Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
First topic message reminder : SYPIALNIA Małe, przytulne wnętrze, którego centralną częścią jest łóżko. Nie wiedzieć czemu, gospodarz upodobał sobie babcine, patchworkowe kapy i wielość poduszek, które są dla niego szczytem komfortu. Sypialnia posiada dużą antyczną szafę, mieszczącą całą garderobę lekarza. To właśnie z tego pokoju znajduje się przejście do łazienki. |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
(...) Ciepła woda rozluźniła jego napięte mięśnie, przynosząc chwilowe ukojenie. Czuł pod palcami złość Cartera, to jak się napina i sztywnieje, czuł to nawet w tonie jego głosu. A mimo tego wtulał się w niego z dziwną rozpaczliwością bojąc się, że za chwilę odejdzie. Milczał uparcie, zamykając się głębiej w sobie. Jednak Ethan poczuł jego palce na swoich plecach. Wpijały się w jego łopatki niemal do bólu zupełnie jakby starał sie go zatrzymać w tej pozycji. Trwało to dłuższą chwilę, aż Oscar nieświadomie zaczął cicho nucić. Tym razem jednak była to jakaś smutna melodia, będąca jedyną odpowiedzią na jego złość. Po chwili ułożył się w ciepłej wodzie, która wypełniła wannę i oparł się plecami o tors kochanka. Nadal jednak nie wypowiedział ani jednego słowa, nie padło usprawiedliwienie ani nawet wyjaśnienie całej sytuacji z jego punktu widzenia. Zamiast tego przesuwał palcami po swoim ciele, ścierając z siebie resztki ich namiętnej nocy. -Boję sie uwierzyć. -Szepnął nagle, nieświadomie podzielając obawy Ethana względem siebie o których nie miał zielonego pojęcia. Całe życie czuł że nie jest wystarczający, od samego początku była to jego matka, potem osoby które wiedziały o odmienności. Cartera i jego łączyło zdecydowanie więcej niźli mogli się spodziewać. Obaj w osobliwy sposób pozostawali nieufni. -Przepraszam.-Dodał po chwili zupełnie układając głowę na jego ramieniu, sięgnął dłonią po stojak na gazety i uniósł pierwszą z nich. Na samym szczycie widniał dobrze znany już Carterowi magazyn łowiecki. Jednak tym razem Oscar poszedł w stronę wydania specjalnego. Otworzył numer i powoli zaczął czytać, unosząc czasopismo na tyle wysoko by znajdowało się w zasięgu wzroku jego kochanka. “W dzisiejszym numerze zaprezentujemy naszym miłośnikom łowiectwa kaliber 46 ze stalowym rdzeniem, który jest w stanie przebić szkło balistyczne” Oscar się żachnął zupełnie jakby słyszał jakieś niewiarygodne słowa. -Ta jasne…-Mruknął do Ethana nie dając wiary temu cudownemu wynalazkowi, tym bardziej że jego kochanek wpajał mu coś innego. Rozumiał na czym polega wyhamowanie w balistyce i rozumiał już działanie broni o dalekim zasięgu, a tylko ta miała siłę uderzenia zdolna do przebicia płyty pancernej. Chwilę przyglądał się zdjęciom by nagle znaleźć podpis pod jednym z nich. -O nie wierzę! Patrz…broń krótkolufowa przybija szkło hartowane jedynie do grubości 0,5 mm-Funkął zdenerwowany jakby ktoś chciał go oszukać i wmawiać coś co nie pokrywało się z tym co mówił Ethan i oczywiście nie mieli racji. -Amatorzy.-Stwierdził i zaśmiał się rubasznie. -O nie! Zmieniam się w Ciebie!- Powiedział przeglądając dalej gazetkę, zadawało się, że szczególną uwagę przykuwa wszystko co związane było z rewolwerami. Czytał na głos pogrążony w dziwnym spokoju. |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Ethan Carter
ODPYCHANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 195
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 9
TALENTY : 15
Ta smutna melodia, która przerwała ciszę była idealnym dopełnieniem tego dnia. Nie odsunął go ani na chwilę, pozwolił zaciskać palce na swoim ciele, choć kochanek na pewno czuł, że wbija je w napięte mięśnie. Pierwszy raz odkąd spotkał Noxa poczuł, że chciałby uciec od tej przytłaczającej atmosfery. Zdał sobie jednak sprawę z tego, że gdyby czuł do tego człowieka wyłącznie pociąg fizyczny, najpewniej dawno by to zrobił. Miał rodzinę, która na niego liczyła, nie mógł pozwolić by ktoś zakłócił jej spokój, a z lekarzem, który okazał się po zdjęciu wszystkich warstw dość niestabilny emocjonalnie było to niebezpieczne. Ułożył się w wannie, opierając przedramiona o brzegi, a potem odchylił głowę do tyłu i również ją oparł o wannę. Utkwił spojrzenie w suficie, na którym miejscami zaczął dostrzegać niewielkie pęknięcia w farbie, a gdy Nox oparł plecy o jego tors, zerknął ukradkiem na ciemne, mokre od wody włosy, które tak chętnie chwytał w czasie ich zbliżeń. Na wyznanie Oscara, że boi się uwierzyć, nie czuł wcale zaskoczenia. Przecież odrzucali go nawet rodzice, za towarzystwo miał jedynie kruki, więc w jakiś sposób bronił się przed zranieniem, otaczając się murem. -Obaj jesteśmy wyrzutkami. -Uśmiechnął się gorzko, czego jednak partner nie mógł zobaczyć, byli podobni, ale jednocześnie nie do końca potrafił zrozumieć, dlaczego wysyła mu tyle sprzecznych sygnałów. Chciał mieć pewność, co do jego intencji, więc musiał go przeczytać. Już miał dotknąć jego skóry na ramieniu, gdy partner szepnął przepraszam i sięgnął po gazetę, wzbudzając w nim zdumienie. Gazeta łowiecka to jakiś nowy sposób na przepraszanie? Czy chciał mu się przypodobać? Podniósł kącik ust w zadziornym uśmiechu, chwilę później łapiąc wargami skórę na jego barku, gdy Nox zaczytany był w czasopiśmie. -No proszę, chyba jedno spotkanie na strzelnicy to za mało dla tak chłonącego wiedzę człowieka. - Przesunął powoli dłońmi po ramionach kochanka, słuchając tego, co opowiada o broni. Doskonale pamiętał ten moment na strzelnicy, gdy Nox z radością równą tej dziecięcej zaczął oddawać kolejne strzały. -To bardzo częste błędy u osób, które broń znały jedynie obserwując je przez szklane gabloty. - Skomentował, gdy Nox z takim oburzeniem wytykał kolejne błędy autorowi gazety. Aż podniósł kącik ust w niejakim rozbawieniu, widząc to zaangażowanie swojego kochanka. -Pamiętasz, jak odbezpieczyć rewolwer? - Spytał, chwilę później obsypując pocałunkami kark mężczyzny tuż przy linii jego włosów, które momentami smyrały go w twarz. Wiedział, że lekarz szczególnie upodobał sobie ten rodzaj broni, a to wszystko przez to, że zaczął od filmów z Clintem Eastwoodem. Specjalnie poruszył temat tego, co najbardziej go interesowało, żeby swobodnie zająć się odczytywaniem jego wspomnień. Przesunął powoli mokrą dłonią po boku kruczowłosego, ostatecznie zatrzymując swój dotyk na płaskim brzuchu mężczyzny, by nie wzbudzać żadnych podejrzeń, co do swoich intencji. Wypuścił powoli powietrze z ust, rozbijając ciepłe powietrze o kark Noxa, jednocześnie powoli wyciszając swoje ciało, by skupić się tylko i wyłącznie na użyciu swojej umiejętności. Ale to, co pojawiło się przed jego oczami, sprawiło, że odruchowo napiął mięśnie swojego ciała, czując napływaiącą złość i adrenalinę. Fogarty. Bezczelny gnojek, który nie znał swojego miejsca. Widząc, jak Nox rani swoje ciało, a ten człowiek doprowadziłby go co najmniej do poważnych komplikacji, zawrzała w nim krew. Kolejne wspomnienie zmieniło się, jak w kalejdoskopie. Widział laboratorium, kolejno mieszane substancje i tego Japończyka. Czy on patrzył na jego usta?! -Nie ruszaj się. - Nie chciał by jego kochanek widział go słabego, trzymał go mocno w ramionach, starając się opanować oddech. Wziął zbyt wiele wspomnień, jak na siebie, a wcześniej był już wykończony po seksie i tych wszystkich dramatach. -Zostań tak przez kilka chwil…- Ostanie słowa straciły na ostrości, nosiły w sobie jakieś błaganie, czego wcześniej ciężko było u niego usłyszeć. Wciąż trzymał zaciśnięte powieki, próbując zwalczyć to nieprzyjemne uczucie, które mu towarzyszyło. Czuł, że woda wokół nich robi się powoli zimna, gęsia skórka przeszła przez jego ciało, zostawiając na skórze niewielkie kropeczki, czy stawiając włoski na jego przedramionach. |
Wiek : 43
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Łowca/ Właściciel strzelnicy
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
-Oczywiście.- Jego szept i namiętne słowa sprzeciwu rozeszły się echem po wnętrzu łazienki. Wiedział i pamiętał doskonale jak odbezpieczyć akurat ten jeden rodzaj broni. Tym bardziej, że miał go w dłoniach i sam praktykował strzelanie wiec nie była to jedynie sucha teoria. Przez chwilę przeglądał kolorowe strony gazety, szeleszcząc i komentując kolejne artykuły. -Sezon na wiewiórki… hmmm..-Nie był pewny, czy naprawdę wymagana była licencja łowiecka by zabijać właśnie te gryzonie, jak się okazało - jak najbardziej. Wiele z rzeczy jakie przeglądał okazywały się być dla niego nowością. Nagle poczuł jak palce Ethana wbijają mu się w bruch. W pierwszym odruchu nie zrobił nic, przyzwyczajony do mocnego uścisku Cartera, który czasem zagarniał go dla siebie. Zerknął w dół jakby chciał sie upewnić co ma miejsce. Przez chwilę zawieszając wzrok na spiętych palcach mężczyzny, który naciskał go coraz mocniej. -Ethan?-Padło delikatne i ciche gdy Nox przechylił głowę by spojrzeć na kochanka. Widział tylko część jego twarzy, która zastygła maskowata w dziwnym grymasie. Jednak nie to przykuło jego uwagę a ruch gałek ocznych pod powiekami. W pierwszej chwili spiął się lekko przestraszony, zupełnie jakby podejrzewał kochanka o udar. Miałoby to sens tym bardziej, że Carter ostatnio skarży się na bóle głowy, a teraz nagle zastyga kurczowo się go trzymając. W chwili w której miał wyskakiwać z wanny usłyszał jego głos. Prośba by się nie ruszał nie pasowała mu do Ethana, tym bardziej miękki ton bez choćby nuty arogancji. W udarze nie mógłby mówić, głos stałby się niezrozumiały i sepleniący. Szybkość z jaką Oscar teraz w głowie odtwarzał wszystkie choroby neurologiczne była zatrważająca. Wszystko trwało ułamki sekund a jego mózg biegł mimo tak późnej godziny istny maraton. Eliminując wszelkie choroby zakaźne, albo spowodowane uszkodzeniem danego płata. Nic… Nic mu nie pasowało do objawów i symptomów, ani udar, ani tętniak, który się rozlał. Złapał jego dłoń i sprawdzał puls. Co jest do cholery? Uszkodzenie magiczne? Klątwa? Nie, nie… nie… Zerwał się z wanny jakby ta miała okazać się wypełniona wrzątkiem i klęknął przy niej delikatnie chwytając kochanka za tył głowy. -Ethan jesteś słuchaczem, prawda? -Był bledszy niż zwykle, obserwując kochanka w takim stanie czuł jakby ktoś wyrwał mu właśnie kawałek serca. Nie puszczając dotyku dłoni, drugą ręką zagarnął wszystkie rzeczy znajdujące się na wannie, jakby te były jakimś złem samym w sobie. Chciał ograniczyć ilość przedmiotów w otoczeniu Cartera. -Ukochany musisz mi zaufać, ten jeden raz… opuść się…- Prosił łagodnie acz stanowczo popychając Cartera do wody, jednak w żadnej chwili nie puścił jego głowy. Z ledwościa gosiędnął ręcznik który zwinął w coś co przypominało kulę i podłożył mu pod głowę. Ethan mógł poczuć jak kruk układa go w wannie w ten sposób by woda zakrywała jego uszy i siegała jedynie połowie policzka, czemu skutecznie pomagał włożony ręcznik. -Woda nie szepcze …- Powiedział starając się uspokoić swoje nerwy ograniczając na tyle na ile mógł wszystkie przedmioty które mogłyby dotykać Cartera. Pozwolił wodzie lecieć nic sobie nie robiąc z tego jej poziom był za wysoki i swobodnie unosił dłonie Ethana, a reszta wylewała się górnym odpływem. Gdy upewnił się, że Ethan nie zanuży się i nie opije wody, poderwał się i pobiegł do swojego gabinetu, chwytając chaotycznie kilka rzeczy. Eliksir na wzmocnienie oraz igłę i strzykawę z dwoma miligramami morfiny. Przebiegając przez salon chwycił książkę opisującą odmienności by douczyć się z tej wiedzy, która nie była dla niego jakoś szczególnie bliska. Po chwili znów klęczał przy wannie. Ethan poczuł delikatnie ukłucie igły w ramię, widać było że Nox starał się go jak najmniej dotykać by nie nasilać objawów. -Kochanie otwórz usta…-Powiedział bardzo głośno, by jego ton przebił się z przez szum wody, gdy tylko Carter rozchylił usta, poczuł owocowy smak eliksiru który rozpływał się na jego podniebieniu. Oscar klęczał prawie godzinę przy wannie, zagarniając dłonią ciepłą wodę i polewając nią czoło ukochanego by dać ukojenie jego umysłowi i oddzielić wszystkie myśli, pozwalając lekom zadziałać. Dawal czas jego woli by się zregenerowała i pozwoliła mu normalnie funkcjonowac nim wrócą do łóżka. |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Ethan Carter
ODPYCHANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 195
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 9
TALENTY : 15
Wiedział. Nox wiedział o jego umiejętności. Kurwa. Przeszło mu przez myśl, przeklinając własną słabość i spostrzegawczość lekarza. Nie powinien tak długo skupiać się na czytaniu, gdyby przerwał po chociaż dwóch wizjach, kruczowłosy nie zorientowałby się. Stracił asa w rękawie, jedyną broń, która tak naprawdę dawała mu przewagę bycia o krok przed nim. Świadomość tego powodowała, że zamiast się rozluźnić i skupić na odseparowaniu od szeptów, spinał się do granic możliwości, aż wydawać by się mogło, że jeszcze chwila i jego mięśnie eksplodują. Przez obce mu głosy przedzierał się ten jeden, który prosił, by mu zaufał. Wygiął usta w wąską kreskę, nienawidząc się za to, że pozwolił ujrzeć swoją słabość i sam się jej poddawał. Przez chwilę oponował przed zanurzenien się bardziej do wody, nie wiedząc co partner chce osiągnąć. Utopić go z zemsty, że sprawdzał jego wspomnienia? Nie. Nie wyczuwał od niego złych intencji. Zsunął się więc niżej, pozwalając by chłodniejsza już woda otuliła jego ciało, stopniowo odgradzając go od głosów. Nie wiedział ile czasu minęło, ale ukłucie w zagłębienie przedramienia sprawiło, że wynurzył się gwałtownie, nieco rozchlapując wodę i spojrzał się na kochanka, ewidentnie zdenerwowany i niepewny. -Co zrobiłeś? - Spytał, przesuwając wzrokiem od swojego ciała, na oczy Noxa, jakby próbował z nich wyczytać, czy przypadkiem go nie zatruł. Przypominał dzikie zwierzę zapędzone w kozi róg, gryzł ze strachu przed zranieniem. Czuł się paskudnie, miał wrażenie, że jego głowa zaraz eksploduje i nawet nie wiedział, czy to kwestia tego, że napierały na niego głosy czy silnych emocji. Obsunął się znów w dół, ale, gdy mężczyzna poprosił, żeby otworzył usta, zrobił to dość niepewnie, od razu jednak czując malinowy posmak. -Co to jest…? - Zapytał, kątem oka obserwując swojego kochanka. Wypuścił powoli powietrze z ust i zamknął na kilka chwil oczy, starając się wyciszyć i skoncentrować wyłącznie na tym, by zebrać siły. Czas mijał, minuty zmieniały się w godzinę, choć on sam miał poczucie, że upłynęło znacznie więcej czasu. W końcu otworzył oczy, powoli podnosząc się do góry i zaczesał pasma pociemniałych od wody włosów do tyłu, chwilę później ostrożnie opierając jedną rękę o brzeg, by podeprzeć się i wyjść z wanny. -Cenię sobie Twoją skórę, więc zostaw tą wodę, już masz pomarszczoną skórę na palcach. - Carter mimo tego, że ewidentnie wydawał się jeszcze osłabiony, co można było poznać po tym, jak nieznacznie drżały mu ręce, gdy wycierał się ręcznikiem albo po niepewnych krokach, kiedy zaczął powoli kierować się w stronę sypialni. Jeśli Nox chciał mu pomóc z dotarciem do łóżka, niechętnie przyjął ją, chociaż ewidentnie jego duma była nadszarpnięta. Mimo wszystko był człowiekiem, który nie zamierzał poddawać się w trudnych chwilach i do ostatniego tchu walczył, nawet z samym sobą. Gdy usiadł na łóżku, spojrzał się na Noxa, zastanawiając się czy mężczyzna odważy się powiedzieć komuś o jego umiejętności. Wiedział, że prędzej czy później ten temat między nimi wyjdzie, w końcu wątpił by Nox tak po prostu zaakceptował to, że bądź co bądź naruszał jego prywatność. |
Wiek : 43
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Łowca/ Właściciel strzelnicy
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Ethan Carter
ODPYCHANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 195
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 9
TALENTY : 15
Zamknięcie tematu 2x |
Wiek : 43
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Łowca/ Właściciel strzelnicy
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
OPOWIADANIE Z ROZWOJEM MAGICZNYM 16 kwiecień 1985Salon spowijał półmrok, w takim właśnie otoczeniu czuł się bezpiecznie. Jego umysł zachowywał osobliwe wyciszenie i należyte skupienie. Nieduży blask lampy zdawał się jedynie ciasno otulać zwierzęcopodobnego, dając my komfort tak potrzebny do eksperymentów, którym chciał się poddać. Ciszę tego miejsca wypełnił chrupiący i strzelisty dźwięk przełamywanej kości ptaka, która była pusta w środku. Odłamki zatrzymały się w materiale jego kieszeni, zaś dwa większe kawałki nadal trzymał w palcach. Po chwili umieścił je w miejscu, w którym miał pozostałe. Uśmiechnął się do siebie, przez chwilę kręcąc przecząco głową. Nie wiedział, czy to co robił, miało sens dlatego, że były to niezwykle, pierwotne puzzle czteroelementowe, nie wymagały większego zaangażowania i miał świadomość tego, że dziecko poradziłoby sobie z ponownym ułożeniem kostki w całość. Głęboki wdech i wydech. Powietrze wlatywało przez nos i wypełniało płuca, oczyszczało emocje i ulatywało przez rozchylone wargi. Od niedawna zaczął wierzyć w siebie bardziej, ufać swoim instynktom i słuszności podejmowanych decyzji. Zupełnie jakby głos z tyłu głowy, który całe życie szeptał, że jest nieudacznikiem - nagle ucichł, pozwalając mu cieszyć się pasją ekscentryzmu i niewymuszonej twórczości. -Teleportareobjectum- Wyszeptał zaklęcie z księgi czarów, jednak tym razem nie sięgnął po magię anatomiczną a magię powstania. Nie było to do niego podobne, to było tak inne, a zarazem bliskie jego sercu. Nie wiedział, dlaczego do tej pory nie odważył się połączyć wspólnych sił obu gatunków magii, choć zawsze czuł, że jest to dobra droga. Teraz nagle poczuł, jak w jego dłoni pojawia się twardy, ostry kształt połamanego przedmiotu, który właśnie teleportował się z jego kieszeni. Cieszył się, jak dziecko, zupełnie jakby dokonał czegoś przełomowego, choć w istocie miał świadomość, że jest to prosty typ zaklęcia. I nie ma nic wspólnego z większymi osiągnięciami w tej dziedzinie. Dla niego było to dużo. Ostatnio wiele czytał i zgłębiał, wszystkie zaklęcia, które najpewniej ćwiczone są już w szkółce kościelnej, za to z zapałem godnym żądnego wiedzy nastolatka. Musi nad tym popracować, może pewnego dnia będzie w stanie użyć zaklęcia, które sam stworzy. Albo uda mu się połączyć dwie dziedziny magii. To by, było coś. Chociaż czuł, że to mrzonki. Złożył kość, którą trzymał w dłoni i ułożył na stoliku kawowym. Z pudełka przygotowanego już wcześniej, starego i wypłowiałego wyjął kolejne szczątki. Łamał je i układał w różnych miejscach swojego salonu. Nie do końca miało to sens. Ani nawet jakąś harmonię działania. Ot, po prostu było. -Spirituspuritas Magnus Wypowiedział, po chwili starając się sprawić by obraz naprawianych kości, utrzymał się w jego umyśle, a tym samym ułatwił przepływ magii. Jednak nic się nie wydarzyło. Zupełnie nic. Przechodził koło poukładanych przedmiotów w cichej nadziei, że zrastanie się będzie miało miejsce między ubytkami kostnymi. Jednak mylił się. Westchnął poirytowany. Stale miał te same problemy z zaklęciem, które ćwiczył już na studiach. Co się działo? Czy to była kwestia skupienia? Chwilowa trudność? Im więcej ćwiczył, tym miał wrażenie, że uzyskuje gorsze efekty. Po chwili poczuł lekko metaliczny smak na podniebieniu, zupełnie jakby ktoś dotknął jego języka zardzewiałym gwoździem. Przypominało mu to uczucie, jakie miał za smarka, gdy do zaślinionych warg przysunął baterię, by zobaczyć czy jest w stanie przejąć od niej prąd. Może i było to nie za mądre posunięcie, ale w głowie 5-latka kłębią się, równie mało racjonalne pomysły, a skoro bateria wsadzona do latarki dawała światło -chciał być, jak świetlik. Przecież te robaki w jakiś sposób musiały pozyskać energię na rozbłysk swojego tyłka. Zaśmiał się do swoich własnych myśli. Zabawne, jak dobrze je pamiętał, mimo że jego dzieciństwo należało do trudnych i okupionych bólem. -Skup się.- Wyszeptał sam do siebie, chcąc przegonić napływ wspomnienia i retrospekcji, który teraz zakłócały ćwiczenia. -Sanaossa Locus-Nim skończył wypowiadać zaklęcie, od razu ruszył w kierunku kości, by je zbadać. Uniósł jedną, która przyłożona była do nadłamanego kawałka. Przez bliskość położenia, ułatwiłoby im to zrośnięcie się nawet, jeśli czar zadziałałby w minimalnym stopniu. Nic. Czuł, ze to jeden z tych dni, w których nic, absolutnie nic się nie udaje. Ćwiczenia stawały się coraz trudniejsze, przez chroniczne przemęczenie. A może po prostu nadużywa magii zarówno w szpitalu jak i praktykując ją poza nim? Tego nie mógł być pewny. Coraz bardziej docierały do niego myśli, że nie rozważył zatrudnia magicznego i nie robił za wiele by go uniknąć. Odłożył kawałki kości na miejsce i raz jeszcze odsunął się niemal stykając plecami z drzwiami do sypialni. -Sanaossa Locus Powtórzył zaklęcie, którego nie używał za często, by sprawdzić zakres jego zasięgu o ile tym razem magia go nie zawiedzie. Znów ruszył w kierunku połamanych przedmiotów by sprawdzić czy regeneracja choć trochę się rozpoczęła. Przyglądał się i stwierdził, że nic się nie wydarzyło. Nagle usiadł na kanapie analizując swoje dotychczasowe kroki by zweryfikować gdzie popełnił błąd. Zaklął siarczyście pod nosem. "W jaki sposób debilu magia anatomiczna miała połączyć przedmiot martwy?"-Szepnął sam do siebie. Musi odpocząć. Rzuty: Teleportareobjectum - udany (próg 20 lvl I) wynik rzutu 95 Rzut: Spirituspuritas Magnus- nieudany (próg 60 lvl III) 15 Rzut: Sanaossa Locus -nieudany (próg 70) 9+ 23 umiejki Rzut: Sanaossa Locus -udany (próg 70) 62 + 23 umiejki |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk