First topic message reminder : Kryształowa jaskinia W głębi lasu ukryta jest jaskinia kryształów, gdzie tysiące migoczących bryłek odbijają światło w kaskadzie promieni. Ściany jaskini pokryte są kryształami różnych kolorów: błękitnymi, fioletowymi, zielonymi i różowymi, tworząc fantastyczne, niemal magiczne widowisko. W powietrzu unosi się delikatny zapach wilgotnej ziemi, a blask odbijanego światła tworzy atmosferę tajemniczości i przyjemnego mroku. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Philip Duer
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 163
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 8
TALENTY : 30
Viam Revelare nie przyniosło odpowiedzi, która by go satysfakcjonowała. Droga prowadziła w tył albo przez ścianę, która za nic sobie miała wysiłki Havillarda i jego mamrotania. Może mów wyraźniej? Philip przewrócił oczami, ale wyjątkowo powstrzymał się od komentarza, zajmując usta filtrem Marlboro wyciągniętym z bezpiecznego wnętrza papierośnicy. Podobnego blamażu nie widział chyba od czasów szkółki kościelnej. — Jeszcze — powtarza i nie dodaje, że to jeszcze może mieć coś wspólnego z zawieszką zamieszkaną przez psotnika, bez którego Arlo faktycznie byłby zdany na bardziej przyziemne sposoby. Pierwszy pieprzny smak złości zdąża rozpuścić się na języku i przestaje parzyć, pozwalając ponownie wypłynąć na powierzchnię ciekawości. No, dalej. Może Havillard po prostu spieprzył właściwą inkantację i stąd ta poczwórna obojętność Piekła? Cholera go wie. Zweryfikuje to Ose; jeśli w ogóle postanowi opuścić swoje tymczasowe, wygodne lokum. Papieros zmienia lokalizację z lewego kącika ust i zastyga w prawym, wciąż nieodpalony i oczekujący na swoją chwilę. Ta jeszcze nie nadchodzi, póki co, całą uwagę Duera pochłania Arlo i zawieszka, którą ten miażdży pod podeszwą buta — uwalniając demona. Temu za każdym jednym razem towarzyszy uczucie na granicy podekscytowania i czegoś, co trudno ująć w słowach, koktajl emocji serwowany przez bliską obecność mieszkańców piekielnej głębi. Chmura czerni rozpływa się w świetle piersiówki i Philip wstrzymuje oddech. Jeden—drugi krok w tył okazuje się mądrą decyzją, kiedy siła uderzenia demona kruszy ścianę, wzbijając w powietrze chmarę pyłu. Droga przed nimi stoi otworem. — A jednak nie zmyśliłeś tego zaklęcia — na to wskrzeszenie nie trzeba było oczekiwać trzech dni — uśmiech pojawia się ponownie. Philip wsuwa palce lewej dłoni w jasne kosmyki włosów i podejmuje odgórnie przegraną walkę, żeby pozbyć się z nich bezwartościowych drobin kruszców i pyłu. — Bo zaczynałem wątpić. Oprócz zdrowego rozsądku — i instynktu samozachowawczego — nic już nie stoi im na przeszkodzie i mogą podjąć wędrówkę w głąb swoich najgłupszych decyzji. Philip poparcie w tym, że to naprawdę dobry pomysł znajduje we wnętrzu jaśniejącej magią piersiówki. To tylko dwa pełne łyki — pół litra byłoby odpowiedniejsze. — Wiemy już, że dotknięcie ścian aktywuje jaskinię — dowód anegdotyczny. Niepoparty odpowiednią próbą badań. — Albo tylko dotknięcie poszczególnych kamieni. Czyli wiedzą tyle, co nic. Mimo to pokonują kolejne metry w głąb jaskini, kiedy Philip uświadamia sobie kolejną rzecz. — Jak wyglądam? — pyta nagle, unosząc zakręconą już piersiówkę na wysokość twarzy. — Został jakiś ślad? Lepiej, żeby Havillard odpowiedział, że nie. Twarz jest droższa od marynarki i spodni szytych na miarę— — Słyszysz? Bo on nie. Nagła cisza i brak wcześniejszego szumu fal odwraca uwagę Philipa od siebie samego, skupiając tę na powrót na jaskini i tym, co zdobi jej ściany, a od czegoś podobnego ciężko odwrócić spojrzenie. Te w całości pochłaniają kamienie, które jubiler mógłby określić jednym słowem — doskonałość. — Spójrz tylko na nie— — i gdyby tylko do tego się ograniczył. Doświadczenie sprzed dosłownie kilkunastu minut kona pod wpływem pragnienia, żeby zbliżyć się do źródła zachwytu. Philip nachyla się w stronę kamieni i oświetla je piersiówką, ale zanim zdoła rozpoznać z czym mają do czynienia — przeciąga palcem wskazującym po jednym z minerałów. percepcja: 55 + 30 + 5 + 15 siła woli: 26 + 5 < 40 próg: 379 + 105 = 484 |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : jubiler, zaklinacz
Wasz demoniczny sojusznik Was opuścił i od teraz musieliście radzić sobie na inne sposoby. Być może ostrożność byłaby wskazana, o czym sam wspominałeś, Philipie, a jednak. Jedno muśnięcie doskonałego, srebrno-przezroczystego kamienia spowodowało odruch natychmiastowy. Ziemia zatrzęsła się pod Waszymi stopami mocniej niż dotychczas, na tyle, że utrzymanie się na nogach miało przyjść Wam z ogromnym trudem. Z sufitu spadały ogromne odłamki i przez moment nie byliście w stanie wychwycić niczego poza ogólnie panującym chaosem. Arlo i Philipie, ze względu na interakcję z kamieniami, borykacie się teraz z trzęsieniem ziemi. Aby ustać na nogach należy rzucić kością k100 na gibkość, gdzie prób właściwego przezwyciężenia drżenia wynosi 40. W przeciwnym wypadku upadek zabierze Wam -10P, oraz skończy się solidnym poobijaniem. To jednak nie koniec Waszych problemów, bo z góry sypią się na Was kamienie o zakończeniu ostrym niczym brzytwa, zdolne przecinać nie tylko ubrania, ale również i skórę. Odłamków jest łącznie osiem, z czego dwa spadają bezpośrednio na Philipa, a aż sześć na Arlo (według rzutu wykonanego przez Mistrza Gry tutaj). Każdy taki odłamek zabierze Wam -10W, rozcinając skórę i doprowadzając do krwawienia. Obronić się możecie każdą tarczą dla ataków o mocy niższej od 100. Przypominam, że akcje przypadające na turę są dwie, a rzut na ustanie na nogach nie jest obowiązkowy – w takim wypadku można poświęcić obie akcje na tarczę. Jeżeli pierwszy rzut będzie udany, przyjmuje się, że udało się obronić przed wszystkimi odłamkami. Jeżeli udany będzie dopiero drugi rzut, uznaje się, że kamienie zabierają połowę przewidzianych obrażeń (dla Philipa będzie to -10W, dla Arlo -30W). Jeżeli zdecydujecie się na rzut na utrzymanie na nogach, należy odnieść się do przypadku z połowiczną obroną. Kiedy już zagrożenie minie, dostrzeżecie, że przed Wami ponownie jest ściana – tym razem nie z akwamarynu, a kamienia zupełnie innego, niemal przezroczystego, lśniącego. Jakkolwiek piękny on nie był – ponownie zamykał Wam dalszą drogę. Arlo, przypominam, że powinieneś również wykonać rzut na siłę woli, ale w przypadku nieprzezwyciężenia chęci dotknięcia kamieni, nie będzie konieczna dodatkowa ingerencja Mistrza Gry. Rzut ten nie zabierze Ci akcji. Pozostajecie więc ponownie uwięzieni w sytuacji, która zamknęła Was przed chwilą. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Arlo Havillard
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 4
TALENTY : 24
Ose go nie zawiódł; odpowiedział na jego prośbę. Zjawił się w chmurze kształtującej się pod stopami dymu. Poczuł jego kojącą obecność, przez co na ustach ukształtował się grymas uśmiechu. Po chwili, bez żadnego aktu sprzeciwu, uporał się ze ścianą, a potem w milczeniu rozpłynął się w powietrzu, pozostając po sobie tylko obłok pyłu i otwartą przestrzeń. - Na twoje szczęście nie jestem najkreatywniejszą osoba na świecie - seria czterech porażek to za mało, by wgnieść Havillarda w ziemie, ostudzić jego zapał i zmusić go do przeredagowania swoich aspiracji. Swoich umiejętności nadal był pewny, tak jak tego, że Duer szybko mu tego nie zapomnij. Miał wrażenie, że zdrowy rozsądek i instynkt samozachowawczy sukcesywnie, wraz zbiegiem czasu i kolejnych stawianych kroków, coraz bardziej się od nich oddalały. Duer, dodający sobie animuszu kolejnymi łykami alkoholu, potwierdzał tę teorię. - To cenne surowce, wiec może jaskinia próbuje w ten sposób chronić swoje złoża przed naszymi wścibskimi łapami? - podsunął. - Nie wydaję mi się, że to rytuał ochronny nałożony na te miejsce. Ta jaskinia żyła. Czuła ich obecność. Tego Arlo był pewien. Echo ich kroków brzmiało jak bicie serca. W chmarze rozmyślań, na ziemie sprowadził go Philip. Chcial zapytać w pierwszej chwili "Słucham?", zupełnie wybity z rytmu, bowiem sens słów jubiler dotarł do niego z wyraźnym opóźnieniem. - Nie widzę. Krew zaschła - powiedział po chwili, nie zatajając przed mężczyzną bolesnej prawdy - ale to, zdaje się, rana powierzchowna. Evan ma jakieś pojęcie na temat magii anatomicznej, więc chyba będzie ci w stanie pomóc.- Wielokrotnie go Cunnigham latał, więc Philipa też może. Chwile potem, poza zupełną kontrolą Havillarda, chciwe oko Duera namierzyło kolejną ofiarę. Nie dotykaj, bo ci ręka w końcu uschnie, chciał powiedzieć, ale głos zdławił w krtani; rozumiał czemu jubiler nie wyciągnął wniosków z ostatniej, bolesnej konfrontacji. Sam to poczuł. Chęć, ochotę. Mącący w głos w głowie. Sprawdź, zbadaj, przekonaj się, co sie stanie. Nie walczył ,nie sprzeciwiał się pokusie, przez którą zbliżył się ku ścianie. Siła woli pozostała w lesie, przy starym, zdezelowanym fordzie, poza zasięgiem zdrowego rozsądku. Chodź, podejdź, sprawdź. Dłoni zetknęła się więc z surowcem; pod palcami poczuł jego chłodną, gładką powierzchnie. Nie uśmiechem, a cichą kurwą skwitował ten cały spektakl własnej głupoty; kiedy przestał wyciągać wnioski z własnych i cudzych błędów? Jaskinia nie była obojętna na ich zaloty; jaskinia nie była cierpliwa, ani wytrwała; nie miała w zwyczaju przebaczać; dawać kolejną - którą już? - szansę. Niemal słyszał, jak sobie kpi. Zaspokoiłeś swoją ciekawość, Havillard, to teraz patrz. Ziemia osunęła mu się spod nóg, zanim zdążył choćby zareagować, przez co przegrał walkę z grawitacją i stracił równowagę. Upadł, asekurując się dłońmi, by ochronić głowę przed bolesnym doświadczeniem. Kolejna kurwa, tym razem w przestrzeń umysłu, była odpowiedzią na pulsujący ból, gdy rozdarł sobie skórę na nadgarstek i nabił kilka siniaków; brawo za zgrabność! Złośliwości pod adresem testów sprawnościowych stały się faktem. To nie koniec. Nauczony doświadczeniem, instynktownie, nawet nie weryfikując swoich przypuszczeń z rzeczywistością pozwolił, aby drogę do ust odnalazło profilaktyczne Ordinatio. Dobra decyzja; niewidzialny, ukształtowany z magii biały mur ochronił ostatnie ochłapy jego godności przez całkowitą kompromitacją. Sześć odłamków. Nie chciał wiedzieć, co byłoby było gdyby ta liczna gromadka zafundowała sobie niezbyt miękkie lądowania na jego głowie. Na szczęście wystarczyło mu determinacji i asertywności, by odmówić im tych czułości. - Chyba nie potrzebujemy więcej dowodów na to, że chce - w domyśle jaskinia - nas zabić. Czas zawrócić? Ależ skąd. To jedynie zwiększyło jego apetyt. Starte nadgarstki, łokcie, kolana? Chuj z tym. Na lizanie ran przyjdzie czas później. Teraz ból był przyćmiony adrenaliną. Nadal klęczał, gdy wymamrotał pod nosem Narro. Chciał zbadać właściwości kamieni, które ich zmanipulował i namówiły do złego; jakie pokusy pojawią się jeszcze na ich drodze? Tym razem, znowu - żadna niespodzianka - magia nie wybrała jego strony. Nie poczuł niczego. Po kojącej obecności Ose tez nie pozostał już żaden ślad. Siła woli (st 40): 9 + 5 Ordinatio (st 60): 94 + 5 Narro (st 85): 28 + 20 Punkty życia: 179 (-10 za upadek) Precepcja: 484 |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : detektyw policyjny, zaklinacz
Philip Duer
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 163
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 8
TALENTY : 30
Wzmiankę o cennych surowcach i strzegącej ich jaskini Duer zbywa nieprzystającym do niego milczeniem. W świetle piersiówki nie da się określić, ile warte są otaczające ich złoża. Odłamki akwamarynu bezpiecznie schowane w kieszeni równie dobrze jakością mogą nadawać się wyłącznie dla miłośników szklanych paciorków. Z magią zareagują poprawnie, ale to przecież nie wszystko — nie dla jubilera. Może Havillard usłyszałby na ten temat wykład. Poznałby różnicę w palecie barw akwamarynów i dowiedziałby się, że tak naprawdę dla Philipa liczą się wyłącznie te pasujące do jego dzisiejszej koszuli. Ciemnoniebieskie. Reszta dryfowała na granicy jego zainteresowania i Arlo na pewno usłyszałby wytłumaczenie dlaczego, gdyby tylko uwaga Philipa nie odpłynęła w kierunku znacznie bardziej absorbującym. — Czyli nie jest tak źle, dobrze. Skoro nawet Evan by sobie z tym poradził. Była to uspokajająca wizja, mimo że nie niwelowała bólu towarzyszącemu każdej żywszej ekspresji odmalowującej się na posiniaczonej twarzy. Żywy kalejdoskop emocji. Zachwyt nad najnowszym odkryciem. Chwilowo spychający w niepamięć wszystko to, czego byli świadkami do tej pory. Odsuwający ostrożność na tyle daleko, żeby nie przeszkadzała w namacalnym odkrywaniu nowego — sam wysnuł tezę na temat powiązania aktywności jaskini z naruszeniem jej autonomii i osobiście postanowił to zignorować. Może nie do końca świadomie, może nie myśląc przy tym zbyt wiele i obrastając w piórka hipokryzji, bo czy jeszcze nie tak dawno, sam nie zganił Havillarda za podobne działanie? Nie do końca. To nie to samo. Przed sobą miał lśniącą doskonałość. Doskonałość w kontakcie z jego dotykiem zareagowała dokładnie tak, jak mógłby się tego spodziewać na podstawie poprzednich doświadczeń, gdyby te w tym momencie w ogóle przedstawiały dla niego jakąkolwiek wartość. Zbicie z nóg — poruszenie się ziemi pod nimi i zaskoczenie. Bolesne spotkanie z twardym podłożem to tylko wstęp do głównej atrakcji. Obite kolana to niewielka cena za zuchwałą głupotę. Podłużne zarysowanie na srebrnej piersiówce to śmieszne spostrzeżenie, kiedy na głowę zaczyna obsypywać się chmura pyłu. Doświadczenie — starannie dotychczas ignorowane — podpowiada jedno. — Ordinatio. Ostatnia szara komórka budzi się do życia, a Piekło odpowiada barierą rozpościerającą się nad rozgrzaną emocjami głową. Krótkie spojrzenie na Havillarda pozwala odetchnąć z ulgą — tym razem i on nie potrzebował wsparcia demonów, żeby rozbudzić wokół siebie magię. — Kurwa. Powtórka z rozrywki. Tym razem bez sprawczości obecności rodem z piekielnych głębin. Co mogło pójść nie tak? Porządnie obite kolano zaprotestowało przy podnoszeniu się na nogi, a Duerowi nie zostało nic innego jak zignorować nową falę bólu, która na narciarskim stoku oznaczałby jedno — koniec przygód na dziś. — Czyli mamy potwierdzenie — odkrywcze. — Faktycznie reaguje na dotyk. Czy to tajemnica zaginięć w kopalniach Hudsonów? Nie powinni brnąć w to ani dalej ani głębiej — jaskinia stawiając przed nimi kolejną barierę, jakby sama ich przed tym ostrzegała. Albo chroniła przed intruzami to, co miała w sobie najcenniejszego. Lekko przymrużone oczy i otarcie ust nadgarstkiem prawej dłoni — nieodpalonego papierosa Philip zdążył zgubić jeszcze zanim bardzo blisko zapoznał się z ziemią — ściana ze lśniącego kamienia, aż się prosiła żeby przyjrzeć się jej na spokojnie. — Poczekaj chwilę z próbą wysadzenia jej w powietrze — ciche zarządzenie — nie prośba — biorąc pod uwagę dotychczasowe sukcesy Arlo chyba nie było niezbędne. Jeżeli wszystko pójdzie utartym szlakiem zdąży zrobić habilitację z rozpoznania gatunku złoża, które ma przed oczami. Co wyjątkowo przemilczał — zupełnie jakby odezwały się w nim wyrzuty sumienia, że ściągnął im — dosłownie — na głowę kolejne niebezpieczeństwo. pż: 133 - 10 = 123 (upadek) rzut: Ordinatio (60): k60 rzut: jubilerstwo: k70 + 30 + 50 = 150 |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : jubiler, zaklinacz
Arlo Havillard
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 4
TALENTY : 24
Nie wiedział, jak intepretować milczenie ze strony Philipa, ale obecnie jego markotny nastrój nie znajdował się w centrum zainteresowania Havillard, tym bardziej, że ponownie znaleźli się w kuriozalnej sytuacji. Samopoczuciem jubilera zajmie się później, póki co mieli na głowie poważniejsze tarapaty, zwieńczone deszczem skalnych odłamków i mgławicą pyłu skutecznie utrudniającej widoczność; obraz przed oczami był zamglony, niewyraźny; pyl wdarł się do dróg oddechowy i drapał w krtań, tym mocniej zatęsknił za nikotyną. Nie próbował z nim walczyć, zamknął na moment oczu, gdy Ordinatio resztkami sił uchroniło go przed utratą ostatnich, skrywanych poza zasięgiem wzroku ochłapów godności i po prostu czekał – jedno, dwa, trzy, dziesięć uderzeń serca później - jak opadnie sam z siebie. Zlokalizował sylwetkę Duera. Miał tyle szczęścia, co Arlo - magia odpowiedziała im obu. Nagrodził ten widok westchnieniem ulgi, wszystko wskazywało na to, że poza niegroźnym upadkiem, tym razem żaden z nich nie ucierpiał pod konfrontacji z osobliwymi anomaliami. - I faktycznie próbuje nas zwabić w swoje odmęty - dodał, ale zachwyt tym faktem zniknął między słowami, mimo iż zapał otrzymywał się na tym samym poziomie; myśl o ewentualnym odwrocie nawet nie zagościła pod sklepieniem jego czaszki. - Też nie mogłeś się oprzeć? Dlaczego dotknąłeś tych kamieni - chociaż przeczucie podpowiadało co się co się stanie - prawda? - próbował zracjonalizować całe ta absurdalne, kłócące się z logiką zajście, zainicjowane przez ich obu, jakby przez kilkanaście sekund pogrążyli się w kompletnym amoku i jedyne, co mogli, to podążać za chciwymi akordami wybijanymi przez serce. Na razie nie weryfikował faktów. Nie wracał myślami do wydarzeń, które rozegrały się w Saint Fall na przestrzeni ostatnich miesięcy. Na refleksje zagospodaruje czas później; teraz musiał skupić sie na celu, a raczej przeszkodzie, która w znajomej formie stanęła im na drodze. Już na wargi kreśliła sie znajoma sekwencja słów, ale wtem pałeczkę przejął Duer. - Masz minutę z zegarkiem w ręce - by nie być gołosłowny, spojrzał, która była aktualnie godzina. I czekał, choć po prawdzie nie wiedział na co; Duer próbował rozgryź, co to za surowiec i dlaczego – do licha – nie mogli mu się oprzeć? Pomimo tej niewiedzy, dał mu czas, o który poprosił. Tylko niczego nie dotykaj, dodał w myślach; to zawsze źle się kończyło, choć o dziwo tym razem mieli sporo szczęścia; żaden nie ucierpiał, wszyscy cali i zdrowi, możemy kontynuować zwiedzenia. Pozwolił minąć minucie, zanim podszedł do ściany. W tym czasie nie zatonął w sidłach zadumy. Czuwał, w obawie, że na głowy spadnie im kolejna niespodzianka, tym razem bardziej zabójcza od poprzedniej. - Diruptio Magnus - opuściło jego usta chwile później, a zaraz po nim, profilaktycznie, aby mieć pewność, że nie wyskoczy na nich latający potwór spaghetti, bądź inny mniej lub bardziej przerażający stwór, jak kalamarian - mimo iż zwykle były istotami szlachetnymi, bezinteresownymi i prawomyślnymi, w otoczeniu mroku mogły swoją wizualizacją stwarzać bardziej złowieszcze pozory, na które obaj mogliby się nabrać, wyrzucił pod nosem ciche: - Uberrimafides. Diruptio Magnus (st 70), 69 + 5 Uberrimafides (st 30), k100 + 5 Punkty życia: 179 (-10 za upadek) Precepcja: 484 |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : detektyw policyjny, zaklinacz
Stwórca
The member 'Arlo Havillard' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 48 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Philipie, wprawne jubilerskie oko szybko wyłapało wszelkie niezbędne szczegóły w rozpoznawaniu surowca, który miałeś przed sobą. Przeźroczysty niemal kolor, lśniąca powierzchnia, ostre zakończenia. Nie miałeś wątpliwości, że miałeś przed sobą niewielkie złoże diamentów. Arlo, odczekawszy chwilę, aż Philip sprawdzi zgromadzone złoże kamieni, po raz kolejny wyinkantowałeś zaklęcie, które wcześniej Was zawodziło. Tym razem wiązka uderzyła z wystarczającą siłą, aby rozproszyć diamentową ścianę przed Wami. Te skruszyły się w pył, odblokowując Wam dalszą drogę, natomiast wypowiedziane później zaklęcie nie dawało żadnych niepokojących skutków. Wyglądało na to, że, póki co, dalsza droga jest dla Was bezpieczna. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Philip Duer
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 163
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 8
TALENTY : 30
Też nie mogłeś się oprzeć? Dlatego dotknąłeś tych kamieni. T e ż było słowem—wytrychem. To nie była zwykła ciekawość, to nawet nie była niefrasobliwość. Tylko coś znacznie silniejszego, wobec czego Havillard, który nie potrafiłby rozpoznać najdoskonalszego kamienia szlachetnego, gdyby ten kopnął go w dupę, również nie pozostał obojętny. Obydwaj zgadzali się, co do tego, że więcej kamiennych lawin nie potrzebują, a mimo tego wywołali kolejne małe trzęsienie ziemi. Dla siebie Philip znalazłby usprawiedliwienie, zanim Arlo zdołałby przeliterować diruptio magnus. Inaczej sprawa miała się z policjantem. — Też — przytaknął krótko, schylając się po trzy ostre odłamki, przed którymi ochroniło go w porę rzucone ordinatio. Na bliższe oględziny przyjdzie pora, póki co schował je do kieszeni marynarki. Ściana, która wyrosła pomiędzy nimi, a przejściem była znacznie bardziej absorbująca. — Ale nie przejmuj się, to nie pierwszy raz, kiedy za diamenty ktoś obtarł sobie kolana. Diamenty, Arlo. Jaki idiota kazałby wysadzać coś podobnego? Może zmęczony. Może niekalkulujący. Może wątpiący w powodzenie przedsięwzięcia bez udziału Ose. Może mający nadzieję, że przy następnej okazji jaskinia zadziała według znanego schematu i nadbuduje kolejną ścianę z kruszca? Oczywistym było, że Philip zamierza tu wrócić. Zaraz po tym, jak dokładnie przyjrzy się zebranym próbkom — jeżeli te okażą się pełnowartościowymi minerałami, będzie mógł uznać, że znalazł swoje własne Eldorado. Jeżeli magia będzie tak kapryśna jak miała to w zwyczaju — skończy wyłącznie z kamykami w kieszeniach i siniakami, o które pytania będzie zbywać krótkim, ale bardzo przechodzonym stwierdzeniem: gdybyś tylko widział tego drugiego. W które i tak nikt nie uwierzy. Co nie było ani trochę istotne. Teraz liczyło się tylko to, żeby nie dać się ukamienować. Pierwszym krokiem ku temu było odsunięcie się od diamentowej ściany — w nią również nikt mu nie uwierzy — i pozwolenie Arlo zademonstrować, że— Ose był lepszym mentorem od siewców. — Dobra — robota. — Teraz naprawdę niczego nie dotykamy. Pierwszy pył opadł i Philip ruszył przed siebie, oświetlając drogę porysowaną piersiówką, której zawartość kusiła coraz bardziej. — Z zegarkiem w ręku — swojego Pateka nie założył. Za łatwo byłoby przegrać go w kasynie. — Kwadrans i zawracamy. Mam dość przygód na dzisiaj. Zakurzony, zakrwawiony i z zagwozdką, której nie rozgryzie na raz. Nigdy nie był dobrym materiałem na odkrywce. — A tamto udane ordinatio było naprawdę przypadkiem. Czasami warto postawić na szczerość. percpecja: 484 + 89 + 5 + 15 + 30 = 623>600 pż: 123 |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : jubiler, zaklinacz
Udało Wam się przejść dalej. Doskonała biel zidentyfikowanych przez Philipa diamentów zaczyna ustępować, ściany ponownie stają się zwykłe, kamienne, jedynie oblane dziwną falą czerwonego światła. Zaczynacie odczuwać dziwny niepokój wokół siebie – może to ten ponury nastrój, a może ostatnie pułapki, które zastawiła na Was jaskinia, ale… w oddali widać już światełko w tunelu. Dosłownie. Dziwny blask zwabia Was do siebie i wszystko poszłoby perfekcyjnie, gdyby nie nagły uskok w podłożu. Nie aż tak głęboki, ale nie obejdziecie go dookoła. Jedyną drogą jest przeskoczenie go. Aby przedostać się na drugą stronę, należy rzucić kością k100 na statystykę szybkości i modyfikator odpowiadający za sprawność. Próg udanego skoku wynosi 50, a w przypadku wyniku poniżej, postać przeskakuje na drugą stronę, lecz staje niewłaściwie i skręca kostkę. Po przekroczeniu wyrwy należy zgłosić się po ingerencję Mistrza Gry. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Arlo Havillard
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 4
TALENTY : 24
To nie pierwszy raz, kiedy za diamenty ktoś obdarł sobie kolana, usłyszał i pozwolił sobie na nerwowy uśmiech. Pojęcie gorączki diamentów nie było mu obce, choć osobiście nie doceniał tego kruszce, ale ufal zachwytowi, który zjawił się w tonie głosu Phillipa, choć pozostawił go bez komentarza. Obecnie inne priorytety konkurowały o jego uwagę. - Niczego - potwierdził, bo nie chciał kolejny raz testować swoich skomplikowanych relacji z grawitacją, ani tym bardziej sprawdzać, w jakiej kondycji tym razem będzie jego refleks. Nie chciał zostać ukamieniowany w jaskini, która pewnie nawet nie widniała na mapie Cripple Rock, a wiec prawdopodobieństwo, że ktoś zajdzie ich ciała i wyprawi pogrzeb było bliskie zera. Na szczęście tym razem magia opowiedziała się po ich stronie, jakby z Piekła spłynęła na nich łaska całej Piekielnej Trójcy. - Przypadek czy nie, jakie to ma właściwie znaczenie? - doceniał szczerość, zwłaszcza z jego ust, zwłaszcza ze system wartości Phillipa był zachwiany i rzadko na nią stawiał, kiedy rozliczał się ze swoich umiejętności, zazwyczaj usprawiedliwiał swoje niepowodzenia marnymi wymówkami, na które Havillard, w toku ich trwającej lata znajomości, przymykał oko, a nawet sam zaczął je stosować. - Ważne, że skuteczne. Rzucił mu przelotne spojrzenie, by ocenić jego kondycje, chęci, motywacje. Widocznie ta ostatnia jeszcze sie w nim tliła. Usta Arlo mimowolnie wygięły się w zarysie uśmiechu. - Mamy kwadrans, a raczej czternaście minut - zerknął na zegarek, by skontrolować czas. - Nie marnujemy czasu i chodźmy. Havillard posiadał gen odkrywcy, dlatego jako pierwszy znalazł się po drugiej stronie ściany. Oślepiająca biel diamentów zniknęła z zasięgu jego spojrzenia, w jej miejscu pojawiła sie zwyczajna, kamienna ściana oblana nienaturalnymi strugami fioletowego świata, jakby ktoś rozlazł na nią fluorescencyjną farbę i podświetlił w ultrafiolecie. Arlo, wiążąc tę scenerię z miejscem zbrodni, poczuł jak po plecach przebiega niechciany dreszcz niepokoju i rozlewa się po wszystkich segmentach ciała; ramiona mu zadrżały, a on rozejrzał się niespokojnie, jakby w obawie, że zaraz ich wycieczka po wnętrzu jaskini skończy się niespodziewanym, bezsensownym przelewem krwi. O kwadrans za długo, przemknęło mu teraz refleksyjnie przez głowę, ale stłumił wszystkie obawy stresu, skupiając się na tym, co odkrywały przed nimi pokonywane metry kwadratowe przestrzeni. Wtem na krawędzi spojrzenia zamigotał nagły blask. Zmrużył oczy, skupiając na nim wzrok. Widział go przed sobą. Podązył tym tropem, choć czy powinien iść w stronę światła? Obawy nie zmalały, a ciekawość jak zwykle więdła prym i zagłuszała głos zdrowego rozsądku. Zatrzymał się nagle, raportowanie tuż przed uskokiem. Nie był głęboki, ale jego całkiem imponujące rozmiary uniemożliwiały wyminięcie go. Westchnął. - Zobaczmy, jakie z nas antylopy zwinności - rzucił do Duera, a mimowolnie w jego oczach pojawił się błysk rozbawienia. Nie miał zamiaru się wycofać, nie teraz, gdy byli tak blisko celu, tego migoczącego, hipnotyzującego światła. Bez chwili zawahania skoczył. I los rozliczył go z tej pewności siebie. - Au - syknął przez zaciśnięty zęby, gdy kostka wygięła się pod osobliwym, nienaturalnym kątem, w momencie, kiedy nastąpił nią na podłoże, a w stawie skokowym poczuł nieprzyjemny, porywisty ból. - Nigdy nie miałem predyspozycji, by zostać mistrzem skoku w dal - rzucił na wydechu. To niego pierwszy raz, gdy uszkodził sobie kostkę. I pewnie nie ostatni. Musiało upłynąć kilka chwil, zanim oswoił się z bólem, ale już wtedy jego wzrok błądził po najbliższej okolicy, w poszukiwaniu czegokolwiek, na czym mógłby go zakotwiczyć. Skok, 30+12 Percepcja, k100+29 |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : detektyw policyjny, zaklinacz
Stwórca
The member 'Arlo Havillard' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 27 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Philip Duer
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 163
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 8
TALENTY : 30
Znaczenie było ogromne. Podobnego sukcesu mógłby już nie powtórzyć, a nieroztrzaskana głowa mogła mu się jeszcze dzisiaj przydać. Nie zamierzał nią ryzykować, mimo popularnej w rodzinie opinii, że potrzebuje jej głównie do liczenia kart i promili, czasami też karatów. Dwie z tych opcji zamierzał jeszcze dzisiaj połączyć ze sobą — oszacowanie wartości kamieni zabranych z jaskini gładko pasowało do jednej z butelek, które od dłuższego czasu zajmowały miejsce w barku. Naprawdę potrzebował tego drinka, mimo zawartości piersiówki. Tej nie zostało zbyt wiele, co potwierdziło delikatne potrząśnięcie objętym czarem naczyniem. Spojrzenie, które przykleiło się do Arlo jak rozmemłana guma do żucia do buta miało w sobie uncję niecierpliwości i ani grama rozbawienia. To zostało zasypane przez trzecią tego dnia kamienną lawinę. — Oprócz latarki — dłoń z piersiówką zatoczyła niewielki okrąg w powietrzu. — Trzeba będzie zacząć wozić w schowku nić Ariadny. Zaraz obok apteczki i trójkąta drogowego, które w jego BMW zaginęły bez śladu po ostatniej wizycie w Quebec. — Sto lat nie rzucałem tego rytuału, wiesz? — nie pamiętał nawet odpowiedniej inkantacji, a łacina nie była jego mocną stroną. — Mielibyśmy chociaż pojęcie, czy lepiej iść na przód czy się cofnąć. Tak to kto wie, gdzie ich zniesie. W sam środek Cripple Rock? W dół zdradzieckiej skarpy? Do Maywater, którego fale — mógłby przysiąc na pentakl zawieszony u szyi — słyszeli jeszcze kilkanaście minut temu? Salem? Koncepcja magicznych tuneli była jeszcze bardzo świeżym tworem, a Duer niekoniecznie wierzył w zapewnienia ratusza, że zbadanym i bezpiecznym. Do tej pory nie zdecydował się na podróż nimi. — Zaczyna to wyglądać całkiem zwyczajnie — gdyby tylko pominąć czerwonawą poświatę emanującą z kamiennych ścian. Po wcześniejszej ekspozycji ta naprawdę nie robiła większego wrażenia, a mimo to coś dziwnego prześlizgnęło się w dół kręgosłupa Philipa. Krótki łyk z piersiówki chyba miał dodać mu animuszu i dopiero zakręcając naczynie zauważył w oddali rozbłysk światła. — Znając nasze szczęście to Kurza Łapka. Znawca bestiariusza za pięć centów. Gdyby nie Bal Magicznej Rady nawet by nie pamiętał o istnieniu stworzenia, którego maskę—podobiznę zgubił gdzieś nad ranem między barem, a ogrodami Fort Schoals Keep. — Chyba serio wolałbym to ptaszysko — zmarszczył czoło, patrząc na Havillarda, a następnie wyrwę odgradzającą ich od dalszej drogi. Zwykle mówił dużo i szybko, ale tym razem nie dość szybko. Może zawróćmy?, nie przecięło powietrza, w którym zamiast tego rozpłynęły się słowa Arlo i zanim Philip zdążył stwierdzić, że to naprawdę nienajlepszy tego wieczora pomysł — a konkurencja była spora — Havillard wcielił go w życie. Au było bardzo delikatnym podsumowaniem sytuacji. — Nie żartuj. Dostatnie się na drugą stronę nie było najłatwiejsze, ale... Przeskok nie był, aż tak wymagający. Może to kwestia butów? Spojrzenie ku stopom Havillarda nie było ani trochę dyskretne. — Płacisz łapówkę, żeby przejść testy sprawnościowe? To by wiele tłumaczyło. — Coś chrupnęło? Przeskoczyło? — skręcone kostki nie były mu obce. Podobnie jak złamania. Narty nie brały jeńców. — Dasz radę iść dalej? Jeszcze tylko tego brakowało, żeby Havillard naprawdę okulał. — Masz szczęście, że znam ze trzy zaklęcia z anatomicznej — a każde z nich połowicznie i bez większej praktyki. — Mogę spróbować trochę to załagodzić.[/b] To tylko kostka, prawda? Raczej nie odpadnie. —Spirituspuritas. skok: k74 + 5 +4 = 83>50 percepcja: 678>600 pż: 123 Spirituspuritas (50): k100 |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : jubiler, zaklinacz
Stwórca
The member 'Philip Duer' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 25 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Arlo, niestety nie miałeś takiego szczęścia jak Philip. Jedno złe stąpnięcie skutkowało niewielkim chrupnięciem i poczuciem przeskoczenia czegoś w kostce. Ból nie należał do intensywnych czy porażających, co mogło zdradzać, że uraz w żaden sposób nie był bardzo poważny. Chociaż z pomocą i dobrą intencją chciał przyjść Philip, tak magia okazała się kapryśna, a zaklęcie zbyt słabe – nie zmieniło się absolutnie nic w Twoim odczuciu. Kostka nie będzie w stopniu znacznym przeszkadzała Ci w funkcjonowaniu, ale podczas chodzenia będziesz na nią lekko utykał. Kostka będzie goić się przez 10 dni fabularnych, chyba że wcześniej wyleczysz ją w dowolny magiczny sposób (zaklęciem bądź eliksirem na obrażenia wewnętrzne). Do tego czasu otrzymujesz stały modyfikator -5 do sprawności ogólnej. Światełko w tunelu mogło wydawać się kiepskim pomysłem do podążania. Ale zazwyczaj było białe, a to, do którego się zbliżające, było czerwone i pulsujące. Zresztą, wciąż mogliście zawrócić – droga za Wami była wystarczająco drożna, abyście bezpiecznie dotarli do domów. O ile ponownie nie stanie Wam coś na przeszkodzie. Przechodząc przez wąskie korytarzyki jaskini, której ściany były dla odmiany pokryte już zwykłym, chropowatym kamieniem, bezwartościowym jubilersko, co widziałeś już na pierwszy rzut oka, Philipie, dotarliście do czegoś, co różniło się wyraźnie i było nietypowe jak na to opuszczone, dzikie miejsce. Ściany jaskini układały się w sześciokąt o równych, regularnych szarych ścianach. Na nich zaś zaciemnieniem odznaczały się szczeliny tworzące dziwne łuki, które na myśl przywodziły starożytną jaskinię. Taką… grecką. Może rzymską? Na każdej ze ścian widniały puste otwory, jakby strzeliste okienka, których widok nie wychodził nigdzie. Ale jedna ze ścian miała jednak odznaczać się wyjątkowo. Tam bowiem wykuta pomiędzy górną a dolną ścianką przestrzeni wisiał… kamień. Kamień czerwieńszy niż rubin i świecący dziwacznym, intensywnym blaskiem. Blask ten zdawał się pulsować Wam w oczach, przywodząc na myśl charakterystyczne bicie serca. Zdaje się, że dotarliście do końca. Ściany układały się w kształt regularny, ale w żadnym przypadku nie było widać drogi dalszej. W takiej sytuacji macie kilka rozwiązań. Możecie, oczywiście, zawrócić w każdej chwili. Możecie spróbować zbadać kamień na każdy z dostępnych Wam sposobów badawczych, jak również możecie spróbować go dotknąć. Po dokonaniu wyboru należy zgłosić się po ingerencję Mistrza Gry. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Arlo Havillard
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 4
TALENTY : 24
Lista życzeń było coraz dłuższa, a co z potencjalnym niebezpieczeństwie, jakie mogło na nich czyha? Nić Ariadny uratowałby ich z każdej opresji? Była lepszym rozwiązaniem od Viam Revelare? Rzadko miał styczność z magicznymi artefaktami, wiec nie znał odpowiedź na te pytanie, ale za to Philip sprawiał wrażenie, jakby znał odpowiedź na wszystko. Uśmiechnął się zgryźliwe na jego komentarz. - Dlatego myślę o zaciągnięciu kredytu w banku, bo życzą sobie coraz więcej. Au, w zastępstwie za tradycyjną kurwę, było, w przypadku Arlo, odruchem bezwarunkowym. Przekleństwa, nawet przy takiej okazji, rzadko sączyły się z jego ust. - Nawet moje poczucie humoru ma swoje granice. Nie żartował. Ból, który czuł, promieniował z kostki, nie był jednak na tyle zatrważający, by zupełnie przekreślić jego szanse na wydostanie się z jaskini. - Jedno i drugie, chyba ją zwichnąłem - prosty komunikat, rzucony w przestrzeń, chwilowo zagłuszył odczuwany przez niego dyskomfort, chociaż przez chwile, ułamki sekund zamienione w pięć uderzeń serca, głos Philipa wydał się niebywale odległy, jakby przemawiał do niego na odległość, a od jego uszu dolatywało ledwie echo jego słów. Wiedział, ze to zasługa podwyższone ciśnienie. Wyczuwał tętno pulsujące gwałtownie pod skórą, nawet nie obejmując palcami nadgarstka, dopasowało się do przyśpieszonej pracy serca. Po minucie bezruchu ból nieco przygasł. Wystarczająco, by Arlo mógł wyłapać sens kierowanych do niego słów, ale nie wystarczająco, by mieć przestrzeń na protest przed działaniem niepożądanym człowieka, który wiedział o magii anatomicznej, tyle co on sam, a wiec był świadomy, ze istniała, nic ponadto. Spirituspuritas odbiło się głuchym echem od ściany jaskini. Arlo w brzmieniu przypomniało odgłos wystrzału. Skrzywił się, ale magia nie zlała ciepłem jego zranionej stopy. Widocznie masz szczęcie Duer wypowiedział pochopnie. Tu jego szczęście się skończyło. - Teraz ja zaczynam podejrzewać, ze wymyśliłeś je na poczekanie - wykrzywił usta grymasie rozbawienia, a potem nie spodziewanie się roześmiał, pozwalając sobie na kojące rozluźnienie, dzięki któremu na moment zapomniał o uszkodzonej kostce. Data przydatności niespodziewanego napadu śmiechu skończyła się po dwóch głębszych oddechach. - Szczerze? - zerknął na niego kątem oka. – Czuję się jak podłoga w taksówce, ale i tak nie pozostało nam nic innego, jak zerknąć jaskini do pyska i przekonać się, czym cuchnie jej wcześniejsza zachęta. Światło, które ich kierowało nie było białe - pulsowało w barwie czerwieni. Wyglądało jak kontrolka migocząca na desce rozdzielczej. Pozwolił, by tym razem Duer pełnił rolę przewodnika tej osobliwej wycieczki, sam kuśtykał tuż za nim, starając się, w miarę możliwości, nie opierać ciężaru ciała na uszkodzonej nodze, a tym razem wąskie tunele jaskini pomogły mu ograniczyć jej manewry do zbędnego minimum, aż w końcu dotarli do celu swojej wędrówki. - To tu? - mruknął cicho, rozglądając się dookoła, a mimowolnie w jego spojrzeniu zapaliły się ogniki ekscytacji, gdy dostrzegł osobliwy, niecharakterystyczny dla takich miejsc, jak to, sześciokątny układ ścian. Czul się, jak na tropie zapomnianej przez świat cywilizacji, która, przed wiekami, założyła osadę głęboko pod ziemią. - Trochę jak w Diunie - wymamrotał pod nosem, bardziej do samego siebie niż Duera. Książkę autorstwa Frank Herbert czytał dawno temu. Nie wiele z niej obecnie pamiętał. Skierował wzrok na źródło światła, które ich tu sprowadziło. Dostrzegł wyrwę między płytami, a tam kamień o kolorze intensywnej czerwieni - Serce jaskini? Rozejrzał się dookoła, oniemiały tym, co znajdowało się w zasięgu jego wzroku. Jak dziecko, które właśnie odkryło uroki wschodu słońca. Chciał sprawdzić, czy gdzieś tu nie ukryto tajnych przejść. - Viam Revelare. Nic. Piekło było niewzruszone. Arlo zbagatelizował jego obojętność i spróbował inaczej. - Quidhic. Miał wystarczająco wiele cierpliwości, by kolejne niepowodzenie spróbować zamienić w powodzenie. #1 Viam Revelare (st 50), 3 + 20 #2 Quidhic (st 60), k100 + 5 |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : detektyw policyjny, zaklinacz