Richard Williamson
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 171
CHARYZMA : 23
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 8
Gabinet Położony na parterze rezydencji, z idealnym widokiem na różany ogród i otoczony nimbem nieświętości — gabinet Richarda to jedno z tych pomieszczeń w Thornhill Hall, którego wystrój zna każdy, kto cokolwiek znaczy w hrabstwie. Stonowane barwy ścian, ciemne, dębowe drewno i karmazynowe elementy — od progu każdego z wizytujący wita widok, nad którym dekoratorzy wnętrz musieli spędzić wiele bezsennych nocy, by osiągnąć zadowalający efekt końcowy. Na szerokim biurku utrzymywany jest ścisły porządek — każdy przedmiot na określone miejsce i właściciel od razu zauważa, czy został przesunięty, nawet jeśli tylko przypadkiem. Poza lampką, która umożliwia pracę do późnonocnych godzin, znajduje się na nim bukiet zawsze świeżych kwiatów — trudno stwierdzić, czy podtrzymywanych przy życiu magią, czy wymienianych, kiedy tylko wizualnie przywiędną. Wygodny, skórzany fotel to koronny mebel w biurze; poza nim znajduje się nieco mniejszy naprzeciwko biurka oraz kanapa pod jedną ze ścian. W biurze na pierwszy rzut oka można natknąć się na regały wypełnione książkami; większość z tytułów powiązana jest z polityką, prawodawstwem oraz historią i na próżno szukać wśród nich czegokolwiek związanego z magią. Żywotności wnętrzu nadaje drzewko bonsai, tym razem w pełni magiczne, a jedynym nieznośnym dźwiękiem, który ma prawo rozbrzmieć we wnętrzu gabinetu, jest telefon na biurku — ta linia przeznaczona została wyłącznie dla pilnych połączeń z Ratusza. |
Wiek : 30
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : north hoatlilp
Zawód : starszy specjalista komitetu ds. międzystanowej koordynacji
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
15 maja 1985 roku Mimo iż słońce zdążyło już schować się za horyzont, w całym Saint Fall nadal jest jasno. W przestrzeni North Hoatlilp rozlega się furkot sunących po asfalcie kółek. Charlotte zwykła wybierać ulicę zamiast chodnika, bo poruszając się na deskorolce jest w stanie osiągnąć nań prędkość ponad dwudziestu kilometrów na godzinę, na co nie pozwalają przerwy w chodnikowych płytach. Z wprawą manewruje na zakrętach i pokonuje kolejne przecznice w drodze ku umieszczonej po drugiej stronie dzielnicy willi. Dżinsowa kurtka otrzymana w prezencie od Alishy mieni się w świetle różnymi kolorami, w których w tym konkretnym momencie można odnaleźć głównie odcienie zieleni i błękitu. Krótka, bo sięgająca połowy uda spódnica niewiele ma w sobie z elegancji, jaką od niemal miesiąca zmuszona jest przybierać codziennie. Wsunięta za jej brzeg koszulka jest wyjątkowo przyzwoita i nie odsłania brzegu czarnego stanika. O klatkę piersiową obija się w pędzie zawieszony na szyi symbol słońca. Zaklęty w nim Furkas chronić ma przed kradzieżą cennych przedmiotów, a tak się właśnie składa, że w wewnętrznej kieszeni kurtki trzyma coś niezwykle ważnego. Przekazany jej przez Judith naszyjnik stał się kością niezgody między czarownicami, lecz Williamson nie cofnie się przed niczym, aby dopiąć swego, co zresztą stanowi jedną z rodzinnych cech. Na bladych zazwyczaj policzkach widnieją wypieki ekscytacji, której nie może, jak i nie chce się pozbyć od dwóch ostatnich dni. Zgłębianie tajników demonologicznych jest głównym konikiem Charlotte i chcąc odwrócić jej uwagę, można zwyczajnie podrzucić jej księgę traktującą o zawiłościach, do których nie miała okazji dotąd sięgnąć, by mieć pewność, że zajmie ją przez najbliższy czas. Innym sposobem jest zaprezentowanie zaklętego przedmiotu o nieznanych właściwościach, a dołoży wszelkich starań, by rozłożyć go na czynniki pierwsze, aby dowiedzieć się wszystkiego, co też ten może skrywać. Nie można się więc dziwić, że od zeszłego tygodnia w jej głowie jest miejsce wyłącznie dla tajemniczej biżuterii, jakiej nie chce porzucić. Wpuszczona do środka oddaje swoją deskorolkę na przechowanie i od razu podąża we wskazanym sobie kierunku. Zbyt rzadko bywa w Thornhill Hall, by spamiętać rozkład wszystkich pomieszczeń, zresztą nadal czuje się tu dość obco, pomimo niezwykłej gościnności małżonki brata. Wżeniona czy nie — nie warto nazbyt ufać nikomu o nazwisku Williamson. Nie kłopocze się pukaniem do drzwi, skoro byli umówieni, Richard powinien być już gotowy. No, chyba że zamierzał spędzić trochę czasu z córką. - Widzę, że wziąłeś sobie do serca metody wychowawcze starych. Musisz im być naprawdę wdzięczny za cały ten wkład w nasze życie - nawiązuje do otrzymanego poprzedniego dnia listu. Żadnego Dzień dobry, Jak się miewasz, czy Wyglądasz jak gówno. Z tym ostatnim musiałaby sięgnąć po kłamstwo, bo Richard zawsze prezentuje się nienagannie. Doskonale skrojony garnitur, ułożona fryzura, skrupulatnie wyćwiczony uśmiech. Próżno doszukiwać się w nim wad, bynajmniej na pierwszy rzut oka. Charlotte zaś jest świadoma, że pod płaszczykiem ideału ma ich całkiem sporo. Tanecznym niemalże krokiem podchodzi bliżej szerokiego biurka o dębowym połysku i zsuwa z siebie kurtkę i odrzuca ją na kanapę. Ubranie w jednej chwili traci nieznacznie na migoczącej barwie. - Gotowy, podekscytowany? Mam nadzieję, że przynajmniej wypoczęty, bo potrzebuję cię dziś w szczytowej formie. - Nie, nie była łaskawa wyjaśnić mu w treści listu, do czego tak naprawdę zamierza go wykorzystać, ta informacja była mu dotąd zwyczajnie zbędna. Już zaraz ma się stać to jasne, bo zaklinaczka aż pali się, by wszystko bratu zdradzić. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Richard Williamson
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 171
CHARYZMA : 23
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 8
Założymy się? Pięć minut temu o framugę drzwi opierała się bogini; długie nogi, wąska talia, zgrabne biodra, ani śladu po dwóch ciążach. W lewej dłoni trzymała wino — wyglądało na Château Cheval Blanc, dziewięćset dwadzieścia dolarów za butelkę; dobra inwestycja — pani Williamson po nim robi rzeczy, których nie zrobiłaby po byle Domaine de Chevalier. O co? Ona mówiła, ja słuchałem; stos dokumentów z kurhanu pogrzebowego powoli zmieniał się w wysypisko bezsensownych propozycji. Przepływ informacji między Międzystanowym Magicznym Ratuszem i referatem w Hellridge przypominał próbę przepchnięcia gówna dinozaura przez słomkę; dużo treści, mało efektów. Chce pomocy i niewiele da w zamian. Osąd pani Williamson rzadko zawodzi; czytała ludzi szybciej od nowego wydania Piekielnika. Przy niej Charlotte mogła tęsknić za Daisy i jej słodką, przaśną naiwnością rodem z Wallow — w żonie Richiego Williamsona naiwne było tylko przekonanie, że wróci tej nocy do łóżka. Przekonamy się. Zniknęła ona, wino i talia — w biurze znów zapanowała cisza, którą przerywa dopiero dźwięk otwieranych drzwi. Odruchowe zerknięcie na zegarek — dziewiętnasta piętnaście; punktualnie, aż dziwne — i dobitny brak pukania utwierdza mnie w przekonaniu, że za trzy sekundy rozlegnie się— Oczywiście; na wstępie o rodzicach. Chciała owoców ich metod wychowawczych? Więc je dostanie. Łagodnie uniesiony łuk brwiowy — emocja numer osiem, czym sobie zasłużyłem na wizytę? — odciska na czole płytką zmarszczkę. Kipiąca rześkim zadowoleniem — nie przyznam, że młodością, to byłoby uwłaczające — Charlotte odrzuca na kanapę okropieństwo sztuki krawieckiej; dżins, zgroza tego spostrzeżenia ciągnie za sobą całą gamę konsekwencji; sprzątaczka będzie musiała wyszorować poduszki. — Widzę, że postawiłaś dziś na modę uliczną — zignorowanie przytyku — pod tym dachem Arthur i Maaike Williamson istnieją tylko w ramkach nielicznych zdjęć w holu, czysto na pokaz — jest łatwe; robię to od dwudziestu lat. — Ostrożnie, siostro. Łatwo na nią trafić, trudniej wrócić. Gdyby uśmiech był zbrodnią, ten kwitnący na ustach Richiego Williamsona dostałby podwójne dożywocie. Splecione na biurku dłonie wystukują równy rytm o lśniący blat; powinienem właśnie siedzieć za fortepianem i ćwiczyć Opus 23 Rachmaninova — piąte preludium nie zagra się samo. Ciekawość zwyciężyła z obowiązkiem — czegokolwiek nie potrzebowała ode mnie Charlotte, musiała przełknąć dumę, wypocić ten pełen fałszywych bzdet list i zadbać o to, żeby dziś zjawić się na czas. Wniosek? Na czymś jej zależy. Drugi wniosek? Zrobi wiele, żeby to dostać. Trzeci wniosek? Rachmaninov może zaczekać. — Mamy pół godziny — gładkie skinięcie głową — fotel, usiądź — to preludium dla ruchu; podnoszę się z miejsca, lekko(myślnie) ignorując ból w barkach. Polityka nie śpi, politycy razem z nią; dzień zaczął się ponad czternaście godzin temu i ani myśli skończyć — do północy wciąż mam pięć godzin i drugie tyle możliwości do wykorzystania. Warto zacząć od drinka; niewielki barek, wygodnie ukryty w regale trzy kroki od biurka, w pełni się ze mną zgadza. — O co chodzi? — pękate szklanki wypełnia coś chłodnego, przezroczystego i przelewanego z karafki — Charlotte może zgadywać. Wódka? Wermut? Biały rum? Gin? Spirytus na pewno nie — ten podaje się tylko damom, a ja stwierdzam ich ewidentny brak w towarzystwie. — Wyglądasz na zbyt zadowoloną z siebie, więc zakładam, że o nic moralnego. Powinno brzmieć na zarzut, brzmi na koktajl rozbawienia i zainteresowania; ze szkłem w dłoniach, wracam na miejsce — odstawione na biurko szklanki zapachem zdradzają zawartość. Gin i Richie Williamson lubią spacerować ramię w ramię; prawie równie chętnie, co — Tylko nie mów, że w tajemnicy zaręczyłaś się z Casparem. Jestem zbyt trzeźwy i za młody na zawał. |
Wiek : 30
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : north hoatlilp
Zawód : starszy specjalista komitetu ds. międzystanowej koordynacji
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Moda uliczna zasługuje na pogardliwe spojrzenie, lecz jest w zbyt dobrym humorze, by do niego sięgnąć. Zupełnie jak nie ona, bynajmniej dotąd w towarzystwie Richarda, ignoruje ciężar przytyku, traktując go lekką ręką. - Wystarczy, że w kancelarii robię za manekin wystawowy. Daj mi się nacieszyć wolnością, póki ją jeszcze mam. - O tą zaś dba z należytą uwagą, dokładając wszelkich starań, by pozostać panną Williamson tak długo, jak to możliwe. Duch czasu dyszy na karku, na imię mu Maaike i jest bliżej mu do piekielnego ogara, niż psotliwego chochlika. Ile jeszcze zostało jej czasu, by bawić się na (względnie) własnych zasadach? Nie wybiega myślami tak daleko w przyszłość, rzadko zastanawiając się nad konsekwencjami. Kiedy na horyzoncie pojawia się konkretny cel, trudno odwieść ją od jego osiągnięcia. Pół godziny, to więcej, niż potrzebuje. Wszystko zresztą jest w rękach Richarda i tego, jak szybko potrafi się skupić na swoim zadaniu. Także i Charlotte zależy na prędkim uwinięciu się z tematem. Posiadając nową garść wiedzy, będzie mogła przemyśleć kolejne kroki. Zajmuje miejsce w fotelu, ale nie rozsiada się w nim wygodnie. Pozostając w stanie ciągłego napięcia, siedzi na jego skraju. Śledzi każdy ruch brata, ale nie do końca rejestruje wykonywane przez niego czynności i Ignoruje pojawienie się na blacie szklanki. - Caspar? Błagam, prędzej będę wniebowzięta - prycha ironicznie, wywracając oczami. Panicz Paganini jest marzycielem, jeśli liczy na to, że przebije się przez wznoszony przez lata gruby mur obronny. Pozwalał sobie na wiele, będąc zbyt pewny swego, boleśnie roztrzaskując swoje cztery litery podczas upadku z wysokiej wieży swojego ego. - Jeśli według ciebie dwie randki są wiążącą obietnicą ślubu, to wybacz, ale nie będę brać od ciebie żadnych porad matrymonialnych. Na siostrzeńców sobie jeszcze poczekasz. - Rok, może dwa, najlepiej wieczność. - Weszłam w posiadanie pewnego ciekawego przedmiotu. - Ciekawość pierwszym stopniem do piekła. - Prowadzę nad nim badania, takie wiesz, jak na uczelnię, z zakresu tych dodatkowych - częstuje go na wstępie połowicznym kłamstwem, bo może i do zaliczeń na Tajnych Kompletach potrzebuje wykonywać podobne prace, tak te konkretne badania nigdy nie powinny trafić do wiedzy wykładowców. - Muszę się dowiedzieć, kto był wcześniej jego właścicielem, a najlepiej, kto go stworzył. Zaklął, ściśle rzecz ujmując. - No tak, jakby do tej pory nie było jeszcze jasne, że chodzi o demony. - Trzeba obchodzić się z nim ostrożnie, ale wierzę w twoje umiejętności, że jak chcesz, to potrafisz być odpowiednio delikatny. Momentalnie wybałusza oczy i zrywa się z miejsca, by wrócić po swoją kurtkę, którą chwilę wcześniej cisnęła bez żadnego poszanowania. Widać przestroga o ostrożności traktowana jest tu wybiórczo. Wraca na fotel i zanim jeszcze sięga do dżinsowej kieszeni, unosi poważny wzrok na Richarda. - Mam świadomość, że proszenie cię o zachowanie tego w tajemnicy kosztować będzie podwójną cenę, ale przynajmniej przez pewien czas wstrzymaj się przed rozpowiadaniem o tym na wszystkie strony. - Wszystko zależy od wyniku jego części pracy. Charlotte po cichu liczy, że trafił się jej przypadek, za którego sprawą odkryje kolejny krąg piekła i ukryte w nim demony. Jakaż to byłaby wspaniała przyszłość, móc poświęcić się niezbadanym dotąd istotom i dzięki nim wsławić się w magicznym świecie? |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Richard Williamson
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 171
CHARYZMA : 23
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 8
Radość zamiast pogardy, ekscytacja zamiast znudzenia; kim jesteś i co zrobiłaś z Charlotte? Gdyby nie znajomy głos i dwadzieścia trzy lata współdzielonej historii, miałbym powód, dowód i poszlakę — ktoś próbuje wykręcić na mnie numer stulecia i pod nos podsuwa dublerkę. Jestem pilnym uczniem; pamiętam, że w magii iluzji istnieje rytuał drugiej twarzy — pamiętam, bo wyjątkowo mnie urzekł. (Pamiętam, bo pomoże mi wygrać). — Skoro o tym mowa — magiczne słowo nie brzmi przepraszam; magiczne słowo to kancelaria, bo kancelaria to Ben, a Ben to magia sama w sobie — czysta niczym kolumbijskie złoto. — Jak podoba ci się zabawa w sekretarkę? Droga na szczyt — zawodowy, ma się rozumieć — jest długa, wyboista i rzadko prowadzi przez wymienianie filtrów do kawy. Charlotte w końcu się znudzi — ma w tym profesurę — i pewnego dnia Verity dotrze do biura, by odkryć, że ciśnienie podniesie mu nie kofeina, tylko jej ewidentny, spowodowany nieobecnością sekretarki brak. W życiu mojej siostry istnieje tylko jedna pasja — na szczęście nie nosi nazwiska Paganini — której wierna zostanie po kres dni. Zaklinanie; powód, przyczyna, pretekst. — Nawet zaręczyny nie są wiążącą obietnicą ślubu, przerabiałaś to dwukrotnie — szkło epatuje przyjemnym chłodem; w tym pomieszczeniu zimniejsza jest tylko braterska miłość. — Przynajmniej w tym się zgadzamy. To dobry chłopak, nie wątpię — dla kogoś z Salem; lubią popłuczyny z Hellridge — ale stać cię na więcej. Ekonomicznie i charakterologicznie. Z lewego mankietu wytrząsnę trzy nazwiska; w prawej kieszonce znajdę wizytówkę dwóch kolejnych kandydatów. Charlotte musi przeczuwać, że klatka, w której tkwi, ma coraz grubsze pręty — zaczyna szamotać się w pomysłach na odwleczenie nieuniknionego. Praca w kancelarii, studia, teraz to; dodatkowe badania. Jeszcze tego brakowało w rodzinie — siewcy. Słowa kołyszą się na brzegu szklanki, więc cierpliwie popijam je ginem; alkohol wypala sylaby i wyznacza szlak dla nowych — w tym czasie Charlotte mówi. Mówi dużo, mówi z sensem, mówi, bo doskonale wie, po co dziś przyszła — w niczym nie różni się od czterech innych osób, które przewinęły się przez ten gabinet przez ostatnie trzy godziny. Wright chciał pieniędzy, Morris inwestycji, Davies liczył na poparcie w głosowaniu, Payne tłumaczył się z upadłości. Charlotte nie szukała źródła finansów i politycznego zaplecza; chciała przysługi. Zła wiadomość, siostro — za nie liczę potrójnie. — Podsumowując — zabawa dopiero się zaczyna, a ja czuję coś przyjemnego; satysfakcja smakuje lepiej od ginu. — Weszłaś w posiadanie przedmiotu, którego obecny właściciel nie wie lub nie chce zdradzić, do kogo ten należał wcześniej — musiała próbować dowiedzieć się czegoś na własną rękę; wizyta u mnie to akt desperata, nie przejaw zaufania. — Więc w chwili trwogi przypominasz sobie, że bardzo kochasz starszego brata, który, szczęśliwym i niepowiązanym zbiegiem okoliczności, jest słuchaczem? To lepsze niż Rachmaninov; lepsze niż pierwsza kodeina w liceum. — Nie doceniasz mnie, Charlotte. Nie pierwszy, nie ostatni raz, ale to nic, zwykły błąd w rachunkach. Niedocenianie to broń wybuchająca w dłoniach tych, którzy się nią posługują. — O tym, ile i komu powiem, zdecyduję po poznaniu historii twojego znaleziska. Uśmiech, siostro; nie mamy ukrytych kamer, nie musisz udawać — będę powiernikiem twojego sekretu, nie pierwszego, nie ostatniego; zamknę go w ślicznej przegródce, którą okaligrafuję złotym tuszem i cierpliwie zaczekam na dzień, w którym będziesz winna spłaty zaciągniętego długu. — Zanim położę na nim dłonie, muszę wiedzieć trzy rzeczy. Zaczynamy. — Wiesz, co zostało w nim zaklęte? Demony to paskudna sprawa; nic dziwnego, że Charlotte odnalazła w nich powołanie. — Do kogo należy? Nazwisko, imię, numer ubezpieczenia społecznego — od tego, co usłyszę, będzie zależeć, czy cokolwiek powiem. — I najważniejsze — ulubione; punkt wyjściowy negocjacji — stawka wzrośnie po sukcesie. — Co oferujesz w zamian za podjęcie próby? To nie akt miłosierdzia — Richie Williamson nie ma ich w ofercie, To czysty biznes. |
Wiek : 30
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : north hoatlilp
Zawód : starszy specjalista komitetu ds. międzystanowej koordynacji
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Szerszy uśmiech rozciąga się na twarzy Charlotte, bo jej pracę w kancelarii w istocie można nazwać zabawą w sekretarkę. Verity nie daje jej taryfy ulgowej i traktuje na równi z innymi pracownikami. Ona zaś ma swoje sposoby na ugłaskanie szefa i wypracowanie sobie większego luzu. Nie ma to jak łączyć przyjemne z pożytecznym. - Doskonale się bawię. - Czyli zupełnie odwrotnie od tego, co czekałoby ją w sztabie Williamsona. - Zajęć jest sporo, głównie siedzę w dokumentach i gawędzę z klientami. Praca jest mało kreatywna, ale uzupełnia lukę w szarej codzienności. Poza tym Ben jest wspaniały, lepszego szefa nie mogłam sobie wymarzyć. - No bo przy kim innym czerpałaby satysfakcję z przyłapywania zsuwającego się na pośladki wzroku? Overtone i Cavanagh, dwa środki, dzięki którym kupiła sobie kilka dodatkowych lat wolności. Z następnym może nie być tak łatwo, więc kandydatów należy dobierać z ostrożnością. Nadal ma schowaną gdzieś głęboko w sobie tę bzdurną ideę, jakoby ślub miał być brany choć z namiastką uczuć; tylko jak się zdecydować, kiedy na pierwszy rzut oka każdy wydaje się być dupkiem, albo słabo rokuje na funkcję podnóżka? - Będę się rozglądać. - Marzenie ściętej głowy. - Jeśli będziesz mieć jakieś sugestie, chętnie je rozważę. - I cyk, kolejne kłamstwo do kolekcji. Dla Richarda liczy się wyłącznie status, przydatność i zasobność portfela. Może niech chociaż będzie przystojny? Nabiera więcej powietrza w płuca, czas znów zawoalować prawdę. - Oj nie - wtrąca się zaraz, cmokając z niezadowoleniem. - Poprzedni właściciel zwyczajnie nie nadawał się do tego, by być w jego posiadaniu. Mogłabym się obejść bez twojej pomocy, ale obawiam się, że będąc poddaną działaniu demona może mi być trudno wyciągnąć trzeźwe wnioski. - Zwłaszcza jeśli ten się wyjątkowo obrazi i pokaże z innej strony. - I kolejne nie - doskonale o tobie pamiętam. Zwyczajnie nie widziałam wcześniej powodu, by cię niepokoić. Wiem przecież, jak bardzo cenny jest twój czas. - Jak tam twoja próchnica, Richie? Szklanka kołysze się w dłoni, gin wiruje w jej wnętrzu. Kolejne ciężkie westchnienie i na kobiecej twarzy wreszcie pojawia się poważniejszy cień. - To jedna z rzeczy, której chcę się dowiedzieć. Mam kilka poszlak, ale nie będę cię zanudzać szczegółami, bo nazwy niewiele ci powiedzą. - Litość i wyrozumiałość, a może niechęć wobec dyskutowania z ignorantem? - Miłość, mój drogi bracie, jest jedną z najsilniejszych emocji w świecie. Może być osadzona w drugiej osobie, dozgonna, przelotna, fizyczna, do