First topic message reminder : Sypialnie na drugim piętrze uzdrowiska Z tego korytarza można dostać się do sypialni gości uzdrowiska. Te, mimo że są w wysokim standardzie, nie dorównują luksusowym pokojom piętro wyżej. W godzinach popołudniowych, gdy pacjenci są na lunchu, można spotkać tutaj służbę sprzątającą. Okno z korytarza wychodzi na piękny las, a przez nie przebija się również poranny śpiew ptaków. Dębowa podłoga minimalnie ugina się pod ciężarem stóp, a kamienne ściany biją przyjemnym chłodem, szczególnie w ciepłe lato. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
[TW] Delikatna erotyka Judith pyta, czy wygląda, jakby śledziła życie gwiazd, a Sebastian mógłby zapytać, czy wygląda, jakby chciał roztkliwiać się nad tym, jakim człowiekiem była kobieta, która samym wspomnieniem wywołuje w nim mdłości i wyraźne skwaszenie na twarzy. Dlaczego Judith miałaby chcieć o tym słuchać? Dlaczego on miałby chcieć o niej mówić? Ta — nowa fala irytacji usłużnie podsuwa wszelkiej maści epitety — kobieta nie jest ważna, nigdy nie była i nigdy nie będzie. To drzazga, która została dawno wyjęta, ale jej drobny odłamek został gdzieś pod skórą i czasem, przy złym ułożeniu palca, odzywał się tępym bólem. Ten odłamek stał się jego częścią i jedynym dowodem na to, że pchał łapy tam, gdzie nie powinien. Przechodzi płynnie do milszych rzeczy, do kobiety, która wzbudza w nim wszystko to, czego Shirley Vandenberg nigdy nie była w stanie. Nie odpowiada — nie chce, by jej widmo zawisło w tym pokoju, nie chce o niej myśleć, nie chce pielęgnować w sobie tego obrzydzenia, które kieruje do własnego odbicia, kiedy pomyśli, że mógł kiedyś być z kimś tego pokroju. Temat Shirley ginie więc śmiercią naturalną, bo w głowie Sebastiana jest już tylko Judith i jej wyłaniająca się spod miękkiego materiału talia. — Pomagasz — odpowiada mrukliwie prosto w jej ciepłą skórę, drażniąc oddechem pępek, nad którym składa leniwy pocałunek. Nie przyszedł przecież po rady — potrafi radzić sobie sam. Musiał się wygadać i ponarzekać. A teraz musi znaleźć ujście dla całej frustracji, która w nim wezbrała. I pożegnać się z Judith jeszcze raz, nawet jeśli intensywnie żegnali się i wczoraj i dzisiaj rano. Zatrzymana dłoń nie walczy, ale jej palce zginają się lekko, by przesunąć krótkimi paznokciami karcąco po skórze. Język Sebastiana, kreślący linię na brzuchu Judith sprawdza, ile trzeba, by jej palce zaczęły puszczać dłoń, którą ledwie centymetry dzielą od czarnego materiału bielizny. — A to dlaczego? — dopytuje z przekorą, zadzierając głowę lekko, by spojrzeć na nią z dołu. Oczekiwanie na odpowiedź uatrakcyjnia sobie nowym szlakiem rysowanym po jej ciele własnymi palcami. Ręka na udzie nie walczy, lecz ta druga gładko sunie po talii Judith wyżej, by objąć odsłoniętą pierś i zakleszczyć jeden z sutków delikatnie między swoimi palcami. — Mówiłaś coś — przypomina uprzejmie, gdy jego palce przesuwają się drażniąco delikatnie po wrażliwej brodawce, a zęby zaczepnie łapią kawałek skóry nad linią bielizny, łagodząc drobny ból posunięciem języka. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
TW: delikatna erotyka Pytanie pada, odpowiedź już nie. Unoszę znacząco brwi na tę wymowną ciszę. W pierwszym odruchu czuję nowy przypływ irytacji, że nie chce mi powiedzieć – i to zresztą kolejnej rzeczy. Kiedy jednak tak sobie stoję z dłońmi skrzyżowanymi pod biustem, jeszcze przez chwilę przy parapecie, obserwując jego twarz pokrytą cieniutkim pasmem irytacji, zaczyna do mnie docierać, że tym razem może nie chcieć o niej mówić nie bez powodu. Jakimkolwiek cudem wcześniej wylądował z tą całą aktorzyną w łóżku, teraz widocznie z tego dumny nie był. Nie będę analizować i usprawiedliwiać go, dlaczego to wcześniej zrobił. Wtedy znaliśmy się jedynie przelotnie i pogryźliśmy wystarczająco dotkliwie, żeby nas już do siebie nie próbowali dopuszczać. W młodości każdy jest głupi i popełnia błędy. Widocznie Shirley Vandenberg takim właśnie błędem była. Co nie znaczy, że temat się na tym zakończy. — Wiesz, że do tego wrócimy – mamroczę mu, gdy do niego podchodzę, ale ostatecznie zgadzam się porzucić ten temat i odroczyć w czasie wyrok przyznania się do głupoty. Mam na myśli większej głupoty niż zrobienie dziecka, to akurat zdarza się u trzech czwartych ludzi. Poły szlafroka rozsuwają się same, a ja jeszcze poświęcam chwilę na napawanie się tym widokiem, Sebastiana z paseczkiem pomiędzy zębami. Aż żałuję, że nie mam tego jak uwiecznić. Na zawsze pozostanie już tylko w mojej pamięci. Wargi same układają się w uśmiech i nie musi przekonywać mnie dłużej do porzucenia starego tematu kobiety, która nie jest ważna i nie będzie jej pomiędzy nami. Jestem strasznie łatwa, Sebastian. Co Ty ze mną zrobiłeś? Ciepły oddech drażni skórę. Nawet z zatrzymaną na skórze dłonią Sebastian nie odpuszcza. Czuję delikatne drapanie paznokci na powierzchni uda, i jego wargi pieszczące brzuch, schodzące stopniowo coraz niżej. I dłoń sunącą wzdłuż biodra, aby dostać się do jednej z mojej piersi. Mimowolnie zrobiony drobny kroczek przyprowadza mnie bliżej niego, zmniejszając dystans jeszcze bardziej. Bezczelny. Kpi sobie ze mnie po prostu, tym cholernym niewinnym wzrokiem prześlizgując się po mojej sylwetce, patrząc zupełnie niepozornie z dołu, jak mały kundelek, który w ogóle nie rozumie, co się do niego mówi. Podły. A jeszcze w dodatku robi to tak dobrze, że… Palce zakleszczające się łagodnie na piersi wywołują krótkie przygryzienie wargi i przyhamowane na czas westchnięcie. Nie będę aż tak łatwa. Nie tylko on ma tu interes do załatwienia. Wiodę więc jego zatrzymaną dłoń w górę, po swoim udzie, aż nareszcie zahaczam jego palcami o materiał pozostałej wciąż na moich biodrach bielizny. — Mówiłam – głos przechodzi w szept, lecz rozpalone iskierki w oczach mówią wystarczająco głośno, że z tej drogi nie będzie już powrotu – że ze mną zostaniesz. – Puszczam dłoń, jednocześnie dając mu wolność. Może też kredyt zaufania? No nie wiem. – I je zdejmiesz. To nie kredyt zaufania. To pewność, że tak właśnie się stanie. Wyczekujący wzrok spoczywa na jego twarzy. Uniesione brwi wyrażają oczekiwanie w niecierpliwości. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
[TW] Erotyka Wiesz, że do tego wrócimy. Czy wie? Nie. Sądzi, że nie wrócą. Chce w to wierzyć, bo nie ma zamiaru znów się denerwować. A myśl, że Judith mogłaby naciskać na niego, aby mówił o swojej byłej, natychmiast napełnia go nowymi dawkami irytacji. Bo dlaczego miałby? Dlaczego to miałoby być ważne? Gdyby zmuszała go do zwierzania się z tamtych czasów, z tego, do czego tak niechętnie wraca, czego niemal… wstydzi się? Czy to dobre słowa? Być może. Gdyby zmuszała go do mówienia o tym, byłoby to nieuzasadnione pastwienie się. W imię czego? Zaspokojenia ciekawości? Judith opowiedziała mu krótko o swoim zmarłym mężu, ale nigdy nie próbowałby wyciągać z niej niczego na siłę. Zresztą… To przecież co innego. Oni dzielili ze sobą coś ważnego. Złożyli przysięgę przed Lucyferem. Miał prawo podejrzewać, że Joab był dla Judith kimś wyjątkowym. Fakt, że wcale tak nie było… uspokoił go. A Shirley? Przy Shirley musiał wejść na szczyt samokontroli, aby nie zrobić jej krzywdy, a zdarza mu się to niezwykle rzadko, w końcu tak wiele lat pracował nad tym, by przytępić swój temperament i panować nad nerwami. Judith musi widzieć, jak bardzo nie cierpi tej kobiety. Nienawidzi? Być może. To powinno wystarczyć za sygnał, że nic nie uzasadniłoby wracania do tego. Ale teraz nie chce się denerwować, teraz jego dłonie wodzą już po ciele Judith i teraz może z łatwością puścić tę uwagę mimo uszu, wmawiając sobie samemu, że wcale nie padła. Odsłaniające się przed nim ciało odwraca całą uwagę od irytacji, a jego ciepło przynosi ukojenie nerwów i myśli. Judith hamuje swoje westchnięcie, za to Sebastian oddaje cichy pomruk w jej wilgotną od pocałunków skórę, gdy palce zahaczają o cienki materiał, a elektryzujący szept dociera do jego uszu. Odrywa usta od piersi, by zadrzeć lekko podbródek i móc spojrzeć w jej oczy — równie rozpalone i wypełnione pożądaniem co jego własne. — Zdjąć je? — powtarza szeptem z miną niewiniątka, kiedy opuszki jego palców układają się, wciąż przez materiał bielizny, między jej nogami i suną powoli ku podbrzuszu, by zaraz wrócić dokładnie tym samym szlakiem pomiędzy rozgrzane, drżące delikatnie uda. — I co dalej, Judith? — mruczy, już nie patrząc jej w oczy, bo ustami odnajduje odsłonięty pępek, aby przesunąć językiem tuż pod nim i złożyć nad linią bielizny kilka powolnych, mokrych pocałunków. Jego palce wciąż pieszczą ją drażniąco niewinnie, nie odchylając choć rąbka coraz bardziej wilgotnej bielizny. — Powiedz, co mam z tobą zrobić? — dopytuje, znów unosząc na nią spojrzenie wypełnione czystą, jakże wiarygodną bezradnością. Cóż on biedny ma począć z tą cudowną, tak niecierpliwą i tak pięknie drżącą pod jego dotykiem kobietą? Tak ładnie żąda, by został. Może równie ładnie będzie mówić o tym, jak bardzo chce rozłożyć dla niego nogi? |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
TW: erotyka Kurwa. Nie pytam, dlaczego jest taki. Wiem, dlaczego taki jest. Staje się to jasne, gdy tylko wargi odrywają się od mojej piersi, a spojrzenie niewinnych oczu pada na moją twarz. Drażni się ze mną. Drażni się ze mną, a ja nie potrafię nic zrobić, bo jednocześnie jest tak rozbrajający, tak czuły, tak… Wargi drżą samoistnie, gdy tylko zadaje mi szeptem najdurniejsze pytania, jakie mogłyby paść. Widzę w jego oczach gorączkę równie wielką jak ta, która wypełnia moje, a mimo wszystko on jest w stanie siedzieć i sunąć wargami po moim brzuchu, dłonią po wnętrzu uda. Jego gesty są niespieszne i właśnie to wywołuje największe dreszcze. Ten gest, gdy zostawia materiał moich majtek, aby zjechać w dół, gdzieś pomiędzy moje nogi, tylko po to, aby prowokować mnie dalej. Nienawidzę go za to. Jestem rozgorączkowana, nie mam cierpliwości, nie chcę czekać dłużej. Chcę pchnąć go na łóżko, zedrzeć z niego ubrania i powiedzieć raz jeszcze, że dzisiaj zostaje ze mną i nie przyjmuję słowa sprzeciwu, ale… Układające się dłonie, opuszki palców drażniące najwrażliwsze fragmenty mojej skóry, ciepły oddech otulający mnie pomiędzy pocałunkami, ta niespieszność, fale dreszczy, które raz po raz przepływają przez moje plecy… to wszystko sprawia, że mam chęć po prostu położyć się obok i pozwolić mu na wszystko, na każdą, najmniejszą torturę, jaka przyjdzie mu do głowy. Ja. Ja mogłabym zrobić coś takiego. Nie mieści mi się to w głowie – ale nie zamierzam wypierać się tych myśli. Ufam mu. A ponieważ mu ufam, jestem skłonna oddać mu całą siebie. Tym razem nie tamuję westchnienia, które wyrywa się z moich warg. Tym razem pozwalam sobie na zamknięcie oczu i odchylenie głowy. Tym razem pozwalam sobie na złapanie jego dłoni, lecz tylko po to, aby nie przerywał. Nie tak szybko. Nie tak… Nie- Co mam z tobą zrobić? On wie. Wie, ale chce to usłyszeć, a ze mnie gdzieś uleciała butność, którą miałam zaledwie chwilę temu. Teraz dociera do mnie, że nie tylko chcę mieć go dla siebie – chcę czuć, że on jest dla mnie. Jest mój. Chce być mój. Potrzebuję go. Nie po to, żeby się zaspokoić. Potrzebuję go, po prostu. Potrzebuję patrzeć na jego twarz każdego poranka i zasypiać przy nim ze świadomością, że po nocy znów nadejdzie dzień, w którym przywitać będziemy się mogli pocałunkiem. Nawet jeśli nasze ścieżki się rozejdą w ciągu doby, nic nie będzie w stanie rozdzielić nas tak naprawdę. Nic. Nikt. Jesteśmy dla siebie. Potrzebuję go. Puszczam jego dłoń. Materiał bielizny jest już zbyt wilgotny i przeszkadza mi, ale nie wyręczam go w niczym. Zamiast tego siadam na jego kolanach, własnymi zakleszczając go w biodrach, a dłonie odnajdują jego twarz. Oddech jest płytszy, ale nie przeszkadza mi to w odnalezieniu jego warg, znalezieniu jego spojrzenia. Co mam z tobą zrobić? — Kochaj mnie – prośba ulatuje szeptem z moich ust. To tyle. Tylko i aż tyle – tyle potrzebuję, żeby być szczęśliwą. Na każdy możliwy sposób. Kochaj mnie, bo tylko tego potrzebuję. Wszystko inne jest nieważne. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
[TW] Erotyka Judith nie buntuje się, nie złości, nie przerywa niczego. Nie wątpił, że tak będzie. Miał trochę czasu, by powoli rozpracowywać jej reakcje, jej upodobania, najwrażliwsze sfery jej ciała. Wciąż ma tyle do odkrycia, wciąż ją poznaje, wciąż jest tak bardzo ciekaw każdego zakamarka jej ciała i umysłu. Duszy. Tyle lat był powściągliwy, odrzucał każdą kobietę, trzymał się swojego postanowienia. Tyle lat czystości po to, by móc w pełni docenić to, co daje mu Judith. By nie móc oprzeć się temu. To jest prawdziwe. To pobłogosławił Lucyfer, choć nie stanęli przed ołtarzem, choć nie zmieszali swojej krwi. Czy rzeczywiście? Trzymał ją w ramionach, gdy broczyła krwią ledwie przytomna, a jego świeże rany sączyły się wolno, skraplając ziemię pod ich wycieńczonymi ciałami. To więcej niż przysięga, to więcej niż słowa. Właśnie to sprawia, że są sobie bez reszty oddani, że mogą doświadczać tego w pełni, że dotyka jej i czuje, jak wszystkie myśli ulatują, jak zastępuje je szczęście, euforia, coś zupełnie pierwotnego. Uzależniającego. Wydaje z siebie bliżej nieokreślony, aprobujący dźwięk, gdy nogi nakrywa ciężar niemal nagiego ciała, a biodra otula rozkoszne ciepło. Teraz zamiast delikatnych ruchów palców, Judith może poczuć zdecydowanie niedelikatne, wyczekujące zaspokojenia podniecenie. Krótki ruch bioder sprawia, że dociska się mocniej do mokrego gorąca między jej nogami, a oczy wodzą łakomie po rozchylonych ustach, które szepczą zaraz słowa uległej prośby. Pulsowanie, które Judith wyczuwa pod nogami jest świadectwem tego, jak bardzo podoba mu się, gdy jest taka. Delikatność zastępuje gwałtowność, kiedy obejmuje jej plecy i silnym ruchem obraca ich ciała, popychając plecy Judith na miękki materac. — Z rozkoszą — odpowiada cicho, lekko zachrypniętym głosem, gdy dłonie płynnym ruchem pozbawiają Judith ostatniego skrawka ubrania, by zaraz potem stanowczo rozchylić jej nogi. Przygląda się, podziwia, a sam przyklęka przed nią i, pożerając ją wzrokiem, rozpina własny pasek. — Kurwa, jesteś taka piękna — wychodzi z jego ust zupełnie niekontrolowanie, a podziw w jego głosie rezonuje intensywnym dźwiękiem i akompaniuje mu niepodważalna szczerość. Nie ściąga nawet ubrań, rozpina tylko spodnie i zsuwa je nieco niecierpliwym ruchem, a chwilę później znów jest nad nią, między jej udami i ociera się męskością o całkiem mokre wejście, wzdychając, gdy czuje, jak bardzo jest rozpalona. Daruje sobie resztę gry wstępnej, nie ma cierpliwości i wie, że Judith nie będzie mieć mu tego za złe. Czuje przecież, jak bardzo jest gotowa. Wsuwa się w nią, skradając gorliwy pocałunek z rozchylonych warg. Oddaje przepełniony przyjemnością pomruk prosto w jej usta, a jego palce samoistnie wpijają się w skórę uda, które unosi lekko, by zgięła kolano, aby mógł wbić się jeszcze głębiej, jeszcze mocniej. Porusza się lekko, powoli. Zbyt powoli. Gdy odrywają się od swoich warg, Judith może podziwiać złośliwy uśmiech grający na rozchylonych ustach, kiedy biodra Sebastiana falują niespiesznie, leniwie, a on dociera głęboko do jej wnętrza i z powrotem. Być może jego niecierpliwość zasugerowała Judith, że skończył się droczyć. Ale nie. Dalej to robi. Patrzy jej w oczy i okrutnie się nie śpieszy. Bo chce usłyszeć więcej. Mocniej. Chce, żeby prosiła. Chce zapamiętać ten widok na wszystkie te dni, gdy nie będzie mógł wziąć jej w swoje ramiona i znów oddać się wspólnemu zapomnieniu. Chce doprowadzić ją do szaleństwa. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
TW: erotyka Z rozkoszą. Pełen satysfakcji uśmiech przemyka po moich wargach na chwilę zbyt krótką; za moment czuję nie tylko pulsujące podniecenie, ale palce na moich plecach, gdy gwałtownie porywa mnie w powietrze, aby położyć grzecznie na łóżeczku. A ja grzecznie daję się położyć. Co ja, biedna, mam poradzić, wobec tak silnego mężczyzny, który właśnie zrywa ze mnie ostatni skrawek bielizny (szkoda, że o szlafroku zapomniał; cóż, nie będzie nam przeszkadzał) i sam nie kłopocze się, żeby porządnie się rozebr- Co? Mała zadziorność, która przed momentem jeszcze błyszczała w moich oczach, teraz przygasła, ustępując miejsca zaskoczeniu. I nie wiem, czy bardziej dziwię się, że Sebastian to powiedział, czy że naprawdę uważa, że jestem… piękna. Nie mogę pogodzić się z tą myślą. Słowo piękna nie brzmi w zestawieniu z Judith. Nigdy o to nie dbałam, nie musiałam podobać się nikomu, po prostu byłam taka, jaką mnie Lucyfer stworzył i tak świat ze mną musiał egzystować. Piękna to może byłam, jak mnie matka w sukieneczki wciskała i jeszcze próbowała ze mnie zrobić kobietę. Piękna to może bym była, gdybym tą kobietą faktycznie się czuła. Sebastian widzi ją we mnie za mnie i jeszcze nie wiem, co o tym myśleć. Chyba powinnam być… szczęśliwa? Nie wiem, czy jestem. Nie mam czasu na dalsze przemyślenia; może gdyby powiedział to w innym momencie, może wtedy temat zostałby podchwycony. Tymczasem zapewne mu o tym nie powiem, a on najpewniej nie dostrzeże tej drobnej zmiany we mnie, zbyt rozpalony i zdeterminowany, aby wbić się we mnie – a ja przyjmuję go z głośniejszym westchnięciem i… To tyle? Cień skonfundowania przemyka przez moją twarz. Mam chęć zapytać co Ty odpierdalasz?, przyzwyczajona do zupełnie innych form pieszczot, ale… Ale. — Ty draniu – szepczę, choć słowa te brzmiały, jakbym szeptała mu najsłodsze, najczulsze słówka, jakbym zwracała się do niego kochanie. Już wiem, co chce osiągnąć. Walczą we mnie dwie połówki – jedna chce dać mu tą satysfakcję, a druga jest po prostu mną. Jedna to miłość, druga to charakter. I jest jeszcze rozsądek, który mówi mi, że Sebastiana we mnie pociąga nie tyle wygląd, co charakter. Więc postanowione. On uśmiecha się złośliwie – teraz złośliwie uśmiecham się też ja. — Walczysz bronią obusieczną – szept jest tylko uprzejmym ostrzeżeniem przed tym, co zamierzam mu zgotować. Chce mnie doprowadzić do szaleństwa? Dotrzemy tam razem. Jedna z dłoni nagle zaciska się na jego karku i przysuwa bliżej mnie. Druga dłoń wsuwa się na jego plecy, na moje nieszczęście odziane koszulą, ale to nic; może jeszcze ją zerwiemy. Usta muskają krótko płatek ucha, nim z warg wydobywa się koncert. Nawet nie głośny i nawet nie przesadzony, ale teraz może usłyszeć doskonale każde moje westchnięcie, każdy, najmniejszy jęk, wędrujący prosto do jego ucha. Poddaję się temu, co mi robi, palce jednej dłoni wplatając pomiędzy gęste, ciemne włosy. Przymykam oczy i chłonę go dokładnie takim, jakim chce mi się dać. A ja, biedna, bezradna, piękna kobieta, co mogę począć wobec jego woli? Tylko torturować jego zmysły tym, co sam mi daje. Każdym przeciągniętym do granic możliwości jękiem rozkoszy, który nawet nie jest w stanie ulecieć i zaniknąć gdzieś w powietrzu, zanim do niego dotrze. Uda zaciskają się mocniej na biodrach, a wargi od czasu do czasu muskają płatek ucha. Oddaję mu się, biedna i bezradna, czerpiąca z tego, co dostaję, bo cóż mogę począć wobec tak silnego, pewnego mężczyzny? Dalej, panie Verity. Pokaż, jak bardzo nieważna jest dla Ciebie męska próżność. Pokaż, jak bardzo nic nie znaczy dla Ciebie zadowolenie Twojej kobiety. Próbuj tak dalej. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
[TW] Erotyka[ukryjedycje] Jakby nigdy nie schodzili z pola walki. Na co dzień walczą z wszystkim, co zechce naruszyć spokój ich, Kościoła i całego świata. A w nocy, w swoich ramionach, walczą ze sobą. To inna walka i choć przyjemna, być może wcale nie powinna nią być. Może powinni przestać próbować domyślać się wszystkiego, może powinni przestać myśleć, że drugie nie chce widzieć uległości, słabości, wrażliwości nigdy, bo przecież cenią w sobie tak wiele innych, przeciwstawnych cech. Tak dużo czasu spędzają walcząc, że zapomnieli, jak odpuszczać. Może powinni o tym porozmawiać. Ale o takich rzeczach się przecież nie mówi. Walczą czy nie — ostatecznie zawsze osiągają spełnienie, zawsze w swoich ramionach, zawsze zupełnie odarci z tego wszystkiego, czym zasłaniają się poza tymi momentami. Dlatego to przecież nieważne, czy Judith postanawi zrobić mu na przekór, czy jednak spełni jego niewypowiedziane życzenie. A mimo to, Sebastian wciąż chce zobaczyć ją w tej wersji, o której fantazjuje, w tej, w której nikt nigdy nie miał prawa jej widzieć. — Być może — mruczy z tym samym uśmiechem, obejmując dłonią jej szyję, by przy tym lekkim ruchem kciuka unieść podbródek Judith. Składa przelotny pocałunek w kąciku jej ust i przymyka oczy, otumaniony falą przyjemności, kiedy ona zaciska mocniej nogi, kiedy wodzi wargami po jego uchu, kiedy wydaje z siebie westchnienia przyjemności. Wzdycha głośniej, a jego biodra uderzają mocno w gwałtownym, silnym pchnięciu bez ostrzeżenia, zupełnie jakby chciał ją ukarać. Lub pokazać, że rękojeść broni, choć obusiecznej, spoczywa w jego dłoniach. — Chcę usłyszeć, jak to mówisz. — Wiesz, co. Chce doprowadzić ją do stanu, w którym nie zawaha się głośno prosić o to, czego pragnie, w którym nie będzie w stanie dłużej wytrzymać, w którym z premedytacją odda całą siebie i zupełnie się w tym zatraci. Przyspiesza więc swoje ruchy nieznacznie, ledwie odrobinę, a ustami zjeżdża do nagiego biustu, jednocześnie wolną dłonią pieszcząc jeden z sutków. Może to prawda, może torturuje sam siebie. Ale żadne tortury nie mogą być przecież tak niemożliwie uzależniające. Tak obezwładniająco przyjemne. Ostatnio zmieniony przez Sebastian Verity dnia Czw Cze 20, 2024 12:51 pm, w całości zmieniany 1 raz |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Nagłe pchnięcie jest zaskoczeniem – wyrywa ze mnie nagły, gwałtowny jęk, którego nie zdołałam zdusić w ustach. Jeszcze przez chwilą rozchodzi się falą przyjemności po moim ciele, pozostawiając jedynie echo tej gwałtowności. Podobnym zaskoczeniem jest dłoń pełznąca po mojej szyi. Intruz, którego nigdy wcześniej tam przecież nie było, drażnił mnie bardziej niż bym sobie tego życzyła – i to bardzo dosłownie, bo nawet nie chodziło o irytację, czy że mi się nie podoba (podoba mi się?), a fakt, że twardy materiał mankietu Sebastiana zaczynał haczyć o rany gojące się jeszcze po tamtym tragicznym wypadku z Membraną. Rana się nie jątrzyła i coraz lepiej zabliźniała, ale potrzebowała jeszcze kilku dni spokoju i magicznych maści, żeby zasklepić się całkowicie i pozostawić po sobie jedynie blizny. Nie boli, ale teraz nie potrafię się skupić na niczym. Chcę usłyszeć, jak to mówisz. Dlaczego? W sensie, nie, rozumiem, dlaczego, nie mam piętnastu lat. Nie rozumiem tylko, dlaczego ma to działać w jedną stronę. Sebastian chciał otworzyć mi usta i usłyszeć kilka potulnych słów prośby, ale osiągnął efekt zupełnie odwrotny, bo usta mi zamknął. Odwracam głowę w bok i nie może widzieć, że wzrok utyka w jednym miejscu, a jego bliskość nie sprawia mi już praktycznie żadnej radości, wiążąc dodatkowo gardło w supeł, bo nie mogę się skupić na niczym, kurwa, innym, jak tylko na mankiecie drażniącym niezagojone rany na szyi. Już to kiedyś grali. Siedzieliśmy w samochodzie, tak samo toczyliśmy między sobą małą walkę. Ja też tylko chciałam usłyszeć, jak to mówi. Ale kiedy to on miał się poddać, usłyszałam tylko to nie moja bajka. Teraz nagle jest? Czy to wszystko działa tylko, kiedy to ja mam być potulna, bo on nie będzie w stanie zrezygnować ze swojego ego, nawet dla mnie? Może taka była ta cała Shirley. — Przestań. Słowa padają z moich ust bez mojej kontroli, ale nie żałuję ich. Nie mam już nastroju na to wszystko. Nie odwracam głowy w jego stronę, ale odpycham go nieznacznie dłońmi, żeby wydostać się spod niego i usiąść na łóżku. — Pójdę się umyć. Zgarniam jeszcze porzucone na ziemi majtki, zanim wstanę i otulę się szczelniej szlafrokiem. Widocznie dzisiaj nie jest dzień na przyjemności. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
I puf. Wystarczy chwila, jeden moment, by zupełnie go od siebie odepchnęła, by przekreśliła wszystko, co właśnie dzielą i po prostu przerwała. Mogła zrobić cokolwiek innego. Przecież musi wiedzieć, że Sebastian nie naciskałby, gdyby dała mu znak, że nie czuje się komfortowo. Mogła sama sięgnąć po to, czego jej odmawiał, mogła… Mogła wszystko. Ale padło tylko zimne „przestań”. Nie ma ochoty przestawać. Piekło mu świadkiem jak bardzo nie ma ochoty. Przestaje naturalnie, choć nie obywa się bez zdezorientowanego spojrzenia, bez chwili zawahania, która świadczy o tym, że przez chwilę Sebastian myśli, że Judith żartuje. Że to jakaś gra. Albo że ma przestać na chwilę, bo zaraz będą kontynuować. Że jej niewygodnie, cokolwiek. Że „przestań” wcale nie znaczy „nie chcę cię dzisiaj”. Nie rozumie, dlaczego. Niezaspokojone podniecenie i frustracja wystarczą, by zamiast „wszystko w porządku?” nastąpiło ponure milczenie. Tak się nie robi. W takich momentach szczególnie wychodzi z niego wychowanie, którego przecież nigdy nie zdoła wyplenić. Zawsze dostawał to, czego chciał, a jak nie dostawał, to po to sięgał. Liczył się wynik, a w wyniku zawsze miał to, czego potrzebował, w swoich rękach. Teraz potrzebuje Judith, która nie mówi „przestań”, ale szepcze mu do ucha „szybciej”. Wewnętrzne dziecko tupie nóżkami, a dorosły Sebastian zsuwa się z ciepłego ciała i szuka spojrzeniem papierosów. Jest zły, że nie można mieć wszystkiego. Bo to o to chodzi, prawda? Dopełniają się w innych strefach, są świetnymi partnerami w pracy, z łatwością ze sobą współpracują i wygodnie im ze sobą funkcjonować. Ale tu, w tej strefie, coś zgrzyta. Sebastian zaczyna godzić się z myślą, że lubią inne rzeczy. Nigdy tak naprawdę o tym nie myślał, bo zawsze wybierał te kobiety, które chętnie grały uległe, kiedy tego potrzebował, takie, które nie wstydziły się prosić o więcej czy mówić wszystko to, co nie przystoi żadnej damie. Wyuzdane? Trochę, tak, może tak by to ujął. W tych przypadkach było łatwo, bo jeśli coś mu się nie podobało, jeśli któraś z nich nie dawała mu tego, czego oczekiwał, mógł po prostu odejść. Z Judith nie jest dla seksu. Żył bez niego połowę swojego życia, wystarczy, że zaakceptuje fakt, że nie podoba jej się wizja odrobiny uległości nawet w łóżku. Może to przecież zaakceptować, to nie takie ważne. — Mhm — mruczy w odpowiedzi, bez żadnego grymasu na twarzy, bez cienia złości w oczach, pewien, że już wszystko rozpracował. Nie wyszło, trudno. Następnym razem po prostu zamknie mordę. Lekcja przyjęta. Teraz czuje się naprawdę zmęczony. Dlatego dopala fajka do połowy i sądząc, że Judith skieruje się w stronę prysznica, on po prostu rozbiera się i wsuwa pod kołdrę, gotów do spania. Musi wyjechać naprawdę wcześnie rano. | zt x2 |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia