First topic message reminder : Zatoka Syreniego Żalu To urokliwe miejsce owiane ją złą sławą, co na nieszczęście, nierzadko sprowadza w te rejony spragionych przygody turystów. W okolicy na przestrzeni ostatnich setek lat często dochodziło do zaginięć, a ciała zwykle albo nie odnajdywały się, albo woda wyrzucała je na brzeg w nienaturalnych pozycjach. Według miejskich legend to zwłaszcza w tej zatoce zobaczyć można syreny, czule witające się z przechodniami, a potem wabiące ich do wody aby dokonać rzezi. Pomimo wielu plotek, teren pozostaje niezabezpieczony, a oficjalne dowody istnienia tych mistycznych stworzeń nigdy nie ujrzały światłą dziennego. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Stwórca
The member 'Vincent Sdunk' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 94 -------------------------------- #2 'k100' : 77 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Lotte i Lyro, zadane przez was pytania uleciały gdzieś w sekundzie, w której pojawił się przybysz, jakby to on zabrał całą uwagę dziecięcych głosów. Nie zdołały wam już odpowiedzieć. Lyro, jeszcze przez moment nim całkowicie skupiłaś się na sylwetce nieznajomego, przez twoje rozważania o duchach przeszła jedna myśl, którą przypomnieć mogłaś sobie z lekcji w szkółce — nie każdy martwy stawał się duchem. Anioł, który niczym deszcz zszedł do was gwałtownie i nagle, wyglądał na tle rozchodzącej się wokół niego mgły niczym wyrastająca gdzieś z poziomu waszych stóp góra. Wyrzeźbiona gładko sylwetka, mogła przypominać wam greckie posągi; jego lekka szata najdelikatniejszy drogi jedwab, ślizgający się w palcach. Ty Nawet nie przyglądając się lepiej jego rysom, mogliście śmiało nazwać go jedną z najpiękniejszych istot, jakie widzieliście w życiu. Lotte, gdy przyglądałaś się z dołu jego twarzy, mogłaś dostrzec, że była zarysowana ostrzej i przystojniej, niż twarze mężczyzn, których widywałaś na okładkach magazynów. Czułaś pod własną skórą, że gdyby tylko udało ci się sięgnąć wyżej i musnąć jego policzek, a on spojrzałby na ciebie, tak wkrótce mogłabyś niemal zakochać się do szaleństwa, zapragnąć go mieć przy sobie. Słowa, które wypowiadał nieznajomy były jednak nieprzyjemne. Wskazywały waszą winę i uwydatniały wasze pochodzenie. Nie mogliście mieć wątpliwości, że doskonale zdaje sobie sprawę, którego z Archaniołów dane wam było czcić. Gdy mówił dalej, palcem wskazując i oskarżając, mgła wokół wciąż rozszerzała się od jego sylwetki, jakby chcąc upewnić się, że będzie doskonale widoczny. Wokół was wciąż jednak panował bezkres, na horyzoncie nie widzieliście nic. Ruchy, którymi próbowaliście uwolnić się z uścisku niewidzialnej siły, poskutkowały bez trudu tylko w przypadku Vincenta. Byłeś na tyle szybki, że zdołał się wyrwać własną dłoń jednym sprawnym ruchem. Xiulan, udało ci się to szczęściem. Ledwo kilkanaście — może kilkadziesiąt — sekund temu, czułaś na sobie podobny uścisk, wiedziałaś, jak mniej więcej układają się te niewidzialne palce, trenowałaś przecież sztuki walki i chociaż przeciwnik nie był widoczny, byłaś w stanie zareagować szybciej, przy pierwszym ucisku na skórę wyrywając się mu ponownie. Mniej szczęścia miała płeć piękna, która znalazła się w tej sytuacji. Lotte i Lyra tkwiły w potrzasku, próbując ratować się własną naturą. Sammy odpowiedział tylko Lyrze: — To n-nie kolega — cichutko, bo szeptem właściwie odezwał się obok ciebie głos dziecka. — Musisz go słuchać. Mirabelka rzuciła bardzo delikatnym, ledwo wyczuwalnym tonem do Xiulan: — Shhh — jakby próbowała cię uciszyć. Głos natomiast zdawał się kompletnie ignorować cię Vincencie, jakby zadanie, które mu zadałeś, wydało się zupełnie nieistotne. Lotte, anioł spojrzał na ciebie ponownie z góry w sekundzie, w której się odezwałaś, a gdy kończyłaś mówić, wykonał w twoją stronę jeszcze jeden krok. Jeśli chciałaś patrzeć wprost w jego oczy - musiałaś zadzierać głowę wysoko. Wyciągnął w twoją stronę dłoń, ale tym razem nie wskazał na ciebie palcem, te zakleszczyły się na twojej szyi — unosząc cię w górę na blisko metr. Jego postać, sylwetka i aura niepokoju, jaka była wszechobecna — niemalże zastępująca rudoczerwoną mgłę, która rozstąpiona nie przynosiła już przyjemnego dla skóry ciepła — nie pozostały bez wpływu na wasze organizmy. Wszyscy mogliście czuć, jakby coś stopniowo ściskało wam czaszkę, niemalże jakbyście poprzedniego dnia zbyt wiele wypili, albo jakbyście nie spali od dwóch dobrych dób. Dziwne zawirowania przypominały narastającą migrenę. Być może twoja sytuacja życiowa Lyro doprowadziła do tego, że pozwoliłaś sobie niemal ignorować ten ból, a nawet czerpać z niego dziwną siłę. Vincencie i Xiulan, wasze umysły, przyzwyczajone do ewentualnych odwodnień, gdy nie korzystaliście zbyt długo z kąpieli, również odpierały to uczucie, nieznacznie tylko szumiąc i waszych głowach. Lotte, ty — być może ze względu na bliskość z nim, być może przez ogólną wrodzoną wrażliwość - miałaś wrażenie, jakby ktoś włamał ci się do mózgu. Chociaż pozostawałaś całkowicie świadoma swojego położenia, tak oprócz tego, że czułaś ból głowy, wracały do ciebie dziesiątki nigdy niewyśnionych albo wyśnionych i zapomnianych snów i koszmarów. Gdy trzymający twoje gardło anioł zaciskał tam palce, przelatywały ci przed oczami wspomnienia o drobnych kwiatach na sukienkach, dartym ich materiale, z którego ciekła krew, twoim ogonie ciętym na dziesiątki drobnych części, gdy mężczyzna o brudnej twarzy i żółtych zębach wycinał z niego łuski. Widziałaś niemal własne oczy, płonące i zalewające się łzami, wytapiające w twojej czaszki. Widziałaś każdy koszmar, jaki mogłaś sobie ziścić, ale nie znikał obraz trzymającej cię postaci — być może tylko dzięki temu utrzymałaś się przy zdrowych zmysłach, aż w końcu obrazy ustały. Anioł powiedział w eter: — Weźcie jedną, a gdy przyjdę, zaprowadzę ją przed Jego oblicze — mówił krótko. — Jak ci na imię? — zwrócił się bezpośrednio do Lotte. Poczułaś, jak brakuje ci już tchu, jak krtań zaczyna walczyć, a płuca łakną tlenu. Wyraźnie czułaś, że masz jeszcze ledwo jedno-dwa słowa i wkrótce zabraknie ci powietrza. Niezależnie czy odpowiedziałaś, czy nie — anioł spojrzał w górę, jakby szukał trajektorii lotu i rzeczywiście — po ledwo sekundzie wzbił się tam, zabierając cię ze sobą. Lyra i Lotte Poczułyście, jak wasze stopy odrywają się od podłoża. Ty Lyro, czułaś jak coś lub ktoś ciągnęło cię w górę. Wyraźne na twojej skórze było ciepło zaciśniętych tam palców jednej ręki — ale wciąż nie były one namacalne, nawet jeśli spróbowałaś dotknąć tego miejsca. Unosiłaś się powoli w górę. Nie było to bolesne, a osobliwe. Chociaż leciałaś, nie miałaś nad tym żadnej kontroli. Mogłaś co najwyżej modlić się, obawiając najgorszego, próbować wyrywać, albo błagać o śmierć. Jeśli miałaś szansę spojrzeć w dół — dostrzegłaś wkrótce unoszący się tuż pod tobą i równający z tobą kształt. Była to sylwetka anioła, rozpościerającego szeroko ogromne krystaliczne białe skrzydła, trzepoczące i łagodnie sunące w górę. Lotte, ścisk na twojej krtani nie ustał, ale poluźnił się w momencie, w którym wznieśliście się w górę. Uczucie to bolało, ale już nie dusiłaś się, mogłaś w płuca zaczerpnąć świeżego zimnego powietrza. Nie miałaś na sobie płaszcza, lodowaty wiatr sprawiał, że drżałaś. Obydwie widziałyście swoje sylwetki. Wokół was zabrakło już mgły, jasny kształt wybrzeża odsuwał się gdzieś ponad i z boku kawałka czerwonej chmury, w której jeszcze przed chwilą tkwiliście. Ta oddalała się według waszej perspektywy, a wiele metrów pod wami było już tylko morze. Do najbliższych chmur została droga znacznie dłuższa niż do ziemi. Chociaż anioł szybował w górę, zauważyłyście, że mknie w stronę środka oceanu, jakby odsuwał się od linii brzegowej. Byłyście blisko siebie, tak blisko, że byłyście w stanie nawet chwycić się za dłonie. Xiulan i Vincent Zostaliście sami. W jednej sekundzie w powietrze wzbiła się Lyra, a zaraz po niej anioł zabrał Lotte. Przed sekundę jeszcze za jego sylwetką dostrzegliście coś jeszcze — biały punkt, który wyglądał zupełnie nienaturalnie, jakby przechodziło przez niego światło. To mógł być wasz jedyny trop, ale wciąż nie wiedzieliście, co stało się Odsuwająca się do tej pory z miejsca, w którym przed chwilą stał, mgła zaczęła tam napływać, stopniowo ograniczając wam widoczność, tak samo, jak wcześniej. Xiulan, gdy tylko zostaliscie sami w swojej głowie mogłaś usłyszeć szept. Przyjemny i delikatny kobiecy głos, który już kiedyś zwrócił się do ciebie. Uciekaj, moje dziecko — powiedział tylko, a ty poczułaś w sercu jej moc. To był głos Lilith. Szósta tura. Jak zawsze — macie maksymalnie dwie akcje. Lyro i Lotte, wznosicie się w niebo zgodnie z tym, jak zostało to opisane w fabularnej części posta. Macie możliwość interakcji i fizycznego kontaktu ze sobą (oczywiście ograniczonego). Xiulan i Vincencie, wasze towarzyszki zostały porwane w górę, a wy zostaliście sami zamknięci we mgle. Nie ma już z wami żadnych głosów dzieci. Wszyscy, ze względu na bliskość z aniołem i jego aurę potrzebowałam waszych rzutów kością k100. Próg był ukryty i wynosił 100. Lyra go przekroczyła i otrzymuje 6 pż ponad bazową wartość, Vincencie i Xiu, otrzymujecie obrażenia po 13 pż M, Lotte ty otrzymujesz obrażenia 85 pż M. W tej turze również proszę o wykonanie rzutu kością k100 na siłę woli wszystkich (łącznie z Lyrą). Rzut nie będzie akcją. Xiulan, przypominam, że nie ma możliwości edycji posta po dokonaniu rzutu kością. Wszystkie takie akcje zostały unieważnione. W przypadku literówek lub drobnych błędów — wystarczy kontakt ze mną i uzyskanie zgody, żeby taki post edytować. Dodatkowo Mistrz Gry bardzo przeprasza, ale gapialsko przegapił i nie skojarzył, że zostałaś przez niego złapana i uwolniona już w poprzedniej turze. Z tej racji postanowiłam przesunąć 31 (18 za rzut k100, 8 za sprawność, 5 za bonus za szybkość) nadprogramowych punktów z poprzedniego rzutu kością i dołożyć do nich bonus +10, co razem dało wynik przekraczający zadany próg. 31 (za poprzedni rzut) + 16 (obecny rzut) + 8 (sprawność) + 5 (modyfikator za szybkość) + 10 (gapialstwo mistrza gry) = 70. Dodatkowo z pomocą siły Lilith w następnej turze otrzymujesz modyfikator do wszystkich rzutów kością wynoszący +5. Vincencie, przypominam, że zgodnie z moim poprzednim postem, nie widzisz ciał dzieci, ani siły, która chwyta pozostały osoby w wątku za nadgarstek. Nikt nie poinformował cię werbalnie o swoim problemie, dlatego twoja postać, nie ma możliwości zdawać sobie z niego sprawy. Lotte, dodatkowo otrzymujesz -5 W za duszenie. Punkty życia: Lotte Overtone 51/141 (-5 W duszenie, -85 M) (modyfikator do rzutu kością k100: -10) Lyra Vandenberg 159/153 Vincent Sdunk 133/146 (-13 M) Xiulan Yimu 144/157 (-13 M) Siła woli: Lotte: 15/100 Lyra: 106/100 Xiulan: 87/100 Vincent: 87/100
Tym razem czas odpisu wyniesie lekko ponad 48h. Termin do 29.03 (środa) do 22:00. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
Im dłużej o tym myślała, ty bardziej przekonana była, że mają do czynienia z duszami. Uczyli się przecież o nich w szkółce, czasami Thea mówiła jej to i owo ze swojej natury medium. Był to jednak pierwszy raz, gdy Lyra osobiście miała z jakąś styczność — zazwyczaj martwi, z którymi się zadawała, istnieli tylko i wyłącznie w jej nadszarpanym sumieniu. Potężny mężczyzna przed nimi był piękny, to niepodważalny fakt, ale Lyra znała wiele pięknych osób, które miały paskudne wnętrze, z jej matką na czele. Jego słowa nie były tak piękne, jak on sam, a przerażenie w głosie Sammy'ego, gdy o nim opowiadał, tylko potwierdziły już wcześniej kłębiące się w niej uczucia. — Nie muszę i ty też nie — powiedziała równie cichym szeptem, co dusza dziecka do niej. Nie miała szczególnej nadziei, że go tym przekona. Anioł miał zdecydowanie jakąś kontrolę nad nim, jak i pewnie innymi głosami, które wcześniej słyszała, gdziekolwiek one się teraz podziały. Poczuła dziwną sympatię do Sammy'ego — nie był żadnym potworem, a dzieckiem, które najpewniej zginęło w bardzo tragicznych okolicznościach, skoro w jego wspomnieniach było tyle krwi. Teraz nawet po śmierci nie mógł odpocząć. Wszystko wydarzyło się tak cholernie szybko. Nim się spostrzegła, anioł trzymał Lotte za szyję i unosił ją do góry. Ucisk czaszki jednak uniemożliwił jej, chociażby pomyślenie o reakcji. Chociaż ból się pojawił, to ignorowanie go przyszło jej z zadziwiającą łatwością, a im dłużej to robiła, tym silniejsza się czuła. Przez myśl przemknęło jej, że to nic w porównaniu ze ściskiem czaszki, z jakim budzi się co noc. "Weźcie jedną, a gdy przyjdę, zaprowadzę ją przed Jego oblicze" Co do chuja? — Mam inną propozycję; zostaw wszystkie i wracaj pod oblicze, kogo tylko chcesz — powiedziała, starając się swoim głosem przekonać anioła wyraźnie do swojej racji. Coś było nie tak — głos rozbrzmiewał słabiej, niż zamierzała. Nie był całkowicie bez mocy, jednak struny głosowe drżały mniej, niż powinny. Lyra nigdy nie miała okazji latać. Nawet samolotem. Najbliższe, czego była, to kolejka górska, gdy fotelik zaczyna powoli wzbijać się ku górze. Tak dokładnie się czuła, gdy Sammy (tak podejrzewała, że to on, skoro nie czuła, aby ją puścił), zaczął unosić się z nią do góry. Nie widziała go, co sprawiało, ze całe doświadczenie stawało się bardziej przerażające. Brak gruntu pod nogami dużo robi z człowiekiem. Z trudem spojrzała w dół, szybko przekonując się, że nie był to dobry pomysł. Były tak wysoko, że upadek z tej wysokości z pewnością rozkruszyłby je nie tylko w metaforycznym sensie. Lilith, błagam, niech to będzie tylko sen, pomyślała modlitewnym tonem, jednak wiedziała, że nie śni. Koszmary zostawiały zupełnie inny posmak w ustach. Spojrzała na Lotte, która wyglądała tak sto razy gorzej, niż przed chwilą. Była taka drobna; była drobna zawsze, ale teraz, w porównaniu z tym gigantem, niemal ginęła na tle chmur. Wyciągnęła rękę w niej stronę, poniekąd dlatego, aby dodać jej i sobie otuchy, jednak głównie, aby się nie rozdzielić. Nie chciałaby przechodzić przez to, co je czeka sama. Coś musiała jednak wymyślić i to szybko. Im wyżej lecieli, tym gorzej prezentowała się ich sytuacja. Może gdyby tylko udało się im obniżyć lot, a potem wyrwać się jakoś. Mogłyby wpaść do morza, które wróciło na swoje miejsce, i byłyby bezpieczne. Ścisnęła rękę dziewczyny mocniej, jakby chciała dać jej znać, by na nią patrzyła. Przydałaby się pomoc. — Słuchaj, zaszła chyba jakaś pomyłka. To nie nas chciałeś zabrać, obniż lot i odstaw nas bezpiecznie do morza — powiedziała spokojnie, tak wyraźnie, jak tylko pozwalały na to okoliczności. Swoich słów nie kierowała do Sammy'ego; było jasne, że to nie on jest tutaj decyzyjną jednostką. Zresztą, chociaż nie widziała, kto trzymał ją, to Lotte wyraźnie była trzymana przez wielkiego mężczyznę, więc jeśli obie chciały się stąd wydostać żywe, to tędy droga. W swoje słowa włożyła tyle magii, ile tylko była w stanie, bardzo podkreślając słowo "bezpiecznie". Nie chciała, aby po prostu je wypuścił z tej odległości. Jedyne, co oprócz tego mogła zrobić, to błagać Lilith by wyczarowała jej skrzydła, bo to chyba ostatnia nadzieja. Legenda rzutów: Kostnica: lament, próg 80-99 (100-119); rzut: 73 #1 rzut lament, próba nr dwa. Próg: próg 80-99 (100-119) #2 obowiązkowy rzut na siłę woli Własna siła woli: 17 |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Stwórca
The member 'Lyra Vandenberg' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 15 -------------------------------- #2 'k100' : 45 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Vincent Sdunk
Wydawało mi się, że miałem olbrzymie szczęście, że stałem wystarczająco daleko od anielskiej postaci, chociaż czymże było pokonanie takiego dystansu dla kogoś, kto posiadał skrzydła i był znacznie wyższy niż przeciętny człowiek. Nogi same rwały mi się do ucieczki, jednak z drugiej strony coś nakazywało mi zostać i nie wychylać się zanadto. Jakbym wierzył w to, że Anioł mnie nie zauważył. Wiedziałem oczywiście, że nie była to prawda. Doskonale zdawał sobie sprawę z mojej obecności, chociaż uwagę swoją skupiał obecnie na dziewczynie, która miała pecha, że znalazła się tuż obok niego. Mogłem się tylko cieszyć, że w tamtej chwili nie byłem na jej miejscu. Im dłużej przyglądałem się skrzydlatej postaci, tym większy niepokój zaczynałem odczuwać. Moje serce przyspieszało do tempa, jakiego nie osiągało nigdy. Miałem również wrażenie, jakby na mojej głowie zaciskała się niewidzialna opaska. Ucisk ten, chociaż wyczuwalny, nie należał do wyjątkowo bolesnych. Był mi dość znajomy, gdyż przypominał stan, którego doświadczałem jeśli zbyt długo przebywałem poza wodą. I gdyby nie zaistniała sytuacja, to pewnie moje ciało samowolnie skierowałoby się w stronę oceanu, żebym mógł się w nim zanurzyć. Tak właściwie, to niczego innego nie chciałem tak mocno, jak znaleźć się w wodzie i odpłynąć, zniknąć jak najdalej stąd. Jakby to mogło mnie w jakikolwiek sposób ochronić przed tymi wydarzeniami. Może gdybym wszedł do wody wcześniej, to uniknąłbym tego całego przedstawienia. Wyrwanie się z uścisku przyszło mi dość łatwo. Zrobiłem więc kilka kroków do tyłu, bacznie przyglądając się wszystkiemu, co miałem przed sobą. Szum w głowie nie pozwalał się skupiać zbyt mocno, jednak wydawało mi się, że udaje mi się wyłapywać najważniejsze rzeczy. Jedną z tych rzeczy było nagłe wzniesienie się Lyry i Lotte. Obserwowałem to z powiększającym się wyrazem zdziwienia na twarzy. Nigdy nie sądziłem, że mogę być świadkiem czegoś takiego. Nie sądziłem, żeby coś takiego mogło w ogóle być możliwe. Kolejno moją uwagę przykuł jasny, świetlisty punkt znajdujący się za plecami anioła, jednak szybko rozproszyłem się faktem, że mgła ponownie zaczęła zasłaniać mi pole widzenia. Swoje spojrzenie skierowałem więc na jedyną osobę, która została ze mną na plaży. – Hej! – krzyknąłem w stronę ciemnowłosej kobiety, mając nadzieję, że zdąży mnie zauważyć, zanim nasze sylwetki znikną we mgle i już nic nie będziemy w stanie zobaczyć. Najlepiej było teraz znaleźć się w swoim towarzystwie. Zacząłem więc iść w jej stronę. | #1. Obowiązkowy rzut na siłę woli. Siła woli: 10 |
Wiek : 26
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : kwiaciarka
Stwórca
The member 'Vincent Sdunk' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 25 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Xiulan Yimu
Xiulan była daleko od tego olbrzymiego mężczyny, którego już oficjalnie chyba można uznać za anioła i nie przyglądała mu się, instynktownie wręcz unikała całkowicie patrzenia na jego twarz. Czy to była jej własna wola czy już wtedy Lilith ją prowadziła? Nie do końca wiedziała i nie miała najmniejszego zamiaru wnikać. Choć na dobrą sprawę odległość mogła nie mieć żadnego znaczenia, skoro i ocean potrafił nagle zniknąć. Ocean, który dałby jej większe ukojenie niż cokolwiek innego. Niestety okazało się, że dzieci były w zmowie z aniołem, albo były przez niego przysłane. Mirabelka nie zareagowała w żaden sposób poza próbą uciszenia jej. Na dzieci nie można było zatem liczyć, tyle wiedziała. Kiedy myślała, że mało co już ją zdziwi, sytuacja się rozwinęła. Sama poczuła lekki szum w głowie, ale to co się stało z innymi było wręcz szokujące. Lotte, która wyglądała najgorzej z nich wszystkich zaczęła się unosić. Anioł widocznie chciał zabrać je ze sobą... Pytanie dokąd. -Lyra! zawołała za dziewczyną, która tak jak ona była członkinią Kowenu Nocy, znała ją więc, i jako współwyznawczyni Lilith na pewno nie chciałaby, żeby dziewczyna została zabrana przez tego pieprzonego anioła. Nie było jednak wiele, co Xiulan mogłaby zrobić. Magia anioła zdecydowanie przewyższała jej magię, więc jakiekolwiek próby wydostania zapewne spełzłyby na niczym. Musiała się stąd wydostać i przekazać prefektowi wszystko w najdrobniejszych szczegółach. Chociaż z takim uciskiem na głowie cięzko było zebrać myśli, to jednak robiła co mogła, żeby zapamietać jak najwięcej. Potem zdarzyła się chyba pierwsza pozytywna rzecz, od początku. Prawdziwy cud, który tchnął w niej nowego ducha. Usłyszała słodki głos, który nie mógł należeć do nikogo innego jak do Lilith. Lilith potwierdziła jej własne przekonanie, że trzeba stąd jak najszybciej się wynosić. -Jak najszybciej się da.. wyszeptała chyba zarówno do Lilith jak i do siebie. Negatywne uczucia z powodu obserwowanej sceny, tego jak Lyra i Lotte są porywane i ona nie może nić zrobić mieszały się uczuciem otuchy, że Lilith na nią czuwa. Niedługo potem była sama na plaży, z jednym mężczyzną. Obejrzała się na niego, potem wychwyciła wzrokiem gdzie znajduje się wyjście z plaży. -Idę w Twoim kierunku, potem idziemy do wyjścia z plaży! Szybko! rzuciła i wskazała wyjście, które miała na myśli, a potem po prostu zaczęła iść zgodnie ze swoimi słowami. Rzut na siłę woli - (+11 Siła woli, +5 od Lilith <3) |
Wiek : 32
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Maywater
Stwórca
The member 'Xiulan Yimu' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 91 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Lotte Overtone
Kiedy się ukazał, oczarowanie mimowolnie zalśniło w szarości tęczówek, jak głodne iskry gotowe przerodzić się w najprawdziwszą pożogę. Był piękny, tak jakby tkały go jej własne myśli, gdy zagłębiała się w romantyczne powieści — nieistotne, czy należały one do klasyków, czy też bardziej współczesnych czasów — marząc o swoim własnym księciu z bajki. I chociaż nie przepadała za blondynami, ceniąc kontrast ciemniejszych włosów wobec złota posiadanych loków, tak mogłaby mu to wybaczyć. Sylwetka przypominała posągi, ciosana najprzedniejszym dłutem wzbudzała zachwyt nad kunsztem, nad potęgą oraz szlachetnością bijącą od postaci. A kiedy tylko odważyła się spojrzeć na jego twarz, pojęła, że ludzkie kanony piękna nie mogły się mierzyć z nieznajomym gigantem. Że jeśli by zbliżyła opuszki do jego policzka, gdyby ich wzrok splótł się ze sobą, a perfekcyjnie wykrojone usta wygięłyby się w półuśmiechu, tak przepadłaby straszliwie. Serce trzepocące w piersi wyskoczyłoby niby zając na wolność, najładniejsze kwestie o miłości, które ćwiczyła z takim zapamiętaniem, wymknęłyby się spomiędzy miękkich warg, wyrażając całkowite oddanie, upadek wszelkich wpojonych wartości. Mogłaby to zrobić. Wystarczyłoby, żeby poprosił, odezwał się do niej tak, jak jeszcze żaden mężczyzna. Lecz kiedy Anioł przemawia, tak zimny kubeł wody metaforycznie wylewa się na syrenkę. Złość, pogarda, a nade wszystko rasizm. Raz jeszcze Lotte musi zrozumieć, że poza nią nie ma istoty, która jest zarówno piękna, jak i dobra. Idealna. Może to smutek sprawił, że na chwilę porywczość, a nie zdrowy rozsądek zwyciężyła, a może to język po prostu rządził się własnymi prawami, kiedy pozwoliła sobie na krytykę postawy olbrzyma. Pożałowała tego natychmiast, chciała się cofnąć, skulić, chwilowa brawura uleciała, gdy różnica wzrostu uwydatniła się jeszcze bardziej, zaś główkę zadrzeć musiała wysoko. I kiedy zacisnął na łabędziej szyi te swoje wielkie paluchy, delikatna krtań została ściśnięta oraz czubki palców stóp przestały dotykać ziemi, syrenka miała wrażenie, że to koniec. Zginie. Zmiażdżona przez kolosa. Co prawda zginie w szlachetnej sprawie, broniąc podstawowych ludzkich praw, jednak śmierć to śmierć, a z gniciem Overtone było wybitnie nie do twarzy! Panika narastała w jej wnętrzu, małe dłonie niemal całkowicie przywarły do łapy tego potwora, wbijając idealnie spiłowane paznokcie w jego skórę, próbując zdobyć chociaż trochę więcej powietrza. Żołądek wił się jak niespokojny wąż, oczy szkliły się okrutnie, lecz to nie śmierć nastąpiła. Nie, coś o wiele gorszego. Skronie zakuły przeraźliwym bólem i widziała, widziała wszystko, co złe, wszystko, co odbierało spokój jej snom. Spozierała na traconą niewinność, na więdnące kwiaty oraz połacie krwi, na ręce rozrywające pergamin naskórka, wżynające się w pielęgnowane kosmyki, szarpiące za każdy fragment, wykręcające kości, wgłębiające się w płaskość brzucha, żeby wydrzeć zeń wszystko, co miała w środku. Obserwowała topniejące gałki oczne, wyrywany język, cięty oraz krojony ogon pozbawiony srebra łusek. Widziała mężczyzn, widziała chciwość, widziała głód. Widziała też jego. Anioł nadal tam był, nadal ją trzymał, kiedy umysł przeżywał torturę za torturą, gdy gorąc łez rosił pobladłe policzki. W tym szaleństwie, niekończącej się feeri cierpienia zdołała odnaleźć kotwicę. Nie w jego stałości, niewzruszeniu wobec tego, co jej czynił, ani też jego pięknie. W nienawiści. Jak żrąca maź rozlewała się po płaszczyźnie jej duszy, pochłaniała każdy fragment, kąsając i gryząc zacięcie. Gdyby tylko mogła wciągnąć go w morską toń, gdyby tylko te obrzydliwa biel skrzydeł pokryła się karmazynem jego własnej posoki. A może złotem? Jak ichor, posoka Upadłych. Obrazy wreszcie nikną i Lotte drży, mała, krucha pacynka w rękach pozbawionego skrupułów dziecka. Ma ochotę szlochać, jak mała dziewczynka skulić się, objąć ramionami kolana i płakać tak przeraźliwie, żeby cały ten strach mógł wyjść wraz z solą łez. Nie może, on wciąż ją trzyma. Bestia, tak ich nazwał, kiedy sam nią był. Paskudny, wstrętny, glizdowaty, podstępny, przerośnięty kurczak! Przy nim nawet Cavanagh zdawał się uosobieniem uprzejmości. A TO już o czymś świadczyło. Nie dane było jej się zastanawiać, tworzyć porównań, jej położenie było tragiczne, a płuca tak zawzięcie pragnęły tlenu! Nie zważając na jej stan, zapytał się o jej imię. Gdyby miała więcej tlenu, tak zaśmiałaby się histerycznie, bo to było tak cholernie niedorzeczne. — Lotte — chrypi, bo chociaż duma nakazywała zachować milczenie, tak niedawny ból zmuszał do zaprzestania irytowania świetlistego jegomościa. Zresztą, to nie było jej prawdziwe imię, tylko pieszczotliwy przydomek, który wymusiła na każdym zafascynowana ponad miarę Upiorem w Operze. Jeśli sądziła, że dzięki temu ją puści, tak była głupsza niż Amerykański kongres. Nie tylko nie została uwolniona, ale też porwana. Porwana. I chociaż wyobrażała sobie podobną sytuację, to nigdy w morderczych realiach, a bardziej tych romantycznych, gdzie jest się otoczonym ramionami partnera oraz odjeżdża się nad wyraz drogim autem w stronę zachodzącego słońca. Nie chciała być jednak nigdy porwana przez anioła. Co tatuś by powiedział?! Chciała do domu! Chciała swoje futro! A nade wszystko nie chciała umrzeć. Miała tyle planów! Była taka młoda! Ścisk na gardle poluzował się, nadal był bolesny, ale mogła oddychać. Mogła zaczerpnąć tchu i niemal zapłakała, kiedy lodowate powietrze wdarło się przez nozdrza i trzęsła się straszliwie, bo pogoda wróciła do normalnych temperatur. Widziała sylwetkę Lyry, widziała też morze, do którego rwało się jej serce. Tylko gdyby teraz spadli, gdyby z zaskoczenia wzięła swojego oprawce, tak bezpieczna toń byłaby z tej odległości jak beton. Połamałaby wszystkie syrenie kosteczki, nim przyjęłaby ją do siebie. Weź się w garść, weź się w garść. Jedna dłoń trzęsąc się, stara się musnąć pentakl, drugą wciąż się trzyma zbyt przestraszona. — Calidumauxilium — mamrocze, tak żeby jej nie usłyszał. Ale to na nic, jest zbyt przestraszona, żeby magia zadziałała, nazbyt rozproszona. Nie potrafi uleczyć siebie, nie umie ich ocalić. Zabierze ich nie wiadomo gdzie i zginą. Lucyferze, nie pozwól, nie pozwól, zawodzi w duchu, zakleszczając dłoń na pentaklu i potrzebuje wiele odwagi oraz miodowych oczu, żeby ręką sięgnęła ku tej wyciągniętej w jej stronę. Ściska ją mocno, jakby brunetka była jej ratunkiem, jedyną deską ratunku. Lyra próbuje, stara się więc i Lotte nie może się poddać. Potrzebują czasu. Tylko ma zbyt ograniczone ruchy, żeby rozbić butelkę. — Turtur — szepce ledwie słyszalnie, na ostatnim wdechu. Lucyferze dopomóż, obie są praktycznie już trupami, czy będzie na nie czekał u piekieł bram? | akcja#1: porażka (-10 do rzutu); akcja#2: rzut na Turtur i siłę woli (+5 za modlitwę do Lucka) poniżej. |
Wiek : 21
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : Debiutantka w rodzinnym teatrze
Stwórca
The member 'Lotte Overtone' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 19, 94 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Lyra i Lotte Lyro, twoje słowa, które były kierowane do Anioła, wybrzmiały słabiej, niż tego pragnęłaś. Lament goszczący w twoich strunach głosowych zmarkotniał, jakby przestraszony i obolały. Nic co mówiłaś, nie było zgodne z jego zamiarami, wpływ na tak potężną istotę musiał być silniejszy. Być może gdybyś była teraz w wodzie, gdybyś czerpała ze słonego oceanu swoją siłę — być może wtedy jakkolwiek by ci się powiodło. Ten jednak miał się oddalić. Otchłań mgły zstąpiła z waszej otoczki, odsłaniając kontury wybrzeża. To wycofało się w dal, gdzieś zza zakamarków karmazynowego obłoku, w którym jeszcze przed chwilą tkwiłyście. Unosiłyście się wyżej, zostawiając niczym ulotne wspomnienie rozległy ocean, ku któremu sercu zmierzałyście, wciąż lecąc w górę. Byłyście tak blisko siebie, że czuć było tęsknotę dłoni, pragnących złączyć się w uścisku. Jedna ręka Lyry pozostawała ciągnięta w górę przez niewidzialne dziecko — przez niewidzialną duszę — tak, ta teoria zdawał się mieć jedyny logiczny sens w całym ferworze niespotykanego, które was spotkało. Szyja Lotte mogła zacząć pobolewać bardziej, zaciskające się weń palce zostawiały na skórze i krtani nieprzyjemny ślad, który pozostać miał we wspomnieniach jeszcze na długo — o ile jakiekolwiek wspomnienia przyjdą. Lot był dziwny. Niepodobny do tych odbywanych samolotem ani do tych, gdy szybuje się na paralotni — chociaż o tym najpewniej nie miałyście pojęcia. Chłodny wiatr coraz bardziej studził ciało, jeszcze przed chwilą smagane ciepłym powietrzem zaklętym we mgle. Prędko odczułyście na swojej skórze jego efekt, gęsia skórka na twoich dłoniach Lotte, była wyraźna. Drobne mroźne igły niemal wbijały się w ciało. Wasze ściśnięte ze sobą dłonie miały zapewnić wam nie tylko otuchę, ale i odrobinę bezpieczeństwa. Razem byłyście silniejsze, nawet jeśli jeszcze godzinę lub dwie temu, byłyście tylko przelotnym obrazem na zimnej plaży Maywater. Lyro, twój kolejny lament, zgłuszony został przez wiatr — jakby słowa, którymi próbowałaś przekonać mistyczną postać, zniknęły w kolejnych porywach chłodu. W czasie, w którym ty Lotte próbowałaś ratować resztki swojej stabilności, resztki siły, która odebrało ci spotkanie z tym stworem — nie stało się nic. Mogłaś tracić nadzieję, czuć skrajne przemęczenie nakłaniające już nawet nie by płakać, nie by rzucać się i pragnąć uwolnienia, a by zwyczajnie cierpieć. Poddawałaś się — ból głowy, brak jakiejkolwiek nadziei na ocalenie, nawet oczy twojego ojca, spoglądające to z utęsknieniem, to z zawodem, że tak młoda i utalentowana już nie stanie na scenie, a jej grób na zawsze będzie pusty. W twojej głowie pojawiały się dziesiątki obrazów, możliwych konsekwencji twojego porwania, jedno było gorsze od drugiego. Lyro, byłaś bardziej skoncentrowana, wokół siebie zaczęłaś dostrzegać coraz bardziej postępującą jasność. Anioł milczał, mknął tylko wzwyż. Wokół nie było głosów dzieci, nie było już dla was litości. Lotte, jeśli chciałaś ratować się, musiałaś zrobić cokolwiek więcej. Rzucony resztkami sił czar miał spowolnić anielską istotę, ale ta pozostała niewzruszona na twoją magię. Słyszała jednak wyraźnie twój głos i nagle — jakby siłą — przyspieszył. Ocean tkwił tam niewzruszony, wiele stóp pod wami. — Jesteś zbyt słaba, twój ojciec nie dał ci siły, jaką mi dano — zagrzmiał głos Anioła, który wcale nie patrzył w waszą stronę. Jego szczęki się naprężyły, to wyraźnie mogłyście dostrzec. Żyła gdzieś na skroni zapulsowała. Jeśli tylko skupiłyście na niej wzrok — odkryłyście w niej coś niespotykanego. Nie była niebieskawa, tak jak normalnie mogłyście obserwować to na ludzkim ciele — zdawała się przez nią przepływać niemal świetlista jasna substancja. Ta zaraz umknęła pod skórą. Anioł wciąż leciał wzwyż, zbliżając się do chmur, których nie sposób było uniknąć. W jednej sekundzie przez wasze ciała przeszedł chłód, w drugiej gorąco, w trzeciej odrętwiały, a następnie znów się rozluźniły. Wasze ciała zostawiały w chmurze wyraźne wyrwy, niemalże tunele, które stopniowo i bardzo powoli znów zaczynały się zakleszczać. Wtem uścisk na szyi Lotte i na nadgarstku Lyry zelżał, a wy wylądowałyście bezpiecznie na kawałku obłoku. To w tym momencie Lotte, opadając miękko stopami na sprężystą chmurę, jakbyś skakała niczym dziecko na wielkim łożu w sypialni rodziców, poczułaś resztki energii. Ta wzbierała się w tobie stopniowo, spoglądając w przestrzeń, narastała w tobie odwaga, ból głowy przemijał, ból szyi jakby ktoś odbierał ci chłodnym przyjemnym dotykiem. Zdrowe zmysły powracały, a skupienie pojawiało się niby znikąd, choć czułaś, że wpływ ma na to otoczenie. Wciąż czułaś osłabienie, ale coś jakby pomagało ci zebrać siły. Przez wydrążone waszymi ciałami przestrzenie dostrzegałyście błękit oceanu, wyglądający tam niczym tło. Gdy tylko odwróciłyście się w stronę waszego anielskiego towarzysza, zauważyłyście, jak ten odwraca się plecami do was, kierując w stronę dziwnego odległego światła. Jego barwy były niemal hipnotyzujące. Przestrzeń mieniła się tysiącami kolorów. Żółcie, niebieskości, róże i zielenie, poprzeplatane były fioletami, błękitami i turkusami. Feeria pasteli, tak jaskrawych, że musiałyście przymykać oczy, aby uniknąć oślepienia, rozpościerała się wokół, była coraz bliżej. Nie patrzył na was. Głosy dzieci się nie pojawiały. Miałyście jeden moment — krótką chwilą, żeby zareagować, krótką chwilę, w której was nie pilnował. Pod skórą czułyście, że jeśli nie zrobicie czegoś teraz — być może nie będziecie miały na to szansy już nigdy. Wydrążone w chmurze dziury powoli się zakleszczały, a wy stałyście stabilnie na obłoku tuż obok. Jeśli chciałyście uciec — to mogła być wasza ostatnia szansa. W tle usłyszałyście cichy dźwięków, jakby melodyjny, ale nie potrafiłyście go rozpoznać ani zidentyfikować. Był gdzieś daleko, a wydawało się, jakby składało się na niego tysiąc odległych głosów. Vincent i Xiulan Nagle stała się pustka, stała się cisza i samotność. Wasze towarzyszki odleciały gdzieś wzwyż, zostawiając was niczym kamienie na plaży. Tej nadal nie czuliście pod stopami, otoczeni czerwoną ciepłą mgłą, która nagle zwierała się ze sobą. Anioł, który jeszcze przed chwilą rozszczepił ją w pustkę, umożliwiając wam dostrzeżenie siebie nawzajem, zdawał się wywoływać ten efekt. Gdy go zabrakło — zabrakło też widoczności. Znów otaczała was jasna wiśniowa powłoka. Vincencie, Xiulan mogła wyraźnie usłyszeć twój głos — zidentyfikować, że dalej znajdujesz się w miejscu, w którym przed chwilą cię widziała. Xiulan, twoje słowa rozpoznał też Vincent. Mogliście ze swobodą ocenić, że znajdujecie się niedaleko od siebie, na tyle, że zbliżenie się trwałoby ledwie sekundy. Głos w twojej głowie, wyznawczyni Lilith, pozostawił w niej przyjemne błogie ciepło, ale i obietnice — jeśli nie wydostanie się z tej przestrzeni teraz, to kto wie, na jak długo w niej pozostaniecie. Obydwoje czuliście, jak kończy wam się czas, jak powoli przemija wrażenie bezpieczeństwa, jak cisza nagle stawała się wyraźniejsza, a mgła zdawała się zacieśniać, zamykając was w swojej klatce. Kierunki nie miały tu znaczenia. Szliście zbyt długo do oceanu i zbyt daleko poruszaliście się na boki, by móc określić, że dalej znajdujecie się na plaży. Wędrówka w każdą ze stron miała okazać się zgubna i bezcelowa, jakby coś odpychało was od rozwiązania. Musieliście znaleźć punkt wyróżniający się na tle reszty, być może podążyć do niego. Wiedzieliście, że jeśli nie rozwiążecie tej zagadki w porę, jeśli zapomnicie się i zatracicie w nicości — nicość z was pozostanie. Metaliczny posmak mgły na językach przestał być wyjątkowy, z każdą sekundą przywieraliście do otoczenia, każda chwila niemal metaforycznie rozpuszczała wasze ciała. Nie czuliście na skórze żadnego pieczenia, ale w waszych głowach pojawiła się jasna myśl — jeśli utkniecie tu na zawsze, być może staniecie się jej częścią. Nie było czasu na zastanawianie. Jeśli chcieliście się stąd wydostać — była to wasza ostatnia szansa, żeby spróbować. Wędrówka nie zda się na nic — rozglądając się po okolicy, wyraźnie to widzieliście. Być może tamten jasny punkt — ten, który znajdował się gdzieś w przód, kto wie, jak blisko lub jak daleko — mógł nieść rozwiązanie zagadki. Czuliście, że musicie skorzystać ze wszystkich znanych sobie możliwości — być może był to ostatni moment. Siódma tura: Mistrz Gry — klasycznie — przeprasza za spóźnienie, wynikające z jego prywatnych obowiązków i dziękuje za sprawne odpisy w tamtej krótkiej turze. W ramach zadość uczynienia wszyscy otrzymujecie ode mnie dodatkową akcję magiczną. Xiulan i Vincencie, droga do wyjścia z plaży, tak samo, jak w poprzednich turach, właściwie nie istnieje. Możecie czuć, że jesteście właściwie zamknięci niczym w klatce. Musicie poradzić sobie z tą sprawą inaczej. W razie pytań lub potrzeby rozjaśnienia — zapraszam na priv. Nie ma już potrzeby rzutu na siłę woli - Anioł się oddalił. Lotte i Lyro, znalazłyście się na chmurze, na krótki moment puszczone przez Anioła. Obok was w dół rozpościera się wyrwa w obłoku, przez którą widzicie niebieski ocean, przed wami kroczy odwrócony plecami anioł, a przed nim rozpościera się feeria barw przypominająca tęczowy tunel. Dalej wykonujecie rzut na siłę woli, jak zwykle nie jest on akcją. Wszyscy, przekroczyliście próg na siłę woli — tym samym czujecie wzbierającą się w was energię i skoncentrowanie. Lyro, ze względu na wyjątkowe skupienie i narastającą w tobie siłę, otrzymujesz jednorazowy bonus wysokości +68 do następnej akcji magicznej. Xiulan - +91. Punkty życia: Lotte Overtone 70/141 (-5 W duszenie, -66 M) (modyfikator do rzutu kością k100: -5) Lyra Vandenberg 221/153 Vincent Sdunk 142/146 (-4 M) Xiulan Yimu 235/157 (-13 M) Siła woli: Lotte: 119/100 Lyra: 168/100 Xiulan: 191/100 Vincent: 122/100
Ze względu na święta, przedłużamy czas na odpis. Jest on do 12.04 (środa) do 20:00. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Lotte Overtone
Ćmi, przestrzeń między skroniami pulsuje. Odbija się głuchym echem, sprawiając, że każda myśl zdaje się być kolejną igiełką bólu przebijającą się wprost do miękkiej tkanki mózgu. Oczy szklą się strasznie, łzy wypełniają dolne powieki, kiedy zimno smaga policzki, kąsa zajadle jasną skórę — i gdyby tylko miała w sobie więcej siły, tak przeklinałaby w duchu przeklęte niewidzialne dzieciaki, niewychowane bestyjki, które pozbawiły ją ciepła ukochanego futerka. Chociaż może to nie od siły było zależne (tudzież jej braku), a od palców zaciśniętych wokół łabędziej szyi, uciskające krtań w swoim okrucieństwie. Wystarczył jeden nieopatrzny ruch, a kruche kości ugięłyby się pod naciskiem. Drań, ma ochotę płakać Lotte, siąkać nosem straszliwie, gdy żadne z zaklęć się jej nie słucha. Jest zbyt słaba, zmęczona, przerażona i jeszcze duszona i to nie tak, jak jest to opisywane w bardzo tanich książkach romantycznych, które czasem kupuje na jej życzenie gosposia, ponieważ sama nie jest w stanie unieść ciężaru zawstydzenia (to do badań Marie, mówi w znudzeniu, nie zamierzając się tłumaczyć. Była aktorką, musiała poznać wszystkie rodzaje emocji, nawet te opisywane w tak barbarzyński sposób, z półnagą parą na okładce. Mężczyzna jest zazwyczaj brunetem). Magia buntuje się, a ten dłutem ciosany przerośnięty kurczak przyspiesza, w zaprzeczeniu stając wobec własnych słów. Skoro jesteś taki potężny, to czemu tak pędzisz? Zastanawia się kwaśno, może to przez gorycz na języku, a może to żółć żołądka przypomina o swoim niepowtarzalnym smaku. I JAK ŚMIAŁ. Co on w ogóle miał do jej ojca? To był bardzo porządny reżyser, wspaniały człowiek, filantrop, co zawsze mówi dzień dobry przy śniadaniu i dodaje, że tutaj ma kilka dodatkowych banknotów, żeby sprawiła sobie coś równie ślicznego co ona. Jaką moc miał jej niby podarować poza życiem oraz parą skrzeli za uszami? Overtone wprost NIE MOGŁA UWIERZYĆ, że poczuła się zafascynowana urodą swego oprawcy. To tylko pokazywało, że jedyną miłą oraz piękną osobą była tylko ona. Skandal. Jakiś cichy głosik szepce, że wybujałe ego anioła wcale nie ma na myśli Francisa, a samego Lucyfera. Jakby tym samym próbował mierzyć długość swoich prywatnych sfer, ignorując fakt, że w zasadzie zaatakował najdrobniejszą z możliwych dziewcząt, która nie dość, że była połowy jego wzrostu to jeszcze ważyła tyle, co nic. Jeśli próbował pokazać, co to on nie jest, to wychodziło mu to cóż, trochę chujowo. Drugi głosik nie jest wcale cichy, w zasadzie wrzeszczy na nią, że jak może podobne kwestie rozważać, kiedy leci niemożliwie wysoko, zostaje PORWANA, zaatakowana, ograbiona i prawdopodobnie straci życie. Trzeci głos nie jest nawet pod wrażeniem, nuci jakąś piosenkę ABBY. Sama Lotte trzyma gębę na kłódkę, w końcu dopiero co odkryła miłość do powietrza. Kiedy zostaje uwolniona, niewielkie stopy zapadają się, a następnie odbijają o niewysłowioną miękkość. I chociaż czuje, jak energia powoli wraca do kruchego ciała, tak każdy zmysł syrenki wariuje, albowiem stanie na chmurze było fizycznie niemożliwe. Przeczyło całkowitej logice. I chociaż sensu również nie powinno mieć srebro jej ogona, czy pentakl na szyi zawieszony, tak stanie na obłokach było większym szaleństwem niż gość ze śnieżnymi skrzydłami. Lotte próbując uspokoić oddech, odwraca się, rozgląda rozpaczliwie, dostrzega feerię barw i kiedy szerokie — bardzo umięśnione — plecy szubrawcy ukazują się szarości tęczówek, tak aktorka nie czeka. Nie mają czasu. Tylko powinny zrobić? Lucyferze! Czy to naprawdę koniec? — Calidumauxilium. Rzuć je na mnie — mówi cicho, wzrok kierując w Lyrę. Ile zostało im minut? Sekund? Czy mogły wdawać się w dłuższą rozmowę? — Jeśli mamy coś zrobić, to muszę być przytomna — dodaje. Siły wracały do niej powoli, podobnie jak skupienie, zdrowy rozsądek karcący ją wstrętnie za folgowanie językowi. Lecz to wciąż za mało. Spojrzenie mimowolnie kieruje na ocean, przełyka ślinę z trudem. Woda. W to słowo wydają się układać usta. Nie ma w sobie bowiem wystarczająco odwagi, żeby jasno móc określić swoją myśl, zasugerować, że ocean pod nimi to możliwe wyjście, podczas gdy dystans między nimi a wytęsknionymi falami to pewna śmierć. |
Wiek : 21
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : Debiutantka w rodzinnym teatrze
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
Jej słowa znikały — nie stawały się ciałem, nie wpływały na rzeczywistość w żadnym stopniu, stając się jedynie niematerialnym prochem, zgubionym gdzieś w locie. Otoczenie stawało się jaśniejsze, a wszystko jakby milkło; ona, dzieci, Lotte. Jedynie gorzkie słowa anioła przecinały powietrze. Wzrok utkwiła w jego żyle — złotej, jasnej żyle, tak różnej od ludzkiej. Zastanawiała się, czy gdyby sięgnęła po nóż, który ma w kieszeni, mogłaby ją przebić? Jeśli mogła, to co by jej to dało? Najpierw nastał chłód, potem fala gorąca, a następnie niepokojące odrętwienie tylko po to, by ostatecznie odprężenie przyszło, gdy opadła na... chmurę. Jeśli to przeżyje, to nikt chyba jej nie uwierzy. Ta myśl zasiana w jej umyśle przeraziła ją do szpiku kości. Jeszcze kilka miesięcy temu przywitałaby śmierć otwartymi rękoma, ale teraz, śmiertelną liczbę metrów nad ziemią, jedyne czego pragnęła, to przeżyć. Gotowa była wydrapać życie ze złocistej żyły anioła, jeśli tylko by mogła. Wszystko było jedynie chwilą. Jego odwrócone plecy, mieniący się portal, po którego drugiej jedynie Lilith wiedziała, co się znajduje. Nic dobrego, to z pewnością. Na herbatkę ich tutaj nie zaprosił. Kolejne szybkie spojrzenie na Lotte, której malinowe usta coś do niej szepczą. Zaklęcie. Kiwa głową, zaciska mocniej dłoń na jej dłoni. — Calidumauxilium — mówi, skupiając wzrok na ślicznej główce towarzyszki. Potrzebuje jej, całej i sprawnej, jeśli mają zrobić to, co teraz kłębi się jej po głowie. Nie ma czasu na debaty, plan klaruje się w jej głowie w szaleńczych porywach. To nie ma prawa się udać. To musi się udać. — Zaufaj mi, dobrze? — prosiła ją o wiele; o życie. — Na mój znak rzucisz Ventus. Tyle razy, ile będziesz w stanie. Głęboki oddech, szybki, jak wszystko inne, co tu miało miejsce. Spojrzenie w dół, na zamykające się na ich oczach chmury. Teraz, bo jeśli nie teraz, to nigdy. Chwyciła mocno Lotte za nadgarstki, gestem dając jej bardzo wyraźnie do zrozumienia, by ona zrobiła to samo. Może uda im się w locie ułożyć tak, aby stawiać jak największy opór. Może. Jak ludzie w telewizji, którzy skakali z samolotów. Skoczyły. W dół. Ku Starała się zapanować nad swoim ciałem tak, aby była jak najbardziej prostopadle w stosunku do oceanu, przynajmniej z początku. — Teraz — krzyknęła tak głośno, jak tylko pędzące powietrze jej powtarzało. — Ventus — krzyknęła sama, skupiając się na powietrzu z zaklęcia tak, aby zadmuchało one pod nimi, tym samym zmniejszając ich prędkość. Byle tylko zmniejszyć ją na tyle, by wpadnięcie do znajdującego się pod nimi oceanu, nie bolało. — Tyle, ile możesz. Wyobraź sobie, jak wieje spod spodu. Drugi raz wypowiedziała zaklęcie trochę niżej. — Ventus — desperacja, szalona desperacja wyrywała się z jej głosu. Perspektywa śmierci napędzała ją do działania, trzymania mocno Lotte jak brzytwy. Jeśli uda im się spaść do wody i nie roztrzaskać się na milion małych kawałków, to mają szansę. Woda da im szansę. Byle tylko spowolnić upadek. Legenda rzutów: #1 Calidumauxilium: próg 45, rzut #2 Ventus, próg 45 #3 Ventus drugi raz, próg 45 #4 Siła woli (własna 17) |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Stwórca
The member 'Lyra Vandenberg' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 91 -------------------------------- #2 'k100' : 21 -------------------------------- #3 'k100' : 29 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Lotte Overtone
Czas jak ziarnka piasku przesypywał się między szczupłymi paluszkami, nie był już on liczony poprzez uderzenia trzepocącego serca, a przez całą szerokość pleców odwróconego od nich Anioła. Nie miała znaczenia jego złota pulsująca żyła — starożytny ichor zaklęty był więc i w nim, czy poza bielą skrzydeł różnił się więc czymś od swoich upadłych towarzyszy? — ani też paskudne słowa, którymi je obarczał. To, co teraz się liczyło to brunetka stojąca tuż obok oraz ta przerażająca, na wskroś przeszywająca świadomość tego, co miały uczynić. Co musiały uczynić. Czymkolwiek była ta świetlista ściana przed ich porywaczem, tak Lotte wiedziała, że była dla nich końcem. Sammy, jedna ze złodziejskich bestyjek wspominała coś o dużej ilości krwi, a syrenka nie lubiła nawet widoku własnej. Zresztą, ten odcień na pewno do niej nie pasował. Podobnie jak pośmiertny fiolet, zauważa, szarość spojrzenia całkowicie zawieszając na Lyrze. Lucyferze, miej nas w opiece. Lucyferze, prowadź nas. Zaufaj mi, powiedziała. Cały koloryt na przemarzniętej ślicznej buzi ucieka, a ona ma ochotę krzyczeć, krzyczeć i krzyczeć. Jak mogła teraz zaufać czemukolwiek? Komukolwiek? Ale nie miały wyjścia, oczywiście, że nie miały. Ziarnka piasku przesypują się przecież dalej. Lucyferze, daj nam siłę. Lucyferze, chroń nas. — Dobrze — szepce, przełykając ślinę, strach, własne słabości. Śmierć na własnych warunkach oraz nikła nadzieja, to było im ofiarowane — Tylko... — rzuca prędkie spojrzenie, upewniając się, że Anioł wciąż jest od nich odwrócony. Szybki gest, pojedynczy środkowy palec unosi się, nim wzajemnie złapią się za nadgarstki. Mocno, stabilnie, tak jakby dla siebie były ostatnią deską ratunku, tratwą na rwącej rzece, mrożoną kawą w upalny dzień. Lucyferze, przynieś mi szczęście. Lucyferze, przynieś mi miłość. Skoczyły. W dół. Na śmierć i na życie. Łzy popłynęły gęsto, nieistotny był oddech, ściśnięcie płuc, a jedynie wiatr we włosach. Od spodu, wiatr od spodu. Wyobraża sobie, desperacko, z paniką, z duszą na ramieniu oraz skruszałą pewnością siebie. Ale może to zrobić, muszą to zrobić. Przetrwają. — Ventus — wrzeszczy, bardzo mało elegancko. Już nie z taką gracją, ale na wszystko, co drogie oraz modne, one spadają. Musiała zrobić coś więcej — Ventus Magnus — krzyczy, wyobrażając sobie, że silny wiatr popycha je od dołu, że spowalnia upadek, że nieuchronna tafla wody nie rozbije jej kosteczek na tysiące fragmentów. Ona nawet nie wiedziała, ile ma kości, lecz była pewna, że chce mieć je wszystkie w JEDNYM kawałku — Ventus Magnus — próbuje jeszcze raz, ten ostatni, zanim jej losy będą już policzone. Lucyferze, przynieś mi spokój. Lucyferze, podaruj mi sen. Byle nie ten wieczny. | #1: ventus; próg: 45 #2: Ventus Magnus; próg 55 #3: Ventus Magnus; próg 55 #4: siła woli 5 + modlitwa dla Lucyfera: 10 |
Wiek : 21
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : Debiutantka w rodzinnym teatrze