First topic message reminder : Czytelnia Nie wszystkie woluminy są dostępne do wypożyczenia, zwłaszcza te wiekowe, objęte szczególną troską ze strony opiekunów księgozbioru. Na życzenie mogą być dostarczone do czytelni, a tam sumiennie przestudiowane przy jednym ze stanowisk. W pochmurne dni lub wieczorami, goście biblioteki pomagają sobie małymi lampkami. Często spotkać można tutaj uczniów oraz studentów, którzy korzystają z ciszy i tutaj odrabiają zadania domowe bądź sporządzają notatki do referatów, jednak nie są oni jedynymi użytkownikami tej przestrzeni. W końcu każdy, niezależnie od swojego celu, potrzebuje chwili skupienia. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Magnus Abernathy
Po samym ubiorze i zachowanie Magnus wiedział, do jakiej kategorii osób należy ta dziewczyna - próbowała wyglądać na starszą i poważniejszą niż w rzeczywistości była. Takie rzeczy zazwyczaj spowodowane były jedną z dwóch rzeczy: małą wiarą w siebie lub wręcz wybujałym ego. W przypadku tej studentki? Było jeszcze za wcześnie, aby młody Abernathy mógł stwierdzić. Blondyn nie był na pewno wielbicielem stylu ubierania się, w który typowała młoda kobieta, ale nie pokazywał tego po sobie. Musiał sprawić, aby siedziała cicho i planował to osiągnąć wszelkimi sposobami. Tak jak dziewczyna wzdrygnęła się na dźwięk głosu Magnusa, tak on sam wzdrygnął się, kiedy za jego plecami rozbrzmiał dźwięk słów Terence’a. Na chwilę zapomniał o nim, a może po prostu nie sądził, że również rzuci się w pogoń za intruzką. Cóż… Abernathy zyskał widownię, a więc i dodatkową zachętę, aby się przyłożyć do roztaczania swojego czaru. Właśnie tak maleńka. Myśl, że jesteś tutaj górą. - pomyślał niebieskooki, ale jego twarz nic nie wyrażała. Była maską, którą przybierał, kiedy pełnił dyżury w bibliotece - spokojną, z delikatnym uśmiechem, który zapewniał, że może liczyć na jego pomoc. Chłopakowi nie umknął ten uśmiech, który zaraz skryła za wybraną przez siebie maską. Alipranda Färberg… To nazwisko coś mówiło chłopakowi, ale były informacje ogólne: autor, który ponad sto lat temu opublikował kilka różnych opracowań historycznych. Informacje jednak co do samych opracowań, a szczególnie tego konkretnego, jednak były zbyt głęboko skryte w pamięci blondyna. Wiedział tylko, w których działach powinien ich szukać, aby dostarczyć czytelnikowi, który akurat ich potrzebował. Tak samo było również z oryginalnym rękopisem autora - znajdował się w bibliotece Abernathych, ale skryty przed oczami większości w części zbiorów dostępnych tylko na życzenie i do których dostęp bezpośrednio miała tylko rodzina. - Mamy go w zbiorach, jednak z uwagi na wiek tego woluminu oraz materiał, z którego jest wykonany, musi przebywać w specjalnych warunkach. - Głos chłopaka był rzeczowy i profesjonalny. Co jak co, ale znał się na rodzinnej robocie, nie tylko pod względem niezbędnej wiedzy, ale również praktyki. Mając nadzieje, że jego słowa wystarczająco zainteresowały dziewczynę, pozwolił sobie się do niej zbliżyć. - Mogę go przynieść, ale zajmie mi to chwilę i wgląd do niego będziesz mieć tylko na terenie biblioteki. Wolumin jest zbyt kruchy. - Nie musiał dodawać, że oczywiście równie cenny. - Odprowadzę cię do stanowiska, przy którym będziesz mogła poczekać, aż wrócę, a potem nad nim spokojnie popracować. - W zapraszającym geście wyciągnął do niej rękę, dodając do tego jeden z tych swoich popisowych uśmiechów, od którego przedstawicielką płci pięknej miękły kolana. Zdecydowanie nie miał zamiaru się poddawać w kwestii wykorzystania swojego uroku osobistego, aby osiągnąć cel, który mu przyświecał. |
Wiek : 27
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : EAGLECREST, SAINT FALL
Zawód : Opiekun księgozbiorów | Student
Terence Forger
ANATOMICZNA : 20
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 9
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 166
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 9
TALENTY : 10
Nie zamierzał lekceważyć młodej czarownicy. Wiedział dobrze, że dziewczęta jak one mogły wyglądać niepozornie, ale skrywać wewnątrz dużą siłę i samozaparcie. Nastoletni Terence Forger w swoim wyprasowanym mundurku Frozen Lake High bez najmniejszej skazy również prezentował się skromnie ze wszystkimi wyuczonymi gestami i uprzejmymi uśmiechami. Dlatego trzymał dalej gardę, z dystansu przyglądając się rozgrywającej się przed jego oczami scence, licząc na to, że uda mu się wyjść z tego obronną ręką. Początkowo nie widział w tym szansy na ugranie czegoś tylko dla siebie – Abernathy mógł zawsze przehandlować się czymś cennym, zwłaszcza dla takich ambitnych studentek, a karta przetargowa położona na stole między nimi wyraźnie okazała się kusząca. Być może sposób bycia Magnusa miał w tym swój udział, a być może była to jej własna determinacja, która dała o sobie znać, gdy zauważyła jak zależało im na milczeniu i zostawieniu tej sprawy samej sobie. Historię Piekieł znał na tyle, na ile zdołał jej zaczerpnąć z lekcji historii magii w szkółce, dlatego prawdopodobnie nie był zaznajomiony z poruszanym przez młodą kobietę tematem. Długowłosy na szczęście mógł się w tym względzie popisać większą znajomością, ale to nie własne braki w wiedzy sfrapowały najbardziej Forgera w tej chwili. W czasie, gdy Magnus targował się ze studentką, Forger dostrzegł coś interesującego podczas lustrowania sylwetki przed nimi. Zmarszczył brwi, przechylając głowę w bok, gdy coś na nogach dziewczyny zdawało się odstawać od nienagannej prezencji. Korzystając z okazji, że jej uwaga jest w pełni skupiona na młodym bibliotekarzu, przemknął spojrzeniem po nogach. Odległość jak i fakt noszenia rajstop, które wyłącznie odrobinę prześwitywały, nie pomagał, ale ślady na łydkach nie mogły być jedynie zwykłymi siniakami nabitymi przez nieroztropność. Podskórne wylewy układały się w zbyt regularne kształty, a to narzucało jedną hipotezę, którą pozostało mu potwierdzić – pajęczak. — Masz całkowitą rację, powinienem jeszcze na chwilę zostać — mruknął pod nosem bardziej do siebie niż do swoich towarzyszy. Musiał przyjrzeć się z bliska pajęczakowi, a przede wszystkim ostrzec dziewczynę, która mogła nie być świadoma choroby, która rozwijała się w niej. Jeśli ubiegnie ją w porę, zdoła przyjść do szpitala, a tam zaopiekują się nią odpowiednie osoby zanim dojdzie do krwotoku wewnętrznego. Nie mógł zatem opuścić tej dwójki zbyt prędko, trzeba było wykorzystać moment i podejść ją właściwie, by zrozumiała możliwe zagrożenia wynikające z tego i chciała zasięgnąć pomocy. Mogła to uznać za zwykłe ślady, ale jeśli mógł jej oszczędzić bólu i zdezorientowania własnym stanem, a dla siebie zgarnąć tę odrobinę wdzięczności – kim był, aby odpuścić tę okazję? |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : eaglecrest, saint fall
Zawód : egzorcysta / pielęgniarz
Dziewczyna z jednej strony wydawała wam się niemal niewzruszona sytuacją. Założone na siebie ramiona, twardy głos, spojrzenie ambitnej studentki, która chciała zawojować świat — to wszystko nakreślało jej obraz jako stąpającej po ziemi twardo i skupionej na celu. Z drugiej strony, żeby do niego dotrzeć, potrzebowała sojuszników — z czego prawdopodobnie sama doskonale zdawała sobie sprawę, próbując wykorzystać dostrzeżoną wcześniej sytuację na swoją korzyść. Magnusie, gdy jej odpowiedziałeś, w ciemności mogłeś dostrzec błysk w jej oczach. Jakby czuła, że dopięła swego, że dostanie coś, o co musiała się dobrze postarać. Mogła pojawić się w twojej głowie myśl — dlaczego nikt nie nie dał jej do tej książki dostępu wcześniej? Czemu musiała wykorzystywać tę sytuację? Odpowiedzi mogło być wiele, ale skoro twoja rodzina zdecydowała się dopuścić do reszty dzieł — być może to nie jej osoba, była problemem, a sama książka i to, co skrywała. Choćbyś pragnął — życia by ci nie starczyło, by przeczytać każdą pozycję w bibliotece. Nie mogłeś więc wiedzieć, co skrywa dzieło, o którym wspomniała. — Doskonale, panie Abernathy. Poczekam w czytelni — powiedziała z niejako entuzjazmem w głosie, idąc wprost w waszą stronę, by przejść przez drzwi ukryte za waszymi plecami. Mogliście jeszcze ją cofnąć, chociaż to mogłoby przecież przynieść odwrotny rezultat. Jeśli tego nie zrobiliście, przechodząc obok, zlustrowała was dokładnie spojrzeniem, wyginając kącik ust w delikatnym uśmiechu, jakby triumfalnym. Zmarszczyła tylko brwi, gdy spojrzała na ciebie, Terencie. Magnus stał się jej sojusznikiem, ty byłeś w jej oczach kompletnie nieznany. Miałeś jednak dzięki temu czas, żeby lepiej przyjrzeć się jej ciału. Przestałeś mieć wątpliwości co do choroby, z jaką się mierzyła, o ile kiedykolwiek takie miałeś. Jej kark i uszy pokryte były tymi samymi sinymi sieciami. Dziewczyna weszła do czytelni, zostawiając was na chwilę samych w korytarzyku, po czym podeszła do jednego ze stolików bliżej okna i usiadła na krześle, nerwowo stukając palcami. Magnusie, jeśli zdecydujesz się zejść do podziemnych zbiorów biblioteki i odszukać książkę, a następnie wrócić do czytelni zajmie ci to około 6-7 minut, co będzie miało długość 1 kolejki. Jeśli zdecydujesz się w podziemiu lub w czasie drogi przejrzeć książkę, nie ma potrzeby rzucania kością, wystarczy zaznaczenie w poście, pod jakim kątem i w jaki sposób to robisz. Jeśli obydwoje zdecydujecie się zejść i zostawić dziewczynę samą, możecie przeskoczyć ten czas i opisać wszystko, co zrobiliście od powrotu z podziemi. Czas na odpis: niedziela (2.04) do 21:37. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Magnus Abernathy
Młody Abernathy bardzo dobrze znał osoby takie jak ona - ambitne, nieugięte, chcące zawojować ten świat, a zarazem już za młodu posiadające w swojej duszy starość tak głęboką, że niemożliwą do wykorzenienia, która z czasem zdawała się ich zatruwać od środka - gdyż niemalże bez przerwy przewijały się przez rodzinną bibliotekę w różnych odstępach czasu. Jednak, aby osiągnąć swoje cele ona, jak i inni potrzebowali sojuszników. Lucyfer był tego wieczoru dla niej przychylny, patrząc na to, że postawił ją w roli światka takiej, a nie innej sytuacji między Magnusem i Terencem. Chłopakowi nie umknął błysk, który pojawił się w jej oczach w reakcji na jego słowa. Mogła się uważać za zwyciężczynię w tej sytuacji, ale czy tak naprawdę można było rozpatrywać tę sytuację w perspektywie wygranych i przegranych? Czemu nikt nie dał jej dostępu po tej książki? Rodzice jej zaufali i dali dostęp do księgozbioru, więc to nie w niej jej problem. Co musi skrywać ta konkretna książka, że nie chcieli po nią pójść i dać jej do przejrzenia? - Takie myśli zaczęły się pojawiać w umyśle chłopaka, kiedy studentka odezwała się z chyba entuzjazmem w głosie, aby potem minąć jego i starszego czarownika. Oczywiście blondynowi nie umknął ten delikatny, ale niezaprzeczalnie triumfalny uśmiech na jej twarzy. Kiedy drzwi się za nią zamknęły, Magnus wypuścił powietrze i przejechał ręką po włosach. Mimo wszystko jego ciało przez cały czas było w stanie - walcz lub uciekaj. Teraz mógł sobie pozwolić na chwilę oddechu, ale tylko chwilę. Nie mógł dopuścić, aby dziewczyna wyszła albo zaczęła mieć kolejne podejrzenia. - Zostań z nią. Wrócę za chwilę - zwrócił się do Terence’a, zanim sam przekroczył próg, aby udać się do części biblioteki dostępnej tylko dla członków jego rodziny. Za stanowiskiem bibliotekarza w innej części biblioteki, znajdowały się drzwi do małego pomieszczenia, w którym przetrzymywano zwrócone książki, zanim wrócą na swoje miejsce, zamówienia i tym podobne rzeczy związane z działalnością biblioteki. To właśnie tutaj za regałem znajdowały się drzwi prowadzące do sieci korytarzy, które skrywały te książki niedostępne na co dzień dla czytelników, te, które wymagały specjalnych warunków i wiele innych. Mimo że Magnus znał tę plątaninę na pamięć, skierował swoje kroki najpierw do katalogu podręcznego, który się tam znajdował. Chciał się upewnić nie tylko, że książka nie zmieniła swojej lokalizacji, ale również sprawdzić jej opis, mając nadzieje, że znajdzie tam informacje czemu, jego rodzina nie chciała udostępnić jej owej książki. Każdy wolumin znajdujący się w bibliotece Abernathych zawierał, a przynajmniej powinien swój opis biblioteczny, który zawierał nie tylko informację, gdzie szukać danego dzieła, ale także notatki na temat tematyki dzieła, zauważonych błędów, uszczerbków i napraw konserwatorskich, którymi zostało poddane dzieło. Te magiczne często też zawierały ostrzeżenia odnośnie do potencjalnych niebezpieczeństw związanych z ich lekturą. Chłopak uważał, że to dobry punkt, aby zacząć poszukiwania odpowiedzi na pytanie, czemu nikt wcześniej nie dał dziewczyny książki. W ostateczności planował, chociaż pobieżnie ją przejrzeć, kiedy będzie już wracał z nią do czytelni. |
Wiek : 27
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : EAGLECREST, SAINT FALL
Zawód : Opiekun księgozbiorów | Student
Terence Forger
ANATOMICZNA : 20
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 9
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 166
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 9
TALENTY : 10
Zawiłości związane z pracą w bibliotece były mu zupełnie obce. Nie mógł wiedzieć, że dziewczyna przed nimi pomaga Abernathym, a przeróżne schowki rozmieszczone w budynku były mu zupełnie obce. Nie poświęcał zatem na te szczegóły czasu, zamiast tego z ulgą przyjmując, że najwyraźniej zdoła uzyskać odrobinę czasu dla siebie na osobności ze studentką. Gdy młoda kobieta zatrzymała się na chwilę bliżej niego, jeszcze raz obejrzał ją dokładniej, tym razem wzrokiem przebiegając po górnych partiach jej ciała. Nie musiał szukać długo – sieci naruszonych przez chorobę naczyń krwionośnych były widoczne nie tylko na nogach, ale również na odkrytym karku i uszach. To jedynie potwierdzało jego wcześniejsze przypuszczenia. Nie uciekł jego uwadze wyraz twarzy nieznajomej, ale wierzył, że w odpowiednich warunkach wysłucha go bez kwestionowania jego intencji. Być może nie były najczystsze, ale kryły się za tym motywacje czysto lekarskie. Nie skomentował słów Magnusa inaczej niż poprzez kolejne bezgłośne prychnięcie. Oczywiście, młodzieniec nie miał pojęcia o małym odkryciu Terence’a, ale jeśli zakładał, że Forger będzie za nim podążać jak na smyczy, to musiałby go bardzo w tej chwili rozczarować. Przelotnie tylko spojrzał za ramię, gdy bibliotekarz kierował się w swoją stronę, a sam wszedł znów do czytelni. Studentka przyjęła wyczekującą pozę, a egzorcysta, chcąc zaskarbić jej zaufanie, nie ruszał z ofensywą od razu. Dał sobie odpowiednio długą chwilę na to, aby powoli zbliżyć się do niej i podjąć temat w należyty sposób. — Pani wybaczy — zaczął miękko, tak jak zwracał się do pacjentów w szpitalu przełamując pierwszą barierę. Nawet ci, którzy samodzielnie poszukiwali pomocy, nierzadko pozostawali nieufni, trzymali dystans, dopóki ten pierwotny strach przed obcym nie został przełamany w pierwszym kontakcie, uprzejmym zdaniu czy lekkim uśmiechu. — Faktycznie miałem zamiar pójść w stronę swojego mieszkania, ale widzi pani, rzuciło mi się coś w oczy… Zauważyła pani może u siebie podatność na siniaki? Jakieś nowe, które pojawiają się nie wiadomo skąd? — podpytywał ostrożnie. Nie miał wątpliwości, że dziewczyna cierpi na pajęczaka, ale nim bezpośrednio poinformował ją o tym, chciał delikatnie wybadać grunt. Jeżeli sama uświadomi sobie, że ostatnimi dniami coś ewidentnie nie przebiegało tak jak powinno, będzie bardziej zainteresowana jego domniemaniami. — Tak naprawdę pracuję w szpitalu, jestem… medykiem, najogólniej mówiąc, a to, co widzę na choćby twoim karku nie przypomina zmian przy anemii — kontynuował spokojnym tonem. |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : eaglecrest, saint fall
Zawód : egzorcysta / pielęgniarz
Magnusie, gdy otworzyłeś książkę i pobieżnie zacząłeś ją przeglądać, na pozór wyglądała dokładnie tak jak każdy inny wiekowy i cenny rękopis w bibliotece twojej rodziny. Mogłeś spodziewać się, że ciąży na niej magia, chroniąca przed ewentualnym zniszczeniem, rozlaniem na stary pergamin kawy, czy nawet wyrwaniem którejś ze stron. Obchodziłeś się z nią ostrożnie na tyle, że miała odsłonić przed tobą swoje tajemnice. W oczy rzuciła ci się rycina na stronie 19, odrysowana tam przez kogoś bardzo uzdolnionego, zawierająca wiele szczegółów. Kreski wyblakły z czasem, rozmyły się gdzieś, a tusz, którym rysowana ten obrazek, zwyczajnie zanikał zgodnie z minionymi latami. Wzór przedstawiał skomplikowaną mapę. Mogłeś przyglądać jej się przez nieskończenie długo, a i tak nie byłbyś w stanie się zorientować, co dokładnie przedstawiały zakręcone i dziwne labirynty tam rozrysowane. Nie było zaznaczonej ścieżki. Tylko dwa punkty. Wejście — na dole strony. Cel — na jej środku. Jeśli poprowadziłbyś palcem po tej enigmatycznej mapie, mógłbyś zorientować się, że w ten zgubiłby się nawet na kartce. Nie miała ona żadnego logicznego sensu, pokryta była dziwnymi znakami, zupełnie ci nieznanymi. Rozpoznałeś jeszcze dopisek przy — nazwijmy to — mapie. „Droga do celu”. W twojej głowie mogło pojawić się wiele teorii, ale jeśli chciałeś potwierdzić którąkolwiek z nich, potrzebowałeś nie tylko spokoju, ale i poświęcenia książce znaczącej uwagi. Na pewno nie było na to czasu teraz, nie kiedy w czytelni czekał na Ciebie Forger i ta dziwna dziewczyna. Nie wiedziałeś, czy ona rozpozna tę rycinę, być może ta miała być dla niej równie tajemnicza co dla ciebie. Mogła pomóc ci w rozwiązaniu zagadki albo skraść wiedzę dla siebie... I patrząc na jej ambicje, chyba sam wiedziałeś którą ścieżkę wybierze — o ile w ogóle rozpozna na kartce cokolwiek więcej. Terencie, gdy dziewczyna usłyszała twoje słowa, na samym początku zmarszczyła znacznie brwi, jakby nie rozumiała sensu twojego zagadania. Dopiero w miarę, kiedy odsłaniałeś kolejne fakty, jak chociażby zawód, którym się parasz, ze skonfundowania przeszła w dziwne zmartwienie. Frywolny uśmieszek pełen dumy z samej siebie nagle przemijał, jakby zestresowała się tym wszystkim. — Tak... Zauważyłam... — przyznała się, przełykając głośno ślinę. — Ale to chyba nic takiego? Moja mama też zawsze miała siniaki, nawet jak uderzyła się tylko lekko o kanapę — próbowała tłumaczyć sobie dziwne znamiona i pajęcze sieci, jakie pojawiły się na jej ciele, a jakie zauważyłeś. — Myśli pan, że to coś poważnego? Ja nie mogę być teraz chora, są egzaminy... To pan mu robił? Badał? Czemu w bibliotece? — odwróciła swoją uwagę, ponownie przenosząc ją na sytuacje, która miała miejsce przy stole obok niecałe kilka minut temu. Być może, gdybyś tylko odpowiednio się skupił, mógłbyś ją okłamać, a ona by ci uwierzyła. Nie wiedziałeś, kiedy wróci Magnus i jak długo zajmie mu poszukiwanie książki, a dziewczyna nie chciała odpuszczać. Mistrz Gry przeprasza za spóźnienie wynikające z prywatnych obowiązków. W ramach zadośćuczynienia otrzymujecie ode mnie po zestawie świec rytualnych. Terence - białych (magia anatomiczna), Magnus - zielonych (magia natury). Świece zostały dopisane do Waszego ekwipunku. Możecie uznać, że przyszły jako gratis z ostatnim zamówieniem na jakiekolwiek magiczne bibeloty. Magnusie, książka, którą przeglądasz, będzie wymagać szerszych badań, żeby odkryć jej treść. Jeśli chciałbyś się za to w przyszłości zabrać — skontaktuj się ze mną prywatnie. Możesz już w tym momencie być pewny, że skrywa w sobie coś nie tylko tajemniczego, ale i być może znaczącego dla całej społeczności magicznej. Jeśli wracasz do czytelni, możesz uznać, że jesteś w niej już na początku tury. Czas na odpis: 12.04 (środa) do 22:00. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Terence Forger
ANATOMICZNA : 20
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 9
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 166
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 9
TALENTY : 10
Uwadze Terence’a nie umknęło zmieszanie studentki przechodzące przez różne fazy nim szczerze zmartwiła się tym, co próbował jej przekazać. Nie nacierał na nią od razu z kolejnymi odpowiedziami, przytłaczając kolejnymi faktami. Usiadł przy stoliku stojącym obok tego, który zajęła studentka i odczekał chwilę, jeszcze raz podpatrując wyeksponowane części ciała. Nawet wysokie okna czytelni nie pozwalały już na dobre doświetlenie pomieszczenia, dlatego sięgnął dłonią w kierunku niewielkiej lampki stojącej na rogu blatu i pozwolił sobie zapalić ją. Światło o ciepłym odcieniu rzuciło blask na twarz młodej kobiety, a ślady na jej szyi zdawały się być teraz nieprzyjemnie fioletowe, jak świeże sińce rozlewające się dopiero pod warstwami skóry. Zmarszczył nieco nos na ten widok. — Powody takich objawów mogą być różne, dlatego trzeba być ostrożnym — wyjaśnił jej wątpliwości krótko. Anemia, przyjmowane leki, niedobory witamin – zagłębianie się w to uznał na ten moment za zbędne. Im dłużej obserwował dziewczynę, tym bardziej był pewien swojej hipotezy. Nie należało zwlekać, a dopóki Magnus nie wrócił z woluminem na który czekała, korzystał ze spokoju i jej uwagi skupionej tylko na nim. — W tym przypadku sińce mają zbyt regularny kształt, by mogły być oznaką choroby, którą mógłby uleczyć niemagiczny specjalista. — Nie było w tym ukrytej złośliwości, mimo jego osobistej niechęci wobec większości nieobdarzonych magią, eksponowanej tylko przed niewielkim gronem. Na całe szczęście prawie zawsze na oddziałach niemagicznych znajdował się ktoś, kto wiedział jak pokierować czarownicę, która nie potrafiła samodzielnie rozpoznać objawów schorzenia na które lek zna tylko inna czarownica. — To może być pajęczak, w tym przypadku konieczne będzie wykonanie rytuału, by wzmocnić żyły i dalsza obserwacja. Bez obaw, nie wydaje mi się, aby przeszkodziło to w twoich egzaminach. Bardziej przeszkodziłoby nagłe pogorszenie pani stanu, zgodzi się pani? — uspokoił ją. Ostatnie pytanie rozbawiło go, ale starał się tego nie okazywać. Jeśli sama wyciągnęła takie wnioski, wypadało jej nie wyprowadzać z błędu. Przynajmniej brzmiało to logiczniej niż nieudana próba uzmysłowienia młodszemu mężczyźnie, że nie chce on przekraczania pewnych granic w kontaktach z Terence’em, a wyglądało na to, że jedynie zachęcił go do podobnego prowokowania. To jednak musiał zepchnąć na dalszy plan. Nie wiedział, co dokładnie zobaczyła zza półek z książkami. Prawdopodobnie mniej niż mógł założyć chwilę temu, ale musiał ostrożnie dobierać słowa. — Magnus niestety często zagląda do szpitala, różnie bywa z jego zdrowiem. Często muszę samodzielnie się zająć sprawdzaniem, jak się miewa. — Wzruszył jednym ramieniem, uśmiechając się lekko. Gdyby się lepiej nad tym zastanowić, nie było to kłamstwem, a na pewno nie zupełnym. Po prostu całkiem naturalnie uznawał, że pewna część nie była przeznaczona dla jej uszu. — A niestety, ciężko mi złapać pana Abernathy’ego gdzieś indziej niż w bibliotece. — Nie wiedział na ile to tłumaczenie można było uznać za wiarygodne; mówił to spokojnie, bez drżenia w głowie, licząc na to, że będzie wystarczająco przekonywujący. Naginanie prawdy do swoich potrzeb nie było dla niego przecież niczym nowym. — Ważniejsze w tej chwili jest to, żeby udała się pani do szpitala, najlepiej w przeciągu najbliższych dni. Na pewno wie pani, gdzie ukryty jest oddział magiczny? |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : eaglecrest, saint fall
Zawód : egzorcysta / pielęgniarz
Magnus Abernathy
Magnus ostrożnie wziął książkę z odpowiedniej półki jednego z regałów i zważył jej ciężar w dłoni. Bardziej niż czuł, domyślał się, że tak jak na pozostałych woluminach w rodzinnej bibliotece i na tym ciąży zaklęcie ochronne, które miało strzec cennego rękopisu przed ewentualnym zniszczeniem, którego mógłby dopuścić się jakiś czytelnik. Kartkując wolumin z szacunkiem, zatrzymał się na stronie dziewiętnastej, którą zdobiła rycina. Chłopak bez problemu poznał, że jej autor miał wielki talent, biorąc pod uwagę jej szczegółowość, mimo iż ze względu na jej wiek nie była już tak wyraźna, jak kiedyś. A może była i tylko potrzeba było dłuższej jej się przyjrzeć w lepszym oświetleniu - blondyn nie był w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Wiedział tylko tyle, że musiała to być raczej swoistego rodzaju mapa posiadająca dwa punkty i dopisek „Droga do celu”. To obudziło w chłopaku jego wewnętrznego historyka, który chciał się bliżej zapoznać z tym dziełem i odkryć jego tajemnice. Musiał się jednak upomnieć, że nie przyszedł tu we własnych celach. Wsuwając wolumin pod pachę, opuścił tajne korytarze, upewniając się, że zamknął je odpowiednio i ruszył do czytelni, gdzie miał nadzieje zastać dziewczynę i Terence’a o ile ten postanowił jednak zostać. Młody Abernathy miał nadzieje, że czarownik został. Mieli niedokończoną rozmowę, którą trzeba było przenieść najpewniej w inne miejsce i czas. Dzisiejszego wieczoru raczej obojgu im wystarczyło niespodzianek. Wchodząc do pomieszczenia, zastał mężczyznę siedzącego przy jednym ze stolików obok tego, przy którym siedziała studentka. Lampka była zapalona i skierowana w jej stronę. W głowie blondyna pojawiło się pytanie, co się działo tutaj pod jego nieobecność. Czując się trochę jak intruz, który przerwał jakąś ważną rozmowę, odchrząknął, dając znać o swojej obecności. Kiedy dwójka skierowała na niego wzrok, miał niejasne uczucie, jakby wcześniej o nim rozmawiali. Może po prostu miał już paranoję, w którą coraz bardziej się zagłębiał. - Mam książkę - zwrócił się do dziewczyny, a potem podszedł do niej i położył wolumin na blacie przed nią. Nie miał zamiaru mówić jej o rycinie, którą znalazł. Jeżeli wiedziała o niej coś więcej albo była więcej odczytać to Magnus i tak był przekonany, że zachowa te informacje dla siebie. Młody Abernathy miał zamiar sam się pochylić nad woluminem w najbliższej przyszłości, kiedy nie będzie pełnił dyżuru w bibliotece albo kiedy rodzina oddeleguje go do odkładania oddanych książek na miejsce. |
Wiek : 27
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : EAGLECREST, SAINT FALL
Zawód : Opiekun księgozbiorów | Student
Terence, dziewczyna słuchała cię z cierpliwością i swoistym zaufaniem. To wszystko, co mówiłeś na temat jej zdrowia, wyraźnie wzbudzało w niej jakiś niepokój, dodatkowo podszyty czymś na rodzaj zniecierpliwienia. Nie wynikało to z twoich słów. Denerwowała się ewentualnymi konsekwencjami choroby, która według ciebie mogła rozwijać się w jej organizmie. Oczywiście stwierdzenie pajęczaka wymagało szerszych badań, ale trop, którym podążałeś, wskazywał właśnie na tę przypadłość, bądź co bądź bardzo męczącą i mogącą mieć tragiczne skutki nawet dla młodej osoby. — Tak... Zgadzam — odpowiadała spokojnie, ufając ocenie biegłego w zakresie anatomii, zwłaszcza magicznej. Widać zaniedbała ten temat, zbyt skupiona na nauce. Ach, młodzi i ambitni... Kiwała spokojnie głową na wyjaśnienia względem Magnusa i — przynajmniej na pierwszy rzut oka — prawdopodobnie im ufała. Miało to sens, przecież Abernathy mieli na sobie tyle wymagań ze strony rodziny. Byli zafascynowani i pracowici — tego nie mógłby odmówić żaden czarownik, chociaż odrobinę orientujący się w historii swojego świata. — Wiem. Ten niski budynek co wygląda jak opuszczony. Byłam tam kiedyś z mamą, gdy... — nie zdążyła podzielić się informacjami, na co cierpiała mama, chociaż dla lekarza słuchającego takich historii kilkanaście razy dziennie, zapewne nie było to nawet w połowie fascynujące. Dziewczyna przerwała wraz z pojawieniem się przy stoliku Magnusa. Magnusie, widziałeś, że patrzy na ciebie jakby ze współczuciem, już nie oceniająco, jak jeszcze przed chwilą. Pozwoliła sobie nawet na dyskretny i delikatny uśmiech, jakby łącząc się z tobą w bólu. Mogło wydać ci się to dziwne, ale o szczegółach i powodach najlepiej było dopytać swojego towarzysza, nie jej. — Ach — spojrzała na wolumin z wyraźnym zafascynowaniem, odrywając się od innych myśli. — Dziękuję panie Abernathy i mam nadzieję, że poczuje się pan lepiej... — uśmiechnęła się niemrawo, zaraz potem wpatrując w okładkę księgi. Delikatnie i bardzo czule przejechała po jej grzebiecie, widać było, że naprawdę docenia przyniesioną jej wartość. Następnie otworzyła książkę i rozpoczęła czytanie, gdzieś z półki biorąc kawałek papieru i plastikowy długopis, aby zrobić notatki. Jeśli zdecydowaliście się z nią zostać, mogliście obserwować, jak nie odrywa wzroku od lektury. Była nią na tyle pogrążona, że wszystko inne zeszło na dalszy plan, chociaż oczywiście dalej zachowała czujność. Zbyt dużo od tego zależało, przynajmniej dla ambitnej młodej damy bez dobrego nazwiska. Magnusie, ty przejrzałeś część książki — jeśli zostałeś na tyle, żeby patrzeć, jak dociera do odkrytej tam przez ciebie mapy, nie zauważyłeś na jej twarzy niczego szczególnego. Przypatrywała się rycinie, ale oprócz rysowania czegoś na rodzaj kwiatka albo domku, albo jakiegokolwiek innego bazgroła, na kartce obok — nie wydawała się rozumieć sensu tej strony. Mistrz Gry bardzo dziękuje za spędzony z nim czas i sprawne angażujące odpisy! Terence, dziewczyna zjawi się w szpitalu pojutrze i zastosuje się do twoich rad. Jeśli zobaczysz ją przelotem w korytarzu, będziesz mógł być z siebie dumny, bo prawdopodobnie twoja reakcja pozwoliła na uratowanie jej zdrowia. Magnusie, dziewczyna po przeczytaniu książki odda ją tobie, lub innemu opiekunowi księgozbioru. Książka będzie w nienaruszonym stanie i nie będzie wzbudzało wątpliwości, że postąpiła z nią z szacunkiem. Jeśli życzycie sobie dokończyć wątek w tej lokacji, dziewczyna zostanie z wami przez najbliższe godziny. Nie ma przeciwwskazań do opuszczenia go i przeniesienia gdzieś indziej — wasza wola. Możecie napisać tutaj posty kończące albo dać mi znać, a ja oznaczę "z tematu" dla wszystkich. Obydwoje możecie rozliczyć w kalendarzu ten wątek jako wątek z wykonywaniem zawodu. Mistrz Gry z tematu. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
15 IV 1985 || Abraham i Annika Połowa kwietnia zapowiadała się obiecująco dla amatorów przebywania pod chmurką i wykurzyła zasiedziałych przez zimę pracowników i studentów na błonia. Dobrze było Annice z faktem, że porusza się dokładnie pod prąd. Czytelnię miała szansę mieć wyłącznie dla siebie, a dziś praca niemagiczna przy księgozbiorach kilkukrotnie zahaczy i o magię. Poprosiła wcześniej o ściągnięcie map i atlasów — zarówno tych aktualnych, jak i sprzed lat. Ciekawiło ją bowiem, jak daleko w ocean będą musieli się zapuścić, by znaleźć kelpie. Czy też może stworzenie znajdzie ich. Jej logika była żelazna — poszukiwane doniesienia, opowieści i raporty o miejscach szczególnie niespokojnych na tutejszych wodach. Nie wszystko zawierały archiwa rodzinne, czasem należało poszukać nieco głębiej, a sprawa miała zbyt wysoki priorytet, by zawierzyć coś głupiemu strzałowi na oślep. Ten etap należał w całości do Anniki i do niej należało odsianie ziarna od plew, wyssanych z palca historyjek od tych, w których mogło tkwić ziarno prawdy. Od tego będzie zależeć kierunek ich wyprawy. Obłożona książkami i notatkami, na moment zapomniała o niebożym świecie. Pochłonęło ją do reszty przedzieranie się przez stare opowieści i niezliczone strony szkicownika, na które przenosiła zarysy obiektów na mapie, nazwy geograficzne i inne szczegóły, które uznała za przydatne. Wokół panowała absolutna cisza, przerywana wyłącznie szelestem papieru, mieszającym się z tym, który na drugim końcu sali od czasu do czasu generowała książka czytana przez jedną ze studentek. Być może dlatego ruch przy wejściu zaintrygował ją tak bardzo, że postanowiła — oderwawszy się na moment od pracy — poświęcić temu zjawisku niepotrzebnie długą chwilę. Poruszyła się niespokojnie, a przewieszony przez krzesło płaszcz upadł na podłogę. Tego ostatniego nie zauważyła. Uwagę poświęciła przybyłemu. Można było odnieść wrażenie, że wertuje zasoby pamięci, by odświeżyć w nich dzień, kiedy po raz pierwszy się spotkali. A ten był wypadkową ciekawości i nudy. Usłyszała przypadkiem o zajeciach z okultyzmu, na które poszła jako wolny słuchacz. Z typową dla siebie nonszalancją zasypała wykładowcę pytaniami — niektóre niewątpliwie zawierały pewną z góry założoną tezę. On przeciwstawił jej swoją. A co dalej— To pozostało historią. Upewniwszy się co do swoich pierwotnych podejrzeń, spuściła wzrok. Potoczyła spojrzeniem po kartach — czy na pewno wszystko, co na wierzchu, jest do porzygu niemagiczne. Było. Odetchnęła. Pentakl tymczasem wisiał poza ciekawskimi spojrzeniami — na szyi, pod zabudowanym dekoltem czarnej sukienki. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Abraham Alden
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 208
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 8
TALENTY : 14
Nie zauważa jej. Nie zauważa jej od razu. Wchodził do pomieszczenia z zamiarem natychmiastowego wtopienia się w otoczenie. Mimo ciężkich butów i mokrego, dogniatającego go do podłogi płaszcza, po nieprzyjaznym deszczu, nie zdradza się żadnym dźwiękiem o swoim wejściu. Prawie, bo są rzeczy, na które nie ma wpływu. Na studentkę, która podnosi się z miejsca i przecina mu drogę, na deskę, na którą wstępuje, cofając się o krok, żeby nie wpaść w kolizję z nieznajomą, na czas i okoliczności, w jakich się tu pojawia. Otoczenie. W zamkniętych ścianach Biblioteki nie spodziewa się spotkać ani jednej znajomej twarzy. Może dlatego, że ilekroć tu nie był, nigdy nikogo nie poznał. Ale nie dzisiaj. Dzisiaj, chociaż Abraham nie chce zwracać niczyjej uwagi, wszystko idzie nie po jego myśli. Najpierw uderza w tę skrzypiącą, jedną feralną deskę w bibliotece, potem opiera się łopatkami o mocarne drzwi za swoimi plecami, a następnie krótki syk, wywołany tym dotykiem, wydziera się spomiędzy jego warg. Nie jest zadowolony. Świeże rany na żebrach dopiero się zagoiły, a goiłyby się jeszcze dłużej gdyby nie interwencja Noxa. Abe nie chce się kolejny raz u niego pojawiać. Ich relacje nabierają dziwnie neutralnego charakteru, a Abraham nie akceptuje neutralnych kontaktów z czarownikami. Psycholog po śmierci żony i córki karze Abrahamowi liczyć od trzydziestu w dół, kiedy coś go zdenerwuje, ale mężczyzna chodził do niego jeden dzień. Nie pamięta ani jego twarzy, ani dlaczego sądził, że psycholog może mu w czymś pomóc, tym bardziej nie pamięta rad, jakie ten mu udzielał. Dlatego, zamiast tłumić swoje zdenerwowanie, eskaluje je. Ciężko uderza podeszwą buta o drewno za swoimi plecami, od którego się odpycha, czując impet tego odepchnięcia w kostce, która amortyzuje cały ten ruch. Aż bibliotekarka podrywa spojrzenie znad boazerii, ale niczego nie komentuje, bo łowca już mija się z dziewczyną która zagrodziła mu drogę i nie daje się nikomu zaczepić. Nie planuje też robić tego sam. Staje się jednak coś niespodziewanego. Przechodząc obok stolika, co prawda nie zwraca uwagi na to, kto przy nim siedzi, ale kątem oka rzuca przelotne spojrzenie na mapę. Przyszedł tu przebadać tereny wodne w pobliżu Saint Fall. Nie wierzy w przypadki, dlatego kiedy jego wzrok pada na rozciągnięty akwen wodny – ocean, od strony niedalekich terenów, spostrzeżenie to zatrzymuje go w miejscu. Przystaje, opierając bezpardonowo dłoń o czyjeś notatki, ręcznie rysowane mapy. Jakby należały do niego, rozgarnia papiery na boki, odsłaniając te fragmenty atlasu, które go interesują. I dopiero kiedy to zrobi, przenosi z wolna spojrzenie na tego, kto przed tymi mapami siedzi. Jego wzrok pada na średniego wzrostu dziewczynę. Nie stara się nawet ocenić jej wieku. Wygląda młodo. Po prostu. Nie jest zainteresowany analizą jej osoby, dlatego wzrok lokuje od razu na jej tęczówkach, bez wstępnych oględzin jej osoby. Wydaje mu się znajoma, ale ignoruje ten fakt. Ma po prostu powszechną urodę. Tak sobie to tłumaczy, bo za chwilę pozwala sobie olać tę powszechność i zawiesić głowę nad mapami. Nie zna się na kartografii w żadnym stopniu, ale trochę zna historię, dlatego przechyla głowę na bok, zauważając błąd – taki, który jest błędem tylko w jego przekonaniu, bo historycy kłócą się co do nazewnictwa jednego miejsca, które teraz wskazuje palcem, zauważając: — Pomyliłaś się. A chociaż dawno już porzucił nauczanie. Brzmi jak ten nieznośny belfer, który wytyka komuś omyłki tak, jakby jego przedmiot był jedynym słusznym i jedynym, którego należy się uczyć z należytą pieczołowitością. Jest belfrem jakim nigdy nie był, a przynajmniej zanim stał się tak zgorzkniały i niechętny do życia. |
Wiek : 36
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : łowca stworzeń magicznych
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Niepokój smakuje dziś przeszłością, pachnie zaś papierem ze starych książek, a przesiąknięty jest ciszą czytelni i jednostajnym szumem tego, co za oknem. Jest pojedynczym skrzypieniem wysłużonego parkietu. Oraz hałasem, co wywołuje zmarszczenie brwi i kwaśny posmak irytacji na języku. Jest ciemną postacią, której nie spodziewała się tutaj dziś zobaczyć. Kiedy zaczęło padać? Rzut oka na zegarek nie pozostawił złudzeń — minęło więcej czasu, niż z początku myślała. Jakie szczęście, że dziś ma go w nadmiarze. I co za nieszczęście, że ktoś samą swoją obecnością tak szybko zakłócił dzisiejszą sielankę. Poruszał się jak blok tępo ciosanego betonu, bez krzty finezji w ruchach. Ciężki krok i dźwięk jaki wydawał on i jego przemoczony płaszcz — wszystko wzbudza dreszcz, któremu daleko do tych przyjemnych. Nawet zapach, gdy zbliżył się bardziej — mokry, cierpki, z dobrze wyczuwalną nutą porażki. Uniosła głowę — musiała ją wręcz zadrzeć do góry. Odsuń się. W tej chwili. Pospolitą twarz dziewczyny szpeci właśnie wyraz pogardy, jakby ktoś poczęstował ją zgniłym śledziem w ramach żartów z panieńskiego nazwiska. Nawet, jeśli ją pamięta, ba — nawet jeśli wie, co mu zrobiła, tutaj nie odważy się uczynić jej krzywdy. I cokolwiek przygnało go właśnie tutaj — akurat dziś, akurat do tej czytelni i akurat do jej biurka — będzie kostką, która pchnie bardzo brzydkie i destrukcyjne domino w jej głowie. Pierwszy jego klocek właśnie chwieje się, jest niebezpiecznie bliski upadku. Tym razem Annika nie musi mieć za sobą całej machiny administracyjnej uniwersytetu — tych kilka lat temu wystarczyło tyko pomóc ją poruszyć. Wystarczyło, by zniszczyć człowiekowi karierę. Łapsko ląduje na notatkach, średniego wzrostu ciało gwałtownie podnosi się z krzesła — mądre stworzenie wie, że w starciu charakterów nie wygrywa największy, a ten, kto najlepiej udaje największego. Annika nie musi udawać — jest u siebie, ma wyprostowane plecy, brodę uniesioną wysoko, spojrzenie utkwione w intruzie. — Kultura nakazuje zapytać, zanim się komuś zrobi bałagan w notatkach. — Na stole panował chaos, ale był to chaos kontrolowany. Za jednym dotknięciem wszystko obróciło się po prostu w chaos — …i nakazuje też nie przerywać ciszy. To czytelnia — wycedziła, słowo po słowie, szeptem tak cichym, że samogłoski mogły być równie dobrze zwykłym wydechem. Ze spółgłoskami było inaczej — te opakowała silnym jadem. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Abraham Alden
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 208
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 8
TALENTY : 14
Kultura. Abraham prycha na to jedno słowo. Ojciec od wczesnych lat dzieciństwa próbuje mu wpoić zasady savoir vivre. Abraham przez dużą część życia ich przestrzega. Przez trzydzieści lat skrupularnie przestrzega tych ludzko naiwnych podziałów. Dobro. Zło. Grzeczność. Niegrzeczność. Obecnie Abraham leje na kulturę. Całe życie jest kulturalny, ale życie niekulturalnie rucha tych, którzy się mu dają. KULTURALNIE. Może dzięki takim wnioskom, daje sobie nieme zezwolenie żeby zrzucić płaszcz z ramion. Pozwolić, żeby krople deszczu z kaptura spłynęły drobną strużką na papier, z którego krawędzią styka się jego odzież. Nie zauważa. Ani wody, która ocieka z kurtki na mapy, ani tego alarmującego błysku w oczach dziewczyny. Stara się być groźna, ale jak może być groźna dla Abe’a? Abe nie ma w życiu coś, co mógłby jeszcze stracić. Abe’owi nic nie może zagrozić. Sześć lat temu ziściły się jego najgorsze lęki, więc co może wzbudzić w nim strach? Na pewno nie Annika Faust i jej pogarda. Musiałaby coś wiedzieć. Z podobną pogardą Abraham patrzy na siebie codziennie rano w lustro, a z czasem, spojrzenie to przestaje robić na nim wrażenie. Nie stara się już nawet unikać wzrokiem swojego odbicia. Przestaje zasłaniać wszystkie lustrzane refleksy w domu. Prycha nawet szczerze rozczulony tą pogardą. Ta pogarda jest dla niego niemal komplementem. Jest tak niewinna i tak niefrasobliwa, że w chory sposób, wydaje mu się nawet urocza. Tak jak z tą pogardą jej właścicielka. Jest to jednak przelotna myśl, która umyka mu tak szybko, jak pojawia się w jego głowie. Za moment Abraham skupia się na słowach dziewczyny i politowanie zostaje zastąpione przez lekkie uniesienie jednej brwi, które może znaczyć wszystko. Jest to ledwie dostrzegalny gest, bo twarz Aldena nie potrafi rozciągać się w ekspresyjnym wyrazie. Wydaje się niezmiennie chłodna i ponura, nieważne jakie emocje się w nim kotłują. Może dlatego, że oprócz nienawiści do świata i magii w szczególności, niewiele w nim zostało innych uczuć. Dziewczyna gubi Abrahama już od pierwszych słów. Przestaje jej słuchać jak tylko złapał więcej niż jedno zdanie. O jedno za dużo. Tu gubi się jego koncentracja. Przerzuca ją na kartki papieru. Są znacznie ciekawsze. Gdyby słuchał, może wiedziałby, że nie powinien ich dotykać, ale nie wie, bo nie słucha. Dlatego wygłuszając w pamięci ją i jej tyradę, sięga palcami do jednej z map i przesuwa palcem wzdłuż krawędzi lądu, którą sam niedawno badał. Podobno gdzieś tam, niedaleko, jakieś artykuły magiczne ze szczątek gazet, jakie Abe posiada, donoszą, że znajdują się tak kelpie. Nigdy jeszcze żadnej nie spotkał, ale chciałby. Spotkać się z kelpią na jej własnym pogrzebie. Chciałby w nim pomóc. — Dlaczego zaznaczasz to miejsce? — przerywa jej, niewykluczone, żę w pół słowa, akurat kiedy Annika wspomina coś o “nie przerywać ciszy”. Teraz dociera do niego, że właśnie w tych słowach ją zagłusza. Spogląda na nią, jak na niesprawną umysłowo, bo czy właśnie nie ona zagłuszała ciszę? Inwazyjnie. Zerka w przelocie na bibliotekarkę i musi się zgodzić z Anniką. Robi to bez najmniejszego oporu. – Tak. Powinnaś się zamknąć — potwierdza jej obawy, bo ma słuszność. Są w bibliotece, panują tu pewne niepisane zasady. Zasady, które Abraham ignoruje, bo w tym momencie ważniejsze od zgody do faktów, które już ustalili, jest… — Co o nim wiesz? |
Wiek : 36
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : łowca stworzeń magicznych
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Cicha przestrzeń czytelni nagle stała się Areną — dwie przeciwstawne siły, obie napędzane uporem. Każda miałaby do powiedzenia swoją własną historię o nie dawaniu się ruchać. Gdyby tylko odrzucili widły i rzeczywiście zaczęli siebie słuchać. Oboje mają rację. Oboje są w błędzie. Żadne nie odpuści. Ale tylko jedno z obojga konsekwentnie unosiło wskazówkę gniewu tego drugiego od początku rozmowy. W Annice już wrzało wściekle. I znów, syknęła, przerzucając zmoczony papier na drugą stronę stołu, gdy intruz w najlepsze kokosił się ze swoim płaszczem. Wiele już widziała w murach tej uczelni, a jeszcze więcej poza nią — ale nie mogła uwierzyć, że ktoś z całkowicie sprawnym narządem wzroku i akademickim doświadczeniem może zachowywać się w ten sposób w otoczeniu książek. I nadal utrzymywać tę samą nonszalancję, w reakcji na którą Annika ma ochotę mu obrzygać ten płaszcz, albo lepiej — to, co pod spodem. I on kiedyś nauczał. Studenci wołali na niego profesorze, a studentki chichotały, kiedy wchodził do sali. Teraz mógł wystąpić jedynie w wyścigu na wyrazy politowania — posłany przez nią w niczym nie ustępował temu, jakim została wcześniej obdarowana. Pierwsze pytanie zignorowała. To ważna część jej pracy i coś, nad czym wkrótce spędzi wiele bezsennych nocy, a nie temat na opowieści dla upadłego belfra w kryzysie wieku średniego. A już z całą pewnością nie usłyszy od niej niczego o magii. Jeszcze nie upadła na głowę, żeby za coś takiego dać się posadzić do kazamaty. — Powinnam ci przypierdolić — wreszcie — bezpośredniość, na jaką nie zdała się dotąd choćby raz, dziś po prostu wypłynęła z niej, zanim zdążyła zasznurować usta. Amator mocnych wrażeń, fanatyk magii — całe mieszkanie zajebane książkami o okultyzmie — i wciąż zero pokory w zdobywaniu wiedzy. Powinnam mu przypierdolić — zrobiłaby to, gdyby nie czujne spojrzenie bibliotekarki. Może dosłyszała pojedyncze sylaby szeptem wysyczanej groźby? Tymi mogła sypać jak z rękawa — z całym przekonaniem, że zrealizuje przynajmniej część z nich. Bo jeszcze może mu pokazać — magię w wydaniu, jakiego dotąd nie widział. Powinna jednym czarem sprawić, by dławił się muchami. Zasłużył na to i niewykluczone, że to jeszcze otrzyma. W tej, albo innej formie. — Sporo. Jestem biologiem morskim, to moja praca — zatrzasnęła szkicownik żałując, że nie zabezpieczyła go jakimś czarem, by kąsał każdego, kto dotknie go bez upoważnienia. Wszystko jeszcze przed nią — ma czarny pas w nauce na błędach. Przeszyła go jeszcze raz jadowitym spojrzeniem. Wreszcie musi paść to pytanie. — Śledzisz mnie? |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Abraham Alden
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 208
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 8
TALENTY : 14
Ona mu to zrobiła. Nie bezpośrednio, ale kiedy jeszcze nauczał, trzymał się na powierzchni. Jeszcze zachowywał pozory człowieczeństwa, które teraz odrzucił i zrzucił z siebie, maskę, a razem z nią ten wachlarz pustej, wymuszonej kurtuazji, którą jeszcze przywdziewał i nosił jak sztuczne, wzgardzone futro. Dla dobra ogółu, ale teraz nie miał już dla kogo szukać w sobie pokładów cierpliwości i wyrozumiałości. Nie ma już dla kogo być grzeczny, ani nie musi taki być. Ostatki energii, którą wykorzystywał do zachowania twarzy przed studentami, do schowania się za zasłoną obojętności i znużenia, opadają. A za kurtyną jest Abraham Alden, który nie próbuje chwytać się uprzejmości, nie próbuje już nawet udawać, że jest z nim dobrze i nie próbuje dać się polubić. Przeciwnie, robi wszystko, żeby nie sprzymierzać sobie ludzi. Ani sympatią, ani litością. Utrzymuje spojrzenie Anniki, kiedy ta prycha na niego jak wściekła kotka i traktuje jego płaszcz, jak brudną szmatę, którą można sponiewierać. W gruncie rzeczy, on też tak go traktuje, dlaczego więc miałby być zły? Dlaczego miałby wyrażać jakiekolwiek emocje oprócz wszechobecnego… niczego? Nawet reakcja na jej grożbę nie jest adekwatna do jej treści. Abraham w ostatnich tygodniach spotyka się z gorszymi rzeczami niż pięść rozwścieczonej, młodej kobiety. Dlatego pyta niewzruszony: — Dlaczego tego nie zrobisz? Wręcz prosi się, żeby mu przyłożyła. Dlatego, że przyzwyczaił się do bólu i że ból fizyczny to coś, co boli go znacznie mniej niż psychiczny. Ból, pozwala mu przygłuszyć wyrzuty sumienia i tęsknotę do rodziny. Bólowi ufa. Ból, jako jedyny jest zawsze niezastąpiony i pojawia się w konkretnych warunkach i nigdy nie odstępuje od reguł, w jakich się zjawia. Unosi kąt ust sardonicznie ku górze, a jego oczy ciemnieją, jak posępnieje jego ton. — Kultura zakazuje — przedrzeźnia ją, zaskakuje sam siebie, że zakodował wcześniej jej słowa i może użyć ich przeciw niej. Sam już dał pokaz tego, że kultura zupełnie go nie obchodzi, ale nie ją. Faust ogląda się na bibliotekarkę, a on podąża za jej spojrzeniem, a jego uśmiech jest jeszcze bardziej perfidny, jeszcze mocniej rozciąga jego usta. Tak naprawdę nie jest rozbawiony. Annika budzi w nim większe politowanie do życia i ten uśmiech to jedyne, w jaki sposób Alden potrafi już na to życie reagować. Jakimi błahostkami przychodzi się przejmować ludziom. Na powrót chce skupić uwagę na notatkach dziewczyny, ale coś mu to uniemożliwia. Jej dłoń, którą zatrzaskuje swój szkicownik. Czy naprawdę myśli, że to może go powstrzymać? Mógłby go otworzyć, nawet teraz, ale przez chwile koncentruje się na jej słowach. Cały czas, od początku spotkania wydaje się chaotyczny, gruboskórny, działający bez żadnego porządku, ale teraz, kiedy zadaje jej jedno pytanie, zdaje się, że potrafi zachować większą trzeźwość umysłu niż to, jakie budzi wrażenie swoją postawą. — Znamy się? Wzrok pada na jej twarz. Podświadomość podsuwa mu tylko uczelnię, nie zna ludzi poza nią, próbuje przywołać sobie w pamięci asystentów wykładowców, współpracowników, panie z dziekanatu, studentów. Nie sądzi, że powinien ją pamiętać. Uczył wielu młodych ludzi. To było lata temu. Nie poznaje jej konkretnie, ale zawziętość w jej spojrzeniu, pogardę, z jaką na niego patrzy. Annika van der Decken. Przypomina sobie jej nazwisko, wie, że to miała być poufna informacja, przez kogo stracił pracę, ale teraz sobie przypomina. Nie ma do niej żalu, może nawet powinien jej podziękować. Dzięki niej w stu procentach skupia się na łowach, dzięki niej, powoli, mozolnie, ale cały czas sukcesywnie do przodu, wypełnia dziennik łowcy. Dzięki niej rodzinny majątek się też kurczy i dzięki niej musi znaleźć niedługo plan inwestycyjny na życie, bo zyski ze sprzedaży skór starczają mu na polowania, ale już powoli nie na życie. Wybucha gromkim, gorzkim śmiechem, ignorując nieprzychylne spojrzenia pracowników biblioteki, bo nagle, wszystko to wydaje mu się dziwnie śmieszne. Jej złość na niego. To on powinien się złościć, to ona z pełną świadomością pogrzebała jego karierę. — NIezłe z Ciebie ziółko, van der Decken — kwituje i już nie czuje się zobligowany do poszanowania jej własności. Z tylnej kieszeni spodni wyciąga zeszyt zgięty dwa razy w pół, na cztery części. Wyszarpuje jej własność spod jej szczupłych palców i otwiera z zamiarem otworzenia na dopiero co zamkniętej stronie, ale trafia na inną. Taką, na której wypisane są magiczne inkantacje. Nie podejrzewa, że mogą być faktyczne, odpowiadać rzeczowej wiedzy. Mimo to, z zainteresowaniem przesnuwa spojrzeniem od góry do dołu kartki, próbując odczytać formuły. — Dalej bawisz się w to, o czym nie masz żadnego pojęcia — komentuje. Ale to on nie ma pojęcia… |
Wiek : 36
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : łowca stworzeń magicznych