First topic message reminder : Granica z Wallow Polna ścieżka, zawinięta w taflę wypłowiałej trawy, prowadzi między łanami maków, których płatki migają w słońcu niczym płomienie. W oddali, granica lasu mruga swoimi koronami, a powietrze nasycone jest wonią żywicy. Promienie słońca przepływają przez korony drzew, malując na ziemi złociste plamy. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Charlotte, wzrok nieznajomej kobiety zatrzymuje się na dłuższą chwilę na Tobie. Cisza po Twojej wypowiedzi pulsuje, zdaje się intensywna, aż drażniąca, aż nieswoja. Kobieta marszczy brwi, przyglądając Ci się z mieszanką zdziwienia i niezrozumienia. — Niespodziewane – odzywa się nareszcie, ujawniając na głos to, co od dawna można było wyczytać na jej twarzy. – Ci mężczyźni to innowiercy. Czczący Gabriela i jego dumę, nabierający się na jego kłamstwa. Podążający za jego słowami, palący czarowników na stosie dla jego imienia, obrażający Waszego Ojca i Waszą Matkę. To ci, którzy zabili Aradię. A jednak Wy wstawiacie się za nimi, pragnąc ich uwolnić. Dlaczego? – Krok w Twoją stronę jest niespodziewany, Charlotte, a dziwne uczucie niepokoju wzrasta. – To moja cena. Powiedzcie mi, dlaczego Wam zależy na życiu tych, którzy Wasze by odebrali. Charlie, chociaż bardzo starałeś się doliczyć, ile wilków było w okolicy i ile ich minęliście, ostatecznie nie mogłeś mieć pewności, że jest ich dokładnie tyle, ilu było drwali. Nie możesz oprzeć się wrażeniu, że coś w tym miejscu nieustannie rozprasza Twoją uwagę, a wrażenie staje się intensywniejsze, kiedy nieznana Wam kobieta zwraca spojrzenie w Twoją stronę. — Tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty piąty – odpowiada bez zająknięcia. – Dokładnie dziesiąty maja. Ostatnie pytanie pozostało jednak wciąż bez odpowiedzi, kiedy wzrok przenosił się w stronę Richarda. O dziwo, kącik ust wyniosłej kobiety zdawał się unieść w ledwie widocznym uśmiechu. — Istnieje magia, jakiej nie poznają nawet dzieci Lucyfera i Lilith. To miejsce przypomina mi o lasach, które niegdyś były moim domem. Kiedy ludzie rozumieli, czym jest szacunek do natury – jej spojrzenie prześlizguje się znacząco w stronę leżących pod drzewami oliwnymi wilków. – Ci ludzie ścięli święte drzewo. Moje drzewo. Dlatego spotkała ich odpowiednia kara. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Kobieta chce informacji, lecz popełnia błąd, nie zaznaczając, że odpowiedź ma być szczera. Kusi, by sięgnąć do kłamstwa, by wypuścić wiązankę, dostosowaną do jej uszu, ale jakich argumentów miałaby użyć? Sama ma wymierzyć im karę? I czym w ogóle jest święte drzewo? Wraz ze skupionym na sobie spojrzeniem, coraz trudniej przychodzi jej zebranie myśli. Pulsujący ból na powrót rozłupuje czaszkę, a skóra zdaje się bledsza. - Tak, wiem, kim są. Nie mogę ich znieść równie mocno, co ty - stwierdza, mówi za siebie, nie oglądając się na towarzyszy. Ci dwaj też są tu z przypadku - Charliemu pewnie przyświeca jakiś zaprogramowany przez Gwardię cel, zaś Richie ma w sobie pokłady bzdurnej empatii. Czego natomiast chce Charlotte? Nikomu nie życzy odejścia w stronę Nieba, nawet największemu wrogowi. Kłody rzucane pod nogi w tym świecie, są o wiele ciekawsze. - To ślepcy, którzy patrzą na nas z pogardą i nie wahaliby się podłożyć ognia pod stos, na którym mielibyśmy spłonąć. - Przykra rzeczywistość, z której można wynieść różne nauki. Williamson używa jej jako wody napędzającej młyn. - Ale pomyśl. Co im teraz zrobiłaś? Co zyskają, jeśli zostaną w ciele wilków, przez swoje ograniczone rozumienie, nie wiedząc nawet, co ich spotkało? Będą zagubieni i bez celu, a my zostaniemy z ich nienawiścią nadal nieodmienioną. - Czy świat byłby piękniejszy, jakby postawić wszystko w płomieniach? Zdecydowanie byłoby od czego odpalać papierosa, ale nie do końca jest to satysfakcjonujące rozwiązanie. Nie rusza się z miejsca, czując się tak, jakby nogi wrosły w ziemię. Ton stojącej przed nią istoty nie napawa optymizmem, ale też nie zmusza do absolutnego wycofania. Charlotte zdecydowanie nie należy do osób, które opuszczają swoje racje, nawet w zagrożeniu życia. - Myśl o tym, jak o okazji. Dając im szansę na powrót, możemy pokazać im naszą siłę, ale nie wybierając sposób, który jeszcze bardziej ich zaślepi. Tylko tak możemy mieć nadzieję, że niektórzy z nich - urywa na moment, by przesunąć wzrokiem po wilkach - może jeden na dziesięciu, zrozumieją, że są w błędzie. - W końcu nie chodzi o to, żeby ich kochać, ale by wyznaczyć zasady. Kto miałby to zrobić? To kwestia drugorzędna i nad nią można zastanowić się po opuszczeniu lasu. Co, jeśli ludzkość ich zawiedzie? Cóż, ktoś spłonie. Przez moment obawiała się, że towarzyszący jej chłopcy w kilku prostych słowach przekreślą ich szanse na cokolwiek, ale ci względnie zachowują poziom. Ściągnięcie brwi wywołują słowa nieznajomej - dziesiąty maja? Komuś zaginęły ostatnie dwa tygodnie. Ludzie kiedykolwiek coś rozumieli, szacunek do natury? Kim tak naprawdę jest stojąca przed nimi kobieta? Dlaczego zdecydowała się pojawić teraz, dlaczego reaguje? Zbyt wiele pytań, a pulsujący w głowie ból przypomina o upływającym czasie. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
Zamilkł słuchając odpowiedzi kobiety. Może i miała rację, ale czy do końca? Nie był taki pewien. Cześć jego własnej rodziny była niemagiczna, jego przyjaciel z takiej pochodził. W armii większość nie znała magii - czy to sprawiło, że dla nich nie ryzykował? Absolutnie. - Oko za oko, tak? Oni robili źle nam, więc my im też? - potarł wewnętrzne kąciki oczu; nie mógł doliczyć się wilków. Kto wie, czy to byli sami drwale, czy ktoś jeszcze. Był rozproszony. Gdy kobieta na niego spojrzała poczuł, że zupełnie nie może się skupić. Kim ona była? słowa Charlotte były dosadne. Czego innego mógł się spodziewać po córce Williamsona? Niektórzy radykalizm mieli we krwi. Ze względu na własną rodzinę i przyjaciół, mógłby odebrać jej słowa osobiście. Nie miał pojęcia, czy dobrze dobierała słowa kłamiąc, czy mówiła szczerze. To nie miało znaczenia; ich celem było sprawić, by wilki wróciły do swoich prawdziwych postaci. Co dalej? Czyszczenie pamięci, standardowa procedura. - Mamy być tacy sami, jak oni? Skoro wyznawcy Gabriela nie mają litości, my też mamy się jej wyzbyć? Czy to nie sprawi, że staniemy się tacy sami? To zły kierunek. Nie jesteśmy tacy. Ja nie jestem - przemoc rodziła przemoc, a on doskonale o tym wie. Wzdycha opuszczając ręce. Cokolwiek tu się działo... - Nie. Jest dwudziesty trzeci - skorygował ją, gdy podała mu datę. Bacznie obserwował sylwetkę kobiety - a przynajmniej starał się usilnie na niej skupić, gdy postąpiła krok w stronę Charlotte. Zerka na Morley'a chcąc sprawdzić czy wszystko z nim w porządku. Zabawne, to on sam przed chwilą potrzebował pomocy, próbując uspokoić oddech i rozszalałe serce. - Kim jesteś? - pyta wprost raz jeszcze. Spodziewa się, że znowu nie otrzyma odpowiedzi, a jednak... |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Richard Morley
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 170
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 18
TALENTY : 8
Nie do końca zgadzałem się z Charlotte. Wilki rozumiały dużo, potrafiły się nawet modlić do Gabriela - wystarczyło ich tylko posłuchać. Postanowiłem jednak nie poruszać tego tematu, by nie wchodzić w słowo Williamson, która doskonale prowadziła rozmowę z tą dziwną osobą. Była kimś, kogo nie byłem w stanie pojąć. To była kobieta. Człowiek. A mimo to było w niej coś niepokojącego. Może to przez zatrucie magiczne? Słowa o magii, której nie będziemy w stanie poznać, zdziwiła mnie do granic. Przecież źródło magii jest jedno. O co mogło jej chodzić? -Jest nam bardzo przykro z powodu twojego drzewa, Pani. - Jeśli było dla niej aż tak ważne, że nazwała je świętym, to nie dziwota, że postanowiła ukarać sprawców tego czynu. Czy to drzewo, do którego się modliła, by porozumieć się z jednym z upadłych? - Dlaczego mówisz, że nie poznamy tej magii? Trudno było mi zwalczyć ciekawość. Szczególnie że to miejsce mogło być jakąś magiczną anomalią, biorąc pod uwagę, że tej kobiecie gdzieś zgubiły się dwa tygodnie. Nie chciałem o tym myśleć, ale mimowolnie przypomniały mi się historie o kręgach wróżek, po wejściu do których ludzie gubili nawet dziesiątki lat. Oby to nie był ten przypadek. -Oni nie potrafią być wilkami - wtrąciłem cicho. - Są zdezorientowani i zagubieni. Nie mieli wilczej matki ani ojca, by nauczyli ich polować, słuchać instynktów. Nie będą skuteczni i tylko zrobią tu bałagan, bo nie będą w stanie znaleźć odpowiedniej zwierzyny i jej dobić. Spojrzałem na kobietę, chociaż jej spojrzenie było ciężkie i przeszywające. Czułem też na sobie wzrok Orlovskiego, ale starałem się nie rozpraszać, gdyż to byłoby bardzo niekulturalne. -Ich watahy - to ich ludzkie rodziny. To tam należą. Ja należałem teraz do tej, więc powinniśmy grać do tej samej bramki. Jeśli postanowiono, że walczymy o życie drwali - ja również będę o nie walczyć najlepiej, jak potrafię. |
Wiek : 25
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : Rzecznik w Czarnej Gwardii, student Teorii Magii
Twarz kobiety zdawała się nieprzejednana. Spojrzenie zyskało na surowości, a oczy mrużyły się, kiedy padały słowa każdego z Was. Wpierw – Charlotte, której odpowiedziała cisza. Potem – Charliego, który został skwitowany uśmiechem politowania. Na koniec – Richarda, dla którego uśmiech nieznacznie złagodniał. — Nawet Wy podążacie za następcą Piotra, ziemskim wysłannikiem Gabriela, chociaż tego nie wiecie. I chcecie postąpić dokładnie tak, jak Jezus radził ludziom. — Odpuść im, Fauno. Kobieta nieznacznie odwraca głowę. Wy również możecie dostrzec mężczyznę powoli zbliżającego się w stronę kobiety. Jego tors był nagi, twarz okalały długie, brązowe włosy, a broda przypominała kształt koziej. Jeżeli wykonacie rzut na percepcję i przekroczycie próg 70, dostrzeżecie, że nic więcej nie zgadza się z ludzką postacią – jego nogi, na których właśnie zmierzał, częściowo zasłonięte przez szatę kobiety, wyglądały na kozie. Rzuty możecie wykonać w kostnicy. — Mają rację. Oni nie wiedzieli. — Zbezcześcili las. — Świat się zmienił, a i dawniej ludzie ścinali drzewa. — To było moje drzewo. — Nie wiedzieli o tym. Ten młodzieniec ma rację, nie mają instynktu, by przetrwać. — Tutaj? Tu nic im nie grozi. Dostali łagodną karę. — Czy nie słyszałaś, jak mówili, że w ten sposób będziesz taka sama? Twarz kobiety wydawała się zmieszana, zrezygnowana. Kimkolwiek była postać mężczyzny, jaka stanęła właśnie tuż za nią, wyglądało na to, iż uznawała jego autorytet, bądź też traktowała go na równi. Głośne westchnienie poniosło się do Waszych ust, a potem usłyszeliście głos jej towarzysza: — Przepraszamy, że tak wyszło, dzieci Lucyera i Lilith. Przeniesiemy się w inne miejsce. Nie usłyszycie już o nas. Fauno? Kobieta uniosła głowę, by spojrzeć w twarz brata. Chwila milczenia rozgrywała się pomiędzy nimi, nim w końcu rzuciła: — Tak. Zabierzcie ich. Zrobicie z nimi, co uważacie. Dłoń uniosła się w stronę wilków, a te nagle powstały i nadstawiły uszu. Druga dłoń wskazała wyjście z labiryntu i tam też właśnie podążyły stworzenia. — Nie zaatakują Was. Gdy wyprowadzicie ich stąd, ponownie przyjmą swoją postać. Za sprawą Wasze ingerencji, wilki zostają wypuszczone przez kobietę. Możecie podążyć z powrotem do wyjścia, bądź jeszcze przez chwilę pozostać w centrum labiryntu. Niezależnie od decyzji, po upływie jednej tury zwróćcie się ponownie o ingerencję Mistrza Gry. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Litość jest czymś, co należy nauczyć się umiejętnie wykorzystywać, by w życiu przynosiło wymierne profity. Dzięki litości można przekonać do siebie innych, wyciągając doń pomocną dłoń, puszczając przewinienia w niepamięć i dając komuś drugą szansę, by finalnie zdobyć ich zaufanie. Jej brak daje nieugiętość, moc w zdecydowaniu, wzbudza postrach w otoczeniu. Nie jestem taki, jak oni, padają słowa Charliego, a brunetka tłumi w sobie chęć obrzucenia go przelotnym spojrzeniem. Głupia była, wykręcając na tarczy telefonu jego numer, łudząc się, że może jej pomóc. Realizacja rzeczywistości okazała się bezwzględna, a niemagiczni najwidoczniej wzbudzają w nim więcej sympatii. Nie potrafi sobie odmówić wywrócenia oczu, kiedy Richard dzieli się tymi wszystkimi łzawymi argumentami, którym niestety racji odmówić nie można - dlaczego on zawsze musi mieć takie trafne uwagi? Mówi o rzeczach prostych, które mimo wszystko trudno przychodzą zaklinaczce na myśl, bo oto na scenę wchodzi kolejny abstrakcyjny byt. Im dłużej przygląda się dwóm postaciom, tym mocniej utwierdza się w przekonaniu, że to, co się tu dzieje, jest zwyczajnie pojebane. Odwraca się ku chłopakom, by upewnić się, że widzą to, co ona. Dlaczego tak łatwo przejść na porządek dzienny z czymś tak niespotykanym? Zielone tęczówki opierają się na sylwetce Fauny - dopiero dostrzeżenie gęsto owłosionych nóg sprawia, że rozumie zbieżność imienia - i w jednej chwili Charlotte zdaje się z nią sympatyzować. Ona walczy o swoje racje, o dziedzictwo, swoją własność, o honor. Wszystko to ma być jej odebrane za sprawą krótkiej pogadanki o byciu lepszym od innych. Czy to aby na pewno ma być takie łatwe? Przekreślenie wartości, wymazanie potrzeb, cały świat postawiony na nogi - jak sobie z tym poradzić? Czy będąc na jej miejscu, równie szybko odrzuciłaby to, co dla niej istotne? Empatia nie jest wpisana w dzisiejsze menu Charlotte. - Nie, spoko, nic się nie stało - mruczy pod nosem z wylewającym się zewsząd sarkazmem, bo oto trwa wewnętrzna walka, w której Williamson nie wie jeszcze, jaką obrać stronę. Bardzo, kurwa, dobrze, ciśnie się na usta, kiedy faun obiecuje, że już o nich więcej nie usłyszą. Im szybciej ta cała szopka dobiegnie końca, tym lepiej. Tłumi w sobie potrzebę poznania odpowiedzi na kolejne pytania - kim są ci przybysze, skąd pochodzą, co znaczy święte drzewo, jak zdobyli swoją moc i co to znaczy, że nigdy nie będzie im dane sięgnąć po podobną? Mnogość niewiadomych sprawia, że twarz czarownicy staje się jeszcze bledsza, a rytmiczny puls w skroni przypomina o trawiącej jej ciało gorączce. - Dobra, idziemy chłopaki, bez ociągania - rzuca ku wilkom, samej zwracając się w kierunku tunelu, którym przybyli. Dość ma już lasu, zwierząt, faunów, dylematów i tego nieszczęsnego rozłupującego głowę bólu. Przykłada chłodną, zawiniętą w bandaż dłoń do czoła, czując, jak odpuszczają wszystkie kotłujące się myśli, na podium wysuwając przemożną chęć dotarcia do domu. Nie ogląda się już za siebie, ani na fauny, ani na gwardzistów - jeśli będą mieć potrzebę innego domykania tej chorej akcji, są zdani na siebie. | percepcja 76 + 21 = 97 |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
Kobieta milczała przez dłuższą chwilę, a on nie doczekał się odpowiedzi na swoje pytanie. Ta miała przyjść sama, już za kilka chwil. Orlovsky już otwierał usta, by powiedzieć coś jeszcze, ale nim zdążył wydusić z siebie jakiekolwiek słowo, kątem oka dostrzegł zbliżającego się ku nieznajomej mężczyznę. Uniósł nieznacznie podbródek mierząc go spojrzeniem. Pozornie nic go nie wyróżniało; nie zdołał zauważyć kozich nóg, ponieważ zakryła je szata Fauny. Krótka wymiana zdań między nimi wystarczyła bo zrozumiał, że on również nie pochodził stąd (z tego świata?), i że był na równi z nieznajomą, która właśnie zyskała imię. - Rozumiemy - kiwa głową nie mając wcale pewności, czy powinni odpuścić. Pewien był jednak tego, że w starciu z nimi mogą nie mieć szans; nie, jeśli oboje władali tak samo potężną magią. - Jeśli istnieje jakiś sposób, bym mógł zadośćuczynić utratę drzewa... To mógł być dobry pomysł. To mógł być bardzo zły pomysł. Może powinien był ugryźć się w język. Nie ugryzła się w niego również Charlotte, a jej słowa ociekały sarkazmem. Zacisnął na moment usta, ale komentarz zachował dla siebie. Była młoda, jeszcze jej się odbije to wszystko czkawką. Niemal wszystkim członkom Kręgu by mogło. Wilki podniosły się z ziemi i razem, zgodnie ruszyły w stronę wejścia do labiryntu, przez który jeszcze niedawno sami przechodzili. Charlotte ruszyła zaraz za nimi. Spojrzał jeszcze na Morley'a dając mu do zrozumienia, że na nich już czas. Sam zamierzał zostać tu jeszcze przez krótką chwilę by upewnić się, że Fauna i jej towarzysz znikną. Zaraz potem dogoni pozostałych. Oby tylko znów nie ogarnęło go poczucie paniki. Oby oznaczone wcześniej drzewa wciąż były na swoich miejscach. Oby... cokolwiek. Nie był jeszcze pewien, jak wyjaśnią to wszystko w raporcie. percepcja: K30 + 20 (percepcja) +13 (talent) = 63 |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor