Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
First topic message reminder : 1 maja 1985 Przestała już nawet próbować schować te listy do szuflady. Z magicznej skrzyneczki co chwilę wypadały świstki papieru z korespondencją z Mauriem, i chociaż uwielbiała z nim pisać, uznała, że na dłuższą metę to nie ma sensu – temat może się nigdy nie wyczerpać, a za moment jeszcze pewnie pojawi się drugi. To znaczy, pojawi się na pewno. Miała dla niego bardzo ważne pytanie, tylko zada je trochę później. Dlatego łapiąc za telefon usadowiła się wygodnie na łóżku i wykręciła numer do Mauriego. Przeczekanie kilku sygnałów kusiło, aby się położyć, ale za chwilę po drugiej stronie odezwał się znajomy głos. — Maurie? – Durne pytanie, przecież nikt inny z nim nie mieszka. – Pomyślałam, że zadzwonię, bo nie oderwiemy się od biurka do jutra. Co wcale nie jest złe, ale po co, skoro mogła jeszcze usłyszeć jego głos? |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Cisza po drugiej stronie połączenia wydłużała się, ale przed pierwszym „przepraszam” jeszcze nie wydawała mu się niepokojąca. Po prostu była. Takie cisze się zdarzały i zdarzać mogły, nie były przecież niczym dziwnym… prawda? Zgryzł słowa, które rosły mu w gardle. Zapomniał o nich, kiedy cięższy oddech Alishy nagle zniknął poza zasięg jego słuchu. Nie domyślił się, co takiego ma miejsce. Był zbyt skoncentrowany na własnej tragedii i dopiero przedłużające się milczenie zaczęło wzbudzać niepokój. - Allie? - Zapytał wtedy głuchy szum słuchawki, ale jeszcze przez kilka sekund musiał zastanawiać się, czy czasem nie zerwało połączenia. A potem jej głos pojawił się na nowo. Tylko po to, aby tym razem Maurice postanowił zamilknąć. Mielił przez kilka długich sekund to, co siedziało mu w głowie i starał się dopasować do siebie wszystkie możliwości załatwienia całej tej sytuacji. Widział wiele luk w obranej przez siebie ścieżce, ale tak już musiało być. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. - Dobrze - powstrzymał westchnienie, w zamian gryząc się mocno w dolną wargę. Ból wywołał ulgę. Ulga pomogła mu się skupić. - Odwrócę kolejność… najpierw poznanie rodziców. - Zdecydował, ale kiedy to zrobił, ulga natychmiast zniknęła na rzecz nowej fali niepokoju. Był dużym chłopcem, jakoś sobie z tym poradzi. Chyba. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Rozmowa telefoniczna nagle stała się przekleństwem. Ona – tutaj, leżąca w pokoju, ze słuchawką przy uchu i dłonią przyciśniętą do mostka, co jakiś czas (ten zdawał się wydłużać) krzywiąca wargi z bólu. On – po drugiej stronie, nad oceanem, sam, pochylony nad szkicami, siedzący w stanie nieokreślonym. Ani jej, ani jemu nie było teraz łatwo. I w dodatku nie mogli sobie w żaden sposób pomóc. Dałaby się pokroić choćby za chwilę spędzoną blisko. Choćby za delikatny dotyk, za parę sekund, w których ramiona zamykają ją w objęciach. Wtedy mogła myśleć, że cały ten problem nie istnieje. — Jesteś pewien? – głos był cichy, ale nieprzekonany. Nie było dobrego wyjścia z tej sytuacji. – Mówiłeś, że nie jestem gotowa… to znaczy, zrobię, co tylko będę mogła, żeby być i… możemy im po prostu nie powiedzieć. O Palazzo. O ile to jakimś sposobem samo nie wycieknie. Allie nie do końca wiedziała, jak działają tabloidy i dlaczego byłoby to taką sensacją, że dziewczyna Mauriego jest prostą kelnerką. — Czego powinnam się nauczyć? – Tak było lepiej. Skupić się na zadaniu. Pomyśleć rzeczowo. – Oprócz dygnięć. Umiała już dobrać wino do kolacji. To już jakiś start… Głośne, smutne westchnięcie wydobyło się po drugiej stronie słuchawki. Ból powoli ustawał, odbijając się tępym echem od piersi. Nikł coraz bardziej, a jej wcale nie było lepiej. — Chciałabym, żebyś tu był… - powiedziała tylko smętnie. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Nie był pewien, ale nie chciał jej tego mówić. Brak pewności łączył się w jego umyśle w katastroficzne wizje pierwszego spotkania. Czy już wtedy ojciec nakaże mu wyprosić Alishę za drzwi i nigdy więcej się z nią nie pokazywać? Co prawda coś takiego nigdy nie miało jeszcze miejsca, ale i sam Maurice do tej pory nie przyprowadzał przed oblicze rodziny żadnej wybranki serca… w dodatku spoza Kręgu. Nie chciał kłamać, więc ostatecznie przemilczał. Przeszedł do dalszej części wypowiedzi i skwitował ją krótkim śmiechem. - Obawiam się, że wygadasz się jeszcze zanim spróbujesz to przed nimi zataić. Ojciec potrafi ciągnąć za język, gdy pyta o coś, co go interesuje. - A to, czym się zajmujesz, z pewnością będzie go niezwykle frapować. Do tej pory przecież nie widywał cię na scenie. Będzie chciał wiedzieć dlaczego. Czego powinna się nauczyć? Byłoby mu łatwiej odpowiedzieć na to pytanie, gdyby tylko wiedział, jaki test czeka Allie. Spodziewał się kilku podstawowych pułapek, z jakimi zazwyczaj „dobrze urodzeni” nie mają większego problemu. Bo nikt normalny nie wymaga od nich takich rzeczy. - Powitań, zachowania przy stole. Tego, kto rozpoczyna posiłek, kto pierwszy i gdzie siada, jak obsługiwać przeróżne sztućce. - Mówił, ale tak naprawdę zgadywał, że czeka ich walka o przetrwanie podczas podwieczorku. Równie dobrze mogliby zagrać w szachy, albo pojechać na rejs jachtem. - Wydaje mi się, że będzie ci łatwiej, jeżeli wejdziesz w rolę. - Podsunął jej rozwiązanie, które od lat ratowało resztki jego zdrowych zmysłów przed całkowitą degeneracją. - Może spróbuj też nie patrzeć na to spotkanie przez pryzmat mnie. To zdecydowanie bardziej oficjalne spotkanie, niż dyskusja w teatrze i jej ton może być zarówno serdeczny, jak i oschły. Mówił, a z minuty na minutę palce coraz mocniej zaciskały mu się na kablu słuchawki. - Uprzedzam również, że wszystko to, co ci doradzam, jest suchą teorią. Jesteś pierwszą dziewczyną, którą przyprowadzam rodzicom. - Wreszcie zabrzmiał na dogłębnie zestresowanego. Zamilkł też na moment, pozwalając, aby westchnienie Alishy dobrze rozbrzmiało wśród głuchych trzasków na linii. Jej życzenie nie było niemożliwe do spełnienia więc… - Mam przyjechać? - Pytanie było nacechowane gotowością do realizacji. Maurice mógł rzucić wszystko, czym się właśnie zajmował, żeby tylko do niej popędzić i poprawić jej humor. Wcale nie miał zaangażowania wypisanego na czole. Wcale. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Głośne westchnienie, a następnie skrzypnięcie materaca słyszalne jest w słuchawce, gdy Allie przekręca się na łóżku, aby ułożyć się wygodniej, na plecach. Ból powoli zaczynał przechodzić. Już prawie go nie czuła. Nawet nie próbowała dalej rozmasowywać okolicy mostka. — Mogę się postarać. Chociaż nie wiem, czy w tym momencie nieszczerość z nimi byłaby na miejscu… - Ale czy nie to samo spotkało jej rodziców? Inna sprawa, że jej rodzice nie byli tak… decyzyjni. Nie do końca do nich należała decyzja, czy faktycznie to wszystko ma rację bytu. – Mogę też powiedzieć prawdę. A prawda jest taka, że nie pracowałabym w Palazzo, gdyby nie mój stan zdrowia. Pytaniem było też, czy warto było ujawniać stan zdrowia. Z drugiej jednak strony… — Z kolei artystka wracająca na scenę to całkiem romantyczny temat, prawda? – Maurie wspominał, że jego tata był reżyserem. Reżyser musiał doceniać takie sytuacje dramaturgiczne. Zawsze się o nich mile słuchało, niekoniecznie mile się je przeżywało. Oparła stopy o pościel, zginając kolana. — Więc kogo mam zagrać? Siebie, czy damę z Kręgu? – Którą nie jestem nie wybrzmiało. Ale mogła sobie wyobrazić, że jest. Jeśli tylko jego rodzice by taką chcieli widzieć. – Charlotte była Twoją narzeczoną. – Nie porozmawiali o tym. Zdaniem Allie, nie było o czym. To było dawno, a Lotte życzyła im dobrze. – Nie wiesz, jaki typ dziewczyny podoba im się najbardziej? Poza takiej z nazwiskiem. Nie może przecież udawać, że je ma. Tam na pewno wszyscy się znają, a ona nawet nie wiedziała, że Maurice nazywa się Overtone dopóki jej o tym nie powiedział. Mam przyjechać? brzmiało obiecująco. Na moment nawet przestała skręcać z powrotem kabel od słuchawki wokół palca, jakby w zastanowieniu, czy naprawdę powinna prosić go o przyjazd. — Tęsknię za Tobą… - głębokie westchnienie raz jeszcze rozległo się w słuchawce – ale wiem, że na pewno jesteś zmęczony. I mówiłeś, że jesteś zajęty. Zobaczymy się za dwa dni. – Mało pocieszająca wizja. – Wtedy będę tęsknić jeszcze bardziej i już się ode mnie nie uwolnisz. To z kolei była wizja znacznie bardziej pocieszająca. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Pozostawił jej myśli (zarówno głośne, jak i ciche) z odrobiną swojego milczenia. Cała ta dyskusja o rodzicach i wymaganiach mocno mu ciążyła. W tej chwili mógłby nawet zaryzykować stwierdzenie, że dokuczało mu to mocniej, niż samej Alishy. - Rolę musisz wybrać sama. Jeżeli ci ją narzucę, nigdy już nie będziesz szczęśliwa, gdy będziesz musiała ją grać. - Jego słowa stały się ciche, wręcz szeleszczące niczym szept. Wiedząc, że nie jest w stanie go teraz zobaczyć, pozwolił sobie na bardzo nerwowe skubanie własnego nadgarstka. Paznokcie pozostawiały na skórze wyraźne, czerwone linie. - Była - potwierdził ponownie i wrócił myślą do postaci williamsonówny. Dlaczego Allie potrzebowała im o tym przypomnieć? Zrozumiał już po krótszej chwili. Miał swoją odpowiedź, ale nie był pewien, czy miała spodobać się Alishy. Mógł skłamać, albo ubrać swoją myśl w inne słowa oraz formy, a mimo to czuł, że nie powinien. Strasznie przy niej „dziwaczał”. - Taki, która wniesie coś do rodziny. - Odpowiedział, wreszcie darowując sobie grzebanie w tuszu i prostując się znad stolika. - W Kręgu działa to na zasadzie transakcji. Zacieśnia się relacje między rodami, rozszerza wpływy. Twoim ogromnym atutem jest talent. Przykuwasz uwagę, wzbudzasz zainteresowanie, a w dodatku należycie się prezentujesz. Niewiele jest kobiet, które potrafią łączyć ze sobą sceniczną charyzmę i skromność. Myślę, że to mogłoby ich ująć. Nie mógł dać jej pewności. Czy jakiekolwiek dziecko mogłoby aż tak ręczyć za rodzica? - Grozisz, czy obiecujesz? - Zapytał po jej kolejnych słowach i można było poznać po jego głosie, że uśmiecha się do słuchawki. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
— Och. Chyba nie pomyślała, że ta rola… miałaby być odgrywana przez całe życie. Sądziła, że to tylko tak na raz. Na pierwsze spotkanie, żeby zaprezentować się z odpowiedniej strony. Ale… udawać przez całe życie osobę inną niż jest, tylko po to, żeby akceptowali ją rodzice Mauriego? To znaczy, zrobiłaby to dla niego, ale… Ale to takie nie w porządku. Im dłużej słuchała, tym bardziej rozumiała, dlaczego Maurie się tak wzbraniał. Bo… wzbraniał się przecież. Inaczej, w tym wieku, już dawno byłby żonaty i najpewniej miałby już dwójkę dzieci. Albo i trójkę. Gdyby to wszystko wyglądało inaczej. Allie unosi dłoń do skroni, ale nawet to nie pomaga odgonić czarnych myśli. Jaki rodzic chciałby sprzedać własne dziecko jak jakiś towar? — Więc… nie mogę przyjść po prostu jako ja? – Maurie przecież przedstawiał jej własne cechy. – Tylko w trochę lepszej wersji. Tej, która umie odpowiednio dygać i wie, którym sztućcem je się sałatkę. Nie muszę przecież mówić o Palazzo. Albo pracy kelnerki. Mogę być artystką, która ma problemy ze zdrowiem. Takie rzeczy się zdarzają. Jeszcze więcej artystek nie wychodzi na większe sceny, bo mają okropne życie uczuciowe. Maria Callas, na przykład, była przewspaniałą śpiewaczką, ale jej związek był pasmem nieszczęść i cierpienia. Tak pięknie najwidoczniej mogą śpiewać tylko osoby nieszczęśliwe. — To nawet poetyckie. Jej życie nie jest w żaden sposób poetyckie i dramatyczne. Ale gdyby tak ubrać w odpowiednie słowa… przecież można by. Mogłoby takie być. Wystarczy pomyśleć. Cień uśmiechu odbija się również i na ustach Allie. To ta jedna z pozytywnych części rozmowy, które się pojawiły. Myśl, że za niedługo się zobaczą, a Maurie chce tego w takim samym stopniu, jak ona. — Mogę wybrać oba? – pyta więc z odrobiną zadziorności, która w jego towarzystwie pojawia się nadzwyczaj często. Głośne westchnięcie przecina rozmowę. Skronie powoli są rozmasowywane, ale czy to pomaga? Zdaje się, że nie. — Przysięgam – mamrocze cicho, choć na wargach wciąż tli się uśmiech. Może nawet trochę rozbawienia. – Jak ja będę miała dziecko, jedynym wyznacznikiem jego związku będzie, czy jest po prostu szczęśliwe. Przecież to takie proste. Tyle wystarczy. Po co coś więcej? Jakieś wpływy… handlowanie, jakby dzieci były przedmiotami… I… Nagłe skrzypnięcie łóżka zwiastuje niespodziewane uniesienie się Allie na ramionach. — Maurie – w szepcie nie było słychać już uśmiechu; zastąpiło je przerażenie. – Przecież my się nie zabezpieczyliśmy. Prawda? Dotarło to do niej dopiero dzisiaj. Dwadzieścia cztery-, nie, czterdzieści osiem godzin po fakcie. Jak mogła być taka nieostrożna? Co, jeśli…? |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Gorycz zabarwiła mu język. Jej pytanie było zbyt niewinne… dlaczego musiała w ogóle poznawać na nie odpowiedź? - Możesz. Jako ty-ty, jako ty-ona i jako ona-ona. Wybierz swoją strategię. - Słowa spłynęły z jego ust gładko, chociaż całkiem mocno ściskały go uprzednio za żołądek. - Jak myślisz, którego Maurycego już spotkałaś? Pytanie tego typu wzbudzało wątpliwości, ale najwyraźniej właśnie o to mu chodziło. O uważność i naukę tej umiejętności wyczuwania granicy. - Jeśli dobrze liczę, poznałaś mnie ze strony swobodnej, pół-swobodnej i ćwierć-oficjalnej. - Podzielił swoje twarze w bardzo specyficzny sposób, dość szybko zdradzając jej, jaka była właściwa odpowiedź na jego poprzednie pytanie. - Może dla ciebie to będzie łatwiejsze. Może wcale nie będziesz musiała oddzielać się od tego wszystkiego. Dywagował i przesunął się cicho na kanapie, aby z cichym westchnieniem wyciągnąć na niej nogi. Głos delikatnie mu się zmienił, kiedy wyprostował tułów, ale zanim to usłyszała, odpowiedziała jej cisza. Chciał odpowiedzieć na jej zadziorność. Zamiast tego natychmiast połknął cisnące mu się na usta słowa. Były zbyt bezpośrednie. Mimo to potrzebował kilku sekund, aby znaleźć mniejszy kaliber. - Moje nie będzie mogło mieć tego przywileju, nie w pełni. - Odpowiedział jej z ledwie cieniem uśmiechu. Nie sprowadzał jej na ziemię, nie wybiegał myślą w przyszłość. Ledwo raz ze sobą spali, nie było sensu analizować kwestii potomstwa, prawda? Cóż… - Prawda. Doliczyłem się tego rano. - Odpowiedział z westchnieniem tak potężnym, że aż bolesnym. Ukłuło go w klatce piersiowej. Rozmasował to miejsce palcami. - Przepraszam - słowo lekkie niczym szept, pokorne i szczere. - Zapomniałem o tym… Nie musiał dodawać, dlaczego do tego doszło. Oboje wiedzieli. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Wybierz swoją strategię. Czuła się jak w grze na automatach – wybierz swoją postać, żeby pokonać przeciwnika. To było złe. Tak nie powinno być. Tak nie powinien działać świat i tak nie powinien funkcjonować Maurie. Głośne westchnięcie było jedyną odpowiedzią na to, co jej powiedział. Musi to ustalić sama – to już zostało powiedziane. Maurie jej w tym nie pomoże, a ona musi wybrać swoją postać na tyle wygodnie, żeby potrafiła ją grać do końca życia. A i tak nie ma żadnej gwarancji, że jakkolwiek zostanie zaakceptowana. Pytanie odrywa ją choćby na moment od tych myśli. — Myślę… - nie musiała myśleć za długo – że tego prawdziwego. Tego swobodnego. Nie wiem, czy tak było na początku, ale wierzę, że teraz jesteś dla mnie prawdziwy. – Nie ma żadnej gwarancji. Pozostaje jej tylko wiara. I wybiera właśnie ją. – A przynajmniej chciałabym, aby tak było. Poznać go, prawdziwego, bez żadnych ogródek, bez żadnych przymusów, nakazów i powinności. Mauriego – takiego, jakim był naprawdę. Jego pragnienia. Jego marzenia. Jego myśli. Co go cieszy, co go martwi, jak reaguje na każdy dotyk i każdy inny bodziec. Okazało się, że prawda była odrobinę inna – i faktycznie, gdy teraz pomyślała, byli przecież w różnych sytuacjach. Byli przecież w teatrze, byli przed publicznością, byli przed ludźmi… byli przed jej rodzicami. W każdym wydaniu Maurie był trochę inny – a ona nie dostrzegła wtedy tej cienkiej granicy… Nie. Może po prostu jej nie szukała? W końcu teraz, gdy o tym myśli, odnajduje granicę nieco bardziej. Jest w stanie odróżnić jego zachowania. Ale przecież ona też wtedy nie była w zupełności sobą. Też grała pewną rolę. Może więc to jest zwyczajny problem społeczeństwa – zmusza się ludzi do tego, aby byli tacy, jakich się oczekuje, nie tacy, jacy są naprawdę? — Ja też byłam przecież już różna – mówi cicho. Mniej udolnie niż Maurie, ale też grała. Z większą dozą niepewności. Ale przecież i pewność siebie można zagrać, nie posiadając jej. Jako Violetta była uwodzicielska. Z natury przecież taka nie jest. Cisza w słuchawce była zbyt przerażająca. Wypełniała przestrzeń, dzieliła ich. Allie miała już pytać halo?, bo myśl, że połączenie zostało zerwane, było lepszym, niż pogodzenie się z ciszą. Ale. Moje nie będzie mogło mieć tego przywileju. Być może. Być może tak będzie. Ale. — Sam się nie zgadzasz. Z tą powinnością. Gdyby nie to, już dawno byłbyś żonaty. – Jeszcze jedna pauza. Głos zdawał się być cichszy od szeptu: - I nie próbowałbyś być wtedy ze mną. Jeśli to nie jest wystarczającym sygnałem, że Maurie wcale nie będzie takim samym ojcem jak jego własny, to już nie wiedziała, co nim jest. Gula w gardle ugrzęzła, a w ustach zrobiło jej się nagle sucho. Ze stresu. I, o dziwo, pomimo napięcia, nie poczuła żadnego ukłucia bólu – nic, poza przeraźliwym, niezatuszowanym niczym strachem. Nie chciała jego przeprosin. Teraz były niepotrzebne. Ona też przecież nie pomyślała. Oni… — Przecież… - usiadła powoli na łóżku, podkurczając nogi, a jedna z dłoni wczesała się w jasne włosy, chwytając za głowę. – Ja mogę być w ciąży. Razem z tą myślą przyszły mdłości. Jakby chciały potwierdzić wszelkie jej obawy. Czy nie przytyła już przypadkiem? — Maurie. Ja mogę być w ciąży. – Szept rozpływał się echem po słuchawce. Co wtedy? Co, jeśli faktycznie nosi jego dziecko? |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Ponownie odpowiedziała jej cisza, lecz tym razem okraszona jego oddechem łaskoczącym słuchawkę. Półuśmiech zebrał cień zmarszczki w kąciku jego oka. - Z jakiegoś powodu nie potrafiłem zbyt długo nie być sobą. - Padło wreszcie, kiedy jego głos na nowo odnalazł drogę na zewnątrz. - Nie powinno tak być, a zarazem taki powinienem być od początku. Sam sobie zaprzeczał, a jednocześnie ta wersja układała się w najlogiczniejszą i najlepszą ze wszystkich możliwych. Jego poziom zadowalania opinii publicznej i tak od lat balansował na wyjątkowo chwiejnym podeście. Nie powinien zmieniać tego na gorsze i nie mógł pozwolić sobie na więcej zamieszania w związku ze swoją osobą, ale… ale jak mógłby zrobić inaczej? Jak mógłby wodzić za nos kogoś takiego jak ona? Jak mógłby oprzeć się naturalnemu urokowi, który wokół siebie roztaczała? Wtedy nie wiedział jeszcze, jak bardzo będzie ją krzywdził i jak bardzo jego zacznie ranić jej niewiara w jego uczucia i zaangażowanie. Jednocześnie budowali dla siebie coś pięknego, jak i co jakiś czas wjeżdżali w ten posąg buldożerem. - Nie zgadzam się, to prawda. - Przyznał wreszcie, a ciche skrzypnięcie zasygnalizowało, że zmienił pozycję. Przekręcił się na drugi bok, teraz już kompletnie plącząc się w zakręconym kablu telefonu. - Ale nie odbiorę dziecku tego, co dało i zabrało mi tak wiele. Nie odbiorę wielopokoleniowego nazwiska i fortuny, która pozwala nie martwić się jutrem. Nie odbiorę spuścizny kulturalnej. Tutaj, w Hellridge, w Saint Fall to byłoby całkowite wykluczenie. To dla niego wcale nie był prosty temat do dyskusji, ale bardzo starał się panować nad emocjami. Wyważony i spokojny po raz kolejny zasłaniał swój najczulszy z punktów przed wzrokiem drugiego człowieka. - Jeżeli to byłby chłopiec, wszystko byłoby prostsze. - Ot i najstarsza z prawd. Gdyby był dziewczynką, nie uniknąłby sprzedania swojej niewinności jeszcze zanim skończyłby dwudziesty rok życia. Tymczasem dobiegał już trzydziestki. Dobiegał trzydziestki i wikłał się w mezalians na własne życzenie. Czy życie w zgodzie z własnym sumieniem było tego warte? - Możesz, ale to mało prawdopodobne. - Sam nie wierzył w to co mówił, ale próbował przekonać ją, że jest inaczej. Wystarczyło, że jedno z nich łamało sobie głowę nad kwestią ciąży. - Od dziesiątek lat zawieramy związki sami ze sobą. To będzie cud, jeżeli zajdziesz w ciążę przez pierwszy rok małżeństwa. Cichy śmiech wydawał się nienaturalny. Kiedyś myślał, że to właśnie przez niepłodność Marcus nie posiada jeszcze potomstwa z Delilah i ta wersja była jedną z bardziej prawdopodobnych, jakie mógł jej teraz dać na pocieszenie. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Czy rozumiała? Nie do końca. To brzmiało jak to nie miało tak być, nie miało zajść tak daleko. Jakie więc intencje miał wobec niej Maurice? Obawy podpowiadają jedną – logika odrzuca ją niemal natychmiast, bo przecież wszystko, co zrobił, to zaprosił ją na przesłuchania. Może zależało mu jedynie na partnerce scenicznej. Wyszło jak wyszło. Czy źle? — Jeśli moje zdanie coś znaczy w tym temacie – oczywiście, że znaczy, Allie, co Ty w ogóle wygadujesz? – to cieszę się, że wszystko potoczyło się właśnie tak. Łatwo jest mówić bez świadomości tego, co zdarzyć się może za jakieś kilka dni. Kilkanaście? Nie ma znaczenia. Jest teraz zdeterminowana, żeby wszystko wyszło doskonale. Przecież takie rzeczy zdarzały się w Kręgu, już też bez przesady. Po raz kolejny odpowiada milczenie. Słowa, które padły, nie były łatwe. Allie musi przetworzyć je w głowie, aby być w stanie utworzyć sobie pełen obraz, pewną wizję. Bo… to nie tak, że nie rozumiała. Trochę rozumiała. Miała już podobne przemyślenia przecież, kiedyś. To, co pętało Mauriego, dawało mu również ogrom przewag. Fortunę. Nazwisko. Wstęp do własnego teatru, z którego nikt go nie wyrzuci, dopóki nie będzie wydziedziczony. Całą sieć kontaktów i sympatii. Bycie człowiekiem z ulicy miało swoje plusy – swobodę, chociażby. Ale również dawało trudniejszy start w życie. Czego oczekiwałaby jako matka dziecka z nazwiskiem? Czy nie szczęścia? — Były takie przypadki – mówi cicho, a głos zaskakuje ją nagłą chrypą. Odchrząkuje krótko. – Charlotte mi mówiła, gdy rozmawiałyśmy. U rodziny Carter była kobieta, która wyszła za mężczyznę spoza Kręgu. Co było z nią dalej? Nie wiedziała. Charlotte opowiedziała jej tylko tyle i że zostało to zaakceptowane. Chyba. Jak tak sięgała pamięcią, to nie była w stanie sobie dokładnie przypomnieć, ale… To nieprawda, że tylko chłopcy mają swobodę. Może większą. Ale wciąż. Pierwsze słowa zdawały jej się absurdalne. Co mają dziesiątki lat mieszania się ze sobą do kwestii jej ciąży? Otwierała usta, żeby zaprzeczyć; stres ściskał jej mięśnie i napierał na brzuch, mdłości zdawały się coraz większe, pierwszy, nieokreślony dźwięk wypadł z ust, zanim- — Och. To znaczy, że… równie dobrze mogą nigdy dziecka nie mieć. Chyba. O to chodziło? Czy uspokoiło to ją w jakiś sposób? — Ale… wciąż są szanse. Prawda? – Może nie była tak spanikowana jak przed chwilą. Może bardziej przejęta. Sama nie wiedziała, w którym momencie zaczęła zagryzać własny paznokieć. – Co wtedy? I co wtedy? w języku Allie znaczyło dokładnie, tyle, co: nie zostawisz mnie, prawda? |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Również się cieszył, co też cicho potwierdził jej krótkim „ja też”. Cieszył się, chociaż sprowadzało to na niego mnóstwo zmartwień. Jak wiele weźmie sobie na głowę, zanim kręgosłup w końcu roztrzaska się pod ciężarem obowiązków i decyzji? - Carter… - powtórzył po Allie i mielił w ustach słowa, które mu podarowała. Miał zaćmienia z wycieńczenia i nie od razu skojarzył, o kogo mogłoby chodzić. Zresztą, w tym momencie to nie miało znaczenia. - Sprawdzę co to była za sytuacja. - Zobowiązał się krótko. Nie dodawał swoich osobistych osądów, ani pewnego braku wiary w to, że zostanie potraktowany co najmniej na równi. Z jakiegoś powodu był to okres, w którym najbardziej doskwierało mu poczucie niższości względem innych. Och. A i owszem - po prostu och, bo tak naprawdę Lucyfer jeden raczy wiedzieć jak sprawa miewała się w tym przypadku. Maurice nigdy nie musiał się nad tym zastanawiać. Do tej pory bywał nadmiernie ostrożny podczas takich występków, co zapewne wynikało z jego wstrzemięźliwości. Wiele mógł przewidzieć, skoro taki właśnie był cel spotkania, a w tym przypadku… cóż. Tam wiele kwestii poszło jednocześnie cudownie wspaniale, jak i tragicznie nierozsądnie. Najwidoczniej takie klimaty w ich relacji nie miały być niczym dziwnym. - Myślę, że są. Nigdy nie sprawdzałem. - Przyznał, ale nie dodawał, że sprawdzać wcale nie chciał. Wciąż nie wiedział, czy dzieci w ogóle były w zasięgu jego zainteresowania. Aż za dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że powicie potomstwa jest jego obowiązkiem. Zarazem pamiętał, z jak wielkim cierpieniem musiał mierzyć się w swojej młodości przez kilka błędów popełnionych w nastoletniej frywolności. Nie chciał, aby ktokolwiek musiał przechodzić przez coś nawet odrobinę podobnego, a przecież to groziło im na sto procent. Syreny płodzą syreny, tak to przecież działa od zawsze. - Wtedy sobie z tym poradzimy. - Odpowiedział, nawet nie myśląc o tym, że mógłby tak skrzywdzone na starcie dziecko zostawić samo sobie. Nawet gdyby nigdy nie miało nosić jego nazwiska. Nawet gdyby wisiało nad nim widmo poważnych konsekwencji. - Tylko… kiedy robi się testy? Można już? - Zapytał z niepewnością. Znał się na tym równie dobrze, jak zawodowa baletnica na spawaniu. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Maurice tego nie widzi, ale Allie ze skinieniem głowy przyjmuje informację, że to sprawdzi. Co więcej może powiedzieć? To właściwie nawet nie powinien być temat na teraz. Temat na teraz brzmiał inaczej, a dokładniej – mogę być w ciąży. Pierwszy raz poszłam z chłopakiem do łóżka, zrobiłam to bez zabezpieczenia i nawet nie wiem, czy dziecko, które potencjalnie urodzę, będzie mogło mieć ojca. Czy ojciec będzie mógł je uznać za swoje. Paznokieć jest już wystrzępiony od gryzienia, ale Alisha nie przestaje go maltretować, kuląc się przy słuchawce, na łóżku. — My? – powtarza po nim cicho, przełykając nerwowo ślinę. Powiedział, że sobie poradzimy. – Nie zostawisz mnie? – pyta szeptem. Nie chodzi o zwątpienie. Chodzi o to, że się boi. Nie chce być z tym sama. — Nie wiem… chyba nie… - może to ignorancja, ale właściwie nigdy nie rozmawiało się na ten temat. Nigdy też nie musiała robić testów. Maurie przecież wiedział. Wiedział, że był pierwszym… - Zapytam w aptece. Ale to może potrwać. Pewnie nawet musi potrwać. Kilka dni bez informacji o tym, co dalej. Czy popełnili straszny błąd, czy jednak tym razem Piekielna Trójca nie pociągnie ich do odpowiedzialności. Przecież umrze ze strachu… |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Przesunął dłonią wzdłuż twarzy, dociskając mocno skórę. Pod powieką zatańczyły mu białe gwiazdy. - Tak, my. - Powtórzył, czując się mocno dziwnie ze zwątpieniem, którym odznaczyła się Alisha. Trudno było mu się postawić w jej sytuacji… w sytuacji kobiety, w dodatku takiej, która współżyła z człowiekiem, który mógł nie uznać dziecka jako swoje, bo tak po prostu nie wypadało. Dla niego jego deklaracje były oczywiste, podobnie jak chęć pomocy. Nie wiedział, że rodzina może mu zabronić dosłownie wszystkiego, jeżeli tylko uznają to za stosowne. Nie wiedział, że może mieć związane ręce, jeżeli Allie zajdzie w ciążę… - Nie zostawiam cię, słonko. - Potwierdził, skubiąc paznokciem odstającą skórkę na dolnej wardze. Znowu rozgryzł ją ze zdenerwowania. - Jeżeli nam się to przytrafi, to znak, że Lucyfer tego chciał. Z pełnią szacunku przyjmę wówczas jego wolę jak swoją. Czy to był pierwszy moment, w którym Maurie podzielił się z nią odrobiną swojej wiary? Bardzo możliwe. Nie wiedział, jak Alisha może na to zareagować, ale w ogóle o tym nie myślał. Opieka Ojca była dla niego ważniejsza od cudzych opinii. Nawet jego ukochanej… - Dobrze - zgodził się na oczekiwanie. - Dasz radę się tym nie zamartwiać? Upewnił się. W jego głosie było słychać podenerwowanie. - W tym momencie wszystko dzieje się już poza naszym udziałem. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
W jakiś sposób ta mała deklaracja ją uspokoiła. Nie zostawiam cię, słonko było wszystkim, co chciała usłyszeć. Oddech stał się nieco głębszy, a na przerażonych ustach zajaśniał nawet lekki uśmiech. To zna, że Lucyfer tego chciał. Jak można być tak uroczym? — Jesteś cudowny – mówi tylko, króciutko. Tyle jej wystarcza. To zapewnienie, że wcale nie będzie chciał jej zostawić, że będzie z nią. Jeszcze jeden, głęboki oddech. — Postaram się. Jeśli będziesz ze mną. – Nie chodziło o wątpliwości. Po prostu chciała, żeby był blisko. – Chciałabym Cię przytulić… Ale mówiła mu, że zaczeka. Chciał przecież przyjechać, ale nie ma sensu. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Usłyszał zmianę w jej głosie i wysnuł odważną teorię, że być może wreszcie będzie dobrze i Allie uwierzy w deklaracje, jakie nieustannie jej serwował. Odczuwany niepokój nie potrafił znaleźć ujścia, a wątpliwości co do powodów jej braku zaufania kiełkowały w nim coraz wyraźniej. W chwili obecnej wreszcie się zatrzymał, wreszcie dostrzegł problem – faktyczny powód, który mógł wpływać na całą ich relację. Nie było to nic, z czym sobie nie poradzą. Był o tym przekonany. - Będę – zapewnił, chociaż słaby uśmiech grający mu na ustach niemalże dało się dostrzec za pomocą wyobraźni. Był zmęczony emocjonalnie i zdecydowanie potrzebował dziś snu. - Będę tak długo, jak będziesz tego chciała – dodał z poczuciem, że właśnie to powinien powiedzieć, oraz iż to wyłącznie od niej zależało wszystko to, co dalej rozegra się między nimi. Jego kłopoty ze związkiem były czysto formalne. Jej musiały być zdecydowanie bardziej wyczerpujące psychicznie. Próbował to sobie przyswoić, próbował ją odciążyć, a ostatecznie chyba wyłącznie samego siebie wciskał w podłogę. - Przytulam cię, słonko. Przez słuchawkę. – Odpowiedział na jej życzenie, bo wiedzieli dobrze, że tylko to wchodziło teraz w grę. – Mam nadzieję, że czujesz jak mocno. Teraz jego głos brzmiał już swobodniej. Uśmiech wrócił pomimo zmęczenia. - Niedługo się zobaczymy. – Obiecał, wiedząc, że z pewnością właśnie do tego dojdzie. Nie mogli zbyt długo się unikać. Nie wytrzymaliby bez siebie. W którym momencie to stało się tak intensywne? Overtone ewidentnie oślepł na chwil kilka i nie miał pojęcia. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy