Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
First topic message reminder : Sypialnie i garderoby Wysokie okna, jasne kolory i sterylna czystość to główne elementy składowe sypialni głównej (niebieskiej) i gościnnej (beżowej) oraz przylegających do nich garderób. Pomieszczenia są porażająco przestronne i urządzone z przepychem, chociaż w sypialni gospodarza da się odczuć odrobinę ciepła i dostrzec piętno jego obecności. Za szybą jednej z witryn znajdują się jego przedmioty osobiste - pamiątki z wyjazdów, dziesiątki najpiękniejszych muszli i wypolerowanych wodą kolorowych kamieni, drogocenna biżuteria, albumy pełne zdjęć oraz zaklęty kuferek z listami, oraz innymi, najbardziej prywatnymi rzeczami, który chętnie i bez ostrzeżenia użre w rękę każdego, kto spróbuje się do niego dostać. Rytuały w lokacji: Kryształowiec [moc: 71] |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Spogląda na niego z uśmiechem o wiele bardziej zalotnym, niż mogłaby się spodziewać. Komplement został przyjęty, tyle można było wywnioskować po jej twarzy, aczkolwiek wniosek pozostawał wciąż jeden – Maurie nauczy się otwierać wino. To nie jest tak trudne i skomplikowane, żeby tego nie zrobił. — Dżentelmen zawsze otwiera wino swojej damie – mówi niby tonem pouczającym, choć tak naprawdę odrobinę się z nim droczy. Z niej jest żadna dama, nie wychowała się w Kręgu, więc nie zna realiów. Może po prostu się naoglądała za dużo komedii romantycznych w telewizji, które niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Allie, na szczęście, o tym nie wie, bo jedyny jej związek, jaki miała, był całkiem szczęśliwy i całkiem niesztampowy. Skończył się dobre pół roku temu, a ona… cóż. Właśnie zyskiwała nowego narzeczonego. Jeśli tylko nie zmieni zdania. Póki co, oboje odnajdują miejsce obok siebie na łóżku, podobnie jak usta odnajdują drogę do kieliszka. Allie jeszcze nieraz smakuje powolutku wino, szczególnie, gdy Maurie odpowiada na jej pytanie. Dwa kierunki brzmiały dość ambitnie, faktycznie, ale zdecydowanie doba mogła okazać się zbyt krótka. Dla niej była. Gdy studiowała i łączyła naukę z pracą. — Rozumiem. Mniej więcej w takim przypadku uaktywniła się ta moja… przypadłość – dodaje, wzruszając lekko ramionami. Ale to wszystko od tego się zaczęło. Od przemęczenia i przepracowania. Zajęć było zbyt dużo, pracy było zbyt dużo. Teraz za to nie ma ani zbyt wiele pracy, ani… ani nie czuje się do końca spełniona. Poza dzisiejszym dniem. Dzisiaj się czuje. Również dopija swój kieliszek wina, kiedy szuje, jak dłoń Maurice’a wspina się na jej udo. Ta z ich splecionymi dłońmi. Kieliszek zostaje w tej drugiej ręce, a bok dłoni wspiera się na ramieniu Mauriego. Nie ze zmęczenia, zwyczajnie cieszy się, że jest obok. — Nigdy mi też nie powiedziałeś, kiedy masz urodziny. Może od tego w ogóle powinni byli zacząć. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Wywrócił oczami i wytknął koniuszek języka w międzynarodowym symbolu przekomarzania się. Nie kontynuował dyskusji o winie. Najprawdopodobniej w ten sposób rozpocznie się największe starcie, jakie widział ten pokój - starcie o to, kto otwiera wino. Oby to były jedyne problemy, z jakimi będą musieli mierzyć się w najbliższym czasie. Zerknął na nią z ukosa. Pamiętał, że „przypadłość” Allie rzeczywiście dogryzła jej mocno w wyjątkowo stresującej sytuacji, więc to wyjaśnienie zupełnie go nie zaskakiwało. Chociaż mógł pytać, postanowił ugryźć się w język. Czas na moralizowanie i nakłonienie jej do poznania etiologii tych tajemniczych skurczy jeszcze przyjdzie. Dzisiaj Maurice miał w planach spędzić przyjemny wieczór wolny od zmartwień. Roześmiał się krótko, kiedy zadała mu jedno z podstawowych pytań. Faktycznie, nawet tego o sobie nie wiedzieli, chociaż czy było to jakieś szczególnie ważne? Odkąd skończył trzy latka, przyjęcia urodzinowe zdecydowanie bardziej go męczyły, aniżeli cieszyły, a tylko z tym kojarzyła mu się ta doniosła, marcowa data. - 17 marca - odpowiedział, kiedy na moment wyplątał dłoń z uścisku Allie, aby uzupełnić kieliszki nową porcją wina. - Kiedy są twoje? Odwracając pytanie, wręczył jej szkło i odstawił butelkę w pewnej odległości od łóżka. Nie chciał, aby któreś z nich przypadkiem na nią wpadło, zwłaszcza że nie będą siedzieli w tej bezpiecznej pozycji całą wieczność. Taką przynajmniej miał nadzieję. Zaś jeśli o nadziejach mowa… zabawne i tragiczne zarazem było to, że kiedy tylko chwycił za pełen kieliszek, osuszył go niemalże natychmiast. Potrzebował uderzenia, które wypędziłoby mu z głowy wszelkie wątpliwości wywoływane przez braki w pewności siebie, a kiedy nieco się znieczulił, cóż. - Jakiej muzyki lubisz słuchać tak na co dzień? - Zapytał, bo domyślał się, co może stanowić główny jej trzon. Interesowała go ta mniej oficjalna część. Kto wie, może miała jakieś swoje sekretne piosenki, które wpędzałyby na buzie innych płomienne rumieńce? - Chodź - poprosił, oferując jej ponownie swoją dłoń, kiedy jego kieliszek zajął miejsce podłogowe. Chciał na nowo wciągnąć ją na swoje kolana i objąć ramieniem. Spoglądając jej w oczy z takiego bliska, musiał robić zabawnego zeza. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Data spadła z jego ust i była zaskoczeniem. Nie dlatego, że odpowiedział na jej pytanie – dlatego, że nie spodziewała się, że jego urodziny… cóż, już były. Znali się wtedy przecież już, a ona to przegapiła! Nie dała mu żadnego prezentu… Kolejny pełny kieliszek ląduje w jej dłoni, ale jej minka pozostaje jeszcze przez chwilę smutna i skonsternowana. — I nie dałam Ci żadnego prezentu. Nawet życzeń nie złożyłam. – Irze złożyła. I dała prezent. Pamiętała, sama go upiekła i sama go uszyła. Maurie też powinien dostać wielki tort i przynajmniej jakąś ciekawą część garderoby. – Teraz muszę to naprawić. – Cień uśmiechu pojawia się ponownie na jej wargach, gdy spogląda na Mauriego, a potem upija solidny łyk wina. Ten pomaga jej się rozluźnić, czego kompletnie nie zauważa. Zrzuca to na karb faktu, iż są tu tylko we dwoje, z daleka od innych. Są sami. I razem… - 6 października. – Jej urodziny były jeszcze trochę czasu do przodu. – Więc jest jeszcze trochę czasu. Ostatnie urodziny nie należały do zbyt udanych. Głównie dlatego, że parę tygodni wcześniej zerwała z Marcello. Kompletnie nie miała nastroju do świętowania. Ale w tym roku… w tym roku być może będzie inaczej. Maurie zadaje pytanie, a Allie cieszy się w duchu, że podłapuje tą małą grę, jaką między nimi rozpoczęła. Powinni się lepiej poznać. Chciała go lepiej poznać. Chciała znać szczegóły z jego życia, bo tylko te szczegóły mogły sprawić, że cokolwiek mu ofiaruje, będzie wyjątkowe. To wszystko sprawi, że zwyczajnie lepiej go zrozumie. — Eltona Johna – odpowiada bez zawahania. Opera operą, ale wszyscy wiedzą, że słuchają również innych artystów. Tych bardziej należących do popkultury. Czasem nawet dosłownie. – Najbardziej lubię Goodbye Yellow Brick Road i Sorry Seems To Be The Hardest Word. Och, no i ten nowy duet, Don’t Go Breaking My Heart. – Wymowne? Być może. – Poza tym lubię jeszcze Steviego Wondera. I Just Called To Say I Love You, albo Isn’t She Lovely. Mogłabym ich słuchać w nieskończoność – dodaje z lekkim śmiechem na wargach, gdy dopija kolejny kieliszek wina. Gdzie one tak znikają? – Och, no i Cyndi Lauper ma też niektóre ciekawe piosenki. – Może dlatego, że ostatnio radia podbijała Girls Just Want To Have Fun, nowa ulubiona piosenka nastolatek. – A Ty? Nie samą sztuką żyje człowiek. Żyje również, na przykład, dotykiem. Bo Allie nie potrzebuje więcej zachęceń, żeby odłożyć kieliszek i po prostu wylądować na kolanach Mauriego po raz kolejny. Oplata go udami ściśle, po prostu przytulając się do torsu. Nieco onieśmielające, w tym wypadku, mogą być dżinsowe spodnie, które też przy okazji krępują część ruchu. Ale nie mogła przecież jechać na motocyklu w sukience. Krótki śmiech wydobywa się z jej warg, kiedy dostrzega tego zabawnego zeza, gdy tak na nią spogląda. — Jesteś tak strasznie uroczy. Czy dwa kieliszki wina to dużo, żeby się upić? Skąd. Czy wystarczająco, żeby nieco się rozluźnić? Być może. Bo usta delikatnie odnajdują jego wargi, częstując go słodkim, zaczepnym pocałunkiem. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Teraz i jego ogarnęło zmieszanie. To była jedna z bardziej nietypowych reakcji na wskazanie dnia urodzin i na szczęście Maurice nie musiał długo zmagać się z potrzebą zmarszczenia czoła w niezrozumieniu, nim dosięgło go wyjaśnienie. Wtedy po prostu cicho parsknął z rozbawieniem. - Przecież nie musisz - podkreślił, jak gdyby cokolwiek to miało zmienić. Spodziewał się, że i tak zrobi po swojemu, ale rzeczywiście prezent urodzinowy byłby wyjątkowo niespodziewany, gdyby tylko nie ostrzegła go właśnie, że spróbuje coś wykombinować. Odnotował w pamięci kolejną szczególną datę. Rzeczywiście miał sporo czasu, co dawało zdecydowanie więcej możliwości, niż urodziny, które dopiero co zniknęły wraz z oderwaniem karty z kalendarza. Z tym że on sam nieszczególnie miewał pomysły na prezenty urodzinowe i najpewniej to wszystko skończy się tak, iż zacznie zastanawiać się nad tym wszystkim podczas kolejnych nieprzespanych nocy. Słuchał jej odpowiedzi z niewielkim uśmiechem wykrzywiającym usta. Muzyka, która kierowała jej życiem również i jemu była bliska, ale przede wszystkim pasowała mu do wizji Allie, którą nakreślił już sobie w wyobraźni. - Nie powiem ci - podroczył się z nią, przywdziewając na usta lekko zadziorny uśmiech. Nie miał w tym żadnych złych zamiarów, wprost przeciwnie. - Zaśpiewam ci wszystko to, co porusza moim sercem i nogami. Obiecał, chociaż spodziewał się, że najprawdopodobniej szybciej zdąży podsłuchać większość utworów w jego salonie, niż zapoznać się z nimi w jego wykonaniu. Nie martwił się tym szczególnie. Póki co coś innego zajmowało jego uwagę. Nie przeszkadzały mu dżinsy. Wcale nie utrudniały mu sięgnięcia do jej talii i przytrzymania jej przy sobie, a już tym bardziej niewiele miały wpływu na to, co działo się później. Czas niewiele miał wpływu na to, co Maurice czuł względem Alishy. Dlatego też nawet nie pytał o to, co takiego uroczego zdołał zrobić. Jakiekolwiek pytania wyfrunęły mu z głowy wraz z dotykiem jej ust. Mimowolnie westchnął, jak gdyby pocałunki były właśnie tym, na co czekał. Było wysoce prawdopodobne, że właśnie tak było. Maurie nie od wczoraj był desperacko spragniony cudzej bliskości, stąd też jego odpowiedź na jej inicjację była bardzo żywa i pełna zaangażowania. - A ty jesteś najpiękniejszą gwiazdą mego życia. - Szepnął do jej szyi, kiedy na kilka chwil ich usta postanowiły się rozdzielić. Wtedy też uszczypnął delikatnie jej skórę własnymi zębami, orientując się, gdzie znajdują się jego dłonie. Odkąd nie była taka płocha, pozwalał sobie na coraz więcej. Tym razem uścisk na jej pośladkach był zdecydowanie mniej delikatny, niż wcześniej, lecz może to również wina ładnie skrojonych, chociaż zdecydowanie zbyt grubych dżinsów. Nagle jakoś zaczęły mu przeszkadzać. Dwa kieliszki wina to było niewiele, lecz na pusty żołądek i to wypite stosunkowo szybko, potrafiły ośmielić, a przede wszystkim wspomagały zanurzenie się we wszystkim, co do tej pory towarzyszyło Overtonowi w obecności Allie. Budzące się w nim pożądanie było naturalne, ale towarzyszący mu niepokój stopował go od dalszego badania jej ciała. Odsunął usta od jej szyi na rzecz spojrzenia jej w oczy. Kolejny zez. Ich oddechy mieszały się ze sobą, tak blisko siebie znalazły się ich wargi. Pytał, chociaż nie padło pomiędzy nimi żadne słowo. Tym razem przynajmniej nie pytał siedząc na ławce. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
— Wiem, że nie muszę. Wiedziała przecież, że Maurie nie oczekiwał od niej niczego. Na pewno by jej dał do zrozumienia, gdyby było inaczej. Poza tym, wtedy może się znali, ale jeszcze nie rozmawiali tak często. Jeszcze nie byli tak blisko. Wszystko zmieniło się w momencie, w którym zdecydowała się jednak przyjść na przesłuchanie – a on był pierwszą twarzą, jaką zobaczyła, kiedy omdlała z nerwów. Jej Maurie. Jej Maurie zasługiwał na wszystko, co najlepsze. Dlatego da mu wszystko, co tylko będzie w stanie mu dać. Teraz albo później – nieważne. Wszystko, czego była pewna to, że go kochała. Kiedy się kogoś kocha, nie ma znaczenia, ile da się od siebie. Po prostu chce się dawać. Tylko wymyśli coś specjalnego i wyjątkowego. Coś takiego, co pasowałoby do jego samego. Może nawet będzie miała pomysł, jeśli tylko się głębiej zastanowi. Jej odpowiedź była więc wystarczająco wymowna, aby sugerowała, że chociaż wie, że nic nie musi mu dawać – i tak mu coś ofiaruje. Może później, na pewno nie teraz. Ale tak. Nie przegapi takiej możliwości. Kiedy usłyszała odpowiedź, wpierw na twarzy odmalowało się zdumienie, zanim zrozumiała. Och… a więc to tak! Wpierw pewne niezrozumienie, potem przejawiło się w uśmiech, do którego dołączyła zaczepność. A skoro tak… No dobrze. Dobrze, będzie w stanie przystać na takie warunki. — Teraz się nie wymigasz. Trzymam Cię za słowo. Teraz jej musi to wszystko zaśpiewać. Kochała, gdy śpiewał. Miał tak śliczny głos. Tak piękną barwę. Tak wiele potencjału. Muszą kiedyś się spotkać, żeby popracować nad szczególikami technicznymi. To jednak nie był dobry dzień na to, aby się nad tym zastanawiać, a już na pewno nie był dobry moment. Gdy Maurie oddawał jej pocałunek, czuła, jak po ciele, wzdłuż ud, po biodrach, pną się jego dłonie. Nie była już tak spięta jak zaledwie kilka chwil temu, na ławce, nad szumiącym morzem. Może to odosobnienie, może to po prostu te kilka kieliszków wina, może to nastrój – nieważne, co to było, nawet gdy dłonie wspinały się na jej pośladki, pozwoliła mu na to. Dziwne, zabawne łaskotanie gdzieś w podbrzuszu odezwało się po raz pierwszy od… nie pamiętała dokładnie, od kiedy. Czy to nerwy? A może coś całkiem innego? Nie miało to znaczenia, bo gdy ich wargi się rozdzieliły, usłyszała możliwie najpiękniejsze słowa, jakie usłyszeć mogła. Najpiękniejszą gwiazdą mojego życia. Nikt wcześniej jej czegoś takiego nie powiedział. Nagle wszystko to, co się działo, stało się piękniejsze. Słowa jeszcze pobrzmiewające po zakamarkach jej umysłu. Dłonie Mauriego zakradające się tam, gdzie do tej pory nie miały dostępu. Jego wargi pieszczące skórę na jej szyi. Nawet nie wiedziała, w którym momencie dokładnie odchyliła głowę, aby zaprosić go, zachęcić, aby pozostał tam jeszcze kilka chwil dłużej. Z ukłuciem żalu przyjęła wycofanie się, lecz dopiero wtedy zauważyła również, że jej oddech stał się mniej miarowy. Że coś się między nimi zmieniło. Że, być może, ona widzi go inaczej, niż widziała dotychczas. Był taki piękny. Tak śliczny. Jego oczy, tak niesamowicie błękitne, opowiadały jej o tym, jak bardzo jej potrzebuje. A ona im wierzyła. W którym momencie jej dłonie wkradły się na jego pierś, aby łagodnie popchnąć go w tył? Nie wiedziała. Zawisła nad nim, osłaniając ich kaskadą jasnych włosów. Świat zamknął się do ich dwojga, gdy tak siedziała na jego biodrach, a dłonie wsparły się gdzieś po bokach jego głowy. Zabrała mu jeszcze jeden pocałunek. Potrzebowała go. Tak, żeby nie oszaleć, tak, żeby nabrać pewności. Nie miała pojęcia, co robi. Czy w ogóle powinni. — Obiecaj mi, że mnie nie zostawisz. W cichutkim szepcie pobrzmiewała prośba. To było wszystko, czego dziś od niego potrzebowała. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Nie obawiał się zobowiązania, jakie właśnie zawiązał pomiędzy nimi. To tylko śpiew. Kilka piosenek porywanych przez wysokie sufity rezydencji i jej czuły na potknięcia słuch. Wiedział, że nie śpiewał idealnie, lecz czy w takiej sytuacji jakiekolwiek potknięcia miałyby znaczenie? Miał nadzieję, że nie. Ale w chwili obecnej te same nadzieje koncentrowały się w zupełnie innym miejscu i na kompletnie odmiennych potrzebach. Tym razem jego własnych. Palących i niesamowicie nieodpartych. Miał wrażenie, że całe jego ciało drży, kiedy popychała go na łóżko. Opadł na nie bez jednego słowa sprzeciwu i zapatrzył się w jej piękną twarz otoczoną woalem jasnych włosów. Cicho szeptała, a jej wypowiedź dotarła do niego zdecydowanie zbyt mocno. Zazwyczaj nie miewał problemów z krzywoprzysięstwem, jeżeli właśnie tego wymagała sytuacja. Urodził się w Kręgu. Tam ze świecą można było szukać ludzi szczerych i szlachetnych. - Obiecuje - wydostało się z jego ust, zanim tak na dobrą sprawę zdążył pomyśleć, do czego właśnie się zobowiązał, ale kiedy to nastąpiło, wcale nie przygniotła go odpowiedzialność. To mogła być jedna z niewielu obietnic, jakiej rzeczywiście pragnął dochować. Czy to miało się udać, tego żadne z nich nie wiedziało, lecz to jedno słowo znaczyło dla niego zdecydowanie więcej, niż kiedykolwiek. Oby okazało się wystarczające. Patrzył na nią, na jej oczy, rzęsy, delikatne piegi od słońca, które w dziennym świetle wydawały się niezauważalne. Zdawał sobie wtedy sprawę, że rzeczywiście nie kłamał. Nie kłamał obiecując, ani nie kłamał, gdy admirował jej urodę. Nie rozumiał, jak to się stało, że miał być jej pierwszym, ale szczerze pragnął to uszanować. Dlatego też wszystko działo się powoli i z ostrożnością, której by się po sobie nie spodziewał. Jego dłonie podtrzymujące dotychczas jej pośladki przesunęły się wyżej i mknąc wzdłuż szczupłej talii, wsunęły się pod cienki materiał bluzki. Osiadając na jej żebrach, przemknęły wzdłuż linii stanika i chwytając za zapięcie, zatrzymały się. Wyciągnął szyję, by schwytać znowu jej usta pomiędzy swoje, a potem odbezpieczył blokadę. Materiał z fiszbinami odkształcił koszulkę Alishy, ale Maurice nie mknął od razu ku temu, co stało się dla niego dostępne. Najpierw przytrzymał przy sobie jej szczupłe ciało, oddając jej każdy z pocałunków i darowując jej nowe, coraz mniej spokojne i grzeczne. Po raz kolejny nabrzmiała erekcja zdradziła entuzjazm powodujący jego ruchami. Przesunął palce niżej. Dłonie uniosły jej zaskakująco pełne piersi, gdy kciuki podrażniły sterczące sutki. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Obiecuję. Nie potrzebowała więcej. Wargi zadrżały pod naporem urywanego oddechu, gdy rozciągały się w łagodnym uśmiechu, a następnie łączyły w pełnym czułości pocałunku. Jednym. Drugim. A potem i setnym. Nie było sensu liczyć. Nikt nawet nie próbował. Dłonie Mauriego mknęły po jej ciele, badając grunty dotąd dla niego nieznane. Mięśnie delikatnie spinały się pod naporem dotyku, gdy czuła ciepłe, gładkie dłonie powolutku sunące wzdłuż jej pleców, aż dotarły do zapięcia od stanika. Nie spieszył się. Nie był zachłanny. A Allie była mu wdzięczna. Wystarczyło tak bardzo niewiele, aby cząstka rozsądku zakrzyknęła, że przecież na to za wcześnie. Ale obiecał jej. Obiecał, że jej nie zostawi. Obiecał, że już zawsze będzie z nią. Ona będzie z nim. Ona również może mu to obiecać. Jej dłoń delikatnie dotyka gładkiego policzka Mauriego, gdy na moment wargi się rozłączają. Spogląda mu w oczy mniej więcej tuż przed momentem, w którym jego dłonie docierają do wrażliwszych miejsc, osłoniętych dotąd przed światem. Dotyk jest nowy, przynosi ze sobą ciepło, ale też coś całkiem innego. Uda nagle zaciskają się na jego biodrach, a wyczuwalne podniecenie już nie peszy, nie aż tak bardzo. Boi się, oczywiście, że się boi. Ale jednocześnie chce spróbować. Chce spróbować być z Mauriem tak, jak nie była jeszcze z nikim innym. Powraca do jego ust – jednego z najbezpieczniejszych miejsc, jakie odnalazła, a pomiędzy jego wargami rozbrzmiewa jej cichutkie, słodkie westchnięcie, gdy czuje, jak jego palce zaciskają się na sutkach, jak okala dotykiem jej piersi, jeszcze wciąż osłonięte częścią ubrania. Właśnie. Ubranie. Chociaż pozostaje nad nim, chociaż zabiera z ust pocałunek, dłonie odsuwają się w dół, wędrując wolniutko poprzez kołnierz, aż do pierwszych zapiętych guzików koszuli. Rozpiął już kilka za nią, a teraz jej dłonie, sukcesywnie, pozbywały się kolejnej warstwy okrywającej tors. Wraz z dłońmi, uciekają również i jej usta. Wędruje poprzez żuchwę, aż na szyję, zatrzymując się na grdyce, którą obdarza najdelikatniejszym z pocałunków. Rozsuwa materiał koszuli Mauriego i unosi się tylko na moment, aby na niego spojrzeć. Na niego, jakiego jeszcze go nie widziała. Był taki piękny. Jak można być tak cudownym? |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Dotykając jej piersi, czuł się tak, jak gdyby odkrywał jej sylwetkę na nowo. Nigdy nie skupiał się na takich chwilach specjalnie mocno. Był syreną i miał cały asortyment sztuczek służących do tego, aby niektóre kobiety same siadały mu na kolanach już z rozpiętymi sukienkami i westchnięciami na ustach. Pieścił i całował wiele, ale żadnej nie pragnął mieć tak blisko, jak dziś chciał mieć Allie. Jego podboje wbrew pozorom nie były szczególnie liczne, gdy brało się pod uwagę wyłącznie ostatnią bazę. Może to wyjątkowość zamiarów sprawiała, że potrafił zachwycać się nawet czymś tak prostym jak delikatna pieszczota? Zmrużył lekko oczy, kiedy zacisnęła uda na jego biodrach. Zasychało mu w gardle, kiedy przekraczali z minuty na minutę kolejne wzniesione między sobą granice. To poczucie tylko wzbierało na sile, kiedy Alisha odsuwała się nieznacznie na rzecz rozpięcia koszuli i złożenia pocałunków zgodnie z linią szczęki i mknąc wzdłuż szyi. Wtedy zacisnął palce na jej sutkach nieco mocniej, aby delikatny ból wywołał w niej drżenie, jakie sam właśnie odczuwał. Chciał jeszcze raz usłyszeć jej westchnienie, jak na masochistę przystało, ale potem uwolnił zaróżowioną skórę od swoich zuchwałych zabiegów. Poszedł jej śladem. Chwyciwszy za krawędź bluzki, uwolnił ją od oków materiału i wtedy i on zatrzymał się na moment, aby z zaróżowionymi policzkami po prostu przyjrzeć się jej niewinności. - Na rozgrzane piekielne komnaty… - westchnął, bo brakowało mu słów, aby opisać to, co czuł, kiedy tak po prostu na siebie patrzyli. Przesunął jej dłoń na swoją klatkę piersiową, na żebra, a także na swą największą dumę w postaci wyrzeźbionych mięśni brzucha. Chciał dać jej czas na zapoznanie się z tym, co należało wyłącznie do niej i zaoferowałby jej zdecydowanie więcej cierpliwości, gdyby jeszcze jakaś w nim pozostała. Sięgnął do jej ust, zachłannie rozdzielając je językiem i podtrzymał jej biodra, gdy zaczepiwszy palce o spodnie, pociągnął ją znów na siebie. Jej piersi zakołysały się pięknie. Złapał za zapięcie dżinsów i oddzielił od siebie guzik od oczka. Pociągnął za suwak, ale nie zdzierał z niej materiału tak od razu. Pozwolił jej przyzwyczaić się do kolejnego kroku, zanim ręce ponownie pomknęły ku pośladkom, tym razem zdecydowanie odważniej. Nie zdejmując jeszcze grubego, niebieskiego materiału, wsunął dłonie pod materiał bielizny i objął nimi jej pupę. Delikatnie ścisnął, pogładził. Trzymając się z daleka od jej łona, oddawał jej szacunek należny pierwszemu razowi. Cierpliwość i delikatność były wtedy jedynym, czasem tak trudnym do zrealizowania wymogiem. Szarpnął za szlufki. Pożegnajmy te złośliwe dżinsy. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Granice, postawione już dawno, zacierały się pomiędzy sobą. Nie były już ważne. Mury runęły, odsłaniając powolutku nic innego, jak tylko ich. Ich – siebie. Wzajemnie. Samych. Bez żadnych zasłon. Bez pięknych ubrań, bez dodatków, bez niczego. Po prostu – ich samych. Mocniejszy uścisk wywołał dokładnie taką samą relację, której oczekiwał. Głośniejsze westchnięcie wydarło się z jej ust, niknąc gdzieś pomiędzy nieprzerwanymi pocałunkami, jeszcze przez moment, jeszcze przez chwilę. Dreszcz oblewał jej ciało i miała wrażenie, że jeszcze chwila, a zwariuje – zwariuje dlatego, że wciąż miała na sobie ubranie. Lekkie, przewiewne, a jednak teraz sprawiało, że wręcz się w nim gotowała. Nie na długo. Bluzka pomknęła wraz ze stanikiem gdzieś w kąt, a rozpalone ramiona Allie pokryła gęsia skórka. Chłód orzeźwił jej ciało i, na nieszczęście, również umysł, gdy docierało do niej, że jest w połowie naga przed mężczyzną, który jej pragnął. Przed pierwszym mężczyzną, który ją takim zobaczył. Na policzki wstąpił rumieniec, a w dodatku nie powstrzymała pierwszego odruchu, który kazał jej się zasłonić. Zastygła gdzieś w połowie, z jedną dłonią delikatnie dotykającą piersi, lecz za moment miało okazać się, że dla dłoni jest znacznie lepsze, ciekawsze zajęcie. Chociaż odkrywała coś nowego, coś, co do tej pory ją peszyło, wcale nie chciała się z tego wycofywać. Maurie był tak delikatny. Tak słodki. Tak niespieszny. Tak wyrozumiały. Chciała zatapiać się w jego ustach, nawet jeśli powolutku stawał się bardziej łapczywy, bardziej spragniony. Rozumiała to. Trochę. Bo ona również nie chciała się zatrzymać. Jej dłonie przestały zakrywać już uroki ciała, bo teraz badały jego – kawałek po kawałku, sunąc przez ramiona, po torsie, aż do brzucha, coraz, niżej, po wyczuwalnych mięśniach, aż do klamerki od paska, na której na moment się zatrzymała. Maurie nie miał takich oporów. Pozbywał się jej spodni pewnymi ruchami, odpinając, dotykając, zsuwając z pośladków, jednym, pewnym ruchem, aż zatrzymały się gdzieś na końcu jej ud. Pozycja nie sprzyjała temu, aby mieli pozbyć się ich całkowicie, więc… Więc… Jeszcze jedna chwila zawahania. Zaszli już tak daleko. Oboje byli w połowie roznegliżowani, oboje rozgrzani, oddechy były szybkie, przyspieszone, serca biły mocniej, a Allie tkwiła zawieszona w braku umiejętności podjęcia decyzji. Ten moment zatrzymania mógł być zwodniczy. Mógł być, szczególnie, gdy za moment wycofała się poza obręb łóżka. Stanęła przed nim, z nagimi piersiami, z suniętymi spodniami, tylko po to, aby za moment pozbyć się ich łagodnym ruchem całkowicie. Pięknie, zgrabnie – teraz nie krępowało jej już nic. Ani krztyna ubrania. Była kompletnie naga, tragicznie zawstydzona – i bardzo odurzona. Powróciła do niego, dłońmi pełznąc po barkach, zjeżdżając po ramionach, aby dostać się do sprzączki paska. Odpięła ją, choć nie od razu, nieco rozedrganymi dłońmi, tak jak guziczek i rozporek. Ten puścił niemal z ulgą, choć na tym dłonie Allie się zatrzymały, podobnie jak wzrok zawiesił się na wybrzuszeniu pomiędzy ząbkami. Nigdy w życiu nie zabrnęła tak daleko. Nigdy nie widziała… Jeszcze nawet nie wiedziała, czy jest na to gotowa. Czy był sens w ogóle teraz się wycofywać? Pozostała w tym niezdecydowaniu, dłoń wsuwając pod materiał spodni, choć jeszcze bazując na powierzchni bielizny. Jeszcze nie miała odwagi, aby sięgnąć po więcej. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Czy zauważył jej wstydliwe zasłonięcie się przed jego wzrokiem? Chyba nie. Jego oczy widziały tak wiele, ale wciąż zbyt mało. Przysłonięte mgiełką paraliżującego pożądania, skupiały się głównie na tym, by poszukiwać sygnałów nakazujących mu zwolnienie tempa. Wstyd go nie powstrzymywał, ani nie krępował. Zresztą, im więcej widział, tym bardziej pewien był tego, że jedynym wstydem, jaki powinna odczuwać, byłby ten wywołany niepotrzebną skromnością. Aż nagle znalazł się zupełnie sam na zasłanym łóżku. Zamrugał ostrożnie, kiedy chłodniejsze powietrze uderzyło w rozpalone policzki i natychmiast dźwignął się do pozycji siedzącej. Lęk ścisnął go za gardło, kiedy pomyślał, że mógł zrobić coś nie tak. Może mógł darować sobie tę pieszczotę? Może wcale jej się nie podobała? Zagubione spojrzenie objęło jej sylwetkę, a wzrok podążał jak zaczarowany za dłońmi zsuwającymi spodnie ze szczupłych nóg. Naturalna ciekawość nakazała mu patrzeć, a kiedy już przyjrzał się jej atutom, jeszcze bardziej nie potrafił uwierzyć w zachowaną czystość. Wśród Kręgu nie przeżyłaby nawet pełnoletniości, nim któryś paniczyk spróbowałby dobrać jej się do majtek. Czekał cierpliwie na jej powrót, ale na szczęście nie musiał zwalczać zwątpienia dłużej, niż ledwie przez sekundę lub dwie. Wróciła do niego, tak samo piękna i ciepła. Tak samo jego. Obrócił się, aby siadając na łóżku, łatwiej było jej rozpracować zapięcie paska, ku któremu sięgnęła. Chwila milczenia nabrzmiała oczekiwaniem, kiedy Maurice obserwował nawet najmniejsze drgnienie jej palców. Rozpięcie spodni przyniosło mu niesamowitą ulgę, lecz westchnienie zdołał zdusić w gardle, ale nie wiedział, że tak szybko zwróci je przyrodzie. Napięta erekcja drgnęła pod dotykiem jej palców, a jej właściciel wypuścił głośno powietrze. Chociaż desperacko potrzebował, aby delikatne badanie przerodziło się w coś - cokolwiek - co mogłoby kontynuować budowanie napięcia, dał jej sporo czasu na oswojenie się ze swoim przyrodzeniem. W pewnym momencie jednak odwrócił jej wzrok na rzecz skierowania go na siebie. Uniósł jej brodę i spoglądając na nią z bliska, uśmiechnął się swobodnie. Wiedział, że będzie jej łatwiej, jeżeli nie będzie od razu patrzeć na to, co znajdzie pod materiałem bokserek. Odwrócił więc jej uwagę, kiedy ponownie przyciągnął ją do podejrzanie opanowanego pocałunku zakończonego zaczepnym przygryzieniem wargi. Poszukał jej dłoni i na szczęście bez trudu ją namierzył. Pokierował ją delikatnie w stronę cienkiej ścieżki jasnych włosków pokrywającej mu podbrzusze. Bardzo ostrożnie włożył pod gumkę bielizny jeden palec Allie. Czy czuła się z tym komfortowo? Zanim poprowadził ją dalej, musiał znać odpowiedź na to pytanie. Dopiero wtedy zaprowadził jej rączkę na pokrytą żyłkami pełną erekcję. Pozwalał im się zapoznać i dawał przestrzeń do zbadania wszelkich kształtów i rozmiarów. Wskazał jej dotykowi również swoje tkliwe jądra, nim pochylił się, by owiać gorącym oddechem jej ucho. - Rozbierz mnie, Allie. - Poprosił, posłusznie unosząc biodra i dopasowując je do każdego ruchu, jaki zapragnęłaby wykonać. To ona nadawała im tempo. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Nie dało się nie zauważyć, jak niemal wyskoczył z miejsca pod naporem niepewności, gdy nagle na łóżku został już tylko on. Widziała jeszcze w jego oczach gasnące zmieszanie i strach, że może zrobił coś nie tak. Nie zrobił. Jak mógłby? Był od początku tak delikatny, pokazywał jej uroki cielesności cierpliwie i powoli. Tak przynajmniej sądziła. Rozczulony uśmiech na moment wkradł się na wargi, gdy wracała do niego, a on znów gotów był zamknąć ją w swoich objęciach. Niepewność mieszała się ze strachem. Nie miała odwagi podejść o krok dalej. Ta jedna rzecz, ostatnia bariera, wydawała się tą najtrudniejszą do pokonania. Krótki rachunek sumienia, i pytanie – czy była gotowa? Czy kiedykolwiek będzie gotowa bardziej niż jest teraz? Wiedziała na pewno, że kocha Mauriego. Chce z nim być, chce dać mu wszystko, czego tylko by zapragnął. I również to, o co nigdy by jej nie poprosił. Być może to głupie, żeby zakochiwać się tak szybko, żeby wyznawać miłość zaledwie w tak krótkim czasie – żeby planować już małżeństwo, kiedy ledwie się poznali, ale była bardziej niż pewna. I teraz wiedziała bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, jak bardzo go potrzebowała. Jak bardzo go pragnęła. Na swój sposób tak właśnie było. Pragnęła go, nawet jeśli wypierała tę myśl tak długo, aż do tej chwili. Pragnęła go, nawet jeśli obawiała się sięgnąć po więcej. Łagodny dotyk Mauriego, przywołanie jej twarzy wyżej, krótkie spojrzenie pięknych oczu było czymś, co miało przynieść jej ulgę. Co rozproszyło skutecznie jej obawy, kiedy wargi ponownie łączyły się w pieszczotach, języki w tańcu, a dłonie – dłonie splatały się w uścisku, który powolutku powracał do ciała Mauriego. Dotykała jego piersi, raz jeszcze schodziła niżej, poprzez mięśnie brzucha, aż na podbrzusze, wciąż jeszcze osłonięte łono. Serce zabiło jej mocniej, ale tam właśnie wiódł ją Maurie. A ona mu nie uciekła. Pozwoliła mu powieść się niżej, pod materiał bielizny, aż nie było już odwrotu. Opuszki palców wyczuwały każde odkształcenie jego męskości. Badały delikatną skórę, błądząc dalej, niżej. Jeszcze jeden oddech i kolejny. Z ciała uchodziło powoli napięcie. Nie wiedziała, czego konkretnie się spodziewała, ale teraz, konfrontując się z lękiem, czuła się lepiej. Pewniej. I wiedziała, że Maurie ją rozumie. Jest z nią. Nie nalega, nie naciska, ale prowadzi. Kocha go. Rozbierz mnie. Podnosi na niego wzrok po raz kolejny. Jeszcze przez chwilę niepewna, jeszcze z bijącym sercem. Znali już zakamarki swojego ciała, ale teraz… Wciąż jeszcze mogła się wycofać. Czy chciała? Zabrała rękę zza materiału spodni tylko po to, aby objąć brzegi spodni Mauriego. Pewnym ruchem obnażyła jego biodra, w ostateczności pozostawiając i jego już tylko w pierwotnym stroju – i stroju najbardziej perfekcyjnym. Jeśli przed chwilą była zawstydzona, teraz była zawstydzona i to bardzo. Wzrok prześlizguje się po zakamarkach ciała. Po tych, które już zdążyła dojrzeć i po tych, których jeszcze nie widziała. Znajdują się przed sobą, nadzy, rozpaleni, i częściowo nieświadomi tego, co to wszystko może oznaczać. Co to wszystko znaczy dla Allie. Dotyka jego uda z tak wielką delikatnością, że równie dobrze mogło być to muśnięcie wiatru. Dotyka, ale zaraz odejmuje dłoń, żeby przysunąć się bliżej. Żeby wsunąć własne udo pomiędzy jego, żeby przylgnąć nagim ciałem do jego ciepłego, rozgrzanego ciała i żeby raz jeszcze odnaleźć jego usta. Usta. Jedyną pewną ostoję, której się nie bała. — Maurie… - szepcze, choć nie wie, co chce powiedzieć. Jest tak wiele, co chciałaby mu teraz wyszeptać, a jednak nie potrafi ubrać myśli w żadne słowa. Szuka pewności, szuka bezpieczeństwa. Spogląda w jego błękitne oczy. Czy tam je znajdzie? |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
A w tych oczach znaleźć mogła wiele. Poczynając od nieustannego oczekiwania powodowanego bezkresnym pożądaniem jej ciała, przez odrobinę lęku, że rzeczywiście postanowi go takim zostawić, aż po uczucie, z którego obecności nawet nie zdawał sobie sprawy. Nigdy nie powiedział jej tych dwóch słów, mimo że ona tak bardzo na nie czekała. Nie miał pojęcia, że za kilka dni Ira bezbłędnie wyczyta z jego twarzy to, czego dziś tak szaleńczo się obawiał oraz iż to wszystko, to całe zwątpienie i dystansowanie się było jedynie zasłoną mającą chronić go przed zranieniem. Zasłoną cienką jak jego pokłady samokontroli, kiedy dotykała jego ud i kruchą jak granica szaleństwa, nad którą go doprowadzała. Udo napierało i przez nie nie był w stanie nawet pomyśleć o doskonałych piersiach przylegających teraz ściśle do jego klatki piersiowej. Po prostu przyjął ją w swoje ramiona, połączył usta nie tylko w pełnym pasji pocałunku, lecz również w uśmiechu pełnym ulgi. Ulgi, że byli tutaj razem i potrafili dojść tak daleko tylko we dwoje. - Allie - wypowiedział jej imię, kiedy ona szeptała jego własne. Patrząc jej w oczy, podarował im tę chwilę milczącego połączenia, które miało zaoferować jej spokój, pociechę i podporę. Nie była wcale sama i wiedziała, że nigdy nie zrobiłby jej krzywdy. A na pewno nie umyślnie, bo za wodne spotkania nigdy nie mógłby poręczyć. Zsunął spodnie plączące mu kostki kilkoma kopnięciami, a następnie objął Allie delikatnie w talii. Prowadził ją w głąb łóżka, gdzie jeszcze chłodna pościel napotkała jej plecy. Tam właśnie ją złożył i prostując ramiona, zawisł nad nią na kilka chwil. Objął ją ciężarem swojego spojrzenia. Patrzył na nią jak na swój największy skarb. Jak na kogoś, kogo się kocha. Lecz czym jest miłość, gdy dostrzega się ją w takich chwilach, jeżeli nie echem pierwotnych instynktów? Przecież to nie było możliwe, żeby był w stanie kochać kogoś, z kim znał się tak absurdalnie krótko. Darzyć sympatią, pożądać jej bliskości mógł zawsze, ale coś więcej… nie był przecież aż tak naiwny. Prawda? Wychylił się naprzód. Przytulając twarz do jej jedwabistej szyi, składał na delikatnej skórze dziesiątki pocałunków. Zaczekał, aż się rozluźni, aż zaufa, że to tak naprawdę ona trzyma lejce, a on jest jedynie jej instruktorem. Dopiero wtedy złożył jedną z dłoni na jej brzuchu, aby sunąc nią wzdłuż bioder i uda, oprzeć jej wnętrze o wzgórek łonowy. Dotykał, ale nie macał, to była ta różnica. Dawał czas na przyzwyczajenie się do jego obecności, zanim podążył dalej. Muskając palcem jej wilgotną skórę, śledził zewnętrzne kształty warg sromowych, aż wreszcie wsparł nadgarstek o wnętrze jej lewego uda. Nic nie mówił, ale nie musiał. Znaczenie tego gestu było doskonale zrozumiałe. Zresztą, trudno było mówić, gdy ustami spijało się słodycz z kącika jej warg. Rozszerz nogi, a nie będzie już odwrotu. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Allie. Jego głos otaczał ją ciepłem. Otulał, zamykając w bezpiecznym kokonie. Wzrok utkwiony w jej oczach zawisł chwilę dłużej. Gdy szukała w nim ostoi, odnalazła ją bez większego zwątpienia. Bezbrzeżne uwielbienie wylewało się z tych błękitnych niczym rozświetlony promieniami słońca ocean i przez te kilka chwil naprawdę była skłonna uwierzyć, że jest dla niego wyjątkowa. Nie tylko przez kilka chwil. Wierzyła mu bezgranicznie. Wierzyła, że wszystkie słowa, jakie pomiędzy nimi padły, były szczerą prawdą i potrzebą jego serca. Była dla niego ważna. Była wyjątkowa. I nigdy, przenigdy jej nie zostawi. Nie zawsze będzie pięknie, nie zawsze będzie kolorowo – ale będzie z nią. I to było najważniejsze. Stąd też płynął kolejny, pełen pasji i czułości pocałunek, gdy po raz kolejny zmniejszała między nimi dystans. Spijała z jego warg spokój, nawet jeśli serce biło przyspieszonym rytmem. Teraz już nie chciała go zostawiać. Teraz już nie chciała się wycofywać. Pozwoliła mu poprowadzić się w głąb łóżka, aż jej plecy opadły na miękką, choć dziwnie chłodną pościel, i patrzyła, jak zawisa nad nią, tak piękny, tak wyjątkowy, tak jej. Za moment będzie jej, bezgranicznie. Ciało reagowało samo, zupełnie jakby doskonale wiedziało, co robić, zanim jej umysł był w stanie przetworzyć cokolwiek. A może po prostu przejęło kontrolę, wraz z instynktem, bo od kilku chwil rozmyślania pozostawiła gdzieś za drzwiami – nie miały sensu, gdy kontrolę przejmowały uczucia. Głowa odchyliła się sama, odsłaniając szyję, a gdy spadały na nią kolejne pocałunki, z warg Allie wyrywały się kolejne westchnięcia. Nie spieszył się. Był blisko, ale przeciągał ten moment do granic możliwości, aby być pewnym, że mu nie ucieknie. I nie uciekała. Choć gdy dłoń sunęła wzdłuż podbrzusza, jej ciało spięło się odrobinę, bo poznawało dotyk w rejonach, które na dotyk niczyj narażone nie były. Teraz było inaczej. Maurie nie starał się być gwałtowny, ale delikatnie podważał kolejne granice, badając regiony ciała dotąd niepoznane przez nikogo. Zapoznawał się z nią, tak jak ona poznawała reakcje własnego ciała na niego. I z każdą kolejną sekundą czuła, że za moment zwariuje. Ale oszaleć na punkcie Mauriego – to dobre szaleństwo. Urywany oddech zginął gdzieś w jego wargach. Dłonie same znalazły się w jakiś sposób na jego plecach, zaciskając bezboleśnie na ich skórze. Maurie czekał, Allie nie była wciąż jeszcze pewna, ale ciało reagowało za nią. Uda rozchylały się łagodnie, miarowo, pod naporem dotyku, do którego powolutku zdążyła się już przyzwyczaić. Nie był wcale intruzem, ale gościem, któremu uczyła się ufać w inny sposób. Jak dotąd nie dał jej żadnych powodów, aby to zaufanie straciła. Otwarta przed nim, uniosła jeszcze na chwilę dłonie do jego twarzy, aby ująć jego policzki i spojrzeć w jego twarz po raz kolejny. Delikatny uśmiech rozświetlił jej twarz. Jedno spojrzenie wystarczyło, by dała mu nieme przyzwolenie na wszystko to, co za moment się stanie. Ważne, że z nim. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Badawczy dotyk napotykał nieme przyzwolenie, kiedy ciekawska dłoń zapuszczała się śmiało w najdalsze części kobiecości. Maurice nie mógł przestać się uśmiechać, kiedy zauważył, jak jego słońce drgnęło kilkukrotnie pod wpływem badania, jakie jej fundował i ten sam uśmiech odbił na jej rozgrzanych wargach kilka sekund później. Dotarł do łechtaczki, na której zatrzymał dłoń, aż za dobrze pamiętając, że jest to jedno z miejsc, które powoduje mnóstwo przyjemności i odsuwając nieco twarz znad jej ciała, złączył ich spojrzenia. I wtedy dostrzegł przyzwolenie. Nie potrzebował więcej sygnałów, aby czuć się ośmielonym. Jego ciało również, bo wraz z delikatnym przesunięciem opuszką po miękkiej tkance, odnalazł miejsce, w jakim za moment miał się znaleźć. Pachwina pociągnęła go mocno, bólem przypominając o trawiącym go podnieceniu i koniecznością odszukania miejsca, gdzie mógłby mu ulżyć. Miejsce już mieli, ale czy gotowe? Kiedy wsuwał pierwszy palec do jej wnętrza, miał wrażenie, że czekała na niego całe życie. Wilgoć przykleiła mu się do skóry, a ścianki pochwy posłusznie rozsunęły się pod wpływem krótkiego masażu. Czuł, że Alisha zaczyna spinać uda. Nie winił jej za to, bo taka reakcja na inwazję w miejscu intymnym była bardzo naturalna. - Rozluźnij się - poprosił szeptem, kiedy wysuwał z niej palec i kreślił koło u jej wejścia, aby jeszcze bardziej ją stymulować. Nie mówił, że jeśli będzie spięta, to będzie ją bolało. Miał wrażenie, że sama to zauważyła, kiedy po raz pierwszy zacisnęła mięśnie wokół jego dłoni. Jeżeli nie, to za moment na pewno ją poinstruuje. Teraz był za bardzo zajęty gładzeniem wewnętrznej części jej uda, kiedy zbliżał się do niej biodrami i układał się na swoim miejscu. Był tak absurdalnie pochłonięty przez pożądanie, że jak gówniarz, który pierwszy raz dotykał dziewczyny, nie był w stanie pamiętać o zabezpieczeniu się. Prezerwatywy tkwiły zamknięte na szafce nocnej i stanowiły już teraz jedynie ostrzeżenie na przyszłość. Ostrzeżenie, które być może zapamięta do końca życia. Przysunął czubek członka do jej wejścia, drażniąc go nieubłaganie i ostrożnie założył jej uda na własne kości biodrowe. Popatrzył jej w oczy spojrzeniem zmienionym przez trawiące go pragnienie i patrzył dalej, kiedy wsparty nad nią na łokciach zaczął się w nią wsuwać. Bardzo powoli i delikatnie, chociaż wilgotna ciasnota jej łona chciała wprawiać jego biodra w ruch. Powstrzymując się, z trudem odetchnął ciężko. Czubkiem penisa musnął wreszcie miejsce, w którym prawdopodobnie będzie musiał się zatrzymać. Był w niej. Był w Allie. Kochali się. Chyba sam jeszcze w to nie wierzył. Opuścił się nieco na ramionach, aby móc ją pocałować. Oddech miał ciężki, nieregularny. Poruszył się w niej powoli, jakby na próbę, a potem znowu, tym razem nieco szybciej. Szukał rytmu, jaki mógł sprawić jej najwięcej przyjemności, gdy nasłuchiwał jej westchnień. Powstrzymywał się, bo gdyby to od niego zależało, już dawno wyłączyłby mózg z dalszego udziału. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Maurie radził sobie o wiele lepiej niż ona. Doskonale wiedział, gdzie dotknąć, aby sprawić najwięcej przyjemności – aby w jego dłoniach stała się instrumentem, który zagra dokładnie tak, jak sobie tego zażyczy. I po raz kolejny niespodziewane westchnienie, bo zaskoczyło ją samą, wyciekło z jej warg, gdy dotykał ją tam, niżej, gdzieś u wrót kobiecości. Choć oczy miała zamknięte, gdy je otwarła, zobaczyła jego twarz, a decyzja mogła być już tylko jedna. Chcę więcej. Dostała więcej, nie musiała go zapraszać dwukrotnie. Dłoń sunęła niżej, zatapiając się w jej głębi, a bezgłośne, choć pełne adoracji westchnięcia, zaczęły nabierać na dźwięku. Ciało reagowało samo, poddając się przyjemności wymieszanej ze strachem i odrobiną dyskomfortu. Ten ostatni czynnik byłaby skłonna zignorować, gdyby nie mięśnie, które reagowały same. Szept był instrukcją, a Allie chętnie by odpowiedziała, że robi, co może. Teraz już się nawet nie bała, teraz po prostu pozwalała mu się dotykać tak, jak tylko tego zapragnął i… Za moment mogła odwołać to, co właśnie pomyślała. Znalazł się tuż przy niej, tuż nad nią. Czuła go bardzo wyraźnie, a kiedy powolutku przymierzał się i wdzierał pomiędzy jej nogi, spięcie na nowo owładnęło jej ciałem. Nie była przestraszona, nie bała się, to coś innego. To jakby niepokój – co będzie dalej? Czy jej się spodoba? Czy jemu się spodoba? Co, jeżeli nie? Co, jeżeli zaboli? I- Wahanie nie miało dłużej znaczenia. Im bardziej go czuła, im głębiej go czuła, tym bardziej, nieświadomie, rozchylały się wargi, tym bardziej zaparty dech, zatrzymany oddech, zamieniał się w jeden, niepewny, przerywany dźwięk, coraz mocniej brzmiący, coraz głośniejszy. Oczy, na przekór, szukały jego twarzy, jego spojrzenia, bo tylko w nich odnaleźć mogła spokój i pewność. A wraz z ostatnim pchnięciem wyrwał się z jej ust jęk głośny i niepowstrzymany. Dłonie same wystrzeliły, żeby wczepić się w jego plecy i tak, wtulając się w jego zawisłe nad nią ciało, opanować oddech, opanować emocje, opanować… Czy w ogóle się dało? Ból mieszał się z pewną nieznaną przyjemnością. Z początku był większy, niż mogłaby się spodziewać, lecz wraz z ruchem bioder powolutku mijał. Ustawał. Maurice na pewno sam to czuł, bo wraz z kolejnymi chwilami jej ciało stawało się mniej spięte, bardziej plastyczne, bardziej podatne. Aż w końcu minął całkowicie. Serce chciało wyskoczyć jej z piersi, wybijając szaleńczy rytm. Głowa, nieco zwrócona w bok, odsłaniała szyję. Dłonie drastycznie przyciągały jego plecy bliżej, obejmując, szukając jeszcze ostoi, pewności i wszystkiego, co tylko znała, lecz w końcu, spomiędzy rozchylonych warg, zaczęły wypływać jęki przyjemności. Zamknięte powieki, zaznaczone wciąż ciężkim, scenicznym makijażem, były zwiastunem bezbrzeżnego poddania się tej chwili. Kochali się. Po raz pierwszy – z pewnością nie ostatni. Ta świadomość dopiero teraz zaczynała spływać do umysłu Allie. Wargi, wciąż bajecznie rozchylone, rozciągnęły się nieznacznie w delikatnym uśmiechu. — Kocham Cię – szepnęła raz jeszcze, po raz drugi tego samego dnia, i teraz, bardziej niż parę godzin temu, była tego pewna. Nie da się nazwać tego inaczej. Nie potrafi znaleźć uzasadnienia, dlaczego zwyczajnie zwariowała na jego punkcie. Nie potrafi opisać szczęścia, jakie właśnie czuje, gdy ich oddechy splatają się w nierównym rytmie ze sobą, wtórując złączonym ciałom. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone