First topic message reminder : Mniejszy pokój dzienny Pomniejszy pokój dzienny pełniący funkcję raczej prywatnego pomieszczenia, w którym można na chwilę odetchnąć i odpocząć, zazwyczaj nie jest udostępniany gościom, a i członkowie rodziny zaglądają do niego rzadko. Mieszczą się w nim zaledwie dwa fotele ze stolikiem i kominkiem, regał z książkami, barek z alkoholem zamykany na klucz, a z pokoju jest wyjście na niewielki taras na piętrze. Szczególnie oblegany zimą podczas chłodnych dni, uważany za jeden z najcieplejszych pomieszczeń w domu. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Sebastian nie próbuje mnie zatrzymać, i dobrze. Nie wiem, jak bym zareagowała, gdyby ponownie wtargnął na mój teren, zaciągał mnie w rejony, na których nie czuję się pewnie. Pozwala mi odejść, a ja oddycham z ulgą, gdy podchodzę do barku, otwieram go i widzę przed sobą tylko alkohol. I mam pustkę w głowie. Nie mam ochoty na nic. Nic, co widzę, nie wygląda zachęcająco, a jednocześnie wiem, że łyk czegoś mocniejszego mi pomoże. Wyciągam więc butelkę najmocniejszego trunku, który mógłby mi pomóc i nalewam go nerwowo do szklanki. Widzę, jak drżą mi ręce, gdy staram się nie rozlać płynu i gdy odstawiam butelkę na bok. Upijam łyk, a potem kolejny. Chcę do siebie krzyknąć: opanuj się, Judith!, ale jestem sparaliżowana. Wszystko się zmieniło. Nasza relacja od lat wisiała w powietrzu jako nieokreślone coś. Dogryzaliśmy sobie, ale jednocześnie staliśmy za sobą murem w poważniejszych sprawach i nauczyliśmy się polegać na własnych możliwościach, na sobie wzajemnie. Ale za nic w świecie nie przyznamy na głos, że sobie ufamy. O wiele łatwiej było się wyzywać, dogryzać i prawić idiotyczne żarciki niż zdobywać się na wyznanie. To nigdy nie było moją mocną stroną. Nie jestem pewna, czy kiedykolwiek powiedziałam moim dzieciom, że ich kocham. Że ktokolwiek usłyszał coś takiego ode mnie. Sebastian także nie usłyszy. Nie kocham go. Wiem, że go nie kocham, w moim świecie, w moim umyśle, nie ma miejsca na miłość. Tą otoczyć mogę jedynie Lucyfera, ale i tę miłość prędzej nazwałabym bezgranicznym oddaniem. Wobec tego nie wiem, co mami mój umysł, kiedy dłonie łagodnie dotykają moich bioder, odwracając mnie w stronę, z której właśnie uciekłam. Ten, którego przed chwilą unikałam, znalazł się tuż przede mną, na tyle blisko, że mogę wyczuć alkohol w jego oddechu. To nie on skupia moją uwagę, a jego oczy. Spojrzenie mówiące mi, że to wcale nie była gra. Był w tym wszystkim zbyt szczery, żeby grać, żeby stroić sobie żarty. Zbyt naturalny, abym mogła dłużej myśleć, że tylko chce się ze mnie naśmiewać, albo udowodnić własną rację. Jakkolwiek ona tym razem brzmiała. Coś dzieje się między nami. Pewna nić porozumienia i bijące szybciej serce, chcące wyskoczyć mi z piersi. To nie alkohol. Za mało wypiłam, aby się tak zachowywać, dlatego nie mam usprawiedliwienia dla siebie, gdy nachyla się ku mnie, kradnąc z moich warg pocałunek, a ja mu go oddaję. Najpewniej żadna dawka jakiegokolwiek alkoholu nie wystarczyłaby, aby uzasadnić to, co właśnie robiłam. Nieco na ślepo odstawiam szklankę z trunkiem gdzieś na boku, przy barku. Serce chce mi wyskoczyć z piersi, gdy obejmuję swoimi dłońmi jego twarz – i jestem pewna, że dotykam jej po raz pierwszy. Jeszcze nie wiem, czy mi z tym dobrze, ale wiem, że wcale nie chcę przestać. Coś ze mnie ulatuje, odkrywając kolejną część, której Sebastian nie znał. Której ja sama nie znałam. Nie wiedziałam, że przyjdzie taki dzień, w którym będę chciała całować Sebastiana Verity’ego. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Sebastian nie roztrząsa tego na takich płaszczyznach jak Judith. Nie wie jeszcze, co to dla nich oznacza, nawet jeśli jego podświadomość już się tego domyśla. W momencie, w którym pochyla się i ją całuje, nie myśli o tym, dlaczego to robi, ani nie wnika w uczucia, które nim kierują. Po prostu nagle poczuł, że chce mieć ją blisko i chce posmakować tych ust, o których wcześniej przecież nigdy nie pomyślał w ten sposób. Na przestrzeni lat mieli tak wiele szans, by się do siebie zbliżyć, ale nie wykorzystali ani jednej. Ba, nie widzieli między sobą potencjału, nie w tym sensie. Nieraz byli blisko, zdarzały im się sparingi, ćwiczenia albo złośliwości, które zwyczajnie zawierały kontakt fizyczny. I nigdy nie przyszłoby mu do głowy ją pocałować. Co się zmieniło? Nie wie. Ale to pytanie na później. Gdy Judith obejmuje jego twarz, on wplata dłoń w jej włosy i lekko wpija palce w jej talię. Szybko tracą kontrolę nad tym pocałunkiem. Nie potrafi rozgraniczyć momentu, w którym przeczesuje wilgotne kosmyki jej włosów od tego, w którym podrywa ją z ziemi, by smukłe nogi oplotły jego talię. Zachłanność nie pozwala mu przestać, gdy rzuca ją na kanapę i mają tylko sekundę na zaczerpnięcie oddechu, bo moment później jest między nogami Judith i znów ją całuje, dłoń trzymając na jej udzie. Nie mogę, przemyka mu przez myśl, gdy niecierpliwie zsuwa wargi na szyję Judith i rozpina guziki flanelowej koszuli. Gdy rozchyla jej nogi, by wygodniej się między nimi usadowić i dać jej poczuć, jak bardzo jest gotów, by poznać ją od kolejnej strony, by posmakować tego, co nigdy mu się nie należało. A i tak chce to wziąć. I ona chce mu to dać. Tak gwałtownie jak zaczął, tak gwałtownie przerywa, zamierając na przedramieniu, o które się opiera i zwieszając głowę z zaciśniętymi przez chwilę oczami, jakby to pomagało mu się opanować. Patrzy jej w oczy dopiero po chwili. Jego własne są rozpalone i noszą znamiona niecierpliwości, pragnienia, które teraz tylko Judith może zaspokoić. Ale gdy się odzywa, głos ma spokojny i równie niewzruszony co zwykle. – Nie mam gumek. – Mówi to tak, jakby obwieszczał gościom koniec imprezy. To by było na tyle, czas się zbierać, ot prosta informacja na zakończenie wieczoru, żadnych emocji, żadnej nadziei na to, że ktoś zostanie dłużej. Nawet jakby miał gumki i tak powiedziałby, że ich nie ma. Bo nie wykluczają niczego w stu procentach, a on nie potrafi oddać swojego życia choćby jednemu procentowi ryzyka. Nie w tej kwestii. Póki istnieje możliwość, że będzie z tego dziecko, póty nie posunie się dalej. Tak należy. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Dwadzieścia pięć lat. Tylko tyle się spóźniliśmy wobec oczekiwań naszych matek. Gdyby zadziało się to dwadzieścia pięć lat temu, i pani Carter i pani Verity byłyby przeszczęśliwe, bo właśnie oto jedna wydaje dobrze za mąż córkę, a druga w końcu poskromiła charakter swojego syna i odnalazła mu żonę. Dwadzieścia pięć lat za późno jedne usta odnalazły drugie i dwadzieścia pięć lat przyszło nam dojrzeć na tyle, abyśmy spojrzeli poprzez różnice i trudność charakterów, kładąc ponad sobą wspólny cel – to, co nas łączyło. Niektórzy potrzebują przysłowiowej strzały Amora, aby się odnaleźć. Myśmy potrzebowali jego śmierci. To dość wymownie mówi samo za siebie. Nie wiem, kiedy tracimy kontrolę nad tym, co się między nami dzieje. Drink zachybotał na krawędzi stołu i spadł z głuchym łoskotem na dywan, rozlewając na nim płyn. Jutro będę musiała wymyślić sposób, żeby się tej plamy pozbyć, bo samo tłumaczenie przychodziło do głowy dość łatwo. Jutro. Dziś zaczynał się koniec świata, bo oto Sebastian Verity i Judith Carter, zamiast dogryzać sobie i wieszać na sobie psy, całowali się w szaleńczej, nieprzewidywalnej pasji, która zaprowadziła nas spod barku na kanapę. Nie wiem kiedy dałam się podnieść i zanieść grzecznie tam, skąd właśnie uciekłam. Widocznie ucieczka nigdy nie była moją mocną stroną, a radzić sobie mogłam jedynie poprzez konfrontację. Skonfrontuję się z tym i dzisiaj, pozwalając, aby Sebastian dotykał mnie tak, jak nie dotykał mnie nikt inny poza Joabem. I nawet przy moim mężu nie towarzyszyła mi taka pasja, nie czerpałam z tego takiej satysfakcji, jak teraz. Nie wiem, co się zmieniło. Nie mam czasu na zastanowienie się nad tym, bo czuję go blisko, gotowego, prowadzącego w tym starciu, a ja mu na to pozwalam. Pozwalam, by wargi spełzły na moją szyję, a ja mierzwię w tym czasie jego włosy i mrużę z satysfakcją oczy. Chcę więcej. Teraz, gdy obudził we mnie to, co dawno zakopałam, wcale nie chcę się zatrzymywać. Ale on to właśnie robi. Otwieram oczy zbyt gwałtownie, patrząc nierozumiejącym spojrzeniem, jakby mówił mi właśnie, że jest Batmanem, albo lubi tosty z cebulą i dżemem truskawkowym. Moje myśli nie od razu wskakują na prawidłowe tory, bo zapominam o konsekwencjach tego, dokąd nas to wszystko miało zaprowadzić. Lucyfer jest przewrotny. Łączy nas ponownie dopiero wtedy, kiedy stoimy na prawidłowej ścieżce, wykonujemy odpowiednie obowiązki względem niego, i kiedy konsekwencji tego uniesienia praktycznie nie ma. A w zasadzie nie praktycznie. Po prostu ich nie ma. Na moich wargach ponownie pojawia się uśmiech, którego zapewne Sebastian nie rozumie. A mi się po prostu chce śmiać. Niezbadane są pomysły naszego Pana i ścieżki, którymi nakazuje nam kroczyć. Los, którym nas obdarowuje. Teraz chce mi się śmiać z jego przewrotności. Z moich warg nawet wydobywa się krótkie parsknięcie, mocno duszone, bo jeszcze Verity mógłby pomyśleć, że śmieję się z niego. Nie tym razem. Bawi mnie jedynie przewrotność losu, bo przecież jeszcze zaledwie kilka miesięcy temu takie uniesienie faktycznie mogłoby się zakończyć poważnymi, wręcz tragicznymi konsekwencjami. Chwytam więc za podbródek Sebastiana, przyciągając go ponownie do siebie, do swojej twarzy, do swoich warg. Mam ochotę go pocałować, lecz nim zrobię to ponownie, wyznaję znacząco: — Nie będą nam potrzebne. Nie będzie więc strachu i niepewności. Nie będzie dramatycznych chwil, nie będzie płaczu, nie będzie śmierci. Lucyfer musiał to sobie doskonale zaplanować i nie zapomnę mu o tym wspomnieć przy następnej modlitwie. Teraz nie był jednak na nią czas. Jedynymi konsekwencjami, jakie moglibyśmy ponieść, to wtargnięcie kogoś do salonu i zastanie nas w takiej sytuacji. Jest to mało prawdopodobne, ale nieznane są pomysły starszych ludzi. Nie mam ochoty tłumaczyć się matce, ojcu i całej reszcie rodziny z tego, co robię i z kim robię, mimo że teoretycznie nie powinnam. Dlaczego nie powinnam, skoro mam taką sposobność? Zabieram pocałunek z jego warg, czy mu się podoba czy nie – choć oboje wiemy, że tak – nim odrywam się i znacząco patrzę w kierunku drzwi do mojej sypialni. Teraz, ale nie tutaj. Tam możemy się zamknąć. Tam nasza tajemnica na pewno pozostanie tajemnicą. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Nie ma między nimi krępacji, jakby to był naturalny następny krok, który mieli podjąć w tej relacji. A przecież na pewno nie do tego dążyli, inaczej wiedzieliby o tym już dawno. Przewrotne są jednak ścieżki Pana i Sebastian nie ma zamiaru z nimi dyskutować, a już na pewno nie teraz, kiedy w całym sobie czuje napięcie, które świadomie trzymał w ryzach przez połowę swojego życia. Nie rozmyśla nad uczuciem – czy jest tu, czy to jednak tylko fizyczność – nie teraz. Później będzie się martwić konsekwencjami. Pewne jest jedno – małżeństwa z tego nie będzie. Czy więc w ogóle mają prawo do uczucia? Kiedy Judith parska, Sebastian unosi brew, ale też się lekko uśmiecha, jakby był gotów pośmiać się sam z siebie. Zawsze jest. Kiedyś się wkurwiał, gdy ktoś go wyśmiewał, teraz jednak wyznaje filozofię – pośmiejemy się razem, a jak się okaże, że żart nie jest śmieszny, dopiero wtedy przychodzi czas na ripostę. Do ostatniej chwili nie jest pewien czy Judith śmieje się z niego, z nagłego popsucia atmosfery czy ze znanej jej tylko myśli. To w sumie nieważne, bo wygląda na to, że nie zamierza tak łatwo Sebastiana wypuścić. Gdy słyszy, że zabezpieczenie nie będzie im potrzebne, z początku otwiera usta do dyskusji, choć te szybko zostają zamknięte przez wargi Carter. I dobrze. Potrzebował tych kilku sekund, by zrozumieć, że ufa jej rozwadze na tyle, by dojść do wniosku, że nie porzuciła nagle wszystkich środków ostrożności i skoro mówi, że gumki nie są potrzebne, to jest ku temu powód. Najwidoczniej nie może mieć dzieci. Sebastian nie wpadł dotąd na to, że dla Judith ta łódka już odpłynęła i nadszedł dla niej czas, by przejść na emeryturę w kwestii kobiecych powinności. Jego własna matka dokładnie w wieku, w którym teraz jest Sebastian, zaszła w swoją ostatnią ciążę, dlatego wciąż brał pod uwagę ryzyko. Nie trzeba było mu jednak dwa razy powtarzać, że nie ma się czym martwić, bo odwzajemnia gorączkowe pocałunki Judith z zaangażowaniem, które świadczy o tym, że porzucił wszelkie wątpliwości. Nim podłapuje jej wymowne spojrzenie, jego palce rozprawiają się już z ostatnim guzikiem koszuli, którą ma na sobie Judith. Śmieje się cicho, gdy podrywa ją znowu w powietrze i niesie w kierunku sypialni. – Niech się pani nie przyzwyczaja do tego noszenia na rękach, pani Carter – ostrzega zaczepnie po drodze do sypialni, w której znów Judith kończy rzucona na miękki materac, a Sebastian pochyla się nad nią, spijając kolejne pocałunki i siłując się z własną koszulą. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Jestem pod wrażeniem, bo zamiast oburzenia, które zobaczyłabym na jego twarzy dwadzieściaparę lat temu, widzę lekki uśmiech, mimo że wiem, że nie ma pojęcia, z czego się śmieję. Widocznie faktycznie popracował nad sobą i dystansem do siebie. I dobrze. Nie zamierzałam pójść do łóżka z beksą, która nie potrafi się śmiać z samego siebie – nawet jeśli w rzeczywistości to nie z niego się, tym razem, śmiałam. Ale w tym dystansie odnajduję coś pociągającego. Coś, co przemawia za tym, że chcę być z nim blisko, chcę mieć go dla siebie, chociażby na tę jedną noc. Dziś potrzebuję odpoczynku. Może znajdę go w ramionach Sebastiana. Innym razem podumam nad przewrotnością losu i jego ironią. Podobnie jak innym razem docenię jego zaufanie, bo nie próbuje nawet ze mną dyskutować i nie dopytuje o szczegóły. Prawie jak nie on. Niepotrzebne to niepotrzebne, i w tym momencie doceniam jego postawę bardziej. Zaczynam odnosić wrażenie, że przez te wszystkie lata uparłam się, żeby wmawiać sobie, że go nie znoszę, tylko po to, aby nie pozwalać sobie na dostrzeżenie, jak bardzo się zmienił i jak cholernie pociągający jest dzisiaj. Dzisiaj kurtyna złudzeń opada, nawet jeśli jedynie na jeden dzień. Wturuję mu cichym śmiechem, nim ponownie ląduję na miękkim materacu, tym razem już we własnej sypialni. Drzwi za nami się zamykają, a ja jeszcze mruczę pod nosem krótkie Clausa, aby rzeczywiście nikogo tutaj nogi nie poniosły i nie próbował nam przerwać. Jedna próba zepsucia nastroju spełzła na niczym, Sebastian jej nie podołał, ale osoba trzecia byłaby już skuteczną przeszkodą. Ledwie kończę mamrotać zaklęcie, ledwie przechylam głowę, ponownie moje usta stykają się z wargami Sebastiana, który tym razem szamocze się z własną koszulą. Odpycham jego dłonie, za dużo delikatności mu już dzisiaj pokazałam, niech sobie nie wyobraża, że będę grzeczną cizią przez cały wieczór. — Niech się pan nie przyzwyczaja do uległości, panie Verity – choć z opóźnieniem, mruczę wprost w jego wargi ripostę, nim znów kradnę pocałunek, palcami rozpinając jeden guzik za drugim. Docieram do końca i pomagam mu pozbyć się koszuli, która ląduje w drugim krańcu pokoju. Ta chwila nieuwagi wystarcza, abym odepchnęła go i zyskała przewagę w tym starciu-nie-starciu. Siadam na jego biodrach, celując tak, aby odebrać mu wszelkie argumenty do powrotu do poprzedniej pozycji i z uśmiechem pełnym satysfakcji, sama pozbywam się własnej, rozpiętej już koszuli. Gdy ta dołącza do ubrania Sebastiana, pochylam się, osaczając go ramionami i wpijam się w jego wargi. Jeszcze przed chwilą czułam się dziwnie, niepewnie, bałam się wejść w to, do czego mnie zapraszał. Teraz wiem, że zwariuję, jeśli teraz przerwiemy. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Jestem wściekła, choć jeszcze nie potrafię zdecydować, na kogo bardziej – na siebie czy na niego. Na niego, że tak łatwo zabawił się moją ufnością, czy na siebie, że mu tą ufność okazałam. Ile ja mam lat, do cholery? Prawie pięćdziesiąt czy piętnaście, że pozwalam sobą tak miotać i bawić się, jak mu w duszy gra? Za mało napatrzyłam się na ludzką zawiść i obłudę, żeby samemu wskakiwać radośnie w objęcia, które mogą okazać się zdradzieckie? Obracałam tą możliwość dzisiaj w myślach po tysiąc razy, a i tak dałam się nabrać. Jednak wiem, na kogo jestem wściekła bardziej. Na siebie, bo dałam się zrobić jak głupia nastolatka, co życia nie zna. Moja córka jest mądrzejsza ode mnie, do kurwy nędzy. Nie reaguję, gdy Sebastian wstaje. Wiem, że naciąga na siebie spodnie, słyszę to wystarczająco, ale nie patrzę w jego stronę. Chcę, żeby wyszedł. Teraz nie mam ochoty na niego patrzeć. Dostał to, czego chciał i być może zrewanżował się za wszystko to, czego doświadczył ode mnie. Nikt nigdy w życiu mnie tak nie zawiódł jak on teraz. Nie rozumiem tylko, dlaczego mu uwierzyłam. Dałam się omamić jak smarkula, miotał mną jak pacynką i co ja sobie właściwie myślałam? Kiedy się odzywa, posyłam mu tak samo wściekłe i jadowite spojrzenie jak zaledwie chwilę temu. Jestem jak zaszczuty pies, który kładzie właśnie uszy po sobie i stroszy sierść, szczerzy kły, całym sobą mówiąc tylko: nie podchodź. Spoglądam mimowolnie na stojącą w rogu strzelbę, opartą o bok szafy. Wystarczyłoby tylko kilka kroków, a mogłabym go pogonić. Lepiej – postrzelić. Zranić go tak, jak on zranił mnie. To, że w ogóle był w stanie mnie zawieść, to jakaś okropna pomyłka. To tak, jakby mi na nim zależało. Jakbym dopuściła go do siebie za blisko. Nikt nie był w stanie mnie zranić właśnie dlatego. Bo każdego trzymałam na dystans, nie angażowałam się do końca w żadną relację. Miałam ludzi bliższych i miałam ludzi kompletnie mi obojętnych. Sebastian dzisiaj przebił mur każdej z tych relacji, zbliżając się do mnie bardziej niż ktokolwiek kiedykolwiek. I ponosiłam właśnie za to konsekwencje. Miałam chęć chwycić za strzelbę. Naprawdę, mogłabym tylko wyciągnąć dłoń, przeładować i sprawić, żeby też cierpiał. Albo namacalnie nakreślić nieprzekraczalną linię między mną a nim. Powinien znać swoje miejsce – i jego miejsce nie znajdowało się w mojej sypialni. Ale wciąż dudnią mi w głowie słowa, które wypowiedziałam zaledwie kilkadziesiąt minut temu na kanapie w pokoju obok. Nie miałabym serca. Nie miałabym serca wybić tych zębów. Nie miałabym serca potraktować Cię jak każdego innego. Nie miałabym serca po prostu odstrzelić Ci łba, gdy stajesz się dla mnie zagrożeniem. Dlatego w ogóle ma szansę zbliżyć się do mnie i wyczuć, jak wszelkie mięśnie napinają się pod wpływem tego dotyku, gdy oplata mnie ramionami, przyciągając do siebie. Nie chcę tego. Nie chcę czuć tego ciepła, nie chcę być blisko niego, dlatego po prostu odwracam głowę, zaciskając zęby, a przed kolejnym odepchnięciem chronią go tylko dwa słowa. Dwa słowa wystarczyły, bym na niego spojrzała. Nie pamiętam, aby kiedykolwiek mnie przeprosił. Zawsze był na to zbyt dumny. Ja też byłam zbyt dumna, aby przepraszać, więc nawet tego nie wymagałam. Teraz jednak zdjął tą dumę z siebie, stawiając mnie ponad nią. Nic już, kurwa, nie rozumiem. W moich oczach nie odbija się już nawet gniew, ale zawód. Okraszony zagubieniem. Nie wiem, gdzie jestem. W gęstwinie lasu odnajduję się lepiej niż we własnej sypialni z mężczyzną, który zawsze był obok mnie, ale zawsze jako konkurent. Nie wiem więc, gdzie jestem, nie wiem, na czym stoję, nie wiem już naprawdę, kim jest Sebastian, ani kim w tej sytuacji jestem ja. Czuję się wściekła i zawiedziona. Być może gdybym ufała mu bardziej, gdybym znała go lepiej, potraktowałabym to faktycznie jako zabawę, durne urozmaicenie. Nie wiem. Po raz pierwszy czuję się bezradna jak małe dziecko i po raz pierwszy chce mi się płakać. Nie wiem, czy się na niego nadal gniewam, czy mam do siebie wciąż wyrzuty. Nie wiem, czy mu wierzę i nie wiem, czy mu ufam. Nie wiem, co dalej i nie wiem, dlaczego po raz pierwszy w życiu mam chęć poczuć czyjąś bliskość, potrzebuję się do kogoś przytulić. Tak, jak drżącymi rękami chwilę temu nalewałam sobie drinka, tak drżącymi rękami oplatam go w pasie i przytulam bok głowy do jego piersi. Nie wiem, jak to się robi. Nie pamiętam, żebym kogokolwiek kiedykolwiek przytulała. Nigdy nie czułam takiej potrzeby. Zaśmiałabym się z każdego, kto by coś takiego próbował zrobić. A ja dziś czuję się po prostu słaba. Odsłonięta. Obnażona. Zagubiona. Mniej zagubiona byłam, strzelając do pierwszej zwierzyny w życiu, trzymając po raz pierwszy broń w dłoniach. Zamykam oczy i wiem, że nic już nie wiem. Ale wiem też, że z kolejnym wydechem opuszcza mnie dziwne napięcie. I wciąż nie wiem, dlaczego. Ale czuję się lepiej, nawet jeśli jestem sztywna jak deska do prasowania. Wiem, że go dzisiaj potrzebuję i wiem, że nie chcę, żeby mnie teraz zostawiał. Ale nie wiem, jak mam mu to powiedzieć. Dlatego nie mówię nic. Chcę, żeby się domyślił, ale wiem, że tego nie zrobi. Powinnam go puścić i pozwolić mu iść. Może jutro, gdy to wszystko sobie poukładam, będzie lepiej. Może będę wiedziała więcej niż wiem dziś. A może będę go unikała przez następne kilka miesięcy i udawała, że nic takiego nie miało miejsca. To byłoby znacznie prostsze. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Wydaje mu się, że wie, co dzieje się w głowie Judith, ale tak naprawdę domyśla się tylko skrawka prawdy. Nie może wiedzieć, jak wiele emocji w niej buzuje i skąd taka ostra reakcja, nie może wiedzieć, dlaczego postanowiła uznać, że Sebastian z niej zadrwił, nie zaś, że po prostu daje im szansę upodlić się tak, jak można tylko dzięki podnieceniu, kotłując się w dotyku swoich ciał i spijając z ust przeróżne słowa, które nie miałyby prawa paść w innych sytuacjach. Sebastian nawet nie próbuje w to wnikać i rozszyfrować, co dokładnie kryje się pod wściekłym spojrzeniem i jakie doświadczenia się do tego przyczyniły. Wystarczy mu świadomość, że to, co on uznał za podniecającą zabawę, ją uraziło. Nie czuje się winny, nie wyrzuca sobie tego, bo nie sądzi, by zrobił coś złego, ale uznaje emocje Judith i zdaje sobie sprawę z różnic w preferencjach seksualnych, jakie mogły tu odegrać swoją rolę. I to na tym skupia się mocniej niż na procesach myślowych, jakie mogły zajść u Judith. W kwestii emocji ma proste chłopskie myślenie i najoczywistsze wydaje mu się to, że po prostu podnieca ich co innego. Sam zaczyna się gubić, bo Judith jeszcze przez kilka chwil łypie na niego morderczym spojrzeniem, podejrzanie uciekając wzrokiem do strzelby stojącej na wyciągnięcie ręki, a już moment później, po tym jak przeprosił, zupełnie się rozkleja. I znów tego wieczoru widzi jej kolejną twarz, przez co zaczyna się zastanawiać, jak to możliwe, że nie poznał jej z żadnej z tych stron wcześniej. Dlaczego potrzebowali apokalipsy, żeby się trochę otworzyć, skoro od kilku lat byli ze sobą blisko? Byłby hipokrytą, gdyby poważnie to rozważył tylko w kontekście Judith. Bo sam przecież jest niemniej skryty niż ona. Tylko że on nie czuje się, jakby cokolwiek udawał. Prędzej powiedziałby, że nie ma w nim takiej gamy emocji jak w niej i nie musi wkładać tyle wysiłku, by to wszystko ukryć. Życie nauczyło go dystansu i sam nawet nie wiedział, kiedy to się stało. Wieloma rzeczami po prostu przestał się przejmować, wiele innych okazało się nieważnymi. A kolejnych zwyczajnie nie doświadczył, tak, jak to było z miłością. Dopóki nie zobaczył jej dziś we wspomnieniach Erosa, nie wiedział, co to znaczy kochać. A teraz wie i może dlatego zmiękł, może dlatego rozumie, że gdy Judith się do niego przytula, nie może na to nie odpowiedzieć. I dlatego milcząco kładzie dłoń na jej głowie, drobnymi ruchami palców głaszcząc ją uspokajająco. Bo choć nie widział u niej łez, ma wrażenie, że Judith zaraz rozleci mu się w ramionach. Coś tu właśnie zaszło i Sebastian czuje, że przeoczył znaczenie tego czegoś, że umyka mu coś ważnego. Nie umie pocieszać ludzi, nie jest empatyczny. Umie udawać, mógłby rzec „będzie dobrze” i wyglądać, jakby naprawdę się troszczył, ale przecież Judith nie zmarł kot, tylko… Tylko co? Nie jest pewien, jak doprowadził ją do tego stanu i co to właściwie oznacza. Nie wie, jak się z tym czuć. Z jednej strony jest bezradny, zagubiony, nie wie co powinien teraz zrobić, jakie są oczekiwania. Z drugiej, czując jej ciepło przy sobie, przytulając jej rozgrzane ciało i głaszcząc po włosach, w nim samym rozlewa się jakiś nowy rodzaj ciepła. Może dlatego, że chce uciec od nieznanego, skupia się na czym innym. Na jej biuście opierającym się o jego nagi tors, na miękkiej skórze pleców, które głaszcze palcami i wystarczy tylko kilka milimetrów, żeby zejść między jej pośladki, a potem dalej, tam, gdzie przed chwilą gościł i gdzie miał niedokończony interes. Obydwoje czują, do czego doprowadzają te myśli, którymi sam siebie ratuje przed głębokim rozważaniami, bo choć Sebastian ma na sobie spodnie, nie maskują one wystarczająco dobrze tego, jak działa na niego nagie ciało Judith tuż przy jego własnym. Tylko że on, na litość, zaczyna myśleć, że ta naturalna reakcja fizjologiczna też ją obrazi. Bo w tym, jak się w niego wtuliła jest coś ważnego, coś więcej niż zwykła cielesność. A mu po prostu, kurwa, stanął. – Nie strzelaj. – Zamyka oczy, jakby jednak był na ten strzał gotowy. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Nie pamiętam, kiedy ktoś ostatnio zwyczajnie głaskał mnie po głowie. Może to był mój ojciec, lata temu, i przypominało to raczej zaczepne czochranie niż faktyczną troskę. Może to był mój mąż, w tych nielicznych chwilach, gdy był ze mną blisko i naprawdę starał się zyskać moją przychylność. Nie umiałam go kochać, ale miał mój sentyment. Odganiałam od siebie wszelkie przejawy troski i bliskości, twierdząc, że nie jestem słaba, umiem sobie poradzić sama. A dzisiaj nie potrafiłam. Było coś kojącego w dotyku, którym w milczeniu raczył mnie Sebastian. Coś, co uspokajało moje zszargane nerwy, co sprawiało, że wkurwienie na niego opadało, że zaczynałam się zastanawiać, czy oceniłam go prawidłowo. Gdyby miał mnie w dupie, odszedłby już dawno. Drzwi, no dobrze, nie były otwarte, ale podstawowe zaklęcie przełamujące Clausa nie było mu obce, sam sobie świetnie radził z magią odpychania, więc mógł opuścić sypialnię w każdej chwili i mieć mnie kompletnie gdzieś. Nie sądzę, że się bał ewentualnych konsekwencji. A ja musiałabym odpowiadać za śmierć bądź uszczerbek na zdrowiu gwardzisty. W zasadzie więc nie spotkałyby go żadne konsekwencje poza moją szczerą nienawiścią, zawiścią i chęcią utrudnienia życia na wszelkie możliwe sposoby, aż uznam, że zemsty stało się zadość. Nie będzie żadnej zemsty, bo nie odszedł. Pewnie też nie rozumiał, dlaczego to wszystko się dzieje, ale czy mogłam go winić, gdy sama tego nie wiedziałam? Dzisiejszy dzień był dla mnie zbyt męczący. Może przekroczył pewną granicę wytrzymałości, dlatego pękłam. To dość kiepskie wyjaśnienie. Nawet nie wiem, kiedy ramiona zaciskają się mocniej na jego plecach i kiedy mrużę oczy. Czuję się jak mała dziewczynka, ale on nie ma nic przeciwko. Nie śmieje się ze mnie, nie odpycha. Jest obok. Może naprawdę źle go oceniłam. Zaczynam w to wątpić, kiedy ponownie odczuwam wybrzuszenie gdzieś w okolicach pasa na swoim ciele. Dopiero wtedy odrywam głowę od jego piersi, by spojrzeć na niego z powątpiewaniem. Naprawdę?, chciałabym spytać, ale trochę go rozumiem. Wiem przecież, jak działa męskie ciało i wiem, że sama też czuję się niespełniona. Wkurwienie przysłoniło mi to na jakąś chwilę, ale kiedy opadło, odczuwam to dość dotkliwie. Z tym tylko, że nie tak widocznie, jak on. Wargi wyginają się w lekkim uśmiechu. Musiał zauważyć, że rozważałam sięgnięcie po strzelbę. Miał o tyle szczęścia, że podjął właściwe decyzje i po nią faktycznie nie sięgnęłam. A w zasadzie – nie sięgnęłam po nią, bo był to on. Mam mu wiele do powiedzenia. Nie strzelę, jeśli mnie nie zostawisz. Nie strzelę, jeśli mnie pocałujesz. Ale nie zamierzam brzmieć bardziej żałośnie niż wyglądam. Nie zamierzam skomleć o uwagę i o to, żeby ktoś ze mną był, jeśli sam tego nie chce. Nie zamierzam prosić, nie zamierzam dłużej grać ofiary. Ani on, ani tym bardziej ja nie wiedzieliśmy, co tu zaszło i najwyższy czas zrobić to, co zrobiliby dojrzali ludzie. Zamieść problem pod dywan. Dlatego, nie pytając, nie prosząc, nie skomląc, łapię raz jeszcze w dłonie jego twarz i kradnę mu pocałunek. Jest inny niż wszystkie te, którymi raczyliśmy się przez cały wieczór, ale wcale nie gorszy. Może delikatniejszy, może mniej pewny. Ale być może to kwestia czasu. Może potrzebuję chwili, w której znajdę pod stopami grunt i wejdę w rejony, które już zdołałam poznać. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Patrzy jej w oczy, gdy widzi uśmiech i unosi brew wymownie, jakby pytał, czy Judith ma coś ciekawego do powiedzenia. Ale na jego wargach też majaczy uśmiech, jeszcze trochę niepewny, bo choć dotąd doskonale wyczuwał jej nastroje, teraz musi odnaleźć się w tym na nowo. Okazuje się bowiem, że pod warstwami pozorów, Judith w gruncie rzeczy jest również po prostu kobietą – emocjonalną, skomplikowaną i niewybaczającą błędów. A on może i nie jest tak czuły, jak powinien i nie potrafi w pełni pojąć tej ferii emocji, ale z pewnością jest w stanie unieść kogoś takiego jak Judith Carter, nawet z tą jej kobiecą stroną, którą musi jeszcze odkryć. Lubi wyzwania. I lubi myśl, że tylko on ma prawo wejrzeć w jej oczy, kiedy wyrażają tak wiele. Zawsze lubił czuć się wyjątkowo, może nawet bardziej niż inni. Judith mu to daje, choć pewnie nie jest w pełni świadoma, ile to dla niego znaczy. On może za to odwdzięczyć się próbą zrozumienia i wykrzesaniem z siebie tyle empatii, ile jest w stanie znaleźć na dnie swojego umysłu. Dotychczasowe doświadczenia wymagały od niego przecież by te ludzkie odruchy tłumić. Ale dla niej jest gotów zrobić wyjątek. Schodzi z niego to nieprzyjemne napięcie, gdy Judith znów się przysuwa i całuje go. Inaczej, czulej, choć równie żarliwie. Sebastian pogłębia ten pocałunek, choć nie poddaje czułości, którą zainicjowała Judith. Jest w tym pocałunku coś nowego i okazuje się równie przyjemne co zachłanne i gwałtowne odnajdywanie swoich ust i języków. Gdy znów podrywa ją z ziemi, jest w tym pewna doza delikatności, choć niknie nieco, kiedy plecy Judith uderzają o ścianę, a Sebastian odrywa się od jej ust i poprawia ją sobie na jednej ręce, jakby nic nie ważyła. Drugiej dłoni potrzebuje, by znów sprawnie rozpiąć swoje spodnie. Patrzy jej w oczy, gdy to robi i tym razem szuka w nich pozwolenia. Widząc je, uśmiecha się lekko, już bardziej zaczepnie, choć nie tak bezczelnie jak zwykł przy ich przekomarzaniach. Choć sam Sebastian tego nie wie, w jego oczach jest ciepło, którego brakowało wcześniej. Jakby podświadomie chciał jej powiedzieć, że może mu zaufać. Bez pytania – przynajmniej werbalnego – pozbawia się materiału z własnych bioder i znów łącząc ich usta w głębokim pocałunku, wplatając jedną dłoń w jej włosy, opuszcza biodra Judith i oddaje westchnienie przyjemności w jej usta, znów odnajdując przyjemne ciepło jej wnętrza. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii