kontynuowanie opowieści z własnej perspektywy. To była jej jedyna szansa na obronę przed prawdą. |
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Zawód : aspirujący entomolog
Mallory przyciągnął niewątpliwie uwagę wszystkich zebranych w pomieszczeniu. Oficer Rossi spojrzał na niego z ukosa znad papierów, marszcząc wyraźnie brwi, jakby insynuacja, że chłopak ma tu jakieś prawa, była co najmniej dziwna, jak nie nawet śmieszna. Cokolwiek jednak pomyślał na ten temat, zachował to dla siebie, pozwalając Charliemu zareagować na słowa chłopaka, jak tylko uważa za zasadne. Dalsza opowieść chłopaka zawierała te same elementy, co historia Charlotte opowiedziana sprzed chwili — nawet zatrzymana została w dokładnie tym samym momencie, jakby dla obu świadków fakt spotkania sobowtóra Charlotte, był niezwykle istotnym elementem układanki. To jednak twojej ocenie, Charlie, podległo to, które informacje odnośnie tego dnia, były najważniejsze oraz od ciebie zależało, jaki kierunek obierze dalsza rozmowa. Notka od Mistrza Gry: Mistrz Gry przeprasza za lekkie opóźnienie ze swojej strony, tym samym wydłuża Wam kolejkę w tej turze. Charlie: do 5 października, 22:00. Charlotte i Mallory: do 8 października, 22:00. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
Słowa nie znikają w pustce i ciemnych ścianach pokoju przesłuchań. Odgłos wiecznego pióra ze srebrną stalówką wyłapuje każde z nich, skrzętnie przelewając wszystko na papier. Bo papier przyjmie wszystko. Charlotte Williamson pasowała do murów Kazamatów nijak. Blada, bogata, ubrana w drogie materiały dziewczyna, która znalazła się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Tak samo, jak pozostała trójka dzieciaków. Cavanagh był wyraźnie nie w sosie. Jak frytka bez ketchupu, jak rosół bez makaronu (to nie był sos). Irlandczyk bez kufla piwa. Polak bez wódki i zakąski. Wylegitymowano go - jak każdego w każdym urzędzie. Podstawowe procedury miała nawet Gwardia. Blondyn wsparł łokieć na blacie, podbródek układając na wnętrzu dłoni słuchając go. Usmiechnął się nawet półgębkiem. Obowiązkiem Orlovsky'ego nie było odczytywanie przesłuchiwanym praw, tak robiono tylko filmach gdy policja zgarniała przestępcę do radiowozu. Mimo to wyrecytował mu formułkę, którą powinien podpisać wcześniej. Dlatego nie lubił członków Kręgu; mieli na swój temat zbyt wysokie mniemanie. Pieniądze i status to nie wszystko. W końcu będziecie musieli zderzyć się z prawdziwym życiem. Mimo wszystko słuchał tego co Cavanagh mówił z uwagą. Wszystko pokrywało się z zeznaniami Charlotte. Oboje recytowali wszystko jak na przesłuchaniu, ale zamiast siedzieć przy stole w zimnej salce, zdawali się walczyć o rolę w teatrze. - Co robił wtedy Abernathy? Wyglądało na to, że krew, która zalała całe pomieszczenie pojawiła się później. - Czy druga Charlotte wyglądała identycznie? - już miał odpowiedź na to pytanie, ale i tak musiał je zadać. Podczas zeznania wszystko musiało mieć swoje potwierdzenie. Będzie musiał zapytać o to samo jeszcze kilka razy. - Co zrobiła? Przysunął do siebie teczkę z aktami, ale jej nie otworzył. Jeszcze nie musiał sobie niczego przypominać; wszystko miał jeszcze poukładane na świeżo, w głowie. - Co było dalej? - przesłuchanie trwało nadal. I Williamsonówna i Cavanagh musieli pociągnąć tę historię do końca. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Opowieść Cavanagh zaczyna się niewinnie, zresztą potwierdzając wszystko to, co wcześniej mówiła Williamson. To dobrze, że zgadzali się, choć w tej jednej kwestii. Barnaby wyraźnie zaznaczył, że zeznania mają się w większości ze sobą zgadzać - ta część może zostać uznana za odhaczoną? Oczywiście, że to nie wzbudziło w tobie naukowego zaciekawienia, pieprzony ignorancie, nieomal wydostało się spomiędzy ust Charlotte na dźwięk słów Mallory’ego. Podtrzymuje osadzone na sobie spojrzenie studenta, nie dając nic po sobie poznać. - Choć zajmuję się zaklinaniem, magia iluzji jest moją pasją i mogę pochwalić się ponad przeciętną wiedzą z tego tematu - kontynuuje wywód ze wzrokiem zawieszonym w rówieśniku. - Zdaję więc sobie sprawę z jej możliwości i wiem, że nie ma czaru, który umożliwiałby stworzenie tak idealnej iluzji. W kontekście tajemniczej mgły, sypiących się z nieba piór i dziwnych wystrzałów, wolałam uznać ją za potencjalne niebezpieczeństwo. - Usta kobiety wyginają się lekkim uśmiechu, jakby zaznaczyć tym chciała swoją wyższość. Przenosi wzrok najpierw na tworzącego notatki czarownika, by zaraz wrócić do Orlovsky’ego. - Celem zabezpieczenia reszty zgromadzonych, rzuciłam Ordinatio, dopiero później pytając, czym ta istota jest i czego od nas chce. - Typowa Charlotte - najpierw pięści, później rozmowa. - Dołączyły do mnie Blair i Elianne, Mallory był zajęty walką z czerwoną mgłą, a Marshall… - urywa w połowie, by zaciągnąć się gryzącym dymem. - Marshall pozostawał bezradny - w ładniejsze słowa ubiera reakcję Abernathy’ego, który zwyczajnie siadł pod ścianą i zaczął łkać, wcześniej podminowując Charlotte i insynuując, że to wszystko jest jej sprawką. - Ta istota natychmiast zareagowała na magię. Wskazywała na nas palcem, powtarzając słowo “czarownica”, jakby było największą obelgą. Jeśli dotąd nie mieliśmy pewności, czy jesteśmy w niebezpieczeństwie, to wtedy zaczęły dziać się naprawdę dziwne rzeczy. - Tym razem unika spojrzenia Mallory’ego, nie chcąc co rusz zerkać nań wymownie. Dla niej było jasne, że należy zająć się sobą nawzajem, pozostać grupą, nie zaś dać się zwariować i wyprowadzić z równowagi. - Postać zniknęła nam sprzed oczu, zupełnie jakby się teleportowała. Na ziemi pozostała tylko po niej skóra, jakby wężowa wylinka. - I znów te ściskające brzuch mdłości na wspomnienie obrazu samej siebie, choć pozbawionej ciała. Jak to wytłumaczyć? - Znalazła się przy Marshallu, tym razem przybierając jego postać. Wydawała się być identyczna, co on, ale na plecach miała rany, pozostałości po wyłamaniu białych skrzydeł. - W przedłużającej się chwili popiół z palącego się samoistnie papierosa osypał się na krótką spódnicę. Zaklinaczka strzepnęła go niedbałym gestem. - Wszyscy byliśmy zaskoczeni, kiedy to coś się przedstawiło, nazywając Sługą Jedynego. Nie jestem w stanie przytoczyć wszystkich słów, ale sprawdziłam później, że był to fragment fałszywej księgi. W dużym skrócie nawołuje on do rzezi na czarownikach. Niektórzy skłaniali się ku ucieczce, chcieli opuścić salę, ale nie mogliśmy tak zostawić Marshalla, zwłaszcza że ta istota ścisnęła go za gardło. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Mallory Cavanagh
Odruchowa prowokacja na tę rzuconą wcześniej rozeszła się po kościach. Może i dobrze, wszak problemów starał się unikać, a że czasem taka postawa nie działała lub nawet rykoszetowała, w skutek czego siedział właśnie na tym urągającym standardom krześle i mówił o anielskiej napaści... to była inna sprawa. Jedna z tych, która majaczyła na horyzoncie, ale dopóki słowami nie wybiegał poza pożądaną układankę, nie stanowiła zagrożenia. Z dyskomfortem - skrzętnie skrywanym w mowie i geście - jeszcze sobie radził. Odetchnął wewnętrznie, gdy Charlotte chwilowo zastąpiła go w roli katarynki, choć treść jej oświadczenia sensownością niewiele odbiegała od zachowań, które przejawiała w trakcie omawianych wydarzeń. Kopała sobie ten dołek z dziwnie masochistyczną inklinacją, oczywiście - do czasu. Obserwował ją kątem oka, w przelocie poświęcając uwagę jednemu lub drugiemu oficerowi. Zadawane pytania dobijały gwoździe do trumny, naturalnie wzbudzając niechęć do grania wedle odgórnie ustalonych zasad. Tak wiele razy ją odczuwał i pozostawał bierny, bo przecież bardziej od jego widzimisię liczyło się bezpieczeństwo, które w tej sytuacji było jedynie pustym frazesem. Mętnawa iluzja... czego konkretnie? pękała pod ciężarem kolejnych słów Charlotte. Wymawiała imię Abernathy'ego z łatwością, której poniekąd jej zazdrościł. Którego nie chciał słyszeć. "Marshall pozostawał bezradny". Łatwa ofiara okoliczności, na które nie mieli wpływu. Bo to wcale nie było tak, że zamiast stawiać czoła temu, co ich przerastało, mogli się odwrócić i uciec. Lepiej współpracować, jeśli już musieli, lub rozejść się i ponieść klęskę albo wygrać tylko dzięki swoim umiejętnościom. Patrząc na to, ile razy czary go wtedy zawiodły... Tak byłoby lepiej. - Pomagał mi oczyścić czarem powietrze, uprzednio rekomendując zakrycie nosa i ust. - 'Wzbogacił' zeznania Charlotte w reakcji na wzbierającą w piersi potrzebę stanięcia w opozycji do takiego traktowania nieszczęśliwie zmarłego. Stanie w miejscu wciąż wydawało mu się równie głupie, co rzucanie się w samą paszczę lwa, ale w żadnym razie nie skazywało na podzielenie tak makabrycznego losu. Panika, choć nielogiczna, była zrozumiała, a przede wszystkim trudna do uniknięcia. Jak inaczej miał zareagować? Czy w ogóle mógł? Nie chciał źle. Nie chciał nikogo skrzywdzić. Jedynie... - Sytuacja go przygniotła. Nie radził sobie z emocjami, trzymał się blisko ściany, aż w końcu wyciągnął alkohol. - Czym było drobne wykroczenie w postaci przemycenia procentów w zestawieniu z doprowadzeniem do czyjejś śmierci? Spojrzenie zakotwiczył na Charlotte. - Postanowił się nim podzielić, nikt jednak na to nie przystał. Charlotte i Blair wolały przejść do ofensywy. - Starał się, by krytyczne nastawienie wobec takiej postawy trzymać w ryzach, lecz nie jemu oceniać, na ile z tego aktorzenia uchodziło za naturalne. - Tak jak i tajemniczy sobowtór. Podobieństwo było uderzające. - Ale czy stuprocentowe - ciężko stwierdzić. Po czasie łatwiej chłodno było spojrzeć na całą tę absurdalną sytuację, ale jednocześnie powinno się mieć baczenie na niefrasobliwość pamięci czy też różne konfabulacje. - Wskazywał na nas po kolei i, jak już zostało wspomniane, określał każdego z nas mianem "czarownicy". - Za dużo informacji? Z drugiej strony, czy faktycznie o tym nie wiedzieli wcześniej? Tak jak o innych rzeczach? - Poruszał się szybko, faktycznie sprawiając wrażenie, jakby się teleportował. Zostawił też po sobie skórę. - Czy to miała być ostatnia, wspólna prosta? Siedział cicho, słuchając słów Charlotte, ponownie obserwując ją jedynie kątem oka. "Niektórzy skłaniali się ku ucieczce", jakby to wcale nie była lepsza opcja. Obrzydliwa, moralna wyższość wyzierała z kolejnych słów. Oczywistym było, że musieli zareagować, gdy sobowtór zaczął Marshalla dusić, ale nie w ten sposób. Widziały, co zrobił z tą butelką. Że nie miał w niej jedynie wody. Połączenie ognia i procentów musiało się źle skończyć. Chciał się wycofać. One też mogły. Teraz było na to za późno. - Sobowtór zmienił wygląd Charlotte na Abernathy'ego i zaczął ściskać go za gardło, więc ten musiał się bronić. Pod ręką miał jedynie butelkę, więc rozbił ją na głowie napastnika. - Miało być prosto i łatwo, tymczasem zmuszał się do kontynuowania głosem zupełnie wyzbytym emocjonalnego zabarwienia. - Blair uznała, że rozsądnie będzie wspomóc go czarem. Ognistym. - Odruchowo zacisnął zęby, nim dodał: - Jak można się domyślić, nie było to najlepsze połączenie. Płomienie zaczęły się rozprzestrzeniać. - Powoli zacierały granicę między przeszłością, a teraźniejszością, na sekundy zmuszając go do milczenia. |
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Zawód : aspirujący entomolog