Postać: Judith Carter
Wydane punkty doświadczenia: 0 (zabieram te z wolnej puli w profilu)
Zakupione: II poziom religioznawstwa (5PSo)
Uzasadnienie: Zacznijmy może od argumentu pierwszego – Judith jest Sumienną i jej praca polega na doskonałej znajomości nie tylko Księgi Bestii, ale również i promowanej przez Gabriela Biblii oraz kultury chrześcijańskiej.
Tutaj na przykład ma wątpliwą przyjemność krótko sobie porozmawiać z chrześcijańskim chłopakiem, który sobie wcześniej wymyślił, że wypleni ze swojej dziewczyny satanizm. Ponadto, ostatnio sama jest świadkiem wielu zdarzeń, które poszerzają je wiedzę. Na przykład
tutaj miała krótkie spotkanie z chrześcijańskim aniołem który skonał na jej oczach i widok ten zapadł jej bardzo w pamięć. Sama zresztą na własne oczy była świadkiem kilku spojrzeń na sceny ewangeliczne, oglądając wspomnienia Jana Ewangelisty, który
ukazał obecnym Niebo i Gabriela. Okazało się, iż Janem Ewangelistą był grecki bożek miłości, Eros, z którym spotkała się niemal twarzą w twarz i nawet krótko porozmawiała, a to jedynie preludium do zdobywania wiedzy na temat innych kultur. Odkąd Gorsou oznajmił, że następnym jeźdźcem ma być Surtr, zdobyła namiastkę wiedzy na temat nordyckiej mitologii, na przykład
od Esther podczas spotkania Kowenu Dnia, albo już w dniu uwolnienia drugiego jeźdźca –
od Astarotha. Tego samego dnia na własne oczy mogła ujrzeć uroki magii upadłych,
mierząc się z magią Frejra i jednocześnie będąc świadkiem spotkania
jednego upadłego z Surtrem. Judith nie może się jeszcze zaliczyć do biegłych w temacie mitologii i religii wszelakich, ale zdecydowanie posiadła wiedzę wykraczającą ponad podstawy Księgi Bestii i namiastek chrześcijaństwa.
+Postać: Judith Carter
Wydane punkty doświadczenia: 900PD
Zakupione: +9 do siły woli
Uzasadnienie: Wprawdzie nie tak dawno temu były zdarzenia, które zahartowały Judith, ale ostatnie czasy jej nie odpuszczają pod względem siły psychicznej. Dla przykładu – mały pojedynek z Aureliusem, w którym korzystała z tej słabiej idącej jej dziedziny magicznej, a podchodząc do magii anatomicznej,
musiała mierzyć się z nieprzyjemnymi skutkami zaklęcia, które zwróciło się przeciwko niej, zamieniając w yeti. Był to jednoznaczny koniec pojedynku, a ona musiała przełknąć dumę i przez całą następną dobę wyglądała jak owłosiony potwór, co nie przyszło jej zbyt łatwo.
Praca również jej nie oszczędzała – ostatnio miała wątpliwą przyjemność wejść do wioski heretyków tuż po rytualnym samobójstwie, gdzie
pomimo odoru śmierci i podłogi wyścielanej trupami przeprowadzała śledztwo, a w tak niesprzyjających warunkach udało jej się nawet
zdjąć rytuały zabezpieczające odnalezioną siedzibę guru sekty. Jego samego nie odnaleziono, ale dzięki sukcesowi i jej skupieniu można było odkryć dowody, które pozostawały poza wzrokiem śledczych. Codzienność gwardzistki hartowała ją codziennie – tym razem ta sytuacja dołożyła kolejną cegiełkę do niewzruszenia na widok śmierci i martwych ciał, które niejednego przyprawiają o mdłości i panikę.
W życiu prywatnym mierzyła się ze skrajnie stresującą sytuacją, kiedy
młodszy brat Sebastiana prawie nakrył ich na schadzce, a ona najadła się wstydu, roznegliżowana, chowając się za jedną z rozłożystych roślin. Zdarzenie to na tyle odbiło się na jej psychice (i jednocześnie podbiło lęki odnośnie jawności romansu), że obraziła się śmiertelnie i
swoje humorki odłożyła na bok dopiero następnego dnia, ucząc się odkładać emocje, żeby porozmawiać jak dojrzali ludzie. I przy okazji ucząc się schować czasem dumę w kieszeń. Z kolejnej strony cierpliwości uczył ją również Abraham (z różnym skutkiem),
podczas pracy nie okazując jej szacunku, co skończyło się ochrzanem od góry do dołu, ale przynajmniej nie przestrzeloną stopą albo skargą u nestora.
Ogromnym kamieniem milowym jest także
postanowienie nauki esencjomagii – razem z Sebastianem postawili sobie pewne zadania i ustawili trudności tylko po to, aby popracować nad własnym skupieniem i odnaleźć wewnętrzną moc nawet w sytuacjach niesprzyjających. Udało się to na tyle, że Judith udało się wygrać ich mały pojedynek. Był to niewątpliwie wielki kamień milowy, który pomoże jej nie tylko w nauce nowej dziedziny magicznej, ale także i opanowaniu podczas chaotycznych warunków, czy na polu walki.
Na sam koniec zdarzeń codziennych, tuż po skończonej pracy zaprosiła kilka osób do wspólnego opijania roboty w lesie – i już pomijając fakt, że sam bimber testuje mocną głowę i trzymanie się na nogach, tak temat niespodziewanie zjechał w dziwaczną stronę. Motywując się dobrem Kowenu, Judith zwalcza stopień upojenia, aby
przeprowadzić całkiem trzeźwą rozmowę badawczą, czy Marvin do Kowenu się faktycznie nadaje. Tym samym mogła odkryć w sobie pokłady siły i sposoby na szybkie zwalczenie promili we krwi, jeśli wymaga tego sytuacja.
Ale to dopiero jeden z ostatnich dzień kwietnia naprawdę dał jej do wiwatu, kiedy to
mierzyła się z niebezpieczeństwem, którego nie znała – magia upadłych jest w końcu dość tajemnicza i mało znana ludziom, nie przeszkodziło jej to jednak, aby
stanąć śmiało na czele wyprawy i spróbować przeprawić całą grupę, obarczając się dużym ryzykiem pierwszego ataku czy wejścia w pułapkę. W ten sam sposób ignorowała swój strach dla dobra większej grupy. Przedkładając dobro sprawy, tolerowała nawet delikatnie mówiąc irytującą obecność Astarotha i
usiłowała nie dać się sprowokować w żaden sposób. Również ze świadomością, że Astaroth będzie bardzo ważny w dalszej części wyprawy,
dobrowolnie poświęca się, doprowadzając do stanu, gdzie jest pewna, że umrze – i to nie będzie jedyny raz tego dnia. Jest to pierwszy raz, kiedy styka się ze śmiercią aż tak blisko, że jest pewna, że za moment umrze i pierwszy raz radzi sobie z sytuacją, kiedy jest z tego stanu ratowana. Zwalcza strach i rozpacz, jaka się w niej pojawiła, znajduje siłę, aby pójść dalej, bo czas nie był jej sprzymierzeńcem tamtego dnia. Po wyratowaniu jej ze stanu agonalnego
mierzy się z własnym strachem dotyczącym sprawności własnego ciała, odpychając go czasowo na bok na czas trwania wyprawy. Udaje jej się przynajmniej do końca dnia niemal zapomnieć o nie do końca sprawnej ręce, co nie jest łatwym, kiedy jedną z jej większych obaw jest niepełnosprawność. Już od tamtego momentu działa ponad swoje siły, a tempo dnia wcale nie zwalnia.
Bierze udział w nieznanym jej i wymagającym rytuale, wspierając Gorsou i przełamując magię upadłego anioła, który w dodatku w tym okresie był bardziej potężny niż dotychczas. Tego dnia wystawia się na bardzo dużą ingerencję magiczną, w dodatku jest to rodzaj magii bardzo potężnej, niejednokrotnie przerastający jej umiejętności czy pojmowanie. W imię zadania
staje do walki z Kowenem Nocy, choć nawet nie rozumie do końca, dlaczego, ale nie dyskutuje, wypełniając rozkaz. Sięga po wymagające formy zaklęć, a jedno z nich obraca się przeciwko niej,
tworząc szubienicę z magicznego sznura pokrytego żrącym kwasem. Również wtedy, w obliczu traumy i strachu, każe nie przejmować się jej stanem i usiłuje wziąć emocje na wodze, twierdząc, że poradzi sobie sama. Po raz drugi staje oko w oko ze śmiercią, tym razem jednak działa już pewniej, nie narażając reszty grupy i zwracając się ku trzeźwemu myśleniu w danej sytuacji, co już sugeruje, że po pierwszym razie wyciągnęła pewne wnioski. Aż na samym końcu wisienką na torcie jest
przepuszczenie przez swoje ciało stężenia magicznego zbyt wielkiego, aby była w stanie go pomieścić – po raz kolejny doprowadza się do stanu agonalnego, przekraczając swoje granice psychicznej wytrzymałości o wiele zbyt dużo razy tego dnia, co skutkuje
traumą i myślami poddańczymi, które stara się zwalczyć tylko dla bliskiej, ukochanej osoby, która nie chce ją opuścić. Póki co z kiepskim rezultatem, ale każda trauma potrzebuje czasu, aby zacząć się choć odrobinę zasklepiać.
+