Esther Marwood
NATURY : 18
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 166
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 25
TALENTY : 9
KUCHNIA Sporych rozmiarów izba, będąca największym pomieszczeniem w całym Gniazdku, gotowym pomieścić przy obszernym stole każdego z członków rodziny. Ustawione wokół blatu krzesła są zupełnie od siebie różne i każdy z domowników ma swoje ulubione. Mimo piętrzących się czasem w zlewie naczyń czy obsypanych mąką mebli po spotkaniu Juniora z pieczeniem, panuje tu utrzymywany przez wszystkich porządek. W powietrzu unosi się zapach smakowitych potraw, wychodzących nie tylko spod ręki Esther, ale i jej córek. Spiżarnia nie zawsze pełna jest podstawowych składników, zwłaszcza kiedy zbliża się koniec miesiąca. Na ścianie przy przejściu wisi telefon stacjonarny z niezwykle długim kablem, pozwalającym na dalekie wędrówki po niemal całym domu. Przechodząc przez prowadzące do ogrodu drzwi, można znaleźć się wśród grządek pani Marwood, skąd czerpie ona świeże składniki do codziennych potraw. [ukryjedycje] |
Wiek : 50
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : siewca historii magii
Esther Marwood
NATURY : 18
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 166
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 25
TALENTY : 9
26 stycznia 1985 rokuZgodnie z tradycją zamierzała przygotować kilka wypieków na stoisko gospodyń wiejskich na tegoroczną Ucztę Ognia. Tym razem nie było to jednak wyłącznie zagospodarowanie stołów słodyczami, a niesione wyższą powinnością zadanie. Otrzymany wczorajszego dnia list od Prefekta Kowenu Dnia przyjęła pełna radości i przejęcia. Nawet jeśli w pierwszych nakreślonych przez niego słowach wspominał o gasnących z wolna ogniach, doskonale wiedziała, że to wyłącznie powierzchownie przedstawiany reszcie świata obraz. Ludzie poszukiwali światła, poszukiwali wsparcia i nadziei w szarości codziennego życia. Czas Uczty Ognia był najważniejszym okresem w całym roku, należało więc odpowiednio oddać Lucyferowi cześć, pokazać ludziom, że nie są w tym świecie sami, a Szatan wynagrodzi każdego, kto odrzuci zwątpienie i zawierzy jego słowu. Już od bladego świtu można było znaleźć panią Marwood w kuchni, gdzie wrzuciwszy najpierw chleb na śniadanie dla swoich najbliższych, krzątała się właśnie wśród misek z mieszaniną do ciasta. Na obsypanej cienką warstwą mąki stolnicy wyrysowała palcem kształt serca. To przecież miłość wlewała w każde ze swoich dzieł, zawsze nadawała sobie intencję, by przyświecała jej podczas całego czasu spędzanego w kuchni. Zdobycie wszystkich składników o tej porze roku nie było wcale łatwe, jednak prowadząc tak wielkie gospodarstwo domowe, liczące obecnie dziewięć osób (!), należało być dobrze zorganizowanym i planować z dużym wyprzedzeniem. Co trudniejsze do znalezienia zimą owoce zostały zamrożone i czekały swojego czasu. Dziś ucierane z cukrem i białkiem jajek nabierały ciepłej barwy. Ugniecione ciasto znalazło się wysmarowanej masłem formie. Na wierzch wyłożyła porcję puszystej gruszki, obsypała kruszonką i zerknąwszy jeszcze przelotnie na zawieszony na ścianie zegar celem ustalenie czasu pieczenia, wstawiła formę do pieca. |
Wiek : 50
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : siewca historii magii
Stwórca
The member 'Esther Marwood' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 22 -------------------------------- #2 'k3' : 2 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Esther Marwood
NATURY : 18
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 166
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 25
TALENTY : 9
Zagapiła się. Tyle miała na swoje usprawiedliwienie, kiedy pochylona nad jedną z klasówek, których stos przyniosła sobie w ramach oczekiwania na upieczenie ciasta, poczuła unoszący się w powietrzu swąd spalenizny. Ciemne oczy powiększyły się do rozmiarów spodeczków, kobieta zerwała się z miejsca i pognała do pieca, by wyjąć zeń ciasto. - O, cholera! - zaklęła szpetnie, jak to miewała w zwyczaju. Buchnęło dymem i zrezygnowane spojrzenie czarownicy padło na czarną z wierzchu warstwę kruszonki - cała praca na marne! - Czemu tak brzydko? - dotarł do jej uszu zaspany głos Juniora, który stanął właśnie w drzwiach kuchni, przecierając oko wierzchem dłoni. - Słucham? Nic takiego się nie dzieje, skarbie - rzuciła od razu do chłopca, ganiąc się w myślach za nietrzymanie nerwów na wodzy. - Jesteś może głodny? Frank Junior pokiwał tylko głową i wdrapał się na jedno z krzeseł, czekając aż mama podsunie mu talerz z kromką świeżo upieczonego chleba, posmarowany masłem oraz porzeczkowym dżemem. Naprędce posprzątała rozłożone na stole klasówki, a nieudane ciasto znalazło się na blacie. Esther udało się wygrzebać je z formy i zeskrobać z kruszonki najczarniejszą z warstw. - Ja tego nie chcę - stwierdził chłopiec, zajadając się chlebem i wskazując palcem na placek. Esther nie mogła mu się dziwić, nie zachęcało ani zapachem ani też wyglądem. Małą łyżeczką nabrała kawałek na spróbowanie, ze wzruszeniem ramion stwierdzając, że: - Nie jest takie złe, ale na Uczcie Ognia się nie pojawi. - Ono miało w piecu własną ucztę ognia - rzucił chochliczym głosem Junior, a na widok oburzonej miny matki, zaśmiał się tylko, po czym umknął z kuchni. - Szatańskie skaranie z taką rodziną - mruknęła do siebie Esther i po tej krótkiej przerwie wróciła do ciastem i zajęła się ponownym ugniataniem. Kiedy warstwa puszystej gruszki znalazła się pod kruszonką, wstawiła formę do piekarnika, tym razem przykładając większą wagę do jego pilnowania. | nawet jeśli nie wyjdzie, zt |
Wiek : 50
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : siewca historii magii
Stwórca
The member 'Esther Marwood' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 60 -------------------------------- #2 'k3' : 3 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Wendy Paterson
ILUZJI : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 7
PŻ : 167
CHARYZMA : 18
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 9
TALENTY : 16
13 luty 1985 Mojego kota kupiłam zaraz po wyprowadzce do miasta. Nowe mieszkanie było ciche i zupełnie nie czułam się tam jak w domu. W Wallow zawsze Gniazdko tętniło życiem, było przesiąknięte zapachami i kolorami, a w Deadberry czułam się, jakbym trafiła do czarno-białej rzeczywistości. Wtedy właśnie zdecydowałam się na odwiedzenie pobliskiej rasowej hodowli kotów, gdzie od razu wyczaiłam pewnego rudzielca, który już tydzień później na stałe pojawił się w moim domu. Krakers jest strasznie hałaśliwy, a jego donośnie miauczenie słyszą chyba wszyscy lokatorzy kamienicy, ale dzięki temu pierwszy raz poczułam, że apartament w Deadberry zaczyna być żywy. W rodzinnym domu rodzice nie byli zwolennikami posiadania kota, dlatego musiałam nauczyć się od zera, jak się nim opiekować. Pierwsze wyczesywanie zbitych filców z jego sierści pamiętam do dziś, bo moją rękę ozdabia piękna, ale słabowidoczna blizna po jego pazurach. Mimo wszystko nie zamieniłabym nigdy tego tłustego, rudego sierściucha na coś innego, chociaż myślę o tym, gdy w weekend budzi mnie swoimi miaukami o czwartej nad ranem... Z uśmiechem wjechałam swoim beżowym Fiatem na podwórko mojego rodzinnego domu, a warkot silnika z pewnością rozległ się po ogrodzie. Przywiozłam mamie upolowane dziś kaczki, żeby mogła podać młodszemu rodzeństwu i ojcu przepyszny obiad. Te kupne mięso ma się nijak do tego, którego uda się upolować samemu. Wyszłam pewnie z samochodu, a z niedużego bagażnika wyjęłam strzelbę, którą zawiesiłam sobie na ramię, bo miała wbudowany pas dla wygody, a dwie kaczki złapałam lewą dłonią za płetwy i skierowałam się w stronę domku. Miałam już wchodzić do środka, gdy zobaczyłam w oddali czubek głowy o charakterystycznych brązowych włosach. Zdecydowałam się podejść bliżej do kucającej dziewczyny. - Winnifred? Nie przywitasz się z siostrą? - Spytałam z zaciekawieniem, poprawiając okulary o grubych oprawkach, lecz nie byłam na tyle blisko, żeby zobaczyć, co było powodem takiego zainteresowania młodszej Marwoodówny. Na początku myślałam, że była to Aurora, ale miło było zobaczyć Winnie, która nie siedzi z nosem w atlasie anatomicznym. - Co tam ukrywasz? |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Dziennikarka w Piekielniku Codziennym
Winnifred Marwood
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 161
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 14
Czasami w Wallow działy się małe cuda. Czasami jabłka dojrzewały już w lipcu, zaraz przed sezonem. Zdarzało się też tak, że kury Padmorów potrafiły zawędrować aż pod Gniazdko, chociaż musiały w teorii przekroczyć strumyk i gęsty las, co nie było łatwym zadaniem dla zwierzęcia, które nie umie latać. Największym jednak cudem, w opinii Winnie, były popołudnia, gdy cała rodzina gdzieś wybywała — młodsze rodzeństwo było w szkole, rodzice w pracy lub w mieście załatwiając poważne, dorosłe sprawy, a ona miała chwilę, aby w spokoju rozłożyć podręczniki na kuchennym stole i na stabilnym podłożu przepisać wszystkie swoje notatki z poprzedniego tygodnia. Cisza i spokój były największym i najrzadszym cudem Wallow. Poczuła lekki skurcz nadgarstka, więc zdecydowała się zrobić chwilę przerwy, gdy usłyszała dziecięcy płacz zza okna. Jak wspomniane wcześniej, kurom zdarzało się tu przypadkiem zawędrować, ale dzieci raczej nie miały takich talentów. Zdziwiona wyglądnęła przez okiennicę, nic jednak nie dostrzegła. Dźwięk nadal można było usłyszeć, nawet wyraźniej niż wcześniej, więc zarzuciła pierwszą lepszą kurtkę z wieszaka (jak się okazało, jej taty, którą nosił do robót wokół domu) i wyszła zbadać sprawę dokładniej. W krzakach nieopodal domu nie znalazła dziecka, a najbrzydszego kota, jakiego w życiu widziała. Miał duże, zielone i zzezowane oczy, prawe ucho w połowie odgryzione, a gdy podniósł się na jej widok z ziemi (lekko koślawo i słabo), zobaczyła, że na zadku ma dużą bliznę, na której nie rośnie mu już futerko. Był popielaty i po krótkiej wymianie zapachów (uważnie obwąchał jej rękę, zanim dał się pogłaskać), mogła bez problemu potwierdzić teorię, że jest to on — gdy położył się brzuszkiem do góry, nie było ku temu wątpliwości. Odwróciła się niemal jak oparzona, gdy usłyszała głos Wendy za sobą, instynktownie osłaniając zwierzątko swoim ciałem. Odetchnęła, jednak gdy zorientowała się, że to starsza siostra ją przyłapała. Rodzice nie byli znani ze specjalnej sympatii do kotów, z pewnością kazaliby jej go pogonić, zanim dobierze się do ich kur (lub przybłęd z kurnika Padmorów). — Nic — powiedziała instynktownie, szybko jednak pękając i robiąc krok lekko w lewo, by pokazać swoją znajdę. — Nie mów rodzicom — dodała szybko, rozglądając się wpierw, czy nie stoją przypadkiem za jej plecami. Kot miałknął mało przyjemnym dźwiękiem i otarł się o nogawkę spodni Winnie, wpatrując się potem w Wendy (choć pewności mieć nie mogła, bo przez zeza, mógł patrzeć tak naprawdę wszędzie). — Miałam go właśnie iść nakarmić — zaczęła ostrożnie, kucając przy ziemi i biorąc go na ręce. Ku jej zdziwieniu, nie protestował w ogóle, chociaż nie wyglądał na zwierze, które było przyzwyczajone do pieszczoch. — Mamy nie ma — powiedziała, zerkając na trzymane kaczki w dłoni siostry. Kot ewidentnie też je zauważył, bo znowu wydał z siebie dźwięk, tym bardziej domagający się, aby i z nim podzielić się zdobyczą. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy (tymczasowo)
Zawód : studentka medycyny i magicyny
Aurora A. Marwood
Chłodne powietrze gwałtownie wdziera się do płuc. Każdy wdech jest szybki, ale regularny. Zmęczenie być może gdzieś czai się za plecami, ale nie jeszcze nie teraz. Aurora gna na rowerze do domu, ciesząc się, że dzisiaj skończyła wcześniej zajęcia. Z pewnością nie zamierza uchwycić ciszy, która panuje pod nieobecność lokatorów Gniazdka. Jej celem jest coś innego — chaos. Skakanie po łóżku, darcie się na cały dom i robienie wszystkiego tego, czego nie można — bo tak nie wypada! Jednak nie, nie dzisiaj. Za nim rower ląduje we właściwym miejscu, ona już widzi, że mają gościa. To Wendy! Ostatnimi siłami powstrzymuje się, aby rzucić rower niedbale gdzieś na podwórku i pobiec na złamanie karku, aby się przywitać ze starszą siostrą. Chce wbiec do domu i przeszukać każdy możliwy kąt, jeśli będzie trzeba to nawet te miejsca, które służyły im za kryjówki, gdy bawiły się w chowanego. Nie musi, bo za nim dobiega do drzwi wejściowych, już widzi burze loków. Wygląda za róg, aby dojrzeć nie tylko Paterson, trzymającą kaczki, ze strzelbą przerzuconą na ramieniu, ale też i Winnie, w towarzystwie... - Kotek! - Krzyczy Aurora, tak że chyba już Padmorowie wiedzą o ich nowym zwierzątku. - Zaraz a co on taki... - Zaczęła mu się przyglądać, nawet jeśli Winnie zamierzała go zasłonić własną piersią, aby tylko nie dopuścić młodszej do przekazaniu wszechświatu, że kot, którego znalazła, samo piekło wypluło. - Ukradłaś kota Frankensteinowi?- Pyta, nadal nie mogąc odwrócić od niego oczu. Nie trwa to jednak długo. - Wendy! - Rzuca się na starszą siostrę i tylko Lucyfer wie, jak te kaczki, które upolowała Paterson, nie ożyły, a strzelba nie wystrzeliła. |
Wiek : 18
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : Zielarka
Wendy Paterson
ILUZJI : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 7
PŻ : 167
CHARYZMA : 18
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 9
TALENTY : 16
Wytrzeszczyłam tylko oczy po zobaczeniu stwora, który był marną mimiką kotą. - Na Lucyfera, co to jest..? On jeszcze żyje? - Poprawiłam okulary i zbliżyłam do niego swoją głowę, żeby lepiej mu się przyjrzeć. Nigdy nie widziałam czegoś tak brzydkiego i schorowanego. Był totalnym przeciwieństwem mojego Krakersa, którego zielone oczy zdawały się widzieć wszystko od środka, a futro z puchem przy skórze sprawiało, że był idealną alternatywą dla poduchy. - Winnie..? Czego mam nie mówić rodzicom? Zawsze pozwalali nam dokarmiać jakieś przybłędy? - Czułam powoli, do czego to wszystko zmierza, choć myślałam o dwóch opcjach. Albo młodsza siostra chce go przygarnąć, żeby był jej domowym zwierzakiem, albo chcę zrobić z tego schorowanego zwierza obiekt badawczy, żeby podszkolić swoją magię anatomiczną! A może już zaczęła swoje eksperymenty, dlatego jest taki powykręcany?! Złapałam się tylko za głowę w tej bezradności, w której pojawiało się zbyt wiele strasznych obrazów, żebym mogła spokojnie skupić myśli. Podniosłam jeszcze wyżej martwe ptaki, widząc, jak szary potwór oblizuje się na ich widok (był to obraz co najmniej makabryczny). Usłyszałam tylko zza pleców, jak kolejna siostra wychodzi z domu, krzycząc wpiekłogłosy. Zaśmiałam się nawet z jej komentarza, ale śmiech szybko zamienił się w odsuwanie broni, żeby ta nie wystrzeliła mi w potylicę. - Aurora, złotko, też się cieszę, że Cię widzę, ale postaraj się mnie nie zabić..! - Wydusiłam z siebie, będąc ściskaną przez miażdżącą siłę, jakby się wydawało drobnej dziewczyny. Poklepałam ją w odpowiedzi po czubku głowy, wcześniej przekładając w dłoń, która starała się trzymać strzelbę, kaczki. - Zgodzę się z Aurorą - jeżeli Shelley dorobiła Frankensteinowi zwierzaka, to na sto procent wyobrażałaby sobie go w ten sposób - Uwolniłam się wreszcie od siły, która bez problemu skruszyłaby nawet obsydian i ponownie przełożyłam zdobycz do wolnej ręki. - Dobra, moje kochane, chodźmy do kuchni. Niech ten potworek coś zje, a może wchłonie..? i Winnifred wytłumaczy nam, co zamierza z nim, tym, nie wiem, zrobić... - Wszechobecny mróz i lekkie, choć wciąż nieprzyjemne podmuchy wiatru, sprawiały, że powoli zaczynałam tracić czucie w zaczerwienionych dłoniach. Na szczęście uszy były okryte burzą brązowych włosów, więc im zimno nie doskwierało. Ruszyłam więc w stronę najbliższych drzwi do środka i gestem pośpieszyłam młodsze rodzeństwo. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Dziennikarka w Piekielniku Codziennym
Winnifred Marwood
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 161
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 14
Czasami w Wallow działy się cuda. Czasami, cuda znikały szybciej niż mydlane bańki w upalne, letnie popołudnie. Wraz za Wendy wyłoniła się z polnej drogi Aurora, której krzyk dość szybko oraz wyraźnie zdradził, że dostrzegła już znajdę. Nie było dla niego żadnego ratunku i chociaż Winnie przycisnęła go mocniej do piersi, to wiedziała — można powiedzieć nawet, iż było to faktem — że młodsza siostra nie zostawi jej w spokoju, dopóki go nie da jej obejrzeć. Kot był chyba bardziej rozumny, niż wyglądał, bo zafukał, jakby obrażony na insynuację, iż miały być wskrzeszeniem. O ile Frankenstein faktycznie mógłby nim być, to z wiedzy Winnie na ten temat wynika, że kot już nieszczególnie. — Jest trochę — zatrzymała się w połowie zdania, szukając odpowiedniego słowa, aby nie obrazić kocura (przynajmniej wydawało się jej, że jest to kocur). — trochę po przejściach. Jeśli miała być szczera, to wyglądał, jakby ktoś po nim przeszedł. Kosiarką. A potem cofnął i zrobił to jeszcze raz. Ścisnęła usta w bardzo cienką, bladą kreskę i wypuściła nozdrzami szybko powietrze, gdy Wendy dołączyła do komentowania jego wyglądu. Co stało się z „liczy się to, co masz w środku”? Kot, jakby zgadzając się z nią, musnął noskiem jej policzek, po czym wrócił do oglądania z zaciekawieniem kaczek dalej trzymanych przez jej starszą siostrę. — Przestańcie! Jest bardzo uroczy. — Z zachowania. Zrobiła kilka kroków do tyłu, gdy Aurora niemal odstrzeliła Wendy stopę, kręcąc głową z dezaprobatą. Mama urwałaby jej łeb za to, pomyślała. Bardzo poważnie podchodzono w tym domu do bezpiecznego obcowania z bronią. Chociaż Winnie nigdy nie nauczyła się strzelać, to nieraz słyszała, jak mama tłumaczy podstawowe zasady bezpieczeństwa. Miała ogromną nadzieję, że Wendy i Aurora również ich słuchały. Wywróciła oczami, jednak nie protestowała ani słowem, gdy zaczęły wspólnie iść w kierunku kuchni. Po przekroczeniu progu nie wypuściła kota jeszcze z rąk, dopiero gdy znalazły się wszystkie w kuchni, a ona zamknęła drzwi, położyła go na podłogę. Co jedzą koty? Czytała kiedyś, że właściwie niemal każde (z wyjątkiem wieprzowiny) mięso będzie się nadawać. Surowe powinno się sprawdzić — raczej każde mięso w ich lodówce jest świeże. Otwierając lodówkę, jednak doszła do wniosku, że mama mogłaby się zdenerwować, gdyby mięso na obiad zużyła dla przybłędy, więc sięgnęła po kilka plasterków wędliny. Położyła je na spodeczku i podała kotu na ziemi przy ścianie. Pięć sekund później jednego plasterka już nie było. Spojrzała ponownie na siostry z miną poważną, jak wtedy, gdy poplamiła spódnicę mamy. — Znalazłam go w krzakach — wyjaśniła, trochę głupio. Były przy tym. — Popatrzcie na niego… nie możemy go wyrzucić. Potrzebuje pomocy. Medycznej. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy (tymczasowo)
Zawód : studentka medycyny i magicyny
Aurora A. Marwood
Nigdy nie marnuje okazji ciepłego uścisku. Jej wiara w moc przytulania, która przepędza smutki, ujawnia skryty uśmiech z zimnej poważnej miny mamy, gdy Aurora przypadkiem coś zbroi, taty uderzającego głową o szafkę pełną rupieci w swoim warsztacie, klnącego tak głośno, że sam Lucyfer musi zakryć uszy — tak więc Marwood zjawia się, aby zaproponować przytulenie, które zawsze działa (chociaż Frank już na sam widok córki kończy te bolesne poematy). Nie umie się powstrzymać, gdy zjawia się w domu jedna ze starszych sióstr. Może i bywać często, ale to często to nadal mniej przytulasów niż wcześniej. Dlatego nic nie zatrzyma Aurory przed rzuceniem się na Wendy, nawet jeśli to grozi postrzałem. To Winnie jest tą rozważną, a Wendy tą uważną — dlatego wszystkie jeszcze żyją. - Przepraszam. - Jej głos trochę cichnie skalany lekkim zakłopotaniem, nadal jednak nie słabnie w nim entuzjazm. Znajomość zasad broni, podstaw strzelania ich młodsza siostra to zna, a jednak... Jednak zawsze ta gorąca krew przez nią przemawia. Nie jest tą, którą zastanawia się nad każdym krokiem, ona działa. Dlatego puff znikają wszystkie zasady, że nie skacze się na osoby z naładowaną strzelbą lub po prostu strzelbą. Uśmiecha się, gdy starsza siostra klepie ją po głowie niczym małego niesfornego kotka, a także zgadza się z nią w sprawie zwierzaka, którego przed chwilą wygrzebała z krzaków Winnifred. Nadal z ciekawością małego dziecka skupia się na nowym znalezisku, którego nawet nie zdążyła jeszcze pogłaskać, ale nim składa jakąkolwiek propozycje, Wendy przebija tę ofertę udaniem się do domu — faktycznie jest chłodno. - Kiciuś się ugrzeje. - Dodaje, jakby w pakiecie z jedzeniem nie było tej oczywistości i trzeba wszystkim o tym przypomnieć. Powstrzymuje się przed nazwaniem miauczusia Frankensteinem, bo Winni widocznie zamierza bronić pokrzywieńca przed swoimi dwiema siostrami, które już na samym starcie nie znając kociego savoir vivre, obrażają nowego przybysza Gniazdka. Ciepło w domu jest takie przyjemne, kiedy przekraczają razem próg. Policzki Aurory nabierają różowych odcieni, a jej oczy są pełne gotowości na wyzwania, gdy spogląda uważnie na Winnie, oznajmiającą bardzo poważnie, że Pan Kiciuś potrzebuje ich pomocy. - Dobrze trafił. - Odpowiada spokojnie, pełna wiary w zdolności i wiedzę siostry, która studiuje medycynę, może nie te od zwierząt, ale... - Co mam robić? - Gotowa Aurora czeka na rozkazy, chociaż sama nie zna się za bardzo na czarach i teorii anatomicznej, to może przecież na pewno jakoś pomóc. Nie przejmuje się zbytnio tym, co będzie potem, co powiedzą rodzicom, gdy udzielą pomocy małej bestii, przecież nie mogą go wyrzucić! |
Wiek : 18
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : Zielarka
Wendy Paterson
ILUZJI : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 7
PŻ : 167
CHARYZMA : 18
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 9
TALENTY : 16
- Chyba nawet przesadził z byciem uroczym! - Zachichotałam znowu lekko złośliwie, słysząc protest młodszej siostry. Gdy mu się tak dalej przyglądałam, to rzeczywiście po jakimś czasie lepiej mu się z tych zezowatych ślepiów patrzyło. Chora istota musiała działać mocno na zmysł empatii Winnie, który niewątpliwie jest wysoko rozwinięty. Przyszła pani doktor bardzo chciała zająć się skrzywdzoną przez życie zgubą, a ja nie miałam teraz serca niszczyć jej marzeń. Też próbowałam się targować z rodzicami o zatrzymanie znalezionych we wsi zwierzaków, ale nigdy mi się to nie udało... ale kto wie, może Winnifred będzie miała więcej szczęścia? Przyjemne ciepło uderzyło we mnie zaraz po przekroczeniu progu. Dopiero po przeprowadzce do miasta, zaczęłam wyczuwać unoszący się tutaj specyficzny, unikalny zapach w Gniazdku. Nie jest on brzydki, a wręcz przeciwnie! Mój mózg skojarzył sobie go z domem, prawdziwym domem. Chciałabym to czuć w tej miejskiej kamienicy, choć czasami zapach wody kolońskiej męża sprawia, że uśmiecham się pod nosem. Położyłam jeszcze na jednym z blatów strzelbę wraz ze zdobyczą, a na jednym z wieszaków przy wejściu zawisło moje wierzchnie odzienie. - Potrzebuje weterynarza. - Sprostowałam stanowczo słowa siostry, patrząc na kota zadowalającego się porcją świeżej wędliny. Z góry byłam przeciwna testowaniu zaklęć anatomicznych na zwierzętach. Nie znałam się na tym za dobrze, ale kto wie, jak czary, przeznaczone do niesienia pomocy czarownikom, zadziałają na kota? Nie miałam na pewno takiej wiedzy jak Winnie w tym temacie, ale nie widziałam nigdy, żeby ktoś tak pomagał pupilom, dlatego moim skromnych, może nawet lekko śmiertelniczym zdaniem, powinien go obejrzeć weterynarz. Byłam gotowa nawet wyłożyć dolary ze swojej portmonetki, ale najpierw musiałam zapytać o jeszcze jedną sprawę: - I co dalej? Znasz mamę i tatę. Wiem, na co liczysz, ale... to do nich należy ostatnie słowo - Czułam się w tym momencie, jakbym niszczyła dziecięce marzenia. Też to przeżywałam, ale musiałam po prostu cierpliwie poczekać. Siostrze zostały ostatnie miesiące szkoły medycznej, jak zacznie pracę w szpitalu, może uda jej się coś wynająć i być na swoim. Wtedy będzie mogła mieć tyle zwierzaków, na ile pozwoli jej wynajmujący. - Mimo wszystko próbuj... może zmiękli na starość? - Uśmiechnęłam się przy tym pokrzepiająco, choć nie czułam w głębi tych słów. - Mam nadzieję, że Aurora ci w tym pomoże? - Zwróciłam się jeszcze do kolejnej młodszej siostry, licząc na to, że rozchmurzy Winnie chociaż trochę, a bez wątpienia była w tym dobra. Nie wspominałam nawet już o stanie futrzastego potworka. Może się okazać na miejscu u weterynarza, że nie ma czego naprawiać i dla kota miłosiernie jedynym wyjściem, będzie go uśpić. Ja też nie mam na tyle pieniędzy, żeby opłacać jakąś drogą terapię, a zdaję sobie sprawę z tego, że leki dla zwierząt bywają droższe, niż dla ludzi. Nie wspominając nawet o koszcie samej usługi. Mimo że zezolek ma apetyt, aktywnie na nas reaguje, to nie wiemy, czego weterynarz się dopatrzy. Dla dobra Winnie liczyłam na to, że wszystko będzie dobrze, chociaż możliwego faktu, że zostanie tutaj w Gniazdku, nie brałam w ogóle pod uwagę. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Dziennikarka w Piekielniku Codziennym
Winnifred Marwood
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 161
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 14
Winnie nienawidziła, gdy Wendy miewała rację. Może nie znała się na teorii magii, naukach ścisłych czy żukach, jednak w jednym bywała ekspertem — w adekwatnym ocenianiu reakcji rodziców. Państwo Marwood w żadnym wypadku nie byli przeciwnikami zwierząt, aczkolwiek wyznawali surową zasadę, że ich miejsce jest poza domem. Wendy swoje już wojowała w tym temacie, zawsze nieskutecznie, ostatecznie sprawiając sobie koty po przeprowadzce z domu. Winnie, w nagłym przypływie arogancji przyszłego chirurga, pomyślała, że jej się może uda. — Nie widzę żadnych świeżych ran — powiedziała, przykucając przy nim, gdy ten pałaszował kolejny plasterek. Mruczał tak głośno, że niemal w całej kuchni było to słychać. — Aurora, pójdź do łazienki zmoczyć szmatkę, to trochę go otrzemy z kurzu i obejrzymy dokładnie. Jak będzie potrzebował interwencji, to zabierzemy go do weterynarza — rzuciła szybkie spojrzenie Wendy. Przecież nie próbowałaby go leczyć magią anatomiczną. — Znasz jakiegoś? — spytała. Zakładała, że pewnie bywała już ze swoimi futrzakami. — Taniego, najlepiej. Nie mam za dużo oszczędności... Być może dlatego, że bez wahania pomagała każdej przybłędzie, jaką spotka na swojej drodze. To musiało być u nich rodzinne — to i obsesyjne dążenie do wiedzy. Nawet Wendy, choć z pozoru zainteresowana zupełnie inną branżą, ostatecznie skończyła w ten sam sposób. Nosem wodziła za jakąś historią, kolejnym faktem lub informacją. Kot w tym czasie skończył jeść i otarł się najpierw o łydkę Winnie, a potem poszedł w stronę jej starszej siostry, jakby licząc, że dostanie kawałek tej ładnie pachnącej kaczki. Zdawał się dość szybko oswajać z perspektywą wędrowania po Gniazdku. — A gdyby tak... — powiedziała cicho, obracając głowę, jakby ściany miały mieć uszy. — może by go nie zauważyli... Tato na pewno. Czasami nie widział, gdzie idzie, gdy myślami odpływał daleko i szedł na autopilocie do warsztatu. Mama już więcej zauważała, ale bywała zajęta. Junior mógłby być potencjalnym kretem. Trzeba będzie go przekupić, albo... — Mogłabym trzymać go w pokoju — dodała naiwnie. — Miau — potwierdził kot, jakby perspektywa zamieszkania w pokoju Winnie napawała go odpowiednim entuzjazmem. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy (tymczasowo)
Zawód : studentka medycyny i magicyny
Wendy Paterson
ILUZJI : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 7
PŻ : 167
CHARYZMA : 18
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 9
TALENTY : 16
Wiedziałam, że Winnie nie odpuści, a z drugiej strony zwierzak był wystarczająco w złym stanie, że może udałoby jej się wywalczyć swoją rację przed rodzicami. Nie wyrzuciliby przecież tej schorowanej istoty z powrotem na mróz, ale mogliby też zacząć od razu szukać mu drugiego domu. Mogłyśmy teraz gdybać, co robić, czy ukrywać go, czy przygotować się na konfrontacje z rodzicami, ale ja znałam już odpowiedź na to, co mogę doradzić swojej siostrze. - Do weterynarza trzeba go zabrać nieważne co. Jak spędził tyle czasu na dworze, to założę się, iż ma pasożyty. Do tego wchodzi kwestia innych zakażeń, może nawet grzybiczych? - Zwróciłam jej uwagę, gdy ta chciała uzależnić wizytę u lekarza od zwierząt od tego, czy posiada jakieś rany. Nie byłam ekspertką w tym wszystkim, ale miałam swojego kota, więc w tym momencie byłam najbardziej rzetelnym źródłem informacji. - Znam dobrego. Tym razem ci dołożę... - Bałam się, że taka wizyta wyczerpałaby Winnie dosłownie ze wszystkich oszczędności, ale też chciałam ją uczyć odpowiedzialności za zwierzaka. - .., ale na resztę wydatków musisz przygotować się sama, a już teraz ci powiem, że kot nie jest wcale tanim zwierzakiem! - Ostrzegłam ją jeszcze zgodnie z prawdą. Ten wiejski kotek nie będzie prawdopodobnie taki wybredny jak Krakers, a do tego może uda mu się raz na jakiś czas upolować jakąś nornicę, co z tym zezem będzie mało prawdopodobne, ale dalej ten sierściuch powinien mieć zapewnioną jakąś karmę dla kotów przeznaczoną. - Myślisz, że rodzice go nie zauważą? Jeżeli cudem by się tak stało, to nie zapominaj, że został jeszcze Junior... Mamy jedną rzecz wspólną i jest to właśnie węszenie takich intryg... Tylko ja to robię zawodowo, a on, żeby uprzykrzyć życie starszym siostrom! - Westchnęłam teraz żartobliwie, pozwalając, żeby do kuchni dotarł moment ciszy. Nie zauważyłam nawet w tej rozmowie, kiedy zniknęła gdzieś Aurora. Musiała pewnie nagle źle się poczuć, bo wydawało mi się, że słyszałam właśnie jakiś odgłos z łazienki. - Wiesz, co ja bym zrobiła w tej sytuacji? Na pewno nie ukrywałabym go przed rodzicami. Po co ich okłamywać? Jestem pewna, że docenią twoją szczerość. - Uśmiechnęłam się ciepło i pokrzepiająco poklepałam ją po ramieniu. Chyba właśnie wymyśliłam sobie moje nowe dziennikarskie motto - "Prawda ponad wszystko!"... chociaż... brzmię jak Ed z trzeciego rzędu redakcji i nie, to nie jest dobry znak. - Tylko przygotuj sobie jakąś przemowę... złap ich za serca! - Poprawiłam okulary i skrzyżowałam ręce na piersi, opierając się o kuchenny blat, gdy z moich ust wyszły te pokrzepiające słowa. Czułam, że mówię to do młodej mnie, która walczy setny raz o kota, ale umówmy się - Winnie nigdy nie napiszę ładniejszej przemowy, niż moje z tamtego okresu..! |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Dziennikarka w Piekielniku Codziennym
Winnifred Marwood
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 161
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 14
Pokiwała głową — wizyta u weterynarza była obowiązkowym punktem w przyszłym harmonogramie futrzaka. Odrobaczenie, odpchlenie, zapewne też przycięcie pazurków. Przykucnęła przy nim, oglądając uważnie jego ucho — wyglądało, jakby biedak stracił je już jakiś czas temu. Przyniesioną przez Aurorę mokrą szmatką zaczęła delikatnie wycierać mu futerko, słuchając jednocześnie monologu Wendy. Była w nich zazwyczaj bardzo skuteczna. — Naprawdę? Oh, dziękuję, oddam ci, obiecuję! — Winnie zawsze skrupulatnie pilnowała swoich długów oraz — co ważniejsze — spłacała je do ostatniego centa, czasami z odsetkami, jeśli było trzeba. Kot musiał być naprawdę mądrym przedstawicielem gatunku (Winnie od razu poznała to po jego, lekko zezowatych, oczach), bo miauknął w podziękowaniu. Reagował bardzo grzecznie na przecieranie go szmateczką — nawet ucho pozwolił sobie doczyścić, co jedynie potwierdziło teorię Winnifred, że było dawno już zagojone. Cokolwiek mu się stało, stało się dawno temu. — Nie będę go — teraz nie miała już wątpliwości, że był to faktycznie kocur. Trzeba będzie go wykastrować. — ukrywała przed rodzicami, to byłoby bardzo głupie, masz rację. Ale może poczekam, aż będą w dobrym humorze. Zapyta najpierw mamy — tato i tak ostatecznie powiedziałby jej, aby to zrobiła i że musi iść do warsztatu. Ich ojciec niewątpliwie był głową rodziny, ale każdy Marwood wiedział, że piekło zaczyna się, gdy to pani domu jest zdenerwowana. Cięższe działa najlepiej negocjować z Esther. Kot, już niemal całkowicie zadomowiony, ruszył radośnie (i nieco koślawo, czyżby łapka go bolała?) w stronę Wendy, ocierając się o jej łydki, mrucząc przy tym tak głośno, że aż Winnie go słyszała. — Jak mogliby się nie zgodzić? Jest przeuroczy! Oraz wygłodniały, więc dołożyła kolejne plasterki szynki na jego spodeczek. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy (tymczasowo)
Zawód : studentka medycyny i magicyny