Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
First topic message reminder : Salon Pomieszczenie o kopulastym sklepieniu, utrzymane w stonowanych odcieniach beżu, brązu i bieli. Przestronne, przeznaczone głównie do odpoczynku, bądź leniwych rozmów nad filiżanką herbaty. Na środku pomieszczenia znajdują się trzy kanapy skierowane frontami w stronę niewielkiego stolika kawowego. Przy ścianach ustawiono kredensy skrywające ozdobne filiżanki, zdobione kieliszki i drobne dekoracje, takie jak niewielkie muszelki, czy figurki z perłami. Znalazło się również miejsce na pokaźną biblioteczkę z książkami pedantycznie posegregowanymi wedle gatunków i kolorów grzbietów. Z salonu roztacza się widok na ogród kwiatowy. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Jej odpowiedź z okrutnie przykrego powodu wydaje mu się bardzo zabawna. Ona naprawdę nie wiedziała, jak funkcjonował świat wokół niej, gdzie jedyną sensowną walutą były pieniądze i wpływy. Maurycy został wychowany właśnie na takiej potrzebie gromadzenia, w tym gromadzenia ważnych nazwisk tuż obok siebie. - Dla mnie to przerażająco normalne. W Kręgu zdarzają się małżeństwa z wyboru zainteresowanych, ale są też takie, które cieszą jedynie nestorów. - Kreślił przed nią prawdy, na których wzrastał, jednocześnie wciąż drapiąc ją po plecach. Jego spokój mógł być zaraźliwy. Jeżeli kiedyś się tym przejmował, tak teraz już nie potrafił przeżywać tego w ten sam sposób. Bolało go wyłącznie to rozporządzanie jego życiem i decydowanie, jaka dziewczyna powinna urodzić mu dziecko. - Byłem już zaręczony, ale byłem też i zakochany. Różnica pomiędzy tymi dwiema relacjami była kolosalna, ale to było tak dawno temu… - urwał, kiedy myśl zawędrowała mu w okrutnie znajome rewiry piaszczystych plaż. Zamknął usta, orientując się, że lekko je uchylił, gdy na kilka sekund zupełnie się zawiesił. Przełknął ślinę zdecydowanie zbyt głośno, a potem umilkł. Teraz mówiła Alisha. Nie przerywał jej opowieści, ale wydawało mu się nieprawdopodobne, że rzeczywiście w jej życiu nie było nikogo innego. Słuchał o wspólnie spełnianych marzeniach i nie potrafił nie uśmiechnąć się na perspektywę dzielenia życia z osobą, która miała te same pasje i cele życiowe. Historia dziewczyny nie była zakończona happy endem, wiedział to od początku, ale nawet tak odrealniony człowiek jak Maurice potrafił współodczuwać jej emocje. Przysunął usta do jej szczupłej szyi i otoczył ją ciepłym oddechem. - Nie zastąpię ci go. - Zauważył, powoli całując miejsce mniej więcej w połowie drogi do jej żuchwy. - Ale mogę być twoją siłą, jeżeli jest to coś, co jest ci potrzebne. Kolejny pocałunek złożył tuż pod linią szczęki i wtedy znowu się zatrzymał, chowając nos w jej jasnych włosach. - Wspólnie „świętujemy”. - Zauważył, a pomimo starań jego głos nie potrafił nie oddawać odczuwanej przezeń goryczy. - Moja pierwsza miłość nie żyje od prawie dekady. Dlaczego to powiedział? Dlaczego pozwolił sobie dalej o tym myśleć, skoro dobrze wiedział, że to popchnie go w objęcia szaleństwa? Zesztywniał, mierząc się z falą odrealnienia, która towarzyszyła mu całymi miesiącami po stracie ukochanej. Pamiętał to uczucie aż za dobrze i panicznie się go obawiał. - Ale nasze sytuacje ciężko jest porównywać. Mnie dolegała jedynie szczenięca miłość dwojga nastolatków. Wiesz, biegaliśmy razem po plaży i jedliśmy lody. Chodziliśmy na spacery do parku, ale nie wolno nam było trzymać się za ręce. Pierwszy pocałunek przeżyliśmy ukryci wysoko w koronie rosłego dębu. Te przyjemne wspomnienia nieco osłodziły mu tę chwilę. Znowu przycisnął usta do jej skóry, ale tym razem tylko po to, aby nie próbowała na niego patrzeć. Czuł, jak wilgotnieją mu oczy i całe w tym szczęście, że przypomniał sobie, jak się panuje nad głosem. - To zabawne, że życie potrafi tak się zagmatwać. - Zauważył z lekkim rozbawieniem, trzymając się założonego wcześniej scenariusza. Wszystko było okej. Kłamstwo powtarzane dostateczną ilość razy kiedyś zamieni się w prawdę… na pewno… |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
To przerażająco smutne. Takie życie. Ludzie myślą, że urodzenie się w rodzinie Kręgu to wygranie losu na loterii – prestiż i pieniądze są już ustawione do końca życia, nic więcej poza kultywowaniem tradycji nie trzeba robić. Wszystko podane jest na srebrnej tacy, o nic nie trzeba walczyć, bo wszystko się już ma. Tymczasem życie to niejednokrotnie okupione jest okrutną wręcz ceną. Szczęściem. Miłością. Jak można tworzyć rodzinę z osobą, do której nic się nie czuje? Nawet odrobiny sympatii? Tylko dlatego, że ten związek będzie po prostu korzystny… Okrutne. Ale – w jaki sposób udało się tego uniknąć jemu? — Ale Ty nie masz żony – stwierdziła. Sprawdziła to na samym początku, na palcu nie widniała żadna obrączka. Gdyby było inaczej, nie siedziałaby dzisiaj tutaj na kolanach, pozwalając pieścić się dotykiem i pocałunkami, oddając się kawałek po kawałku pod wszelki kaprys. Kaprys ten był niesamowicie przyjemny i życzyłaby sobie, aby był tylko taki. – Jak Ci się udaje tego unikać? Na pewno są naciski. Skoro mówił, że był już zaręczony, coś musiało się stać, że uciekał od tego losu. Coś dało się jednak zrobić. Pytanie – jak długo? Byłem też zakochany. Może to była jedna z motywacji. Jeśli tak – co się stało z tą dziewczyną? Czy ona nie miała tyle szczęścia i nie udało jej się uciec od losu zamążpójścia? Temat został odsunięty na później. Kiedy z jej ust wylewała się historia na temat Marcello, Maurice słuchał w ciszy. Przytulając ją do siebie, dodawał otuchy i odwagi, choć sam zapewne nie był tego świadom. Tuliła się do niego, w końcu dłonią zakradając się ponownie między jego włosy i delikatnie gładziła skórę jego karku, czasem zaplatając na paluszka kosmyk jasnych włosów. Tak jasnych jak jej własne. Jej historia mogła zakończyć się inaczej. Miała potencjał na szczęśliwe zakończenie – ale życie zdecydowało inaczej. Ich drogi się rozeszły, a oni nie mieli do siebie o to żalu. Alisha nie miała pretensji. To byłoby okrutne, gdyby zatrzymywała go na siłę, kiedy miał szansę na inne, lepsze życie. Cień uśmiechu odbił się na twarzy Allie, choć Maurice nie mógł tego dostrzec. Być może pod presją delikatnych pocałunków składanych na szyi, być może poprzez słowa – jej wargi zginęły w gęstwinie jasnych włosów, pozostawiając na jego skroni pełen czułości pocałunek. — Dziękuję. Nic więcej nie potrzebowała. Nigdy przecież nic od niego nie chciała. O nic nigdy nie poprosiła. Nie zamierzała prosić i teraz. Ale cieszyła się, słysząc, że chce być przy niej. Chce dodawać jej siły. To było dla niej ważne. Szczególnie, gdy zdecydowała się podjąć wyzwanie i stanąć na scenie. Razem z nim. Zagrać cały spektakl, ukazać legendarną operową miłość, we dwoje. Co ją zadziwiło, to słowa, które padły później. Maurice nie mówił o sobie zbyt wiele. Rzucał jej zaledwie kilka szczątek informacji na swój temat, jak wtedy, z chorobą. Teraz okazywało się, że trawiło go coś więcej. Historia, którą słyszała, szokowała. Nie spodziewała się usłyszeć czegoś takiego. Nie przypuszczała, że niegdyś mogła istnieć dziewczyna, którą darzył ogromnym uczuciem. Na tyle ogromnym, że pamiętał to do dziś, że do dziś wspominał ją jako jedną z największych swoich miłości. Na tyle ogromnym, że teraz krył twarz pomiędzy jej włosami i spinał mięśnie, jakby w obawie, że będzie kazała mu na siebie patrzeć. Nie kazała. Jej ręka nawet na moment zastygła w bezruchu nad jego własnymi lokami, przez moment przestając go gładzić. Historia brzmiała zbyt pięknie, aby mogła trwać. Poniekąd tak, jak historia jej i Marcello – wszystko było jak w bajce, dopóki nie zweryfikowało tego życie lub otoczenie. Co jednak się stało, że tak młoda osoba jak jego ukochana zmarła tak bardzo przedwcześnie? Czy była chora? Czy to był wypadek? Chciała zapytać. Mogłaby to zrobić. Ale w momencie, kiedy poczuła wilgoć słonej łzy gdzieś w okolicach własnej szyi, wsiąkającą we włosy, zrozumiała, że nie powinna. Że Maurice właśnie przeżywał coś bardzo, bardzo trudnego i obdarzył ją ogromnym zaufaniem. Obie dłonie powoli zaplotły się wokół jego szyi, zamykając go w objęciach. Ramiona przytulały delikatnie do ramion, a dłonie zniknęły w gęstwinie mierzwionych delikatnymi ruchami włosów. Nie chciała go prowokować, aby na nią patrzył – ale jednocześnie chciała, aby wiedział, że nie jest w tym sam. Tak długo, jak tutaj będzie, nie będzie musiał znosić tego cierpienia sam. — Musiała być wspaniałą osobą – szepcze cichutko, składając kolejny pocałunek na jego skroni. Ale nie powie niczego bardziej odkrywczego, niż on sam powiedział przed chwilą jej. – Nie będę nią. Na pewno jej nie zastąpię. – Bok twarzy wtula w jego, przymykając powieki. – Ale będę przy Tobie. Tak długo jak będziesz mnie potrzebował. Tak długo, jak będziesz chciał, żebym przy Tobie była. To poważna deklaracja jak na jeden miesiąc znajomości, lecz teraz Allie jest pewna, że nie może go tak po prostu zostawić. Samego. Na pastwę własnych emocji, na pastwę siebie samego. Teraz przynajmniej wszystko zaczyna układać jej się powolutku w całość. Ta potrzeba bliskości, dotyku. Nieustanne poszukiwanie obecności drugiej osoby. Może mu ją dać. Tak po prostu. Nie potrzebuje niczego w zamian. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Jak udawało mu się unikać posiadania żony… dobre pytanie. Na tyle dobre, że potrzebował chwili ciszy, aby przypomnieć sobie wszystkie wybiegi, do których się posuwał na przestrzeni lat. - Sprawę ułatwiła mi trochę moja choroba i pewne okoliczności z nią związane - podrzucił jej na start zagmatwaną półprawdę. „Okoliczności”, ładnie powiedziane. Gdyby każde zabójstwo można było nazywać okolicznością… - Potem scena i moje kapryszenie. Dodaj do tego nieudany okres narzeczeństwa. Rozstaliśmy się w atmosferze konfliktu i to na moment uciszyło potrzebę zeswatania mnie z połową sąsiedztwa. Zrobił chwile przerwy, kiedy nawiedziła go znów natrętna myśl. - Obawiam się, że wkrótce przyjdzie nam wrócić do tego tematu. - Z pewnością przyjdzie i to nawet szybciej, niżby mógł podejrzewać. Całe szczęście w tych nieszczęściach, że szybko zapomniał o swoich zmartwieniach pod wpływem ciężaru emocjonalnego, jaki na siebie sprowadzili. Milczał. Bardzo długo milczał, kiedy próbował uporządkować w sobie wszystko to, co zazwyczaj skrycie chował głęboko w szafie. Potrzebował do tego czasu, bo jej stwierdzenia obudziły w nim wątpliwość. Czy była wspaniała? Nie pamiętał już tego. Pamiętał tylko słodkie chwile, które z perspektywy czasu wydawały się senną marą człowieka dręczonego chroniczną bezsennością. Pamiętał, jak ogniste potrafiły być ich sprzeczki. Pamiętał, że była piękną dziewczyną. Drugą piękną dziewczynę miał tuż obok siebie i chociaż nie przyjmował do serca jej deklaracji, z pewnością utkwią mu one w pamięci. Wspomni je, gdy już zdoła powrócić do pozornej normalności i otrząśnie się z tego letargu, przeganiając demony z powrotem do szafy. - Dziękuję - szepnął tylko, bo czy potrzebowali coś dodawać? Ich relacja rozwijała się naprawdę szybko. Przeskakiwali płynnie przez kolejne etapy i nawet Overtona powinno to wreszcie zaniepokoić. Jeszcze nigdy nie zdarzało mu się otwierać na przelotną relację… tak, tak właśnie o niej myślał. Była kawałkiem jego codzienności, który później zawsze mógł wyciąć i cisnąć z dala od siebie. Tak jak to robił do tej pory. Nikt nie zagwarantuje im tego, że wkrótce to się nie stanie, ale z co najmniej kilku powodów szanse na to malały ze spotkania na spotkanie. Tego wieczoru jej łagodność zasklepiała jego braki emocjonalne. Jak będzie jutro, a jak pojutrze? Może za tydzień obudzą się w innym świecie, w którym wolno będzie im tylko rozmawiać o przykrej codzienności Kręgu? Obrączka czekała na Maurycego, a jego pokiereszowana psychika nie potrzebowała małżeństwa. Potrzebowała osoby, która udźwignie cały ciężar jego przeszłości i nieuchronnej przyszłości, jaka wcale nie miała kształtować się mniej barwnie, niż dotychczas miało to miejsce. Jego usta półświadomie znalazły drogę do jej warg. Wplótł palce w jej włosy i przytrzymując jej głowę w miejscu, zaborczo przyciągnął ją do pocałunku. Pocałunku ratunkowego. Pocałunku wywołanego chwilą. Pocałunku namiętnego, ochoczo darowanego. Trochę łudził się, że tym razem mu na niego pozwoli, bo desperacja, z jaką rozchylił własne usta, trącając jej język swoim własnym, mówiła zdecydowanie zbyt wiele o odczuwanej potrzebie wymazania przykrości, łez i bólu z repertuaru dzisiejszego wieczoru. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Tym razem to z jej strony zapadła cisza. Nie poprzez powody, które jej podał. Te brzmiały dość prawdopodobnie, nawet jeśli ciężko było jej sobie wyobrazić, że faktycznie działały. Nie to sprawiło, że jej usta nie otworzyły się przed dobre kilka sekund, a pieszcząca skórę głowy dłoń zamarła w gęstwinie jasnych włosów. Wkrótce przyjdzie nam wrócić do tego tematu. Właśnie… Uparcie zapominała, że Maurice nie jest i nigdy nie będzie jej. Nawet nie potrafiła dobrze nazwać ich relacji, uczucia, którym go darzyła. Którym on darzył ją. Lubili się. Ona jego – on ją. Lubili się spotykać, a ich głosy niebawem stworzą niezapomnianą przeplatankę dźwiękową, której żaden rozsądny dyrygent nie zapomni. Mieli potrzeby, które wzajemnie mogli nakarmić i w ten sposób koegzystować. Jako partnerzy sceniczni. Ale nie jako życiowi. — Wtedy nie będziemy mogli się spotykać. Nie chciała szeptać, ale głos i ściśnięte niespodziewanie gardło nie pozwoliły jej na nic więcej. Powoli zabrała ramiona, którymi go zaledwie chwilę temu oplatała, wzrok zawieszając na wzburzonym coraz mocniej morzu, targanym wiatrami tak, jak serce Allie targane było obawami. Czy dobrze zrobiła, że mu zaufała? Dlaczego mu na to wszystko pozwalała, skoro to i tak nie miało przyszłości? Będzie musiała usunąć się w cień. Będzie musiała zrobić miejsce dla kobiety, która będzie mu przeznaczona. Będzie musiała odejść. Jego wargi ponownie odnalazły jej usta. Nie protestowała. Z początku nawet nie zrozumiała, być może nie zorientowała się, że poszukiwał w tym geście jeszcze jednego świadectwa bliskości. Ona, po kilku sekundach, gdy pocałunek przeradzał się w pasję, zaczęła poszukiwać czegoś innego. Stałości. Obecności. Zapewnienia, że wszystko będzie dobrze. Zapewnienia, że jej tak po prostu nie zostawi. Tym razem nie uciekała. W dłonie ujęła jego twarz, pogrążając się w nieoczekiwanej namiętności, o jaką sama by siebie nie posądzała. Każdą sekundą, każdym drgnieniem warg, każdym oddechem chciała wydrzeć z niego zapewnienie, że jej nie zostawi. Jakby właśnie w ten sposób miał jej cokolwiek zapewnić. Jakby miał jej potwierdzić, że nie jest tylko durną pacynką, która dała się nabrać na śliczne oczy i wspaniałą przygodę, a potem zostanie tak po prostu odstawiona na półkę, bo w życiu było miejsce tylko dla jednej, którą nie mogła nigdy być ona. Uczucie wilgoci na policzkach zaskoczyło ją mocniej, niż przypuszczała. Nie zorientowała się, w którym momencie spod powiek uciekły łzy, żłobiąc strumienie w policzkach, mieszając się pomiędzy ich ustami słonym posmakiem i skapując z podbródka. Gdy tylko się zorientowała, odsunęła się natychmiast. Może zbyt gwałtownie. — Przepraszam – szepnęła, zrywając się nagle z kolan i podążając czym prędzej drogą powrotną do łazienki. Nie mogła tak. To nie było w porządku. Nieważne, co by teraz do niego czuła, to nie mogło tak być. Powinni to skończyć jeszcze zanim się zaczęło. Alisha i Maurice z tematu |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
przychodzę z sypialni Salon to, poniekąd, niespodzianka. Kiedy tutaj była ostatnim razem, zauważyła stojący fortepian. Absolutnie jej to nie zdziwiło – Maurice był śpiewakiem, taki instrument jest niezbędny dla śpiewaka. Ona sama miała w domu pianino. Nie zaklęła go i może to był błąd, ale właściwie – miała przecież radio, a na klawiszach wolała zagrać sama. Ale rytuał Mauriemu by się przydał. Na pewno by mu się spodobał. — Już gotowe – zameldował mi mężczyzna, z którym skontaktowałam się wcześniej. Obok niego, w progu, stała niezadowolona Lucienne, najwidoczniej pilnując, aby faktycznie tylko wykonał swoje zadanie i niczego przypadkiem nie ukradł. — Wspaniale! – przyznaje Allie z entuzjazmem. – Bardzo dziękuję. Ów mężczyzna zajmował się legendarną sztuką konsekracji. Allie natknęła się na niego, przeglądając ogłoszenia na tablicy przykościelnej (natknęła się na jeszcze jedno, stare ogłoszenie i może powinna się zgłosić do Maurice’a, żeby mu zapolować?), i wyglądało na to, że spełnił swoją rolę. Allie rozliczyła się z panem – nie policzył jej zbyt wiele, na szczęście było ją stać. A fortepian Maurice’a był teraz gotowy, aby stać się żywą wersją radia dla muzyki klasycznej. Dlatego również i teraz rozsypała pentagram na ziemi. Salon miał znacznie więcej wolnej przestrzeni niż, na przykład, taka kuchnia, więc nie musiała się nawet ograniczać. Z pudełeczka wyjęła kolejny komplet pięciu świec – było ich coraz mniej – i ustawiła w rogach pentagramu. Chwytając po raz kolejny athame w dłoń, skupiła się na konsekrowanym fortepianie, moc Piekła pragnąc skierować właśnie na niego. — Cantat anima, fluit cantus et auscultat fidelis. Ten rytuał miał ciekawą nazwę. W końcu Tamino miał zaczarowany flet, który grał sam. Gdzieś kątem oka dostrzegła kocura, który przyglądał się z zainteresowaniem jej poczynaniom. Gdy już zabrała świece i posprzątała po sobie, podrapała go za uchem, wychodząc do kolejnego miejsca, które jej potrzebowało. idę do wejścia Zostawiam w pomieszczeniu, do ekwipunku Maurice'a, przedmiot konsekrowany - fortepian Rytuał zaczarowanego fleta | próg: 20 | magia powstania: +10 | świece piwne [pszczeli]: +10 |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Stwórca
The member 'Alisha Dawson' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 65 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty