First topic message reminder : Młodnik Głęboko w sercu lasu, gdzie światło przemija przez gęste liście i porosty, kryje się młodnik drzew. Jakby ukryty przed oczami, lecz wciąż oddychający swym drzewnym życiem, w tym miejscu odnajdziemy dzikie piękno natury w pełni swej wspaniałości. Młode drzewa wyrastają tam, ukazując swoje piękne korony, w których opływają dźwięki świata zewnętrznego. Gałęzie rozłożone na wietrze, igliwie opadające na ziemię, a wśród nich przemykają żuki. Wszystko wokół wydaje się dzikie i nieskażone przez ludzkie ręce, podkreślając urodę natury w pełni swego piękna. Żuki przemieszczają się po mchu, wśród drzew i porostów, a ich metalicznie błyszczące ciała odbijające światło słońca, wzbudzają podziw i cząstkę tajemniczości, która przynależy tylko do natury. Rytuały w lokacji: Pole grawitacyjne* [moc: 76] *rytuał obejmuje obszar w pobliżu dużego sowiego gniazda Obowiązkowy rzut k3: K1 - Nic się nie dzieje. K2 - W okolicy słyszysz wzmożone, niepokojące pohukiwanie sów. K3 - Dostrzegasz, jak po korze jednego z drzew ścieka czerwona maź przypominająca krew. Bonusy w lokacji: +20 do kości na tworzenie laleczki voodoo. Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Czw Cze 27, 2024 1:19 am, w całości zmieniany 1 raz |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
Na każdym kroku przesrane, co za ból. Lepka krew, zimny wieczór, zmęczenie z kategorii oswojonych i ten dźwięk; ten przeraźliwy, zawodzący płacz, który testował wytrwałość bębenków w uszach i zakradał się pod ich membranę. Sowy unieszkodliwione, niemowlę krzyczące, Orlovsky—alpinista — za chwilę przekonają się, że początkujący. Magia anatomiczna zrobiła to, co potrafi najlepiej w obecności Charliego i odmówiła współpracy; musiał zacząć wspinaczkę w towarzystwie wciąż broczących ran i nieustępliwym bólu. Kiedy Charlie chwytał gałąź, Williamson wpisywał linę do wyposażenia leśnych wędrówek; drzewo nie wyglądało na szczególnie chętne do współpracy, trzeszcząc ostrzegawczo przy każdym podciągnięciu — pomiędzy gałęziami nie ukrywało się żadne nowe ptaszysko, a jedynym niespójnym punktem na drzewie był — Czysto — na tyle, na ile może być w lesie po zmroku. Kolejny metr w górę przybliżał do celu i oddalał od ziemi; dźgnięcie przeczucia wdarło się pod korę mózgową sekundę przed głuchym ttr—ach, za którym do lotu — grożącego kurewsko bolesnym upadkiem — poderwany został cień konsekwencji. Nie było czasu na Charlie, uważaj, bo spadniesz, kolego — tracący punkt oparcia Orlovsky był dobitnie świadomy, że za moment pierdolnie o ziemię z dźwiękiem znacznie dosadniejszym niż trzask łamanej gałęzi; Williamson miał tylko sekundę na— — Sicutpluma! I była to sekunda, której nie zwróci mu żadna magia; szczególnie ta niewspółpracująca. Zamiast czerwonej wiązki, w powietrzu zamigotała mgiełka, która potrzebowała zbłąkanego podmuchu pomiędzy drzewami, żeby rozmyć się bez śladu. Cripple Rock to kolebka magii, ale Williamson wcale nie czuł, jakby wrócił do dziecinnego pokoju odpychania. Na kurwa zaczyna brakować czasu; Williamson ma sekundę na wybranie krótszego słowa, które może — nie musi, ale powinno; chyba; prawdopodobnie? — uratować dupę Orlovsky'ego przed przekonaniem się, czy zderzenie z leśną ściółką boli. (Boli). — Mons! Wyrzucone na wydechu, który wypadł z ciała odskakującego od drzewa; to nic osobistego, Charlie — ma naprawdę elegancką, amerykańską dupę — po prostu dwóch połamanych gwardzistów to o dwóch za dużo. akcja #1: Sicutpluma | próg 60 | 8 (k100) + 33 + 1 (kieł) | próg nieosiągnięty akcja #2: Mons | próg 60 | k100 + 33 + 1 (kieł) PŻ: 125 |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Stwórca
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 94 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Jedno Exigo sprawnie trafiło w sowę, ale ta, widocznie, wyciągnęła nauczkę po pierwszym zderzeniu z zaklęciem, bo drugim promieniem nie dała się już trafić. Z kolei najwidoczniej nie dostrzegła zaklęcia posłanego przez Barnaby’ego. Głośny chrupot dotarł do Waszych uszu i nie mogliście mieć wątpliwości, że właśnie złamaliście jej skrzydło. Sowa upadła na ziemię, pomiędzy inne, które Was atakowały, i nie stanowiła już dla Was problemu. Bardziej naglącym problemem było płaczące niemowlę pozostawione w gnieździe – jakim cudem? Kto wie? Losy zostały wyciągnięte, albo raczej osądzone od razu – Charlie, postanowiłeś wspiąć się na drzewo o własnych siłach i szło Ci całkiem dobrze, do momentu, w którym nie złapałeś za martwą gałąź, która ułamała się pod Twoim ciężarem. Straciłeś równowagę i już prawie mogłeś odczuć siłę uderzenia na własnym kręgosłupie, gdyby nie fakt, że w locie złapało Cię drugie z inkantowanych zaklęć Barnaby’ego. Celne i silne Mons uniosło Cię w powietrze ponownie, pozostawiając całym i nietkniętym, a co lepsze – właśnie wzniosłeś się mniej więcej na wysokość potrzebną do dotarcia do gniazda. I w rzeczy samej. Zobaczyłeś tam żywe, kwilące niemowlę. Dziecko mogło mieć co najwyżej kilka miesięcy, owinięte było w podrapane śpioszki, a na delikatnej skórze widoczne były krwawe zadrapania, w dużej mierze już zaschnięte i zasklepione. Charlie, jeżeli chcesz wyciągnąć niemowlę z gniazda, zajmie Ci to jedną akcję. Przypominam, że Mons trwa dwie tury, więc dopóki zaklęcie nie zostanie zakończone, pozostajesz w górze, w koronach drzew. Zakończenie zaklęcia nie zabiera akcji, ale powinno być ujęte w narracji. Możesz również spróbować zidentyfikować materiał, z jakiego wykonane zostało gniazdo – próg jego rozpoznania wynosi 50, do k100 należy dodać modyfikatory odpowiadające botanice oraz wiedzy. W Waszych ramionach więc pozostaje dziecko, a wokół Was są cztery krwiożercze sowy, w większości przypadków nieprzytomne. Od Was zależy, co teraz zrobicie. Możecie spróbować poszukać matki dziecka na własną rękę. Próg jej odnalezienia wynosi 800, a do wyniku k100 dodajecie również wartość odpowiadającą za percepcję lub tropienie, jak również talenty. Wasze rzuty sumować się będą z każdą turą. Po odnalezieniu matki należy zgłosić się po ingerencję Mistrza Gry. Możecie również zawiadomić Czarną Gwardię bądź policję. Nie macie pewności, czy dziecko jest potomkiem czarowników, więc nie macie pewności, czy Gwardia zajmie się tą sprawą – z kolei policja na pewno bardzo chętnie wysłucha historii o dziecku znalezionym przez dwóch mężczyzn w gnieździe. Możecie również w dowolny sposób zabezpieczyć to miejsce. Nie będziecie w stanie przenieść ze sobą sów, ale możecie zawiadomić kogoś od Carterów, Lanthierów, bądź rzeczników Czarnej Gwardii o swoim znalezisku. W takim wypadku miejsce powinno zostać zabezpieczone dla pewności, że sowy nie ockną się i nie uciekną. Po podjęciu decyzji i wykonaniu Waszych akcji, należy zgłosić się po ingerencję do Mistrza Gry. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
Kolejne podciągnięcie, kolejna gałąź; szło mu całkiem zgrabnie, a sowie gniazdo, w którym wciąż leżało płaczące dziecko, było coraz bliżej. Jeszcze trochę, i będzie w zasięgu ręki. Spojrzał w górę, żeby ocenić, na których konarach będzie mógł się oprzeć, aby je wyjąć - stabilność to podstawa, zaraz po tym było utrzymanie równowagi. Drewno zaskrzypiało pod jego ciężarem, kiedy podciągał się wyżej. Czysto, słyszy i kiwa głową, choć Williamson pewnie tego nie dostrzega, bo obserwuje wszystko wokół. Nagle rozlega się trachnięcie, niczym głuchy odgłos wystrzału, a Orlovsky zaczyna lecieć w dół. Zachłysnął się, próbując w ostatniej chwili się mocniej złapać, ale nie zdołał, więc zaczął witać się z leśnym poszyciem. Obije sobie plecy, tyłek, a jak będzie mieć szczęście, nie uderzy głową w żaden kamień. Drugi raz zachłysnął się, kiedy poczuł szarpnięcie, i gdy zamiast uderzyć plecami w twardą ziemię, wzniósł się do góry. W ostatniej chwili. - Kurwa...! - zdołał wypluć z siebie, przy okazji obijając się o jedną z gałęzi, które stały na torze jego lotu. Lepiej zabrzmiałoby dzięki, ale serce wciąż mocno tłukło w piersi. Będzie musiał wysłać Williamsonowi butelkę jakiegoś alkoholu. Złapał się najbliższego konara, by pozostać przy gnieździe. Nie pomylili się, leżało w nim dziecko, prawdziwe, kwilące niemowlę w podartych śpioszkach. - Jest trochę podrapane, ale chyba w dobrym stanie! - zawołał w dół, przyciągając się bliżej. Jak sprowadzić dzieciaka na ziemię? Nie pomyślał o tym, gdy się wspinał, nie pomyślał i o tym gdy wznosił się w powietrze. Zabiorę je i zejdę, pomyśleć łatwo, trudniej z wykonaniem, gdy ma się rękę zajętą trzymaniem trzech, może czterech kilogramów. Westchnął i spojrzał na ziemię, gdzie stał Williamson, żeby ocenić wysokość, a potem zaczepił stopy o gałęzie tak, by się jakoś utrzymać w jednej pozycji. Zapiął do połowy kurtkę i wsunął ją w spodnie - jak tylko się dało, ale pozostawiając trochę luzu. - Ej, mały - to był chłopiec, dziewczynka? Nie miało to teraz znaczenia - nie płacz, już cię stąd zabieram... Gdzie twoja mama, co? - sięgnął ostrożnie po płaczące wciąż dziecko i wsunął je do kieszeni, którą właśnie prowizorycznie zrobił. Dopiero wtedy przyjrzał się samemu gniazdu. Wyglądało jak... gniazdo. Pozostało mu już tylko w jakiś sposób zlecieć na ziemię. Złapie jedną gałąź, odepchnie się w dół, potem tak samo z kolejną. - Williamson, ja pierdolę. Spróbuję się jakoś przeciągnąć w dół, ubezpieczaj mnie, co? Nie wiem, czy nie powinniśmy rozejrzeć się za matką. Słońce właśnie zaszło, na niebie pozostawiało za sobą jeszcze odrobinę jasnej łuny, która miała lada moment zniknąć. rzut1: z czego jest gniazdo- K14 + 3 (wiedza) = 17; w dupie byłem, gówno zobaczyłem |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
Charlie, to pierdolnie. Dwadzieścia centymetrów od ziemi, sekunda od katastrofy, cztery metry w górę — jedna magia odpychania i tyle możliwości. Ratunek od spotkania pierwszego stopnia z gruntem Cripple Rock miał cztery litery; mons poderwało Orlovsky'ego w powietrze, posyłając go prosto do celu — cokolwiek nie kwiliło w gnieździe, na kilka sekund przestało, zaskoczone (zadowolone?), przerażone (spokojniejsze?) nagłą wizytą. Gdyby malec był czarownikiem, mógłby zwątpić w ratunek; nic, co spływa z nieba, nie ma dobrych zamiarów. Napięcie ustąpiło o ułamek dziesiętny — Charlie był cały, niemowlę w większości też; kwestia powrotu na ziemię to plan—nawyk; plan—kontrola; plan—magia może znów zawieść, dlatego nie mógł ryzykować — tym razem nie jednym, ale dwoma życiami. — Przerwę mons tylko, jeśli zadziała sicutpluma — krok postawiony w kierunku drzewa uwydatnił ukrytą między gałęziami sylwetkę; Charlie właśnie robił prowizoryczną kołyskę z kurtki. — W razie czego leć na dupę. Uniwersalna rada na wiele Raz. — Sicutpluma. Dwa — potężna wiązka magii, która pomknęła w kierunku Orlovsky'ego, dosięgnęła celu; mgiełka wsiąknęła w ciało, a ciche finite umocniło wymierzone w mons przerwanie inkantacji — dzięki temu Charlie będzie mógł opaść na ziemie lekko jak pióro. Byle nie sowie. — Jest za ciemno na poszukiwania — tylko kilkanaście centymetrów oddzielało od ziemi Orlovsky'ego i jego pasażera na gapę; wzrok Williamsona zahaczył o linię drzew i zatrzymał się dopiero, kiedy Charlie poczuł pod nogami stały grunt. Niemowlę w prowizorycznej, kangurzej kieszonce wciąż kwiliło — nie powstrzymał ciekawości, zerkając na różowego stworka. Miał dwie rączki, dwie nóżki, dwa okrągłe, załzawione oczka i— — Za to ty potrzebujesz prawdziwego medyka, hm? Ślady zadrapań na skórze nie wyglądały na głębokie i na pierwszy rzut oka żadne nie krwawiło; inkantacja sama opuściła usta — magia skutecznie odciągała uwagę Williamsona od odruchu; przedramię lewej ręki zdążyło ugiąć się w kołyskę — opuszczenie jej wzdłuż ciała okupił sekundą i nową próbą leczenia. — Sanaossa Magnus — cicha inkantacja i głośniejszy krok w tył — nadal muszą zabezpieczyć teren. Zepchnięty na peryferie świadomości ból domagał się uwagi; Williamson w odwecie zsunął plecak z ramion — materiał zahaczył o ledwie zasklepioną ranę i naruszył efekt wytężonej pracy trombocytów. — Jeśli maluch jest magiczny, problem rozwiąże się sam. Jeśli nie— Barki uniosły się i opadły; z rozsuniętego plecaka Barnaby właśnie wydobywał rytualną mieszankę i czerwone świece. — Matka będzie go szukać. Skontroluję zgłoszenia zaginięć na komisariacie — powinien powiedzieć o ile matka żyje; o ile będzie chciała znaleźć własne dziecko. Prawdopodobieństwo znalezienia kogokolwiek po zmroku w lesie — z ich obrażeniami, z niemowlęciem w ramionach — istniało; było po prostu, paskudnie niskie. Na dodatek mieli na podorędziu kilka dziwacznych okazów sów — jeśli uciekną w głąb Cripple Rock, za tydzień zaatakują niemagicznych albo mniej zaprawionych w boju czarowników. — Powinniśmy zadbać, żeby wciąż żyjące ptaki nie spierdol— Zerknięcie znad rozsypywanego na ziemi pentagramu było mimowolne i wymierzone w małego człowieczka w ramionach Charliego. — Nie uciekły. Od którego roku życia dzieciaki uczą się mowy (i dlaczego ten konkretny nauczyłby się spierdalać szybciej niż dobranoc)? — Pole grawitacyjne powinno utrzymać na kupie te, które się ockną, aż Rzecznicy zdążą dotrzeć na miejsce. Równie dobrze może zmieść Williamsona z planszy; raz na wozie, raz w nawozie. Życie gwardzistów to tendencje spadkowe. akcja #1: Sicutpluma | próg 60 | 82 (k100) + 33 + 1 (kieł) = 116 przerywam działanie Mons akcja #2: Sanaossa Magnus na niemowlę | próg 65 | k100 + 5 PŻ: 125 |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Stwórca
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 99 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
- Będę się powoli opuszczać, asekuruj mnie - rzuca będąc jeszcze przy gnieździe. Odłamuje jeden z tworzących je mniejszych patyczków i chowa go do kieszeni. Może zbadanie go da im jakąś większą wiedzę. Ewentualnie Bowen zapyta go, po co przynosi jej patyki z podwórka, i czy poczuł się dzięki temu jak dziecko. Z każdym kolejnym pociągnięciem znajdował się niżej, choć przez wciąż działające zaklęcie musiał mocno trzymać się gałęzi. Dziecko zdawało się uspokoić - być może dlatego, że poczuło ciepło, albo że poczuło się bezpiecznie. Albo dlatego, że było zdziwione tym, co się odwaliło. Gdy był już bliżej ziemi poczuł uderzające w niego zaklęcie; puścił się gałęzi i odepchnął nieco od drzewa, żeby powoli i spokojnie wylądować na leśnym poszyciu. Gdy poczuł grunt pod stopami rozpiął nieco kurtkę, by odsłonić niemowlę; znowu zaczęło podpłakiwać cichutko. Załzawione, małe oczy lśniły w leśnych ciemnościach - słońce zaszło już na dobre, niebo przybierało odcień granatu. - Masz rację. Sami nic nie wskóramy - mogli mieć jedynie nadzieję, że kobieta, o ile jeśli w ogóle tu była, jest cała. I że przetrwa noc. Na chwilę wysunął dziecko z kurtki, by Williamson mógł bez przeszkód rzucić zaklęcie. Podziałało, wszystkie zadrapania zniknęły. - Chyba nie ma gorączki - mówi, dotykając delikatnie małe czoło. Po cichu miał nadzieję, że malec pochodzi z magicznej rodziny. Wtedy gwardia będzie musiała zająć się poszukiwaniami rodziny, co zapewne nie potrwa długo. Jeśli nie, skończy w opiece społecznej, a potem trafi nie wiadomo gdzie. Sam w swojej gałęzi rodziny był dopiero trzecim magicznym pokoleniem. Druga połowa Orlovsky'ch była zwykła. - Język - wyciąga wskazujący palec w stronę Williamsona, który w czas sam zdaje sobie sprawę z tego, że zrobił się za długi. - Dzieci chłoną od maleńkości - pamiętał, jak dwa lata temu wymsknęło mu się w obecności Carol siarczyste przekleństwo, które zaczęła powtarzać. Długo musiał się z tego tłumaczyć Murphy'emu. - Sanaossa - palec wciąż wskazuje na Barnaby'ego. Dziecko może było już wyleczone z ran, ale on i Williamson nie, krew, której i tak sporo stracili, przylepiała się właśnie w najlepsze do ich ubrań; zdjęcie ich nie będzie przyjemne. - Spróbuję którąś przykręcić do gleby - to mówiąc spogląda na najbliższe z ptaszysk, podczas gdy Williamson przygotowuje się do odprawienia rytuału. - Funemeum. rzut1: sanaossa(50) na Barnabę; K100 rzut2: Funemeum (80); 22 + K100 PŻ: 117 |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Stwórca
The member 'Charlie Orlovsky' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 10, 4 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
Mentalna lista obecności spisana na korze Charlie na stabilnym gruncie? Jest. Dziecko za pazuchą? Obecne. Sowy w stanie permanentnego lub tymczasowego bezruchu? Są. Krew? Nadal płynie; na szczęście nie z niemowlęcia. Zasklepione magią szramy nie zostawiły śladów; za tydzień to wszystko będzie tylko koszmarem, z którego maluch — w najlepszym, możliwym scenariuszu, a te nie zdarzają się nigdy — wybudzi się w ramionach matki. Może będzie dla niego dobra; może będzie kochająca. Może wybaczy gwardzistom, że chłonny umysł dzieciątka narażony był na przygodę spod znaku rynsztoku — Charlie twierdzi, że bąble chłoną od maleńkości; Williamson o dzieciach wie tyle, że nigdy nie miał własnego, za to opieka nad cudzymi wychodzi mu całkiem zgrabnie. Od lat utrzymuje zerowy wskaźnik śmiertelności — to chyba o czymś świadczy? — Pozostaje liczyć, że tego dnia nie zapamięta — czerwone z wysiłku policzki zniknęły w półcieniu kurtki Orlovsky'ego; pieluchy to tylko kolejny punkt na mapie stu rzeczy, których gwardziści z sobą nie zabrali, a najwyraźniej powinni. Apteczka była na miejscu pierwszym; z ich zacięciem do leczenia samych siebie, powinni zostać przy dzieciach. — Chu— Huu— huczały sowy; chłopaczku (lub dziewczynko), nie słuchaj. — —steczka ze mną. Bywało gorzej. Sanaossa przyszła, poszła i nic nie wskórała — Williamson lata temu nauczył się ukrywać ból i nie stękać przy każdym wysiłku fizycznym tylko dlatego, że chwilowo krwawi z pięciu miejsc, chyba stracił trzy płaty skóry i pół litra krwi, a na dodatek czeka go paskudnie wymagający rytuał. — Masz pudełko? Pora wezwać Rzeczników. Wymownie klepnięcie po kieszeni podartej kurtki zasugerowało, gdzie Barnaby trzyma swoje; dla gwardzistów te małe, brzęczące skurwysyństwa (dziecko, nie słuchaj) były równie naturalnym elementem wyposażenia, co pentakle. Dzięki nim Rzecznicy mogli zostać bezpośrednio poinformowani — wystarczyło użyć kodu terenowego dla Cripple Rock i zaczekać, aż jajogłowi sami odnajdą najświeższe wyładowanie magiczne na wielkiej mapie w kazamacie. Coś mówiło Williamsonowi, że na wskroś magiczny las to wielka, czerwona plama aberracji — ta w młodniku będzie po prostu najświeższa. Zamierza o to zadbać polem grawitacyjnym; rytuały tego poziomu można przeoczyć — o ile rzucane są w miejscach choćby częściowo zamieszkałych. To, w którym znaleźli dzieciaka, zamieszkałe nigdy nie było. — Zabierz małego poza pole rytuału — skiniecie podbródkiem w kierunku wąskiej, sarniej ścieżki, do której zmierzali przed atakiem sów i odkryciem gniazda, wskazało kierunek — i tak będą musieli się stąd zabrać; Rzecznicy zadbają o to, co zabezpieczą na miejscu. Pięć czerwonych świec utknęło w ramionach pentagramu; miękka ściółka podtrzymywała je ochoczo — w coraz gęstszym mroku blask trzymanego w dłoni athame był znikomy, ale skupiona w krwi magia próbowała nabrać werwy. Williamson miał rytuał do rzucenia i świadomość do zachowania; intencja zaczęła się od objąć miejsce na polanie i kończyła na intruzem są sowy, nikt więcej. Jeśli któraś się ocknie, natychmiast zostanie przyciągnięta do innych — pułapka grawitacyjna to miła sztuczka. — Gravitatem loci augere, intrusos attrahere, resiliens superare. O ile inkantacja się powiedzie; przeciwny do wskazówek zegara ruch i pięć skierowań athame na każdą ze świec chwilowo niczego nie sugerowało. rytuał pole grawitacyjne | próg 65 | k100 + 33 skutki uboczne: k60 — 11 zużywam zestaw czerwonych świec |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Stwórca
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 43 -------------------------------- #2 'k60' : 30 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Charlie, Barnaby, udało Wam się ściągnąć niemowlę z drzewa, a nawet udowodnić, że dwóch mężczyzn bez problemu potrafi zajmować się dzieckiem i nie potrzeba do tego przedstawicielki odmiennej płci – za pomocą zaklęcia część obrażeń dziecka zniknęła, a ten jakby się uspokoił. W prowizorycznej kangurzej kieszeni rozłożył się wygodnie, zamknął oczy i trafił kciukiem do buzi, wykonując pierwszy, podstawowy ruch każdego ssaka. Barnaby, Gwardia została zawiadomiona, a Ty w tym czasie zdecydowałeś się zabezpieczyć sowy. Nie ruszaliście się z miejsca i zdecydowaliście się nie poszukiwać matki dziecka – a chwilę zajęło, zanim wezwani Rzecznicy faktycznie odnaleźli Was w tym gąszczu. Na Waszą korzyść przemawiało, że nie znajdowało się to głęboko w lesie i jeszcze nie musieli posiadać aż takiej orientacji w terenie. — Wy nas wzywaliście? – zapytał jeden. — Kurwa, co to jest? – zapytał drugi, widocznie nawet nie zauważając obecności dziecka, za to gdyby mógł, właśnie trąciłby nogą jedną z unieruchomionych sów; być może przeszkodziły mu w tym resztki zdrowego rozsądku. — Skąd wzięliście to dziecko? – pytał jeszcze kolejny, a ten deszcz widocznie nie miał minąć zbyt prędko. Pytania padały za pytaniem, aż raport został niemal całkowicie zdany i gwardziści mogli już mniej więcej zrozumieć, co tutaj zaszło. Mniej więcej. — Nigdy nie widziałem czegoś takiego. — Trzeba to będzie zbadać. — Zbadamy to dziecko, mogło być narażone na stężenie magiczne. To niebezpieczne dla takich niemowląt. Chciałeś czy nie, Charlie, dziecko zostało Ci odebrane – tak samo jak teren przeszedł teraz pod opiekę Rzeczników. Oni mieli ten teren zabezpieczyć i zbadać żyjące tutaj sowy; przynajmniej te, które akurat były tutaj w miejscu i momencie, w którym Wy się pojawiliście. Wyglądało na to, że nic tu po Was. Ale zawsze możecie pokręcić się po okolicy. Oficerów tak szybko nikt nie wygoni. Charlie i Barnaby, wskutek podjętych decyzji, stworzenia zostały częściowo schwytane i przetransportowane do Kazamaty w celach badawczych. Po pewnym czasie ustalone zostanie, że jest to striges – niewystępujące tutaj odmiany sów żywiące się krwią i wnętrznościami. Mogliście się tylko domyślać, co by się stało z dzieckiem, gdyby nie Wasza interwencja. Wasze odkrycie zostanie dodane do bestiariusza. Dziecko natomiast trafiło tymczasowo pod opiekę Czarnej Gwardii, ale miejsce dzieci nie jest w Kazamacie, dlatego po pewnym czasie zostanie oddane pod opiekę do sierocińca, gdzie spędzi dużą część swojego życia. Jego matka wciąż może zostać odnaleziona; w tym celu możecie rozegrać na własną rękę fabuły poszukiwawcze kobiety porwanego niemowlęcia. Takie wątki będziecie mogli rozliczyć jako zawodowe i odebrać należne Wam punkty doświadczenia oraz pensję. Nie są jednak obowiązkowe, stanowić mogą urozmaicenie dla Waszej fabuły. Nie jest w nich wymagana ingerencja Mistrza Gry. Barnaby i Charlie, wskutek utraty sporej ilości krwi, przez następne trzy dni fabularne odczuwać będziecie osłabienie, przez co do ogólnej puli punktów życia przez ten czas utrzymywał się będzie modyfikator -5. W tym czasie powinniście odpoczywać i zajadać się czekoladą. Charlie, nie udało Ci się zidentyfikować surowców składających się na gniazdo, a ono pozostało w stopniu nienaruszonym, stąd też lokalizacja staje się bardziej przyjazna rzemieślnikom praktykującym voodoo. W ramach ukończenia zadania, wszyscy otrzymujecie dodatkowe 50PD do zakupu surowców. Dokonując zakupu, powinniście podać link do tego posta na znak możliwości wykorzystania takiego bonusu. Osiągnięcie wraz z ostatecznymi punktami doświadczenia zostaną przyznane po zakończeniu wydarzenia. Mistrz Gry z tematu |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
Udane zaklęcie leczące, odrobina ciepła i jakieś tam poczucie bezpieczeństwa wystarczyły, by niemowlak się uspokoił i przestał płakać. - Musisz być strasznie głodny, co? - Orlovsky objął lekko dziecko, żeby mieć pewność, że przypadkiem nie wyślizgnie się z kurtki. Tak się przypadkiem złożyło, że ani on, ani Williamson nie mieli dziś przy sobie butelki z mlekiem. Powiódł spojrzeniem za gwardzista i odsunął się o kilka kroków we wskazanym kierunku, gdy ten zaczął odprawiać rytuał. Jego własne zaklęcie nic nie zdziałało - głównie dlatego, że w ogóle się nie udało, a magia nawet nie pozwoliła się poczuć w ciele. Wyglądało na to, że cholerny pech go nie opuścił; przeciwnie, wszystko przemawiało za tym, że mu pechowi się przy Orlovsky'm spodobało. - Nie, Axel Foley. No raczej, że my - rzucił, gdy na miejscu pojawili się Rzecznicy. Nikogo innego tu nie było. - A to niespodzianki, na jakie trafiliśmy w Cripple Rock - wskazał unieruchomione sowy. Ich dzioby wciąż były czerwone od krwi. Ptaszyska zdążyły się nachlać. Odpowiadali z Williamsonem na kolejne pytania opisując dokładnie to, co się stało. Początek patrolu i idiotę, który jechał przed nimi tak powoli, że nie zdążyli na zielonym świetle, wejście do lasu i wpakowanie się w krzak jeżyn, w końcu i moment, w którym usłyszeli płacz dziecka i natrafili na żywiące się krwią sowy. - Mam nadzieję, że matka szybko się znajdzie. Albo ojciec. Przecież muszą gdzieś być, eh? - westchnął, gdy z Williamsonem i pozostałymi gwardzistami zmierzali ku wyjściu z lasu. Było już ciemno jak w dupie, i zamierzali opuścić to miejsce jak najszybciej. Dziecko oddał Rzecznikom niechętnie, upewniwszy się najpierw, że mają je w co zawinąć, by nie marzło. Jeśli nie, oddał im swoją kurtkę. To był ciężki wieczór. z tematu Charlie i Barnaby |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor