Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
First topic message reminder : Gabinet diagnostyczno- zabiegowy Gabinet jest niewielkim pomieszczeniem, jednak znajdują się w nim wszystkie niezbędne narzędzia diagnostyczne. Przestrzeń wypełniona jest światłem, dlatego że usytuowanie gabinetu przypadło na część zachodnią, ułatwia to pracę przyjmującego w nim lekarza. Niestety tak jak w całym kraju, tak i tutaj obowiązuje archiwizacja dokumentacji medycznej. Wyjątek stanowią pacjenci magiczni, do karty zawsze wpisywana jest przypadłość nie mogąca budzić najmniejszych kontrowersji. Niech więc nie odstrasza metalowy regał z archiwum. Ponadto miejsce zaopatrzone jest w podstawowe środki medyczne, w tym leki, zioła i eliksiry które schowane są przed ciekawskim wzrokiem pacjenta. Wszystko zabezpieczone jest specjalnym kluczykiem w szczelnie zamkniętych szafkach. |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
+18 Opowiadanie z rozwojem magicznym 25 stycznia 1985 Posłuchaj tego co postać Okna były szczelnie pozasłaniane, na zewnątrz wiał z północy dość porywisty wiatr, który uderzając o szyby wprowadzał je w lekkie drżenie. Oscar jednak zajęty był jak zwykle badaniami. Korzystając z samotnej nocy, wykreślał kolejne punkty na zapisanej karce. „Przemęczenie Deprywacja sensoryczna Dystrakcję dźwiękowe Jako zaś czynnik wyrównujący: kadzidło skupionego” W powietrzu na niedużym metrażu gabinetu zabiegowego dało się poczuć ostry, nieco kwaśny dym przejrzałego słonecznika. Po pewnym czasie zapach zdawał się być przyjemny, wytrącał na sile i stawał się być cieplejszy, słodszy i niemal otulający. Co nie przeszkadzało w tym, że doprowadzał do osobliwe skupienia i ostrości umysły, która u Noxa zwykle kończyła się potem czołową migreną. Przymknął na moment oczy a jego ciało kołysało się w rytmie muzyki, która leciała w radio. Zadziwiające jak kadzidło działało na niego, mimo skupienia na pogłębieniu swojej wiedzym, zdawało się że lepiej odczuwa wszystkie dźwięki. Były one pełniejsze i miały dziwny sens. [i]Love my way, it's a new road I follow where my mind goes Love my way, it's a new road I follow where my mind goes[i] Nucił z wokalistą podchodząc bliżej słoika, w którym znajdowały się jego dwa obiekty badawcze. Dwie białe myszy, spoglądały na niego swoimi czerwonymi paciorkowatymi oczami zza grubego szkła. Postukał palcem jakby chciał sprawdzić ich żywotność, jednak zwierzątka nie należały do płochliwych, skoro zakupił je w sklepie zoologicznym. Wiedział, że musi ćwiczyć. Chciał odnajdować się w sytuacjach chaotycznych i takich, które nie tylko wymagały od niego pokonania wszystkich dystrakcji ale również w jakiś sposób przekraczania samego siebie. Dla lekarza, który na codzień zajmował się pomaganiem ludziom takim czymś były zaklęcia z obronne. Miał z nimi bardzo mało styczności, niemal zupełnie skupiając się do tej pory na leczeniu. Tym razem jednak postanowił z swoim klaustrofobicznym gabinecie zainscenizować nieco trudniejsze warunki do użycia magii, podobne tym które mogą czekać go w życiu codziennym. Raz jeszcze zerknął do podręcznika Taylora, który stworzył świetne kompendium wiedzy dla każdego czarownika chcącego działać szybko w sytuacji zagrożenia. Pospiesznie śledził napisany tekst w książce. „W przypadku wyrwania żuchwy mamy pewność, że oponent nie użyje przeciw nam zaklęcia magicznego, zakładając oczywiście, że nie posługuje się magią niewerbalną.” Przez chwilę wpatrywał się, w groteskowy czarno biały szkic, będący rysunkiem z efektem czasu. Widniała na niej głowa z wiszącą na ścięgnach szczęką. „Uraz może się różnić w zależności …” Palcem przesuwał po linijkach by wreszcie odszukać to na co czekał. Wyboltowaną czcionką przeczytał to jedno słowo ARETO. Kiedyś napewno się go uczył, choć nie należał do osób, który wylatywały z głowy nieużywane w języku potocznym słowa to do tej pory magia anatomiczna, która wiązała się z zadawaniem poważniejszych obrażeń nie była jego mocną stroną. Muzyka tłumiła myśli, utrudniając skupienie się. Uniósł powoli słoik do góry, wpatrując się niczym drapieżny ptak w białe myszy. Areto. Wypowiedział, zerkając to na myszy, to na książkę. Nic, zupełnie nic się nie wydarzyło. Raz jeszcze przeczytał treść zaklęcia i pokręcił przecząco głową z niedowierzaniem. Areco, arece, areco… - Szeptał sobie w myślach by jak najpewniej przyswoić wiedzę. Czuł, że popełnił błąd z tym swoim osobliwym eksperymentowaniem. Nauka i przyswajanie takie zaklęcia w warunkach normalnych była dość trudna a on przedobrzył. Areco-Szepnął niemal czule do stoika spozierając na jedną z białych gryzoni. Znów nic, może pomylił się w wypowiedzi? Tym razem mimo muzyki i późnej godziny skoncentrował się na magii by w pełni poczuć to co chciał osiągnąć. Areco- Tym razem usłyszał pisk poprzedzający rozprysk wewnątrz słoika. Odsunął od niego głowę jakby bojąc się tego, że krew dostanie się mu do oczu. Drugi gryzoń kołował się na małej przestrzeni najpewniej nie rozumiejąc co się właściwie dzieje. Gazety w których było wyścielone dno chłonęły krew, a ranna mysz poruszała się w agonalnych spazmach. Wyglądało to gorzej niż się spodziewał. Zerknął znów do podręcznika i powtórzył znane sobie zaklęcie. Jego usta układały się bezdźwięcznie w wyraz: „ Auribuserumpunt”, ćwicząc jego wymowę tym razem nie robiąc najmniejszego błędu. Muzyka w tle nadal dudniła, do tego zdawało mu się że dołączyła sąsiadka z góry, która uderzała czymś w podłogę nakazując zmiłowanie. Musiała go niejako do przyspieszenia zajęć. Wciągnął gwałtownie powietrze nosem wypełniając płuca i chcą skupić się na pozostałym okazie badań buszującym teraz pod ścinkami papieru. Auribuserumpunt - Zmrużył oczy nie będąc pewnym czy cokolwiek miało miejsce. Stworzenie nadal poruszało się po przestrzeni. Kolejna próba połączona z koncentracja. Auribuserumpunt- Wyszeptał przypatrując się myszy. Wydawało mu się, że nadal nic nie wskórał. Zerknął ostatni raz do podręcznika z nazwą zaklęcia by mieć stu procentową pewność co do wypowiadanej frazy. Auribuserumpunt- Wypowiedział starając się skoncentrować na tyle na ile mógł. Odpowiedziała mu cisza przeplatana chrobotaniem wewnątrz naczynia. Odstawiał je na biurko i podszedł do radia by je wyłączając Trudno, najwidoczniej pomysł był nie tylko zły ale i głupi. Ale czego się nie robi w imię rozwoju! zt Rzuty Zaklęcie: Areco próg 85 81- nieudany 98- udany Zaklęcie: Auribuserumpuntpróg 110 21- nieudany 3- nieudany 64- nieudany |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
2 marzec 1985 Charlie Orlovski i Oscar Nox Dzień chylił się ku upadkowi, ostatnie promienie słońca przeciskały się przez okno gabinetu oświetlając jego wnętrze. Choć w istocie były na tyle nikłe by wyostrzać jedynie kontury poustawianych mebli w tym niewielkim pomieszczeniu. Oscar pochylał się nad stolikiem wypisując na kartce, drukowanymi dużymi literami wskazania dla pacjentki. Leciwa kobieta poruszyła się niespokojnie na niewygodnym drewnianym krześle, które zatrzeszało złowieszczo grożąc pęknięciem. Z reklamówki sieciowej, która proprzecierana była w kilku miejscach wyjęła słoik z zupą. Podała go Noxowi pomarszczonymi dłońmi, na których pergaminową skóra ponaznaczana była plamami wątrobowymi. Dla Pana doktora.- Powiedziała nieco ochrypłym głosem, Oscar uśmiechnął się uprzejmie jak to miał w zwyczaju. Nie trzeba było.-Rzucił empatycznie, przyjmując podarunek skinięciem głowy. Pani Ellis… - Powiedział podniesionym głosem tak by staruszka usłyszała co ma do powiedzenia. Bierze pani te leki co wcześniej, trza dokupić eliksir z gałki ocznej naocznego ten co to jest na podstawowe dolegliwości, a dla męża to ten z żuka na to oddychanie. Nie zdawał sobie sprawy, że w chwili w której podnosi głos mówiąc do osoby starszej z Waillow, zaczyna posługiwać się archaizmami. Zupełnie wtedy gdy sam dorastał na wsi i otaczał się takimi ludźmi. Staruszka jednak potaknęła głową na znak zrozumienia. Jakby nie pomogło… to pani do mnie pisze na skrzyneczkę odprawię rytuał w intencji…- Przerwał gdy babuszka naruszyła jego przestrzeń personalną i go przytuliła. Nie lubił tego, czuł się skrępowany, a teraz w nosie wibrował mu zapach naftaliny, którym przesiąkł jej płaszcz. Niech Lucyfer ma pana w opiece Powiedziała klepiąc go jeszcze chwilę po plecach. Odprowadził ją pod rękę przez trzeszczący wysłużony korytarz, bojąc się, by nie zrobiła sobie niczego w półmroku tego miejsca. Zamyślił się na chwilę wysłuchując opowieści, jednej z wielu powtarzanej niczym mantrę na każdym spotkaniu. …syn przyjedzie bo to i święta ido… Nie przerywał, starał się wysłuchać wszystkiego do końca by nie sprawić jej przykrości. Jednak gdy drzwi za jego pacjenta się zamknęły poczuł dziwną ulgę wypełnioną zapachem kulek na mole jaki po sobie zostawiła. Wydawało mu się, że czeka go jeszcze jedna wizyta. Przyjęcia ustawił w ten sposób by pacjenci na siebie nie wpadali i nie wiedzieli o swoim istnieniu. Tak było łatwiej dbać zarówno o dyskrecję, którą obiecywał jak i o przerwę dla niego, której potrzebował. |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
Nigdy nie przepadał za wizytami w gabinetach lekarskich. Ich zapach wzbudzał w nim nieuzasadnioną niechęć, choć nie miał związanych z nimi żadnych nieprzyjemnych wspomnień. Po powrocie z Wietnamu szpitale jawiły się wręcz jako ośrodki luksusowe i takie wrażenie pozostało mu do dziś. A jednak. Lekarzy odwiedzał niechętnie naiwnie wierząc, że sam potrafi sobie najlepiej pomóc. Nie potrafił, ale nie nie było gotów się do tego przyznać. Dzisiejsza wizyta miała być wyjątkiem potwierdzającym regułę; spotkaniem dotyczącym zaledwie drobiazgu. Zwykle drętwienie odczuwał gdy zbierało się na deszcz. Niezbyt bolesne, ale w pewnym stopniu uciążliwe mrowienie w ramieniu niekiedy docierało do samych opuszków palców tworząc falę dyskomfortu. Zaparkował motocykl pod budynkiem, w którym mieścił się gabinet i ruszył do wejścia. Mróz nie był już tak mocny jak jeszcze miesiąc temu, jednak oddech Orlovsky'ego i tak zamienił się w kłąb pary, która po chwili rozpłynęła się powietrzu. Zamiast śniegu na trawnikach można było zobaczyć chlapę, która po nim pozostała. Poczekalnia była pusta, czasopisma i ulotki leżące na stole były równo ułożone, jakby nikt ich nie przeglądał. Jedyny dźwięk wydawał wiszący na ścianie zegar. Cienka wskazówka odliczała skrupulatnie kolejne sekundy. Nie denerwował się, bo i nie było czym, jednak czuł się w pewien sposób nieswojo. Mimowolne przywołał wspomnienie samego siebie sprzed lat. Jak przez mgłę, większość historii znał jedynie z opowieści matki. Uciekł przed pielęgniarką, która miała zrobić mu zastrzyk. Tak naprawdę pamiętał dokładnie jedynie bieg korytarzem. Uśmiechnął się do siebie, jakby zaraz miał zrobić to samo. Zamiast tego zapukał do drzwi gabinetu. - Doktor Fox? Przepraszam, Nox? - zapytał uchylając je. Pomyłka zdawała się niewinna szczególnie, gdy nie znało się historycznych zawiłości zwaśnionych rodzin. - Nikogo nie ma w poczekalni i pomyślałem, że... Że wparuję tu do środka nie będąc wywołanym i nie myśląc o tym, że w gabinecie może ktoś wciąż być. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Wpatrywał się przez chwilę w ulotkę leżącą na jego drewnianym, niewielkim stoliku. Na której odbity był wizerunek Williamsona. Przesunął pospiesznie spojrzeniem po czarno białym tekście doszukując się celu w tym, że znalazł ów kawałek papieru w swojej skrzynce. Nie mógł wyzbyć się przekonania, że był facet o pionowym starcie. Jeden z tych, którym karuzela dała w cug, inni oglądali mu podeszwy, zostając coraz niżej, prócz kilku uczepionych jego nogawek. Ciągnął ich do góry jak samolot, który holuje szybowce. A może właśnie tak wyglądała polityka? Albo układy w kręgu? Niby skąd miał to wiedzieć? Początki swoich nędznych dziecięcych lat spędził w Wallow, więc więcej wiedział o zwierzętach niż o kulturze na kręgowych salonach. Rozmyślanie przerwało mu mocne pukanie, które w ciszy gabinetu miało siłę wystrzału, powodując natychmiastowe urwanie refleksji. Uśmiechnął się jak miał to w zwyczaju widząc pierwszy raz daną twarz. A że wcześniej nie mieli styczności był bardziej niż pewny, bo co jak co ale ludzi nigdy nie zapominał. Imiona owszem, daty - bywało, jednak człowieka zawsze wiązał nierozerwanie z problemem jaki go do niego sprowadzał. Nox, dzień dobry Poprawił delikatnie, za nic mając zaszłości rodzinne, których sam nie pamiętał. A z gniazda wyfrunął gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja by nigdy nie obejrzeć się za siebie. Wyciągnął dłoń do nieznajomego, miał silny i pewny uścisk, jednak czego można było spodziewać się po lekarzu, który pewny był jedynie własnych umiejętności leczniczych? Jednak pacjent mógł dostrzec coś jeszcze, czarne ślepia i bliki w oczach bacznie taksowały jego piwne spojrzenie. Znał je. Znał osobliwy sposób spoziera na świat ludzi, którzy mieli zwichniętą duszę, Znał tę cholerną niemoc spychaną jak najdalej i koszmary, które kryły się za jego źrenicami. Znał też najczęstsze przyczyny, z którymi się u niego pojawiali. Źle zaleczona rana czy morfina? Zapytał nagle, bez ogródek, wyczuwając na wewnętrznej stronie dłoni przybysza nagniotki od broni lub pracy. To też nie było mu obce. Bez względu na to czy pracował w służbach mundurowych czy był drwalem lub tropicielem, każda z osób zmagała się z podobnymi problemami. Proszę.. Zachęcił do spoczynku ruchem dłoni, cofając wreszcie palce z i tak przeciągającego się uścisku, w czasie którego analizował swojego pacjenta. |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
- Przepraszam, Nox... - powtórzył, nie pesząc się jednak. Co mu przyszło do głowy z tym Foxem? zastanowił się przez chwilę. Uścisnął mu dłoń; lekarz miał delikatne ręce, ale mocny i pewny siebie uścisk. Przyjrzał mu się uważnie, próbując dopatrzeć się w nim cech konowała, które sprawiłyby, że zaraz wymyśliłby jakąś wymówkę brzmiącą niedorzecznie, jak włączona kuchenka albo żelazko. Niczego takiego nie zauważył. Nox był od niego nieco wyższy ale i smuklejszy. Oczy miał bystre, czarne i błyszczące jak grudki węgla. Czy coś się za nimi kryło? Możliwe. Przez kilka sekund mierzyli się uważnie spojrzeniami chcąc w ten sposób wyłuskać z siebie informacje. - To pierwsze - odparł puszczając jego dłoń. Usiadł na wskazanym krześle niby od niechcenia rozglądając się po gabinecie. Pomieszczenie było takie, jak wiele innych, służących tej profesji. - Nie biorę morfiny. Nie biorę też żadnych innych środków przeciwbólowych. Zaciskam zęby, żeby mimo wszystko stać pewnie na ziemi. Widział już wielu omamionych opiatami, którzy po powrocie do domu nie byli w stanie przestać. Co najmniej kilku z nich już nie było na tym świecie. Chciałby powiedzieć, że dobrze pamięta to uczucie nieważkości i otępienia, które towarzyszyło mu po zastrzyku. Majaki, jakie wtedy miał przychodziły do niego jednak głownie we śnie, gdzieś pomiędzy pierwszą a drugą w nocy, kiedy przewracał się z boku na bok. Niewyraźne, rozmyte zjawy krążące wokół niego, przybierające zdeformowane kształty tego, co kiedyś widział i o czym usilnie próbował zapomnieć. Czasem wracały na jawie oplatając jego szyję, pozbawiając oddechu i chłodnego myślenia. Zabierały go z powrotem. Tego bał się najbardziej. Co, jeśli się nie opamięta? - Lata temu zostałem postrzelony. Wietnam, końcówka naszej przygody - zaczął wiedząc, że ta opowieść jest nieunikniona. Nie lubił opowiadać o przeszłości, ale teraz musiał. - Sam to zaleczyłem, ale... - wzruszył ramionami. To było oczywiste; sam zaleczył, ale nie poszło mu najlepiej, nie posiadał wystarczającej wiedzy. Kiepsko wyszło, co zrobić. Liczył na jakiś eliksir, może rytuał, który magicznego lekarzowi wyjdzie lepiej, niż jemu. - Daje o sobie znać na kiepską pogodę, więc...? - rozłożył ręce w geście bezradności i niewiedzy. - Maść końska niespecjalnie pomaga. Nie wiem, to bez sensu, może po prostu już pójdę... |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Z tyłu głowy kotłował mu się lęk o to, że mutant buszujący w jego obejściu zaraz zacznie swoje popołudniowe żery i słychać będzie jego chrobot. Wiedział, że to zmniejszyłoby wiarygodność w jego gabinet, dlatego przez chwilę zerknął gdzieś w róg pomieszczenia. Słuchał jednak niezwykle uważnie swojego pacjenta a gdy ten zaczynał wątpić w słuszność powziętej decyzji, zagrodził mu drogę. Czy mógłby na nią spojrzeć skoro już pan tu jest? Prośba była niezwykle neutralna, a teraz zdawało się, że role się odwróciły. Pacjent mógł poczuć się jako ten, który wyświadcza lekarzowi przysługę i pozwoli obejrzeć zabliźnienie. Jakiego czaru pan użył?- Choć pytanie zdawało się być nic nieznaczące, potrzebował wiedzieć do jakiego stopnia rana była zabliźniona magią a do jakiego goiła się samoistnie. Nie miał też jak tego samodzielnie zgadywać bo możliwości było wiele. Nie ważne jak, ważne że do tej pory pozwoli na względnie dobre funkcjonowanie.- Powiedział uprzejmie w odpowiedzi na słowa mężczyzny, który wskazał na samodzielne zagojenie rany. Cóż, nie popełniał błędów tylko ten kto nic nie robił. Przez chwilę mielił na końcu języka tekst, który należało powiedzieć. Wskazujący na szacunek w służbie nie tylko ojczyzny ale również ludzi. Wahał się. Ile razy już to słyszał? „Thank you for your service”- kiczowate, nic nie znaczące tak samo jak podziękowanie dla nauczyciela za wkład wnoszący w edukację przyszłych pokoleń. Ta jedna fraza, która niejako miała się do bólu, strachu i traumy. Wskazał mu dłonią na kozetkę, prosząc by spoczął w tym jednym niewerbalnym geście. Proszę wybaczyć mi śmiałość i spekulacje… o ile dobrze pamiętam to w Wietkong używał sowieckich AK? Pociski 56? Były najpopularniejsze prawda? Podpytał choć tak naprawdę, Carter zadręczał go szczegółami broni i to właśnie o tym rozmawiali najcześciej. Przeklinał w takich momentach swoją pamięć do takich głupot, których nie mógł wyrzucić z umysły przez całe lata. Jeśli był to duży kaliber to podejrzewam, źle zrośnięty nerw. Co zdarza się nawet lekarzom, musze tylko obejrzeć ułożenie rany by wiedzieć czy mam rację. Bo póki co spekulują, może to zwyczajnie ścięgno albo włókno… Odczuwa pan zmęczenie i ograniczony zakres ruchu kończyny czy czasowe drętwienie i pieczenie? |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
Zawahał się, ale postanowił zostać. Jednym z argumentów, które za tym przemawiały był fakt, że Nox stanął na jego drodze do drzwi. Przepychanie się byłoby idiotyczne. Wycofał się więc z powrotem w głąb gabinetu. - Sanaossa... chyba? Nie jestem pewien - prawda była taka, że liczył się z tym, że mógł coś spartaczyć. Warunki były niesprzyjające, a on rzucał na siebie takie zaklęcia, jakie przyszły mu do głowy. Część z nich to mogły być zwykłe majaki. Lekarz mógł z tego wywnioskować, że najpewniej pół na pół. Mogli tak sobie rozmawiać, ale lekarz rzeczywiście powinien zobaczyć problem, nim wyda diagnozę. Orlovsky zdjął najpierw kurtkę, którą przewiesił przez oparcie krzesła, potem flanelową koszulę w czerwono-czarną kratę a w końcu i biały podkoszulek. Trzy warstwy, początek marca wcale nie był tak ciepły, jak by chciał. Blizna na prawym ramieniu była już blada; powstała sporo ponad dekadę temu i nie była sama. Po drugiej stronie znajdowała się druga - bliźniacza, ale jednocześnie niepodobna; kula przeszła na wylot. Całe szczęście, że Nox postanowił trzymać język za zębami. Charlie nie lubi tego słuchać, kraj już mu wystarczająco podziękował, więcej nie potrzebuje. Jeden z jego kolegów, w jego wieku, wrócił do domu bez nogi. O innym słuch zaginął, podobno żył na ulicy, w Nowym Jorku. Średnia życia w takich warunkach nie była długa. O ile nie zdążył wskoczyć pod żelazne koła kolejki w metrze. Orlovsky bał się dowiadywać więcej. Znów był w gronie farciarzy, którzy oszukali przeznaczenie. A może to Gwardia go uratowała? Nie był pewien, czy chce myśleć w ten sposób. - Naszych też używali, zależy, co im w ręce wpadło - wszystko było kwestią tego, od kogo kupili sprzęt, albo komu go zabrali. Potrząsnął lekko głową, starając się wyrzucić myśl z głowy. - Czasem wydaje mi się, że drętwienie. Czasem pobolewa, gdy zbiera się na deszcz. Rozejrzał się po niewielkim gabinecie zawieszając na dłużej spojrzenie na metalowym regale, nie chcąc jednak doszukać się w nim niczego podejrzanego. Jasny mebel pełnił funkcję małej odskoczni. Miał za zadanie oderwać te kilka natrętnych myśli. - Wystarczy czymś to smarować, prawda? Od parady jakiś eliksir? - czasem eliksiry traktował jak środki przeciwbólowe, z niechęcią. Sam się leczył, a potem miał. Oby Nox nie wyciągnął skądś zaraz jakiejś strzykawki. Taki duży, taki pokiereszowany, a bał się igieł? Być może. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Nox milczał. Kurewsko długo, niemożebnie wyczekująco. Zupełnie jakby nie chciał wypowiedzieć swojej opinii nim nie będzie całkowicie pewny co do diagnozy. Od razu rzucało się w oczy to, że lekarz nie był ingerencyjny, nie naruszył przestrzeni osobistej pacjenta, nie dotknął go. Patrzył przenikliwie najpierw na ranę wlotową, potem na postrzępiony, biało gwieździsty wylot. Nagle dał krok w tył i przeszedł do wyjaśnienia tego jak widział przyczynę dolegliwości swojego pacjenta. Większość czarów leczniczych ma to do siebie, że przyspiesza regenerację komórek. - powiedział oczywistość, najpewniej znaną również żołnierzowi, jednak widać było po zaczerpnięciu przez Noxa powietrza, że jest to wstęp. Nie pomylił się, ten kto właśnie to założył bo po chwili słychać było kolejne słowa wyjaśniające. Podejrzewam, że w środku jest mały rykoszet. Nie wiem czy kuli czy chociażby kory drzewnej albo odłamka kości… Po przyspieszeniu zaleczania, tkanki tworzą torbiel w koło obiektu, a on uniemożliwia funkcjonalną regeneracje tkanek. Nox był pragmatykiem, jednak nie posiadał rentgena w oczach, westchnął podkurwiony, że nie do końca potrafi mu pomóc. Bark był zdradliwym miejscem postrzału, nie tylko bardzo unerwiony i ukrwiony ale również mięśniowo ruchliwy. Będę z Panem szczery, dobrze? Nie wiem co jest nie tak, wiem natomiast że nie opłaca się tego panu otwierać na nowo, grzebać zasklepiać. Ja bym się tego nie podjął z kilku względów. Usuwając ciało obce albo przyczynę nie mam pewności, że nie uszkodzi czegoś innego. Z magią jest również i zdarzało mi się widzieć przypadki gdzie powtórna regeneracja dawała ten sam problem. Oscar zamyślił się i zerknął raz jeszcze na ramię mężczyzny po czym z pełną otwartością i spokojem mówił dalej. Zdarza się też, że mimo poprawnego leczenia występuje ból nerwowy- Chciał nazwać to „okopowym” ale bardzo uważał na to jak dobiera słowa wiedząc, że weterani byli przewrażliwieni, a czasami po prostu nie chcieli słyszeć pewnych rzeczy. Sam też by nie chciał. W przypadku zmiany pogody na tę, która panowała w chwili postrzału czasami odczuwa się ból. Nie mówię, że dotyczy to pana…By jednak nie zostawić go z garścią niedomówień i spekulacji przerwał natychmiast przechodząc do rozwiązań. Jeśli kończyna nie maleje, nie sztywnie utrudniając normalnego funkcjonowania ja na pana miejscu, udałbym się do sanatorium Nostradamusów. Wypiszę panu skierowanie na kilka zabiegów fizjoterapeutycznych. Mają tam świetnych specjalistów i jestem niemal pewny, że po nich wszystkie dolegliwości po prostu ustąpią. Zwykle zabiegi trwają dwa razy w tygodniu po godzinie. Do tego czasu zamiast maści końskiej albo alchemii polecam stare dobre kadzidło przeciwbólowe, wdychane nie dłużej niż 5 minut, doraźnie… |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
Milczenie lekarza nie zwiastowało niczego dobrego, przez co Charlie zaczął się denerwować. Poruszył się niespokojnie na krześle w głuchym oczekiwaniu. W końcu Nox przerwał ciszę. Orlovsky zdawał sobie sprawę z tego, jak działały te zaklęcia, jednak nie wziął pod uwagę drugiej oczywistości, o której wspomniał medyk. Że w barku mogło coś zostać. Skinął jedynie głową nie przerywając mu. Każda z tych trzech wspomnianych rzeczy mogła zostać w jego ciele. Cokolwiek to było, Orlovsky nawet nie miał przypuszczeń, która. Nie pamiętał, jaki ból mu wtedy towarzyszył. Najchętniej wymazałby z pamięci cały tamten okres. Gdyby mógł, wcale by się nie zaciągał. Czasu jednak nie można było cofnąć. - Czyli po prostu jest, jak jest - bardziej stwierdził, niż zapytał. Nie miał żadnych pretensji, bo i nie oczekiwał cudu. Przyszedł tu głównie po to, żeby się czegoś dowiedzieć i jedynie przy odrobinie szczęścia - zaradzić. Sięgnął po podkoszulek, który naciągnął na siebie, potem po kraciastą koszulę. Zapinając guziki dalej słuchał. Wzorowy pacjent, nie przerywa, żeby wydać własną opinię domorosłego lekarza z tytułem Gazety i Zasłyszanej Plotki. - Czy muszę zachować ciągłość? Chodzi mi o te zabiegi... - niewiele rzeczy planował z wyprzedzeniem, szczególnie większym. Nigdy nie wiedział, kiedy dostanie wezwanie, a te znały dnia ani godziny. Nie mógł mieć też pewności, że po kolejnym na pewno wróci do domu. Szczególnie teraz, po tym, co stało się w Deadberry i Maywater. Ta niepewność zaciskała swoje długie palce nie tylko na jego gardle. - Kadzidło - pokiwał głową powtarzając za Noxem. Jakiś czas temu o nim myślał. Niekoniecznie jednak pod względem bólu w barku. - Na odprężenie będzie inne, prawda? Nie chciał pytać wprost. Nie chciał wspominać o tym, że czasem w nocy budzą do koszmary, a oczy otwiera nie we własnym łóżku, a siedząc w kącie pokoju. Ani tym bardziej o tym, że te same koszmary potrafią go najść i na jawie. Gdy umysł śpi, budzą się demony. Gdy umysł na chwilę się zapomni, one pamiętają. - Mam stresującą pracę i po prostu... - dodał więc niemal od razu. Prawie nie kłamał. Każdy miał swoje sekrety. Sięgnął po przewieszoną wciąż przez krzesło kurtkę. Już chciał uciekać, już zapach sterylnego gabinetu sprawiał, że miał znów ochotę się wycofać. Już przecież się wszystkiego dowiedział i mógł brać nogi za pas. Naprawdę nie wiedział, dlaczego tak bardzo omijał lekarzy. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
W ostatnich dniach druga natura dawała mocniej o sobie znać, może właśnie dlatego Oscar z taką pasją przyglądał się mężczyźnie i analizował każdy kawałek układanki. Uwielbiał zagadki, chwile w których czytając książkę, typował kolejnych sprawców albo wytyczał biegł zdarzeń. Z pacjentami było podobnie. Tu nie potrzeba była nawet biegłość kruczej natury, wystarczyła ta ludzka i znajomość problemów dotyczących pewną grupę społeczną by przewidzieć co ma miejsce. Przeszedł w dwóch krokach do niewielkiego biurka, nie usiadł za nim, po prostu pochylił się chwytając długopis i na kartce z jego insygniami zaczął zapisywać własne zalecenia. Wydaje mi się, że część ćwiczeń jakie panu wskażą można wykonywać samodzielnie w domu by wzmocnić mięśnie. Powiedział przerzucając w pamięci nazwiska wszystkich specjalistów wykształconych w tym problemie, niczym krupier kolejne karty. Pisze Panu skierowanie do doktor Amandy Red, wystarczy że przekaże jej pan diagnozę by od razu zajęła się problemem nie tracąc czasu. W najgorszym wypadku zrobi panu RTG przed zabiegami. Proszę monitorować czy nie czuje pan słabości kończyny ani jej omdlenia w różnych sytuacjach. Mówił i jednocześnie pisał, zupełnie jakby podzielność uwagi była czymś z czym się urodził. Było to osobliwe bo długopis nie zatrzymał się ani na chwilę, i zdawało się, że lekarz posiadał jakiś dar dzielenia myśli na dwoje. Pozornie zignorował pytanie pacjenta o inne kadzidło. Nie było to do końca prawdą. Odpowiedział na nie na kartce, całkowicie zapominając o zwerbalizowaniu swoich słów w tym aspekcie. Cóż, jego podzielność uwagi ewidentnie była ułomna. Trzepot skrzydeł po drugiej stronie okna zwiastował intruza, który przysiadł na parapecie. Słychać było donośny odgłos krakania, z cyklu tych dźwięków, które dziwnie przenikają pod skórę i sprawiają, że występuje dziwny dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Po chwili cień za szybką odleciał, tak po prostu dając przekaz, że lekarza musiał dokarmiać okoliczne ptactwo. Lekarz nagle odłożył długopis i podszedł do swoich szafek z lekami i ziołami. Chwycił jeden z papierowych woreczków do których wrzucił wytyczne. Jego smukłe palce zatrzymały się na chwilę tuż nad fiolką benzodiazepin. Zupełnie jakby rozważał we własnym sumieniu czy jeśli poda mężczyźnie lek przeciwlękowy nie będzie on strzałem w twarz. Nie był też psychiatrą więc być może jego intuicje i znajomość leków nie szły w parze z nowoczesnymi sposobami leczenia, czegoś co dawniej nazywano „nerwicą okopową”. Zamiast tego chwycił dwa rodzaje kadzidła, oba była skrupulatnie podpisane. Zawinął je szczelnie w opakowanie i zawiniątko podał mężczyźnie. Jeśli Orlowski zdecyduje się przeczytać od razu zalecenia znajdzie na kartce dane kontaktowe do lekarza, polecanego łącznie z prawdopodobną diagnozą o której mu wspominał. Niżej jednak znajdowała się instrukcja użytkowania dwóch kadzideł: przeciwbólowego oraz spokojnego serca, które miało właściwości uspokajające i usypiające. Tuż przed wyjściem pacjenta Nox spojrzał na niego, wyciągnął dłoń w geście pożegnania. Widać było że się przez chwilę waha, jednak zdobył się na odwagę i powiedział wreszcie. Jest pan śledzony, postawny mężczyzna około pięćdziesiątki, bluza oparzeniowa na prawej dłoni z ubytkami mięśni, utyka, szpakowate włosy, palący. Urwał uśmiechając się delikatnie, z opisu jaki sam otrzymał wyłaniał się obraz osoby, która miała bliższe spotkanie z napalmem. Nie powiedział nic więcej, ani skąd to wie, ani nawet dlaczego do diaska mu o tym mówi. |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
Potrzebował jeszcze tych kilku wytycznych, żeby móc w końcu ostatecznie ulotnić się z gabinetu. Słuchał słów lekarza w duchu ciesząc się, że przynajmniej część zaleceń będzie mógł wykonywać w domu. Sam, sobie i dla siebie. Jego uwagę od piszącego na kartce mężczyzny odwrócił kruk, który przysiadł na parapecie okna. Ptaszysko było duże a krakanie - nieprzyjemne. Czyżby Nox wyszkolił go sobie, by przynosił mu zgubione na ulicy pieniądze w zamian za jedzenie? Kto wie? Orlovsky słyszał gdzieś, że podobno można je tego nauczyć. - Kolejny pacjent? - zdążył zapytać, nim kruk odleciał. Żart nie należał do tych najbardziej udanych. Wziął od lekarza papierową torebkę i zajrzał do środka. Recepta i kadzidła, z tym powinien sobie poradzić, po to z resztą przyszedł. Wyciągnął kartkę i na szybko przeczytał wytyczne, żeby w razie wątpliwości od razu móc zapytać. Wszystko zrozumiał, przynajmniej na ten moment. - Dziękuję, Myślę, że to powinno wystarczyć... - zawinął z powrotem torebkę i wsunął ją do kieszeni kurtki. Charlie Orlovsky, swój własny, samozwańczy lekarz. Już miał nacisnąć na klamkę i wyjść z gabinetu, kiedy Nox postanowił zamieszać w kotle. Zatrzymał się wbijając spojrzenie w mężczyznę i analizując słowa, których nie spodziewał się usłyszeć. Nie zapytał skąd to wie. Nie zdecydował się drążyć tematu, choć może powinien to zrobić. Nie kojarzył nikogo, kto pasowałby do opisu, w Gwardii miał jednak z niejednym do czynienia. Na ten moment postanowił milczeć. Jeśli cokolwiek się stanie, Oscar Nox będzie pierwszą osobą, do której przyjdzie, choćby miał te odpowiedzi z niego wytłuc. Gwardzistom się nie grozi. Wyszedł z gabinetu cicho zamykając za sobą drzwi. Paczuszkę z kadzidłami wyrzucił do stojącego nieopodal śmietnika. Cholera wie, co mogło w nich być. Na zewnątrz było już ciemno a wszechobecna wilgoć przenikała przez warstwy ubrań. Zaraz potem rozległ się ryk silnika motocykla. zt. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
04/04/1985 Do Oscara Noxa umówił się spontanicznie. To znaczy, akurat był w pobliżu i próbował uspokoić narastającą w nim panikę i potrzebę zapadnięcia w hibernacje, najlepiej na tak długo, aż szarplica stanie się w pełni uleczalna i będzie mógł opróżnić swoje szafki na leki, wyrzucając w cholerę wielomiesięczne zapasy końskich dawek tabletek nasennych. Zobaczył napis, wskazujący na to, że przybytek jest gabinetem lekarskim, a potem skojarzył nazwisko lekarza. Pewnie niejeden już raz przewinęło się gdzieś na korytarzach szpitala. Swego czasu Maurice był ich stałym gościem, mógł tam je zasłyszeć. Wejście do budynku wyglądało lepiej, niż sama jego zawartość. Zapach stęchlizny był tak zachęcający, jak wizyta w publicznej latrynie, ale Overtone był zdesperowany. Numer jeden obiecywał mu rozwiązanie, na które jeszcze sam nie wpadł. Miał już pewne doświadczenie w łudzeniu się nadzieją. Nie był to pierwszy raz, kiedy rzucał się w ramiona niesprawdzonych lekarzy, byleby tylko znaleźć coś, co pozwoli mu odpocząć, więc dlaczego tym razem miałby wyrażać jakiekolwiek obiekcje? Już nawet przymknie oko na tę wyślizganą poręcz, okej? Na szczęście nie musiał jej dotykać. Wziął płytki wdech i zastukał do drzwi… mieszkania? Gabinetu? Oceniając po okolicy, wcale nie był pewien, czy czasem nie do budżetowego domu uciech. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Odór szczyn i macki ciemnych zakątków kamienicy, nie sprzyjały ani poczuciu bezpieczeństwa, ani wiary w to, że miejsce może być czymś więcej poza meliną. Jednak podchodząc do numeru 1, zza skrzydła sączyła się muzyka country, cicha jednak na tyle mocna by zaznaczyć swoją obecność dla nieoczekiwanego gościa. Pukanie spowodowało lekkie poruszenie a jego dudniących kroków zbliżało się do drzwi. Nox był uśmiechnięty i życzliwy, zachowując profesjonalizm przykrywający trudności społeczne. Jego obsydianowe spojrzenie najpierw spada na młodą twarz mężczyznę, później na panią Dolres schodząc po drewnianych schodach z wyższego piętra. Gapiła się badawczo i nieustępliwie, dlatego postanowił skinąć jej głową. Zerknął też na to co prowadziła na smyczy. Przymknął jednak lekko powieki, zupełnie jakby się zastanawiał co to właściwie było. Zwierze było nieduże, miało grube i krzywe łapy, które wykrzywiła starość i zwyrodnienie. Z lewej strony pyska widniał olbrzymi guz, który naciągał ciemną wyliniałą skórę do tego stopnia, że krzywe zęby jej pupila były uwidocznione wzmacniając jego ślinotok. W dodatku miał wrażenie, że wraz z każdym stopniem w dół pierdział albo ten mutant albo jego właścicielka. No i co się pan tak gapisz na Pulpecika?! ryknęła ochrypłym głosem w ich stronę sprawiając, że Oscar Niemal natychmiast przypomniał sobie dlaczego otworzył drzwi. Zapraszam. Padło rzeczowo gdy ustawił się w bokiem zachęcając mężczyznę do wejścia. Mieszkanie było niewielkie i przytulne. W powietrzu unosił się lekki zapach myszy, nieco wyblakły i zjełczały, dający iluzoryczne poczucie, że ktoś albo sprząta, albo problem zniknął jakiś czas temu. Nox ruszył przed siebie długim wąskim korytarzem, otwierając jedno skrzydło drzwi, które stało się swoistym wyznacznikiem w którą stronę należy się udać by znaleźć oczekiwaną pomoc. Nie pytał, nie wnikał a jednak ocenił. Podkrążone oczy i zmęczona twarz zdradzały wiele. Do tego chłopak nie umówił się na spotkanie- być może zapomnieć, lub zwyczajnie nie pamiętał że powinien to zrobić. Wraz z każdym krokiem muzyka stawała się głośniejsza a liryka bardziej słyszalna. „And I looked at him and my blood ran cold And I said, "My name is Sue, how do you do? Now you gonna die", that's what I told him” Po chwili pstryknięcie magnetofonu, sprawiło że wszystko ustało. Gabinet był niewielki lecz czysty o czym świadczył zapach lizolu unoszącym się w powietrzu. Zdawał się też dobrze zaopatrzony sądząc po wielości wypełnionych regałów stojących pod ścianami. Jak jest źle? Padło nagle z delikatnym uśmiechem w stronę pacjenta. |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Maurice przymknął na moment oczy, bijąc się z myślami, czy to miejsce jest na pewno tym, co było mu do szczęścia potrzebne. Obejrzał się na Pulpecika i jego właścicielkę tylko raz. O raz za dużo. Przeszedł obok przystojnego mężczyzny, który otworzył mu drzwi, chętnie umykając spoza zasięgu wzroku starowinki i zatrzymał się niedaleko za nim, obserwując, jak zamyka za sobą drzwi do tego osobliwego lokalu. Podczas swoich licznych wizyt lekarskich Maurice przyzwyczaił się już do zapachu środków do dezynfekcji, ale z całą pewnością nie do smrodu, który rozplenił się na klatce schodowej Noxa. Miał wrażenie, że trochę tych uroczych aromatów zaplatało się do pomieszczenia, w którym znalazł się teraz. Nie miał zielonego pojęcia, jak pachną myszy i może to i dobrze. W przeciwnym wypadku już by stąd wychodził, a przecież dopiero co wszedł. Zastanowił się po raz kolejny, czy na pewno było aż tak źle, aby tu zostawać? Otwarte drzwi zachęciły go do ruszenia się z miejsca i wsłuchania w muzykę wypluwaną przez magnetofon. Napawała optymizmem. Wchodząc do właściwego gabinetu, z ulgą zauważył, że pomieszczenie wygląda całkiem porządnie. Spojrzenie Overtona prześlizgnęło się wzdłuż najwyższej szafki z lekami, wyłapując nazwy popularnych leków przeciwbólowych, na przeziębienie i służących do iniekcji. Wątpliwości narastały wraz z poczuciem, że znalazł się w miejscu, gdzie diagnozowano sraczkę, a nie chroniczną bezsenność. Mimo wszystko Maurice zbliżył się wreszcie do jednej z tablic, bardzo po lekarsku wypełnionej różnymi bzdetami o budowie człowieka. Przyjrzał się jej krótko, nim wrócił spojrzeniem do Noxa, zadającego mu właśnie pytanie. Prychnął cicho, rozbawiony formą wywiadu. - W skali od jeden do dziesięciu, powiedziałbym, że mocne osiem. - Oznajmił, wsuwając cztery palce do kieszeni jasnych jeansów i zaczepiając kciuki o ich krawędzie. - Jeśli za moment zobaczę białe myszki wyskakujące panu z kieszeni, nie będę szczególnie zaskoczony. Przyznał, bo w dniu dzisiejszym bardzo łatwo było mu zgubić się w tym, co jest prawdziwe, a co nie. Wyczerpanie spowodowane chronicznym brakiem snu zazwyczaj nie było uprzejme ograniczać się wyłącznie do milusich zwierzątek pojawiających się znikąd w najbardziej nietypowych miejscach. - Czy dobrze kojarzę, że ma pan doświadczenie w leczeniu chorób genetycznych? - Upewnił się, chcąc raz, a dobrze rozwiązać kwestie skojarzeń błąkających mu się między uszami. - Potrzebuje kogoś, kto w końcu wyłączy moją. Przynajmniej na kilka nocy w tygodniu. Przechodząc do rzeczy, świadomie i sprytnie skracał czas, jaki spędzi w krainie wyślizganych poręczy i pierdzących staruszek. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Ruchem otwartej ręki zaprosił uprzejmie na kozetkę. Na której leżała teraz duża płachta sterylnej gazy. Można było wiele powiedzieć o tym miejscu, ale nie to że właściciel nie dbał o higienę na tyle na ile mógł w tak obskurnej części miasta. Uśmiechnął się przepraszająco, gdy usłyszał odpowiedź swojego pacjenta. I bez najmniejszych ceregieli rzucił swoją diagnozę. Szarplica? Zawsze pozostawała doza niepewności. Bo chłopak z ewidentnie z wyraźnym niewyspaniem mógł być nie tylko chory ba jakąś przypadłość genetyczną ale zwyczajnie naćpany. Nie byłoby to ani odkrywcze, wielu nowe. Wielu z tym problemem do niego przychodziło, jedni po leki inni po pomoc. Słysząc o białych myszkach rozejrzał się podejrzliwie. Zupełnie jakby chciał mieć pewność, ze żaden z jego obiektów badawczych tym razem nie wydostał się ze słoika. Wiedział, że musi z nimi skończyć ale w jaki sposób miałby eksperymentować magię anatomiczną? Czy mogę? Zapytał wyciągając dłonie w stronę szyi chłopaka. Sprawdził ciepłymi palcami jego węzły chłonne i delikatnie odchylił powieki dolne by zbadać przekrwioną gałkę oczną. Nazywam się Oscar Nox i dziś będę pana lekarzem. Rzucił nagle swoją formułkę, jakby chciał by do chłopaka dotarło to co się dzieje. Dziś mogę dać panu oczekiwane ukojenie. Powiedział jakby stosował ten trik już wielokrotnie. Wiedział, że działa tylko raz na dłuższy okres czasu. Podszedł do jednej z półek i wyjął z niej sól fizjologiczną. Czy mogę założyć wejście centralne? Będzie pan też musiał położyć się tutaj. I z drobnym sponsoringiem mogę zacząć pracować nad szarplicą ale na efekty trzeba będzie dłużej poczekać. |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk