First topic message reminder : CZĘŚĆ GŁÓWNA Nad niepozornymi drzwiami prowadzącymi do wnętrza antykwariatu widnieje prosty, drewniany szyld, który nie zdradza niczego poza nazwą sklepiku — wystarczy jednak przekroczyć próg Archaios, żeby już od wejścia znaleźć się w spokojnym i cichym świecie wypełnionym książkami, obrazami oraz starymi winylami. Zwykle klientów wita widok wygrzewającego się na parapecie kota — choć tylko nieliczni znają jego imię — oraz grecka symbolika. Ściany ozdobiono drzeworytami oraz obrazami ściśle związanymi z kulturą hellenistyczną, a nad drzwiami umieszczono oko proroka; w labiryncie regałów odnaleźć można niewielkie tabliczki opisujące tematykę działów, choć w chaosie ksiąg starszych i młodszych nietrudno o stracenie orientacji. Poza utworami literackimi, klienci mogą odnaleźć w Archaios obrazy bezimiennych artystów, nietypowe antyki oraz możliwość wróżby — ta świadczona jest w głębi antykwariatu, w przestrzeni za ładną, musztardową kotarą. Rytuały w lokacji: metus [moc: 127] locus aetheris [moc: 61] pułapka grawitacyjna [moc: 73] [ukryjedycje] Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Sob Mar 02 2024, 14:40, w całości zmieniany 3 razy |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Młody mężczyzna ( — Chęt— Urwał, gdy poczuł na sobie spojrzenie kobiety. Odchrząknął, nieco poważniejąc i zerknął ponownie na swój notatnik. Wyciągnął z kieszeni czarny długopis, odklikał go i ponownie podniósł spojrzenie na was. Kobieta zrobiła kilka kroków w bok, wciąż pozostając w zasięgu słuchu, jednak wyglądało to, jakby skupiała się na oszacowaniu terenu bardziej, niż na was. Zakładanie jednak, że nie słuchała każdego słowa, byłoby błędem. Claritas, mruknęła pod nosem i wszystkie żarówki w pomieszczeniu zaświeciły się intensywnym światłem. — Więc... mówi pan, panie Zafrum, że zaraz po północy zszedł pan na dół, usłyszał obce głosy w antykwariacie i wrócił po kuzyna. Zgadza się? — mówił, cały czas coś notując na kartce. Zatrzymał się na moment i zerknął w stronę kobiety, jakby chciał się czegoś upewnić, jednak ta stała odwrócona plecami. — Co było dalej? Wziął do ręki jedno ciastko. — Metus, mhm? — Jenkins spojrzał na ciebie, Percy, jakby z lekkim podziwem. Mówił nieco niewyraźnie, przeżuwając ciastko. — Dobry wybór. Znów coś zanotował, najprawdopodobniej nazwę rytuału, jednak ewidentnie nie nadążał za twoim monologiem Percy, w pewnym momencie po prostu się poddając. — Nexus Energeticus — powiedziała kobieta, wyłaniając się zza jednego z regałów. — Powinno załatwić problem z żyłą energetyczną. Jej mina nie zdradzała wiele — była znajomo kamienna — ale mogliście tę poradę interpretować jako dowód sympatii w waszą stronę. Albo dowód tego, że nie zamierzają was aresztować. — Ktoś jeszcze z wami mieszka? — zapytała, kierując wzrok w stronę schodów do mieszkania nad antykwariatem. — Będą panowie musieli zamknąć antykwariat. Jutro i pojutrze, przyślemy kogoś, by zbadał miejsce zdarzenia. Proszę w tym czasie ograniczyć się do przebywania na górze. Chociaż powiedziała słowo proszę, to jej ton głosu nie pozostawiał wątpliwości, że nie była to prośba. Czas na odpis: 04.03 (poniedziałek) do 20.00 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
Zerwana rolka filmu i ich czwórka — plamki na poklatkowych ujęciach na prześwietlonej scenografii. Nagły wystrzał światła nad głowami oślepiał; pod mimowolnie przymkniętymi powiekami maleńkie robaczki tańczyły w rytm przesuwanego po kartce długopisu. — Zgadza się. Kiedy zasugerowałem, żeby wyszli, padły pierwsze zaklęcia — niech nie pytają, jakie; ból nieudanej obrony przypominał wystawioną na słońce okładkę — wyblakłe litery były echem samych siebie. — Jedno na mnie, drugie na kuzyna. Musieliśmy się bronić z nadzieją, że rytuał zacznie działać. Serce ściśnięte jak kwaśne jabłko, strach będący jak przegryzająca się przez miąższ larwa; w tamtym momencie myślał wyłącznie o kuzynie. — Na początku próbowaliśmy ich jedynie zniechęcić, później unieruchomić. Wtedy Metus zaczął przynosić efekty — pierwsze rzucenie się w kierunku drzwi, później kolejne, zawsze w umownym układzie podziału obowiązków; błękit spojrzenia spokojnie śledził poczynania gwardzistki, młodego mężczyznę zostawiając w zasadce genialnego uroku Perseusa i czekoladowych ciastek. — Kiedy jeden z rabusiów rzucał się do wyjścia, drugi atakował. Tylko raz zdarzyło się, żeby do drzwi próbowali dotrzeć oboje, ale— Lekkie wzruszenie ramion poruszyło haczykami w kącikach ust — uniosły się w uśmiechu, kiedy ostatni okruszek zniknął z pola widzenia, ale pewnie nie z notesu; gwardzista, poza sztuką wyraźnego pisania, będzie musiał opanować tajniki rozczytywania liter spod czekolady. — Percy wspomniał, że rytuał nie wyszedł zbyt mocny. Wystarczyło trochę gniewu, by pokonać potrzebę ucieczki i przejść do ataku — wściekłości ani uporu żadnemu z rabusiów nie brakowało, ale to ten drugi odcisnął piętno we wspomnieniach. Bronił się, uciekał, nacierał, a wszystko to pomimo omdlałego ciała współzłodzieja. Gdyby byli równie zdeterminowani w pracy, która opłacała podatki, nie musieliby obrabowywać antykwariatów. Każdy próbował przeżyć w tej ekonomii; niektórzy na utrzymaniu mieli koty. — Tylko my i Jakub — kim jest Jakub, ma prawo do stałego pobytu w Stanach? Trzy lata temu inny gwardzista był gotów zakuć go w kajdanki; coś mówiło Orestesowi, że Williamson opracował model na każdą ewentualność. — To znaczy, kot. Jedyny wyspany tej nocy, a wkrótce — jeden z głodnych. Dwa dni zamkniętego antykwariatu to dwa dni bliżej wysychającego źródełka dolarów — wczoraj otarł opuszkami palców o dno puszki po kawie, gdzie zaskórniaki zaczęły topnieć szybciej od marcowego śniegu. — Wolałbym— Nie jesteś w pozycji do stawiania warunków, Ores; nie był — nie po aresztowaniu sprzed miesiąca i nie ze świadomością, że gwardzistka prawdopodobnie miała pełną świadomość o tamtym zatrzymaniu; to, że nie zostało przywołane, było gestem dobrej woli. Pora odpłacić tym samym. — W porządku. Nie zamierzamy utrudniać pracy Gwardii. Dzięki temu szybciej wrócę do własnej; metalowe wieczko strzeliło głucho w zetknięciu z pudełkiem — uwięzione ciastka przesunęły się po blacie, powoli pchnięte w kierunku młodego gwardzisty. Szkoda go; Zafeiriou od lat obserwował, co Gwardia robi z ludźmi. — W ramach podziękowania za interwencję. Każdy z nich potrzebował małego wsparcia. |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Perseus Zafeiriou
POWSTANIA : 25
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
— Zafeiriou — wymamrotane pod nosem, więc rozsądne — gdyby poprawił gwardzistę na głos i z pełnym potencjałem głośności, prawdopodobieństwo powrotu na górę z nienaruszonym zestawem uzębienia zmalałoby o jakieś— Zero procent. Wystarczy widok sięgającego po ciastko gwardzisty, żeby zrozumieć dwa kluczowe fakty w tej pełnej obłędu nocy — po pierwsze, wszyscy żyją. Po drugie — ktoś, kto docenia talent kulinarny Orestesa, nie byłby zdolny do wybicia jego kuzynowi zębów. Prawda? Prawda? Prawda; uchwycenie spojrzenia gwardzisty wysnuło fakt trzeci — miał za ładne oczy, żeby umrzeć w służbie Kościoła. — Dziękuję, to— Nerwowe wygładzenie spodni pod pidżamy wcale nie zminimalizowało stopnia ich pidżamowatości — ciche odkaszlnięcie spontanicznie nie transfigurowało ich w jeansy. Te ładne, kupił miesiąc temu; mają póki co tylko pół dziurki. — Taki tam. Wątpliwa elokwencja do końca życia i trzy dni dłużej będzie wdzięczna nienaruszalnemu spokojowi Oresa; mówił, odtwarzając przebieg chaotycznego starcia, a Perseus przytakiwał co trzeciemu słowu. Nic do dodania — próbowali obronić miejsce, które od niemal wieku należy do skromnej liczebnie rodziny. Nie stał za nimi majątek Kręgu ani szczególne poważanie; każdego dnia musieli mierzyć się z podejrzliwością wywoływaną przez tatuaże i tysiącem jeden niewłaściwych wypowiedzi własnego nazwiska, ale starcie z rabusiami? To coś nowego; według Perseusa, wyszło im całkiem nieźle jak na debiut. — Nexus Energeticus — spojrzenie, poderwane na zachowującą znajome milczenie gwardzistkę, błysnęło satysfakcją; dziwny moment na radość, Percy, cholerny Tim nadal tam leży. — Sądzi pani, że sprawdziłoby się też w— Nieodpowiedni czas, chociaż miejsce dobre — większość pomysłów odkrywał w znajomym (apsik) kurzu antykwariatu. — Przepraszam, sam sprawdzę. Za chwilę, o ile będzie dla nich za chwilę inne niż za chwilę zabierzemy panów na zwiedzanie kazamaty od środka. Orestes mógłby objąć wtedy rolę przewodnika — o, stamtąd ostatnio z Williamsonem wyszedłem — i byłoby w tym coś pocieszającego; w więzieniu podobno nie trzeba martwić się finansami. Podobno. Ores potrafi kłamać, ale nie za dobrze; dwóch i pół roku niemartwienia się finansami w więzieniu stanowym nie zafałszuje. — Możemy pomóc w czymś jeszcze? Zjedzeniu tych ciastek na przykład? Widok przesuwanego pudełka łamał serce; wyszły wybitnie czekoladowe. |
Wiek : 26
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : SPIKER RADIOWY, ZAKLINACZ, TECHNOLOG MAGII
Chronologia wydarzeń była skrupulatnie zapisywana w notesie, jakby awans w hierarchii młodego gwardzisty od tego zależał (zależał). Skrzypienie długopisu było jednak ledwo słyszalne w natłoku słów, które z ciebie wypływały, Oresie. Nie wyglądało, jakby obecni na miejscu gwardziści wątpliwi w wasze słowa, chociaż kobieta była znacznie cięższa do rozszyfrowania, więc kto wie? Sam mądrze stwierdziłeś, że twoje aresztowanie sprzed miesiąca z pewnością było wiedzą, do której miała dostęp. — Kim jest Jakub? — zapytał mężczyzna, ale odpowiedź przyszła niemal natychmiastowo. — Ah, kot, dobrze, zanotuję. W ten oto sposób wasz futrzasty lokator rozpoczął swoją karierę w archiwum Kościoła. Gdy skrobanie na papierze dobiegło końca, notes zniknął w kieszeni kurtki, długopis zaraz obok i jedynie przez chwilę chłopak wahał się, czy sięgnąć po pudełko. Niektórzy gwardziści dawali się przekupić; z reguły jednak na gotówkę czy informacje, nie domowej roboty ciastka. Kobieta za to udawała uparcie, że tego nie widzi. — Na waszym miejscu — zaczęła, kiwając głową na Jenkinsa. Ten już wiedział, co to oznacza. Tym razem doskonale wiedział, za co złapać nieprzytomne ciało, by łatwiej je się niosło do zaparkowanego na zewnątrz samochodu. Spojrzenie kobiety utkwiło na tobie, Percy. — dołożyłabym kilka rytuałów. W Little Poppy robi się niebezpiecznie. Ściągnęła warstwę kurzu z półki, rozcierając ją między palcami. — Oraz odkurzyłabym przed jutrem. Alergia na kurz to poważna przypadłość; nie chcielibyście zostać oskarżeni o zakichanie gwardzistów na śmierć, prawda? Dwójka rabusiów w międzyczasie została przeniesiona do furgonetki. Niedługo, jedyne, co zostało po tym wieczorze, to nieład antykwariatu oraz wiszące w powietrzu wrażenie, że mieliście naprawdę duże szczęście, że czekoladowe ciastka były pod ręką. Mistrz Gry dziękuje za rozgrywkę, tym samym wychodzi z tematu. Możecie potraktować ten post jako z/t dla wszystkich, lub kontynuować grę, jeśli macie na to ochotę. Czarna Gwardia spisała wasze zeznania, zabrała rabusiów oraz poinformowała was, że przez najbliższe dwa dni wasz biznes pozostanie zamknięty w ramach dalszego śledztwa. z tematu |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
13 — IV — '85 Czarne kółko na lśniącym drewnie — widok, za który można stracić zintegrowaną chrząstkę nosa — zniknęło pod kubkiem; do odstawienia go w odciśniętą na blacie linię zabrakło niespełna pół centymetra. Skupienie nie sprzyjało precyzji; każdy skrawek uwagi przeskakiwał po ciemnym tuszu drobnego druku — wers po wersie, aż szelest przekładanej strony przerwał zalegającą w antykwariacie ciszę. Za oknami zapadła noc; cicha, ciemnogranatowa, chybocząca pod muśnięciami pojedynczych kratek światła. Paliły się uliczne lampy i nieliczne żarówki w rozsianych po dzielnicy mieszkaniach — Little Poppy wydawało się przeczuwać nadchodzące wydarzenia, ale wrażenie było zbyt odległe i niewyraźne, by wzbudzić podejrzliwość. Ci, którzy dziś nie spali, musieli mieć powód; ktoś pracował na nocną zmianę, ktoś cierpiał na bezsenność, u kogoś jedno nie wykluczało drugiego — ktoś inny pochylał się nad słownikami i starymi wydaniami książek, od czterech godzin tracąc poczucie czasu, rzeczywistości i chwytność w opuszkach palców. Ten, kto prowadzi własny biznes i może spać nocami, tak naprawdę nie prowadzi niczego; przyzna to każdy w tym mieście, kto płaci podatki za interes sygnowany własnym nazwiskiem. (Więc niewielu). Alchemiczne Rytuały: Sekrety Przemiany Ducha i Materii były centralnym punktem blatu i główną przyczyną bezsennej nocy; złożone przez panią Verity zamówienie od pięciu dni pełniło główny trybik w machinie wieczornych rytuałów Orestesa. Porównywanie oryginału z istniejącym tłumaczeniem było zadaniem łatwiejszym niż integralne klecenie zdań, ale posiadało wyraźną i dotkliwą wadę — po czterech dobach zaczęło być nużące. Żmudny proces porównywania oryginału z przekładem wymagał ciągłego skupienia; analiza tekstu linijka po linijce, na dodatek w łacinie, podlewana była niekończącym się strumieniem kawy. Egzemplarz alchemicznej księgi dotarł z Bostonu przed pięcioma dniami — Zafeiriou natychmiast przystąpił do zlecenia, zastanawiając się, czy będzie opłacalne na tyle, żeby opłacić lekarza; czuł, że po maratonie tłumaczenia nabawi się cieśni nadgarstka. W Alchemicznych Rytuałach i ich przekładzie sprzed ponad pół wieku ukrywały się nieścisłości, które dla laika niezaznajomionego z tajnikami alchemii — Orestes był idealnym królikiem doświadczalnym; drugiego dnia musiał sięgnąć po słowniczek terminów alchemicznych, żeby zrozumieć, co właściwie tłumaczy — byłyby zupełnie nieuchwytne, gdyby nie czujność. W liście do pani Verity wspomniał, że tłumacz posiadał problemy z przekładem systemu metrycznego na imperialny; już w drugim eliksirze źle przekonwertowane wartości zupełnie zmieniały proporcje niezbędne do uwarzenia mikstury. Tłumaczenie z łaciny na angielski nie należało do głównych — ani tym bardziej ulubionych — zajęć antykwariusza, ale księgi podobne do Sekretów Przemiany Ducha i Materii łączyły w sobie cechy, które Zafeiriou cenił; po pierwsze, były podróżą przez historię. Po drugie — chyba ważniejsze — pomagały w odświeżeniu łaciny. Tłumacząc nazwy własne, nie odstępował na krok od słownika; migrenowy cierń, eliksir eterycznej implozji, eliksir iluzorycznej ekstazy — żaden z nich nie składał się ze zlepków słów, którymi Orestes posługiwał się na co dzień, tłumacząc z łaciny prostsze teksty. Z pomocą przygotowanego przed pięcioma dekadami przekładu był w stanie przechodzić przez większość tekstu bez trudu i wolał nie zastanawiać się, ile tygodni zajęłoby mu tłumaczenie od zera. Główne problemy gotowego przekładu skupiały się na wartościach składników i liczbach rzeczownika — mnoga często mylona była z pojedynczą i na odwrót, w efekcie czyniąc niektóre z przepisów na eliksiry błędnymi lub, w skrajnych przypadkach, zupełnie bezużytecznymi. Trzecie wydanie oryginału spoczywało więc na biurku, bezpiecznie oddalone od któregoś—z—kolei kubka kawy i tuszu; wszystkie poprawki Orestes nanosił na księdze znacznie łatwiejszej w pozyskaniu — tłumaczeniu sprzed pół wieku. Pierwsze komentarze zaczynały się już na stronie szóstej; Zafeiriou liczył, że pani Verity nie należy do purystek, które na widok naznaczonej tuszem księgi dostają mikrozapaści. Chociaż sam nie przepadał za tą formą plamienia ksiąg, tak było szybciej i łatwiej; a przecież głównie na czasie im zależało. Najwięcej tłumaczeniowych błędów wkradło się w eliksiry z zaawansowanych poziomów, co mogło oznaczać tyle, że sam tłumacz nie był zaprawionym użytkownikiem alchemii; w efekcie Orestes dwa ostatnie wieczory spędził na kartkowaniu dwóch specjalistycznych słowników, poszukując przekładu z łaciny na angielski takich słów jak potęga manifestacji, móżdża polewka czy politofobia. W zawieszeniu pomiędzy księgami, notatkami i łykami dawno przestygłej kofeiny łatwo zatracić poczucie czasu — w mrok coraz gęstszej nocy wyskakiwało marzenie o zaśnięciu i wróceniu do tłumaczenia później. Zamierzał skończyć dzisiaj; do końca zostało tylko piętnaście stron, a większość ze słów, które na samym początku tej przygody były nowością, niepostrzeżenie zakradły się w świadomość i rozgościły w niej na dobre. Jeśli to sposób na zarobienie kilkudziesięciu dodatkowych dolarów, pogłębienie znajomości łaciny i zadbanie o dobrą opinię Archaios w kręgu, cóż, Kręgu, Zafeiriou zamierza siedzieć tu choćby do rana; skupienie współpracowało ze spojrzeniem przeczesującym kolejne linijki — wystarczyło wrócić do tekstu w oryginale i spróbować odkryć, czy tłumacz popełnił jakikolwiek błąd w tym opisie eliksiru. Drobna pomyłka w liczbie mnogiej — powinna być pojedyncza — zakradła się dopiero pod sam koniec; Orestes prostą linią przekreślił błąd w tłumaczeniu i naniósł poprawkę. Jeszcze dwie godziny i będzie po wszystkim; rano przejrzy tłumaczenie pod kątem czytelności, a przed południem pani Verity otrzyma Alchemiczne Rytuały: Sekrety Przemiany Ducha i Materii — sam Orestes zostanie z ciężarem nieświadomie nabytej wiedzy z alchemii i ciekawością, czy adresatka naprawdę potrafi uwarzyć niektóre ze specyfików, o których czytał przez niemal tydzień. Jeśli tak, biada ziemi; biada morzu; biada każdemu, kto nadepnie na ten konkretny krąg w Kręgu. z tematu |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Perseus Zafeiriou
POWSTANIA : 25
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
22 kwietnia, 1985 Strach to niebezpieczny motywator. Delikatnie drżenie dłoni nie było przyjaciółką precyzji — pentagram wymagał dwóch poprawek, zanim Perseus uznał go za magicznie akceptowalny i zdolny do pomocy w wykonaniu rytuału. Świeże wspomnienie sprzed trzech dni — noc, napaść, obrona, gwardia; wszystko zamknięte w kuli, którą ktoś co chwilę potrząsał, wyławiając zza szkiełka przypadkowe słowa z zestawu — wkradały się pod powieki i egzorcyzmowały spod nich sen. Posmak zaklęć, szczególnie tego z magii natury, był zbyt świeży; nad jego goryczą przewyższał tylko kwaśny odór strachu. Czas stracił sens — mogła być szósta albo siódma nad ranem; bez nocnych zmian w radiu, odróżnienie poranka od wieczora okazywało się dziwacznie trudne. Księga w dłoniach Perseusa lata świetności miała za sobą; jej marginesy znaczył tusz o różnych stopniach wyblaknięcia i o takim samym systemie zatarć pod przypadkowym dotykiem opuszków palca. Magia powstania: rytualne tajniki od lat było lekturą, po którą Zafeiriou sięgał w momentach zwątpienia we własną moc. Tajemnice rytuałów zajmowały każdą ze stron potężnego tomiska; ponad trzysta stron poświęconych wyłącznie magii powstania było lekturą o niewątpliwym walorze intelektualnym, ale prawdziwą zaletę podręcznika dało się wycenić dopiero po wczytaniu w osobiste komentarze na brzegach. Percy spędził kilka ostatnie lat na analizowaniu każdej inkantacji, którą zawarto w księdze; wszystkie wnioski, wątpliwości i pomysły wciskał na niewielkie, wolne przestrzenie pomiędzy wersami, czyniąc z książki labirynt wskazówek, przemyśleń i przekreśleń. Mimo szczerych intencji autorów, nie każdy rytuał był opisany w sposób, który zrozumiałby czarownik mniej zaawansowany w magii powstania — wiele z treści zamykało się w tajemnicy specjalistycznych określeń i jakościowo wątpliwych sugestii, co Perseus mógł stwierdzić dopiero po przełożeniu teorii na praktykę. Metodą prób i błędów odkrywał sposoby na wykonanie czegoś lepiej; w ten sposób wiele z zawartych w księdze rytuałów zasłużyło na drobne przeredagowania i nie aż tak drobne zmiany w tym, w jaki sposób intencje i inkantacje powinny być z sobą łączone. Dziś, pochylony nad rytuałem Locus Aetheris, czuł tylko wstyd; wstyd, wyrzuty sumienia, strach. Dokładnie w tej kolejności. Gdyby antykwariat zabezpieczony był lepiej, noc sprzed trzech dni wcale by się nie wydarzyła — Ores nie ryzykowałby życiem (i alergią na kurz), próbując ochronić jedyne miejsce, które od lat utrzymywało go na powierzchni trzeźwości. Rytuał Metus był dobry, ale niewystarczający; jeden z włamywaczy skutecznie opierał się potrzebie wrócenia tam, skąd wypełzł, co zaowocowało walką na świszczące w powietrzu zaklęcia, wyrzuty, stłumione przekleństwa i narastające przekonanie, że będą walczyć w ten sposób wiecznie. Albo dopóki poboczny świadek nie wezwie Czarnej Gwardii. Po trzech dniach marazmu i otrzepywania się z — Orestes, wybacz — kurzu bitwy, nadszedł moment działania. Percy przekuł bezsenność w naukę; owinięcie w koc chroniło przed chłodem nocy, zapalenie lampki pomogło oświetlić tekst podręcznika złotym blaskiem, długopis w dłoni analizował każde słowo rytuału i zamierzone skutki z wnikliwością ucznia poznającego magiczne tajniki po raz pierwszy. Prawda była taka, że znał ten rytuał, ale pomiędzy znać i rozumieć rozciągało się potężne poletko na pogłębienie wiedzy. Perseus próbował zasiać je ziarnami nauki; Locus Aetheris był rytuałem, którego intencja musiała zostać ułożona precyzyjnie i zdecydowanie nie wystarczyłby do obrony antykwariatu — na dobrą sprawę to wcale nie był jego cel. Wzmocnienie zaklęć defensywnych balansowało na granicy zaklęcia adultus z magii odpychania, ale miało w sobie również wyraźne oznaki magii powstania — to w końcu ta dziedzina na przestrzeni trzystu stron rozkładana była na czynniki pierwsze. To w końcu do jej rytuału służyły żółte świece; rozstawione w każdym z ramion pentagramu chwilę po wymianie podręcznika na athame. Wnioski sprzed trzech dni były nieubłagane — antykwariat potrzebował mocniejszych systemów obronnych, a nie było lepszej i skuteczniejszej obrony niż czarownicy, którzy stoją na straży tego miejsca. Locus Aetheris miał wspomóc magię defensywną i jednocześnie rozpocząć proces budowania siatki obronnej wokół Archaios; napaść to smutna nauka, ale potrzebna. Kiedy księgę magii zastąpiło ostrze, teoria została wymieniona na naukę praktyczną — Percy skupił się na słowach inkantacji, kumulując nabywaną przez ostatnie godziny wiedzę w przekucie analizy rytuału na fakty. Fakt pierwszy — musiał ułożyć klarowną intencję. Od wsparcie magii defensywnej obrońców tego miejsca aż po bez względu na to, kim są. Percy nie sądził, by ktokolwiek poza rodziną Zafeiriou miał okazję do kolejnych bitew o Archaios, ale— Niektóre nazwiska nasuwały się same; wykluczenie Williamsona spod działania rytuału byłoby malowniczą głupotą — po ostatnich wydarzeniach Perseus nie mógł sobie na nią pozwolić. Athame znajomo przylegało do dłoni, kiedy obciążone intencją usta zaczęły formować inkantację; energia magiczna skupiła się na kolejnych słowach i szukała ujścia — przy odrobinie szczęścia i odpowiednim nacisku na intencję, ujściem będzie pięć płonących świec. — Nebula aetheria, locum mystico velamine obducere. Fakt drugi — księga tego nie sugerowała, ale Percy domyślał się z kontekstu i efektów działania rytuału, że ruch wyciągniętego ramienia musi być wolny i skoncentrowany. Athame wraz z dłonią poruszyło się w kierunku przeciwnym od wędrówki wskazówek zegara; każde słowo było kolejnym wskazaniem, a efekt końcowy — tajemnicą, którą chwilowo znało tylko Piekło. rytuał Locus Aetheris | próg 50 | k100 + 21 skutki uboczne: k60 — 6 zużywam zestaw żółtych świec z tematu bez względu na efekt |
Wiek : 26
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : SPIKER RADIOWY, ZAKLINACZ, TECHNOLOG MAGII
Stwórca
The member 'Perseus Zafeiriou' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 40 -------------------------------- #2 'k60' : 9 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
5 maja, 1985 Cichy szelest był szeptem spoza czasu; zawieruszoną zapowiedzią spokoju, który spowił antykwariat w miękką płachtę ciszy. Coraz dłuższe wieczory walczyły o ostatnie promienie światła — po dziewiętnastej pomarańczowy blask nadal przesączał się przez horyzont dachówek; w ostatnim tchnieniu dnia Little Poppy było mityczne. Zmęczenie pełgało po dachach kamieniec i wracało do witryny Archaios delikatnie zakrzywione; trzy rozłożone na ladzie księgi znajdowały się w różnym stadium poznania — jeden z tytułów otworzony był pod sam koniec, drugi w połowie, następny na pierwszych stronach. Gdyby tylko pomarańcz zachodzącego słońca potrafił czytać, sekret ksiąg ujrzałby — sic!; odstaw kawę, Ores, za dużo gier słownych — światło dzienne. Drobny, ciemny maczek słów z każdej strony szeptał o Speculum Terroris; przez minione dwie godziny Orestes rozkładał magię rytualną na czynniki pierwsze. Trudny rytuał, wysoki poziom zaawansowania, wiele zależnych, niepewność, czy zmiana wnętrza antykwariatu w labirynt luster byłaby dobrym pomysłem — droga do poznania zawsze prowadziła przez wahanie. Dobitnym śladem zwątpienia był atrament znaczący strony notatnika; dwie strony zapisane kursywą, gdzie każdy brzuszek zahaczał o sąsiada, a ogonek zaplatał się pomiędzy linijkę niżej były wierzchołkiem nauki. Gdyby drzwi antykwariatu były uchylone — nie były; Orestes uczył się magii i ryzykowanie nagłym objawieniem niemagicznego nad stosem rytualnych ksiąg prosiło się o kolejną wizytę Czarnej Gwardii w Archaios; niechlubny rekord, którego Zafeiriou wolałby nie ustanawiać — zbłąkany podmuch mógłby przewertować kilka stron notesu. Każda z nich była analizą rytuałów; magia wariacyjna wylewała się z kartek i próbowała na dobre rozgościć w umyśle — Orestes trzymał się standardowego podziału na rytualne cele, ale wszystko, co następowało później, było inwencją własną. W ten sposób Speculum Terroris znalazł się w tej samej kategorii, co Kocioł smoły i zdecydowanie mniej drastyczny w skutkach Vitrum Fragilis; Zafeiriou, poza podziałem na oddziaływanie lokacyjne, skatalogował rytuały po tym, na co dokładnie wpływają — stąd pełzła kolejna nitka powiązań, gdzie pojawiało się rozróżnienie pomiędzy działaniem na intruzów lub każdego, kto przekroczy próg pomieszczenia. Jeśli ktoś powie mu, że prowadzenie własnego biznesu to banał, wymownie zaszeleści tym notesem; w osiemdziesięciu pięciu procentach chodziło o rachunki i dbanie o to, żeby IRS nie zamknął go na pół dekady za zbrodnię białego kołnierzyka (co, obiektywnie rzecz biorąc, byłoby zabawne; ze wszystkich możliwych oskarżeń, noszenie białych koszul wydawało się szczytem nietrafności). Pozostałe piętnaście procent — zwłaszcza po kwietniu — skupiało się na próbie zadbania, by antykwariat mógł bronić się sam albo na tyle długo, by Gwardia zrobiła to, co potrafi najlepiej i pojawiła się znikąd. Część rozpatrywanych rytuałów wykraczała poza jego umiejętności magii wariacyjnej, ale to nie powstrzymało ciekawości; Dobranocka brzmiała na wyjątkowo kuszącą wersję, szczególnie w obliczu ryzyka, że intruzem mógłby być niemagiczny, ale Zafeiriou przeczuwał, że polegnie w tej misji — mógłby mieć szansę, gdyby dostał się do zestawiku (albo dwóch?) ametystowych świec z wosku kandelilowego. Drobna notatka na marginesie notesu zaczynała się od zapytać, biegła przez przekreślone Williams— i kończyła na łagodnym: Barnaby'ego. Im wyższy poziom zaawansowania, tym bardziej potrzebna będzie każda pomoc w odniesieniu sukcesów; wiedział o tym każdy kadet magii. Dobranocka została odwleczona w czasie; notatki na temat rytuału ukryły się we wnętrzu notatnika wraz z cichym szelestem kartek. Słońce za oknami zdążyło ukryć się za horyzontem na dobre — wnętrze antykwariatu rozświetlił złotawy blask zapalonej lampki na ladzie; w intymności światła usypywanie pentagramu przypominało modlitwę. Dziś zamierzał spróbować z pułapką grawitacyjną — przeanalizowanie rytuału zajęło mu pół godziny; kolejny kwadrans walczył z wizją przypadkowego skrzywdzenia nieszczęśnika, który wpadnie w zasadzkę. Finalnie na korzyść zadziałała znikoma brutalność; uwięziony pod sufitem intruz nie będzie narażony na nawracające wystrzały paskudnych zaklęć ani wirujące w powietrzu ostrza — problem pojawi się tylko, jeśli ma lęk wysokości. Znajomy, oswojony, łagodny fiolet świec dołączył do usypanego na ziemi kształtu — każde z ramion pentagramu zwieńczone zostało nieodpalonym knotem, którego blask już za kilka chwil może z dumą ogłosić powodzenie rytuału lub wręcz przeciwnie; sromotną porażkę, którą będzie musiał przepić łykiem dawno wystygłej kawy. Ciężar athame w dłoni nie składał obietnic bez pokrycia — był w tym podobny do kogoś, na kogo kanapie Orestes sypia od tygodnia — i cierpliwie czekał, aż pobudzona magia postanowi dołączyć do wysiłku. Zwizualizowany cel rytuału — część główna Archaios z naciskiem na miejsce w pobliżu wejścia — był pierwszym krokiem w procesie; drugi był krokiem dosłownym — razem z wejściem do wnętrza pentagramu, myśli wypełnił znajomy rytm inkantacji. Łacina nie była problemem, wymowa tym bardziej; w przeciągu ostatnich tygodni coraz częściej tłumaczył oryginalne, łacińskie wydania — ten wysiłek właśnie objawił się w nieoczekiwany, ale oczywisty sposób. Wystarczyła pierwsza sylaba inkantacji. — Gravitatem invertere, ad tectum trahere, finito liberare — ceremoniał był ważny; tylko z jego pomocą athame poruszało się wraz z ciałem w ruchu przeciwnym do wskazówek zegara — srebro magicznego sztyletu wskazało na każdy z rogów pentagramu. A cała reszta? Reszta była uśmiechem z samego dna Piekła. rytuał pułapka grawitacyjna | próg 65 | k100 + 19 zużywam zestaw fioletowych świec z tematu bez względu na efekt |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Stwórca
The member 'Orestes Zafeiriou' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 54 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
24 maja, 1985 Wieczorne powietrze było ciepłe i suche; uliczka trwała w tym lepkim, późnowiosennym półmroku pusta, osnuta cienkim całunem błądzących za wielką niewiadomą ciem. Tańczyły w złotym blasku latarni — ich skrzydełka bezszelestnie zderzały się z zardzewiałym kloszem. Ból musiał być warty ponawianych prób wtargnięcia we wnętrze światła; nieistotne, ile razy napotykały opór szkła żarówki, świeża próba była kwestią sekund. Orestes — cichy obserwator w świecie pełnym szumu — obserwował nierówną walkę zza lady antykwariatu; wsparty o blat łokieć podtrzymywał w miejscu ciężką głowę, a skupiony na obłąkańczym tańcu owadów wzrok wrócił do wnętrza Archaios dopiero, kiedy siedzący naprzeciwko niego mężczyzna odezwał się cicho. — Będzie pan w stanie przetłumaczyć ten ustęp? Drżąca dłoń o długich palcach; Levi Blau jesień życia pozostawił dawno za sobą, od kilku lat śmiało krocząc przez zimę istnienia. Orestes nigdy nie zapytał, ile dokładnie ma lat — nie musiał. Obaj wiedzieli, że nie zostało mu ich wiele. — Ten? — przytaknięcie głowy staruszka mogłoby opacznie zostać odebrane jako bezwarunkowy odruch, ale Zafeiriou znał tiki stałych klientów. Panu Blau drżały dłonie, nigdy głowa; pani Schwartz zawsze ssała miętusy, kiedy miała dobry nastrój; pan Becker musiał przejść przez próg antykwariatu lewą nową, w przeciwnym razie cofał się i próbował znowu. Praca w nadgodzinach — dla właścicieli własnych biznesów nie istniał ośmiogodzinny tryb; Archaios nie spało nigdy — była subtelnym przymusem okoliczności. W kręgu zainteresowań pana Blau leżała treść podręcznika spisanego w łacinie; problemem nie był język — Orestes przez ostatnie miesiące znacznie poprawił znajomość alma mater współczesnej lingwistyki — ale treść. Pan Blau, w przeciwieństwie do Zafeiriou, był niemagiczny; był na dodatek Żydem. — Już w średniowieczu dało się słyszeć głosy sprzeciwu skupione na grubiaństwu opowieści— Kolejnym problemem, który swoją obecnością mógł wzbudzić pan Blau, był dobór lektur; religijna tematyka w ustach czarownika wymagała dodatkowych środków ostrożności — właśnie dlatego tkwili nad książką po zmroku, w pustym antykwariacie, w wieczór spokojny, pozbawiony świadków i pełen łaciny, którą Orestes przekładał na tyle, na ile potrafił. Rok temu czytał tę książkę w przekładzie; mała ściąga z przeszłości właśnie przenikała do teraźniejszości. — Opowieści szkalujących chrześcijaństwo per se, jak na przykład głos rabbiego Gerszoma ha—Kohena we wstępie do jego książki— Słowa, które nie były łaciną; zawieszony głos Zafeiriou oznaczał, że zanim wybrzmi ponownie, w głowie rozlegną się cierpliwie rozkładane slaby. — Chelkat mechokek. A więc jidysz; język, którego jeszcze nie poznał. Uniesione znad pożółkłych stron spojrzenie cierpliwie zaczekało na tłumaczenie — lata temu opracowali system, który właśnie oferował owoce. — Dział prawodawcy. Mimowolne poruszenie głową wznowiło skupienie — wzrok Orestesa wrócił do książki, gdzie łacina i historyczne niuanse tworzyły sedno istnienia tego miejsca. Antykwariat miał wiele oblicz; to oczywiste, gdzie stare wydania znajdowały nowych właścicieli, a nieco uszczerbione przedmioty drugie życia. Była też twarz magiczna — wróżby z fusów, osłuchiwanie przedmiotów na zapleczu, księgi magiczne trzymane poza dostępem ludzi, na których nie spłynęła łaska poświęcenia Aradii. To ukryte w mroku trzecie oblicze było antykwariatem tłumaczeń; nie zawsze z języka na język. Czasem ze znaczenia na znaczenie — klienci nie rozumieli treści i szukali kogoś, z kim mogą przedyskutować zawartość książki, szczególnie w ujęciu historycznym. Orestes nie znał wszystkich niuansów przeszłości, dlatego wizyty klientów podobnych do pana Blau, były tak cenne; dzięki nim uczył się każdego tygodnia. Nawet, jeśli była to historia żydowskiego podejścia do idei chrześcijaństwa. — Z kolei rabbi Jehuda ha—Lewi w swoim traktacie Kuzari, napisanym w dwunastym wieku, wkłada w usta chrześcijańskiego mędrca historię o narodzinach Jezusa, najważniejsze wydarzenia z jego życia i ideę Trójcy Świętej — z perspektywy czarownika brzmiał to śmiesznie; jedyna Trójca, która miała prawo istnienia, nosiła nazwę Piekielnej. — Wszystko to przedstawia ów mędrzec królowi Kuzarowi, który nie daje się przekonać i nie przyjmuje wiary chrześcijańskiej, ponieważ cała historia wydaje mu się daleka od zdrowego rozsądku. Król Kuzar brzmiał na rozsądnego człowieka; Orestes zapisał w myślach mentalną notatkę, by znaleźć na jego temat więcej informacji. Może wierzył w jednego z Upadłych, zanim na ziemię rozlała się magia? A jeśli tak — czy jego dokonania mogłyby być wskazówką dla tego, z czym dziś mierzy się magiczny świat? Co, jeżeli historia robi to, co potrafi najlepiej; zatacza koło? Co, jeśli— Odkaszlnięcie pana Blau przyciągnęło wzrok do tekstu — Orestes tłumaczył wolno, z łaciny przechodząc na angielski. — W przypisywanym Kimchiemu dziele Sefer ha—Brit odnaleźć można echa dysput teologicznych toczonych w samym świecie chrześcijańskim — zniżony do szeptu glos strzegł się przed przypadkiem; pech lubił pukać do drzwi po zmroku, zwłaszcza w Saint Fall. —Wśród myślicieli chrześcijańskich byli tacy, którzy uważali, że Jezus jest bóstwem, które przyjęło ciało śmiertelnika, inni natomiast sądzili, że Jezus był duchem, a nie ciałem, i że z tego powodu, przebywając w łonie matki, nie przyjmował żadnego pokarmu. Prawda była bardziej skomplikowana; Orestes oderwał wzrok od książki, obserwując skupiony wyraz twarzy pana Blau. Co, gdyby mógł ją poznać? Gdyby dowiedział się o dokonaniu Aradii, istnieniu magii, o Lucyferze i Lilith? Spojrzenie skonfrontowane z łaciną odnalazło odpowiedź; ta historia w najlepszym wypadku zostałaby obśmiana. W gorszym zniszczyłaby ludzi podobnych do pana Blau — ludzi, którzy spędzili całe życie na wierze, by pod jego koniec dowiedzieć się, że ta była kłamstwem. — Co do Majmonidesa, przedstawia on Jezusa w swoim dziele Miszne Tora jako fałszywego proroka, a mimo to uważa, że chrześcijaństwo stanowi słuszny krok ludzkości na drodze od pogaństwa. Szelest przekładanej strony ujawnił koniec rozdziału; w niepisanej umowie oznaczało to koniec pracy na dziś. Pan Blau przesunął po blacie dziesięć dolarów — niewielka zapłata, ale dla Orestesa wystarczająca; świeżo nabytej wiedzy nie dało się wycenić — i podziękował niewiele głośniejszym od tego zmiętego banknotu tonem. Zniknęła książka, zniknął też on — zostało tylko niejasne wrażenie po świeżo przetłumaczonej treści. O ile Żydzi z takim zapałem zwalczają nadprzyrodzone opowieści otaczające poczęcie i narodziny Jezusa, jego życie i śmierć, o tyle uparcie uchylają się od wszelkiej duchowej i moralnej konfrontacji z jego przesłaniem. Jak gdyby ich zdaniem wystarczyło podważyć znaki i zadać kłam cudom, by dzięki temu sama ewangelia obróciła się w niebyt. Do czego w takim razie — Żydzi i chrześcijanie, muzułmanie i protestanci — byliby gotowi się posunąć, by w ten sam niebyt strącić Księgę Bestii? Tańczące wokół latarni ćmy nie wiedziały; być może przez kilka chwil były najszczęśliwszymi istotami świata. z tematu |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios