Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
First topic message reminder : LUTY 20, 1985, BARDZO PÓŹNY WIECZÓR — Dobry wieczór, Scooby — tym razem połączenie zaczęła od wymiany uprzejmości. Tęskniłeś? miało ponoć bardzo złą statystykę. — Wywęszyłeś coś ciekawego? Przytrzymywała słuchawkę ramieniem — wolne ręce były koniecznością, aby próbować otworzyć pudełko z tabletkami. — Jebane, zabezpieczenia na dzieci — mruknęła pod nosem, trochę zapominając, że już nie mówi w pustkę, a do telefonu. |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
Od kiedy kazałeś podejść bliżej, mogłaby to powiedzieć, ale rozsądek skutecznie zamknął jej usta. Uśmiechnęła się jedynie, słysząc, jak wzdycha po drugiej stronie i w wyobraźni dopowiadając sobie, że opiera czoło o palce w akcie całkowitego zrezygnowania. Ktoś naprawdę powinien tę dyskusję zakończyć i dobrze, że był to on. Ona z pewnością zrobiłaby to w bardziej dramatyczny sposób. — Nie wspomniałam? — kolejna gra, Williamson; kłamstwo czy przeoczenie? — To musiałam zrobić to w myślach. Śniło jej się, że leżała na leśnym mchu — mętna zieleń mieszała się z jej włosami, a dookoła nie było ani grama śniegu. Drzewa delikatnie bujały się na wietrze i przepuszczały złote promienie słońca przez swoje korony. Była to jedynie chwila, nim z mchu na powierzchnię wyrżnęły się przegniłe ręce, łapiąc ją za ramiona i ciągnąc za sobą w dół. Była to jedynie chwila; wolała wspominać tę chwilę. Nie dostał innej odpowiedzi, niż ciche parsknięcie śmiechem. Rys charakterologiczny kogoś, kto ma naturalny talent, do pakowania się w kłopoty — być może nie mylił się aż tak bardzo. Może mylił się całkowicie, samemu dopowiadając to, czego telefon nie był w stanie przekazać. Może całkowicie źle zinterpretował postać, którą próbowała mu przedstawić, myląc nawet jej— Imię. — Założyłam po prostu, że będziesz chciał spojrzeć na wykresy. Podczas prowadzenia będzie ciężko — szybka Prawdę można też usłyszeć w ciszy i zachłysnąć się nią wraz z powietrzem, które w jej wyobraźni wypływało wprost ze słuchawki. Mogłaby przysiąc, że pachniało tytoniem, a smakowało jak— — Zamierzasz...? — powiedziała, gdy cisza zdawała jej się zbyt długa, aż usłyszała po drugiej stronie dźwięki popłochu. Wsłuchiwała się w nie ze zmarszczonymi brwiami, aż odezwał się, ubiegając ją w pytaniu. Wrócił inny — brzmiał, jakby był dalej, niż jeszcze chwilę temu. — Coś się stało? — dopytała, nim ugryzła się w język. Ciekawość zbliżała przecież do piekła. Może ktoś do niego przyszedł; może coś przyszło do niego — mogła wywnioskować to po głuchych uderzeniach o podłogę. Cokolwiek to było, było jego sprawą. Tak jak jej sprawą był aktualny adres oraz hipotetyczne imiona. — Nieważne, nie musisz mówić. Znak zapytania w połączeniu z matematyką uniósł kącik jej ust o kilka centymetrów wyżej. Nie był pewien cyfry, czy tego, że przyjdzie? — Do zobaczenia za osiem dni, Barnaby. Ubierz coś ładnego. |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
— Powinnaś częściej dzielić się przemyśleniami — kolejna gra; może wtedy ja podzieliłbym się swoimi? Nie utrwalał ich na wykresie i nie zapisywał w pamiętniczku, co do którego istnienia — paradoksalnie — wcale się nie myliła. Wciąż gdzieś musiał leżeć; zapomniany od trzech lat i ostatniego wpisu, gdzie tusz zmieszał się z krwią i była to najbardziej adekwatna, najszczersza prawda, jaką mógł zapisać. Czternasty sierpnia tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego drugiego roku; znów zamordowałem ojca. We śnie, w którym nie było złota; ani wtedy, ani teraz. Od sześciu lat śnił w czerni, bieli i czerwieni, która tak naprawdę była inną odmianą czerni — odcieniem tak głębokim, że nawet płonące oceany i rozbite o posadzkę głowy jedynie imitowały właściwą barwę. Może powinien odszukać zgubę; był dobry w znajdowaniu rzeczy, ludzi i — może wkrótce — trupów. Dwudziesty ósmy lutego tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego piątego roku; wciąż nie wybrałem koszuli. Ciche parsknięcie w słuchawce nie mogło wybrzmieć w bardziej adekwatnym momencie — jakby mówiła Williamson, po prostu załóż płaszcz. (Jakby odpowiadał: tylko?) — Mam podzielną uwagę, Vandenberg. Dlatego— Wciąż żyję. Wciąż żył — wybudzony z płytkiego snu ból obitych pleców dołączył do symfonii pospiesznych przygotowań. Golf, czarny; spodnie, czarne; włosy, już suche; prysznic, niepotrzebny — Głos po drugiej stronie cierpliwie zmywał ten osad. — Zamierzam — drzwi zamykanej szafy trzasnęły głucho; zmarszczył na nie brwi — sekundę później musiał zmienić ofiarę tego rytuału. — Opowiedzieć o ulubionym kolorze, jak przystało na pierwszą ran— Teraz marszczył je na siebie. Niedopowiedzenia są niebezpiecznie; niedopowiedzenia wypowiedziane do połowy tracą status niedopowiedzenia — zyskują za to tytuł życzenia. Część rozpierzchniętych myśli — broń, athame, świece, proch — formowała inny rodzaj mantry. Rozłącz się, zanim powiem za wiele. Rozłącz się, bo ja nie potrafię; rozłącz się, bo może jesteś ostatnią osobą, którą słyszę w życiu i— — Nie mogę mówić. Chaos drobnych dźwięków zamilkł. Nie było już krzątaniny, przeszukiwanej szafy, upuszczanych butów. Były za to słowa — osiem dni, ubierz coś ładnego — i odpowiedź, która prawie opuściła usta. Ciebie? — Mój szlafrok jest całkiem ładny — przeciągane samogłoski, posmak tytoniu na języku, słowa cichnące w takt kolejnych sylab. — A teraz, na dodatek, ściągnięty. Najpierw usłyszał własny uśmiech — dopiero później poczuł go w drgnięciu kącików ust. — Dobranoc, Lyra. Przeciągłe echo przerwanego połączenia przekreśliło nieuformowane polecenie; sen, zamiast oculiapertis, Vandenberg. I tak by nie posłuchała. dźwięk odkładanej słuchawki |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : starszy oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
Nie chciałby, aby dzieliła się każdym przemyśleniem — niektóre nie były tak przychylne. Inne były jeszcze niepełne, dopiero nabierające kształtu i werdykt nie padł, w którą stronę uformują się najmocniej. Jeszcze inne ocierały się o krawędzie jej umysłu tylko pod wpływem szumu oceanu i ciężaru ogona, ale ich krwawa natura nie przypadłaby mu do gustu. To były jednak tylko myśli — w myślach można więcej, bo nie miały zbyt wiele wspólnego z szarością rzeczywistości. W myślach mogła więcej; mogła— — Oh, na litość Lilith, nie mamy piętnastu lat — randkę. To chciałeś powiedzieć. To mogło być pytanie — ale nie było. To mogło być niedopowiedzenie — ale nie było. To mogło pozostać cichym życzeniem zawieszonym na kablu telefonicznym gdzieś w połowie drogi między Sonk Road a Starym Miastem — ale nie było. Już nie było. Słowa bywały rzucane na wiatr; bywały też niezwykle istotne. Nie musisz mówić, a w odpowiedzi na to nie mogę powiedzieć. Nie mogę — nie nie chcę, a nie mogę. Mała, bardzo subtelna różnica, której zamierzała chwycić się, bo był to samotny, środowy wieczór i niewiele rzeczy jej zostało, których by mogła. Zamierzała się jej chwycić, bo nadzieja jest matką głupców, a ona pierwszy raz od roku czuła się na siłach, aby znowu zostać głupcem. — Mhm, nie wiem, czy szlafroki bywają wieczorowe — nie ukrywała rozbawienia wizją Williamsona, siedzącego w szlafroku przy elegancko zastawionym stole. Z drugiej strony — wszystko lepsze, niż mundur. — Z pewnością są odpowiednim ubiorem nocnym. Teraz już nie; teraz pewnie leżał gdzieś rzucony, więc dźwięki, które słyszała, musiały być krzątaniną ubierania. Ubranie oznaczało, że wychodził, a nie mogę powiedzieć, mogło oznaczać wiele rzeczy, ale pewna oczywista wysuwała się na przód. Służbę ponoć cenił nawet ponad bogate wdowy. — Dobra— Dla niego noc się pewnie dopiero zaczynała, więc przełknęła resztę słowa wraz ze śliną. — Połamania nóg, Barnaby. Mówienie powodzenia przynosiło pecha. dźwięk odkładanej słuchawki Automatyczna sekretarka beznamiętnie zapowiedziała moment, w którym można zostawić wiadomość. Z początku słychać było jedynie cichy oddech, jakby ktoś po drugiej stronie chciał mieć pewność, że każde słowo zostanie dobrze uwiecznione na nagraniu. — Aby mieć pewność, że nie zapomnisz — dwudziesty ósmy lutego o dziewiętnastej trzydzieści. Akceptuje jedynie pięć minut spóźnienia. Nie ty tu jesteś divą, a to nie jest premiera przedstawienia, które tak przy okazji, należy zaczynać z trzynastominutowym opóźnieniem. W przeciwnym wypadku pójdzie ponoć tragicznie — nie wiem, nigdy nie— Nieważne. Nie zapomnij. Ah, adres to... Zapyziała Kamienica trzynaście przez sześć w Deadberry. Będę czekać na zewnątrz, nie ma potrzeby, żebyś wchodził. Zza słuchawki mógł usłyszeć znajome skrzypienie. — Jeszcze jedna rzecz — zanim opowiem ci więcej, sprawdź w tej waszej psiej bazie danych, czy nie znacie typa spod ciemnej gwiazdy z blizną zamiast oka. Magiczny, może się kręcić na Sonk Road. Nie jest to może specjalnie szczegółowe, ale to dość charakterystyczna rana. To chyba tyle... Kolejna cisza wypełniona oddechem — jedyna wskazówka, że wiadomość nie została jeszcze zakończona. — Nie daj się zabić. Psy mają tylko jedno życie. dźwięk odkładanej słuchawki |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów