Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
First topic message reminder : Sypialnie i garderoby Wysokie okna, jasne kolory i sterylna czystość to główne elementy składowe sypialni głównej (niebieskiej) i gościnnej (beżowej) oraz przylegających do nich garderób. Pomieszczenia są porażająco przestronne i urządzone z przepychem, chociaż w sypialni gospodarza da się odczuć odrobinę ciepła i dostrzec piętno jego obecności. Za szybą jednej z witryn znajdują się jego przedmioty osobiste - pamiątki z wyjazdów, dziesiątki najpiękniejszych muszli i wypolerowanych wodą kolorowych kamieni, drogocenna biżuteria, albumy pełne zdjęć oraz zaklęty kuferek z listami, oraz innymi, najbardziej prywatnymi rzeczami, który chętnie i bez ostrzeżenia użre w rękę każdego, kto spróbuje się do niego dostać. Rytuały w lokacji: Kryształowiec [moc: 71] |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Marcus Verity
ILUZJI : 5
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 7
PŻ : 163
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 13
Wiek : 29
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : adwokat (również diabła)
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Marcus Verity
ILUZJI : 5
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 7
PŻ : 163
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 13
CW: treści (homo)erotyczne Lekkie pocałunki tylko odwlekały nieuniknione, ale poddał się im z przyjemnością, wtapiając w materac i ciało Maurice’a. Objął go z niewypowiedzianą ulgą, łagodzącą niepewne czy to już?, obijające się o żebra. Zamknął ciepłe, zmęczone ciało w niezaprzeczalnie nachalnym uścisku, schował nos w splątanych włosach i przycisnął wargi do gładkiego czoła. Nie mógł go zatrzymać, ludzie tak nie działali, przecież wiedział o tym doskonale. To tylko seks, chwila ciekawości czy odwrócenia uwagi. Wolałby nie myśleć o sobie jak o kolejnej łatwo dostępnej drodze ucieczki, zastępstwie dla kawy, alkoholu czy valium, pozwalającej Overtone’owi zapomnieć o tym, przed czym musiał uciekać. Znał ten mechanizm za dobrze. Niestety, jego “wolałbym”, nawet wplecione w łzawe modlitwy, nigdy jeszcze nie zaklęło rzeczywistości. – Bardzo lubisz zadawać pytania, na które znasz odpowiedzi, co? – przywołał w tym wszystkim promyk rozbawienia. – Może to ty w naszej dwójce powinieneś być adwokatem? Bezmyślnie głaskał szerokie plecy, jak gdyby i siebie mógł tym dotykiem uspokoić. – Żeby to wiedzieć, nie potrzebowałem demonstracji z twoich wielu imponujących talentów – odpowiedział mimo pewności, że żadna odpowiedź nie była tutaj potrzebna. – Choć, jeśli o mnie chodzi, możesz je demonstrować, kiedy tylko masz ochotę, nie obrażę się. – zachowanie powagi groziło zanurzeniem się we wzbierającej na nowo mieszance niepewności i goryczy. Paradoksalnie, to nie świat i codzienność za murami rezydencji niepokoiły go najbardziej, choć przecież to tam czyhały na nich najpoważniejsze konsekwencje tego dnia. To wizja możliwego, jeśli nie nieuchronnego pożegnania, z rodzaju tych, które chce się jak najszybciej odbębnić, zanim niemile widziani goście postanowią zostać na jeszcze jeden dzień, ciążyła mu na żołądku, tam, gdzie jeszcze przed chwilą wrzało pożądanie i lekkomyślność. – Mhm – zwlekał jeszcze sekundę, dwie, wypalając tę chwilę w pamięci. Odsunął się powoli, po ostatnim pocałunku złożonym na czubku prostego nosa i wygrzebał z łóżka. Nie było to wcale łatwe zadanie, o czym zaświadczyć mógł malowniczy grymas na twarzy Verity’ego, gdy dopadły go wszelkie boleści i mrowienie zastygniętych mięśni. Kąpiel była doskonałym pomysłem. – Prowadź – tym razem to on sam odnalazł dłoń Maurice’a, splatając ich palce z pozorną beztroską. Nie chciał musieć odzwyczajać się od ich ciężaru jeszcze zanim zdążył się go dobrze nauczyć. |
Wiek : 29
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : adwokat (również diabła)
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
[TW] homoseksualizm Rozbawił go, być może na kilka uderzeń serca odpędzając od niego mroki czarnowidztwa. - Musisz mi wybaczyć. To jedno z niewielu wystąpień, po którym nigdy nie dostaję dosłownych oklasków. - Odpowiedział, znajdując chwilę, aby zbombardować go siłą swojego spojrzenia, chwilowo jeszcze lekkiego jak chmury wirujące nad oceanem tuż za ich plecami. - Chcę to usłyszeć. Chce widzieć, jak mi to przyznajesz. Oznajmił, bezlitośnie przesuwając paznokciami po cienkiej skórze jego podbrzusza, tuż ponad wymęczoną spełnieniem męskością. Dopadał go jak rekin, który zwietrzył zapach krwi. Krążył wokół i spijał z jego ust nawet najmniejsze drgnięcie, które mogłoby mu powiedzieć wszystko o wrażeniach Marcusa z dzisiejszego spektaklu. Chociaż otrzymał już część swojej odpowiedzi, poszukiwał pozostałych fragmentów, z których mógłby złożyć świadectwo temu, że rzeczywiście nie wydawało mu się, że nie był to pierwszy raz, gdy wodził go na pokuszenie. - Ach tak? A ja głupi myślałem, że jedynie bezpośrednie działanie pozwoli ci to dostrzec. - Zacisnął palce mocniej na jego skórze. - Jakby to powiedzieć… jestem jakby kruczkiem w twojej codziennej umowie spółki. Nie wyjaśniał, co dokładnie miał na myśli, ale chyba nie musiał. Tym bardziej że pocałunki się nie skończyły i zasłużył jeszcze na kilka drobnych pieszczot. Ruszenie się z miejsca wymagało wysiłku, to prawda. Mięśnie zmęczone gonitwą zastały się od chwili współdzielonego lenistwa. Maurice po królewsku zaczekał, aż to jego partner w zbrodni pierwszy opuści łóżko i uśmiechnął się ze złośliwym zadowoleniem na widok grymasów błądzących po jego twarzy. Zanim zeskrobał się ze spoconej pościeli, zsunął z siebie zabezpieczenie, a następnie dołączył do niego opieszale, nie pozbywając się ze swoich gestów obłapiającej potrzeby kontynuowania stymulującej bliskości. Przylgnąwszy do jego boku, przesunął dłonią po pośladkach Marcusa. - Cieszę się, że pamiętasz, gdzie byłem. - Podrażnił się jeszcze, muskając ustami jego skroń i chętnie chwytając zaoferowaną mu dłoń. Zanim jednak poprowadził ich ku łazience, najpierw stanął na progu sypialni, wychylając głowę zza białych drzwi. - Lucienne - zawołał, całkowicie kładąc kres przywoływanym wcześniej twierdzeniom, jakoby nie było ich słychać na parterze. Słychać było doskonale. To po prostu uszy gosposi nauczyły się wybiórczego nasłuchiwania. - Zajmij się sypialnią, bardzo proszę. Wydawszy polecenie, wrócił do obiektu swojej niepodzielnej uwagi i wprowadził go do łazienki przylegającej do sypialni. → łazienka |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
| z łazienki Nie odpowiadał mu na to nic, zanadto przerażony możliwością kolejnej rundy w wannie. Nie, żeby taki scenariusz mu nie odpowiadał, ale jednak to nie czasy studenckie. Trochę oddechu należało się każdemu. Poza tym to miejsce już mieli zaliczone, niechże zdążą chociaż dojść do garderoby. Poziom dzisiejszych wysiłków wymagał solidnej pielęgnacji, więc zanim Maurice zdążył namaścić nie tylko twarz, ale również i ciało kolejnym wonnym specyfikiem, Marcus już zajmował zaszczytne miejsce w jego sypialni. Gospodarz przemknął tam ze swobodą, w pierwszej chwili zupełnie nie kłopocząc się szukaniem ubrań, również ładnie zebranych i wywieszonych na ozdobionych perłami wieszakach. Udał, że nie zauważył, jak poważny stał się znów jego gość i najwidoczniej nie znudziwszy się jeszcze wsadzaniem kija w mrowisko, podszedł do niego powoli, z poważającą swobodą obejmując go od tyłu w pasie. Wsunął brodę na jego ramię, aby znad szerokich barków móc spojrzeć na kotłującą się w dali potęgę natury. - Nie sądziłem, że postanowisz się ubrać. - Zagaił, a chociaż głupi uśmiech skrywało gniazdko z wilgotnych włosów, niewątpliwie tam był. Overtone dopuścił do głosu rozbawienie, zamykając sobie tym samym dostęp do melodyjnego kuszenia, którym wcześniej zwabił Marcusa do swojego łóżka. Przytulając znowu usta do jego szyi, połaskotał go wychłodzonym nosem. - To co teraz? Idziemy budować zamki z piasku? Pijemy kolejną kawo-herbatę? - Rzucił swobodnie dwie propozycje, aby udać nawet przed samym sobą, że nie zauważa, jak sztywne stało się ciało Veritiego, kiedy tylko wbił się z powrotem w garnitur, zegarek i krawat. Maurice zaczepnie wsunął palec pod cienki materiał otulający szyję i rozluźnił perfekcyjny węzeł w bardzo wymownym geście. „Spocznij, panie mecenasie. Twoje godziny pracy jeszcze się nie zaczęły.” [ukryjedycje] Ostatnio zmieniony przez Maurice Overtone dnia Wto Lut 06, 2024 9:07 pm, w całości zmieniany 1 raz |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Marcus Verity
ILUZJI : 5
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 7
PŻ : 163
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 13
Overtone przyniósł ze sobą chmurę perfum, z których zapachem dobrze już się zaznajomił w łazience. Prawdopodobieństwo, że od tej pory jaśmin i bergamotka staną się synonimiczne z blondwłosą nimfą, było zatrważające, by nie powiedzieć, że całkiem pewne. Pamięć Verity’ego to kolejna klątwa, jaką hojnie obdarzyli go stwórcy – nie potrzebował podszeptów zapomnianych już wydarzeń, żeby torturowała go przeszłość. Wystarczyła nuta zapachowa, warunki pogodowe czy fragment chwytnej melodyjki podsłyszany pewnego razu w markecie i wspomnienia przewijały się przed oczyma wyobraźni jak film. Maurice kreował nowe połączenia, zaklinając dotyk swoich dłoni w materiale koszuli i podatnej tkance hipokampu. Marcus nie potrafił i nie chciał go odgonić. – Nie planowałeś czasem treningu? Gdybyśmy obaj paradowali w negliżu, mógłbyś na niego nie dotrzeć – żart zakamuflował niepewność kiełkującą w piersi adwokata, odkąd tylko wygramolił się z wanny. Nikt nie nauczył go etykiety obowiązującej w takich sytuacjach. Przelotny, niezręczny pocałunek na pożegnanie i prędka ewakuacja? Nie chciałby się do niej stosować. Poprawił ramię Maurice’a na swojej talii, kciukiem głaszcząc miękką, nieco lepką od balsamu skórę przedramienia. Może jednak nie spuścili resztek tego do ścieku wraz z pianą? Nadzieja była paskudnym narkotykiem. Siała spustoszenie większe od benzo, białego czy wielkiego E, bez proporcjonalnych zysków. Nadzieja rozluźniła ramę adwokackich barków i obnażyła udekorowaną szyję przed kolejnymi pieszczotami. Pozwolił Overtone’owi zniweczyć owoc jego starań – węzeł przekrzywił się nieco na prawo, dołeczek stracił swoją symetrię. – Wycieczkę planowałeś tylko do sypialni? Cóż za pewność siebie – podrażnił, odwracając się w końcu od żywiołu hulającego za oknem na rzecz tego pachnącego kwieciem, cedrem i grzechem. Złożywszy dłonie w najdogodniejszym do tego, jak pokazało doświadczenie, zagłębieniu kości biodrowej, sięgnął po jeszcze jeden pocałunek. Skubnął świeżo nawilżoną wargę zębami. Smakował miodem. – Jeśli chcemy stąd wyjść, kawa może być dobrym pomysłem. Najlepiej z przyzwoitką. Mówił jedno, robił drugie, ochoczo korzystając z bliskości nagiego ciała. Cóż za szczęście, że ludzka fizjologia miała swoje granice, nawet jeśli ich wilczy apetyt takowych nie znał. |
Wiek : 29
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : adwokat (również diabła)
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Zacmokał głośno, niepocieszony wypominaniem mu słów, które powiedział wcześniej. Biedactwo… akurat do tego będzie musiał się przyzwyczaić. - Planowałem, ale najpierw muszę trochę odparować. Wiesz, jak drogi jest ten lotion? - Odpowiedział, wyciągając przed siebie dłoń, aby mógł przyjrzeć się nienagannej fakturze jego skóry. - Poza tym, trochę nie wypada porzucać mi gościa. Poczekam, aż się mną znudzisz i zaczniesz pisać wniosek o zakaz zbliżania się. Żart rzucony ze swobodą krył w sobie pewne napięcie, którego Maurice nie potrafił nazwać słowami. Dlaczego je odczuwał? To kolejna zagadka, zwłaszcza że gdzieś daleko w jego wnętrzu wciąż kotłowała się potrzeba rzeczywistej ucieczki w morską toń, byleby dalej od przywiązywania się. Walczące w nim dwa wilki jeszcze nigdy nie były tak niezgodne. Tak bardzo nie chciał zostawać sam… czy można było dać temu wyraz jeszcze bardziej, niż poprzez ten pełen desperacji pocałunek, który mu podarował, gdy tylko odwrócił się ku niemu. Przylgnął do niego chętniej, niż początkowo planował, ale zanim zwiódłby samego siebie na jeszcze większe pokuszenie, ostatni całus złożył na jego czole. Potem powoli wyplatał się z zasięgu jego dłoni. - Obawiam się, że rolę przyzwoitki musiałaby pełnić osoba z zewnątrz. - Poinformował, unosząc brew, kiedy odwrócił się i podszedł do świeżo zasłanego łóżka. Lucienne byłaby marną pomocą, skoro już zapoznała się z ekscesami tej dwójki podczas doprowadzania miejsca zbrodni do porządku. Na dobry początek Maurice zsunął z wieszaka spodnie, aby ukryć pod nimi nagość bioder. Koszulę jedynie zarzucił, nie kłopocząc się zapinaniem jej, co być może okaże się kolejnym błędem. Póki co zupełnie się nad tym nie zastanawiał. Tak samo, jak nie myślał o swoich brakach w bieliźnie, gdy zapinał rozporek. - Chodźmy. Mamy krewetki do dokończenia. - Wyciągnął dłoń w kierunku okna i zaprosił Marcusa do ponownego splecenia ich palców. Wsunął jeszcze na stopy śmieszne, futrzane bambosze, nim odbyli ponowną pielgrzymkę do kuchni. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Marcus Verity
ILUZJI : 5
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 7
PŻ : 163
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 13
Złapał smukłą dłoń i podsunął ją bliżej oczu, by przyjrzeć się gładkiej skórze, jeszcze mieniącej się od kremu. Jakieś drobinki skrzyły się w blasku popołudniowego słońca niby płatki złota. To wyjaśniałoby absurdalne pieniądze, jakie Maurice niewątpliwie nań wydał. Cena musiała być nawet wyższa od jego rachunków za wodę. Pocałował każdą z czterech wystających kosteczek. – Mógłby być przy okazji smaczny – zauważył, pocierając o siebie nieco błyszczące teraz wargi. – Możesz się tego nie doczekać. Lepiej byłoby, żebyś mnie wygonił, zanim klienci zaczną się upominać o swojego zagubionego w akcji pełnomocnika. Scenariusz mało prawdopodobny, lecz niezupełnie niemożliwy, czego dowodem była skórzana aktówka porzucona na tylnym siedzeniu i rozsupłany krawat. “Herbata” trwała o godzinę lub dwie za długo, o czym przypomniałaby mu tarcza rolexa, gdyby nie był właśnie zajęty poszukiwaniem skarbu pod językiem Overtone’a. Wszystko, co dobre musiało się kiedyś skończyć, jakkolwiek zabawny byłby wyraz niezadowolenia wymalowany na twarzy Marcusa. Odprowadził mężczyznę wzrokiem, z uniesioną brwią przyglądając się nagim pośladkom znikającym pod dżinsem. Nie komentował. Jak zauważył gospodarz, mieli krewetki do dokończenia. Uziemiony przyjemnym ciężarem dłoni Maurice’a, podążył za nim do kuchni, gdzie już czekała na nich Lucienne. W pierwszym odruchu rozluźnił uścisk palców, gotów strategicznie schować je w kieszeni, gdy wciąż pewny dotyk partnera przypomniał mu, że skradanie się wokół gosposi straciło jakikolwiek sens, gdy ta pozbywała się śladów ich występków z pościeli. Jakimś cudem, poczuł niemałą ulgę na widok pąsowiejącego policzka i uporu, z jakim dziewczyna wpatrywała się w blat przed sobą. Świadomość, że nie tylko dla niego okoliczności ponownego spotkania były niewygodne, podnosiła morale. Zaledwie kilka minut później na stole pojawił się dzbanek świeżej herbaty. – Potrzebujesz taksówki? – powrócił do tematu sportowych wyczynów Overtone’a. – Mogę cię podrzucić w drodze powrotnej. Przyjrzał się dokładnie platerowi i sięgnął po maślane ciastko schowane wśród innych, podejrzanie wyglądających. Po chwili inspekcji ostrożnie odgryzł kawałek, na próbę, jakby mógł spodziewać się trucizny w posypce. Najwyraźniej zdało egzamin, bo wkrótce zniknęło całe. → kuchnia[ukryjedycje] |
Wiek : 29
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : adwokat (również diabła)
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Na pierwszy rzut oka jego słowa brzmiały jej jak pusta wymówka. Śliczna i kochana to jak powiedzenie czegoś dokładnie o każdej innej dziewczynie, która mogłaby być tutaj zamiast Allie. Mogłaby tak pomyśleć, gdyby nie widziała jego twarzy i zmieszania w oczach. Może nawet krztyny… paniki? Zawstydzenia? Jakby potrzebował się wytłumaczyć? Och, Maurie… Cień rozczulonego uśmiechu przecina tę niepewność, którą czuła zaledwie chwilę temu. Ona przepraszała, on przepraszał. Wszyscy za coś przepraszali. Kompletnie bez sensu, bo przecież wcale nie musiał. Nic takiego nie zrobił. Nie odpowiada mu jednak, dłonią raz jeszcze przeczesując jasne włosy, a wargami odnajdując jego skroń, na którą spadł drobniutki, pełen czułości pocałunek. Chwila niepewności z jednej i z drugiej strony, i Allie nie była już aż tak bardzo skrępowana, przypominając sobie również tą bardziej wrażliwą stronę Mauriego. No i… rozmawiała o nim z Irą. Ira też uważał, że nie był egoistą, nie mógłby nią manipulować. Jak mógłby? Po co robiłby to wszystko? Po co by się tak starał? Przecież się starał. Zagrała nawet razem z nim w teatrze. Być może nigdy więcej tego nie powtórzy i nie powróci już na deski opery, ale… — Dobrze. Oplata go ciaśniej, kiedy decyduje się wstać z ławki. Cichym śmiechem kwituje te drobne zmagania, nim oboje, razem, wracają drogą, którą tutaj przyszli – do domu Mauriego, skąd wciąż słychać fale i widać wzburzony nocą ocean. Była u niego tylko raz i nie widziała zbyt dużej części jego domu. Wtedy uderzył w nią przepych i jasność, i dzisiaj nie było inaczej. Być może nigdy nie przyzwyczai się do tego nagłego przeskoku w różnicy wyglądu ich mieszkań. Jego sypialnia była tak bardzo przestrzenna w porównaniu do pokoiku, w którym mieszkała sobie Allie. No i ta przeszklona ściana z widokiem na ocean… — Masz tutaj tak pięknie – odzywa się z westchnięciem, podchodząc powolutku, bosą stopą, w stronę okna. Było tutaj ciszej. Bardziej przestronnie. Bardziej spokojnie. Bardziej… intymnie. Czy tutaj poczuje się bardziej pewnie? Część z niej już czuła się lepiej. Byli sami, w oddali gdzieś szumiał ocean. Cały dom był tylko i wyłącznie ich. Nigdy nie spytała, czy naprawdę tyle lat mieszkał tutaj sam. Czy nie czuł się smutny albo samotny w całej tej przestrzeni. Ona by się czuła. Może dlatego miał tyle zwierzątek? Allie też lubiła zwierzątka. — Skoro nie wracam do domu, masz może wino? – uśmiech błyska na jej twarzy nagle, gdy odwraca się do okna i spogląda na sylwetkę Mauriego. Spędzą ten wieczór razem. Jakkolwiek się skończy. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Wprowadzenie jej do posiadłości nie wymagało szczególnych wysiłków. Miał szczęście, że Lucienne jeszcze nie pogasiła świateł. W przeciwnym wypadku musiałby Alishę wypuścić z ramion, a na to wcale się nie pisał. Wymiękł dopiero przy schodach, gdzie wreszcie przyznał się do zmęczenia, wskazując jej milcząco, aby wspięła się na górę. On w tym czasie spróbował uspokoić oddech, a miał na to całkiem sporo czasu. Wpuszczając Alishe do sypialni, zagwarantował jej kilka minut swobodnego zapoznawania się z wystrojem i ułożeniem mebli. Nie zastanawiał się, jakie wrażenie wywiera na niej coś, co dla niego jest codziennością. Nie był również w stanie przypomnieć sobie tak dramatycznie kolosalnej różnicy pomiędzy ich lokalami. Czy jej piętro nie zmieściłoby mu się czasem w samej sypialni z łazienką? Nie myślał nad tym, wybierając kilka sekund dla siebie, w których to rozpiął trzy górne guziki koszuli. Od wysiłku fizycznego zdołał nieco się zgrzać. - A teraz jest jeszcze piękniej - rzucił przez ramię z uśmiechem, którego nie zdołał zatrzymać. Zanim do niej podszedł, wygrała w nim próżność. Rzucił szybko okiem na swoje oblicze odbijające się w przeszklonej części szafy. Potem zaszedł ją od tyłu, aby razem móc rzucić okiem na mroczną toń liżącą przybrzeżne formacje skalne. - Mam - odpowiedział zgodnie z jej oczekiwaniami, a zarazem zgodnie z prawdą. Kimże by był, gdyby jego barek nie pękał w szwach od gościnnego alkoholu? Po drodze zdołał się nawet szczerze uśmiechnąć. Po tym co powiedziała na ławce, wcale nie był aż tak pewien tego, czy postanowi z nim zostać. Przypomnienie mu o podjętej decyzji porządnie go uspokoiło. - Na jakie masz ochotę? - Zapytał, sprytnie unikając przyznania, że tak naprawdę to pojęcia nie miał o tym, jakie wino lubi Allie. Nieważny szczegół, zaraz i tak się dowie. Specjalnie jej nie obejmował. W chwili obecnej mogłoby to grozić porzuceniem butelki z winem jeszcze zanim w ogóle przyniesie ją na górę. Kiedy uzyskał odpowiedź, zajął się przygotowaniem kieliszków, korkociągu i właściwego rocznika. A żeby było zabawnie… - Teraz dopiero zdaję sobie sprawę z tego, jakie to dziwne - zaczął mówić, nieświadomie wyprzedzając kończącą myślą motyw przewodni. - …ale wiesz, że otwierałem sam wino może kilka razy w życiu? Wypił ich zdecydowanie więcej, o czym świadczył odpowiedni wybór złoconych kieliszków. Zawsze jednak miał kogoś, kto wykonałby za niego nawet tak prozaiczną czynność. Teraz pewnie też by tak było, gdyby nie fakt, że to zdecydowanie nie były godziny pracy Lucienne. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
W szklanym odbiciu okna dostrzegła jeszcze swój delikatny uśmiech, nieznacznie się powiększający po słowach Mauriego. Jej słodki, uroczy mężczyzna. Chciała się do niego odwrócić, ale on był pierwszy – dopadł ją, zanim zdołała zrobić choćby krok w tył. A nawet gdyby go zrobiła, wpadłaby prosto w jego ramiona. Przed nimi rozciągała się nieskończona tafla wzburzonego wiatrem oceanu. Na niebie wspinał się powoli księżyc, a odgradzająca ich szyba pełniła przy tym rolę częściowego lustra, w której mogła dostrzec wysoką sylwetkę Mauriego i jego twarz tuż przy swojej twarzy. Maurie jednak nie obejmował jej z jakiegoś niezrozumiałego powodu. Gdyby wiedziała, może nawet uśmiechnęłaby się z rozczuleniem. Nie wiedziała jednak, dlatego sama przesunęła się odrobinę w tył, aby tył głowy wesprzeć na jego piersi. Była spragniona bliskości i zapewnienia, że wszystko jest w porządku. Że będzie z nią już zawsze. Nie zawsze musi być przecież doskonale, ale te chwile z nim spędzone… Och, jak jeszcze zaledwie przed chwilą mogła wątpić w jego intencje, gdy godzinę, może dwie temu zapewniał ją jeszcze, że wcale nie ma zamiaru wycofać się z całego planu? Plan był szalony i postawiony nagle, niespodziewanie. Maurie miał rację – powinni się poznawać, zamiast myśleć o ślubie. Co, jeśli dojdą do wniosku, że jednak to nie jest to i do siebie nie pasują? Czy w ogóle mieli taki luksus, aby cokolwiek mogło im nie wyjść? Pytanie o wino było wygodną ucieczką, bo prawie już zapomniała, że o nie poprosiła. — Przypuszczam, że nie mamy w planach żadnej wystawnej kolacji – to nie była sugestia, sama by już nic nie przełknęła; bankiet był za nimi, a Allie zdążyła najeść się już koreczków i przeróżnych przekąsek. Skoro więc tak i chcą po prostu miło spędzić wieczór, najlepszym byłoby wino słodkie… Jakie wino słodkie może mieć Maurice? Nie przypuszcza, że coś z tańszych win typu Carlo Rossi czy Franzia, po które najczęściej sięgają osoby pokroju Alishy – niezbyt bogate, ale lubiące czasem postawić butelkę wina do kolacji. Właściwie ta wiedza nie powinna być jej znana, jednakże, nie oszukujmy się, pracowała we włoskiej knajpce. Nie tylko teraz, ale również i przez niemal pięć lat studiów w Mediolanie. Gdzie miała lepiej poznać smak win przeróżnych, jeśli nie tam? Jak miała polecać je do posiłku, skoro nie wiedziała, jak smakują? — Co powiesz na Sauternes, Chateau Menate? – Nazwa przyszła jej do głowy sama, gdy zaledwie obróciła głowę, by spojrzeć na twarz stojącego u jej boku mężczyzny. Mówił jej kiedyś, że językiem Overtone’ów jest francuski. Nie rozumiała tego, ale może w jakiś sposób byli korzeniami tam właśnie związani? A więc wino z francuskiego regionu byłoby idealne. – Podobno roczniki ’21 i ’47 są najbardziej udane, ale po prostu przynieś to, co masz. Jakiekolwiek wino słodkie będzie nam pasować. Jednak nawet czasem zwykła kelnerka może się na czymś znać. Nawet jeśli Allie przesadnie się nie chwali tą wiedzą. Maurie odszedł, a Allie powiodła za nim wzrokiem, odwracając się za nim. Poszedł do barku, aby przyszykować wino, a na jej twarzy za moment pojawił się grymas rozbawienia. — Mam Ci pomóc? Bądź co bądź, wino otwierała niejednokrotnie. Nawet nie liczyła, ile w ciągu jednego dnia. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Odpowiadanie na bliskość było mu potrzebne. Wiecznie węszył i szukał podstępu. Zamartwiał się, wątpił w swoją urodę i osobowość, a wystarczyło tylko jedno proste „nie”. Zwykle nie prosił. Zwykle po prostu brał to, co chciał i wyciskał to do granic możliwości. Jak często robił tak bez użycia syreniej sugestii? Było to równie mierzalne, jak czarowanie osobowością bez pomocy wrodzonego magnetyzmu. Nie dało się tego określić. Natomiast dało się stwierdzić, jak często musiał godzić się z porażką już po samym zmartwieniu kręcącym się w jego spojrzeniu. Nie podobało mu się, ale próbował. Bardzo starał się trzymać temperament na wodzy i próbował się uspokajać, gdy grzebał w winiarni, starając się dobrać coś właściwego. Nie pijał słodkich win, więc wybór mieli bardzo ograniczony. Wygrzebał z zakurzonego kącika raptem kilka pozycji, ale o dziwo, żadna z nich nie została wyprodukowana we Francji. O ironio. - Będę musiał zaopatrzyć się w Sauternes. – Stwierdził, kiedy wręczał jej butelkę Dow's Vintage Porto z 1885r. – Mam tylko portugalskie wino. Nie jestem pewien, czy całą Francję już wypiłem, czy nigdy jej tam nie było. Wyglądał na autentycznie zainteresowanego tą kwestią. Oczywiste było więc to, że nawet sam nie dobierał sobie wina do kolacji. Ach ten ograniczony Krąg. - Tak – odpowiedział na ofertę pomocy i przekazując dziewczynie niezbędny sprzęt, przytrzymał jej kieliszki. Gdy znalazł się w nich alkohol, Maurice zapoznał się dokładnie z mocno wyczuwalnym aromatem wina i wziął niewielki łyk. Potem chwycił delikatnie Allie za dłoń i poprowadził ją niespiesznie w kierunku łóżka. Przysiadając na jego brzegu, zerknął na nią i klepnął sugestywnie miejsce obok siebie. Do wyboru w kategorii siedzisk mieli łóżko, albo szezlong. Łóżko było po prostu bliżej. - Nie wiedziałem, że aż tak dobrze znasz się na winie… ach, tylko nie zrozum mnie źle, po postu nigdy nie przydarzyło mi się wpaść do Palazzo. – I lekkie skrzywienie ust wskazywało na to, że prawdopodobnie nigdy tam nie pójdzie, lecz kto wie, jaki scenariusz przygotuje dla niego życie. Maurice przesunął dłoń z miękkiej pościeli i powoli wsunął ją w uścisk palców Alishy. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Trochę ją dziwi, że Maurie nie do końca sam wie, co ma we własnym barku. I to w barku w sypialni. Jakby… pozwala się częstować obcym osobom, czy po prostu tak rzadko z niego korzysta? Allie nie pyta, więc i odpowiedzi nie uzyska. Delikatny uśmiech pozostaje na jej wargach, bo tak naprawdę nie ma znaczenia, jakie wino będą pili. Sądziła, że to francuskie akurat będzie miał. Skoro nie ma, to portugalskie również będzie dobrze. I to stuletnie! Wystarczyło, żeby chciał przyjąć jej pomoc, żeby do niego podeszła. Ale widziała już, że się wycofuje, żeby przyszykować kieliszki, dlatego było to jeden z tych nielicznych momentów, w których mógł zobaczyć, że Allie potrafi być też czasem dość… zdecydowana. Apodyktyczna? Władcza? Trzeba to zapisać. — Nie, nie, chodź tutaj! Pokażę Ci – łapie za korkociąg i wbija część w koreczek. – Wiem, że w restauracjach zazwyczaj kelnerzy otwierają wino, ale Ty też powinieneś potrafić. Gdybyś przypadkiem umówił się na randkę z jakąś dziewczyną i chciał ją poczęstować winem. – Mruga do niego nieco zalotnie, nieco porozumiewawczo, nim wkręca korkociąg, a potem otwiera butelkę przy lekkim użyciu siły. Nie była najsilniejszą osóbką w życiu, ale motocykl potrafiła dźwignąć na koła, więc i z winem sobie poradzi. Wręcza mu więc otwartą butelkę, odbierając od niego napełniony kieliszek. — Następna butelka jest Twoja. Czy dzisiaj? Zapewne nie. Póki co smakuje odrobinę wina, zatrzymując jego posmak w ustach, nim pozwala się zaprowadzić Mauriemu w stronę łóżka. Mogli usiąść na szezlągu, ale tutaj było bliżej. Allie nie ma nic do tego. — To nie tylko Palazzo – odpowiada mu więc. Nie ma nic do tego, że nigdy nie był w najbliższej włoskiej knajpce. – W Mediolanie pracowałam w restauracji. Moja rodzina nie jest zbyt zamożna, a studia w Europie były i tak mniej kosztowne niż w Stanach. Wspomagali mnie jak tylko mogli, ale poza tym musiałam też gdzieś pracować. Maurie zapewne nigdy tego nie doznał. Czy był kiedyś na studiach? Czy skończył jakiś kierunek? Nigdy nie spytała. Zapewne nie martwił się nigdy o finansowanie. Jakie to zresztą miało znaczenie? Lekki uśmiech wkradł się na jej twarz, czując pod swoją dłonią dotyk Mauriego. Ostrożnie splotła ze sobą ich palce, powolutku przysuwając się bliżej niego. Wino winem, ale lubiła po prostu przebywać blisko. Kochała, gdy szukał jej dotyku i się w nim zatapiał. Czuła się dla niego wtedy ważna. On był dla niej ważny. — Ty studiowałeś? Była niemal pewna, że tak. I najpewniej w Stanach. Ewentualnie miał prywatnego nauczyciela. Wciąż tak niewiele o sobie wiedzieli… |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Nie spodziewał się takiej wersji Alishy, zwłaszcza w kwestii wina, ale nie sprzeciwiał się jej. Posłusznie podał jej butelkę i obserwował jak sobie z nią radzi. Niejedno wino już przy nim otwierano, ale nigdy nie musiał się za to zabierać. Teraz gdy pod ręką miał Allie, zapewne niewiele mogłoby się zmienić. - Przestań, za dobrze ci poszło, żebyś nie musiała imponować mi dalej. - Nieco ją podpuszczał, nie potrafiąc zapanować na wskazaną stroną swojej osobowości, która wiecznie szukała osoby, jaka mogłaby ją w czymś wyręczyć. Naleciałości z Kręgowego świata ciężko było się pozbyć, ale najprawdopodobniej dziś nie będą kruszyć o to kopii. Po alkoholu rozluźniały mu się syrenie hamulce, a nadprogramowa magia otrzymana w spadku fruwała po sypialni niekontrolowanie. Łatwo było zapatrzeć mu się w oczy, a jeszcze prościej uwierzyć w każde słowo, jakie planowałby wypowiedzieć. - Rozumiem - przyznał tylko, kiedy wspomniała o swoim doświadczeniu. On nigdy nie poznał innego życia, niż to, którym przyszło mu żyć teraz. Ich skrajnie odmienne doświadczenia mogły być odświeżające, lecz czasami bywały również źródłem wielu nieporozumień. Póki co zgrabnie je omijali i oby pozostało tak jak najdłużej. Pogładził jej dłoń kciukiem. Jej pytanie go nie zaskoczyło. Nigdy o tym nie rozmawiali, a przynajmniej nie w jego kontekście. Chociaż nieszczególnie lubił wypstrykiwać się ze swoich tajemnic i faktów o sobie, Allie była jedną z nielicznych osób, które na to zasługiwały. - Tak, w Saint Fall. Dwukrotnie, ale jednego kierunku nawet dobrze nie zacząłem. Ukończyłem naukę Sztuk Pięknych, a po pierwszym roku odpuściłem Tajne Komplety w zakresie magii rytualnej. Wtedy doba była dla mnie zdecydowanie zbyt krótka. - Mówił, a na końcu języka aż czaiły się słowa: zaś teraz jest zdecydowanie zbyt długa. Bezsenność była przeciwnikiem, z którym nie potrafił wygrać. Osuszając swój kieliszek, dzielnie walczył z potrzebą, aby od razu nalać sobie kolejny. Wino, pomimo swojej słodyczy, było całkiem przyjemne. Mocno aromatyczne, klimatyczne… Maurice oparł ich splecione palce o udo Alishy. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy