Zatoka Syreniego Żalu To urokliwe miejsce owiane ją złą sławą, co na nieszczęście, nierzadko sprowadza w te rejony spragionych przygody turystów. W okolicy na przestrzeni ostatnich setek lat często dochodziło do zaginięć, a ciała zwykle albo nie odnajdywały się, albo woda wyrzucała je na brzeg w nienaturalnych pozycjach. Według miejskich legend to zwłaszcza w tej zatoce zobaczyć można syreny, czule witające się z przechodniami, a potem wabiące ich do wody aby dokonać rzezi. Pomimo wielu plotek, teren pozostaje niezabezpieczony, a oficjalne dowody istnienia tych mistycznych stworzeń nigdy nie ujrzały światłą dziennego. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
26 lutego 1985, 12:00 Tego dnia morze było wzburzone. Najkrótszy miesiąc roku powoli kończył się, zostawiając zmarzlinę w przeszłości i szeptem sugerując, że zaraz nadejdzie wiosna. Pojedyncze kępki trawy porankami bywały zmrożone, jakby ktoś rozlał na nie wiadro szronu. Plaża już dawno pozbawiona była śniegu, gdzieniegdzie w mieście mogliście znaleźć jeszcze pojedyncze grządki białego puchu, ukryte w cieniu kamienic, ale nie tutaj. Ocean uderzał od wschodu, a majaczące nad nim wysoko słońce, dzisiaj chowało się za chmurą. Chociaż często wybrzeże Maywater było ulubionym miejscem spacerowiczów, dzisiaj zdawało się, jakby wszyscy zgodnie preferowali umieszczona wyżej promenadę, albo środek nadmorskiej wioski, gdzie wiatr hulał znacznie spokojniej. Najpiękniejsze zachody słońca były zimą — to prawda znana od pokoleń, również Wam. Niebo mieniło się wczorajszego wieczora farbami czerwonymi, różowymi i fioletowymi i nawet zimno nie mogło przeszkodzić w podziwianiu tej aury. Oglądanie jej nad oceanem musiało być widokiem wspaniałym, ale nikt z Was nie mógł spodziewać się, że znajdując się tego dnia u wybrzeży i spoglądając w górę, dostrzeże tę samą chmurę co wczoraj. Wydawało się, jakby została tam od wczoraj. Jakby niewzruszona przemijaniem dnia i nocy zawisła nad całym Hellridge i postanowiła zadomowić się tutaj. Była jeszcze bardziej ruda, nienaturalnie wręcz, ale wszyscy uczeni i ci, którzy brali życie na chłopski rozum, uznali, że to tylko ciekawe zjawisko meteorologiczne. Zresztą, Hellridge od zawsze było dziwne, tak wiele słyszało się tutaj o eksperymentach wojskowych albo UFO, które ponoć miało mieć wpływ na to miejsce. Nigdy nikt nie potwierdził rzekomych doniesień, Wy zresztą znaliście prawdę. To magia. Było południe. Mroźne, jasne (choć spowite w rudej chmurze) południe. Chociaż chłód wpisany był w tę porę roku, tak dzisiaj zdawał się on jakby mniejszy. Pierwsze wiosenne podrygi dotarły nawet do tej części Maywater, odsuniętej znacząco od głównych budynków mieszkalnych, turystycznych restauracji, czy szosy, przez którą raz na jakiś czas pędził rozklekotany samochód. Na plaży wiało znacznie bardziej niż w mieście, jakby ktoś chwycił wicher w usta i jednostajnie świsnął nim w Waszą stronę. Każdy z Was doskonale znał to miejsce. Zatoka Syreniego Żalu była przestrzenią przerażającą, wokół której narastały legendy i przykre skojarzenia, ale te nie dotyczyły nieprzeciętnych mieszkańców regionu, w których ciałach i duszach zakorzeniła się dziwna odmienność — syrenia niedola. Ze wszystkich przestrzeni w Maywater to zdawało się najprzyjemniejszym do kąpieli, których regularnie musieliście zażywać. Być może to właśnie ich zew przywlókł Was dzisiaj w to miejsce albo zwykły przypadek czy chęć odcięcia się na krótki moment od przytłaczającej ludzkiej rzeczywistości. Plaża w tym miejscu miała przynajmniej od 80 do nawet 120 metrów. Od wschodu uderzał w nią ocean, gdzieniegdzie poprzetykany ostrymi skałami. Te wieńczyły się na południu wysokimi klifami. Na północ od Was rozciągał się długi teren do spacerów, nawet w sezonie, uczęszczany dość rzadko, dzisiaj niemal zupełnie pusty. Minęła Was jedna kobieta o długich jasnych włosach, która pomimo niepogody wracała na boso z klifów, uśmiechając się nienagannie do każdego, aż w końcu zniknęła na horyzoncie. Od zachodu oddzielał Was klif na tyle wysoki, że drzewa porastające go zdawały się już w niebie (przynajmniej z Waszej perspektywy). Spacer do miasta z tego punktu zająłby przynajmniej godzinę. Jeśli patrzyliście na ocean, w klifie za Waszymi plecami mieliście małą cieśninę, zbyt wąską, aby przeszedł przez nią człowiek, zbyt ciemną, aby dostrzec, co jest w jej środku. Krążyły o niej legendy, a ci niemagiczni, którzy mieli w sobie resztki zdrowego rozsądku, twierdzili, że to właśnie tam giną ci wszyscy ludzie, którzy niepotrzebnie zapuścili się do Zatoki Syreniego Żalu. Wy znaliście prawdę. To syreny były ich przekleństwem. Nad Waszymi głowami od strony północy wisiała chmura, którą wcześniej mogliście zaobserwować w Hellridge, ale byliście u jej brzegów. Wytężając wzrok, mogliście bez trudu dostrzec jej kraniec, a nad nim błękitne zimowe niebo. Tego dnia nie padał tu śnieg. Było spokojnie. Czas przesunął się o minutę. 12:01. Trzask. Z północy z góry usłyszeliście dźwięk przypominający wystrzał z armaty albo błyskawice (chociaż niebo nie rozświetliło się nawet na moment). Chociaż huk niósł się po okolicy, szybko przemijał, był odległy od Was i nie męczył Waszych uszu. Mogliście mieć wrażenie, jakby powietrze dziwnie ochłodziło się, a wiatr zataczający wcześniej kręgi i rozbijający o brzeg fale, zaplątał się i zaczął wiać w dół. Jego siła była dostateczna, abyście mieli trudności z utrzymaniem się na nogach. Mogliście zauważyć, że kawałek rudej chmury wiszącej nad Wami urwał się razem z hukiem i nie musieliście być uczonymi, by stwierdzić, że to niemożliwe. Ten opadał coraz niżej, jakby mgła powoli schodziła na Maywater. Mgła w kolorze cyny. Gdzieś daleko rozległ się kolejny huk, a gęsty i szeroki na dobry kilometr urywek chmury, opadał niżej, smagany wiatrem prosto w Waszą stronę — stojących na plaży. Witam Was na wydarzeniu Na całej połaci krew. Od tej pory Wasze postacie znajdują się w sytuacji zagrożenia zdrowia lub życia, a to oznacza, że nie powinniście rozgrywać wątków mających miejsce po 26 lutego 1985. Do momentu publikacji pierwszego posta w wydarzeniu możecie jeszcze kupować ekwipunek lub zgłaszać ewentualny rozwój postaci. Następnie taka opcja zostanie wstrzymana aż do zakończenia I części wydarzenia. W pierwszym poście powinniście wypisać swój ekwipunek. Zasady i limity w ekwipunku znajdziecie w temacie mechaniki fabularnej. Opiszcie też swój ubiór. Im dokładniejszy będzie opis, tym lepiej będę mogła się do niego odnosić (można pominąć bieliznę...). Zaznaczcie też rzeczy nieznajdujące się w sklepiku mistrza gry, które macie ze sobą (np. papierosy, albo łyżka do butów). W poście możecie odnieść się do tego, co zostało w nim opisane, a także (co najważniejsze) do tego, co zrobiliście po usłyszeniu ostatniego huku i dostrzeżeniu urwanego kawałka chmury. Powody, dla których znaleźliście się w Zatoce Syreniego Żalu, wybierzcie sami. Mogą być związane z prywatnymi sprawami, z wolą przypadku, zewem natury, a mogliście też wybrać się tu wspólnie. Nie będzie to miało znaczenia w dalszej części wydarzenia. Parę zasad: - Mistrz Gry bierze pod uwagę tylko akcje opisane w poście, nie będzie uznawać domysłów albo informacji przekazywanych prywatnie. W każdym poście możecie zawrzeć 2 akcje. Pierwszego rzutu kością możecie dokonać w kostnicy, a następnie zamieścić link do owego rzutu. Drugi rzut powinien być wykonany w poście. - Przemieszczanie się nie jest akcją (w granicach zdrowego rozsądku). - Nie należy rzucać kością na perswazję, kłamstwo, aktorstwo, dowodzenie, lub inne czynności z zakresu charyzmy. Będę brać pod uwagę odegranie danej zdolności oraz statystykę postaci. - Jeśli chcecie przyjrzeć się czemuś bliżej, należy wskazać w poście obiekt, a następnie rzucić kością na statystykę talentu dodając odpowiedni bonus za percepcje. - Na ten moment nie możecie przyprowadzić ze sobą postaci NPC, które będą od Was zależne. Wasze akcje muszą być samodzielne i jesteście zdani na siebie. Jedyni NPC w grze to Ci prowadzeni przez Mistrza Gry. - Czas na odpis będzie wynosić mniej więcej 72 godziny. Mistrz Gry uznaje nieobecności graczy, ale akcja na czas nieobecności nie zostanie wstrzymana. W przypadku nagminnych spóźnień z odpisami albo całkowitego zniknięcia postać mogą spotkać konsekwencje. Mistrz Gry uznaje tylko nieobecności zgłoszone wcześniej w temacie aktualizacji. - Przypominam, że post z rzutem nie może być edytowany. W najlepszym przypadku akcja zostanie uznana za nieważną. W razie potrzeby edycji (literówki, drobne błędy i inne takie), proszę o kontakt ze mną. - Dla wspólnej dobrej zabawy proszę by wszystkie postaci biorące udział w wydarzeniu uzupełniły pole triggerów oraz informacji dla mistrza gry. - Aby (nieco ślepy) Mistrz Gry nic nie pominął, proszę Was o używanie znacznika [ b ] przy dialogu oraz znacznika [ u ] przy oznaczaniu wykonywanej akcji. Warto też będzie wypisać w adnotacji dokonywane akcje, dzięki czemu (ten sam ślepawy) Mistrz Gry nie popełni błędu. W razie jakichkolwiek pytań albo wątpliwości zapraszam na discorda, albo na pw na konto Franka. Punkty życia: Lotte Overtone 141/141 Lyra Vandenberg 153/153 Vincent Sdunk 146/146 Xiulan Yimu 157/157 Czas na odpis macie do poniedziałku (27.02) do 20:00. Powodzenia i dobrej zabawy! |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Vincent Sdunk
Na szczęście zima powoli stawała się przeszłością. Najpaskudniejsza pora roku odchodziła, a wszelkie jej oznaki znikały w oczach. Dosłownie. Niektóre dni były takie, że mogłem wpatrywać się w śnieżne zaspy i być świadkiem tego, jak znikają. Co prawda głównie przez padający deszcz, niż przez ciepło, ale widok i tak mnie cieszył. Można śmiało przyznać, że wiosna wprowadzała mnie w znacznie przyjemniejszy nastrój i mniej rzeczy mnie irytowało. Być może przesilenie zimowe w końcu zaczynało wypuszczać mnie ze swoich sideł. Siedziałem na plaży w Zatoce Syreniego Żalu. Miejsce to, okryte niesławą, było spokojne, bym mógł cieszyć się ciszą i pięknym widokiem. Dzisiejszego dnia ocean był wzburzony, więc na plaży było niesamowicie wilgotno. Niemalże czułem, jak wystająca spod czapki grzywka skręca się na moim czole i dlatego właśnie nasunąłem ją mocniej na głowę. Było mi zimno, jednak nie spieszyłem się do powrotu do domu. Przeciwnie, chciałbym siedzieć tutaj jak najdłużej. Sceneria, pomimo chłodu, bardzo mi odpowiadała i inspirowała, dlatego też szybko zająłem się malowaniem. Obraz nie składał się z niczego twórczego. Malowałem bowiem ocean. Wzburzone szare fale przyjemnie odcinały się na tle czerwonego nieba. Widok zapierał dech i minęło kilkanaście minut, zanim dotarło do mnie, że podobny widok widziałem wczoraj. Początkowo nie przejąłem się tym zbyt mocno. Pogoda lubiła się przecież powtarzać, a ja sam nie przykładałem do niej aż tak wielkiej uwagi, by móc stwierdzić, że niebo wygląda niemal identycznie do tego, co widziałem wczoraj. Ot czerwone chmury. Moja matka, gdy jeszcze żyła, zawsze wspominała, że czerwone niebo nie zwiastowało niczego dobrego. Uważała to za ostrzeżenie przed zbliżającą się wichurą. Wzburzone wody oceanu zdawały się potwierdzać tę hipotezę. Nic sobie jednak nie robiłem z tego ostrzeżenia. Siedziałem, korzystając z faktu, że mogę widok ten przenieść na karty mojego szkicownika. Nawet jeśli obraz pewnie zostanie szybko zniszczony, bo stracę cierpliwość i nie pozwolę mu wyschnąć, zanim zamknę szkicownik. Robiąc kolejne pociągnięcie pędzlem, spojrzałem w górę. Chmura wisiała wysoko, niemal nie zmieniając swojego położenia. Opuściłem wzrok. Niedaleko mnie przemknęła kobieta, której widoku z całą pewnością bym się tutaj nie spodziewał, niemniej jednak nie obdarowałem jej większą uwagą. Zauważyłem, że była bosa, co oczywiście mnie zdziwiło. Ludzie jednak byli dziwni i robili dziwne rzeczy. Nie miałem ochoty się nad tym zastanawiać zbyt długo. Chciałem wrócić do malowania. Sylwetki innych postaci majaczyły gdzieś w pobliżu. Nie zdążyłem jednak przyłożyć pędzla do papieru, gdy rozległ się głośny huk. Hałas ten był na tyle silny i zaskakujący, że zarówno pędzel, jak i szkicownik wypadły mi z rąk. Podniosłem wszystko, z żalem przyglądając się, jak wilgotny piasek przykleił się do mojego obrazu. Zatrzasnąłem szkicownik, przeklinając pod nosem, co zbiegło się w czasie z odgłosami kolejnych wybuchów. Nie wiedziałem, co się działo, więc stałem w miejscu, przyglądając się, jak dziwna mgła sunęła po plaży. Być może była to idealna okazja do tego, by zanurzyć się w wodzie, pomyślałem. Ekwipunek: Od MG: nóż i nić Ariadny Rzeczy Vincenta, których nie ma w sklepiku: Szkicownik, Farbki, termos z ciepłą herbatą i kanapki. |
Wiek : 26
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : kwiaciarka
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
Natura to żywioł, z którym nie wygrasz, złociutka. Jej matka lubiła powtarzać to za każdym razem, gdy udawały się na wybrzeże. Słone powietrze gryzło ją w oczy, a w cieplejszych porach słońce parzyło skórę, ale nieważne co, zawsze jeździły. Shirley paliła papierosa przed wejściem, gasząc go potem w piasku i spoglądała na wzburzone fale, jakby z tęsknotą. Szła potem przed siebie, a Lyra wraz za nią, długo nie rozumiejąc, dlaczego muszą to robić. Dlaczego nie mogą być po prostu ludźmi, czarownicami jak każda inna w jej szkółce. Zrozumiała, gdy pewnego dnia przestała chodzić, aż niechodzenie weszło jej tak głęboko w kości, że nawet z własnej woli nie mogła się ruszyć z materaca. Teraz Teresa pilnowała jej jak strażnik więzienny, wisząc nad jej uchem i z głośnym piskiem mazaka zaznaczając w kalendarzu dni od jej ostatniej kąpieli. Nie była pewna, czy to się dzisiaj wydarzy. Czasami przyjeżdżała tu, parkowała nieco niżej i wspinała się potem, aby podziwiać pełen widok na ocean. Z daleka. Dziś niebo malowało się szkarłatem — widok mógłby być niecodzienny, jednak gdy codzienność zawsze malowana jest w dziwnych kolorach, mało rzeczy przestaje dziwić. Ładne, pomyślała, zastanawiając się przez chwilę, czy Cecil również to widzi. Spodobałoby mu się. Paliła papierosa, gdy kobieta o jasnych włosach minęła ją z uśmiechem. Lyra odwzajemniła go, lekko zdezorientowana niecodzienną sympatią, szybko jednak wyrzucając ją z pamięci. Chwilę później huk skutecznie zwrócił jej uwagę, papieros wypadł jej z dłoni i opadł na zimną ziemię. — Cholera — mruknęła, gasząc go butem. Tragedia straconego papierosa jednak nie trwała długo; osobliwa chmura zaczęła niebezpiecznie szybko zbliżać się w stronę miejsca, gdzie się znajdowała. Była po bardzo intensywnym maratonie filmów science fiction wraz z Theą i Theresą, stąd pierwszą myślą w jej głowie było, że chmura nie wyglądała, jakby miała zamiar przyjść i zjeść z nią podwieczorek. To, że ledwo ustała na nogach, było znacznym dowodem w tej sprawie. Rozejrzała się za najbliższym oraz najszybszym zejściem w stronę terenu dla spacerowiczów, aby móc bezpiecznie dostać się do swojego samochodu i ruszyła w tamtą stronę. Wzrokiem minęła mężczyznę, który w pośpiechu zbierał swoje materiały plastyczne, jednak nie zdawał się zbyt przejęty nadciągającą w ich stronę mgłą. Cóż — jego problem. Otuliła się mocniej jeansową, wytłoczoną od środka wełną kurtką i próbowała osłonić przed wiejącym w oczy zrywem wiatru i poklepała znajdujący się w kieszeni spodni zwinięty scyzoryk. Ekwipunek: Sklep MG: nóż (scyzoryk), auto niskiej klasy. Inne: apteczka z podstawowym wyposażeniem w samochodzie, kasety z muzyką, ręcznik i ubranie na przebranie, butelka wody; przy sobie papierosy i zapalniczka. |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Lotte Overtone
Czasem ma wrażenie, że ją wzywa. Morska toń, ciemne niezbadane przez żadne ludzkie oko odmęty, piaszczyste plaże witające ją jak swoją z dawna niewidzianą przyjaciółkę, zagubiony element wszechświata, który wreszcie się odnalazł. Szum fal szeptał do niej o tęsknocie, pojedyncze muszle przypominały klejnoty pyszniące się na jej cześć, a nieliczne wiązanki glonów niby oślizgły dywan ścieliły się pod jej stopami, zapraszając czule, by skryła się w ramiona umiłowanego żywiołu. Kiedy tkwiła w niej jeszcze przekora, protest wobec tego kim jest oraz jak bardzo opinia publiczna jest negatywnie nastawiona wobec jej gatunku, zwykła rozpaczać i tupać nóżką, gdy ojciec przekonywał ją o konieczności kąpieli, o skutkach ubocznych, jakie wiążą się z odmawianiem przybrania właściwej dziewczynce postaci. Pamiętała, że od oceanu starała się trzymać jak najdalej, uciekała ile sił w drobnym ciele, byle dalej, najlepiej po zupełnie drugiej stronie miasta, bo nie była jakimś potworem. Ale choćby nie wiadomo jak się wzbraniała, kłóciła oraz wypłakiwała szare oczy, melancholijna pieśń wody stawała się coraz głośniejsza, nęcąc i kusząc, błagając, żeby zaprzestała zaprzeczać własnej naturze, by nie opierała się zewowi, który z taką łatwością kruszył wszystkie nałożone na śliczną buzię maski. W pewnym momencie przestała, pozwoliła słonej cieczy osiąść na duszy, werżnąć się w wąskie korytarze żył i pozostać z nią na zawsze, podczas gdy przeraźliwy lęk zakorzeniał się stopniowo w sercu blondynki. Że ktoś kiedyś rozpozna, że zrozumie to, kim tak naprawdę była, dlatego stawała się ostrożniejsza. Nigdy nie planowała w tych samych odstępach czasu swoich zanurzeń, raz w tygodniu przynajmniej przechadzała się w znudzeniu po ścieżce spacerowej, czerpiąc z uroku otoczenia. Tak w zasadzie było i teraz, wszystko się zgadzało — zarówno spacer, jak i znudzenie. Obejmowała się ramionami, zanurzając smukłe palce w bieli noszonego futra, które przyjemnie ogrzewało sobą smukłą sylwetkę. Wyglądało wspaniale wraz z kaszmirowym czarnym sweterkiem, luźno opadającym na popielatą spódniczkę do kolan, jasną skórę nóg skrywały równie czarne zakolanówki i nawet nie krzywiła się tak bardzo na zimowe buty na płaskim obcasie, przez które czuła się niebywale nisko. Wzrokiem z początku sięgała Zatoki Syreniego Żalu, nieświadomie zbaczając ze ścieżki spacerowej prosto na plażę, potem uwagę jej całkowicie przykuła chmura, w którą wpatrywała się ze zmarszczonymi brwiami, spojrzenie odwracając, dopiero gdy mijała ją jasnowłosa kobieta. Słodycz uśmiechu rozlała się na wargi muśnięte różową szminką, odpowiadając na równie miły gest. Nie była nawet zniesmaczona bosymi stopami zimową porą, Lucyfer jeden wie, że spotykała się z dziwniejszymi przypadkami, w końcu uczęszczała na Uniwersytet pośród pospolitych ludzi. Przez ledwie parę sekund Lotte zastanawiała się usilnie, czy ten pomarańcz powinna uznać za coś ładnego, szpetnego, czy też przypasować do czegoś, co nie było nawet warte wspomnienia przy kolacji. Nie zdążyła podjąć decyzji, huk zakłócił wszelkie dywagacje, pozostawiając tylko i wyłącznie rozchylone w zaskoczeniu usta oraz szeroko otwarte oczęta. Zrobiło się zimno, wiatr wiał bardzo podle, podrywając do góry pojedyncze złote loki, zmuszając drobne ciało do wykonania paru kroków do tyłu pod wpływem jego siły. Mrużyła oczy, próbując dostrzec cokolwiek w opadającym fragmencie chmury, pojąć, czy rzeczywiście była to tylko zwyczajna mgła, czy może coś więcej zauważy, chociaż jak padł kolejny huk, tak zgasły w niej zapędy młodego odkrywcy, nakazując się czym prędzej ewakuować z miejsca, w którym stała. | ekwipunek: pentakl, athame, scyzoryk (schowany w kieszeni futra), czas w butelce. Inne: niemagiczna modna torebka, w której znajduje się puder kompaktowy z lusterkiem, mała szczotka z końskiego włosia, miętowa guma do żucia oraz zwinięte rolki dolarów w uroczym portfeliku. rzut pierwszy: percepcja. |
Wiek : 21
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : Debiutantka w rodzinnym teatrze
Stwórca
The member 'Lotte Overtone' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 68 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Xiulan Yimu
Bliskość wody była ważna dla Xiulan na co dzień, dla jej komfortu psychicznego, stąd też wybrała Maywater na miejsce zamieszkania. Czasem jednak, tak jak dzisiaj, nie tylko przechadzanie się wzdłuż oceanu było ważne, lecz i samo zanurzenie się w tym najważniejszym z żywiołów miało niebagatelne znaczenie. Z tego też powodu, chęcia zażycia zbawiennej kąpieli, Xiulan znalazła się tego dnia w zatoce. Zima to nie była najprzyjemniejsza z pór roku, Chinka zdecydowanie bolem wolała letnie kąpiele, jednak oczywiście nie mogła tego odkładać tak długo. Warstwa śniegu zalegała na podłożu, po którym krok za krokiem stąpała Xiulan do upragnionego celu. Już niedługo wzbierająca w niej ochota znajdzie ujście. Ze względów bezpieczeństwa nie mogła zanurzać się tyle razy ile by chciała, dziś jednak sobie tego nie odmówi. Ocean miał dziś dla niej jej własną, syrenią pieśń i nie zamierzała się wzbraniać. Walka z własną naturą nie miała najmniejszego sensu, zresztą Xiulan nigdy tego nie robiła, uważała osobiście, że bycie syreną stawia ją nieco wyżej niż nich innych, jako lepszą formę w ewolucji czy coś takiego. Spacerując teraz miała na sobie grube czarne kozaki, odpowiednie na ta pogodę, czarne futro, pod którym miała szarą bluzę i charakterystyczną bluzę w chińskim stylu, w ciemniejszym odcieniu szarości. Na pewno każda z rzeczy jasno mówiła o tym, że właścicielka do biednych nie należy. Przez pewien czas wszystko wyglądało zupełnie normalnie, Xiulan zboczyła na plażę, na której jednak zobaczyła, że nie jest sama, tak jakby tego chciała. Jej myślom jednak nie było dane się na tym skupić. Jej uwagę przykuła dziwna chmura, o niespotykanym kolorze, nigdy wcześniej nie widziała czegoś takiego ani tutaj nia nigdzie indziej. Nie spodziewała się tego, tak jak niespodziewała się huku, który wydarzył się zaraz potem. Wyraźnie zdziwiona zmarszczyła czoło. Na powiewy zimna zareagowała jeszcze mocniejszym zaciśnięciem swojego futra. Lilith jedna wiedziała co tutaj się działo. Wiedząc, że wiatr od morza będzie najsilnieszy na plaży zaczęła się nieco wycofywać, przypatrując się również dziwnej chmurze, szukając wyjaśnienia dla dziwnych zjawisk, które miały miejsce. Ekwipunek: pentakl, athame Ekwipunek niemagiczny: Torebka, szminka, portfel, pudełko chusteczek |
Wiek : 32
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zjawisko opadającej coraz niżej mgły, aż w końcu ta osiadała na ziemi, nie było niczym wyjątkowym. W swoim życiu doświadczaliście już chłodów i mgieł, zwłaszcza w Hellridge, gdzie widoczność zawsze zdawała się pogrążona w mlecznej poświacie. Nigdy jednak nie mogliście doświadczyć tego, co stało się dziś na Waszych oczach. Gdy drugi huk rozniósł się po okolicy, wkrótce milknąc w echu, z urwany z nieba kawałek rudawej chmury, jakby stracił nad sobą kontrolę i wraz z silnym wiatrem szybował teraz w dół, wprost w Waszą stronę. Vincencie, Lotte, Xiulan, gdy parzyliście w stronę nadciągającej mgły na pierwszy rzut oka, oprócz wyjątkowego, nieco miedzianego koloru, nie byliście w stanie dostrzec w niej nic, co wzbudziłoby Waszą szczególną uwagę. Dopiero w miarę jej przybliżania się, wszyscy bez trudu mogliście dostrzec, że w nietypowy sposób mieni się ona w świetle, jakby w wielki kłąb ktoś rozsypał małą ilość brokatowych drobinek, odbijających zimne promienie słoneczne, ledwo wyglądające zza chmury. Lotte, Ty przypatrywałaś się nadciągającej mgle z wyjątkową uwagą, zobaczyłaś w niej coś jeszcze. Dwa krystalicznobiałe punkty, wyróżniały się na czerwonawym tle. Musiało minąć kilka długich sekund i parę kolejnych silnych podmuchów wiatru, byś dostrzegła, że mają one kształt piór, wielkością nieprzekraczających długości dłoni, jakby zgubiła je mewa. Nie to było w nich najdziwniejsze. Pióra wcale nie przemieszczały się zgodnie z wiatrem, poruszającym chmurę w Waszą stronę — zdawały się do niej przyklejone. Nie zdążyłaś dostrzec nic więcej, za chwilę te zniknęły Ci z oczu. Lyro, chęć wyjścia z plaży była racjonalnym pomysłem. Nietypowe zjawisko pogodowe najlepiej było obserwować ze znaczącej odległości. Wyjście z plaży dostrzegłaś około 200 metrów dalej w stronę Maywater, w tym samym miejscu, w którym wchodziłaś na nią, zostawiając swoje auto na pobliskim parkingu. Widziana przez Ciebie wcześniej jasnowłosa kobieta, skręcała właśnie w jego stronę, gdy zbliżająca się mgła odebrała Ci pełną widoczność. Wiatr, który się zerwał, utrudniał Wam stabilne stanie, zwłaszcza na piasku, chociaż nie mieliście wielkiego problemu z utrzymaniem się na nogach. Obijając się o skały, świszczał nieprzyjemnie, aż nagle, ucichł. Wszystko wokół stanęło, nawet fale zupełnie się uspokoiły, przypominając teraz bardziej taflę jeziora. Powietrze niemal zupełnie się nie ruszało. Wystarczyły dwa, może trzy mrugnięcia i wokół siebie nie widzieliście już nic. Urwana prosto z karminowej chmury mgła zupełnie Was otoczyła. Powietrze wokół miało barwę dość jasną, jakby do typowego i znanego Wam zjawiska mgły ktoś dodał kilka kropli czerwonego barwnika. Był on zauważalny, jakby ktoś nałożył Wam na twarz okulary z rudo-różowym filtrem. Mgła była gęsta na tyle, że jeśli tylko wyciągnęlibyście przed siebie wyprostowaną rękę, dostrzeżenie palców byłoby możliwe, ale ich krawędzie byłyby miękkie. Całkowita widoczność ograniczała się do około metra. Powietrze było wilgotne, jakby unosiła się mżawka, ale miało w sobie dużo tlenu. Nie musieliście obawiać się swobodnego oddechu. Zresztą, nawet w przypadku wysokiej wilgoci — byliście syrenami — woda nie była wam straszna. Z każdym kolejnym wdechem na języku mogliście poczuć dziwny posmak. Metaliczny i nietypowy posmak żelaza. Na początku mogło wydawać się Wam to tylko złudzeniem wywołanym przez fakt, że ucichł mroźny wiatr, ale im więcej czasu minęło, tym bardziej mieliście pewność, że całkowicie pozbawiona logicznego sensu była temperatura, w której się znaleźliście. Zamiast spodziewanych w tym dniu paru stopni na plusie, czuliście na swojej skórze ciepło, przypominające majowy poranek. Nie zrobiło się gorąco, ale zapięte pod szyje zimowe ubrania wydawały się wręcz zbędne. Gdyby ktoś spojrzał na Was teraz z lotu ptaka, staliście w mniej więcej równych od siebie odstępach. Najbliżej wyjścia z plaży znajdywała się Lyra, ale było ono zbyt daleko, byś mogła szybko opuścić to miejsce. Coś w środku podpowiadało Wam, że utknęliście w tej dziwnej mgle, a ucieczka wcale nie miała być taka prosta. Nie byłoby w tym nic złego, w końcu nie zdawała się ona szkodliwa. Ciepłe powietrze i pomarańczowo-różowa poświata wokół was były jedynymi niepokojącymi symptomami, gdy nagle ciszę niezmąconą nawet oceanem, przedarł wysoki damski krzyk. Dochodził on ze strony, w którą wcześniej zmierzała jasnowłosa, był piskliwy i długi, jakby stało się coś złego. Dźwięk przybliżał się w Waszą stronę, pełen nie bólu, a strachu. Druga tura. Witam Was jeszcze raz. Bardzo się cieszę, że wszyscy dotarliście do Zatoki Syreniego Krzyku. Obecnie, tak jak zaznaczone wyżej, nie jesteście w stanie dostrzec wokół siebie nic oprócz mgły. Nie jesteście pewni, gdzie znajdują się inne osoby, ale możecie je bez trudu usłyszeć. Przypominam o zasadzie maksymalnie dwóch akcji na turę (jeśli macie wątpliwości, co jest akcją, dajcie znać — pomogę). Punkty życia: Lotte Overtone 141/141 Lyra Vandenberg 153/153 Vincent Sdunk 146/146 Xiulan Yimu 157/157
Czas na odpis macie do soboty (4.03) do 22:00. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
Widok straciła z oczu szybciej, niż przypuszczała. Ledwo sylwetka kobiety zdążyła jej mignąć w oddali, a wiatr ustał i nagle znalazła się pośrodku gęstej mgły. Nie widziała już kobiety, nawet swoją dłoń ledwo mogła dostrzec, gdy wyciągnęła ją przed siebie. Mrugnęła kilka razy i uchyliła lekko usta, czując wtedy ten dziwny, metaliczny posmak. Na myśl przyszła jej krew — tak samo metaliczna, gdy przygryza sobie kawałek skóry na ustach lub rozcina palca przy krojeniu warzyw na obiad. Czerwony kolor być może również jej to zasugerował, nietypowe było to zjawisko, nawet jak na miasto, w którym mieszkali. Przemknęło jej przez myśl, że mogła być to również wyjątkowo dziwna wersja zaklęcia exhilaro, które wprawdzie potrafiło przywołać gęstą mgłę, jednak nie wyjaśniałoby to jej nietypowego koloru. Nie zamierzała jednak tracić czasu, na debatowanie czym jest to, co aktualnie utrudnia jej widzenie oraz sprawia, że szczelnie zapięta kurtka zdaje się być zbyt ciepłym okryciem, a spożytkować go na dostanie się w bezpieczne miejsce. Starała się nie kręcić, stać stabilnie tak, jak stała wcześniej, by nie zgubić kierunków, które zauważyła, zanim czerwona zupa zalała jej oczy. Zawahała się — samochód był daleko, w gęstej mgle i miejscu, skąd dobiegł krzyk kobiety. Lyra jej nie znała, nie czuła potrzeby, aby rzucać się jej na pomoc. Nawet jeśli uda jej się dotrzeć do samochodu, to co zrobi potem? Nigdzie nie odjedzie, jeśli tam również mgła jest tak gęsta, jak tutaj. Rozległa woda z kolei; ona mogła zadziałać. Pod wodą mgły nie było, a jako syrenie, zdecydowanie bezpieczniej będzie jej przeczekać to nietypowe zjawisko pogodowe pod jej taflą. Spojrzała w dół na swoje jeansy — będzie ich szkoda, pomyślała. Nie byłby to jednak pierwszy raz, gdy trafi ubrania w takich okolicznościach, a w samochodzie zawsze wozi coś na zmianę. Zamknęła oczy, próbując przypomnieć sobie, w którą stronę iść, aby trafić na wejście do wody. — Leviora — powiedziała, dłonią dotykając pentaklu ukrytego pod materiałem jej koszulki. W drugiej jej dłoni pojawiła się latarnia światła, którą miała nadzieję rozświetlić nieco drogę, jaką zamierzała pokonać. Następnie ruszyła w stronę oceanu, do najbardziej naturalnego schronienia, jakie jako syrena była sobie w stanie wyobrazić. Rzut w kostnicy na zaklęcie Leviora: 63 + 13 = 76 [próg zaklęcia: 30] |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Lotte Overtone
Czas rozpadł się wraz z drugim hukiem. Niewidzialne włoski na karku unoszą się i nie wie, czy to przez rozszalały zimowy wiatr smagający delikatną sylwetkę, w swym okrucieństwie próbujący zwalić ją z nóg jakby był jakimś przystojnym kawalerem, modelem wyjętym prosto z pierwszych okładek modnych magazynów, czy też przez dziwną chmurę, swoistą anomalię, której źródła absolutnie nie znała. Być może był to wynik jej trudnych relacji ze szkolnymi podręcznikami, które zamiast wzbudzać fascynację, tak wywoływały tylko i wyłącznie znudzenie oraz niechęć do kontynuowania wątpliwego związku z nimi, a może tkwiła w tym jakaś tajemnica, ekscytujący sekret, który to powinien wprawić serce w ekstatyczny trzepot, lecz zamiast tego miała wrażenie, że ono zamiera. Odległość między jedną sekundą a drugą zwiększa się raptownie, a przecież wszystko nadal dmie, natura wciąż krzyczy, a jednak wszystko spowalnia. Mgła rozlewa się przed jej oczami, niepokojący kołtun czerwieni oraz koloru pomarańczowego, jednak dostrzega między kłębami coś jeszcze. Biel piór nie pasuje do tego zestawienia, nie do końca jest w stanie określić, czy to mewi puch, czy innego ptaszydła, jedyne pierze, jakie ją interesowało to tylko to w poduszkach i ewentualnie jako element ubrań, tylko nie spotkała się jeszcze z piórem, które nie podążałoby wraz z wiatrem, a bardziej wydawało się przykleić do samego zjawiska. Niedobrze, zdążyła podsumować, zanim minuty wróciły na swoje miejsce, a wszystko wokół ucichło. Milczenie to nie ma w sobie nic z ulgi, teatralna dusza szepce, że tkwi w tym napięcie, niepokój, ślepe oczekiwanie na to, co ma się wydarzyć. A potem mgła spowija wszystko i nie ma już nic. Widoczność zostaje ograniczona, powietrze jest wilgotne, otoczenie skąpane w rudo-różowej poświacie i kiedy na języku wyczuwa posmak żelaza, Lotte nie waha się nawet przez chwilę. To oczywiste, że to wina rządu. Niemagiczny świat raz jeszcze wylał najpewniej coś do oceanu i teraz chemikalia uniosły się w powietrzu, którym ona teraz oddycha. O nie, nie, nie, nie. Blondynka nim na dobre rozezna się z sytuacji, z ramienia ściąga torebkę oraz futro, sprawnymi ruchami przez pierś zawiesza długi pasek, a następnie na głowę zarzuca okrycie na tyle głęboko, aby żaden pukiel nie był narażony na styczność z czymkolwiek. Co jeśli jej włosy popsują się od tego powietrza? Czy jakikolwiek fryzjer sprowadzony przez tatusia byłby sobie w stanie poradzić z pozostałościami skażenia na kosmykach? Nie mogła ryzykować, och nie mogła! Tylko co teraz? Logika podpowiada, żeby się stąd czym prędzej wyrwać, wydostać na ścieżkę spacerową i pomknąć niby rącza sarenka przed siebie, byle dalej. Nie miała charakteru odkrywcy, naukowca, który siedząc na piasku, będzie analizował wszystko, co niespotykane oraz roztkliwiał się nad każdym wrażeniem, jakiego doznaje, poczynając od ciepła w lutowy dzień. Charlotte należała do rezolutnych panienek, które doskonale wiedzą, kiedy należy się wycofać. I już ma wykonać pierwszy krok w nieznane, kiedy słyszy wrzask. Piskliwy, pełen przerażenia, który się zbliżał. Och, nie. Nie, nie, nie, Lotte była biała, bielutka jak mleko wypełniające szklankę, jak świeży śnieg na parapecie, jednak nie była aż tak biała. Nie sprawdzi tego, altruizmu też w sobie nie odnajdzie. Nazwijcie ją zimną suką, kimś, kto jest pozbawiony wszelkiej wrażliwości, bo jedyna wrażliwość, jaka ją interesowała w tym momencie, to jej własna. Upewniając się, że futro na głowie jest w miarę stabilne (okazuje się też ono całkiem niezłą bronią, biorąc pod uwagę, że może cisnąć je, żeby zaskoczyć, cokolwiek, co wywoływało ten lęk i zwyczajnie zwiać), kiedy chwyta za pentakl, który dotąd się krył pod materiałem sweterka (czy kaszmir źle reagował na tę wilgoć? Oby nie, bo syrenka była gotowa na łzy). — Spesbona — szepce, bo głośne dźwięki wydają się złym pomysłem, podobnie jak ogień. Być może mogła bez wstydu powiedzieć, że Włochy są naprawdę wspaniałą stolicą Paryża, a Europa to przepiękny kraj, ale kierunki świata znała. Kiedy określi, gdzie znajduje się północ, tak podąży w stronę, z której znajdowała się woda. Była syreną, to oczywiste, że najbezpieczniej było skryć się między falami, przeczekać wszystko, co niebezpieczne i umknąć prędko bez potrzeby obracania się przez ramię. Mając opracowany plan, czuła się złudnie spokojna, niemal zorganizowana, logiczna oraz rozsądna. HA! Była geniuszem i zamierzała się tego trzymać, tak jak swoich założeń. Bycie całym i zdrowym było lepszą opcją, niż durne bohaterstwo i zabawa w detektywa. | spesbona - próg 20; rzut: hop (krytyczny sukces) |
Wiek : 21
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : Debiutantka w rodzinnym teatrze
Xiulan Yimu
Xiulan przez chwilę patrzyła na zjawisko jak urzeczona, mimo, że nie udało się jej nic znaczącego dla charakteru tego zjawiska wypatrzeć, to jednak sam kolor był na tyle niespodziewany by ściągnąć jej uwagę. W miare upływu czasu zobaczyła też, że mgła mieni się w dosyć niezwykły sposób. Na pewno jakieś dziwne rzeczy miały miejsce teraz przed jej oczami. I zapewne rozmyślałaby dłużej nad tym zjawiskiem, gdyby nie efekty, które jak się wydawało zostały ściągnięte razem z nią. Wszystko z każdą chwilą robiło się coraz dziwniejsze. Jak na przykład dziwny i nieprzyjemny mocny wiatr, które nagle się zerwał, czy też mgła, która zgęstniała tak mocno, że nic nie było widać. Nic dobrego się za tym nie kryło, a przynajmniej takie przeczucie zaczęło coraz mocniej do świadomości Xiulan się przebijać. Postanowiła zrobić coś, żeby widzieć dokąd idzie. -Leviora rzuciła by oświetlić sobie drogę. Odczuła w tej chwili nagłą zmianę temperatury na zdecydowanie cieplejszą niż wynikałoby to z pory roku w jakiej się znajdowali. Rozpięła do tej pory szczelnie zapięte odzienie, a szalik włożyła do kieszeni. Działy się tutaj dziwne rzeczy, nie wiadomo było co może przynieść kolejna chwila. Krzyk jakiejś nieznajomej obok zwiastował, że może to nie być nic dobrego. Dalsze rozglądanie się naokoło nie przyniosło nic dobrego. Skoro jednak ona nie widziała nic, mogła też mieć nadzieję, że ktokolwiek inny jest na plaży również nie jest w stanie nic zobaczyć. Skierowała się więc w kierunku, który dla syreny byłby w tym momencie najbezpieczniejszy a więc do oceanu. Wyglądało to na zdecydowanie bezpieczniejszą decyzję niż pozostanie tutaj. Leviora próg:30 rzut klik |
Wiek : 32
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Maywater
Vincent Sdunk
Przeczuwałem, że ta mgła to nic dobrego. Meteorologiem nie byłem, by nie domyślić się, że nie było to nic normalnego, jednak nie potrafiłem tak w stu procentach określić, co mogłoby to znaczyć. Jej kolor i sposób, w jaki sunęła i połykała wszystko na swojej drodze, był niepokojący. Z całą pewnością nie chciałby stać w jej wnętrzu, jednak los miał dla mnie inne plany i w przeciągu kilku chwil znalazłem się w nim. W tej dziwnej mgle nie było nic normalnego. Musiałem się schować, nie wiedziałem tylko, co zrobić. Idealnym rozwiązaniem byłoby znaleźć się w domu. W swoim pokoju mógłbym to wszystko przeczekać. Niestety do domu miałem kawałek drogi, a warunki nie sprzyjały wędrówkom. Kolejnym logicznym schronieniem mogła okazać się woda. Mógłbym w niej przeczekać to wszystko. Gdy tajemnicza mgła mnie otoczyła, nie byłem w stanie widzieć już absolutnie niczego. Nie chciałem panikować, ale w chwili, gdy nie można polegać na swoich zmysłach, można poddać się lękom. Na szczęście byłem opanowaną osobą. Przez długie lata nauczyłem się już trzymać swoje emocje na wodzy i nie ulegać im, jeśli nie było źle. Sytuacja co prawda do najlepszych nie należała, ale szybka ocena pozwoliła mi stwierdzić, że na razie nie byłem w wielkim niebezpieczeństwie. Musiałem przeanalizować fakty. Dziwny kolor mgły był jak na razie jedynym, co mnie niepokoiło. Mgła nie była bowiem dziwnym zjawiskiem tak sama w sobie. W tej okolicy była ona dość częsta i jedyne co odróżniało tę konkretną mgłę od wszystkich innych, była jej barwa. Wziąłem głęboki wdech, zanim powietrze zgęstniało. Pole widzenia zostało ograniczone jeszcze bardziej, a huk i hałas nie pozwalał pozbierać myśli. O dziwo równie szybko wszystko uspokoiło się, jakby czas zatrzymał się w miejscu. Wtedy tez mogłem zobaczyć, że we mgle połyskują jakieś dziwne drobinki, a na języku szybko poczułem dziwny, ale znajomy metaliczny posmak. Od razu skojarzył mi się ze smakiem żelaza. Nie wiedziałem tylko, skąd w powietrzu mogłoby się unosić żelazo. Powietrze smakowało jak krew, bo przecież smak ten znałem doskonale, nie tylko z momentów, gdy podgryzałem sobie policzki albo rozcinałem wargi… Nie podobało mi się to chyba jeszcze bardziej niż sama mgła. Teraz miałem już pewność, że nie mam do czynienia ze zjawiskiem naturalnym. Musiałem się znaleźć w wodzie. To było jedyne logiczne posunięcie. Na szczęście wiedziałem doskonale, w którą stronę mam się udać, bo jeszcze niedawno malowałem obraz oceanu, a więc stałem na wprost niego. W krótkim czasie, który upłynął od momentu upuszczenia przeze mnie obrazu, nie zdążyłem zrobić zbyt wielu kroków, więc powinienem umieć je odtworzyć tak, by odnaleźć drogę do wody. – Sicutpetra – powiedziałem cicho, dotykając pentaklu, który miałem pod ubraniem. Ot tak na wszelki wypadek, bo nie miało to chyba znaczenia, czy mgła była magiczna, czy naturalna, ciągle było to zjawisko atmosferyczne. | Sicutpetra - próg 55; rzut - 85 + 12 = 97 punktów |
Wiek : 26
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : kwiaciarka
Wysoki i donośny krzyk nie ustawał, z każdą sekundą mogliście mieć wrażenie, jakby nasilał się, zbliżał do was o metr, o pięć, o piętnaście. Gęstość mgły uniemożliwiała dostrzeżenie, kto krzyczy, ale wystarczyło użyć prostej logiki, żeby wiedzieć, że jedyną podejrzaną o to jest blondynka, którą niedługo wcześniej widzieliście na plaży. Pozostawało pytanie — dlaczego krzyczy. Być może była z natury osobą wrażliwą, przerażoną i stroniącą od jakiegokolwiek ryzyka, a może we mgle spotkało ją coś, przez co nie mogła nad sobą zapanować. Nie byliście w stanie tego jednoznacznie określić, nikt z was jej nie znał. Lyro, skojarzony przez ciebie smak krwi, był słuszny. Wydawało się to najlogiczniejszym rozwiązaniem tej zagadki, chociaż nie mogłaś mieć pojęcia, skąd we mgle znalazło się jej tak wiele, że cała smakowała właśnie nią. Zaklęcie leviora, które rzuciłaś, szybko rozświetliło otoczenie, tworząc podążającą tuż obok Ciebie jasną kulę światła. Niestety, nie wskórała ona wiele, we mgle wszystko dalej było tak samo rudoróżowe, może ciut jaśniejsze, otoczenie dalej było gęste. Światło było dość słabe, wiedziałaś, że jeśli ktoś spojrzy na nie z odległości, w tej gęstwinie niczego nie zauważy. Wykonałaś kilka kroków w kierunku, w którym wydawało Ci się, że jest obecnie ocean, ale stopą nie napotkałaś na wodę. Być może był już blisko. Być może nie. Lotte, ochroniłaś swoje włosy, mogłaś mieć już niemal całkowitą pewność, że żadna normalna mgła nie przeniknie do nich, ale... wiedziałaś doskonale, że ta jedna mgła, nie była zwykła. Poczułaś od razu, jak Twoja skóra zrobiła się przyjemnie chłodniejsza. Otoczenie nie parzyło jej, nie wywoływało właściwie żadnego widocznego ani odczuwalnego efektu, oprócz przyjemnej temperatury, kojarzącej się z majowym popołudniem w parku, z tym że na ciele nie czułaś ani jednego podmuchu wiatru, nawet najmniejszego. Spryt dobrze podpowiedział ci, żeby rzucić czar pozwalający na określenie kierunków. Wiedziałaś, że ocean znajduje się na wschodzie i zdawałaś sobie sprawę, że określając północ, z łatwością odnajdziesz kierunek, w którym powinnaś zmierzać, żeby do niego dotrzeć. We mgle dostrzegłaś drobinki formujące się w strzałkę, która podpowiadała ci, gdzie znajduje się północ. Nie mogłaś jednak spodziewać się, że stanie się coś jeszcze. *Ten fragment tekstu został wysłany do Ciebie w wiadomości prywatnej. Możesz podzielić się nim jedynie fabularnie, opisując go ze swojej perspektywy.* Xiulan, rzucone zaklęcie oświetliło teren wokół ciebie, ale szybko dostrzegłaś, że nic to nie daje. Mgła była zbyt gęsta, żeby delikatne światło iluzorycznej latarni mogło przebić się przez nią. Co najwyżej kolory wokół zrobiły się jaśniejsze, a kula światła pozostała obok ciebie, co najwyżej dodając otuchy. Podążyłaś w stronę oceanu, ale pomimo wykonania kilku długich kroków, pod swoimi stopami nie poczułaś wody, tylko piasek. Nie byłaś w stanie w tej mgle określić, jak daleko znajdował się brzeg. Vincencie, świetnie radziłeś sobie z anatomią i nie mogłeś mieć żadnych wątpliwości, że to, co wyczuwasz w powietrzu, w istocie jest krwią. Cała wiedza, którą posiadałeś, nie pozwalała ci jednak logicznie określić jakim sposobem tak wiele znalazło się jej w chmurze. Podstawowa logika kazałaby nakazywać, że wyparowała ona z ziemi, gromadząc się w powietrzu, a następnie opadając w dół pod postacią krwi, ale wiedziałeś, że aby do tego doszło, musiałby wyparować jej cały potężny zbiornik. Nie znałeś ani nigdy nie słyszałeś o podobnym miejscu i mogłeś szczerze powątpiewać, że takie rozwiązanie było przyczyną problemu. Być może należało znaleźć inne. Rzucony przez Ciebie czar przynajmniej na pierwszy rzut oka nie wywołał żadnej zmiany. Mgła pozostała mgłą, a widoczność dalej była ograniczona. Czułeś dokładnie takie samo ciepło jak wcześniej i wszystko wskazywało na to, że pochodzenie tej chmury nie jest takie proste. Słyszeliście wyraźnie słowa wypowiedziane przez innych na plaży, tak samo, jak krzyk, ale nie mogliście zidentyfikować, do kogo ów głos należy. To zresztą nie miało znaczenia. Nie minęła nawet sekunda, gdy coś we mgle odpowiedziało. Najpierw usłyszeliście bezbarwny głos powtarzający „Leviora”, potem „Spesbona”, znów „Leviora” i „Sicutpetra”. Dźwięk dochodził zewsząd, nie byliście już pewni jego kierunku, był wszędzie. Słowa wypowiedział raz, potem drugi, trzeci, czwarty zazębiając je ze sobą i nawarstwiając kolejne dźwięki. Albo było ich kilka, albo człowiek, który je z siebie wydobywał, posiadał niezwykłą zdolność mówienia wielu słów naraz. O ile to był człowiek. O ile w tej mgle cokolwiek istniało. O ile nie oszaleliście już w tej rudej gęstej jasności, głuchej i wypełnionej pojedynczym echem. Krzyk nie ustał, tak samo, jak głosy, docierał do Was z wielu miejsc, rozproszył się, jakby odbijał od mgły i wracał w ten sam punkt, a potem znów okrążał zatokę. Dźwięki nawarstwiały się ze sobą, ale cichły. Z każdą sekundą słabły, ale nigdy nie ustały, w końcu jednak były niemal niesłyszalne, pozostał po nich jedynie szelest gdzieś w tle. — Mamo — wszystko ucichło, a do waszych uszu dobiegł chłopięcy przerażony głos, po jego tonie mogliście wnioskować, że miał on co najwyżej 6 albo 7 lat. — Mamo, gdzie jesteś? Mamo, boję się. Mamo, proszę, pomóż mi — nie byliście w stanie dostrzec, kto wypowiada te słowa, ale wiedzieliście, że dobiega on gdzieś z miejsca, gdzie znajdował się ocean. Był cichy i nie powoływał ze soba echa, podobnego jak krzyk i wasze głosy wcześniej. — Mamo... — chłopiec powtórzył cichym i wysokim tonem. Trzecia tura Wciąż nie jesteście w stanie dostrzec nic poza mgłą. Dalej możecie bez trudu się usłyszeć, ale echo przeszkadza w identyfikacji, gdzie znajdujecie się względem siebie. Lotte, w wyniku osiągnięcia krytycznego sukcesu stało się coś szczególnego. Fragment tekstu z tym zdarzeniem został wysłany do Ciebie w wiadomości prywatnej. Jego treść możesz ujawnić tylko fabularnie, opisując ją innym postaciom, ze swojej perspektywy lub możesz zachować go tylko dla siebie. Punkty życia: Lotte Overtone 141/141 Lyra Vandenberg 153/153 Vincent Sdunk 146/146 Xiulan Yimu 157/157
Czas na odpis macie do czwartku (9.03) do 22:00. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
Wciąż nie potrafiła zrozumieć, jak zwykły poranek przemienił się w scenę rodem z jednego z jej licznych koszmarów. Wiedziała, że nie śpi — wiedziała to, gdy w uszach wciąż słyszała krzyk kobiety; wiedziała to również, gdy wyczarowane przez nią światło nie pomogło za wiele w kwestii widoczności. Czuła na swojej skórze, że nie śni, bo rosnąca temperatura była zbyt wyraźna, by mogła być jedynie senną mżawką. Skoro nie śni, to pozostało jej jedno — przeżyć. Woda zawsze, dla osób takich jak ona, była miejscem pełnym życia. Musiała do niej wracać, nawet jak bywały momenty, gdy jej się to nie podobało. Tak więc robiła, szła dalej w obranym przez siebie kierunku, przyśpieszając, gdy echa rzucanych we mgle zaklęć zaczęły się nasilać. Były wszędzie, z każdej strony, bez konkretnego kierunku, jakby sama krwawa mgła je wymawiała. Lyra nie wiedziała, dlaczego smakuje ona krwią. Nie chciała wiedzieć; nie była to informacja, która by ją uspokoiła. Być może ta kobieta wiedziała, stąd jej krzyk dalej obijał się echem w uszach Lyry. Wiedziała, że nie jest sama na plaży, jednak nie zważała za bardzo na swoje towarzystwo. Nawet gdy wszystko ucichło, a dziecięcy, przerażony głos rozległ się po plaży, nie przestała iść przed siebie, trzymając się nadziei, że pod wodą będzie bezpiecznie. Tam będzie mogła się zatrzymać i pomyśleć. Współczuła zagubionemu dziecku, jednak sama była teraz równie zagubiona, co ono. Dla niej nikt by się nie zatrzymał. Nikt by nie zawrócił, jakby zapłakała w duszącej mgle, więc i ona nie powinna. Skąd miała mieć pewność, że ten głos jest prawdziwy? Tamte z pewnością nie były — te, które echem powtórzyły jej własne zaklęcie, niemożliwe przecież, aby było tu tyle ludzi. Zbyt wiele wiedziała o magii iluzji, aby rozważać własne bezpieczeństwo nad głos, który mógł nawet nie być prawdziwym. |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Vincent Sdunk
Nie podobała mi się ta cała sytuacja. Mgła nie była niczym naturalnym. Wszystko dosłownie krzyczało o niebezpieczeństwie i miałem pewność, że nie był to wynik mojej paranoi, a rzeczywistość. Pospiesznie nasunąłem na twarz szalik, żeby w jakimkolwiek stopniu odgrodzić się od krwistej mgły. Zastanawiające było to, w jaki sposób krew mogłaby znaleźć się w powietrzu. I to w takiej ilości, żeby mgła przybrała odpowiedni kolor i smak. Z tego, co się orientowałem, to ciężko było ją skroplić. Nie byłem jednak biologiem, żeby pozwalać sobie na odrzucenie naturalnych wyjaśnień tego wszystkiego. Moja intuicja podpowiadała mi jednak, że nie było tutaj nic naturalnego i biologiczne prawa nie miały z tym nic wspólnego. Moja matka zawsze powtarzała, żeby zakładać najgorsze i nie spodziewać się niczego dobrego. Pewnie jej wychowanie zrobiło ze mnie człowieka, którym obecnie byłem. Zdawałem sobie sprawę z tego, że oprócz mnie i tajemniczej blondynki, znajdowały się tutaj inne osoby. Nie wiedziałem tylko, gdzie mogą się one w tej chwili znajdować. Nie miałem jednak pewności z kim miałem do czynienia. Rzucone przeze mnie zaklęcie nie przyniosło chyba żadnego efektu, bo ciągle czułem się tak samo. Głosy, które udało mi się jednak usłyszeć w echu, sugerowały, że znajdowali się obok mnie inni magiczni. Było to pocieszające. Zdecydowanie wolałem opcję utknięcia tutaj z kimś, kto potrafił czarować. Niemagiczni pewnie nie przydaliby mi się na nic. Musiały one pochodzić od faktycznych osób, skoro wśród powtarzanych słów znajdowało się to, które wypowiedziałem niedawno, a przecież ja sam byłem jak najbardziej realny. Głosu dziecka jednak się nie spodziewałem. Odstawał on od reszty tym, że nie był powtarzany przez to nienaturalne echo. Zapaliło to w moim umyśle ostrzegawczą lampkę. Ponownie dotknąłem pentaklu. – Uberrimafides – powiedziałem cicho, chcąc dowiedzieć się czegokolwiek na temat tego, z czym mam do czynienia. Powoli ruszyłem również w kierunku oceanu, ponieważ wydawało mi się to jednym z logicznych posunięć. | Uberrimafides - próg 30; rzut - 34 klik |
Wiek : 26
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : kwiaciarka