Czytelnia Nie wszystkie woluminy są dostępne do wypożyczenia, zwłaszcza te wiekowe, objęte szczególną troską ze strony opiekunów księgozbioru. Na życzenie mogą być dostarczone do czytelni, a tam sumiennie przestudiowane przy jednym ze stanowisk. W pochmurne dni lub wieczorami, goście biblioteki pomagają sobie małymi lampkami. Często spotkać można tutaj uczniów oraz studentów, którzy korzystają z ciszy i tutaj odrabiają zadania domowe bądź sporządzają notatki do referatów, jednak nie są oni jedynymi użytkownikami tej przestrzeni. W końcu każdy, niezależnie od swojego celu, potrzebuje chwili skupienia. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Terence Forger
ANATOMICZNA : 20
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 9
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 166
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 9
TALENTY : 10
16 lutego 1985 Słońce chowało się powoli za horyzontem, zdobiąc niebo pozostałościami pomarańczy, za którą, za granicą utkaną przez różowe odcienie, kroczył już wyrazisty granat. Widowisko urządzone przez kolory sklepienia było doskonale widoczne przez wysokie okna, odciągając skutecznie uwagę zmęczonych nauką studentów oraz uczniów, którzy powoli zbierali swoje podręczniki, odkładali wyciągnięte z półek atlasy i słowniki. Stanowiska pustoszały, gdy młodzież chwytała swoje torby i zmierzała ku wyjściu lub stanowisku, by zgłosić swoje wypożyczenia nim obiorą kurs w kierunku domu. Nic w tym dziwnego, powrót po zmroku w przypadku grzecznych dzieci nie wchodził w grę. Niektóre jeszcze na odchodne zerkały ostrożnie na postać mężczyzny wpatrzonego w krajobraz za oknem. Tylko odrobinę, jakby w obawie przed zmarszczonymi brwiami i wyraźnym skupieniem. Widok Terence’a w tym miejscu nie był zaskakujący. Ot, robił dobry pożytek z dnia wolnego, spędzając czas w bibliotece, na tym samym stanowisku, gdzie pisał wypracowania o amerykańskim romantyzmie, studiował ryciny anatomiczne czy robił notatki na egzamin z podstaw farmakologii. Na samym tyle czytelni, tuż przy oknie. Ulubiony stolik zawsze był wolny, tak jakby czekał tylko na niego i nie dopuszczał do siebie nikogo innego. Forger siadał przy nim chętnie, teraz głównie sam, gdy prosił o użyczenie mu zabytkowych woluminów, również tych przeznaczonych wyłącznie dla oczu czarowników. Mały sentyment, bo chociaż nie chciał się do tego przed nikim przyznać, był nieco ckliwy. Rozłożone przed nim tomy nowości z ostatnich miesięcy nie zostały dokładnie przeczytane. Na to miejsce przyjdzie dopiero w jego mieszkaniu, teraz jedynie potrzebował zdecydować się na kilka pozycji, które zabierze ze sobą. Nie mógł pochwalić się taką ilością czasu na przyjemności jak dawniej, stąd wypożyczenie wszystkich byłoby wysoce nierozsądne. Wybrane powieści odłożone były już na bok, można by więc zastanowić się, dlaczego Terence dalej siedzi na tym mało wygodnym krzesełku i przegląda zbiór opowiadań Stephena Kinga, mimo że mógłby wrócić do siebie i skupić na ostatnich chwilach odpoczynku przed jutrzejszym porannym dyżurem. Odpowiedź była bardzo prosta: miał tutaj też inne interesy do załatwienia niż książki. Wciąż patrzył w dół, gdy zdawało mu się, że młody opiekun księgozbiorów zbliża się do niego. Przewrócił kartkę i westchnął głęboko, z pochyloną głową śledząc kolejne linijki. Skrzypienie starych klepek ustało, co skomentował uniesieniem jednej z brwi i cichym prychnięciem. Widocznie powód jego wizyty wreszcie zyskał moment, aby odpowiednio go przywitać. — Dobrze cię widzieć, Magnusie — zwrócił się do niego w końcu, a spojrzenie jasnych oczy poszybowało w górę, żeby spotkać się z twarzą jasnowłosego. Obejrzał ją uważnie, uśmiechając się łagodnie. Gdzieś w tym wszystkim zabłąkała się troska; wiedział odrobinę więcej niż pierwszy z brzegu przypadkowy znajomy. — Cieszę się, że znowu na ciebie trafiam. — Brzmiało to tak jakby mężczyzna nie wiedział, kiedy może się może spodziewać się jego obecności w bibliotece. Zbyt bardzo lubił droczyć się ze swoimi rozmówcami, w tym przypadku podszyte to było wyłącznie sympatią, a nie drwiną. Doskonale przecież wiedział, w który dzień należy przyjść i zaczekać odpowiednio długo, by natrafić na odpowiedniego Abernathy’ego. |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : eaglecrest, saint fall
Zawód : egzorcysta / pielęgniarz
Magnus Abernathy
16.02.1985 r. Terence Forger Tuż po tym, jak Magnus doszedł do ciebie na tyle, aby móc pokazać się ludziom, rodzice przydzielili mu dodatkowe godziny w bibliotece, zapewniając mu tym samym dość skąpy czas bez bycia pod obserwacją. Uważali najpewniej, że w ten sposób przestrzegą swoją najstarszą pociechę przed kolejnymi iście „genialnymi” pomysłami. A może bali się, że chłopak zacznie paplać i miasto dowie się, że nazwisko Abernathy zostało skalane… Chłopak nawet teraz nie znał odpowiedzi na te pytania, ale jego grafik uległ zmianie. Najpewniej z powodu dobrego zachowania odpuszczono mu spędzanie niemal każdej wolnej chwili w bibliotece i przywrócono normalny grafik, bez dodatkowej osoby, która byłaby go w stanie kontrolować. Dzięki temu miał czas dla siebie i mógł opuszczać rodzinną posiadłość, aby spotkać się z Oliverem bądź kimś innym i po prostu przez chwilę pobyć sobą bez tej maski, którą przybierał przy rodzinie. Teraz jednak był w pracy… Dzień powoli chylił się ku końcowi, a biblioteka pustoszała. Studenci i uczniowi, ci normalni i magiczni, zbierali się, aby powrócić do domu, zabierając ze sobą niektóre z woluminów. Magnus spisywał spokojnie wypożyczenia, śledząc przesuwając się twarze i skreślając kolejne wpisane dzisiaj nazwiska, aż pozostało tylko jedno na jego liście. Forger Jeszcze tylko on pozostał w bibliotece i chłopak bardzo dobrze wiedział, gdzie go znajdzie. Wzdychając i przeciągając ręką po włosach, zaczął kierować swoje kroki na tyły biblioteki, gdzie starszy czarownik lubił przebywać. Chłopak nie pomylił się, kiedy zastał go na jego stałym miejscu tuż przy oknie, przez którego szyby do pomieszczenia wpadały ostatnie promienie słońca. - Ciebie również - rzucił kąśliwym tonem i poprawił niby mimowolnie makiety swojej ciemnej koszuli, opierając się o najbliższy regał i wbijając spojrzenie swoich błękitnych tęczówek w mężczyznę. Twarz chłopaka zdobił kilkudniowy zarost, a pod oczami widniały ciemne kręgi świadczące o mojej ilości snu w ostatnich kilku dniach. Z racji tego, że miał dyżur w bibliotece nie maskował ich przy użyciu ciemnej kredki jak to miał w zwyczaju. W uchu w ostatnich promieniach dzisiejszego słońca błyszczało złote kółko. Na wspomnienie Terence’a, że cieszy się, że znowu trafił na Magnusa, ten prychnął. Wiedział, że czarownik za jego grafik, nawet kiedy ten uległ zmianie. Zresztą grafiki pracy rodzeństwa nie były tajemnicą i prawie każdy w mieście wiedział kiedy, który Abernathy ma dyżur w bibliotece. Początkowo ta dziwna zabawa w podchody bawiła młodszego czarownika. Widział w niej jakiś dziwny rodzaj flirtu, jednak w przeciągu ostatnich paru tygodni, kiedy zyskał większą wolność, zaczęła go irytować. Dodatkowo błysk troski, który zdawał się widzieć na twarzy mężczyzny go irytował, a może to po prostu świadomość, że jako jeden z nielicznych spoza jego rodziny wiedział o tym, co zrobił... - Może przestańmy się bawić w zabawę pod tytułem: „Nie wiem, kiedy masz dyżur drogi Magnusie”, okay? No, chyba że to jakaś twoja chora fantazja Terencie. - Wiedząc, że są sami, nie licząc jego chowańca, który zapewne kręcił się wśród regałów, mógł sobie pozwolić na więcej, zresztą miał już dość i chciał to zakończyć. - Zaczyna mnie to już męczyć. - Westchnął i wsunął dłoń w swoje włosy, odgarniając je z twarzy. |
Wiek : 27
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : EAGLECREST, SAINT FALL
Zawód : Opiekun księgozbiorów | Student
Terence Forger
ANATOMICZNA : 20
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 9
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 166
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 9
TALENTY : 10
Na pierwszy rzut oka było widać, że młodzieniec prezentował się nie najlepiej i nie był to najszczęśliwszy moment w jego życiu. Widoczne cienie odznaczające się na bladej twarzy czy zauważalny cień zarostu prezentowały się miernie na urodziwej twarzy, ale nie wpatrywał się w te ewidentne dowody. Zwłaszcza, gdy wyczuł, że Magnus nie jest tak zachwycony rozmową z nim, a na pewno nie w takim stopniu, jak wcześniej sprawiał wrażenie. Terence ostatnio pojawiał się w bibliotece tylko w dniach, gdy wiedział, że będzie mógł uciąć sobie pogawędkę akurat z tym Abernathym, bo chociaż każdego innego członka tej rodziny kojarzył doskonale i kłaniał się nierzadko także na ulicy, to na kontakcie akurat z nim mu zależało. Forger miał ku temu powody, co do których nie przyznawał się na głos. Może widok młodego chłopaka na oddziale po nieudanym (na całe szczęście) targnięciu się na własne życie był wystarczająco szokujący, aby kierowany ludzką troską oraz nieprzyjemnym skojarzeniem, jakie wzbudziło w nim dowiedzenie się z karty pacjenta ile ten ma lat, zdecydował się na pozornie zwykłą rozmową? Może to kwestia tego, jak często widywał go wcześniej, jednak w nie tak żałosnym stanie jak tamtego dnia? Nie potrafił tego jednoznacznie określić, podążał jedynie na ślepo za potrzebą zajęcia go swoją osobą na przynajmniej parę minut krótkiej rozmowy. Uniósł lewą brew, słysząc zgryźliwy ton wymierzony w niego, ale nie wydawał się przy tym jakkolwiek zniechęcony podobnym powitaniem. Do tego trzeba było czegoś więcej niż kilku fuknięć niczym rozeźlony kociak. — Myślałem, że lubisz moje wizyty — powiedział bez krztyny urazy, zamykając książkę przed sobą i odsuwając ją na stosik przeznaczony na zabranie ze sobą. Był przygotowany na wszystko, nie pierwszy raz zostałby zbesztany przez chorego, który unikał zręcznie każdej wyciągniętej w jego stronę dłoni, nie przyznając się do własnej słabości. W pewien sposób był w stanie ich zrozumieć, różnił się od nich tylko tym, że zawsze, choćby ostatkami sił trzymał się w ryzach. Wyprostował się na krześle, nie odrywając wzroku do Magnusa i poprawił obcisły golf, by lepiej ułożył się na jego szyi, zakrywając jego znamię. — Teraz mi przykro, że moje uczucia są jednostronne. Łamiesz mi w tej chwili serce. — Nie porzucał tej odrobiny żartobliwej nonszalancji charakterystycznej dla niego, nie chcąc w jakiś sposób wyróżniać Magnusa. Nie z powodu braku sympatii, ale przezorności – mało komu podobało się zwracanie do niego jak nierozumnego i zabiedzonego. Wstał z miejsca i stanął na bezpieczną odległość, nie zamierzając jej chwilowo pokonywać. — Fantazje? Więc uważasz, że kryje się za tym jakiś rodzaj flirtu? — zaśmiał się krótko, by zaraz westchnąć przeciągle, kręcąc głową. Z braku rozrywek, z czystej przekory, wplątywał się w dziwne relacje, pozwalając swoim towarzyszom na zbyt wiele, nie doprowadzając tego do upragnionych przez drugą stronę końca. Być może chcąc sobie coś w ten sposób udowodnić, w bardzo nieudolny sposób przekonując się, że to tylko oszukiwanie samego siebie. Teraz sprawy poplątały się jeszcze bardziej, a Terence uparcie próbował nie poświęcać temu wiele czasu, ale upchnięcie tego w meandry umysłu okazało się niemożliwe. Szczególnie teraz potrzebował skrycia się pomiędzy regałami i chwili nieistnienia dla większości świata. — Uwierz mi, ze gdybym miał niecne zamiary wobec ciebie, już dawno byś się o tym dowiedział. Chyba że dokładnie na to liczysz. — Usiadł na samym rogu stolika, splatając dłonie w koszyczek na podciągniętym do góry kolanie. Ostatnio zmieniony przez Terence Forger dnia Czw Mar 02 2023, 17:12, w całości zmieniany 2 razy |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : eaglecrest, saint fall
Zawód : egzorcysta / pielęgniarz
Magnus Abernathy
Magnus prawie nigdy tak naprawdę nie sypiał dobrze, nawet jeśli jego umysłu nie prześladowały niechciane głosy. Chłopak potrafił obudzić się w środku nocy i zacząć pisać bądź rysować, gdyż nagle postanowiła go odwiedzić kochanka wszystkich artystów - wena, a jak wiadomo jest ona ulotna i płochliwa, więc nie można dać jej czekać. Innym razem to były koszmary bądź sny tak realne, że obudzony niebieskooki nie był w stanie odróżnić jawy od marzeń sennych. Może właśnie z tego powodu sięgnął po używki, aby pozostać przytomnym, choć po alkoholu nic mu się nie śniło. Po prostu znajdował się w czarnej, spokojnej pustce… Czasami zastanawiał się, czy tak właśnie wygląda śmierć, do której tak dążył. Tym razem jego stan i wyglądał powodowała kochanka wszystkich artystów, sprawiając, że godziny nocne spędzał w towarzystwie papieru i atramentu, który odbarwił skórę na jego palcach. Abernathy nie był na ogół człowiekiem, który otwarcie okazywał komuś niechęć. Zazwyczaj otulał ją w pięknie dobrane słowa, które niewprawiony rozmówca mógł uznać za komplement. Blondyn wolał sączyć swój jad powoli i partiami, zamiast posługiwać się sztyletem wbitym prosto w serce - to niestety w jego odczuciu zbyt szybko kończyło zabawę, której tak pragnął i którą się sycił. Niestety brak snu sprawiały, że był rozdrażniony i nie potrafił tak dobrze ukryć emocji w głosie i słowach. Dodatkowo miał poczucie, że jeden zły krok i wolność, którą w jakieś mierze odzyskał zostanie utracona, a do tego nie mógł dopuścić. Pod kloszem był jak dzikie zwierzę, które powoli będzie umierać w agonii. Dla kogoś takiego jak on był to najgorszy los, gdyż miał przeczucie, że wtedy umrze w nim to, co stanowiło o jego jestestwie - to pobłogosławienie przez Lucyfera umiejętnością dobierania słów i przeniesienia rzeczywistości na papier w postaci nie tylko słowa, ale i rysunku. - Lubiłem - to określenie bardziej pasuje do obecnej sytuacji - poprawił go. Spojrzenie błękitny oczu utkwiło w Terrencie i obserwowało uważnie każdy jego ruch. Przypominało spojrzenie zwierzęcia, które przezornie szuka drogi ucieczki, gdyż taka ewentualnie może być mu prędzej czy później potrzebna. - Cóż… ustaw się w kolejce, a jeżeli potrzebujesz mogę powiedzieć ci do kogo się zwrócić. Podobno już ktoś założył grupę wsparcia dla odrzuconych przez Magnusa Abernathiego. - Głos chłopaka był gdzieś na granicy sarkazmu, kiedy wypowiadał te słowa, a na jego wargach pojawiło się coś na wzór lekko złośliwego uśmieszku w połączeniu z tym aroganckim, który często pojawiał się na jego twarzy. Blondyn dobrze wiedział, że jest przystojny i podoba się kobietą oraz mężczyzną, zresztą nie raz z tego korzystał i też to doprowadziły do jego zguby. Kiedy starszy czarownik wstał, chłopak mimowolnie cofnął się odrobinę, opierając plecami o jeden z regałów. Nie było to z obawy przed Forgerem, a odruch, aby móc zachować komfortową dla blondyna odległość między nimi. Chłopak przechylił na bok głowę i wysłuchał co Terry miał mu do powiedzenia. Mimowolnie zaczął się bawić jednym z sygnetów, który miał wsunięty na palec, zanim się odezwał: - Tak. Przychodzisz tylko, kiedy ja jestem na dyżurze, choć równie dobrze mógłbyś wybrać inny dzień. - Abernathy nie miał zamiaru mówić mu, że podpytał trochę w szpitalu i pewna młoda pielęgniarka zdradziła mu, jaki jest grafik pielęgniarza. Cóż… mało kto był w stanie oprzeć się tym błękitnym oczom i kilku dobrze dobranym słowom. Oblizując wargi i dalej bawiąc się pierścionkiem na palcu, to on odrobinę skrócił dystans między nimi. - Już bym wiedział… - Głos chłopaka zaczął przypominać mruczenie kota, który zaczyna domagać się, aby zwrócona na niego uwagę i zaczęto go głaskać. Mimo iż nadal chłopak był rozdrażniony z powodu intruza w swojej przestrzeni to jednak nadal był sobą. Osobą, która flirtem i uwodzeniem posługiwała się niekiedy jak tarczą. - A co jeżeli właśnie na to liczę? - spytał z uniesioną brwią, czekając co odpowie mu starszy czarownik. |
Wiek : 27
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : EAGLECREST, SAINT FALL
Zawód : Opiekun księgozbiorów | Student
Terence Forger
ANATOMICZNA : 20
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 9
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 166
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 9
TALENTY : 10
Ciężko powiedzieć, żeby Terence Forger również wyglądał jak osoba w szczytowej formie. Na pozór wszystko zdawało się być na swoim miejscu: ciemny sweter z golfem kontrastujący z jasną skórą, zadbany zarost i blond włosy przynajmniej częściowo ujarzmione, bo tylko w takim stopniu umiał sobie z nimi poradzić. W rzeczywistości ostatnimi dniami sypiał równie źle, większość nocy spędzając na częstszym zaglądaniu na dno kanciastej szklanki przeznaczonej do bourbona w trakcie czytania powieści czy, gorsza opcja, do własnych zapisków sprzed miesięcy i lat. Nie było to zauważalne na pierwszy rzut oka, jednak przy wnikliwszej analizie zdawał się bledszy, białka oczu naznaczone były większą ilością czerwonych żyłek, a powieki lekko sine. Ciężko mimo to powiedzieć, żeby była to kwestia weny. Bardziej obaw związanych z męczącymi snami i innymi marami. Przechylił głowę na bok, by ułatwić sobie uchwycenie bezpośrednio jego spojrzenia. Inna postawa młodzieńca była ciekawą zmianą, ale rozumiał jego niepewność. Sam nie był osobą skłonną do zaufania, a w przypadku rozchwianego Abernathy’ego podejrzliwość była bardziej niż oczywista. Samodzielnie nie dowiedział się od niego wiele więcej niż ujrzał w oszczędnych notatkach w karcie pacjenta. W tej osobliwej trosce odczuwanej wobec niego starał się zachęcać go do mówienia, być mu kimś w rodzaju przyjaciela, który był trochę lepiej wykwalifikowany w dziedzinie pomagania. Znalazł się tutaj z konkretnymi zadaniami wytyczonymi samemu sobie, dlatego chciał dowiedzieć się czegoś więcej. — Zatem co się zmieniło? Drażnię cię swoją obecnością? Przeszkadzają ci moje próby rozmowy? Mogę zatem po prostu wychodzić stąd i iść w swoim kierunku — zapytał go spokojnym głosem, zainteresowany szczerze odpowiedzią. Jego kolejne słowa zaciekawiły go, gdy przygarbił się lekko. — Skąd ta pewność? Nie przypominam sobie, żeby mój grafik jako lekarza czy pielęgniarza był powszechną wiedzą. Nie doceniłem cię. Albo przeceniam umiejętność trzymania języka za zębami moich kolegów i koleżanek. — Najwidoczniej musiał uciąć sobie z kimś pogawędkę na temat zdradzania jak wygląda jego obecna siatka dyżurów. Nie cofnął się, kiedy Magnus zaczął skracać dystans. Nijak zareagował, gdy zmienił tembr głosu na bardziej sugestywny, wręcz przymilny wobec starszego mężczyzny. Być może powinien mu zakomunikować w jakiś sposób, że nie życzy sobie takiego spoufalnia z nim. Ostatecznie nie przychodził tutaj w charakterze matrymonialnym, nie zamierzał go uwodzić, zwłaszcza w tej chwii. Na głowie miał już nie tylko pewnego młodego rysownika, ale też postać ciemnowłosego oficera. Ciężko było mu się jednak opędzić od jednej myśli, która zakiełkowała, gdy zobaczył pewne gesty, które mógłby uznać za odbicie lustrzane jego własnych prób kokietowania napotkanych mężczyzn. Zastrzygł wąsem, lekko rozbawiony. Trafiła kosa na kamień. — Tak twierdzisz? — spytał, wstając i wsuwając dłonie w przednie kieszenie ciemnych spodni. Kciuki zaczepił o szlufki, kiedy przybliżył się na tyle, by pochylając się do przodu w kierunku młodzieńca, móc skrócić dystans znacząco. Jasne oczy zlustrowały go bacznie, uważnie szukając jakiejś reakcji, która mogłaby mu podpowiedzieć czy to nie było za dużo. Zazwyczaj nie przejmowałby się podobnymi rzeczami, to nie do końca leżało w jego naturze, ale egzorcysta miał na uwadze, z czym mierzył się regularny pacjent. Jak na niego był wystarczająco subtelny w swoim hobbystycznym sprawdzaniu granic swoich działań. — Na co konkretnie, Magnusie? Potrzebujesz towarzystwa trzydziestokilkuletniego lekarza w takim charakterze? Jestem przekonany, że możesz mieć niejednego, jeśli użyjesz podobnego tonu i uśmiechniesz się ładnie. — Podpuszczał go, zachęcając do powiedzenia czegoś więcej. Zastanawiało go czy była to gra z jego strony, czy naprawdę jego marzeniem było zostanie przypartym do jednego z regałów przez Forgera. |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : eaglecrest, saint fall
Zawód : egzorcysta / pielęgniarz
Magnus Abernathy
Czy Magnus zauważył te drobne zmiany w wyglądzie Terence’a? Być może, ale raczej nie zdawał sobie z nich tak wyraźnie sprawy, szczególnie kiedy był rozdrażniony i podirytowany jego obecnością. Jakby nie patrzeć to starszy czarownik wkraczał w przestrzeń bezpieczeństwa chłopaka i go nachodził, nawet jeżeli biblioteka Abernathych była otwarta dla wszystkich. W końcu czym innym było normalne z niej korzystanie, a czym innym przychodzenie tylko wtedy kiedy to blondyn miał dyżur i szukanie okazji, aby z nim porozmawiać. Chłopak zresztą początkowo uważał to za zbiegi okoliczności, ale z czasem, kiedy stały się nagminne, poczynił pewne kroki, które zapewniły mu wystarczająco informacji, aby wiedzieć, że to nie jest przypadek, że Terence specjalnie wybiera dni, kiedy tu jest, aby skorzystać z biblioteki. Tym samym Magnus wiedział, że ma prywatnego stalkera. Może w innych okolicznościach, w innym czasie niebieskooki doceniłby starania starszego czarownika i to, że w ten dziwny, dla niego, sposób, się o niego troszczył, jednak teraz były one takie, a nie inne. Chłopak sparzył się już, ufając komuś, kto podobno miał dobre intencje. Zdrada odcisnęła na nim piętno i zabiła ufność do ludzi, tym bardziej, kiedy mogli oni odebrać mu wolność, a do takich osób zaliczał właśnie mężczyznę stojącego naprzeciwko niemu. - Co się zmieniło? Naprawdę o to pytasz? - Chłopak pokręcił głową, jakby nie dowierzał, że Terence naprawdę zadał mu to pytanie. Jakby odpowiedź nie była oczywistością. - Tak, drażnisz mnie, jak ta jedna wystająca i kująca rzecz w ubraniu, której jak sprawdzasz, to jej nie ma, ale czujesz na skórze, że jest. Podświadomie wiesz, że ona tam jest, ale nie możesz jej znaleźć, pozbyć się. - Głos Magnusa był spokojny, a błękitne oczy utkwione w mężczyźnie. - Jesteś przypomnieniem, jak łatwo można stracić wolność… - Słowa te były przyciszone, jakby chłopak bardziej mówił do siebie niż do swojego rozmówcy, jakby nie chciał, aby tamten je usłyszał. Forger był niczym natrętna myśl, która zagnieździła się w głowie chłopaka. Był jak nowy głos, który sykliwie przypominał, jak łatwo może wszystko stracić. Jak znowu może znaleźć się pod kloszem rodziny i stoczyć w ciemność. Tym razem Magnus czuł, że mrok mógłby go pochłonąć całkowicie. Stałby się pustą skorupą pozbawioną tego, co stanowiło, że był tym, kim był. Pozwoliłby rodzinie zrobić z niego trybik w maszynie Abernathych i dopasować tam, gdzie oni uważaliby, że pasuje. Nie miałby siły z tym walczyć, wiedząc, że już nie odzyska wolności, której potrzebował jak tlenu. W końcu artysta skrępowany to artysta martwy… Na kolejne pytanie oraz słowa, które nastały po nim, chłopak przechylił głowę i oblizał wargi, niczym zadowolony z siebie kot, który właśnie zjadł coś smakowitego. - Raczej mnie nie doceniłeś, a raczej mojego uroku osobistego - wymruczał i puścił Terence’owi oczko. Nie miał zamiaru zdradzać swojego źródła, nigdy tego nie robił, wiedząc, że ta młoda i urocza pielęgniareczka może mu się w przyszłości przydać. Zresztą niebieskooki zastanawiał się, czy rumieniec, który wykwitał na jej policzkach, miał ten sam odcień na jej dekolcie… Chłopak uznał to za dobry znak, kiedy mężczyzna nie odsunął się, gdy ten skrócił dystans pomiędzy nimi. Może jeszcze nie wiedział z kim, postanowił zagrać w tę grę, jednak nie miał zamiaru rezygnować z roztaczania swojego czaru. Nie, teraz kiedy tak dobrze zaczynał się dobrze bawić oraz czuł się dawnym sobą. - Taak, tak twierdzę. - Specjalnie przeciągnął spółgłoskę pierwszego tak, patrząc na Terence’a spod wachlarza ciemnych rzęs. Jego język przebiegł po spierzchniętych wargach, a wzrok, który do tej pory był utkwiony w twarzy mężczyzny, zaczął się powoli prześlizgiwać po jego ciele, jakby oceniał jak bardzo apetyczny kąsek przed nim stoi. Kiedy Terry pochylił się, dystans między nimi jeszcze bardziej się skrócił, ale Magnus się nie cofnął. Nie miał zamiaru. Zresztą chciał być nawet jeszcze bliżej. Palce go świerzbiły, aby położyć dłoń na klatce mężczyzny i poczuć ciepło bijące od jego skóry przez materiał golfu. W głowie pojawiło się pytanie, jak smakują jego usta. Natury nie dało się oszukać, a tym bardziej, kiedy blondyn uciechy cielesne uważał, za ucieczkę od bólu i poranionego serca. - Może lubię starszych. Może lubię być przyciśnięty przez ich ciało do regału. Może lubię być wobec nich bezbronny. - Jego głos, o ile to możliwe jeszcze bardziej przypominał kocię domagające się uwagi i pogłaskania tam, gdzie ono ma ochotę. - Na ciebie to nie działa, tak? Ani mój głos, ani uśmiech? - To pytanie było podchwytliwe. Czy chłopak będzie w stanie przyjąć krytykę i odrzucenie od czarownika? Wzrok Magnusa skupił się na ustach Terry’ego, kiedy tylko jeszcze bardziej skrócił dystans między nimi. Niemalże w jego usta wyszeptał: - Nie lubisz poranionych chłopców, którymi trzeba się zaopiekować? |
Wiek : 27
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : EAGLECREST, SAINT FALL
Zawód : Opiekun księgozbiorów | Student
Terence Forger
ANATOMICZNA : 20
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 9
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 166
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 9
TALENTY : 10
Próbował zrozumieć zachowanie Abernathy’ego, porównać je do innych pacjentów na których natykał się podczas swojej pracy, by ułatwić odnalezienie w tym jakiegoś schematu. Musiał jednak przyznać, że ani Magnus nie był najprostszą w obyciu osobą przy całym roztaczanym wokół siebie czarze, ani nie zamierzał mu tego zadania ułatwiać. Nawet jeśli młodzieniec próbował wcześniej jakichkolwiek dwuznaczności w jego stronę, rozbijał się o terence’owy brak reakcji albo żartobliwy ton w jakim sparowywał każdą tego typu zaczepkę. Flirt nie był jego celem, niezależnie od tego jak często w ten sposób odbierano jego zachowanie. Wszystko to było podyktowane przez zmartwienia, odrobinę bardziej osobiste niż mu wypadało. W pracy będąc świadkiem również i tych najbardziej skrajnych przypadków, wyeksponowany na działanie agresywnych duchów, które nie chciały opuścić świata żywych, a żyjących dręczyły wejściem w ich ciała i traktowaniem jak marionetki – nie każdy żywiciel po czymś podobnym zbierał się szybko. Na oddziale położniczym nieraz doglądał kobiet, które po stracie dziecka rozpaczały i pogrążały się w żałobie, odmawiając jedzenia i picia. Odcinał się jednak od nich na tyle, ile mógł. Starał się tych ludzi nie trzymać w pamięci, zostawiać za progiem szpitala, gdy wracał do siebie. Z jakiegoś ciekawego powodu od tego przypadku nie odcinał się. — Wolności pozbawiasz się samodzielnie, Magnusie. Wszyscy się jej pozbawiamy naszymi nie najlepszymi decyzjami, ale taka jest cena uczenia się na własnych błędach — stwierdził, wzruszając ramionami. Absolutnie nie miał na celu winienia Abernathy’ego za jego rozchwianie. Wiedział, że to zazwyczaj bierze się z paskudnych charakterów otaczających nas na co dzień, skrywających się za życzliwością i uśmiechem, by mniej lub bardziej świadomie uderzać w czułe punkty. Coś jednak kazało mu wierzyć, że zamknięcie się na pomoc było ogólną strategią jasnowłosego w mierzeniu się rzeczywistością. Prawdopodobnie wypowiedzenie podobnych słów z jego strony było szczytem hipokryzji, gdy sam unikał z uporem maniaka każdej pomocnej dłoni wyciągniętej w jego stronę. Nie dawał szansy na zbliżenie się, by ktoś mógł zajrzeć w jego wnętrze. Ciężko byłoby mu skłamać, że urodziwa twarz nie wzbudzała nawet cienia zainteresowania ze strony egzorcysty. Tak samo jak urokliwy uśmiech czy kuszący ton głosu, zachęcający do powzięcia go w ramiona, pomimo znajdowania się w miejscu, gdzie bez problemu mógł wedrzeć się ktoś nieupoważniony do podobnych widoków. Terence Forger ostatecznie wciąż był tylko człowiekiem mającym wiele swoich słabości do których zwykł się nie przyznawać otwarcie. Może to zaproszenie zostałoby wykorzystane, z czystą premedytacją i pełną celowością tego działania, gdyby dwie z jego słabości – posiadające swoje imiona wyryte w pamięci głęboko, wywołujące na jego twarzy uśmiech, czasami pełen smutku, czasami nostalgii – nie przypominały mu sobie ostatnimi dniami tak natarczywie jak tylko było to możliwe. — Usłyszałem kiedyś bardzo mądrą myśl. Należy uważać na to, co sobie życzymy, bo może się to spełnić. — Nie odsuwał się od Magnusa, chociaż powinien zapewne podjąć walkę o odzyskanie zagarniętej mu resztki dystansu fizycznego. Abernathy’emu aż zbyt mocno spodobało się zachowanie starszego mężczyzny, sam posuwał się coraz bardziej do przodu, przekraczając umowne granice przyzwoitości. Znajdował się tak blisko, że wystarczyłoby zaledwie jeszcze odrobinę pochylić się, a ich wargi zetknęłyby się ze sobą. Mruknął cicho w udawanej chwili zadumy, gdy powiódł wzrokiem po twarzy studenta i pokiwał głową, przygryzając policzek od wewnętrz. — Nie jesteś tego stwierdzić sam? Ktoś mi kiedyś powiedział, że nie jestem najbardziej subtelny, jeśli chodzi o okazywanie podobnych sentymentów — roześmiał się cicho. Chłopak nie mógł przecież wiedzieć, że na powodzenie prowokacji wszelkiej maści mogły liczyć tylko dwie osoby, a zdominować go sukcesywnie – tylko jedna z nich. Chwycił jego ramiona, by obrócić szczupłym ciałem i zmusić do oparcia o brzeg najbliżej stojącego stolika. Obiema rękami wytyczył mu granice, otaczając go. Przechylił głowę w bok, wstrzymując się od kolejnego chichotu. Po to było idiotyczne, jak szybko sytuacja obrała tak niespodziewany kierunek. Miał nadzieję, że przy odrobinie instynktu samozachowawczego tutaj zostanie postawiona kreska i skończy się ta zabawa. — Ktoś zdecydowanie powinien dać ci porządną lekcję szacunku dla starszych o tym jestem przekonany — wycedził. |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : eaglecrest, saint fall
Zawód : egzorcysta / pielęgniarz
Biblioteka wieczorami ściągała w swoje wnętrza tylko studentów, cudem otrząsających się z egzaminów, lub dalej głowiących nad nimi. Była sobota, słońce już dawno schowało się za horyzontem, a szarogranatowe niebo powoli przybierało coraz ciemniejszą barwę. Wielu czarowników miało w weekend lepsze zajęcia niż siedzenie przy książkach, ale nie Wy. Cisza wybrzmiewała w czytelni, ale nawet w sobotni wieczór, nigdy nie była pusta. Zawsze kręciło się tutaj przynajmniej kilku opiekunów księgozbiorów, czy nawet starsza kobieta z zaspanymi oczami, która każdego dnia wieczorem sprzątała wnętrza. Wiedzieliście, że są gdzieś w pobliżu, ale ta chwila samotności, której mogliście się spodziewać, pozwoliła wam na ryzykowne czułości, którym nie przystało dwóm mężczyznom, przynajmniej w opinii wielu. Twoja rodzina Magnusie pozwoliła ci na więcej wolności, mając do ciebie zaufanie, którego wiedziałeś, że zwyczajnie nie opłaca ci się nadużywać. Pozostawałeś na ich garnuszku, pracowałeś i studiowałeś dzięki pieniądzom swojego rodu. Terencie, ty byłeś w znacznie różnej sytuacji. Byłeś starszy, zupełnie samodzielny, a twoja rodzina... Cóż... Nigdy tak naprawdę nie była twoją rodziną. Wciąż jednak wiele mogłeś stracić. Wystarczyło kilka nieprzychylnych plotek, nieprzyjemnych komentarzy i wkrótce spojrzenie dyrekcji szpitala czy twoich pacjentów, mogło się zmienić. Gdy z ust Forgera padły ostatnie słowa, wycedzone w trakcie flirtu, za waszymi plecami rozległ się krótki huk. Był on banalny do zweryfikowania, tak brzmiała spadająca na ziemię książka. Nie mogła zrobić tego sama, spaść bez ludzkiej lub zwierzęcej pomocy. Chociaż przez krótki moment mogłeś myśleć Magnusie, że to sprawka Luny. Sekundy później do waszych uszu dobiegł stukot obcasów, przebiegających w stronę drzwi prowadzących na korytarz, a potem do wyjścia z biblioteki. Wniosek był zbyt prosty — ktoś was dostrzegł... Nie mogliście wiedzieć tylko, jak wiele widział. Mistrz Gry zostanie z Wami przez jakiś czas, w zależności od sposobu, w jaki zareagujecie. W wątku na ten moment nie ma dla Was zagrożenia zdrowia lub życia. W przypadku wykonywania akcji należy stosować się do zasad mechaniki. Ze względu na brak zgłoszonej nieobecności macie czas na odpis do 14.03 (wtorek) do 19:00. Jeśli będziecie mieli trudność ze zmieszczeniem się w czasie — proszę o informację na priv. W razie pytań — zapraszam do kontaktu (Frank). |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Magnus Abernathy
Magnus nie miał zamiaru niczego ułatwiać Terence’owi. Nigdy nikomu nie ułatwiał niczego. Ani zbliżenia się do siebie, ani zrozumienia go. Chłopak nie opuszczał zazwyczaj iluzji, którą wokół siebie wytworzył, tego swoistego czaru, który cały czas wokół siebie roztaczał. Był niczym aktor, który wszedł na scenę, przybrał odpowiednia na tę okazję maskę i chciał zagarnąć dla siebie uwagę całej publiczności. Blondynowi zależało na atencji, ale tylko takiej, której to on sobie życzył i w sposób, który jemu odpowiadał. Może ktoś patrzący z boku na całą jego aparycję nie pomyślałby, że w tym młodzieńcu o aparycji anioła skrywa się dominujący charakter, który posiada swoją własną ciemną stronę, która uwielbia się bawić jedzeniem, zanim przejdzie do jego konsumpcji. Która uwielbia prowokować i patrzyć, co się stanie. Która z radością spija nektar swoich świadomych poczynań w stosunku do drugiej osoby. Która równie dobrze mogłaby być demonem oferującym komuś cyrograf, w którym nieszczęśnik oddaje swoją duszę pod jego władanie. Cóż… w Magnusie Abernathym mieszkał demon, mieszkał artysta oraz mieszkały niespójności, które powodowały, że tak naprawdę nawet on sam nie znał siebie. Skoro on nie znał siebie samego to, w jaki sposób mógłby pozwolić się poznać innym, nie mówiąc już o zrozumieniu, które przecież wynika z poznania. Czy Magnus odbierał zachowanie czarownika jako flirt? Jako osoba ze skłonnościami do narcyzmu, szczególnie kiedy ktoś podobający mu się pod względem aparycji, zachowywał się w taki, a nie inny sposób, mógł tak pomyśleć. Blondyn na pewno serwował mu swoiste dwuznaczności już wcześniej, ale taka już była jego natura. Czasami nawet nie robił tego świadomie, po prostu jego język wyprzedzał myśli. - Bardzo doniosłe słowa. Czyżbym nie wiedział, że w wolnych chwilach zajmujesz się filozofią albo pisarstwem? - Chłopak uniósł brew pytająco, przyglądając się mężczyźnie, a jego ton lekko podszyty był jadem. Insynuowanie, że to on był swoim najgorszym wrogiem, nie przemawiało do niebieskookiego, mimo iż nie można było zaprzeczyć co do logiki. W końcu to czyny Magnusa sprawiły, że odebrano mu wolność, którą teraz fragment po fragmencie próbował wyszarpnąć z rąk swoich oprawców. Czy Terence się do nich zaliczył? Nie, ale był kolejną parą czujnych oczu, które go obserwowały. Jeżeli dało się powiedzieć o świecie jedną prawdę, to było nią to, że nikt bezinteresownie nie wyciągał w twoją stronę pomocnej ręki. Takie wrażenie przynajmniej odnosił Magnus, który w tym jakże altruistycznym geście doszukiwał się jakiegoś fortelu, jakieś niegodziwości, ukrytych intencji. Przyjmowanie pomocy oznaczało, że było się bezradnym, skazanym na innych, bezbronnym. W ten sposób dawało się znać drapieżnikom, na kogo mają polować, kogo mają rozszarpać. Mimo pragnienia śmierci młody Abernathy nie miał zamiaru zostać ofiarą. Dopóki to nie on wybierze moment swojego ostatniego oddechu, widział się jako jednego z drapieżców. - Też to słyszałem - wyszeptał, a na jego wargach pojawił się uśmiech, który mógłby zostać uznany za uśmiech szaleńca. W końcu artyści byli szaleńcami, prawda? Skazani na łaskę i niełaskę namiętności, które nimi targały. Nieszczęśni, który poddawali się losowi i w gwieździste noce wyszeptywali swoje życzenia, pragnąć, aby się spełniły. W tym momencie chłopak na pewno by nie narzekał, gdyby jego życzenia się spełniły. Zresztą wydawało się, że wszystko właśnie do tego dąży, kiedy czarownik nie odsuwał się, pomimo że chłopak już dawno przekroczył granice przyzwoitości. Wystarczyło tak niewiele, aby mógł skosztować jego ust… Pomruk Terence’a wywołał delikatny dreszcz wzdłuż kręgosłupa Magnusa. Czy był w stanie sam to stwierdzić? Przechylając głowę i przyglądając się uważnie starszemu czarownikowi, wydawało mu się, że zna odpowiedź, choć mężczyzna był dla niego odrobinę trudniejszy do rozgryzienia, niż większość ludzi. Może to z powodu tego, że widział blondyna w jego najgorszym momencie… - Może jestem, może nie jestem. - Póki jeszcze mógł Magnus, postanowił korzystać z uroku niedopowiedzeń i niepewności. To one tworzyły magię zabawy, prawda? Kiedy Terry chwycił go w ramiona i przestawił, opierając jego szczupłe ciało o najbliższy drewniany blat, niebieskooki nie protestował. Nie czuł się zagrożony ze strony starszego czarownika. Wszystko powoli zmierzało w kierunku, który odpowiadał chłopakowi. Chciał ulec i na chwilę zapomnieć, po prostu zatopić się w przyjemności, która myślał, że nadejdzie. Instynkt samozachowawczy? Coś takiego nie istniało w słowniku Magnusa Abernathy’iego. Kolejne słowa odbiły się dreszczem w ciele chłopaka i z półprzymkniętymi oczami, już otwierał usta, aby odpowiedzieć Terence’owi, kiedy ciszę biblioteki zagłuszył huk. Spadająca książka. To tylko Luna - pomyślał chłopak, wpatrując się w błękitne oczy mężczyzny. Niestety po chwili pomieszczenie wypełnił stukot obcasów, który otrzeźwił chłopaka. - Kurwa - wysyczał, odpychając gwałtownie Terence'a od siebie i rzucił się biegiem za opuszczającą w pośpiechu bibliotekę kobietą. Chłopak przeklinał się w duchu za swoją frywolność i bezmyślność. Zapomniał na chwilę, że jest na cenzurowanym i pozwolił sobie na więcej. Nie był świętoszkiem, o czym wiedziała jego rodzina, ale zupełnie bym innym były delikatne dwuznaczności, które maskował za poetyckim językiem, a tym, co stało się przed chwilą między nim i Terencem. Biblioteka może i opustoszała ze studentów, jednak Abernathy zapomniał o własnej rodzinie. Jeżeli to była jedna z jego ciotek… Chłopak miał nadzieje, że uda mu się dorwać intruza i dowiedzieć kim był oraz dowiedzieć ile widział… |
Wiek : 27
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : EAGLECREST, SAINT FALL
Zawód : Opiekun księgozbiorów | Student
Terence Forger
ANATOMICZNA : 20
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 9
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 166
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 9
TALENTY : 10
Pokręcił głową słysząc szyderę w jego głosie, ale nijak skomentował ją słownie. Czy sformułowanie podobnej myśli wymagało od niego umysłu filozofa czy literata? Czytanie, owszem, zajmowało większość jego wolnego czasu przez całe życie, ale wystarczyło w rzeczywistości doświadczenie życiowe wystarczająco rozległe, by dojść do podobnych wniosków samemu, a następnie odkryć, że samodzielnie popełniało się te same błędy raz za razem. Nikt jednak nie twierdził, że Magnus powinien pogrążać się jeszcze mocniej w swoich autodestrukcyjnych skłonnościach, nawet jeśli osoba mu doradzająca powinna z własnych nauk czerpać garściami. Tak samo jak rozumiał awersję do przyjmowania pomocy od kogokolwiek, problemy z zaufaniem czy szukanie pułapki w życzliwych gestach. Tak jak dobrze znał smak strachu przed pokazaniem czegoś więcej niż powłoki stworzonej na potrzeby innych – by zadowolić innych, być wersją siebie pozbawioną skaz, tak idealną, że aż sztuczną. Uśmiech szaleńca w reakcji na kolejne, śmielsze słowa Forgera wręcz absurdalnie dopełniał jego prezencji. Lekko zakręconej, pełnej niedopowiedzeń, roztaczającej tajemnicę, a mężczyzna zawsze skrywał sympatię do tych nieoczywistych postaci. Rówieśników, którzy skrywali swoje talenty i sprawiali wrażenie małomównych dopóki nie zaczynali opowiadać o swoich pasjach. Gwardzisty o surowej twarzy i rzeczowej, stanowczej postawie, którego jasne oczy iskrzyły się całe, gdy tylko ich spojrzenie padało na niego. Rysownika o smutnym, pełnym desperacji wzroku, który ochoczo poszedł do domu za obcym człowiekiem, by wracać do niego tak samo ufnie i słuchać czytanych powieści. Tylko te przykuwały jego uwagę na dłużej, niezależnie od kontekstu. Jednak nie uważał, żeby przekroczenie tej ostatecznej granicy było dobrym pomysłem w tym przypadku. W rzeczywistości Terence zamierzał puścić Abernathy’ego zaraz po nie najdelikatniejszym przyparciu go do biurka. Gdyby naprawdę spodziewał się, że chłopak po czymś podobnym ucieknie od niego w przejęciu, musiałby być zbyt naiwny. Magnusowi nie nudziło się to ani trochę, a po wyrazie jego twarzy wnioskował, że w głowie wszystko układało się według planu – obmyślonego wcześniej albo stworzonego na gorąco, gdzieś pomiędzy kolejnymi zaczepkami. Uścisk palców zelżał, a Forger zatrzymał się w półkroku wycofując się z tego, mając powiedzieć coś z gorzkim uśmiechem wykrzywiającym usta. Wtedy usłyszał upadek książki na ziemię. Instynktownie odwrócił głowę od jasnowłosego młodzieńca, szukając wzrokiem źródła tego hałasu, ale nieznajoma zbyt prędko opuściła to miejsce. W powstałym zamieszaniu bez cienia protestu czy oporu pozwolił się odepchnąć nim sam poruszył się. — Jasna cholera — warknął, uderzając otwartą dłonią w stół. Zbyt lekkomyślnie założył, że o tej godzinie poza nimi ciężko szukać żywej duszy, a przynajmniej w pobliżu czytelni. Że być może zdołają zauważyć, kiedy ktoś postanowi im potowarzyszyć. Pomyśleć, że nie było to nawet jego celem, a przez głupią próbę droczenia się z młodszym mężczyzną wciągnął się sam w tak niekomfortową sytuację. Nie byłoby to pierwszą plotką w obiegu, jaka krążyła na temat egzorcysty, ale nie mógł mieć pewności, w jaki sposób zostanie ona wykorzystana i komu w pierwszej kolejności przekazana. Nie znał przecież tożsamości podglądaczki. Nie biegł tak szybko jak Magnus, zachowując dystans, ale nie na tyle duży, aby nie mogły dobiec go słowa Abernathy’ego czy ich towarzyszki. Musiał w odpowiedniej chwili zainterweniować, by mieć pewność, że sytuacja ta nie rozniesie się niebezpiecznie szerokim echem. |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : eaglecrest, saint fall
Zawód : egzorcysta / pielęgniarz
W porę ruszyliście za zagubionym nieznajomym, chociaż w pierwszej myśli zwyczajnie nie mogliście być pewni, kim była, stukot obcasa jasno sugerował, że jest to kobieta. Stawiała raczej drobne i gęste kroki, jakby spódnica utrudniała jej poruszanie się, ściskając kolana do siebie. Dzięki temu, że zareagowaliście szybko, dogonienie jej nie stanowiło wielkiej trudności. Wybiegliście za dźwiękiem przez lewe drzwi prowadzące z czytelni wprost na korytarz, długi i całkowicie pusty. Na jego końcu znajdywały się podwójne drzwi do szerszego hallu, w którym na pewno ktoś był, nawet jeśli miał to być jedynie portier, ochraniający obiekt pod nieobecność właścicieli. Gdy przeszliście przez drzwi czytelni, najpierw Magnus, a zaraz po nim Terence, waszym oczom ukazała się młoda kobieta, stojąca teraz tyłem, jakby wyraźnie słyszała trzaśnięcie za sobą. Oddychała ciężko, mogliście to rozpoznać po unoszącej się w górę i w dół garsonce, a jej biodra w istocie zdobiła wąska elegancka spódnica. Miała kasztanowe włosy, ciasno spięte w kok, na nogach szerokie obcasy, prędzej przywodzące na myśl nauczycielkę w szkole, niż damę. Stała jak sparaliżowana, tuż przed drzwiami mającymi wypuścić ją w tłum, w którym prowadzenie rozmowy graniczyłoby z cudem. Nie wiedzieliście, jak wiele widziała i jak dużo szczegółów waszej rozmowy udało jej się dostrzec. Doskonale zdawaliście sobie jednak sprawę, że spoglądając zza regału, niezależnie od waszych intencji, akt wyglądał dwuznacznie. Mieliście krótką chwilę, widzieliście, jak jej ręka drży, aby chwycić za klamkę i wyjść — a to, co zadziałoby się potem, nie zależałoby już od was. To była jedyna szansa, aby przekonać ją do siebie, albo wyperswadować na niej milczenie. Dziewczyna odwróciła tylko lekko głowę, aby spojrzeć na was, a w jej oczach mogliście dostrzec nie nienawiść i nie strach, a skupienie. Ty, Magnusie, bez trudu ją rozpoznałeś. Była studentką ostatniego roku tajnych kompletów, którą niedawno twoja rodzina przyjęła na staż do biblioteki. Miała prowadzić w niej swoje badania w zakresie historii Piekieł, dzięki szerokim źródłom w magicznych działach, ale nie wiedziałeś, czego dokładnie miały dotyczyć. Wiedziałeś też, że jeśli twoja rodzina zgodziła się na udostępnienie jej zbiorów bibliotecznych, musiała być nie tylko obyta ze swoim tematem i ambitna, ale także bardzo przekonująca. Terencie, stałeś z tyłu. Mogłeś być pewien, że nieznajoma nie widzi szczegółów twojej twarzy, w ciemności skupiona na Magnusie. Jeśli chcecie korzystać z charyzmy, przypominam, że nie ma potrzeby rzucania na nią kością, a należy ją wiarygodnie odegrać zgodnie ze swoimi zdolnościami. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Magnus Abernathy
Ten wieczór naprawdę nie tak miał się potoczyć, nie takie plany miał na niego młody Abernathy. Chłopak planował porozmawiać z Terencem, który może i miał dobre intencje, ale jemu jawił się jak prześladowca oraz przypomnienie, że nie jest w pełni wolny i wszystko może stracić równie łatwo, jak to odzyskał. Zapowiedź końca, który mógł być szybki i niespodziewany… Cała ta sytuacja przyprawiała niebieskookiego o migrenę i paranoję, która z jego skłonnościami nie była niczym nadzwyczajnym. Ustaliliśmy już przecież, że od artysty niedaleko jest do szaleńca, a Magnus raczej zaliczał się do obu tych kategorii i to nie tylko przez wzgląd na to, że był słuchaczem… Co do tego, co było później… Młody czarownik nie byłby w stanie powiedzieć kto pierwszy zaczął: on czy Forger. Być może jeden podpuszczał drugiego, a ich charaktery sprawiły, że brnęli w to wszystko dalej, nie chcąc być tym, który pierwszy odpuści. To i tak nie byłaby do końca prawda, gdyż chłopak widział w starszym czarowniku okazję, aby na chwilę zapomnieć, uciec od tu i teraz. Bliskość i przyjemność, którą mogła ze sobą nieść, wykorzystać do uśmierzenia bólu, który nadal go dręczył. Bólu, którego tradycyjne leki nie były w stanie ugasić… Blondyn pozwolił sobie na chwilę opuścić gardę, stracić czujność i teraz miał ponieść tego konsekwencje. Przemierzając ten krótki odcinek biblioteki, którą znał jak własną kieszeń, gdyż to w niej spędził większość swojego życia; odrabiając lekcje po szkole, kiedy rodzice pełnili dyżur, czy po prostu, kiedy był starszy samemu, pełniąc dyżur lub szukając potrzebnych mu książek. Magnus mógłby się założyć, że zdołałby poruszać się po tej przestrzeni z zawiązanymi oczami, a przy okazji znaleźć książkę, która akurat byłaby mu lub komuś innemu potrzebna. Teraz jednak wykorzystywał swoją znajomość przestrzeni, aby móc się zorientować, czy zdoła dogonić intruza, zanim ten opuści budynek. Sądząc po krokach, które sugerowały kobietę i to nie tylko ze względu na obcasy, ale też ich częstotliwość, sugerującą, że spódnica ogranicza ruchy, domyślał się, że mu się to uda. Miał rację, gdy zatrzasnęły się za nim drzwi i ujrzał postać przy drzwiach oddzielających miasto od biblioteki. Z ręką na klamce stała młoda kobieta, której ubiór przywodził na myśl nauczycielkę. Kiedy się odwróciła, chłopak ją rozpoznał. Kojarzył ją z Tajnych Kompletów, gdyż grupy studenckie były tak małe, że każdy znał każdego. Poza tym rodzice chłopaka niedawno mu ją przedstawili, kiedy powiadomili go, że przyjęli dziewczynę na staż w bibliotece. Chłopak kojarzył, że jej badania były związane z historią Piekieł, ale nie miał pojęcia, czego dokładnie dotyczyły. To jednak nie wydawało się teraz takie istotne, biorąc pod uwagę, że była na tyle przekonująca, aby Abernathy zgodzili się udostępnić jej księgozbiory. - Hej. - W głosie Magnusa było słychać delikatną zadyszkę z powodu biegu za intruzem, jednak był on spokojniejszy, że nie był to nikt z jego rodziny. Ze studentką powinno udać mu się dogadać. - Czy coś się stało? - zapytał spokojnym tonem, którym zazwyczaj rozmawiał z czytelnikami, który potrzebowali rady albo nie mogli czegoś znaleźć. Odruchowo przeciągnął ręką po włosach, aby je poprawić. - Szukałaś czegoś konkretnego w tamtej części biblioteki? - Nie zmniejszał dystansu między nimi, ale wiedział, że dziewczyna na spokojnie jest w stanie wyraźnie usłyszeć każde słowo, które wypowiadał. - Na pewno możemy sobie jakoś nawzajem pomóc. - Spróbował roztoczyć na nią swój czar, który sprawiał, że kobiety zazwyczaj ulegały. Miał nadzieje, że to oraz fakt, że udawał, jakby w najbardziej oddalonym zakątku czytelni nic się nie stało, pomoże mu przekonać dziewczynę, aby trzymała tę swoją śliczną buzię na kłódkę. Ostatnio zmieniony przez Magnus Abernathy dnia Pon Mar 20 2023, 14:11, w całości zmieniany 1 raz |
Wiek : 27
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : EAGLECREST, SAINT FALL
Zawód : Opiekun księgozbiorów | Student
Terence Forger
ANATOMICZNA : 20
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 9
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 166
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 9
TALENTY : 10
Nawet kiedy przemykał przez jeden czy drugi oddział na którym przyszło mu pracować, ciężko porównać to do rzucenia się przez całą długość czytelni, a następnie wyskoczenie z niej wprost na hol. Szybszy oddech po krótkim biegu był nieunikniony, ale czym była odrobina wysiłku fizycznego w obliczu wzmożenia dziwnych pogłosek? Te nie dość, że zaszkodzić mogły mu mocniej niż podszeptywane historie na które ostatecznie nikt nie miał potwierdzenia, toteż zapominał o nich, to nagle zdał sobie sprawę z tego, że był w nieco lepszej sytuacji. To nie on pochodził z jednej z najbardziej szanowanych rodzin całej społeczności, był tylko adopcyjną znajdą, która na dodatek swoje szanse na akceptację z ich strony zniwelowała do ułamka już dawno temu, teraz dla utrzymania pozorów starając się podtrzymać relacje z Forgerami. Nie wiedział, jakie relacje łączą Magnusa z resztą członków, ale to nie miało znaczenia – za niedojrzałe wybryki w miejscu do tego nieprzeznaczonym należało płacić. Zatrzymał się, oceniając z dystansu dziewczynę, która nie zdołała oddalić się daleko – mimo ubioru, który przypominał prędzej poważną i szanowaną damę, po twarzy widać było młody wiek. Wciąż nie mógł być przekonany o tym czy była czarownicą, czy najzwyklejszą niemagiczną. Odetchnął cicho, by upewnić się, że na jego twarzy widoczny jest najbardziej neutralny wyraz twarzy, jaki potrafił na niej wymalować. Spokój, Forger. Tym razem zachowaj spokój, nie ma nic, czego nie da się załatwić w odpowiedni sposób. Każdego można do siebie odpowiednio przekonać, jeśli tylko zdoła się odnaleźć rozwiązanie. Nie wychylał się, nie zamierzał intensywnością sytuacji i gwałtownymi ruchami przepełnionymi paniką spłoszyć ją. Uniósł brew zainteresowany, zauważając, że Magnus zwraca się do niej bezpośrednio. Znali się? Kobieta była studentką tajnych kompletów czy pracownicą, która przestraszona zauważyła scenę, która zdecydowanie nie powinna mieć miejsca w bibliotece? — Dzień dobry — przywitał się z lekkim uśmiechem, wciąż nie wyłaniając się z delikatnego półmroku, który zapewniał mu tę odrobinę komfortu. Kiwnął głową, poprawiając rękawy swetra i naciągając je mocniej nim skrzyżował ręce na piersi. Luźno, tak jakby był zupełnie zrelaksowany. Nic nie widziała. Przecież nie miała szansy. Tak sobie powtarzaj. Wszystko pod kontrolą. — Przepraszamy, jeśli przestraszyliśmy cię. W rzeczywistości miałem wrócić do siebie, wystarczająco się zasiedziałem i zająłem czasu — dodał po chwili z rozbawieniem. W rzeczywistości pozostawał czujny, gdy słuchał uważnie jak Abernathy pyta dziewczę o jej cel eksplorowania tamtej części biblioteki. “Na pewno możemy sobie jakoś nawzajem pomóc” – najwidoczniej jakiś plan w głowie młodszego mężczyzny właśnie się rodził. Nie wtrącał się w to, nie on był tutaj głównym obiektem zainteresowania, gdy przychodziło do poszukiwań wśród ksiąg. |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : eaglecrest, saint fall
Zawód : egzorcysta / pielęgniarz
Dziewczyna wzdrygnęła się delikatnie na dźwięk twojego głosu Magnusie i odwróciła wzrok jakby zawstydzona lub w pewnym stopniu zdezorientowana. Milczała, zaciskając mocno do siebie usta, na których mogliście dostrzec muśnięcie karmazynowej, bardzo eleganckiej szminki. Uniosła głowę wyżej, dumnie podciągnęła nos w górę i obserwowała was ze spokojem na twarzy. Widzieliście, jak wydaje jej się, że ma nad wami przewagę, że być może to, co dzisiaj ujrzała, będzie chciała wykorzystać do szantażu. Twoja decyzja Magnusie, żeby wspomnieć o obopólnej pomocy, została przez nią skwitowana krótkim drgnięciem ust w uśmiechu, który zaraz jednak ukryła pod maską poważnej starej-malutkiej. Twój głos Terencie zdawał się przez nią zignorowany, a właściwie — nie wywoływał w niej podobnej emocji. Być może miałeś rację Magnusie, być może był to twój magnetyzm. Bardziej prawdopodobne wkrótce zdawało się, że dziewczyna po prostu wie, co chce osiągnąć i zamierza dojść do tego za wszelką cenę, a jeśli w jej ręce trafia się wyjątkowa okazja — posiadania informacji — to nie odpuści. Jeśli liczyłeś, że sam tembr twojego głosu zadziała — trafiłeś na twardy orzech do zgryzienia. Wiedziałeś, jak elektryzować — musiałeś tylko odpowiednio tego użyć. — Szukałam książki Alipranda Färberga na temat przejścia czarownic do Piekieł w 1701 — odpowiedziała pokrótce. Terencie, mogłeś zupełnie nie skojarzyć tematu — o tym nie nauczano w szkołach. Dla ciebie Magnusie był on dość enigmatyczny, coś świtało ci jakby przez mgłę, ale kojarzyłeś nazwisko autora, ponad sto lat temu opublikował on kilka różnych opracowań historycznych, dostępnych w odpowiednich działach waszej biblioteki. Byłeś Abernathy — wiedziałeś gdzie leżą. — Oryginalnego rękopisu Alipranda Färberga — dodała jeszcze z triumfem na twarzy. Chyba odkryła właśnie przed wami, co mogło stać się kartą przetargową w tej rozmowie. — Niech pan zostanie, Stara Biblioteka to takie piękne miejsce, skrywa wiele tajemnic. — chociaż jej postawa była dumna i twarda, tak Terencie mogłeś dostrzec, że coś, co nie pasowało do tej idealnej sylwetki. W czasie gdy ta odzywała się do Magnusa, na jej nogach, odzianych w ledwo prześwitujące rajstopy, dostrzegłeś sieć pajęczych połączeń, wyraźnie wybijających się przez materiał. Znałeś tylko jedno schorzenie, które mogło powodować takie znamiona — pajęczak. Magnusie, będziesz wiedzieć, gdzie leży książka, o której wspomina dziewczyna. Jest ona ukryta w sieci korytarzy na zapleczu, niedostępnych dla nikogo poza członkami twojej rodziny. Zdajesz sobie sprawę z wyjątkowej wartości tego dzieła. Terencie, o chorobie, którą rozpoznałeś u dziewczyny, możesz przeczytać w dziale Świata Przedstawionego w temacie Medycyny. Czas na odpis do soboty (25.03) do 23:59. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej