First topic message reminder : Korytarz przy bibliotece Ciemny korytarz na drugim piętrze prowadzi prosto do uniwersyteckiej biblioteki. Wzdłuż ścian mieści się kilka par wysokich dwuskrzydłowych drzwi prowadzących do sal wykładowych, gabinetów i toalet. Okna z tego miejsca wyglądają na niewielki zielony skwerek na samym środku kampusu. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Stwórca
The member 'Mallory Cavanagh' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 87 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Elianne L'Orfevre
Przyglądała się rażąco białym piórom. Nienaturalnym wręcz w swej bieli. Co to miało być za cholerstwo? Tak białe stworzenie musiało być magiczne, nie było opcji, żeby to występowało naturalnie. Tylko co im się tu ulęgło i jak bardzo niebezpieczne miało być? — Dziwna anomalia po jakimś nieudanym rytuale? Albo wręcz aż nazbyt udanym? Coś podłużnego przed chwilą przeleciało w tych chmurach... — Zwróciła się do Mala i przy okazji do Marshalla, skoro dalej stał jeszcze obok. Słysząc komentarz na temat chyba jej tyłka, jej twarz zalał rumieniec, odznaczający się wyraźnie na jasnej skórze. Dziękowała w duchu Lucyferowi, że nie miała związanych włosów, więc mogła przechylić głowę tak, aby włosy dwoma zasłonami spadły jej po bokach i chociaż trochę ukryły jej zmieszanie komentarzem. Nigdy nie wiedziała, jak na coś takiego reagować. Podziękować? Odgryźć się jakoś? Zignorować? Ostatnia opcja była chyba najbezpieczniejsza, więc to ją wybrała, starając się nie dać po sobie znać, jak bardzo się rumieniła za tą kurtyną z jasnych włosów. Z opóźnieniem zauważyła, że kryształ zaczął się świecić, ostrzegając przed najpewniej mgłą. — Mal? Nie właź w tę mgłę, kryształ górski w bransoletce świeci mi na niebezpieczeństwo, odkąd zeszło to czerwone coś... — Wyciągnęła szalik z rękawa płaszcza i owinęła go sobie dookoła dolnej części twarzy, aby odseparować się jakoś od ewentualnego wdychania mgły. Zaczęła się przy tym wycofywać do sali, którą wskazał nauczyciel, a później i Mallory. Jakoś wolała nie pchać się do mgły, szczególnie widząc, jak zareagowała na nią Charlotte. Zamknęła za wszystkimi drzwi i odsunęła się również od nich, podchodząc do Charlotte. — Masz jeszcze to pióro? Mogę je zobaczyć? — Zapytała ją, chcąc dostać w swoje ręce biały puch. Nie uśmiechało jej się próbowanie słuchania przy takiej grupie ludzi, jednak z drugiej strony, jeśli mogło to wytłumaczyć chociaż trochę, co się tu odwala, to czemu nie? Wszystko zależało teraz od tego, czy dziewczyna podzieli się znaleziskiem. |
Wiek : 22
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Jubiler, zaklinacz
Mgłę w tej okolicy mogliście zaobserwować często. Biały puch osiadał razem z zimnem na ulicach, czyniąc Saint Fall jeszcze bardziej nieprzystępnym i dziwnie ciasnym. Nigdy jednak nie byliście świadkami podobnego zjawiska. Rudo-różowej chmury bezczelnie wpychającej się na kampus uniwersytetu. Za oknami nie widzieliście już nic, nacierająca gęsta czerwonawa mgła skutecznie ograniczała widoczność, chociaż przebijało się przez nie słońce, oświetlając salę, do której wszyscy weszliście. Sztuczne światło skutecznie rozjaśniało teren. Tuż po przejściu przez drzwi mogliście dostrzec typową małą salę wykładową. Na przedniej ścianie wisiała wielka zielona tablica nosząca nieistotne ślady kredy. Przed nią stało szerokie biurko i krzesło, a na nim pozostawione przez profesora jabłko i zeszyt. Dalej w głąb sali ciągnęły się idące w górę ławy. Nie były w opłakanym stanie, ale z części z nich wystawały drzazgi, część była popisana. Sala nie różniła się absolutnie niczym od podobnych jej na całym uniwersytecie. Charlotte, wcześniej, gdy splunęłaś na ziemię, w swojej ślinie nie dostrzegłaś ani grama krwi. Powietrze, które chwyciłaś w usta, było dziwnie ciepłe, ale nie żrące. Stało się dla ciebie jasne, to nie z twoich ust pociekła krew, którą wyczułaś. Smakowała nią zmierzająca ku wam mgła. Marshallu, twój czar nie zadziałał. Nie było to żadne upokorzenie, nawet dla wprawnego czarownika, był trudny i wymagający, nawet jeśli jego założenia były proste. Miałeś dużo szczęścia, że na korytarzu zrobiło się zamieszanie, żaden z niemagicznych nie dostrzegł twojej magii. Mallory, poprawnie rzucone zaklęcie otoczyło korytarz, drobinki magii przesuwały się po mgle, migocząc radośnie. Wiedziałeś, że czar wyszedł poprawnie i jeśli tylko w chmurze były jakieś toksyny — tak ta powinna być z nich całkowicie oczyszczona. Wszyscy weszliście do sali. Elianne, gdy pociągnęłaś za klamkę, żeby zamknąć drzwi, te trzasnęły za tobą głucho, ograniczając hałas z korytarza. Wciąż mogliście jeszcze usłyszeć, jak robi się tam zamieszanie, a kolejni studenci uciekają w popłochu do innych sal. Trwało to jeszcze krótką chwilę, kilkanaście sekund, gdy nagle zrobiło się cicho. Przez moment mogło wydawać się wam, że to naturalne, ze schowani uczniowie zwyczajnie chcieli przeczekać ten dziwny atak mgły, ale nagle cisza zdawała się zbyt intensywna, zbyt głucha. Nie słyszeliście już żadnego kroku, a za oknem żadnego samochodu, jakby oprócz was na świecie nie został już nikt. I wtedy w jednym momencie ze szpary spod drzwi zaczęła do sali napływać mgła, jakby ktoś dmuchał nią z nieokiełznaną siłą. Nie zdążyliście nawet zareagować, gdy dokładnie ta sama czerwona chmura wdzierała się przez szpary w oknach, ich rozchylenia. Im dłużej patrzyliście, tym bardziej mogliście mieć wrażenie, że przenika ona nawet przez ściany. Pomieszczenie wypełniło się rudo-różową mgiełką, a chociaż napłynęło jej sporo, tak oprócz kolorowej poświaty, ograniczającej widzenie szczegółów i ciepła na skórze, nie odczuliście jej bardziej. Wasza widoczność swobodnie pozwalała na dostrzeżenie kształtów i światła w odległości nawet do 3-4 metrów, ale im dalej od siebie staliście, tym mniej szczegółów otoczenia było widocznych. — Psst, tutaj — zawołał nagle damski głos gdzieś z góry sali. Gdy spojrzeliście w stronę, z której dochodził, zauważyliście ślad ciągnący się od zamkniętego okna aż do najdalszej ściany. Struga krwi, kończąca się gdzieś w najwyższej ławce. — Psst, psst. Tutaj, tutaj — postać, która wypowiadała te słowa, nagle wyłoniła się zza ławki. Musieliście zmrużyć oczy i intensywnie przypatrzeć się, żeby spostrzec czy ją rozpoznajecie. Rozpoznaliście. Wyglądała jak Charlotte. Trzecia tura. Tym razem wita Was Frank. Ze względu na problematyczność podzielenia eventu, zdecydowałyśmy razem z Teresą, że przejmę prowadzenie wątku jako MG, ze względu na konieczność korelowania ze sobą wątku Waszego oraz dziejącego się w Zatoce Syreniego Żalu. Mam nadzieję, że pomimo zmiany Mistrza Gry będziecie się dobrze bawić. Wszystkie pytania od tej pory możecie kierować do mnie prywatnie. Postać, którą widzicie w ostatnich ławkach sali lekcyjnej, łudząco przypomina Charlotte. Gdyby nie fakt, że pojawiła się tam znikąd, a oryginalna panna Williamson stała obok was, praktycznie nie bylibyście w stanie rozróżnić, która jest prawdziwa. Ewentualne otworzenie drzwi i ucieczka z sali będzie akcją. Punkty życia: Blair Scully 161/161 Marshall Abernathy 167/167 Charlotte Williamson 172/172 Mallory Cavanagh 157/157 Elianne L'Orfevre 166/166 Nadganiamy trochę i czas na odpis macie do 15.03 (środa) do godziny 22:00. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Na narzekania Blair wywróciła tylko oczami. - Oj przestań, co się może stać? - No co? Poza zatruciem nieznanym gazem? Poza wezbraniem krwi w ustach? Poza dotykiem pióra, pochodzącego z nieistniejącego stworzenia? Żadnych zagrożeń. Zdążyła jeszcze spojrzeć na spluniętą na podłogę ślinę, ze zdziwieniem dostrzegając, iż nie ma w niej śladu krwi. Czy to iluzja?, przemknęło jej przez myśl, gdy pociągnięta przez Blair podążyła jej śladem wprost do sali. - Nic mi nie jest, uspokój się! - odparła do Scully, choć doskonale wiedziała, że wszelkie próby uspokajania kogoś spełzają na niczym, wyłącznie piętrząc zmartwienia. Na słowa Marshalla przesłoniła twarz dłonią, jednak rzucone przezeń zaklęcie nie zadziałało. Widząc podchodzącą do siebie Elianne już chciała odruchowo zapewnić w złości, że nic jej nie jest, kiedy ta zapytała o pióro. Nie była do niego przywiązana, niewiele też mogła z niego wywnioskować. L'Orfevre była natomiast zdolną czarownicą, Charlotte darzyła ją nawet pewnym uznaniem, nawet jeśli przez lata nie dała się blisko poznać. Z odległości obserwowała jej poczynania i wyniki na magicznym polu, wolała mieć ją po swojej stronie, zwłaszcza w tak dziwnej sytuacji. - Wydaje się być normalne, a jednocześnie wcale nie - rzuciła, podając Elianne trzymane dotąd w dłoni pióro. - Co ci to przypomina? - zapytała od razu, rzucając przelotne spojrzenie Blair, której wielce profesjonalna opinia nie była wcale pomocna. Prędko spostrzegła panującą na korytarzu ciszę. Co stało się z tymi wszystkimi niemagicznymi? Nie było słychać zwalających się ciężko na podłogę ciał, a jednak przejmująca cisza zakuła w uszy, wywołując zimny dreszcz. W zamkniętej klasie natychmiast wezbrała się gęstniejąca czerwona mgła, metaliczny posmak w ustach pozostał, jednak nie miało to żadnego dodatkowego efektu - póki co. Odruchowo sięgnęła wzrokiem w górę, skąd doszedł ich kobiecy głos. Długi, krwawy ślad nie wróżył niczego dobrego; powiodła spojrzeniem wzdłuż niego, by zaraz zamrugać gwałtownie na zatrzymujące się nagle serce. - Skąd to Comissum?! - zawołała od razu ze ściągniętymi brwiami, wskazując palcem na tą drugą Charlotte, natychmiast kojarząc sobie duplikat danej osoby z zaklęciem magii iluzji. Tyle że to nie ona rzucała czar, a postać pojawiła się wyłaniając z mgły. Jednego była pewna - nie było to nic bezpiecznego. Przestąpiła kilka kroków w stronę impostera, przyglądając się uważniej, by dostrzec w istocie szczegóły, które wskazałyby na to, czym jest, jak i spróbować wyciągnać niuanse z posiadanej wiedzy, by jednocześnie wyciągnąć wnioski. - Ordinatio - wypowiedziała inkantację z zamiarem oddzielenia siebie i reszty studentów magicznym murem. - Kim jesteś i czego chcesz? - Standardowe zachowanie Charlotte - najpierw czary, później rozmowa. 1. k100 na percepcję (wiedzę?) 2. k100 na Ordinatio |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Stwórca
The member 'Charlotte Williamson' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 25 -------------------------------- #2 'k100' : 84 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Całą piątką znaleźliśmy się w sali. Blondynka, której imienia nie znałam, zamknęła drzwi od sali. Jej biżuteria zasygnalizowała, że znajdujemy się w niebezpieczeństwie, przez co po plecach przeszedł mi nieprzyjemny dreszcz. Nadal słyszałam zamieszanie, które po chwili umilkło. Cała ta cisza zaczęła mnie przerażać, ponieważ jeszcze przed sekundą cały kampus typowo tętnił życiem, a teraz nie byłam pewna, czy nie jesteśmy jedynymi żywymi osobami tutaj. Nic nie odpowiedziałam Charlotte, tylko odsunęłam się lekko podirytowana. Krzyk był w tej sytuacji całkowicie zbędny, szczególnie że chciałam tylko się upewnić, że nic jej nie jest. Jej pasywno agresywne spojrzenie też sprawiło, że krew we mnie lekko zawrzała, jednak zdecydowałam odpuścić temat. To nie była pora na kłótnię, więc tylko wzięłam jeden głębszy wdech. Złapałam marynarkę i po kiwnięciu głową w stronę Mallory'ego ruszyłam, żeby załatać szpary w oknach. Zdążyłam tylko do niego podejść, gdy mgła zaczęła wdzierać się do pomieszczenia. Widziałam jak nawet ze ścian i drzwi zaczęła sączyć się w sposób niekontrolowany do środka. Zaczęłam wycofywać się powoli w stronę grupki z widocznym zmieszaniem i lekkim przerażeniem na twarzy. - Mallory? Może jeszcze raz spróbujesz użyć tego zaklęcia..? - Wyjąkałam z obawą i odłożyłam marynarkę na pobliską ławkę. Magia odpychania zdecydowanie nie była moją domeną, więc zostawię to zadanie komuś bardziej doświadczonemu. Marshalla się nie pytałam, bo zauważyłam jego wcześniejszą porażkę. Nie byłam w stanie już widzieć wszystkiego tak dobrze, jak wcześniej. Obraz kojarzył mi się trochę ze skutkami mojego płaczu. Nie sądziłam, że ta choroba kiedyś mi się przyda, bo szybko przyzwyczaiłam się do tego stanu i wcale mi to tak bardzo nie przeszkadzało. Nagle usłyszałam głos, znajomy głos. Mimowolnie spojrzałam się na Charlotte, ale z tyłu głowy miałam fakt, że on wcale nie wydobył się z jej strony. Znowu słysząc ten sam odgłos, zwróciłam wzrok tym razem w dobrą stronę, żeby zobaczyć coś, co sprawiło, że zamarłam na kolejne kilka sekund. - Czy ja śnię? - Teraz błądziłam wzrokiem pomiędzy dziewczyną i jej idealnym odbiciem, które po prostu tam stało i mówiło do nas tym samym głosem i tonem. Zrobiłam nawet krok w tył od tej bliższej Charlotte, jakbym już jej nie ufała. Skąd mogłam być pewna, czy w tym zamieszaniu się nie zamieniły, czy od początku była ona tą prawdziwą..? Niepewnie podeszłam bliżej Charlotte i uszczypnęłam ją boleśnie w przedramię. Chciałam zobaczyć, czy jest w jakiś sposób połączona ze swoim sobowtórem. Może, gdy jednej dzieje się krzywda, druga odczuwa to samo? - Cellula... - Wyszeptałam nagle zaklęcie w stronę tej dalszej Williamson. Inkantacja rzucona przez nią może być niewystarczająca, więc zaryzykowałam coś trudniejszego. Zaklęcie mimo wszystko było bardzo zaawansowane. Nigdy go nie używałam, ale uznałam, że może zapewnić nam przynajmniej chwilę bezpieczeństwa. Oczywiście gdyby tylko się ono powiodło. Nie wiemy, jakie są zamiary tego doppelgangera i możliwości, więc musimy być nadto ostrożni. 1. rzut na zaklęcie Cellula |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Stwórca
The member 'Blair Scully' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 60 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Marshall Abernathy
POWSTANIA : 15
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 167
CHARYZMA : 4
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 8
TALENTY : 13
Gdyby nie zasłaniał sobie twarzy przed mgłą to wchodząc do sali szczęka opadłaby mu z pewnością. Chłopak nie umiał tylko do końca określić czemu: czy przez obecność słodko irytującej studentki w liczbie sztuk dwie, czy przez zachowanie jednej z wcześniej wspomnianych, które było w istocie rzeczy - debilne. Ale należało przyznać jedno, dopóki jedna Lotta zachowywała się głupio i irracjonalnie - wiedział, która z nich jest prawdziwa. Tak też Hall nie zdążył rzucić jakiejś swojej złotej myśli, żeby się teraz nie rozdzielali, bo jak nam się duplikaty pomieszają to Piekło na Ziemi będzie jeszcze większym Piekłem. Ale weź tu mów do kobiety, kiedy wszystko wokół niej krwawi. - Ktoś się chciał zabawić z demonem, z którym nie powinien - rzucił dość krytycznie, w odpowiedzi do Elianne. Dość późno, co prawda, ale w tym całym zawirowaniu blondyn nie umiał znaleźć czasu na chwile rozmowy o tym, co się właściwie dzieje. Bo co się właściwie działo?! Trudno stwierdzić, z pewnością rzecz między apokalipsą a motywem planety oczyszczenia. Fakt natomiast jest jeden, Hall chciał aby Lucyfer miał go w opiece. Lotte ewidentnie chciała zrobić seks-locha dla siebie i swojego sobowtóra. To rzecz, z którą Hall walczyć nie umiał i nawet nie chciał. Niezależnie czy mur wyczarowany przez czarodziejkę powstał, czy też nie. Abernathy załkał cicho, usiadł na ziemi, opierając się plecami o ścianę budynku i wyjął zza pazuchy butelkę alkoholu, częstując nią zgromadzonych. Skoro szykował się catfight to on wolał być jedynie biernym obserwującym, żeby jeszcze nie dostać pazurami po twarzy. Czy gorzej: zostać wydalonym z uniwerku. |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownik
Zawód : Zaklinacz
Elianne L'Orfevre
— Ta cisza jest niepokojąca... — Mruknęła, kiedy wszystko dookoła zamilkło do wręcz nienaturalnego stopnia. Było to dziwne i sprawiało, że była coraz bardziej spięta. Cisza nie wróżyła niczego dobrego. Gdzie polazł ten cholerny nauczyciel? Nie mógł z nimi zostać? Przecież on na pewno wiedziałby najlepiej, co robić w tej sytuacji. A tak, musiała myśleć na podwyższonych obrotach i próbować znaleźć jakieś rozwiązanie z sytuacji, w jakiej się znaleźli. Marudzić, czy dopytywać się o stan Lotte nie zamierzała. Gdyby coś było nie tak, to uznawała, że Williamson dałaby jakkolwiek znać otoczeniu, ewentualnie byłoby po niej widać, że coś jest źle. A że nic takiego nie miało miejsca, Elianne pominęła część bezsensownych pytań i przeszła do tego, które ją najbardziej w tej chwili obchodziło. Pióro. W tej sytuacji wydało jej się dosyć ważne, żeby ustalić, czym dokładnie ono jest. Być może miało jakkolwiek powiedzieć im, co się właściwie tutaj wyprawia? Chwyciła podawane jej pióro i najpierw obejrzała je, mrużąc delikatnie oczy na kłującą w oczy biel. Nienaturalna, gorsza nawet niż biel Whitland Chateau w środku lata. Pióro nie podobało jej się ani trochę. — Nie mam pojęcia, od czego może pochodzić, ale... być może za chwilkę uda mi się to określić. — Stwierdziła, zerkając po otaczających ją osobach. — Gdybym omdlała, to bez paniki, reakcja organizmu mieszcząca się w normie na to, co zamierzam zrobić. — Powiedziała trochę ciszej, nie będąc dalej pewną, czy chce zdradzać zgromadzonym, że jest słuchaczem, jednak z drugiej strony nie widząc innego wyjścia, skoro mogli pozyskać w ten sposób ważne informacje. Widząc zamieszanie, jakie wywołała pojawiające się nagle kopia Charlotte i słysząc czary, jakie dziewczęta rzucały, spróbowała się dorzucić i ze swoim. Cóż, może i niezbyt groźny czar, ale na pewno upierdliwy. — Vestimenta sua. — Rzuciła cicho, starając się jak najmocniej zaplątać sklonowaną Charlotte w jej własnych ubraniach. Lepiej było podejrzane klony najpierw spacyfikować, a potem zadawać pytania. Jeśli by im się wymieszały Lotty, to dopiero byłby z tym problem. Kto by rozpoznał, która jest która? Bo ona na pewno miałaby z tym problem, nie trzymała się blisko z Williamsonówną, więc nie miała również pojęcia, jak miałaby się dowiedzieć, czy Lotte, z którą rozmawia, jest tą oryginalną. Zostawiła jednak sobowtóra dziewczynom, pozostając w ich pobliżu, żeby nie rozdzielać się we mgle. Zamiast jednak uczestniczyć w tym, co się działo dookoła, przysiadła na najbliższym krześle, przymknęła oczy i skupiła się nie piórze. Wdech, wydech, rozluźnić się, pozwolić szeptom płynąć, wsłuchać się w nie i otworzyć oczy, kiedy będzie gotowa, by przyjrzeć się również ewentualnym obrazom. Próbowała zajrzeć w przeszłość pióra, by zidentyfikować jego pochodzenie i być może dowiedzieć się czegoś więcej z jego przeszłości, aż do czasów jego powstania. ___________ k100 na Vesimenta sua (+20 z M. Powstania) k100 na spojrzenie w przeszłość przedmiotu - pióra (+10 z siły woli) - dążę do progu 60-99 |
Wiek : 22
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Jubiler, zaklinacz
Stwórca
The member 'Elianne L'Orfevre' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 93 -------------------------------- #2 'k100' : 53 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Mallory Cavanagh
Niedobrze zrobili, wpuszczając skrawki bieli do środka. Widział, jak przepływała między palcami Charlotte, tym samym wzmacniając łomot pod czaszką. Groteskowe cykanie, zespalające się z przyspieszonym biciem serca. Złowróżbne pełzanie po skórze, które próbował zdusić skrzyżowaniem rąk na klatce piersiowej. Czerwień jeszcze nie wdarła się w nozdrza, ale nabroiła wystarczająco, przecinając miękkość gałek wizjami nadciągającej makabry. Przyjął wyjaśnienia dziewczyny krótkim skinięciem głowy, nie prezentując własnych, wciąż się formujących, mieszanych. Na ewentualną stratę przez wejście w kontakt z mgłą przeznaczył marynarkę, ale niewiele to dało, gdy sytuacja ewoluowała lotem strzały, co gorsza - zdecydowanie nie na ślepo. Dzięki łaskawości Clarumcaelum zyskali trochę czasu, po wejściu w pułapkę przygotowaną przez profesora również wygłuszenie horrendalnych dźwięków z korytarza, przez co mógł odetchnąć. Odrobinę. Tak z cztery razy, bo tyle mieli grzesznicy chwili na odpoczynek, nim mgiełka przepuściła kolejny atak. Zdążył porwać z ławki zwrócony przez Blair prezent; miętosząc go w dłoniach jak wpół-jedwabny talizman, pospiesznie podążył wgłąb sali. Ledwie zostawił za sobą jedno zagrożenie, natknął się na kolejne, bo na taki tytuł zasłużył doppelganger Charlotte. Z miejsca założył, że był iluzją na tyle wprawną, by mógł przeniknąć do rzeczywistości, więc odruchowo wyciągnął ramie, by powstrzymać krążącą obok Elianne przed nawet minimalnym skróceniem dystansu. Nie powinni drażnić włosków czuciowych liścia Dionaea. Samo podjęcie rozmowy mogło zostać wzięte za swoistą prowokację, w milczeniu więc pozwolił, by ryzyko spadło na prawdziwą pannę Williamson, kolejny raz na jej własne życzenie. Zerknął na Marshalla i zacisnął zęby, gdy sięgnął po butelkę. Skoro postanowił wypisać się brania czynnego udziału w akcji na Lucyfer-wie-ile, nie miał wyjścia - raz jeszcze spróbował użyć: — Clarumcaelum — Może i walczył z wiatrakami (szkoda, że tych na sali nie znaleźli, najlepiej takich sięgających sufitu), tak przynajmniej zapewnił sobie odrobinę komfortu psychicznego. Rozchmurzył potok niezwerbalizowanych myśli, nieprzyzwoicie drgające palce wepchnął do kieszeni, uprzednio przerzucając marynarkę przez ramię. Zerknął na Elianne, gdy zabrała głos, marszcząc brwi do komicznego wręcz poziomu z każdym kolejnym zaserwowanym słowem. Implikacje były oczywiste, ale zupełnie niespodziewane. Kolejne, przykre potwierdzenie tego, że pomimo lat znajomości można było całkowicie nie znać drugiej strony. Co jeszcze przed nim skrywała? Może...? Pokręcił głową, odsuwając się od tych rozważań, bo w tej sytuacji musiał priorytetyzować te umożliwiające przetrwanie. Z pewną opieszałością zbliżył się do czytającej w piórze, budując wewnątrz gotowość do szybkiego zareagowania, gdyby zaistniała taka potrzeba. Nie ufał niczemu i nikomu bardziej nawet, niż zazwyczaj, starał się więc mieć uszy i oczy dookoła głowy, nie wyglądając przy tym niczym pewien nadmiernie tchórzliwy pies, choć niczego bardziej nie pragnął, niż ucieczki. Bezpiecznej, skutecznej ucieczki, oddalenia się od tych wszystkich iluzji, potencjalnych trucizn, niezidentyfikowanych obiektów latających. Czy sięgały granic miasta? Pod kiczowatością Saint Fall zawsze kryła się klatka, teraz jednak bardziej przypominająca śmiercionośną matrioszkę, rozpoczynając od sali, przez uniwersytet, po mgłę i dalej. Wyjście. Musiał wyjść. Odwrócił wzrok od Elianne i rozejrzał się wokół, próbując wychwycić element niepasujący do układanki, ale to nie było za mało. Nie wystarczało. Magia powstania nie była jego konikiem, ale niebezpieczne czasy wymagały podejmowania ryzykownych decyzji. Na tej i tak miał więcej do zyskania, niż stracenia, więc odetchnął głębiej i wyszeptał: — Testis. |
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Zawód : aspirujący entomolog
Stwórca
The member 'Mallory Cavanagh' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 83, 2 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Cisza z korytarza była wręcz piorunująca i stukała w bębenki w uszach, nienaturalnie i złowrogo. W ciągu dnia normalnym były samochody wesoło trąbiące gdzieś w tle, normalny zgiełk ulicy. Tymczasem w jednym momencie na uniwersytecie przestało być normalnie. Mogliście mieć poczucie, że już nic nigdy normalne nie będzie, nawet jeśli mgła w końcu miała stąd odejść. Ta wkradając się do sali przez szpary w oknach i drzwiach stała w miejscu, ograniczając wasz wzrok, chociaż spoglądając przez szybę, mogliście być pewni, że bycie teraz na zewnątrz byłoby znacznie gorszym. Ciepło na skórze, jakie czuliście, nie było parzące. Przypominało bardziej majowe południe. Lekkie, chociaż nie zwiewne. Mgła stała w miejscu, tak samo, jak wcześniej potężna czerwona chmura. Głos wydobywający się z góry sali był zwykły. Żadna metafora nie opisałaby go lepiej. Nie miał barwy, nie kojarzył się z niczym konkretnym, do czasu... Postać wpatrywała się w was z daleka. Elianne, gdy chwyciłaś w swoje dłonie otrzymane od Charlotte pióro, poczułaś dziwne mrowienie pod palcami, wskazujące na zbliżającą się wizję. Musiałaś tylko wytężyć umysł, skupić się bardziej, odgonić od siebie niepotrzebne myśli i w całości poświęcić nasłuchiwaniu historii tego przedmiotu. Wyciągnięte ramię Mallory'ego powstrzymało cię przed ruszeniem dalej. Chociaż nie było to oczywiste — zapewne słusznie. Zaraz potem, Charlotte, gdy tylko się odezwałaś, twój sobowtór zamrugał leniwie, przewracając wolno głowę w bok, jakby próbował ci się przypatrywać. Z każdym kolejnym twoim krokiem, coraz bardziej mrużył oczy i wyginał usta. Mogłaś dostrzec swoje idealne odbicie, niemal szkolące się z twoich ruchów i sposobu poruszania się. Postać wykonała krok w przód, podchodząc bliżej ciebie. W taki sam sposób ruszyła biodrem, tak samo zgięła łokieć — była wierna każdemu twojemu drżeniu, ale nie była lustrem. Odwzorowywała twoje ruchy w swoim własnym tempie i ze swoją własną wolą. Poczułaś na skórze uszczypniecie Blair. Sobowtór na nie nie zareagował, wydawało się, że wcale go nie odczuwa. Minęło parę sekund, zdążyłaś jeszcze rzucić czar, gdy poczułaś, jakby łapały cię potworne zawroty głowy. W gardle zrobiło ci się sucho, a zatoki bolały, światło raziło. Uczucie nie było silne, ale uporczywe. Sobowtór powoli odwracał od ciebie wzrok, przenosząc go na inne osoby, jednak w momencie, w którym przed twoją sylwetką wytworzył się mur energii, wrócił do ciebie. Jego twarz była niema, ale z oczu biła nienawiść. — Czarownica — palec uniósł powoli w górę. Postać była wolna w swoich ruchach. Tym razem jej głos idealnie odwzorowywał twój. Blair, obserwując, jak postać drugiej Charlotte nie reaguje na twój ruch, mogłoby zdawać ci się, że między nimi nie ma żadnej więzi. Tylko głos i wygląd mylił. Mogłaś myśleć, że dwie panny Williamson nie były połączone niczym więcej. Czar, który rzuciłeś, niemal zaczął się formować. Już dostrzegałaś, jak na podłodze zbierają się jasne drobinki. Wiedziałaś, że gdyby wyszedł poprawnie — stworzyłyby kraty. Tak się jednak nie stało. Zabrakło niewiele. — Czarownica — ponownie uniósł palec w górę i wskazał na Blair. Mallory, twój czar rozlał się po otoczeniu, wyraźnie widziałeś, że uformował się prawidłowo, jednak we mgle nie zmieniło się właściwie nic. Oddychaliście dokładnie tak samo, nic nie wkradało się w wasze płuca. — Czarownica — sobowtór po raz kolejny wskazał palcem, tym razem na Mallory'ego. Sobowtór nie zareagował również na kolejny lecący w niego czar, ze strony Elianne. Wełniany sweter Charlotte, idealnie odwzorowany na jej bliźniaczej sylwetce zdawał się jednak nie reagować. Rękawy nie wyciągnęły się, nie zaplątały ze sobą. Wyjaśnienie było niemal banalne, chociaż nieoczywiste — wszystko wskazywało na to, że był tylko iluzją. Mogliście poddać wątpliwości istnienie tej postaci, ale coś w głębi serca podpowiadało wam, że jest ona realna i namacalna. Blair, byłaś obeznana z magią iluzji — w twojej głowie pojawiła się myśl — iluzoryczna może być tylko jego powłoka, która z taką łatwością odwzorowywała Charlotte. — Czarownica — powiedział głosem panny Williamson, wskazując na Elianne. Kolejny czar Mallory'ego nie zadziałał ani szczypta magii nie wydobyła się z otoczenia. Nawet jeśli w pomieszczeniu były jakiekolwiek tajne przejścia, nie mogłeś ich znaleźć. Miałeś jednak wrażenie, że ponowne rzucanie tego samego czaru i tak niewiele ci wskaże. W końcu kto budowałby tajne przejścia w sali lekcyjnej? Elianne, musiałaś skupić całą swoją uwagę na piórze. Nie dostrzegłaś już nic, co działo się od tej pory, jedynie... *Fragment posta został wysłany do Elianne w wiadomości prywatnej*. Wszystko działo się bardzo szybko, ale wszyscy wyraźnie dostrzegliście Marshalla, który niewzruszony towarzystwem, usiadł na ziemi, otwierając butelkę alkoholu, niedługo po tym, gdy nazwał towarzyszącą wam postać demonem. Trwało to tyle, co ułamek sekundy, krótki moment, ledwie zryw — sobowtór zniknął z miejsca, w którym stał wcześniej. W jednej chwili zamiast postaci widniała tam tylko dziwna tkanina, przypominająca zrzuconą skórę w kształcie panny Williamson. — Nie demonem mnie zwą — tuż obok was rozległ się głos Marshalla. Gdy tylko spojrzeliście w jego stronę, dostrzegliście, że postać przybrała teraz twarz pana Abernathy — znów idealnie go odwzorowując. Różnił ich tylko jeden okrutny szczegół. Z pleców nieznajomego wystawały pozostałości po złamanych białych skrzydłach. Pomimo powstałej wcześniej na podłodze strugi krwi, nie byliście w stanie dostrzec jej na ciele postaci. — Jam jest otchłanią i stróżem, sługą Jedynego, a jest nas wielu. Przyzywam was, bracia. Przygotujcie rzeź dla jego synów z powodu niegodziwości ich ojca. Niech nie powstaną i nie wezmą świata w dziedzictwo, niech nie napełnią miastami powierzchni ziemi! — z gardła postaci wydobył się surowy i nieustępliwy głos, wciąż mający ton Marshalla. Abernathy, zgłębiałeś religię, mogłeś rozpoznać fragment Biblii, którą wy czarownicy zwykliście nazywać fałszywą. — Tyś nie jest synem Gabriela, tyś jest zdradą! — wybrzmiał. Marshallu, człowiek ten nachylił się nad tobą. Twarz przysuwając blisko tak, że mogłeś na nią spojrzeć. Poczułeś, jak kręci się w głowie. Uczucie było intensywne i surowe, nie było możliwości, że wywołał je ledwie łyk alkoholu. Twoje dłonie zaczęły drżeć, a gardło ścisnęło się, gdy kątem oka dostrzegłeś, jak jego dłoń wysuwa się do ciebie, gotowa chwycić cię za gardło. Elianne, w tym momencie mogłaś otworzyć oczy, wiedząc już wszystko o wizji, którą zobaczyłaś, musiałaś zmierzyć się z rzeczywistością. Czwarta tura. Ze względu na intensywność i tempo zdarzeń — tym razem macie do wykorzystania 1 akcję. Rzutu na nią należy dokonać pod postem. Również z tego względu czas na odpis w tej turze zostaje skrócony do 48h. Możecie domyślać się, że czary wpływające na „powłokę” postaci nie będą skuteczne, ale logika wskazuje, że te działające bezpośrednio na jego ciało — mogą się udać. Marshallu, postać kieruje do Ciebie dłoń, gotowa zacisnąć ją na Twojej szyi. Próg uniku wynosi 55 rzutu na sprawność z ewentualnym modyfikatorem za szybkość lub gibkość. Możesz skorzystać także z czaru, żeby się obronić. Obrona lub unik w tym przypadku liczy się jako dodatkowa akcja, rzutu możesz dokonać w kostnicy, a następnie odnieść się do niego w poście — oprócz tego masz dodatkową akcję w poście. Dodatkowo proszę, żebyście starannie opisał, gdzie patrzysz — jeśli patrzysz w twarz postaci, musi zostać to jednoznacznie określone w poście. To, co ewentualnie zobaczysz, opiszę w następnej turze. Elianne, fragment z wizją został wysłany do Ciebie w wiadomości prywatnej. Zdarzeniami z wizji możesz podzielić się jedynie fabularnie lub możesz zachować je tylko dla siebie. Po czytaniu czujesz typowe objawy: mdłości i zawroty głowy. Marshallu, Charlotte, zawroty głowy nie mijają, są uporczywe. Otrzymujecie -5 pż mentalnych. Dodatkowo Marshall odczuwa ból głowy, zabierający mu kolejne 5 pż wewnętrznych. Punkty życia: Blair Scully 161/161 Marshall Abernathy 157/167 (-5 pż M, -5 pż W) Charlotte Williamson 167/172 ((-5 pż M) Mallory Cavanagh 157/157 Elianne L'Orfevre 166/166 Czas na odpis: niedziela (19.03) do 23:59. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Marshall Abernathy
POWSTANIA : 15
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 167
CHARYZMA : 4
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 8
TALENTY : 13
Chłopak był początkowo zblazowany sytuacją, taką nudną, jałową i ponad jego siły. Nie chciał w tym uczestniczyć, więc jak zapomniani członkowie jego rodziny, którzy nie wytrwali w presji społeczeństwa - osunął się na ziemię, sięgając po alkohol. Hall trwałby w tym swoim małym świecie, zapewne czekając na śmierć równie nieciekawą, co problem związany z dziwną mgłą. Jednak w tym całym ambarasie stało się coś, czego blondyn wyprzeć nie mógł. Cała ta sytuacja w sali lekcyjnej, przerażający głos Lotty, który nie wybrzmiewał z jej słodkich ust. Adepci magii, których zaklęcia nieraz imponowały Abernatyemu swoją siłą i sprawczością zdały się nagle durnym, dziecięcym żartem, którym nikt się nie przejmuje. To wszystko spowodowało, że na plecach studenta pojawił się dreszcz, idący przez całe jego ciało, pod skórą, niczym nieznośny pasożyt, którego nie da się wyplenić. Cześć siebie wielce niechciana, a jednak konieczna. A później padły inne słowa czarownica, wybrzmiałe tak paskudnie, jakby tworzone z wielką pogardą dla całego rodzaju. Nie robiło się wcale lepiej, kiedy postać Charlotte zmieniła się właśnie w Marshalla. Owszem, nieodzownym plusem tego zabiegu jest to, że obecny tu antagonista zyskał na aparycji i to całkiem wiele, nieskromnie mówiąc, jednak to wątek na inną opowieść. Hall pomyślał, że to może być Koh, Złodziej Twarzy, bądź inna plugawa istota z nie do końca odkrytych przez niego podań. Aż posłyszał cytat z Księgi Izajasza, jednego z najgorszym domniemanych heretyków Fałszywego Boga. W chłopaku nabrzmiała jednocześnie złość, wzgarda i lęk. Przede wszystkim lęk przed myślą, że zbliża się do niego anioł? Słodki Lucyferze, miej jego nędzne ciało w opiece! Marshall spojrzał w twarz nieznajomej postaci, w swoją twarz na innym ciele, w oczy. Dzielnie znosząc pojedynek na spojrzenie, lustrując co kryje się w oczach poety fałszywej Biblii. Oczy miały być zwierciadłem duszy, ale czy postać nazywająca się otchłanią miała w sobie coś tak pięknego jak dusza? I Hall nie miał wiele czasu, żeby się zastanowić. Głowa zaczęła go boleć, utrudniając racjonalne myślenie, którego i tak wyzbył się na rzecz alkoholu. Kątem oka widział jak własna dłoń chce go zdradzić i zacisnąć się na jego gardle. Chciał złapać tę dłoń w silnym uchwycie, rozbijając butelkę z alkoholem na głowie swojego okupanta. - Się prosi, kurwa, o pozwolenie - bo nie każdy jest zbereźny i lubi choking. /Więc jestem grzecznym chłopcem i chcę się z Panem Drugim Marshallem ładnie potrzymać za rączki, żeby mnie nie udusił. Więc to pewienie rzut na sprawność fizyczną iks de, najlepsze statystyki. |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownik
Zawód : Zaklinacz
Stwórca
The member 'Marshall Abernathy' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 82 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty