Benjamin Verity II
ODPYCHANIA : 15
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 28
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 20
TALENTY : 3
First topic message reminder : Sypialnia główna Główna sypialnia zajmuje wschodnią ścianę pierwszego piętra domu, dzięki czemu przez przysłonięte firanami i zasłonami okna już wczesnym porankiem przedostają się pierwsze promienie słońca. Szerokie pomieszczenie dzieli się na kilka stref. Oprócz dużych rozmiarów łoża małżeńskiego znaleźć można tutaj także strefę wypoczynkową z kanapą i dwoma fotelami, toaletkę przy oknie oraz przejście do garderoby i łazienki. Dzięki oddaleniu od pokoi dzieci Benjamin i Audrey zachowują w tym miejscu potrzebną prywatność. Styl sypialni nie odbiega znacząco od oryginalnego, w miarę upływu lat antyki sukcesywnie poddawane były naprawom, a wymianę dotknęły tylko tekstylia, materace i obicia, jako że małżeństwo przywiązuje znaczną wagę do swojej historii. W jasnej przestrzeni mieści się kilka luster w złotych ramach, a podłogę zdobi miękki dywan. |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : adwokat twój i diabła
Benjamin Verity II
ODPYCHANIA : 15
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 28
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 20
TALENTY : 3
czerwiec 3, 1985, 19:46 Zamek w drzwiach bezdźwięcznie przepuszcza pod wpływem długiego klucza. O tej porze najczęściej witała go w drzwiach. Kiedyś — kiedy jeszcze wszystko było jakieś, ale dzisiaj nie jest. Dzisiaj jest surowe, jest ponure i widać tylko ciepły czerwcowy deszcz ledwie kołace o szyby domu, w którym nikt nie zapalił światła. Od progu jest inaczej. Jest nie tak, jest źle, jest niedobrze, brzydko. Jest smutno. Jest inaczej. Jest pusto. To nie intuicja, a głód odpowiedzi wiedzie go schodami na górę, wprost do sypialni. Jakby przeświadczenie, przeczucie i pragnienie celowości. Już raz tak było. Dawno temu, gdy wrześniowa noc ziściła najniesprawiedliwsze koszmary. Podłoga w łazience zalewała się szkarłatem, a ona tak strasznie płakała. A teraz... Teraz... Teraz został sam. Teraz został sam, podbiegając do łóżka. Został sam, upadając kolanami na dębowe panele. Te mieniły się wszystkimi kolorami tęczy przez przepływające zza okiennego witraża zmierzchowe słońce. Lustro na ścianie odbijało jedynie to, co sam chciał zobaczyć. Zwykle dostrzegał w nim dzikie plaże Maywater, przydymione cygarem wnętrza rodzinnego domu i zakurzone drewno sal sądowych. Wielka pustka spływa po policzku aż do ust. Jej nieistniejący słony smak brzmi jak niezrozumienie i odrealnienie od sytuacji. W tafli dębowej posadzki nie widzi już nic, bo cały świat się rozproszył, a cichy pisk rozsadzał głowę. Musiał uciec, musiał wyjść niepostrzeżenie i udawać, że ten obraz nigdy się nie ziścił. Nie namalował go żaden żądny litości artysta. Czuje, jak do ust wpływa coraz mniej powietrza, a każdy oddech wydaje się walką. Czarny całun tkwi przed oczami, a obraz zatrzymuje się w kolejnej pustce. Przesuwa palcem po pustym opakowaniu dwunastu tabletek. Jej czerwona szminka odbita na szkiełku, które łamie rzeczywistość w pół. Przeciąga dłonią po krystalicznie czystej szklance, na której dnie odpoczęły ostatnie krople wody. Czuje, jak kolana zaczynają drętwieć, gdy krótki łoskot i uderzenie wbija je w ziemię. Ból jest niczym, ból jest niewidoczny. Wpatruje się tylko w swoje odbicie w jej pustych oczach, obserwując nieistniejące ruchy na szyi, bo gorączkowo chwyta się myśli, że jeszcze walczy o oddech, roztrzaskujący się na dziesiątki kawałków. Jak dusza. Gdzie jest jej dusza?! Otwiera usta, a z nich nie wydobywa się nic. Przeraźliwy i absolutnie niemy jęk niesie się echem po całej przestrzeni, odbijając od ścian i wracając do uszu. Nie może go powstrzymać, nie widzi ani zachodzącego słońca, ani poranionych palców, które wbijają się w odłamki szklanki, niegdyś do połowy pustej. Nie zauważył, gdy ta zsunęła się na podłogę. Nie widz, że krew cieknie ciurkiem po kciuku. Jego ciepłe dłonie chwytają zimną twarz, niczym twarz dziecka, a palce ocierają z policzków powietrze. Pod lewym okiem żony rozmazuje się smuga czerwieni, którą następnie dotyka jej chłodnych ust. Pod lewym okiem trupa. Kolejna pusta łza nabiera efektu popękanych krwinek w oczach i opuchniętych powiek. Nie widzi już, jedynie po zapachu rozpoznaje smutny i bolesny wywar śmierci, jaki zagościł dziś na Willowside 10. Ledwie chwilę temu wychodziła do biblioteki. Ledwie rano mijali się przy jadalnianym stole, tuż po śniadaniu. Ledwie wczoraj życzył jej dobrej nocy. Ledwie wczoraj tańczyli razem na balu. Ledwie wczoraj tłumaczył jej łacinę. Ledwie wczoraj śmiali się z żałości sytuacji. Ledwie wczoraj naprawdę ją kochał. Ledwie wczoraj prowadził do ołtarza. Ledwie wczoraj zobaczył ją po raz pierwszy. Ledwie dzisiaj ujrzał po raz ostatni. z tematu Ben |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : adwokat twój i diabła