First topic message reminder : Autostrada dla traktorów Ciągnąca się przez pola Padmorów szeroka ubita piachem droga popularnie nosi nazwę autostrady dla traktorów. Po jednej i drugiej stronie ciągną się pastewniki dla zwierząt, a dzieląca je ścieżka jest najszybszą trasą dojazdową dla maszyn rolniczych pomiędzy częściami rozległych ziem. W czasie, w którym na polach nie trwa robota, droga stoi pusta, co najwyżej czasem goszcząc rowerzystów albo spacerowiczów i oczywiście myszy polne. Ci mieszkańcy Wallow, który wiedzą o autostradzie lubują się w spacerach, zwłaszcza letnimi wieczorami, po tej trasie, jako że prowadzi ona przez piękne wzgórza, z których rozpościerający się widok zapiera dech w piersi. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Słysząc, jak Teresa próbowała rzucić na mnie zaklęcie, a potem zagroziła mi jeszcze, stanęłam jak wryta w ziemię. Dopiero w tym momencie zrozumiałam, że nie różni się bardzo od swojego pojebanego braciszka. Zawsze mi się wydawało, że różni się od niego bardzo, ale jej dzisiejsze akcje pokazały mi tylko, że odcięcie się od niej wtedy było jak najbardziej słuszne. Jeszcze przed chwilą próbowałam uleczyć jej rany, co prawda z marnym skutkiem, ale wciąż chciałam dla niej jak najlepiej, a ona w odpowiedzi zachowała się tak jak na Fogartych przystało. - Cała wasza trójka jest siebie warta - Rzuciłam jej jeszcze, kiedy skierowałam się w stronę Gill i Xiulan, nie dając jej kolejnego spojrzenia. W moim głosie nie było czuć już wcześniej złości, a zwykły zawód. Jeżeli reszta obecnych tutaj uważała, że to ja jestem problemem w naszych szeregach, a nie bliźniaki wraz z aktorką-kurwą, to nie miałam więcej pytań. Niech Lilith ma nas w swojej opiece, bo w takim wypadku nie wróżyłabym wybitnej przyszłości naszemu zgrupowaniu. Zatrzymałam się, gdy nagle z ziemi zaczęło wyrastać szkło, skutecznie nas więżąc w swoim środku. Gdy podeszłam bliżej, jego kawałki zbliżały się do siebie, skutecznie uniemożliwiając mi wyjście. Dopiero gdy Terence zwrócił się do Teresy, to zauważyłam, że jej z nami nie ma. Musiała zostać bardziej w tyle, przez co uchroniło ją to od podzielenia naszego losu. Jednak w tym wszystkim było coś, co dodawało mi nadziei. Męski głos, wyraźnie cierpiący. Musieliśmy być blisko. Zasłoniłam się kurtką, gdy Terence próbował wyczarować wybuch, ale dwukrotnie mu się to nie udało. W głębi siebie odetchnęłam ulgą, bo nie chciałam dostać kilkuset ran kłutych po odłamkach, które z impetem mogłyby wystrzelić w moją stronę. Nie spojrzałam nawet na Cecila, gdy zaczął swój wywód, ale niestety miał w tym wszystkim rację: - Dla Lilith... - Powiedziałam tylko, zgadzając się na współpracę. Czekałam na odpowiedni sygnał i gdy ten nadszedł również wyinkantowałam czar: - Ordinatio - Stało się zupełnie nic. Już piąty raz pod rząd żadna magia nie wydostała się z moich ust... Czy to nie aby sprawka tego anioła, któremu przeszyłam serce? - Gill, spróbuj ze mną jeszcze raz - Zwróciłam się teraz do prawniczki, a ja znowu skupiłam się na szklanym murze. Jeżeli teraz znowu zaklęcie mi nie wyjdzie, powinnam poinformować grupę, że zostałam przeklęta przez anioła, ale po poprzednich wydarzeniach ze mną w roli głównej, nie wiem, czy uda mi się na to zebrać. - Tak samo jak wcześniej - trzy.. dwa.. jeden.. Ordinatio rzut I - ordinatio - nieudany rzut II ordinatio - niżej |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Stwórca
The member 'Blair Scully' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 43 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Xiulan Yimu
Uczucie straconego czasu, głównie poprzez zachowanie części członków Kowenu Nocy, zaczęło dominować u Xiulan. Część z nich zachowywała się jak dzieci i to w najgorszym możliwym momencie. Okiełznali zwierzęta leśne, ale to nie znaczy, że są bezpieczni, że nie czekają na nich większe zagrożenia, a także, że ranny z każdą chwilą się od nich oddala i niemal niemożliwe będzie złapanie go w czas. Irytacja Xiulan sięgnęła zenitu. Nie chciała tutaj być, nie chciała narażać się na kolejne spotkanie z aniołem, nie chciała być na suchym lądzie. Chciała zanurzyć się pod wodę na dobre kilka godzin, może nawet pół dnia i odciąć się od tego wszystkiego co działo się na powierzchni. Na przykład od takiego burdelu jak tutaj. Xiulan spłotła dłonie za sobą i postapiła krok naprzód, rozglądając się po wszystkich w zasięgu wzroku. -Czy możecie, kurwa, przestać marnować czas na bezsensowne kłótnie i sprzeczki? Później możecie się nawet zatłuc na śmierć, rękami albo deską, jak nie będziemy pod presją czasu i cholera wie czego jeszcze. Idziemy naprzód. Wszyscy razem. Działamy razem. Jej głos był zimny, i nieznoszący sprzeciwu, choć innych emocji, poza zniecierpliwieniem jak wobec dzieci, nie było widać. Nie było jednak im dane ruszyć się zbyt daleko, bowiem wkrótce otoczył ich mur i to z kawałków szkła. Pomysłowe, choć Xiulan już po mgle na plaży miała zdecydowanie dosyć takich wynalazków. Mur zacieśniał się w miejscu, w którym kobieta, bądź ktokolwiek z nich, podchodził do niego. Każde z nich próbowało swojego sposobu, jeden z nich lepszy, drugi gorszy. Kiedy wszyscy wypróbowali swoje, Xiulan wypróbowała swój sposób. Ku chwale Lilith. Obserwując jak mur działa, wpadła na pomysł, by spróbować ten mur 'przeciążyć' jego własną mechaniką działania. -Jeżeli mi się uda, podejdźcie do muru, w pewnej odległości od siebie. I stańcie na tyle daleko od muru by was nie ranił, ale by zaczął się przed wami zamykać, w wielu punktach na raz. Tylko jeżeli mi się uda. poleciła innym i rzuciła zaklęcie -Commissum - jeżeli się jej udało to również swoje duplikaty rozstawiła wzdłuż muru w pewnej odległości od siebie. Może mur nie da rady się zamykać i rozszerzać w nieskończoność w wielu miejsach na raz. 1. Commissum - rzuty niżej (magia iluzji - 14) |
Wiek : 32
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Maywater
Stwórca
The member 'Xiulan Yimu' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 77 -------------------------------- #2 'k3' : 1 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
Umysł pokryty chaosem nie pozwalał na przyjęcie do świadomości wszystkich słów, które dookoła padały. Bardziej rzeczywiste było dla niej dudnienie przerażonego serca, paranoiczna myśl, że zaraz sama do nich dołączy — nie będzie w stanie zebrać powietrza w płuca i umrze, ostatecznie zamieniając się w przegniłe mięso, suche kości i strzępkę tego, co kiedyś czyniło ją człowiekiem. Głos Blair dobiegał jakby z powierzchni, podczas gdy ona — pierwszy raz w życiu — tonęła. Uderzenie w twarz poczuła, ale nie uspokoiło to jej oddechu; nie uspokoiło to niczego. Potem przyszła Gill, a przynajmniej to, co w oczach Lyry z niej zostało. Być może naprawdę twarz miała spokojną, jednak goła, szeroko uśmiechnięta szczęka kobiety nie napawała Lyry entuzjazmem. Zamknęła jednak oczy, skupiając się na oddechu i słowach. Nikt nie jest martwy. Aaron. Nikt nie jest martwy. Nikt— Zakrztusiła się dymem z papierosa, jakby znowu miała piętnaście lat i paliła pierwszego za budynkiem sali gimnastycznej w szkole. Trzymała jednak uparcie zamknięte oczy, wciąż ze świeżą świadomością, co znajduje się za nimi, gdy je otworzy. Ich głosy były jednak normalne; żywe. Jego głos wyróżnił się najmocniej. Jego głos i wizja fiołkowego pola. Czegoś żywego; czegoś prawdziwego. Pokiwała głową. — Pamiętam — drżenie głosu powoli wypierały słowa. Oddech, złapała oddech, gdy Cecil zbliżył rękę, chwytając ją delikatnie. Czuła zasunięty na oczy materiał czapki; pomagał, chociaż strach przed ich otwarciem był wystarczającym motywatorem. Koszmarna parodia nucenia w melodię Edge of Seventeen wydobyła się z jej gardła. Malutki fragment; resztę piosenki nuciła nieustannie w głowie, gdy szła do przodu. Znajoma melodia, nic innego nie ma znaczenia. Gdy Teresa pchnęła jej plecy, oddech miała już unormowany. — Włosy? — potrzebowała chwili, aby przywołać dokładny jego wygląd w pamięci. — Tak, jasne i opadające na ramiona. Jednak bardziej charakterystyczną cechą było to, że miał trzy metry. Miała nadzieję, że Cecil nie będzie teraz oskarżał każdego blondyna o spoufalanie się z Gabrielem. — Mówcie, co się dzieje — poprosiła, gestem ręki wskazując na swoją czapkę zasuniętą na oczy. A przynajmniej taką miała nadzieję. Równie dobrze mogła pokazywać swoje lewe ucho. — Na tamtej ścieżce były ślady krwi, bardzo obfite — dodała po chwili, gdy początkowy szok opadał. Poczuła, jak Terry ciągnie ją za ramię, a po chwili do jej uszu dotarł męski głos. — Słyszycie to? — wolała się upewnić, że nie miała tym razem omamów słuchowych. Pokiwała jednak głową, na wyjaśnienie mężczyzny. Szklany mur, jasne. Dlaczego nie? Później przyszło ostrzeżenie, więc skupiła głowę w materiał kurtki, ale nic się nie wydarzyło. — Co się stało? Nie wyszło zaklęcie? Cholerna, uparta magia. Słuchała uważnie planu Cecila, chociaż jego współpraca ze Scully napawała ją nikłym entuzjazmem. Personalnie nie miała z nią problemu — kiedyś. Teraz, wraz z ostrzeżeniem, które na jej temat dostała od chłopaka, zaczyna ufać jej mniej i mniej. Wątpiła jednak, aby nawet ona próbowała ich sabotować. W jej oddanie sprawie nie wątpiła. W poczytalność? Troszeczkę. Wszechobecny chaos zaczynał ją frustrować. Urywki informacji, planów, które z samych słów nie były zbyt zrozumiałe. Wzięła głęboki oddech. To tylko iluzja, to tylko iluzja, to tylko... —...iluzja — dokończyła, ściągając czapkę z oczu. Świat był tak samo zgniły, jak wcześniej. Starannie unikała wpatrywania się w swoich towarzyszy, nie zawieszała wzroku na ich martwych twarzach. To tylko iluzja. Dostrzegła, jak Cecil wskazuje dłonią na szklany mur, a potem, jak zaklęcia nie materializują się w żaden sposób. — Ordinatio — wspomogła ich, również rzucając to zaklęcie na granicę szklanego muru, mając nadzieję, że zablokuje to szkło. Gdyby tylko udało się również z drugiej strony, tworząc wąskie przejście między nimi. Zaklęcie przecież tworzyło tarczę — mur, jak zwał, tak zwał — które nie przepuszcza magii. Może wystarczy, aby stworzyć im drogę ucieczki. Wtem Xiulan wpadła na, w jej opinii, znacznie genialniejszy pomysł. Znając zaklęcie, a co więcej, jego zastosowanie, mogła szybko dodać dwa do dwóch odnośnie tego, co kobieta chce zrobić. Wprawdzie udało jej się stworzyć tylko jedną kopię, ale... Terry mówił, że szkło reaguje na ich obecność. — To zaklęcie na tworzenie własnych kopii — wyjaśniła, gdyby ktoś niezbyt znał się na magii iluzji. Odwróciła szybko wzrok od kobiety, aby nie skupiać się za bardzo na jej martwej aparycji. Głęboki oddech, kolejna zwrotka Edge of Seventeen w głowie i wzrok skupiony na szklanym murze. Stanęła, zgodnie z instrukcją Xiulan, blisko jego krawędzi, w gotowości, jednak gdyby miał zacząć zbyt mocno się do niej zbliżać. — Commissum. Jeśli zaklęcie się udało, jej kopie postąpiły analogicznie. Legenda akcji: #1 rzut w kostnicy na Ordinatio: 59/60 #2 rzut w poście na Commissum: x + 13/90 |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Stwórca
The member 'Lyra Vandenberg' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 23 -------------------------------- #2 'k3' : 1 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Teresa Fogarty
Ruszyli dalej - puściła Lyrę jedynie na ułamek sekundy, zatrzymując na chwilę, znów czując rany niemiłosiernie swędzące pod fakturą jasnego swetra. Wokół było zimno, wiatr przedostawał się przez sploty wełny, ale wewnątrz Teresy wszystko buzowało - jakby czara jej ciała znów bulgotała pod zbezczeszczoną powierzchnią skóry. Przymknęła oczy, opierając dłonie na udach, pochylając się nieznacznie by nabrać rwany oddech. Być może pojawienie się tu należało do pomysłów głupich - następny błąd w konstelacji pomyłek, jakie świtały pod sklepieniem jej czaszki. Gdy uchyliła powieki, reszta zgromadzonych była spory kawałek przed nią. Zaryzła zęby, znów dopuszczając się kilku rwanych przekleństw. Nie mogła pozwolić sobie na słabostki. Nie tu. Nie teraz. Dogoniła ich za późno - tuż po tym, gdy piasek klepsydry czasu uronił ostatnie ziarenko. Albo wprost odwrotnie. - Jestem - odkrzyknęła do Terrego, spoglądając na cudo, które wyrosło przed stopami reszty zgromadzonych. Kawałki szkła wyłaniały się prosto z ziemi, ostre niczym brzytwa. Zatrzymała się metr, może dwa od tej klatki, w którym uwięziono garstkę kowenu, spoglądając przez przeźroczyste tafle po twarzy każdego z nich. Może powinni tu zostać. Wszystkie znaki w piekle i na ziemi zdawały się powstrzymywać ich przed pójściem dalej. Co, jeśli objawienie się Lilith było ostrzeżeniem? Gwałtownie obróciła głowę, słysząc jak męski głos rozdziera przestrzeń. Znała go? Słyszała już wcześniej? Wspomnienia znów zmieszały się w umyśle Fogarty, korowód dreszczy objął jej ciało i przez drobną chwilę miała wrażenie, że wszystko wokół jest nierealne. Nienamacalne. Dopóki nie zdała sobie sprawy, że szkło spaja się ze sobą, uniemożliwiając reszcie wyjście. Słysząc Xiulan i słowa Lyry, powtórzyła za nimi: - Comsismum. Nic się oczywiście nie wydarzyło. Sprawdźcie, czy coś innego zadziała - w tym momencie, jej spojrzenie padło na plamy krwi - te same, które niedawno zostawiły ślad na skórze Collingwood. A w jej umyśle zaświtał kolejny pomysł. - Ma ktoś z was jakiś pojemnik? Puszkę? Piwo? - gdzie do cholery podziewał się Arthur, gdy był potrzebny? Rzut I: Commissum | nieudane Akcja II: Wchodzę na ścieżkę i się nią poruszam |
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : geszefciarz, szmugler
Gill Collingwood
Wymowny przewrót oczyma skomentuje wszystkie niesnaski za swoimi plecami, łącznie z zaczepką dotyczącą jej papierosów. Darowanemu koniu w zęby szczególnie Fogarty nie powinien zaglądać. Czuje wsparcie Terry’ego i Fiu, więc nawet jeśli mieliby spotkać się z aniołem tylko we trójkę wie, że podołają. Choć jej siostrzano-macierzyński instynkt poczuje ulgę gdy zobaczy jak wszyscy - a przynajmniej większość - rusza tuż za nią. Ogarnie nieco włosy, przysłuchując się słowom przyjaciela. I zapewne tylko on zna ją na tyle dobrze by dostrzec w lekkim uniesieniu brwi zaniepokojenie - Mówiła, że Lilith obdarzyła ją specjalną magią… - odpowie równie cicho - Myślisz, że to może być to czy…? - dłużej nad tym nie maja możliwości porozmawiać. Nie tylko dlatego, że wokół nich wyrośnie ściana ze szkła. - Tego jeszcze nie było… - mruknie. Pierwsza zasada - nie po twarzy. Choć sama nie wie czy groźniejsze są dla nich ułamki szkła, czy czysty chaos. Kiwnie głową na plan Terry’ego, unosi dłoń z - Securus - ale w tym samym czasie Blair rzuca swoje zaklęcia i nawołuje by robiła to samo, całkowicie ją rozpraszając. Jak dzieci we mgle. - Musimy działać r a z e m - poprze Xiulan, kręcąc głową - Anioł jest tuż za tą ścianą, jesteśmy blisko. Najciemniej jest pod latarnią - rzuci, tonem uspokajającym. Gestem dłoni pokaże wszystkim by wzięli głęboki oddech - Lyra, nie ściągaj czapki… - doda, wciąż niczym starsza siostra dbająca by młodsza nie odmroziła sobie uszu - Wszyscy mówimy, nikt nie słucha - doda. I spojrzy na Blair - Tarcze nic nam nie dają… Ale Iluzje - wskaże ręką na Yimu - Może iluzja będzie po naszej stronie - jeśli Lilith pozwoli. Lilith jest po ich stronie. Pokaże im właściwą drogę. Zgodnie z poleceniem Xiu, stanie przy murze - Commissum - zamruczy cicho. By jej duplikaty podobnie jak ona działały na obecność magicznej zapory, osłabiając ją w wielu miejscach na raz. Niech się uda. Z Teresą po drugiej stronie, powinno się udać. - Mam papierowy kubek - odpowie jeszcze Fogarty. akcja 1: Securus, na prośbę Terry'ego. 16 + 5 = 21, próg 60, nieudane. akcja 2: Commissum, próg 90. Śladem Xiu, osłabianie muru Iluzjami. |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : asystentka prawna i świetna towarzyszka
Stwórca
The member 'Gill Collingwood' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 7 -------------------------------- #2 'k3' : 2 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Byliście przesiąknięci magią. Rodziliście się z nią, ćwiczyliście całe życie, a w tym cholernym dniu - 26 lutego 1985 - magia płatała wam niespodziewane figle. Łut nieszczęścia, zwykły pech — nie byliście przecież dziećmi, doskonale znaliście swoje talenty i wiedzieliście, jak z nich korzystać. Mimo to kolejne inkantacje spełzły na niczym, odbijały się od powietrza, nie przynosząc żadnego efektu. Zamknięci w szklanej pułapce, otulającej się wokół was i skrajnie niebezpiecznej, słyszeliście dochodzący z zagajnika męski ton głosu. Tak blisko, a tak daleko. Byliście w potrzasku, z którego przynajmniej na razie nie udało wam się wydostać. Lyro, twoje zaklęcie uformowało mur. Lekka mgiełka, która działała na tyle wszelakich dziwactw, w starciu z tą szklaną pułapką, zdawała się toczyć nierówny bój. Odłamki przeźroczystej tafli szkła przechodziły przez jej granicę bez problemu. Chociaż wielu z was próbowało tego rozwiązania, wystarczył jeden jego efekt, by bez trudu wyciągnąć wniosek — tarcza była zbyt słaba wobec mocy, z którą się mierzyła. Xiulan, drążyłaś dziurę w całym, wpadłaś na pomysł, który mógł przynieść nieoczekiwany rezultat. Sprytne wyliczenie i wyobrażenie sobie zachowania tafli pułapki, jeden udany czar będący notabene tylko iluzją, a obok ciebie zjawiła się druga ty. Sobowtór panny Yimu był właściwie nie do odróżnienia, jak gdyby oryginalna podzieliła się na dwa. Jak lustrzane odbicie, stojące obok, wykonywała dokładnie te same ruchy dłońmi, tak samo stawiała kroki, nawet pojedyncza zmarszczka na czole wyglądała dokładnie tak samo. Twoje przypuszczenia zadziałały — gdy obydwie Xiulan stanęły w miejscu, zgodnie z oczekiwaniami, szkło przesuwało się, zupełnie zdezorientowane w tym, kto jest prawdziwy, a kto nie. Ustawienie ich od siebie w pewnej odległości przyniosło mierny rezultat, ale było dobrym tropem. Przejście pomiędzy rzeczywiście stało się szersze. Wystarczyło rzucić spojrzeniem i skoncentrować się na drobnych obliczeniach. Gdyby w miejscu Xiulan stanęły dodatkowe dwie osoby, tak samo, jak w miejscu jej sobowtóra — przejście pomiędzy byłoby wystarczające, żeby przedostał się przez nie człowiek, chociaż być może szkło zahaczyłoby o jego barki. Była to nikła cena, w porównaniu z tym, co stałoby się, gdyby próbować przeciskać się przez rozproszone odłamki siłą. Jeśli zdążyliście to policzyć, równanie było proste. Potrzebowaliście trzech osób ustawionych w jednym miejscu, żeby siła przyciągania szkła była dostateczna, aby otworzyć przejście na wystarczającą szerokość, by ktokolwiek mógł się wydostać. W pułapce było was sześcioro, a teraz siedmioro za sprawą zduplikowanej Xiulan. To znaczyło, że tylko jedno z was byłoby w stanie opuścić tę klatkę. Być może istniały inne sposoby? Poruszanie się w ten sposób, odpowiednie ustawianie i dbanie o to, żeby nikt nie został zraniony, mogło zająć wiele czasu — czasu, który uciekał wam jak przez palce. Tereso, gdy stanęłaś w odległości jednego metra, dostrzegłaś, że pułapka na zewnątrz zachowuje się podobnie jak w środku z drobną różnicą — przed tobą szkło otwierało się, zamiast tworzyć spójną całość. Był to efekt właściwie lustrzany, chociaż tam samo jak w przypadku innych osób — nikły. Z odległości znów usłyszeliście męski jęk, był coraz bardziej zmęczony i zmarnowany, wyraźnie cierpiał. Krótkie stęknięcie skwitował krzyk, jak gdyby wyłaniał się z niego spazm potężnego bólu. Terrencie, miałeś w tej grupie największe doświadczenie medyczne i mogłeś bez trudu określić, że takie odgłosy nie oznaczają nic dobrego, istota ta musiała bardzo cierpieć. Prawdą było jednak, że nie trzeba było być ratownikiem, egzorcystą, czy nawet niemagicznym lekarzem — męska postać, która wydawała z siebie te odgłosy, brzmiała tak jak gdyby były to jej ostatnie, ale pełne potwornego bólu tchnienia. Głos dalej był donośny, co musiało oznaczać, że ma ogrom siły, utrzymujący go przy życiu. Pytanie — jak długo? I w kolejnym tym wrzasku, w jego następnym bólu, spomiędzy drzew wyłonił się ktoś lub coś jeszcze. Zagajnik poruszył się, a wy usłyszeliście stukot końskich kopyt. W górę pól wybiegł koń. Biały, potężny, czterokopytny, blisko trzymetrowy pegaz. Miał jasną sierść i równie białą i długą grzywę i ogon. Z jego tułowia wyrastały białe pióra, w wielu miejscach oblane szkarłatną krwią. Pegaz, którego mogliście kojarzyć z legend, galopował kilkadziesiąt metrów od was, ale jego sylwetka była wam wyraźnie widoczna. Bok miał przecięty, a z niego sączyła się krew. Wydawał się cierpieć, ale szybko poruszać na masywnych nogach. Minął was, nie zwracając większej uwagi na wasze położenie. W ostatkach słońca lśniły jego skrzydła, jego sierść, jego włosy. Majestatyczny i doskonały w całej swojej formie — zraniony i spłoszony. Pędził w przód, wkrótce znikając za horyzontem, gdzie wzniósł się na potężnych białych skrzydłach, zostawiając w was poczucie maleńkości wobec swojej postury. Hipnotyzował, pociągał za sobą spojrzenia... Dostrzegliście, że ma na sobie siodło — teraz puste. Ktoś, kto go ujeżdżał był równie wielki. Lyro, w twoich oczach, przeciwnie jak cała reszta otoczenia, łącznie z twoimi towarzyszami, koń był w pełni żywy. Jego sierść lśniła na tle całej tej zgnilizny, była niczym jedyna prawdziwa jej część, nawet jeśli zdawała się magiczna. Gdy zawiesiłaś na nim spojrzenie, mogłaś poczuć, jak wypełnia cię coś innego, coś twierdzącego, że to wszystko ma sens, że nic nie jest jeszcze stracone. W tych sekundach, gdy jego sylwetka znikała na horyzoncie, stało się coś jeszcze. Z twojej gałki ocznej, popłynęła łza. Pojedyncza i czarna łza. Spłynęła po twoim policzku, nie zostawiając na nim śladu, a następnie skapnęła na ziemię, znikając w niej, jak gdyby nigdy jej nie było. Świat wyglądał już normalnie — wszyscy wokół żyli. Tereso, jeśli patrzyłaś wtedy na swoją przyjaciółkę, mogłaś bez trudu rozpoznać to zjawisko — połączyć je z tym, które miało miejsce na promenadzie w Maywater, gdy z oczu Williamsona wypłynęła podobna tej maź, która ocięła go od świata zewnętrznego. Wtedy było jej znacznie więcej, teraz była jedynie szybko ginącą namiastką tej potężnej dziwnej magii. Tura 6 Z racji bycia ekstremalnie pechową grupą, Mistrzowi Gry zrobiło się was bardzo szkoda, dlatego na następną turę, zdecydował się przyznać wszystkim jednorazowy bonus +15 do rzutu kością k100 na pierwszą akcję magiczną. Jeśli będziecie potrzebować posta uzupełniającego pomiędzy akcjami, zastosujcie się do zasad, które opisałam na dole adnotacji i poinformujcie mnie o takiej potrzebie prywatnie. Podsumowanie działania szklanej pułapki, które udało wam się odkryć: Od wewnątrz: gdy 1 postać przybliża się do muru, poza granicami jego sylwetki tworzy się wyrwa na szerokość około 1/6 człowieka. Gdy w odpowiedniej odległości stoją od siebie 2 postacie, wyrwa pomiędzy nimi jest szerokości około 2/6 człowieka. Analogicznie: potrzebujecie 3 ludzi po każdej stronie, żeby wyrwa na środku była wystarczająca, żeby przedostał się przez nią 1 człowiek. Od zewnątrz: gdy 1 postać przybliża się do muru, w granicy jego sylwetki tworzy się wyrwa na szerokość około 1/6 człowieka. Efekty niwelują się pomiędzy postacią od środka i od zewnątrz. Jeśli będziecie chcieli się w ten sposób ustawiać i przechodzić pojedynczo przez barierę, ze względu na konieczność dokładnych pomiarów i ostrożność, zajmie to dużo czasu — w tym przypadku policzę to jako 1 akcję na osobę. W razie jakichkolwiek pytań technicznych proszę o kontakt. Przypominam, że na szklaną pułapkę nie zadziałają czary obronne, które normalnie działają na zaklęcia o mocy poniżej lub równej 100. Lyro, efekt krytycznej porażki minął razem z wypływającą z twojego oka czarną łzą. Widzisz już normalnie. Xiulan, jeśli będziesz chciała przerwać działanie swojego czaru, wystarczy zaznaczyć to w poście. Nie będzie to akcją. Punkty życia: Blair Scully: 156/161 (-5 P) Cecil Fogarty: 149/174 (-5 P, -20 W) Gill Collingwood: 165/171 (-6 P, poparzenia na palcu serdecznym i środkowym) Lyra Vandenberg: 141/153 (-2 P, -10 M) Terence Forger: 149/164 (-15 P) Teresa Fogarty: 132/174 (-40 P, -2 W) Xiulan Yimu: 157/157 Aktywne czary: Commissum Xiulan (1 duplikat) - 1/3 * Duplikaty Xiulan są niemożliwe dla was do rozróżnienia, ale na potrzeby mapki i wątku - sobowtór Xiulan dostał szary kolor.
Termin odpisu do czwartku (8.06) do 22:00. W przypadku chęci na otrzymanie posta uzupełniającego, termin odpisu do wtorku do 23:59. Po wykonaniu pierwszej akcji i otrzymaniu posta uzupełniającego będziecie mogli wykonać drugą akcję. Post uzupełniający można też otrzymać wcześniej (proszę o informacje prywatnie, jeśli jest taka potrzeba). |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
Tarcza, chociaż zmaterializowała się przed nimi, miała zbyt słabe działanie, aby jakkolwiek oddziaływać na szkło. Być może jej własna magia nie przewyższała tej, która sprawiała, że szkło znajdowało się dookoła ich. Było ono niewątpliwie magiczne oraz reagujące na otoczenie — na ich, konkretnie. Chociaż jej udział w planie Xiulan okazał się niewypałem, to uważnie obserwowała skutki eksperymenty kobiety. Szkło poruszało się. Dlaczego? Czy reagowało na nich, bo byli żywym organizmem? A może chodziło o magię, którą każdy czarownik i każda czarownica miała w sobie? Wrzaski dochodzące do nich nie napawały jej entuzjazmem; niewątpliwie należały do anioła, którego mają odnaleźć i chociaż niespecjalnie współczuła mu bólu, w jakim się znajdował, to jedno było pewne — musieli dotrzeć do niego, gdy będzie żywy. Może już nie był; może nikt z tu zebranych nie był. W jej oczach z pewnością. Pegaz zdawał się nie zgadzać z tą teorią. Majestatycznie przejechał obok nich. Piękny i doskonały, nawet w swojej boleści. Puste siodło, zraniony bok — czyżby jego jeździec teraz cierpiał głośno niedaleko stąd? Coś więcej; był żywy. Nawet w jej oczach pozostawał niezmieniony, przez krótką chwilę będąc jedyną rzeczą, na jaką była w stanie patrzeć. Aż zapłakała czernią, niczym wytrzepując cały ten strach i zgniliznę z jej powieki, aż wreszcie każdy na nowo był sobą. Całą, żywą sobą. Dotknęła policzka, jednak nie było na nim już śladu po wylanej czerni. Zniknęła w glebie, tak jakby nigdy jej tu nie było. W pierwszym odruchu spojrzała na niego — aby się upewnić. Cecil wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętała; dokładnie tak jak powinien. Zrobiła szybkich kilka kroków w jego stronę, ciągnąc go za ramię, aby zwrócić na siebie uwagę. — Jesteś żywy — wyjaśniła szeptem, nawet nie próbując powstrzymywać kącików ust ku górze. — W sensie, jakakolwiek iluzja zawładnęła moimi zmysłami, zniknęła w momencie, gdy ten pegaz się pojawił. Nie była pewna, co to znaczy, ale że coś z pewnością. Cokolwiek pegaz zrobił i cokolwiek zostało zrobione jej, magiczne szkło między nimi nie miało jak temu przeszkodzić. Wniosek był prosty — pegaz był silniejszy. Odruchowo sięgnęła do zawieszonego na szyi pentagramu, bawiąc się nim chwilę, głęboko zagubiona we własnych myślach. Wtedy to do niej dotarło. — To musi być zaklęcie — kontynuowała swój wywód w stronę Cecila. — nie wiem dokładnie jakie, ale widziałam kiedyś, jak moja matka rzuca coś podobnego. Tarczę ze szkła. Tarcze pochłaniają magię, to kwestia zwykłego prawa dżungli i tego, kto będzie silniejszy. Co jeśli szkło nie reaguje na nas, a na pentagramy? Na magię, ogólnie. Naszą, naszych przedmiotów, tego pegaza. — kiwnęła głową w stronę dwóch Xiulan, aby wiedział, o jakim efekcie mówi. Po chwili wyciągnęła również anthame z własnej kieszeni, oglądając ją uważnie w dłoniach. Nie mieli świecy, nie mieli białej mieszanki, aby utworzyć pentagram na ziemi i odprawić rytuał. Jednak athame nie była jedynie nożem do wskazywania na świeczkę. Była przewodnikiem magii we właściwym kierunku. Nikt chleba nim nie będzie kroić, ale może... — Gdybyśmy włożyli athame między szkło? — czuła, że mógłby patrzeć na nią, jak na idiotkę. Szaleńca. Może była. Może właśnie próbowała włożyć widelec do kontaktu. Podeszła jednak do szklanego muru z wyciągniętą przed sobą ręką, sprawdzając, jak zachowuje się szkło na jego obecność. A potem próbowała wbić je między szkło, odsuwając się natychmiast do tyłu, licząc, że przeciąży to działanie muru i ten osłabnie, odsunie się lub — w najlepszym wypadku — runie. |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
Wzdłuż cecilowej linii kręgosłupa przebiegł dreszcz. Serce obiło się boleśnie o pręty żeber. Słyszał szepty za swoimi plecami. Rozgrzany pentakl parzył w skórę. Mrowienie w opuszkach palców prawej dłoni nie ustawało. Skronie wciąż pulsowały tępym, nieprzyjemnym bólem. Nie mógł złapać tchu - panika zdławiona została w gardle, gdy pięć niewidzialny palców zakleszczyło się na jego drobnej szyi. Wypełnienie płuc zimnym haustem powietrza zajęło mu chwile. Ciężar spojrzenia zatrzymał na sylwetce Azjatki. Każdy chciał być głosem rozsądku, ale nie każdy miał ku temu predyspozycje. D z i a ł a j m y r a z e m. Już to słyszał. Przyjemne dla ucha słowa. Puste jak wydmuszka. Pytające spojrzenie skrzyżował ze spojrzeniem Colligwood - razem, czyli jak? Jak jeden organizm? Ochraniamy się własną piersią? Jeden za wszystkich wszyscy za jednego? Śmiech zatrzymał w krtani. D r d y m a ł y. Foggy jej ufał, może też powinien? Może, ale obecnie miał okazji się o tym przekonać. Był Fogartym. Sam nie wzbudzał w nikim zaufania. Na krawędzi jego spojrzenie pojawiła się sylwetka, której nie dało się przeoczyć w tej wypełnionej krwią przestrzeń. Ulokował w niej spojrzenie. Koń - rosły, biały jak śnieg. Błysk zachwytu przegonił gołoledź z cecilowego spojrzenia. Pegaz. Uderzenie jego kopyta miało otworzyć na górze Helikon źródło natchnienia. W tym wypadku nie musiał zadawać sobie tyle trudu. Cecil żałował, że nie miał przy sobie ołówka, ani kartki. Żałował, że tego obrazu nie uda mu się zachować na zawsze w pamięci. Nigdy wcześniej nie widział równie pięknej - nie, nie pięknej – z j a w i s k o w e j istoty, co te stworzenie. - Nie odlatuj - wymamrotał błagalnie, kiedy koń wzbił się w przestworza i zniknął z pola widzenia. Po matce odziedziczył słabość do zachwycenia się pięknem. Lyrę dostrzegł, kiedy poczuł jej ciepło przez materiał płaszcza. Na widok wygiętych w uśmiechu ust, ciężar, którego Fogarty czuł na dnie żołądka, rozpuścił się w sidłach ulgi. Przez chwile chciał pocałować ten uśmiech. Przez chwile serce zamarło w piersi. Przez krótka chwilę, bo dwa uderzenia serca później oprzytomniał. - Rozczarowana, Vandenberg? - jej słowa obrócił w żart. Umierał każdego dnia. Kawałek po kawałku. – Ten pegaz... piękny, prawda? - Ukryć chciał rozmarzenie, które zawładnęło jego barwą głosu. – Zostawił mi swoje włosy. Rozprostował zaciśnięte w pięść palce. Czuł pod ich opuszkami miękką strukturę końskiego włosia. Pokazał je Lyrze, a spojrzeniem uchwycił punkt na horyzoncie, gdzie pegaz zmienił się w ledwo widoczną dla ludzkiego oka plamę. Słowa Lyry wypełniły przestrzeń między nimi. Przyjrzał się athame w jej dłoni. To ta chwila, gdzie wbija mu nóż w serce? Już to robiła - wiele razy, metaforycznie, teraz uczyni to znowu, tym razem, by odebrać mu życie? Athame ma potężną moc, nigdy tego nie ignorujcie. W słowach Zuge powinni szukać wskazówek? - Spróbujmy. Nie mamy nic do stracenia. - Poddał jej jedną drugą część zebranego włosia. - Owiń je wokół ostrza. Może to pegaz jest przeciwzaklęciem. Mrugnął do niej porozumiewawczo, udając rozluźnienie, choć mięśnie skurczone były od napięcie. Z trudem oddychał. Sam dostosował się do własnych wskazówek. Włosy pegaza zaplatał wokół ostrza. - Spróbuję tam. Podszedł do odłamków szkła, celując do niego ostrzem, zawahał się jednak, prawa dłoń zadrżała. Czego się boisz, Cecilu?, usłyszał głos w swojej głowie. Boisz się, że skończysz jak Kai, z odłamkiem szkła w sercu? Zaśmiał się w duchu. Nie bał się. Od dawna tam tkwił. Może dlatego umarłaś, Dahlio. - Najdroższa Lilith, mniej nas w swojej opiece - w cichym szepcie szukał oparcia, kiedy klingę wbił w szkło. Rękawem zasłonił twarz. Dodatkową ochroną przed odłamkami był wysoko postawiony kołnierz. Naiwna mrzonka. |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
post uzupełniający Wasze wyciągnięte ku szklanej tafli ostrza błysnęły lekko w świetle słonecznym, miękko opadającym z każdą minutą na ziemię. Athame — przedmiot powierzony wam przez kościół, o wartości niemożliwej do wycenienia. Niosło w sobie moc pozwalającą rozpalać rytualne świece, mącić w przestrzeni i sprawiać ból. Lyro, gdy skierowałaś ostrze w stronę szkła, to zawibrowało delikatnie, jakby nieodporne na jego działanie. Ruszyło się nieznacznie, zadrżało i gdy z powrotem odsunęłaś athame — znów wisiało w powietrzu spokojne i niezmącone. Cecilu, włosy pegaza, które owinąłeś wokół ostrza, nie zostały przez nie naruszone, ani przecięte. Zbyt twarde i silne, by nóż mógł je zranić. Obydwoje skierowaliście sztylet prosto w szkło, a wtedy to już nie drżało niespokojnie, a przez krótki moment trzęsło się, walcząc z pojawiającym się przez jego środek pęknięciem. Mieliście racje. Odsuwając się, zakrywając twarz rękawem — mieliście racje. Szkło w jednej sekundzie wybuchło, rozbryzgując się z hukiem na tysiące kawałeczków. Odłamki pobłyskiwały i z prędkością godną prawdziwemu wybuchowi, poleciały w każdą stronę świata. Najbardziej narażony na uderzenie byli oczywiście Lyra i Cecil. Włosy pegaza wraz z tym uderzeniem rozpadły się. Lyro, odwrócona plecami nie miałaś szans na reakcję. Kawałki szkła wbiły się w twoje plecy z potężnym hukiem, ale nie były na tyle wielkie, by wyrządzić w nich potężne szkody. Krew zalała twoje ubrania, rozharatała ciało. Poczułaś piekący ból, ciepło i dziwny chłód zalewające te miejsca. Dwa kawałki pomiędzy łopatkami, jeden bliżej lędźwi. Miały około 4-5 centymetrów długości, gdybyś nie miała na sobie puchowej zimowej kurtki, prawdopodobnie uszkodziłyby ci organy wewnętrzne. Na razie tamowały część krwotoku. Nie doszło do uszkodzeń wewnątrz twojego ciała, ale ból był nieprzyjemny i piekący. Podobne obrażenia spotkały cię, Cecilu. Osłoniłeś twarz, ale nie brzuch. Szary płaszcz zamortyzował przeźroczyste ostrza, ale i tak trzy kawałki wbiły się w okolice twojego pępka, na przynajmniej 2 centymetry. Podobnie jak w przypadku Lyry, sączyła się z nich ciepła krew. Szczęście nie miała również Gill. Wybuch spowodowany uderzeniem athame w szkło dosięgnął też ciebie, panno Collingwood. Spostrzegłaś ułamkiem sekund dwa kawałki szkła lecące prosto w twoją pierś. Miałaś sekundy na odskok lub obronę przed tymi. Szkło rozlatujące się na boki zostawiło pośrodku wyrwę. W miejscach, w których ostrza wbili Cecil i Lyra, tkwiła teraz wąska przestrzeń na szerokość około 1/6 człowieka, która nie reagowała już na przybliżanie lub oddalanie się. Był to martwy punkt, gotowy wypuścić was z tej pułapki. Jest to post uzupełniający dla Lyry i Cecila (ze skromnym udziałem Gill). Lyro, Cecilu, z racji bycia prowoderami sytuacji, niestety nie mieliście czasu na odskoczenie. W Lyry plecach i brzuchu Cecila tkwią trzy kawałki szkła (na głębokość około 1-2 cm), częściowo wystając też z kurtki/płaszcza. Obydwoje tracicie 15 pż P. Każda tura bez zatamowania krwotoku będzie zabierać wam po 5 pż W. Gill, w twoją stronę lecą kawałki szkła. Próg na odskok przed nimi wynosi 61 (rzut kością k100 na sprawność z ewentualnym modyfikatorem za szybkość lub gibkość, w zależności od wykorzystania). Oprócz tego możesz skorzystać też z magicznej tarczy (w tym przypadku zadziałają takie, które działają na czary o mocy poniżej 100). Obrona przed szkłem będzie akcją, wybierz sama, czy pierwszą, czy drugą w twoim poście. W dwóch miejscach powstała wyrwa na szerokość około 1/6 człowieka. To jak daleko są one od siebie, ustalcie sami. rzuty na miejsca trafienia szkła i dodatkową ofiarę Tura toczy się normalnie. Lyro, Cecilu macie jeszcze po 1 akcji. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Wiatry magii opuściły nasze ugrupowanie. Każdy mógł się o tym przekonać, gdy jego inkantacje kończyły się na niczym, jakby słowa wypowiadane przez nas, czarowników, wychodziły z ust śmiertelników. Było to niezwykle frustrujące w momencie, gdy liczyła się każda sekunda. Wrzaski naszego celu były coraz to gorsze, więc łatwo można było przekonać się o tym, że mamy jeszcze mniej czasu. Do tego piękny pegaz, jakby zostawił swego Pana i odleciał, zostawiając nas znowu samych. Nie miałam dobrego przeczucia, mimo tego pokrzepiającego widoku. Mimowolnie się osłoniłam, gdy Cecil i Lyra po kombinowaniu z athame spowodowali wybuch. Nie zdążyłam nic powiedzieć, gdy szybko zobaczyłam, jak po ich działaniu powstał ubytek w szkle. Do tego to zjawisko stworzone przez dwie Xiulan. W mojej głowie mimowolnie pojawił się plan. Nie było w nim jednak czasu na leczenie ich ran - Wszyscy mnie mają teraz kurwa słuchać, mamy mało czasu - Powiedziałam, gdy zauważyłam jak obecność dwóch Xiulan i Teresy od zewnętrznej strony działa na barierę. Sprawa była jeszcze ułatwiona dzięki tym dwóm wyrwom. - Xiulan, proszę, przesuń się tak, aby ty i twój klon był blisko muru, pomiędzy wyrwami stworzonymi przez tę dwójkę - Cecila i Lyrę. Gill i Pan Forger podejdźcie blisko muru obok jednej z Xiulan, a wy, Lyra i Cecil, stańcie obok tej drugiej. Tereso, musisz wtedy stanąć naprzeciwko miejsca, gdzie winna powstać większa wyrwa w tej szklanej pułapce, tak blisko, żebyś swoją obecnością na nią oddziaływała. Przejdę przez nią, a potem pojedynczo każdy z nas po kolei zrobi to samo. Pamiętajcie, żeby po przejściu stawać blisko siebie po zewnętrznej stronie w tym samym miejscu, tak żeby wasza sylwetki oddziaływały na tę barierę. Xiulan, ty musisz zostać do końca. Gdy będziesz tylko ty i klon, usuń go i wtedy spróbuj przejść. Nie jestem pewna, jak duże stworzy się przejście, więc przechodźcie ostrożnie. Nie potrzebujemy więcej ran i pamiętajcie, nie mamy już czasu na błąd, każda sekunda się liczy Gdy wszyscy się ustawili, przeszłam przez wyrwę, a następnie czekałam na resztę, oddziaływając stale swoją obecnością na zaczarowane szkło, ale jeśli zauważę, że moja obecność nie będzie potrzebna do tego, żeby każdy mógł bezpiecznie przejść, od razu biegnę w stronę odgłosów rannego mężczyzny, mówiąc przy tym: - Dołączcie do mnie, jak wszyscy już przejdą. Jeżeli jednak moja obecność jest potrzebna do tego, żeby każdy z nich mógł bezpiecznie przejść, zostaje do końca i dopiero wtedy biegnę do zagajnika. Akcja I - ogarnianie ludu i przejście według planu przez wyrwę Akcja II - Bieg w stronę odgłosów bólu, zagajnik. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Terence Forger
ANATOMICZNA : 20
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 9
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 166
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 9
TALENTY : 10
Nie był w stanie uwierzyć w to, co właśnie miało miejsce przed jego oczami. Maska nienaruszalnego spokoju na twarzy Terence’a już od dawna nosiła na sobie zbyt wiele rys, niedoskonałości zdradzających jak wiele było w nim złości. Rozpaczliwy krzyk z zagajnika jedynie podsycił niecierpliwość, przecież mieli tak niewiele czasu. Musieli się stąd wydostać, nie mogli przecież spędzic tutaj całego wieczora w oczekiwaniu aż zaklęcie zakończy swoje działanie i będą mogli powrócić do domu z ciężką do przełknięcia goryczą porażki. W jego głowie ten scenariusz stawał się coraz prawdopodobniejszy wraz z kolejnymi nieudanymi zaklęciami. Ponownie to Xiulan ratowała sytuację, gdy przedstawiła zalążek pomysłu. Może połączyłby to, jak reagowały odłamki, wszystkie drobne odkrycia, gdyby nie pojawienie się pegaza. Mistyczne stworzenie przyciągnęło jego wzrok, skutecznie odwracając uwagę. Rana na boku, siodło… Czyli to w ten sposób aniołowie przemieszczali się? Ocknął się przy huku szkła. Cofnął się znów impulsywnie, odwracając po chwili do Lyry i Cecila. Co oni do diabła wymyślili? — Nic wam… — chciał zapytać, ale pytanie urwał w momencie, gdy zbliżył się do ich dwójki i zobaczył na własne oczy skutki ich pomysłu na poradzenie sobie z beznadziejną sytuacją w jakiej znaleźli się. Nie było sensu się upewniać, przecież dobrze widział, ze nic, cholera jasna, nic nie było w porządku. — Nie wyciągajcie tego! Nie teraz! Póki siedzi w środku nie dojdzie do większego krwawienia. Powinniśmy… zrobić opaskę uciskową wyżej, wyciągnąć to, zatamować zaklęciem, ale… — ale nie mamy na to wszystko pieprzonego czasu. W trakcie wskazywał dłonią dokładne miejsce, gdzie należałoby zacisnąć chociażby kawałek szmatki, by nie upuszczali tak dużo krwi. Nieco wyżej niż rany powstałe przez ostre odłamki szkła. Tylko nie tym powinni się teraz zajmować. Blair swoje wnioski wyciągnęła najszybciej z nich wszystkich i niech Lilith jej to wynagrodzi w odpowiedni sposób. Musiała mieć rację. Chciał wierzyć, że zadziała to w odpowiedni sposób. Skinął jedynie głową, a następnie tak jak poleciła studentka – stanął tuż obok jednej z Xiulan. Obserwował uważanie zachowanie odłamków, które próbowały zatrzymać ich, jednocześnie rozluźniając napięcie w reszcie ściany. Wyrwa rozszerzała się, dając odpowiedni rezultat. Omal nie odetchnął z ulgą, kiedy przerwa stała się na tyle duża, by mógł przejść przez nią tuż po Cecilu. Gdy tylko przeszedł przez stworzoną furtkę, ustawił się zaraz obok Gill, by wyrwa nie zamknęła się na nikim w trakcie wychodzenia i dalej oddziaływać na resztę szklanego muru. Na więcej ofiar i obrażeń nie mogą sobie pozwolić. Dopiero gdy ostatnia osoba przekroczyła barierę, obejrzał się jeszcze raz w stronę Cecila i Lyry. Rany nie wyglądały dobrze, powinien im pomóc, przecież to on tutaj był lekarzem. — Może powinienem zostać…? Te rany… — Zwrócił się do Gill ciszej. Nie odszedł w stronę zagajnika od razu, martwiąc się o tę dwójkę, a chociaż nie chciał tego przed sobą przyznać w tej chwili – jeszcze mocniej o Cecila, wbite w jego brzuch szklane odłamki mogły poczynić szkody. — Zajmiesz się nimi? — spytał nim odwrócił się, by razem z Blair odnaleźć anioła i stawić mu czoła. | Akcja I: wyjście ze szklanej pułapki Akcja II: bieg do zagajnika Ostatnio zmieniony przez Terence Forger dnia Czw Cze 08 2023, 18:35, w całości zmieniany 1 raz |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : eaglecrest, saint fall
Zawód : egzorcysta / pielęgniarz