samego siebie, do władzy, zemsty. - Potencjalnych związanych z Lilith demonic jest kilka, lecz bez posiadania konkretnego imienia, nie będzie w stanie przewidzieć jej działania, ani tym bardziej przyzwać jej ponownie. - Dlatego nie chcemy, byś ją uwolnił. Zwłaszcza tu i teraz. - Wwierca się spojrzeniem w zieleń braterskich tęczówek. Czy on ma w ogóle świadomość, do jakiej tragedii mogłoby to doprowadzić? - Demon jest mój - powtarza stanowczo, bo jeśli już wymieniać cechy Charlotte, zaborczość będzie sięgać szczytu listy. - Jeśli zależy ci na poprzednich właścicielach, sam ich zobaczysz. - Bo czy nie tak działa ta cała magiczna umiejętność słuchania? No tak, kwestia zapłaty. - Wiem, że to dla ciebie niewielki wysiłek, więc mnie nie wyruchasz. - Nie musi jej czarować i mydlić oczu niezwykle skomplikowanym procesem. - Mogę przygotować ci kolejne demony. Dantalion, Mammon, Bune, Foras. - A jednak w ramach odruchu padają nazwy. - Mogę przez tydzień niańczyć ci dzieciaki, a może wpłynąć nieco na Bena, jeśli będziesz czegoś od niego potrzebować? - To ostatnie wydaje się być jedną z najłatwiejszych opcji, zwłaszcza od kiedy zaczęła poznawać jego słabości. - No, chyba że jest coś, czego naprawdę chcesz? - Ciemna brew unosi się nieznacznie w oczekiwaniu na proponowane warunki. - Opowiedz mi o swoich marzeniach, może da się coś z tym zrobić. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Richard Williamson
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 171
CHARYZMA : 23
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 8
Dziewiętnasta dwadzieścia dwa — zegar na ścianie bezlitośnie odmierza czas; w pilnowaniu wskazówek skrupulatniejsi od polityków są tylko terapeuci — to godzina cudu. Richard i Charlotte Williamson zawieszają broń w trwającej całe życie wojnie — kruchy to pokój i łamliwe warunki, ale gdy tyknięcia sekundnika brzmią na pos—piesz—się, nie mam czasu na taktykę spalonej ziemi. — Dobrze, że znalazłaś miejsce, w którym się spełniasz — nawet nie wiesz, Richie; nie wiem, ale jeśli — kiedy? — się dowiem, sam sobie wypłacę premię za grę w zgaduj, zgadula. — Gdy uznasz, że pora zmienić piaskownicę, uprzedź Benjamina. Nawet jego wyrozumiałość ma granice. Eufemizm na wąski zakres tolerancji wobec niekompetencji smakuje ginem i rozbawieniem; to pierwsze trzymam w dłoni, tym drugim przyprawiam myśl, że Charlotte mimo — ilu? Dwudziestu trzech lat? Tracę rachubę, ona się starzeje, ja zawsze będę młody — swojego wieku wciąż wierzy, że Krąg, małżeństwo i miłość to ta sama pula w maszynie losującej. Wiadomość z ostatniej chwili, siostro; naucz się kochać pieniądze, a po ślubie będziesz szczęśliwa. — Jeśli mam dla ciebie kandydata, dowiesz się o tym kwadrans po własnym ślubie. Widzisz pana młodego? Sam go wytypowałem; reszta to historia. Brzeg szklanki przy ustach ma gorzki smak i blokuje równie gorzkie słowa; nagły przypływ siostrzanej miłości jest dla mnie niestrawny i ten sentymentalizm też mi nie smakuje, i nagle całość — ten kawałek słodkiego tortu, który podsuwa mi pod nos i mówi to tylko maleńka przysługa na zaklętym przedmiocie — zaczyna wonieć stęchlizną. Jej tłumaczenie cuchną jeszcze bardziej niż nowo odkryta miłość na froncie burzowym rodzeństwa; Richard i Charlotte nigdy nie istnieli ramię w ramię. Był Barnaby i Richie, Barnaby i Lottie, Barnaby i Leo — czasem wyobrażam sobie, co by się stało, gdyby to on zaginął zamiast naszego najmłodszego brata. Jak bardzo zniszczeni bylibyśmy teraz? — Nie nadawał się? To jego zdanie, czy twoje? — poprzedni właściciel — wielki anonim. Charlotte właśnie przyznaje, że wie, kim jest i że ten niekoniecznie ma świadomość tego, co aktualnie dzieje się z jego zgubą; byłbym oburzony, gdybym nie poczuł— Może nie uznania — na to trzeba zasłużyć — ale pozytywnego zaskoczenia? Nie sądziłem, że Charlotte wyhodowała w sobie tę odmianę stanowczości; cokolwiek nie wpadło w jej dłonie, zrobiło wrażenie — na tyle duże, że wciąż siedzi naprzeciwko mnie. — Zatem z tym mamy do czynienia? Demonem, który wywołuje nieokreśloną odmianę miłości? — zaklinanie i kontrowersje to synonimy; im więcej o nim słyszę, tym lepiej rozumiem, dlaczego Charlotte je wybrała — lub to ono wybrało ją? — Animula vagula blandula. Błędna to duszyczka. Utkwiony we mnie wzrok ma znajomą barwę; wszyscy nosimy ten sam wyblakły gen zieleni. Rozumiem skalę zagrożenia, rozumiem zaborczość przy demon jest mój — jak dziecko w piaskownicy, doprawdy — i rozumiem, że stawka właśnie wzrasta. Gdyby był to powszechny koleżka z dna Piekieł, którego z podręczników zna moja siostra, nie byłoby tej rozmowy; kiedy ona mówi niewielki wysiłek, ja myślę wręcz przeciwnie. — To nie takie proste, Charlotte. Im starszy przedmiot, tym trudniej odsłuchać jego przeszłość. Im więcej osób trzymało go w dłoniach, tym ciężej uchwycić, gdzie kończy się jedna, a zaczyna druga — to teoria; a praktyka? — Jeśli sięgnę do momentu jego stworzenia, to właśnie na tym skupię moc. Odsłuchiwanie to nie taśma, którą mogę przewinąć, zatrzymać, cofnąć. To chwila, kiedy teraźniejszość i przeszłość — drink ma kolor wody; kołyszę go w dłoni, obrazując wagę własnych słów — zlewają się w jedno. Tylko koneser rozpozna smaki i uchwyci to, czego szuka. Lata temu traktowałem własną umiejętność jako intruza; pasażera na gapę, który chwycił za zderzak i sunął ze mną przez wyboistą drogę życia. Wiele miesięcy, prób i błędów kosztowało zrozumienie, że moc to ja; ja jestem swoją mocą. Dopóki śmierć nas nie rozłączy. — Przygotujesz dla mnie demony i nie spróbujesz wpływać na Bena. Bez urazy, siostrzyczko, ale to nie twoja liga; musisz nabyć dwie tony sprytu i złożyć hekatombę ofiar, żeby zmienić ligę. — Będziesz robić z nim to, co ja zrobię z twoim przedmiotem. Wyciągam przed siebie dłoń i obracam wierzchem do blatu; knykcie stukają cicho w zetknięciu z drewnem, kiedy pozbawione choćby cienia blizn opuszki muskają powietrze. — Słuchać. A później dzielnie powtarzać zasłyszane — trudno o prostsze i bardziej wymagające zadanie. Ben wie, że koń trojański nie zawsze ma drewniane kończyny; w tych czasach lepiej działają gładkie uda — Charlotte na pewno jakieś posiada. — Nie spełnisz marzeń, które posiadam. Stołek magistra jest wysoki, niewygodny i lepki od krwi; pewnego dnia odcisnę w nim kształt własnych pośladków. — Możesz za to pomóc— Biurko ma wiele szafek — ponad połowa zawartości nie powinna wpaść w niepowołane ręce — ale otwieranie półki ograniczam do tej najbliżej lewej ręki. — W spełnieniu marzeń wuja. Zdobycz ma format A6 i pachnie świeżym drukiem. — Czas zapracować na korzyści płynące z nazwiska, Charlotte. Ściągnięte recepturkami ulotki — może być ich sto, może dwieście — suną po uporządkowanym blacie biurka; z morza patriotycznych barw patrzy na nas wuj Ronald, którego imię i nazwisko zajmują jedną trzecią formatu. Ktoś (ja) sprytnie użył mniejszej czcionki przy kandydat na, by całość zwieńczyć powiększonym i bardzo, bardzo, bardzo wyraźnym burmistrza. Wymiana? |
Wiek : 30
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : north hoatlilp
Zawód : starszy specjalista komitetu ds. międzystanowej koordynacji
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Uprzedź Bena, rzucone mimochodem, jakby miał styczność z przeciętną nastolatką, jednocześnie pokazując, jak bardzo jej wciąż nie docenia. Jak się temu dziwić, skoro do tej pory nie pozwoliła mu sądzić, że jest inaczej? Wiąże ją wyłącznie z niechęcią, dzielącą wiekowo przepaścią, oraz ciągle zaznaczanym sprzeciwem. Uważa ją za dziecinną i nieodpowiedzialną, ale to nie o jego uznanie stale walczy. Tak, tak, ty i te twoje długie, rządzące światem macki, zamyka w ustach, bo nie może sobie teraz pozwolić na podpadanie bratu. Kiedy jej zależy, potrafi przełknąć dumę i milczeć, dokładnie tak, jak to robiła przez ostatnie dwadzieścia lat w obecności wiecznie niezadowolonej z niej Maaike. W jaki sposób Richard zamierza nią rozporządzać, skoro do tej pory skutecznie ignorował jej istnienie? Szkoda, że nie znają nawzajem swoich zalet; mogliby stanowić prawdziwie przerażający duet. - Oby nie był durną cipą - mruczy tylko bardziej do siebie, niż do niego, choć wie, że i tak ją usłyszy. Rzucone życzenie zahacza o reaktancję, bo po części ma nadzieję, że przyszłego męża będzie można dostosować do swojej woli. Czy nie takich zresztą życzyłby sobie Richard, łatwych do manipulacji, gotowych ugiąć się pod jego sugestią? Zaklęty naszyjnik wielokrotnie zmieniał swoich właścicieli, o czym zresztą powiedziała jej sama Judith, będąc wyłącznie łącznikiem między nią a poprzednikiem. Carter nie ma pojęcia, z czym mają do czynienia, opiera się wyłącznie na kilku wskazówkach, które zresztą Charlotte podrzuciła jej zgodnie z prawdą. Była wobec niej szczera, przynajmniej połowicznie, bo czy nie tak kłamie się najlepiej, stosując ponaciąganą półprawdę? Odpowiada mu wymownym uśmiechem, tyle powinno mu wystarczyć. - Jeśli zaproszony do przedmiotu demon okaże się mieć prawdziwie przydatne właściwości, to może się podzielę - kusi go jeszcze, bo szeroko pojęta miłość może być różna w skutkach, wywołująca odmienny efekt w zależności od rąk, w jakich się znajduje. Wywód Richarda przyjmuje w milczeniu, zakładając jedną nogę na drugą i udając zainteresowanie. Pozornie udając, bo każda z tych drobnych informacji może jej się przydać w przyszłości. Dobrze jest znać jego ograniczenia i mieć świadomość, do czego rzeczywiście można go wykorzystać. Niewpływanie na Verity’ego będzie znacznie trudniejsze od próby zmiany jego zdania. Adwokat diabła kusi ją na każdym kroku, częstując uprzejmością, jaką chętnie odwzajemnia. Bliżej im do zacieśnienia znajomości, czy też wzajemnego wykorzystywania? Trudno podać jednoznaczną odpowiedź, to jeszcze czas pokaże. Szczupła dłoń o krwistoczerwonych paznokciach ląduje na zestawie ulotek i przysuwa ją nieco bliżej, pozostawiając wciąż jednak na blacie. - Kimże jestem, by udaremniać wujowi osiągnięcie tak istotnego celu? - Zadufaną w sobie czarownicą, która dość wybiórczo traktuje sprawę williamsonowej potęgi? Oczywiście, że nie ma zamiaru roznosić tego wszystkiego sama, jest kilka prostych sposobów, by zmanipulować młodzików do akcji charytatywnej. Sama zresztą też mogłaby przemóc swoją niechęć względem pokazywania się publicznie, ale może po kilku takich występach dadzą jej wreszcie nieświęty spokój. Marzenie ściętej głowy? Jak widać na załączonym obrazku, tonący brzytwy się chwyta. - Demony nie stanowią problemu. Podeślij mi listę, a niezwłocznie się tym zajmę. - Tego zadania podejmuje się chętnie, nabywając coraz więcej doświadczenia i poszerzając swoją kolekcję. Nie ma już problemu z rozczłonkowaniem demonów na kilka części, wszystko wskazuje na to, że coraz chętniej dostosowują się do jej woli. - Za to w sprawie Bena - wzdycha ciężej, przyjmując na twarz uprzejmy uśmiech, niemający w sobie ani cienia dobroci. - Zgodzę się, jeśli wynik twojego słuchania okaże się zadowalający i odpowiadający na moje pytania. - Jak bardzo mu na tym zależy, które z tajemnic kancelarii chciałby poznać? U Veritych pierze się równie wiele brudów, co w sztabie Williamsona. Część tych informacji rzeczywiście mogłaby się przydać, nawet jeśli nie wujowi, to samemu Richardowi. Jeśli naprawdę jest tak dobry w tym, co robi, osiągnięcie celu nie sprawi mu wielkiego trudu. Spogląda na nadgarstek, na którym nie mieści się żadna tarcza zegarka. - To jak, pomożesz mi czy nie? Czas ucieka, a nie wiem, czy się wyrobisz w dwadzieścia minut. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Richard Williamson
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 171
CHARYZMA : 23
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 8
Za przytkniętym do ust szkłem ukrywa się uśmiech numer czternaście; słyszałem to. Głęboko zakopane marzenia o wielkiej miłości, ambicja pożerająca własny ogon, duma przełykana razem z milczeniem — Charlotte na fotelu naprzeciwko skacze po kurhanie własnych przekonań i gdybym tylko był lepszym bratem (nie jestem), mógłbym powiedzieć: kochana siostro, mężczyźni dzielą się na dwie kategorie. Są durnymi cipami albo chcą mieć durne cipy na zawołanie. Wszystko, co pomiędzy, to chlubne wyjątki i zdecydowanie nieobecne w Kręgu okazy na wyginięciu. Charlotte — słusznie — oskarża mnie o bezprawie okrucieństwa; nigdy nie byłem wobec niej łagodny, polubowny, ciepły, otwarty, szczery. Rolę starszego, opiekuńczego brata zagarnął Barnaby — rolę nieco młodszego, otwartego, wyrozumiałego brata próbował pełnić Leo. Rola owiniętego w uśmiech sztyletu — brata—węża; brata—gada — przypadła mnie. I wiecie co? Bardzo, kurwa, dobrze. — Nie wystarczy mi może — cyt—cyt, Charlotte, nieładnie; negocjowanie warunków zostaw mnie — gdyby nie pośpiech, mogłabyś rozegrać to sprytnie. Mogłabyś uśpić czujność. Mogłabyś podsunąć mi demona mimochodem. Mogłabyś więcej, więc teraz nie możesz nic, bo właśnie wyceniam twoje demonologiczne zaangażowanie i wiem, że zapłacisz każdą cenę. Odpowiedzi są przecież na wyciągnięcie ręki — w przenośni, metaforycznie, dosłownie, fizycznie. Wystarczy wymienić drink na przedmiot i skupić moc na odsłuchiwaniu, nie słowach; wystarczy zacisnąć opuszki palców na powierzchni i zacząć mentalne wycieranie z kurzu historii. To, ile usłyszę, pokażą najbliższe minuty — mrowienie w dłoniach znacznie spowalnia tempo opróżniania ginu, instynkt przeczuwa nadchodzące zadanie, ciekawość nakręca biologiczny zegar mocy. Już za chwilę, Richie. Za moment. Krótkim skinięciem głowy akceptuję drobne ustępstwo; umowa będzie obowiązywać tylko, kiedy odsłuchanie przyniesie jakikolwiek skutek, a tego nie mogłem zagwarantować nawet ja. Zadowalające efekty to sprytna furtka, której przerdzewiałe zawiasy piszczą ostrzegawczo — nawet, gdybym poznał przeszłość, Charlotte może uznać (albo udać), że to za mało; zabierze przedmiot i to jeansowe paskudztwo z oparcia, a ja? Tydzień tłumionych kodeiną bólów głowy; im głębiej w przeszłość sięga słuchacz, tym trwalsza czkawka konsekwencji. W milczeniu obserwuję barter — propaganda polityczna za odsłuchanie — w myślach odhaczając wszystkie kosze na śmieci pomiędzy Thornhill i Blossomfall. W którym z nich znajdę plik ulotek i jak bardzo niezaskoczony będę? — Gdyby coś poszło nie po naszej myśli — kiedy Charlotte wciąż uśmiecha się uprzejmie, z moich ust znika naklejka wesołości; skupienie to pierwsza, szczera emocja w wykonaniu Richiego Williamsona od trzech dób. — Nie wołaj mojej żony. Od razu zadzwoń do Barnaby'ego. Im mniej osób wie, tym bezpieczniej; sam opowiem pani Williamson, czego chciała Charlotte — zaangażowanie matki moich dzieci w sam proces byłoby zbędne, ryzykowne i niepotrzebne. — A teraz pokaż, co przyniosłaś. Wyciągnięta przed siebie dłoń ma eleganckie palce i ani śladu blizn; jedyna, brutalna przeszłość, której skazę noszę na rękach, odkrywam w przedmiotach i ludziach. |
Wiek : 30
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : north hoatlilp
Zawód : starszy specjalista komitetu ds. międzystanowej koordynacji
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Opiera się nonszalancko o ramię fotela i przymruża oczy w szczerym rozbawieniu. - Nie sądziłam, że tak bardzo interesują się demonologiczne zagadnienia. - Chyba że zacząć je przeliczać na przysługi. - Podzielę się wynikiem badań, kiedy uznam, że ta wiedza będzie z tobą bezpieczna. - Przymilny uśmiech znaczy tyle, że powinien sobie zasłużyć na coś tak potężnego, a póki co jest on zwyczajnie sobą. No dalej, bracie, pokaż, że kryje się za tym coś więcej. Nagłą powagę na twarzy Richarda odbija własną, unosząc rękę w geście zaprzysiężenia. To jedno może obiecać przed Lucyferem, że najstarszy z nich będzie pierwszym, do którego zgłosi się w razie potrzeby. Barnaby pomóż to ulubione zaklęcie Charlotte, po które sięga w chwili kryzysu. Czy od teraz w grimuarze widnieć będzie także Richard pomóż? Poza tym, co miałaby powiedzieć pani Williamson? Czy ona poza urządzaniem przyjęć, służenia mężowi na kolanach i bycia piękną ozdobą stanowiącą dodatek do Richiego, cokolwiek potrafi? Jak jej zaufać, zwrócić się do trzeźwości umysłu, liczyć na pomoc? Nie, między nimi też nie ma zażyłości. Jedynymi istotami z gałęzi starszego brata, z jakimi Charlotte względnie się lubi, są jego latorośle. Subtelnie przez ciotkę rozpieszczane, zabawiane rozrywkami, do których rodzicom w życiu nie chcieliby się przyznać. Prawda nigdy nie wyjdzie na jaw, wszak także i w jej przypadku wszelkie zażalenia ze szkoły puszczane były w niepamięć - to wprost niemożliwe, by dzieci z tak dobrej rodziny mogły mieć jakiekolwiek przewiny. Ostateczny wyrok pozwala na powrót wygiąć usta w uśmiechu i zaklinaczka podnosi się z miejsca. W chwilach takich, jak ta, na jaw wychodzi, że w istocie krew Overtone jest w nich silna. Charlotte momentalnie przybiera pozę wprawnej prezenterki, scenicznej artystki, marzycielki o wielkoformatowych marzeniach. - To prawdziwy unikat, ale biorąc pod uwagę styl biżuterii, można powiedzieć, że ma pięćdziesiąt, góra sto lat. - Z wewnętrznej kieszeni dżinsowej kurtki wyciąga nieco strudzony przez życie naszyjnik, noszący ślady, jakby ktoś po nim kilkukrotnie przeszedł. Srebrny łańcuszek z medalionem, którego nie da się otworzyć. Na jego wierzchu wyrysowany jest pentagram, zaś od drugiej strony inicjały E. Nox. - Pogrzebałam trochę w spisach rodzin czarowniczych i znalazłam informacje o Noxach. To konserwatywna rodzina o korzeniach w kowalstwie. Ich wyroby były od osiemnastego wieku bardzo podziwiane, za największą hańbę uznawali słabość charakteru. - Wypolerowane na błysk tafle świadczą o uwadze, jaką Charlotte przyłożyła do ścierania z niego swojej krwi. Badając reakcje naszyjnika, sięgała do różnych technik, przez zaczytywanie się w okrutnie ciężkich księgach, po oddaną Trójcy modlitwę. To podczas niej zauważyła jedną znaczącą cechę, jaka wyróżnia go na polu innych zaklętych przedmiotów. - Odnośnie samego demona, to kolejna cenna informacja. Zamieszkująca ten naszyjnik istota musi być jednym z ulubieńców Królowej Piekieł. - Układa biżuterię na środku blatu, z czułością poprawiając medalion, by odpowiednio się prezentował. - Jeśli się dobrze przyjrzysz, gołym okiem dostrzeżesz, że rezonuje z imieniem Lilith - nachyla się nieznacznie, by wprost do zaklętego demona zwrócić się magicznym zaklęciem. Medalion natychmiast się podrywa i drży na brzmienie imienia Pani, a na twarzy Charlotte pojawia się uśmiech zadowolenia. Grzeczna dziewczynka. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Richard Williamson
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 171
CHARYZMA : 23
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 8
Gwoli ścisłości i dla pełnej jasności — to nie zainteresowanie wprawia kąciki ust w łagodne drgnięcia sylab. To głód, którego nie nasyci nawet kawior Osetra; ten, który do Stanów przypływa pomimo embarga, głęboko ukryty w ładowniach kutrów przemykających w kierunku Alaski. — Moja ciekawość nie zna granic — ma osobny pokój w tym domu i honorowe obywatelstwo; za rok ogłosi własną działalność gospodarczą. — Za to tolerancja na bolesne spotkania z demonami jest ściśle określona. Pasja Charlotte lata temu wprawiała posady Blossomfall w drżenie, chociaż wciąż była nastolatką, kiedy spędzałem ostatnie lato w tamtym domu — nie po—prostu—domu; to nigdy nie był dom. Po drodze wydarzyło się wiele; pogłębianie nauki, Tajne Komplety, wzloty, upadki i wreszcie wieczór, kiedy unikatowy okaz biżuterii zaczyna pełnić rolę chybotliwego pomostu. Rodzeństwo Williamson negocjuje — zawsze i szczególnie mocno z własną rodziną — pośrodku rozpiętego nad przepaścią artefaktu. Gin w gardle wypala nieodkryte ścieżki; milczenie okupuję procentami. Charlotte mówi, Richie słucha, porządek świata ulega zaburzeniu — zwykle działamy przeciwstawnie do tego stanu rzeczy, ale od samego początku to spotkanie było dywidendom szczątkowego zaufania; nic nie mogło przebiegać naturalnym torem. Wydobyty z kieszeni kurtki naszyjnik nie wygląda olśniewająco — sądząc po reakcji Charlotte, oczekiwałem klejnotów koronnych hiszpańskiej rodziny królewskiej, a w zamian dostaję— — Nie wygląda na coś, co kupiłbym żonie. Pani Williamson uśmiechnęłaby się uprzejmie i spędziła wieczór na odkażaniu dłoni po dotknięciu metalu, który wygląda na nie tylko uszczknięty zębem czasu, ale obszczany biegiem historii. Tylko pentagram nadaje mu wartości; zaciśnięte na szklance dłonie powstrzymują palce przed odruchowym muśnięciem chłodnego metalu. Nazwisko Nox nie mówi mi wiele — czy będą przydatni w wyborach? Gdzie mają siedzibę? Jaki wykaz dochodów? Nadal trudnią się, choćby hobbystycznie, tym, co ich przodkowe? — i mogę tylko skinąć głową lekko. Charlotte odrobiła zadanie domowe; zabawne, w liceum rzadko się zdarzało. — Z drugiej strony, prawdziwy urok tkwi we wnętrzu. Szczególnie, jeśli moc czerpie od Matki — skupienie to waluta, którą opłacam bilet wstępu na widownię — poderwany w górę medalion lśni, wyraźnie rozbudzony wezwaniem wyszeptanym tuż nad wypolerowaną taflą metalu. Mam wątpliwości? Oczywiście. Zamierzam się wycofać? Nigdy. — Pozostaje liczyć, że wieczór za oknem będzie sprzyjać odsłuchaniu. Jeśli demon odpowiada na modlitwę do Lilith, spodoba mu się zapadający na zewnątrz mrok. Niespiesznie wyciągam dłoń, opuszkami palców wyobrażając sobie przeprawę w przeszłość; za moment dłoń zaciśnie się na metalu, a ja spróbuję uchylić drzwi. — Krok w tył, Charlotte. Na wszelki wypadek — drugiego ostrzeżenia nie będzie — tym razem palce chwytają za medalion. Zaczyna się. Kciuk muska wygrawerowany na metalu pentagram, umysł zaczyna nasłuchiwać szeptów i tylko powieki — nieposłuszne w sekundzie próby — opadają gwałtownie. Za moment je rozchylę; kiedy historia przedmiotu odżyje z mgły. odsłuchanie przedmiotu || próg 60—99 || k100 + 13 |
Wiek : 30
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : north hoatlilp
Zawód : starszy specjalista komitetu ds. międzystanowej koordynacji
Stwórca
The member 'Richard Williamson' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 38 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Czerwień warg znika na moment, gdy zaklinaczka zwilża usta, próbując powstrzymać śmiech. Ciekawość jest jedną z nielicznych cech, jakie ich łączą, a mimo to nigdy nie szły obok siebie w parze, by zwracali swe zainteresowanie w jednym kierunku. Czyżby do dziś? - Wobec tego postaram się nie nagiąć żadnej z twoich granic. Nie chcę, by twoja wrażliwość została wystawiona na próbę. - Uśmiech staje się tym szerszy, kiedy rozbawienie bierze górę i pozwala wyobrazić sobie Richarda wyprowadzonego z równowagi. Od lat stara się, by maska nieprzejednanego nigdy nie opadła, a Charlotte zdążyła już skreślić go z listy swoich ofiar. Może powinien na nią wrócić? - Spodziewam się, że może to być rodzinna pamiątka, albo po prostu wygrzebany z dna szafy przedmiot. To drugie jest zresztą bardziej prawdopodobne - dodaje po krótkim zastanowieniu, bo przecież sama tak robi. Najlepszymi przedmiotami do konsekracji są te, które nie przyciągają spojrzeń i nie budzą wątpliwości, czy skojarzeń. Ostrożnie wstrzymuje powietrze, gdy brat sięga po naszyjnik, wrodzona zaborczość wywołuje pewien sprzeciw i ściska żołądek, mając nadzieję, że ten nie pokusi się o żadne nierozsądne ruchy. Furkas stanowi barierę ochronną, przygotowane z tyłu głowy inkantacje szykują się do ograniczenia mobilności męskich kończyn. Charlotte odsuwa się o krok zgodnie z poleceniem - jedna z nielicznych okazji, kiedy Richarda naprawdę słucha. Ten zaś też próbuje się przysłuchać, a zaklinaczka stara się nie kojarzyć jego wyrazu twarzy z psem srającym na pustyni. Narasta ekscytacja, zawieszona boleśnie nad przepaścią litości brata, który nawet w przypadku osiągnięcia upragnionego celu, może zdecydować, że niczego jej nie powie. Czy jest gotów na takie przekreślenie ich potencjalnej współpracy? Przychodzi do niego z duszą na ramieniu - pokiereszowaną, osypującą się na ziemię - po przełknięciu gorzkiej dumy i zatarciu uprzedzeń. Z rodziną umów się nie zawiera, zwłaszcza wśród Williamsonów, którzy pomimo deklaracji, że grają do jednej bramki, potrafią wbić nóż w plecy. Charlotte taką osobą nie jest i lojalność stawia na wysokiej pozycji priorytetów, zaraz przy własnym interesie. Po Richardzie lojalności się nie spodziewa, nawet jeśli kiedykolwiek by na nią zasłużyła, lecz gotowa jest podjąć ryzyko dla osiągnięcia celu. Judith Carter wciąż do niej wypisuje, domagając się zwrotu naszyjnika, jednak zostaje ona przytrzymana w niepewności. Czy otrzyma go z powrotem? To już zależy od Richarda. - I jak? Dzieje się coś? Słyszysz głosy? - dopytuje, unosząc brwi w pewnym powątpiewaniu. Nie wie, czy oczekiwać fajerwerków czy fanfar, żadne z nich nie następują. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Richard Williamson
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 171
CHARYZMA : 23
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 8
Okrutnie uprzejmie, słodko—wesoło, przyjacielsko, prawie z miłością; czy tak powinna wyglądać zdrowa relacja rodzeństwa? Trochę uśmiechów, odrobina zaufania, szczypta zdrowych utarczek, szukanie pomocy, pewność, że się ją otrzyma? Jeśli Charlotte naprawdę nie chce wystawiać mojej wrażliwości (czego?) na próbę, powinna jutro ubrać najładniejszą garsonkę z szafy i w Deadberry rozdawać potrzebującym kosze prezentowe z ulotkami wyborczymi w pakiecie — pewne marzenia pozostaną w sferze awykonalności. Pewne fakty — a te trzymam właśnie w dłoniach i próbuję wyskrobać z nich cokolwiek — zachowują się, jakby chciały do nich dołączyć. Czuję znajomą suchość w ustach i uścisk w skroniach; odsłuchiwanie przedmiotu było łatwiejsze od ludzi, a to w tych drugich trudniłem się na co dzień, ale coś (coś?) postawiło widoczną barierę między słuchaczem i szeptami. Chłodny metal naszyjnika w palcach nadal jest tylko tym — biżuterią z kategorii to na pewno nie Swarovski, która próbuje zdradzić mi zamknięta w historii swoich przeżyć tajemnicę, ale szepty— — Całe życie słyszę głosy, Lottie. Szepty są zbyt ciche; mgła przeszłości za rzadka. Podniesione znad wisiorka spojrzenie ma w sobie ostry odłamek irytacji i właśnie wbijam go w skronie siostry. — Chwilowo twój jest najgłośniejszy. Zakłócenie na linii teraźniejszość—przeszłość łatwo zrzucić na ramiona osób trzecich; Richie Williamson nie lubi przyznawać się do porażki, nawet (zwłaszcza) przed członkami rodziny. — Daj mi chwilę, to— Trudniejsze, niż przypuszczałem. Chłód w zaciśniętych na metalu opuszkach palców ani myśli ustąpić; w odpowiedzi przymykam oczy. Od świata i teraźniejszości odgradza mnie cienka błonka powiek — widzę tylko słaby, mały blask i czekam, aż zmieni się w coś głośniejszego, by ostrożnie zerknąć przed siebie i odkryć szepty, które są coraz głośniejsze i mgłę, która zdaje się wypływać spomiędzy kosztownych paneli gabinetu. Przeszłość zaczyna cofać się daleko, coraz mocniej pomiędzy zatęchłe strony historii; dostrzegam chwytające naszyjnik dłonie i wiem, że jeśli skupię się dostatecznie mocno, zauważę znak charakterystyczny i uchwycę głos lub imię bądź coś, co pomoże mi zgadnąć, kto był twórcą i dokąd trafił przedmiot później, aż— — Słyszę. Wreszcie. odsłuchanie przedmiotu || próg 60—99 || 70 + 13 = 83 |
Wiek : 30
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : north hoatlilp
Zawód : starszy specjalista komitetu ds. międzystanowej koordynacji
Richardzie, obraz przed twoimi zaczęła powoli okrywać znajoma mgła. Jakby bielmo na oczach, zaczęło Ci się nawarstwiać i jeszcze bardziej nawarstwiać, aż w tej całej swojej jasnocie powoli zaczynałeś wyróżniać szczegóły i kształty, aż wszystko nabrało słabo nasyconych kolorów, a szepty tylko narastały: Naszyjnik, który trzymałeś w dłoni, widziałeś teraz przed oczami w jubilerskiej pracowni. Starszy, nieznajomy Ci mężczyzna, właśnie przy użyciu odpowiednich narzędzi rył w naszyjniku znajomy napis - E. Nox. Trudno było Ci domyślić się, jak bardzo w czasie się przesunąłeś, ale po samym wyposażeniu jubilerskim mogłeś śmiało stwierdzić, że na pewno naszyjnik ma ponad 30 lat. Wizje przez moment zaczęły Ci się mieszać, jakby nie działo się przez krótki okres czasu nic szczególnego, ale w pewnym momencie wszystko jakby się spowolniło. Widziałeś dłonie mężczyzny w średnim wieku, który właśnie na młodą, dziewczęcą i smukłą szyję zakładał dany naszyjnik, który spoczął zaraz obok świeżego, nowego pentakla, takiego, jakiego niegdyś ty dostałeś. Była to jakaś uroczystość, bo wytężając swój umysł, mogłeś zauważyć, że nie były to jedyne osoby w tym pomieszczeniu. Może było to rodzinne świętowanie chrztu tajemniczej E. Nox? Mogłeś się tylko domyślać, gdy czas znowu jakby przyśpieszył i zaczął tracić swoje barwy. Gdy nic nie znaczące wydarzenia przewijały się przed twoimi oczami, jakby na kasecie, ty tylko widziałeś, jak szyja dziewczyny powoli zamieniała się w szyję już kobiety. Znaczyły też o tym fasony, które zdobiły jej obojczyki, dekolt i okolice szyi, bo zaczynały być one coraz bardziej poważne i stonowane. W tej całej masie wspomnień życia codziennego nie było nic szczególnego, aż do czasu. Dłonie E. Nox właśnie przekazały go do kolejnych rąk. Były one wręcz chorobliwie blade i smukłe. To właśnie one utopiły naszyjnik w czymś, co przypominało olej, ale jaki? Nie byłeś w stanie stwierdzić, choć łatwo można było się domyśleć, że był to moment zaklinania w nim jakiegoś tajemniczego demona. Ku twojemu zdziwieniu po tym procesie naszyjnik nie trafił z powrotem na szyję kobiety, a do ozdobnego pudełka i na nieznany Ci okres czasu spowiła Cię chwilowa ciemność. Dla Ciebie może były to sekundy, ale gdy ponownie nastała światłość, a naszyjnik ponownie znalazł się w znajomych dłoniach tajemniczej Nox, te były już o około dziesięć lat starsze i należały do kobiety, której brakowało może kilku lat, żeby wejść ze średniego wieku we wczesną starość. Sytuacja teraz mogła być podobna do tej sprzed lat, gdy E. Nox otrzymała naszyjnik, lecz teraz nie mogłeś zauważyć żadnych innych osób, które świadkiem były przekazywania naszyjnika. Dłonie kobiety zawiesiły delikatnie naszyjnik na kolejnej smukłej szyi zdobionej przez długie i jasne włosy. Nie byłeś w stanie dostrzec twarzy kolejnej dziewczyny, która pojawiła się w tej historii oraz mogłeś domyślać się jedynie, kim była ona dla tajemniczej E. Nox, którą w tej historii miałeś zobaczyć właśnie po raz ostatni. Czas leciał dalej i żadne charakterystyczne wydarzenia zdawały się już nie pojawić. Mogłeś już nawet stracić nadzieję na to, że dowiesz się czegoś szczególnego o jego pochodzeniu, czy tajemniczej dziewczynie, w której posiadaniu znalazł się teraz naszyjnik. Jednak wszystko miało się zmienić. Czas znowu spowolnił, gdy posiadaczka nadal młodej szyi znalazła się w całkowitej ciemności, żeby nagle jakby wejść pod wodę w pełnym odzieniu, bo zauważyć mogłeś, że ubrana była ona w ciemnozielony golf. Było to dziwne, ale miałeś w tym wszystkim pewność, że się nie utopiła, bo po paru chwilach wyszła z wodnego zbiornika i znalazła się w jakimś innym miejscu. Dalej coś się z pewnością działo, ale nie mogłeś stwierdzić, co. Jej ruchy były nerwowe, a w pewnym momencie musiała w stresie nawet przeskoczyć na drugą stronę czegoś, a kilka chwil moment nastąpiło do zderzenia, które wytrąciło ją z równowagi. Co to było? Nie jesteś w stanie stwierdzić. Znowu nastała ciemność, aż doszło do czegoś, czego nie mogłeś przewidzieć. Ściany wokół dziewczyny zapłonęły pomarańczowym ogniem. Coś się paliło, ale znowu nie byłeś w stanie dostrzec żadnych szczegółów. Właścicielka naszyjnika w pewnym momencie go zdjęła, a ten upadł na lity kamień, jakby ta znajdowała się w jaskini, co było dziwne przez fakt, że wszystko dookoła płonęło żywym ogniem. Dalej widziałeś już tylko podeszwę ciężkiego buta, który miał go właśnie zmiażdżyć, uwolnić zaklętą w nim moc, ale nieznana siła sprawiła, że naszyjnik pognał w inną stronę, mijając się z... lodem? A raczej czymś, co przypominało dwa lodowe, ostre sople, które leciały prosto w stronę, z której naszyjnik został w magiczny sposób zabrany. Była atakowana? Można było to wydedukować. Przez kogo? Nie masz pojęcia, bo teraz męskie, dojrzałe dłonie schowały badany przedmiot do kieszeni i znowu nastała ciemność. Dalej nie wydarzyło się nic szczególnego. Te same męskie dłonie, które odebrały naszyjnik spadkobierczyni E. Nox, przekazały je kolejnym kobiecym, śniadym dłoniom, a te po dłuższej chwili przekazały je kolejnym, znajomym dłoniom - Twojej siostry. Szepty po tym ucichły i wróciłeś z bólem głowy, mdłościami i psychicznym wyczerpaniem do teraźniejszości. Jest to jednorazowa ingerencja związana ze osłuchiwaniem przedmiotu. Richard zaliczając dany próg poznał mało szczegółową historię przedmiotu, poznając twarz jubilera, który stworzył naszyjnik, oraz dłonie i czasem szyję osób, w których posiadaniu znalazł się naszyjnik i rzadziej nietypowe zdarzenia z naszyjnikiem związane. W przyszłości, jeżeli Richard natknąłby się na osoby, które fabularnie znalazły się w danych wizjach, może rzucić on kością, aby rozpoznać ich dłonie, bądź szyję. Próg na te akcję wynosi 75. Wynik rzutu modyfikowany jest przez zdolność percepcji oraz statystykę talentu. Takowy rzut można wykonać tylko raz na osobę. W razie pytań zapraszam do MG - Blair. MG również przeprasza za czas oczekiwania. MG z tematu |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej