Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
First topic message reminder : Sypialnie i garderoby Wysokie okna, jasne kolory i sterylna czystość to główne elementy składowe sypialni głównej (niebieskiej) i gościnnej (beżowej) oraz przylegających do nich garderób. Pomieszczenia są porażająco przestronne i urządzone z przepychem, chociaż w sypialni gospodarza da się odczuć odrobinę ciepła i dostrzec piętno jego obecności. Za szybą jednej z witryn znajdują się jego przedmioty osobiste - pamiątki z wyjazdów, dziesiątki najpiękniejszych muszli i wypolerowanych wodą kolorowych kamieni, drogocenna biżuteria, albumy pełne zdjęć oraz zaklęty kuferek z listami, oraz innymi, najbardziej prywatnymi rzeczami, który chętnie i bez ostrzeżenia użre w rękę każdego, kto spróbuje się do niego dostać. Rytuały w lokacji: Kryształowiec [moc: 71] |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Zaskoczyłaby go, gdyby przyjęła jego męskość z niewzruszeniem i nawet nie folgował w tym momencie swojej próżności. Czuł, że go nie okłamywała. Widział po jej oczach, że nie rozumie, co znaczy to wszystko, do czego dążyli. Wiedział, że będzie miała problem z rozluźnieniem i starał się pomóc jej w przejściu przez pierwsze tarcie, przebicie znamienia niewinności, a następnie przez zrozumienie pierwszej przyjemności. Miał szczerą nadzieję, że na żadnym etapie nie zdołał jakkolwiek jej zranić. To było jedyne, czego dziś nie pragnąłby jej zrobić. Jeżeli miała płakać to wyłącznie pod wpływem ekstazy. Zuchwale zamierzał dać jej spełnienie już za tym pierwszym razem, chociażby miał w trakcie stanąć na głowie i zatańczyć przy tym walca. Dopiero miało się okazać, czy wymierzył siły na zamiary. Skromne życie erotyczne odcisnęło na nim swoje piętno. Tak łatwo potrafiła go pobudzić i jeszcze łatwiej doprowadzała go na sam skraj szaleństwa. Wystarczyły mu zdesperowane dłonie zamykające się na plecach, wstrzymany oddech, składające broń mięśnie… cholera jasna, Allie. Westchnął głośno, kiedy zaczęła jęczeć i słowo mógłby dać, że samym tym śpiewaniem doprowadziłaby go do wytrysku. Mnóstwo wysiłku, dwukrotne pociągnięcie za jądra i pokłady silnej woli pomagały mu utrzymać fason, powstrzymać spełnienie i intensyfikować pchnięcia bezlitośnie opadające na jej kobiecość. Opuścił usta na jej szyję wtulając w ten sposób twarz w jej zroszoną potem skórę. Muskał ją urywanym oddechem, całował stęknięciami wywołanymi ekstazą i dusił się wyrzutami sumienia, kiedy wciąż sądził, że nie potrafi odpowiedzieć jej tego samego. Kocham cię… dwa proste słowa, a tak trudno było mu zrozumieć ich znaczenie. Zwariowali wspólnie, ale tylko jedno z nich miało prawdziwy wgląd we własne emocje. W którym momencie zaczął tak szybko uderzać w jej łono? Zupełnie tego nie zarejestrował, ale czuł, że bezwzględnie musi gnać i pędzić, bo jeżeli za moment nie zdoła przeżyć spełnienia, to niechybnie zemdleje. Była tak cudowna, a to dopiero ich pierwszy raz. Nie był w stanie jej ostrzec. Okrutnie silne spięcie objęło we władanie jego krocze i wtedy krzyknął bezwstydnie w jej ramię. Zwolnił, zatrzymał się. Urwany oddech przerodził się w jęk. Drżąco wypełnił ją obfitością orgazmu, poddając ich zwielokrotnionemu ryzyku spłodzenia potomstwa. Było mu tak dobrze, tak cudownie. Kto byłby w stanie pamiętać o rozsądku? Bolały go uda, bolały ramiona i warga, którą prawie sobie odgryzł, gdy w ekstazie starał się nie zatapiać zębów w jej skórze, a samolubna chwila spełnienia zasnuwała mgłą otępienia skołowaną głowę. Zatrzymał się jak człowiek filmowo trafiony pociskiem, aby po chwili wrócić do niej duchem. Pocałował jej szyję, nieświadomie rozcierając na niej odrobinę krwi z rozgryzionej wargi i dopiero teraz, wciąż pozostając w jej wnętrzu, spróbował rozeznać się w sytuacji i w stopniu spełnienia Allie. Maurice zawsze doprowadzał swoje sprawy do końca, gdy już sobie to postanowił. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Po chwili już nic nie miało znaczenia. Dyskomfort pierwszych chwil odszedł w niepamięć. Maurie od niej nie uciekał, pozwalał się dotykać, pozwalał się tulić, pozwalał jej na wszystko, czego tylko potrzebowała, aby czuć się dobrze. Był blisko. Czuła jego twarz w zagłębieniu szyi, słyszała, że on także wynosi satysfakcję z tej chwili zbliżenia i nie potrzebowała już niczego więcej. Uda zaciskały się na jego biodrach, łydki wkradały się na pośladki, nieświadome, jakie konsekwencje może nieść to za sobą dokładnie. Powoli zatracała się w nowości, którą otwierał przed nią Maurie – i cała Piekielna Trójca będzie jej świadkiem, że nie mogła wybrać nikogo lepszego na tę chwilę. Jego delikatność i uczucie sprawiały, że czuła się bezpiecznie. Że mięśnie, choć jeszcze przed momentem spięte, z każdą chwilą stają się coraz luźniejsze. Że była w stanie chłonąć tę satysfakcję, szczególnie, gdy ta powoli eskalowała. To było zupełnie nowe uczucie, nowe doznanie i nie spodziewała się jego intensywności. W pewnym momencie, po prostu utraciła kontrolę nad własnym ciałem. Uda, łydki i ramiona zaciskały się mocniej na jego ciele, jakby chciała wchłonąć go kompletnie, i czuła, że zwariuje, jeżeli teraz by ją wypuścił. Plecy same gięły się w łuk, głowa opadała bezwiednie na bok, odsłaniając zupełnie nieporadnie szyję stale pieszczoną pocałunkami. Tembr głosu stawał się wyższy, z każdą chwilą, z każdym tchnieniem. Być może przez przypadek mocniej wpiła paznokcie w plecy Mauriego, lecz pozostawała tego kompletnie nieświadoma – i taka pozostanie jeszcze przynajmniej przez parę chwil. To był moment, w którym nieznana dotąd przyjemność osiągnęła swoje maksimum, a jeden krzyk mieszał się z drugim. Ciało opadło bezwładnie, świadomość zamroczona została mgłą przyjemności, a Allie jeszcze długo nie otwierała oczu. Oddech miarkował się powoli, gdy w głowie zaświtała jej myśl co to było? I jak można coś takiego zrobić z drugim człowiekiem. Uchyliwszy powieki, dostrzegła zroszoną potem twarz Mauriego. Łagodny uśmiech pojawił się na jej twarzy, a dłonie nareszcie odjęła od pleców, by zmierzwić jego przyklejoną teraz do czoła grzywkę, dać mu odrobinę orzeźwienia. Zmarszczyła nieznacznie brwi, widząc krwawe ślady na jego wardze. Ostrożnie przejechała po niej palcem, aby zebrać tę część czerwieni, która powoli wylewała się po skórze, aby za moment dotknąć jego policzka i przyciągnąć do siebie, by raz jeszcze zatopić ich wargi w długim, pełnym czułości pocałunku. Była szczęśliwa. Była szczęśliwa, że była z nim. I teraz już na pewno go nie wypuści. Allie i Maurie z tematu |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Świt 30 kwietnia 1985 Sól osiadała rosą na dosychających ramionach. Drobne kropelki wilgoci chwytały pierwsze promienie słońca, skrząc się lekko w półmroku panującym w sypialni. Kilka minut później blada z wychłodzenia dłoń starła je niecierpliwie lekko szorstkim ręcznikiem. Maurice leżał na lewym boku dokładnie za niewielką kanapą oddzielającą szybę od wnętrza pokoju i wypatrując pierwszych objawów świtu, budził się i zasypiał średnio co 10 minut. Ciężka to była noc, ale nie tylko z uwagi na czujność, jaką dzisiaj wykazywał, zdeterminowany, aby przyłapać słońce na wyłanianiu się zza horyzontu. Za dużo myślał, a potem za bardzo starał się zmusić się do snu. Tabletki nasenne dziś zupełnie go zawiodły. Z pierwszej drzemki wybudziły go koszmary, zaciskające zakończone szponami łapska na jego żołądku. Ucisk, który czuł w piersi, szybko wpędził go w panikę, ale i tak przełożył obowiązek ponad własne uczucia i uspokoił Allie, którą musiał obudzić, gdy po raz pierwszy wierzgnął schwytaną skurczem nogą. Kwadrans później uciekł z łóżka i już do niego nie wrócił. Został za kanapą. Leżał głową na zwiniętym w kłąb ręczniku i pozwalał, aby zalewała go fala niepokoju. Dopiero gdy przestali przytulać się w łóżku, dotarła do niego powaga całej sytuacji i niemalże zdzielił się wtedy w czoło otwartą dłonią. W ferworze ślepego pożądania podkręconego słodkim winem zupełnie się nie zabezpieczyli… a raczej, on ich nie zabezpieczył. Spodziewał się, że Alisha nawet nie pomyślała o tym, że powinni, dopóki Maurie sam nie zbladł na widok tego, co znalazł na pościeli. A raczej czego nie znalazł. Dobra mina do złej gry zawsze była jego specjalnością. Miał nadzieję, że i tym razem nie dał po sobie poznać, jak cholernie wystraszył się na myśl o potencjalnej ciąży. Żadne z nich nie mogło być na nią gotowe, a już zwłaszcza gwiazda dzisiejszej nocy, która dopiero poznawała ten świat. Pewnie dlatego w pewnym momencie po prostu wyszedł z domu i pływał. Pływał tak długo, aż wreszcie zrobiło mu się niedobrze od wysiłku, a jednak kiedy wrócił do pokoju, wcale nie czuł się lepiej. Ale przynajmniej zasnął. Spał ledwie kilka godzin i to z przerwami, ale i tak wypoczął lepiej, niż przez większość dni w tygodniu. Wrócił do wody jeszcze raz, ale tym razem dla orzeźwienia i odliczał minuty tylko po to, by wreszcie odcisnąć resztki wilgoci sklejającej mu włosy i zbliżyć się do łóżka okupowanego przez Allie. Przykucnął przy nim, sięgnął ręką do jej ramienia, aby pogładzić je delikatnie i powoli ją rozbudzić. - Świta - oznajmił, kiedy tylko zaczęła sprawiać wrażenie przynajmniej półprzytomnej. Wstaje nowy, „wspaniały” dzień. Dzień balu, nowych pozorów i palącej samotności. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Nawet nie wiedziała, kiedy zasnęli. Wtuleni w siebie, opleceni wzajemnie ramionami, obsypujący się pocałunkami i czułościami, gładzący włosy, delikatną skórę twarzy, w końcu dali ponieść się nocy po tak trudnym i męczącym wieczorze. Ale również i pięknym. Ten wieczór był piękny. Wybudziło ją nagłe szarpnięcie i minęła chwila, zanim zrozumiała, że to choroba Mauriego. Zapomniała o niej zupełnie – chociaż miała świadomość, z czym mierzył się na co dzień, nie mogła wiedzieć, jak wiele go to kosztuje. I jak bardzo musiał się stresować, śpiąc z nią razem, w jednym łóżku. Ona by się stresowała. Ale to nie znaczyło, że chciała go z niego wypuścić. Czekała jeszcze kilka chwil, aż do niej przyjdzie, ale chyba była zbyt zmęczona, aby tego doczekać. Pozostała sama, śniąc o niczym i śpiąc bardziej twardo niż powinna. Zazwyczaj nowe miejsca wzbudzały w niej dziwny niepokój i dopiero po drugiej, może trzeciej nocy spędzonej w tym pokoju, była w stanie mu zaufać na tyle, żeby po prostu odpuścić i spać smacznie. Teraz było inaczej. Może ze zmęczenia. Może przez wrażenia. Śniła o niczym, snem spokojnym i błogo nieświadomym tego, jak bardzo męcząca była ta noc dla Mauriego – i jak wiele powodów do strachu powinni mieć od zaraz. Cichy głos wdarł się pomiędzy poły błogiej nieświadomości, wybudzając ze snu. Ciche pomrukiwania wydobyte z jej gardła świadczyły o tym, że słyszała, ale wymamrotała coś jeszcze o chwilce i naciągnęła bardziej kołdrę na głowę, jakby miała osłonić ją przed intruzami. Minęło kilka chwil, nim sens jednego słowa do niej dotarł, a potem zlokalizowała właściciela tego głosu. Wtedy otworzyła zaspane oczęta, żeby zobaczyć Mauriego tuż u jej boku. Czyli wcale jej się nie śniło. Była tutaj, z nim, przez noc. Kochali się. Naprawdę się kochali i było cudownie – i ten cud wcale nie zniknął, teraz nachylając się nad nią. Obiecał, że obudzi ją na wschód słońca. Lekki uśmiech, już nieco bardziej przytomny, zabłysł na jej wargach, zanim dotarło do niej, jak bardzo ma sine i podkrążone oczy, a z jego skóry czuć jeszcze odrobiny woni oceanu. Nie było go z nią przez noc. Przespała prawie całą, a jego tam nie było. I mu w żaden sposób nie pomogła. Mogła nie spać razem z nim. — Spałeś choć chwilę? – Nawet i krótka drzemka byłaby dla niego zbawienna. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Cierpliwe spojrzenie łagodnych, niebieskich oczu wpatrywało się w jej zaspaną twarz, we włosy rozsypane na pościeli, w oczy sklejone snem i napuchnięte od całusów z poduszką usta. Wyglądała tak słodko, tak ślicznie, że nie śmiał nawet przypominać jej drugi raz o powodzie, dla którego wyrwał ją z tak zasłużonego snu. Patrzył na nią, tak po prostu i wspierając brodę o łóżko, czekał, aż dojdzie do siebie. Doszła szybko, całe szczęście. Maurice chciał być sprytny i zwinny. Chciał udawać, że tak naprawdę nie wylegiwał się pod oknem przez pół nocy, ale zanim zdążył rozpocząć budowanie słodkiego, niewinnego kłamstwa, Alisha zupełnie wytrąciła mu oręż z dłoni. Cóż… nie pragnął jej budzić, lecz wiedział, że było to nieuniknione. Szkoda tylko, że miast odpoczywać, monitorowała jego obecność. Bez tego na pewno byłoby łatwiej jej z tym żyć. - Spałem - przyznał, zresztą całkowicie szczerze, a chociaż jego twarz mogłaby być wspaniałym „przed” w reklamach leków nasennych, wcale nie był aż tak spowolniały, jak pewnie powinien. Niestety, miał mnóstwo praktyki w funkcjonowaniu po nieprzespanej nocy. Za kilka godzin pewnie weźmie krótką drzemkę. I jeszcze kolejną, kiedy przymknie mu się oko na kanapie i odciśnie krawędź okładki księgi na bladym policzku. - A ty? Wyspałaś się? - Dopytał, a następnie nachylił się naprzód, by krótko cmoknąć Alishę w czoło. Potem powoli się wyprostował i zaoferował jej dłoń. Wyplątanie się z kołdry o tej godzinie dla nikogo nie byłoby łatwe, zwłaszcza dla wczorajszej debiutantki Teatru Overtonów. - Poprosiłem Lucienne o śniadanie i kawę. - Oznajmił, mając zamiar pociągnąć ją w swoje objęcia w ramach przytulaśnego „dzień dobry”. - Chcesz zostać tutaj, czy zjemy na zewnątrz? Na plaży mam całkiem nastrojowe molo. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Spałem. Te cienie pod oczami jakoś nie wyglądały, jakby mówił jej prawdę. Była jeszcze trochę zaspana, więc podejrzliwe spojrzenie jej nie wyszło, ale najwyżej odłoży je na później. Och, Maurie. Trzeba będzie wynaleźć lekarstwo na tę Twoją przypadłość. Nie wyobrażała sobie, jak mieliby tak żyć. Miałby uciekać z łóżka każdej nocy, tak jak dzisiaj? Głośne westchnięcie skwitowało jej myśli, zanim ponownie uniosła dość leniwie powieki, słysząc pytanie. — Troszkę. – Troszkę się wyspała, troszkę się nie wyspała. Bardzo się w sumie nie wyspała. Jest dopiero rano, wschód słońca, a wczoraj mieli intensywny wieczór… i noc też… Och, jak teraz sobie przypomina… nie potrafi w to uwierzyć. Całus spadający na czoło wywołuje przymknięcie oczu i jeszcze jeden, słodki, trochę przytomniejszy uśmiech. Od teraz lubiła, jak ją tak całował. Czule, w czółko, tak opiekuńczo. W takich momentach wierzyła, że w jego ramionach może skryć się przed złem całego świata. Z niechęcią, ale przyjęła jego dłoń. Wyplątanie się z kołdry zdecydowanie nie było najprostszym sposobem, a i też nie od razu zorientowała się, że… wciąż była naga. Właściwie, nie przywiozła sobie nic do spania, więc to nic dziwnego. — Następnym razem mnie ostrzeż, chociaż wezmę ze sobą piżamę – mamrocze dość niewyraźnie, jeszcze trochę zawstydzona. Właściwie pierwszym odruchem było zakrycie piersi, ale potem przypomniała sobie, że przecież i tak już niewiele pozostało do zakrycia. Następnym razem to optymistyczna wizja, że ten następny raz będzie. Nie przyszło jej nawet do głowy, że mogłoby go nie być. Że na tym wszystko miałoby się skończyć. — Masz własne molo? – pyta go z zaskoczeniem, pochyliwszy się, żeby zebrać swoje ubrania. Wczoraj niespecjalnie się przejmowali tym, gdzie one lądują, a potem tym, żeby je zebrać. Na szczęście nie szaleli za mocno, wszystko było prawie w jednym miejscu. – Więc idziemy na plażę. – Decyzja była jedna jedyna możliwa. A gdy już zebrała w kupkę dżinsy, bluzkę i całą resztę, przykrywszy nimi piersi, podeszła do niego, aby stanąć na paluszkach i zabrać mu porannego buziaka. — Ale zaczekaj na mnie, pójdę do łazienki, dobrze? Chyba nigdzie im się aż tak nie spieszyło? — Wrócę szybko. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Jemu nie umknął fakt jej nagości. Wzrok prześlizgnął mu się wzdłuż jej talii niemalże machinalnie, nieco zbyt długo śledząc ruch jej pleców, kiedy zaczęła zbierać ubrania z podłogi. Dopiero pytanie nieco go otrzeźwiło. - To bardziej takie… śniadaniowe molo. - Wyjaśnił, chociaż pewnie niewiele jej to mówiło. - Zaraz sama zobaczysz. Nie było sensu konkretniej tego wyjaśniać, ale rzeczywiście z tego miejsca skakać mogliby wyłącznie na wysokie przybrzeżne skały. Prawdziwe molo nie było dla syreny żadną atrakcją, zwłaszcza gdy o wiele lepszy widok miała z balkonu we własnej sypialni. - Zaczekam - obiecał, odprowadzając spojrzeniem jej biodra, aż zniknęły za rogiem łazienki. Wtedy przetarł mocno oczy, jakby starając się odegnać od nich senność. Niewiele to dało. Zawędrował w stronę garderoby i w zamyśleniu przeczesując wilgotne włosy, poszukiwał czegoś, co mogłoby osłonić ich przed silną poranną bryzą. Wybrał pięknie wykonany, miękki sweter w kolorze turkusu i jasne jeansy. Kropiąc szyję i nadgarstki swoim ulubionym zapachem wrócił do pokoju, aby wciągnąć skarpetki i znaleźć buty. - Słońce, nie chcesz czegoś świeżego na przebranie? - Zapytał, gdy stając przed drzwiami łazienki, przebijał się głosem przez dźwięk płynącej wody. Niby pytał, a i tak wiedział, że coś jej przyniesie. Aż ten kręgowy despotyzm. - Wrócę za dwie minuty - poinformował, niezależnie od odpowiedzi i zawędrował do beżowej sypialni. W tamtejszej szafie skrywało się mnóstwo kobiecych ubrań o różnorodnym przeznaczeniu. Były sukienki, były ogrodniczki, płaszcze, futerka, kalosze i szpilki. Kiedy Maurice chwile pogrzebał w szufladach, to znalazł nawet bieliznę… z oczywistych względów nie pokusił się, aby ją zabrać. Zamiast tego wyselekcjonował bardzo podobny zestaw do swojego. Jeansy były błękitne, a sweterek beżowy i wszystko zdecydowanie nie należało do osoby o rozmiarze Alishy, ale dobry pasek i luźny sweter jeszcze nikomu nie zaszkodziły. Wracając do pokoju, rozłożył swoje zdobycze na kanapie. W oczekiwaniu na powrót Dawson, bezmyślnie wpatrywał się w kłębiące się w oddali fale. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Śniadaniowe molo. To miał jeszcze osobne na obiad i na kolację? Aż głupio było zapytać, dlatego tego nie zrobiła. Może później, może się okaże z czasem. Czuła się tak bardzo nie rozeznana w tym wszystkim… wszystkim. W tym świecie, do którego przynależał Maurie, choć ten świat miał swoje uroki. Jak choćby domek z widokiem na ocean. Kto nigdy nie chciał mieszkać w domku z widokiem na ocean? Allie nigdy nie marzyła, ale to nie znaczy, że nie chciała. Po prostu nie wiedziała, że chce. Teraz chciała. Pod warunkiem, że w tym domu miałaby mieszkać z jego stałym lokatorem, który właśnie mówił jej, że zaczeka ile trzeba będzie. Nie planowała w tej łazience przebywać zbyt długo. Pożyczyła sobie kilka kosmetyków, jakie znalazła. Wcześniej – żeby zmyć makijaż. Każdy wiedział, że jeśli poszłaby z takim spać, po prostu jej skóra by się szybciej zniszczyła. Po drugie – wyglądałaby teraz strasznie. Po trzecie – gdyby tak weszła pod prysznic… Na szczęście nie musiała. Woda opłukiwała z niej wystarczająco dokładnie pamiątki poprzedniej nocy – ślady potu i pocałunków zastygłe na skórze. Chyba nawet w okolicy szyi dostrzegła niewielkie zaczerwienienie. To nic. Da się to zasłonić albo jakoś wytłumaczyć. Najważniejszym w tym wszystkim było, że nie żałowała. Nie planowała tego. Nie tak szybko. Nie myślała, że to nadejdzie tak teraz, praktycznie od razu. Byli ze sobą przecież tak krótko… a wyglądało na to, że kompletnie oszalała na jego punkcie. Postradała zmysły, straciła rozum dla jednego, wyjątkowego tenora. Nie potrafiła powiedzieć, co ciągnęło ją do niego najbardziej, ale wiedziała na pewno, że nie chce z tego rezygnować. A więc tak. Nie żałowała. Nawet jeśli stało się to szybciej niż przypuszczała. Nie żałowała, bo obudzili się tego samego dnia, razem (no, prawie razem), a Maurie wciąż traktował ją z troską, zupełnie tak, jak dotychczas. Wciąż chciał spędzać z nią czas, wciąż był nią zainteresowany. Wciąż proponował jej, że przyniesie nowe ubrania na przebranie- — Nie- - trzeba. Nie dokończyła. Wrócę za dwie minuty zagłuszyło jej krzyk, a ona westchnęła tylko głęboko, choć na wargach malował się uśmiech. Osuszyła włosy i ciało jednym z wolnych ręczników. Odziała się z powrotem w bieliznę (nie sądziła, że Maurie jej ją przyniesie na przebranie) i dopiero wtedy wyszła z zaparowanej łazienki, nucąc pod nosem O sole mio, które udzieliło jej się od momentu nazwania jej słońcem. Spojrzała ze szczerym zdumieniem na złożone na łóżku ubrania, które zdecydowanie były kroju damskiego, choć w rozmiarze nieco większym niż jej. — Skąd je masz? – pyta, bo raczej nietypowym jest, aby trzymać ubrania dla dziewczyny, jeżeli się z dziewczyną nie mieszka. Z drugiej strony nie przypuściłaby, że Maurie byłby na tyle… bezczelny?... żeby dawać jej ubrania jakiejś obcej kobiety, z którą był bliżej związany. Był w czasie przeszłym bądź teraźniejszym. Nie oceniała dłużej – po prostu włożyła ładne, błękitne jeansy, a na górę zarzuciła beżowy sweter. Beżowy to nie był jej kolor, zdecydowanie, ale przecież nie narzekała. Najważniejsze, że miała świeże ubrania na dzień dobry. — Idziemy? – pyta więc z uśmiechem. Nawet jeśli za moment tego pożałuje, bo mokre włosy zostaną potargane przez wiatr i za nic w świecie się ich nie da polubownie rozczesać. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Cichnące odgłosy dobiegające zza zamkniętych drzwi łazienki zwieńczyło ciche nucenie. Oto i jego sygnał, który miał przywołać go do porządku i rozbudzić z zamyślenia, w jakie zwykł zapadać. Obrócił szyję, aby móc na nią spojrzeć, gdy sięgała po ubrania. Nie wyglądał na kogoś, kto byłby w tym zamiarze autentycznie bezczelny i wyczekujący reakcji. Wręcz odwrotnie, bo łagodnie się zdziwił, że w ogóle musiała pytać, ale przeszło mu natychmiast, gdy tylko przypomniał sobie, iż wciąż tak niewiele o sobie wiedzieli. Zabawne, że znał rozmiar jej stanika, a nawet nie wiedział, co dziś podać jej na śniadanie… - Mam młodszą siostrę. Kiedy u mnie bywała, musiała mieć coś na przebranie, więc trochę się zaopatrzyłem. - Odpowiedział, przyglądając jej się z pewną uważnością, jak gdyby spodziewał się poddania jego prawdomówności w wątpliwość, ale zanim dobrze to sprawdził, nie wytrzymał. - Ma na imię Charlotte. Kąciki ust nieznacznie mu drgnęły w obliczu tego dziwacznego zbiegu okoliczności, jakim była powtarzalność Szarlotek w jego życiu. Nie roztkliwiał się jednak nad tym szczególnie mocno. Jeszcze przyjdzie na to czas, gdy już usiądą z kubkiem ciepłego napoju. Alisha się ubrała, a Maurice podsumował jej uśmiech poprzez podarowanie jej swojego. Wyciągając dłoń, ujął jej palce i zamknął w uścisku. - Idziemy - potwierdził i w ten sposób poprowadził ją po schodach na parter, gdzie niemalże natychmiast dopadł ich cały zwierzyniec. Maurie miał mnóstwo szczęścia w tym, że Lucienne pomagała mu w opiece nad tą kudłatą hałastrą. W innym wypadku jak nic obudziłyby go o 3 w nocy kocie jęki umierania z głodu… a przynajmniej tak zakładał, kiedy puszyste kity uderzyły go po kostkach. Jedynie sfinks Molpe wdzięcznie przesiadywała na kanapie, oddając się porannej toalecie. - Lucy, gdzie jest Stheino? - Zapytał nieznacznie uniesionym głosem. Nie wiedział, czy gosposia jeszcze jest w domu, czy zajmuje się zbieraniem posiłków na skraju molo. Na jego szczęście, okazała się zajęta pakowaniem zdecydowanie zbyt wielkiego kosza piknikowego. Zabawny wybór jak na stertę talerzy, jaka znalazła się w środku, ale z pewnością całkiem poręczny. - Biega w ogrodzie. Jeżeli nie chcecie na niego wpaść, wyjdźcie od balkonu. - Padły słowa młodej dziewczyny. Sekundę później otrzymali od niej uprzejmy uśmiech. - Za kilka minut wszystko będzie gotowe. Zaczekacie? Gosposia pytała Maurycego, a Maurycy spojrzał na Alishę. - Zaczekamy? - Zapytał ją, jak gdyby to ona była panią tego domu i dysponującą jego czasem alfą i omegą. Cóż, poniekąd tak właśnie zaczynało być… - Jeżeli nie boisz się piekielnych bestii, możemy przywitać się ze Stheino. - Zaproponował, obserwując z uwagą jej ładną buzię, aby spróbować wyłapać ewentualne zwątpienie. Równie dobrze mogli po prostu poczekać i pogłaskać kotki, jakie wcale przecież nie ustawały w próbach zwrócenia na siebie ich uwagi. Biały już nawet bezczelnie pacał Alishę po kostce. Przestał tylko dlatego, że pazury zaczepiły mu się o dżins i nie potrafił ich schować. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Młodszą sios- Och! — Masz młodszą siostrę? – Na twarzy Allie, kiedy spodnie już zapinają się na biodrach, a sweter zakrywa ostatnie nagie fałdki brzucha, widać zaskoczenie, ale też pewną… ekscytację. Z jakichś przyczyn kompletnie nie spodziewała się takiej informacji. I kompletnie nie przechodzi jej przez myśl, że Maurie mógłby nie być z nią szczery. Nie wymyśliłby przecież na poczekaniu czegoś takiego. Krótki śmiech wyrywa się z jej ust, kiedy słyszy dźwięk imienia tejże młodszej siostry. — Naprawdę? – tym razem z rozbawieniem miesza się niedowierzanie, kiedy kręci głową. Rodzice Mauriego musieli mieć naprawdę kaprys na punkcie tego imienia. Siostra Charlotte, narzeczona Charlotte. Co jeszcze Charlotte? – Jaka jest? Myślisz, że byśmy się polubiły? W słodkiej główce Allie tak właśnie było – już były najlepszymi przyjaciółkami, które doradzały sobie na temat szminek i innego doboru ubrań. Kim była z zawodu, ile miała lat, co lubiła robić, jak się ubierała? Czy była choć trochę podobna do Mauriego? Czy polubiłaby także Allie? Musiała to wiedzieć. Teraz młodsza siostra będzie tematem, który z pewnością nie zostanie zapomniany i Maurie jeszcze pewnie pożałuje, że jej o tym powiedział. A może nie? Dłoń została zamknięta w dłoni. Oboje zeszli po schodach na dół, gdzie życie, widocznie, już dawno się obudziło. Gdzieś pomiędzy nogami Mauriego znalazł się jeden kot. Drugi przesiadywał na kanapie, a trzeci – trzeci widocznie zainteresowany był spodniami Allie. Kiedy Maurie zajęty jest pytaniem kogoś o Stheino, Allie puszcza jego dłoń, żeby pochylić się i pogłaskać zainteresowanego nogawkami śnieżnego kotka. Na wargach mimowolnie pojawia się uśmiech, kiedy ten podstawia główkę, aby tylko skubnąć jeszcze trochę pieszczot. I dopiero, kiedy przejeżdża dłonią po tułowiu i rejestruje w tym samym czasie pytanie skierowane do niej, zostawia kotka, powoli podnosząc się ponownie. — Stheino? Z tym pieskiem, który próbuje Cię zjeść? – Na jej twarzy widnieje rozbawienie, ale mimo wszystko sięga teraz pamięcią do spotkania z Anniką sprzed zaledwie kilku dni. Wtedy jej było smutno, że jeszcze nie wiedziała, kim jest Stheino, i nie została mu przedstawiona. – Możemy się z nim zapoznać. Masz tyle zwierząt w domu… zawsze chciałam mieć kota. Albo pieska. Ale mam tylko śpiewającą ropuchę, bo na nic więcej nie ma u mnie miejsca – mówi już, przechodząc wraz z Mauriem w odpowiednią stronę, aby poznać Stheino. – A ją też znalazłam dopiero miesiąc temu, podczas pielgrzymki. Zaczęła wtedy śpiewać Wake me up before you go-go, ale teraz zna na pewno też całą Traviatę na pamięć. Był to jeden z powodów, dla których tą ropuchę wzięła ze sobą do domu. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Wzruszył nieznacznie ramionami. Istnienie młodszych sióstr zazwyczaj nie zaskakiwało, ale zbieg okoliczności związany z imionami zdecydowanie mógł. Tak wyszło jednak, że od jakiegoś czasu jego życie - dotychczas tak pełne Charlottek - nagle zupełnie o nich zapomniało. Nie dziwota, teraz zdecydowanie inne imię gościło każdego dnia w głowie Maurycego. Zawahał się, kiedy zapytała go o to, jaka jest Lotta. Tak naprawdę, czy w oczach pozostałych? Wszyscy w tym domu posiadali co najmniej dwie twarze. Trudno nawet powiedzieć, która z nich była bardziej męcząca. - Specyficzna… słodka i urocza, a za chwilę okrutna niczym wzgardzona księżniczka. Kapryśna, a zarazem pewna siebie. Jest cudowna. - Przerwał na moment, aby odegnać wspomnienie siostry za pomocą ciepłego uśmiechu. - Skoro potrafiłaś polubić mnie, to jest na to duża szansa. Z tym że równie dobrze mogłaby ciskać gromami z oczu, gdybyś tylko zrobiła coś nie tak. Trudno mi oceniać, bracia zawsze inaczej odbierają młodsze siostry, niż reszta świata. Cichy śmiech zwieńczył opiniowanie. Ciekaw był, czy Lotka zgodziłaby się z jego wypowiedzią. Może później ją o to zapyta? Zejście na dół, głaskanie kotów i swobodne dyskusje kuchenne były czymś, co przez jakiś czas będzie źródłem jego spokoju. Imitacją słodkiego domowego zacisza i azylem dla pełnych wątpliwości myśli i codzienności odczuwanego zrezygnowania. - Tak, to ten - przyznał, natychmiast sprzedając Stheino Alishy. - Tylko dla własnego bezpieczeństwa trzymaj dłonie wysoko. Jego młodość naznaczyły błędy wychowawcze i nie wiem, jak dobrze udało mi się wyplenić z niego zwyczaj podszczypywania nadgarstków. Prychnął z rozbawieniem w reakcji na towarzyszące mu wspomnienie posiniaczonej skóry. Wtedy wcale nie było mu do śmiechu, ale teraz żył nadzieją, że te czasy już dawno za nimi. W końcu Annika włożyła sporo pracy w to, aby Maurice tego nie zawalił. Szkoda byłoby zniweczyć jej starania (i zepsuć towarzysza, oczywiście). - Więc już masz. - Stwierdził, jak gdyby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie. Dla niego pewnie była. Co jego, to jej. Ubrania, pieniądze, dobra niematerialne również. Miał tego tak wiele, że nie zdołałby tego przejeść w trakcie jednego żywota, a zwierzęta… - Miło zapełniają pustkę wielkiego domu. - Dodał, nagle podkreślając powód, dla którego w jego przestrzeni nieustannie przewijały się te małe stworzonka, bądź też gosposia. Z nieco nostalgicznego nastroju wyrwała go wzmianka o ropusze, którą skwitował rozbawionym parsknięciem. Oszalałby z nią w zaledwie dwie noce, ale teraz myślał, że można było zrobić jakiś użytek z tej nietypowej pamięci dźwiękowej. - Muszę jej podsunąć kilka kołysanek. - Zasugerował z uśmiechem łobuza, który zamierzał srogo namieszać w repertuarze oślizgłej mieszkanki sypialni Alishy. A żeby tylko kołysanki miała się nauczyć… - Chodźmy więc - nadstawił dłoń, aby zapletli ze sobą dłonie, nim pokierował ich najpierw na zieloną ścieżkę prowadzącą do ogrodu, z którego wkrótce mieli udać się na molo, już zastawione przysmakami, ciepłym napitkiem i zaopatrzone w ciepłe koce. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Po całym tym streszczeniu w głowie Allie rodzi się konkretne pytanie, czy faktycznie Charlotte, siostra Mauriego, jest taka cudowna, skoro w jednej chwili potrafi być uprzejma i miła, a zaraz potem kapryśna, a jeszcze potem ciskać piorunami. To był rodzaj zmienności, z którym Allie nie za bardzo wiedziałaby co zrobić i chociaż Maurie też czasem bywał emocjonalny, to… nie aż tak. Wyczuwała w nim pewną stabilność. A stabilność była czymś, czego potrzebowała w tym nowym, pełnym niepewności świecie. Uprzejmy uśmiech jednak tuszuje jej fatalistyczne myśli, grzebiąc przy okazji wizję siostry-przyjaciółki i partnerki do porannych kaw. Tą widocznie pozostanie tylko jedna Charlotte, i nie nosi nazwiska Overtone. Najpewniej tak właśnie jest – starsi bracia zawsze nieco inaczej spoglądają na młodsze siostry. Nigdy się nie przekona, bo nie ma starszego brata. Daniel był czasem dla niej jak brat, ale między nimi wciąż zachowany był pewien dystans dalszego pokrewieństwa. Zresztą, miał swoje życie, Allie miała swoje. Raczej się o tym nie przekona. — A kostek nie podgryza? – spytała ze śmiechem, chociaż tylko dla niewielkiej uszczypliwości. Tak naprawdę cieszyła się, że pozna Stheino, którego znała już Annika. I faktycznie, miała rację, w odpowiednim momencie Maurice faktycznie chciał ją zapoznać ze swoim zwierzakiem. Na tym by się zapewne skończyło, gdyby nie to, co usłyszała za moment. Pierwsze zdanie – urzekło ją. Coś w jej serduszku drgnęło, poruszyło się, wywołało subtelny, pełen rozczulenia uśmiech na twarzy. Więc już masz. Jakby już teraz mogła nazywać wszystko to, co Mauriego, swoim. Tak zupełnie, tak normalnie. Tak… szybko? Spotykali się tak niewiele czasu, a Maurie ufał jej aż do takiego stopnia? Kolejne słowa przyniosły jednak odrobinę smutku. To prawda, Maurice mieszkał w wielkim domu, dom był przepiękny, wręcz wymarzony… ale mieszkał w nim zupełnie sam. Nie zastanowiła się do tej pory, czy lubił w nim spędzać czas? Czy też może uciekał, poszukując jakiegokolwiek innego towarzystwa? — Więc… - to może śmiałe co powie, ale – teraz ta pustka będzie trochę mniejsza. Palce zaplotły się ciaśniej na dłoni, kiedy niewielkie ciałko przylgnęło do jego ramienia. Uśmiech był łagodny, spojrzenie odrobinę niepewne, ale… skoro on chciał dzielić się z nią wszystkim – ona chciała zapełnić tę pustkę w jego życiu. Chciała, żeby był szczęśliwy. Tak po prostu. Jego szczęście było jej szczęściem. — Kołysanek? – uniosła brwi w zdumieniu, nim dotarło do niej, co właściwie… - Och, Ty! – w ten sposób palce zostały rozplecione tylko po to, żeby dźgnęła go zaczepnie pod żebra. – Kołysanki przydałyby się akurat Tobie. Może nie od żaby. Może kiedyś zaśpiewa mu do snu. Może będzie to noc, którą swobodniej prześpi? Tyle by było z droczenia się, bo kiedy podał jej dłoń, ona ją przyjęła, tylko po to, żeby za moment wyjść razem z nim do ogrodu. z tematu oboje |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
przychodzę z kuchni Była w całkiem dobrym humorze. Z pudełkiem ze świecami pod pachą właśnie brnęła do kolejnego pomieszczenia – to akurat znała bardzo dobrze. Kiedy tutaj była ostatnio? Po ostatnich zdarzeniach wydawało jej się, że całe wieki temu, a upłynęły zaledwie dwa tygodnie? Może niecałe trzy. Tyle się wydarzyło. Tyle się działo. Tyle się zmieniło. Nie żałowała żadnej chwili, którą tutaj spędziła. Pamiętała, że wewnętrznie trzęsła się jak osika, kiedy tutaj była. Wino nieco pomogło się rozluźnić, ale teraz zaśmiałaby się sama z siebie. Głównie dlatego, że jeszcze wtedy nie ufała Mauriemu do tego stopnia, jak robiła to dzisiaj. A żeby się to stało, cóż… musiała prawie umrzeć. Nie umarła na scenie – umarła przez brak zaufania. Posłuszeństwa? Nie, tak by tego nie nazwała. To by znaczyło, że ten związek jest niedobry, jeśli miałaby być całkowicie jemu posłuszna. Oboje powinni mieć własne zdanie, ale na jego temat rozmawiać. Tak. To był klucz do szczęścia. Położyła pudełeczko na łóżku tylko na moment, a sama podeszła bliżej okna. Wychodziło na wzburzony ocean – o tej porze dnia, jak i o każdej porze, wyglądał przepięknie. Niebezpiecznie, ale pięknie. Maj kusił pierwszymi ciepłymi dniami i, kto wie, może niebawem uda jej się znaleźć odrobinę czasu, aby pójść na plażę. Jeszcze nie wie, że jutro będzie to obiecywała Annice i zapewne już się z tego nie wykręci. Ale wcale nie chciała. Czas jednak powrócić do powodu, dla którego tutaj przyszła. Niedawno we własnym pokoju założyła ten rytuał i uważała to za skrajnie urocze, że Maurie będzie miał w sypialni dokładnie takie same kryształki. Miała nadzieję, że wyjdą białe albo błękitne – będą idealnie pasować do wystroju i klimatu wnętrza. Usypywała cierpliwie pentagram, aby umieścić w jego rogach pięć piwnych świec. Następnie stanęła pośrodku i wyrecytowała dobrze znaną formułę: — Luminare cristallum, locum suaviter illuminare, tranquillitas. Niezależnie, czy świece błysnęły światłem, zabrała je ze sobą. Zawsze będzie jeszcze mogła tutaj wrócić. A jeszcze nie skończyła. przechodzę do salonu Kryształowiec | próg: 30 | magia powstania: +10 | świece piwne [pszczeli]: +10 | do wyrzucenia: 10 |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Stwórca
The member 'Alisha Dawson' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 61 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty