Szosa do miasta Przecinająca las trasa wiodąca do Saint Fall. Najczęściej utwierdzoną nawierzchnią poruszają się samochody, rzadziej spotkać można tutaj rowerzystów udających się na leśną wycieczkę, czy też nieszczęsnych autostopowiczów, który mają bardzo niewielkie szanse na znalezienie kierowcy. Pomimo iż znajduje się niemal pośrodku lasu, jest rzadko uczęszczana i bardzo spokojna, nie zakłóca panującej wokół ciszy, a czasem przez środek przechodzą sarny czy łosie. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
10 kwietnia 1985 Wczorajszy dzień był tragiczny. Czy żałuję, że poszłam do Sebastiana? To zależy. Z jednej strony – nie. Porozmawialiśmy, jest chyba lepiej. Nie wiem, czy przestał mnie unikać, bo dzisiaj to ja mam muchy w nosie i nie mam ochoty na razie się z nim widzieć. Czy jestem na niego zła? Nie wiem. Jestem zła na ogół sytuacji i to, co musiałam robić, żeby nikt nas nie nakrył. Wciąż niewiadomo, co jego brat widział i mam nadzieję, że niewiele. Musimy być bardziej ostrożni. Póki co, nie przeszło mi uczucie skrajnego upokorzenia. Tym razem jednak mojego gniewu nie kieruję bezpośrednio na Sebastiana, a… pośrednio na Sebastiana. Głównie dlatego, że nie wiem, na co być zła, ale czuję się zła. Praca na kilka godzin osłabiła moje emocje, zaangażowała mnie w coś innego i wychodzę z Kazamaty zupełnie zamyślona, w zupełnie innym świecie. Dopiero kiedy stawiam kilka kroków na chodniku w stronę najbliższego przystanku, widzę opartego o swój samochód Sebastiana, który sobie pali beztrosko fajeczkę i spogląda na mnie. Ciekawe, czy też na mnie czeka, czy tak sobie tu po prostu stoi. Złość wraca, ale już nie jest tak mocna, jak była wczoraj. — Czekasz na kogoś? – rzucam, przechodząc obok, specjalnie wolniejszym krokiem, żeby jeszcze wyłapać odpowiedź. Jedno pytanie, jedna odpowiedź i przyspieszę ponownie, bo się spóźnię na autobus. Do Cripple Rock nie jeździ ich wcale tak wiele, a stojący obok Verity mi w tym wcale nie pomoże. A odpowiadając na pytanie zawisłe wczoraj w powietrzu – to nie. Wcale nie mam ochoty niczego nadrabiać. Pluję sobie w brodę, że pozwoliłam mu posunąć się tak daleko i przejąć mu kontrolę. Potem kończy się to tak, jak się kończy. Ja się czuję źle, a on patrzy na mnie i uśmiecha się, jakby nic się wczoraj nie stało. Prawie nas, kurwa, nakryli! Oczywiście, że się stało! |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Nie widzi powodu, dla którego miałby utrzymać dystans od Judith i przejmować się tym, w jakiej atmosferze się wczoraj rozstali. Nie stało się w końcu nic nadzwyczajnego, ot, losowa sytuacja, która już była za nimi i w zasadzie nie grozi żadnymi konsekwencjami. Wręcz przeciwnie – nauczyła Sebastiana, by pamiętać o zamkach nawet we własnym domu. Jego związek z Judith nie jest zabroniony, ale wciąż jest czymś niebezpiecznym i może wpłynąć na odbiór ich kompetencji jako gwardzistów. A Sebastian ma dość czekania na awans i teraz bardziej niż kiedykolwiek musi uważać na to, by samemu nie zaprzepaścić szansy ku rozwinięciu kariery. Spełniał się jako oficer, ale powoli czuje, że potrzebuje więcej. Jest już stary, czas więc ruszyć z miejsca. Uśmiecha się ni to figlarnie, ni nonszalancko, gdy Judith zwalnia kroku i wcale nie wydaje się przejęty jej lekko podkurwioną miną. Kwestia przyzwyczajenia – jak widzi się ją wystarczająco wiele razy, to przestaje sprawiać takie złowrogie wrażenie. Gdy odrywa się od karoserii i gasi fajka, naturalnym odruchem wydaje mu się pocałowanie jej lub choćby przytulenie, a następnie otwarcie drzwi od strony pasażera. Nie robi żadnej z tych rzeczy, ograniczając się do otwarcia własnych drzwi, bo Carter przecież ma rączki i nie może nagle zacząć traktować jej jak damy, gdy wciąż stoją na parkingu nieopodal pracy. Wszyscy wiedzą, że Sebastian traktuje Carter jak każdego innego kumpla z pracy i niech tak pozostanie. — Na piękną panią, która może potrzebować podwózki. — Uśmiecha się zaczepnie, ale i całkiem szczerze, a choć nie może powitać jej żadną czułością, w oczach Sebastiana widać, że ma wielką ochotę to zrobić. Dlatego im szybciej Judith wsiądzie, tym lepiej. Będzie mógł ją zabrać Lucyfer wie gdzie i dać upust wstrzymywanym pragnieniom. A pragnie jej bliskości, sam jeden tylko wie jak bardzo. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Nie wiem. Po prostu – nie wiem. Nie wiem, czy teraz jestem na niego bardziej wkurwiona, czy mnie kurewsko pociąga tą swoją bezczelnością i tym, że generalnie to ma w dupie i wczorajszą sytuację, i to, że przez cały dzień mnie nie widział. To, że odbija się od drzwi samochodu i łapie za klamkę w momencie sugestywnego spojrzenia (i stwierdzenia), raczej nie jest przypadkiem i wskazuje na to, że czeka faktycznie na mnie. Ale prycham krótko na rzekomy komplement, bo nie uważam, żeby jakkolwiek był trafiony. — To szkoda, że trafiłeś na mnie. – Nawet nie wiem, kiedy zrezygnowałam z dalszej chęci przemarszu w stronę przystanku i łapania autobusu, a zamiast busa, złapałam za klamkę jego samochodu. Może na złość. – Na pewno by się niejedna znalazła. Nie wiem, odkąd i dlaczego zrobiłam się taka zazdrosna. W pierwszym odruchu byłam zła, gdy mi się to wytykało. Potem już Sebastian wytykać tego nie próbował, a raczej pacyfikował, zupełnie jakby miał traumę po moim pierwszym odruchu. Ciekawe. Tym lepiej. Mniej kobiet straciło życie tylko dlatego, że znajdują się w okolicy Sebastiana. I przy okazji on też życia nie stracił. Wszyscy są zadowoleni. Wsiadam do środka, zatrzaskuję drzwi i odwracam się, żeby zapiąć pas. Widzę kątem oka to spojrzenie, ale chyba nie myśli, że będę się z nim obściskiwać przed Kościołem Piekieł, w obecności naszych kolegów i, być może, przełożonych. Lucyfer sam wie, kto tędy przejdzie. A wczorajszy dzień wystarczył mi w zupełności do końca życia. — Zawieź mnie do domu – w końcu rzucam, opadając plecami na wygodne oparcie fotela samochodowego i wpatrując się wymownie wprzód, zamiast na jego twarz. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Nie widzę innej piękniejszej w okolicy, mógłby powiedzieć, ale w jego ustach brzmiałoby to co najmniej karykaturalnie. Szarmanckie komplementy i wyszukane gesty nie pasują do niego, a na pewno nie w tym otoczeniu i w tym towarzystwie. Przyzwyczaili się z Judith do czegoś innego i nawet teraz, kiedy ich relacja nabrała zupełnie innych barw, nie jest łatwo ot tak się przestawić. Gdyby nagle zaczął brzmieć jak książę z romansidła, pewnie zostałby wyśmiany. I pewnie sam srogo by parsknął. Co nie zmienia faktu, że żadna inna kobieta w okolicy nie zwróciła jego uwagi. Wie za to, że za Judith Carter często wodzą cudze spojrzenia. Wie i stara się to ignorować. Nie ma wyjścia. Zresztą, nawet gdyby wszyscy wiedzieli, co ich łączy, nic by się nie zmieniło, poza tym tylko, że spojrzenia stałyby się bardziej ukradkowe w obecności Sebastiana. Nie jest zazdrosny. Wie, że Judith nie jest zainteresowana nikim innym. Jej zgryźliwy komentarz uznaje za żart. Nie przyszłoby mu przecież do głowy, że Judith naprawdę może uważać się za niespecjalnie ładną. — Komu szkoda, temu szkoda — komentuje więc wesoło, siadając za kółkiem. Rusza z miejsca, a gdy słyszy żądanie Judith, zerka na nią krótko z leniwym uśmiechem. Jeśli się uprze, oczywiście zawiezie ją do domu, nie ma jednak zamiaru ukrywać, że miał nadzieję spędzić z nią trochę więcej czasu, skoro wczoraj nie mogli tego zrobić. Trwa apokalipsa, lada dzień mogą dostać wezwanie od Gorsou, nie wiadomo, czy dożyją następnego miesiąca. Szkoda marnować czas, który jeszcze mają. — Na pewno? Nie da się pani zabrać na randkę, pani oficer? — pyta niezrażony, zastanawiając się już nad wyborem restauracji. Nie byli przecież jeszcze na rzeczywistej, nieprzypadkowej randce. Dlaczego by tego nie nadrobić? |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Nie komentuję w żaden sposób tego, co usłyszałam. Nie mam słów, żeby potrafić się do tego odnieść. Nie chcę o tym w ogóle myśleć, bo w tym momencie jestem zła. O co konkretnie? Jak zwykle – nie wiem. Odkąd zaczęłam z nim sypiać, odkąd stał mi się bliższy, pojawiło się w moim życiu bardzo wiele tematów, o których mogłam powiedzieć, że nie wiem. Jak na przykład, czemu tak bardzo wściekam się na myśl, że jakaś paniusia mogłaby się wokół niego zakręcić, kiedy logicznym byłoby przyjęcie, że skoro się narażał, to raczej nie po to, żeby zmieniać kobiety jak rękawiczki. I to jeszcze narażał się – z kim. Z inną Gwardzistką. Nie robił tego dla żartu i nie robił tego, żeby mnie skompromitować. Chyba wciąż nie potrafiłam uwierzyć w to w pełni, ale powoli się przekonywałam. Ale teraz byłam zła. O co? Nie wiem, kurwa. Odpowiedziałam mu tylko krótkim spojrzeniem, gdy ruszał z miejsca. Minę miałam wciąż wkurwioną, ale dokładnie tak samo wyglądałam na co dzień. Coś we mnie pęka dopiero w momencie, kiedy zalotny tonik sugeruje mi randkę. Prycham z niedowierzaniem. — Pewnie. Za mało osób się o nas dowiedziało, pojedźmy pokazać całemu Deadberry i zaprośmy jeszcze porucznika. Powiedzmy mu, że stara Carter lata po Twoim domu z gołymi cyckami, na pewno Ci pogratuluje – wyrzucam z siebie, bo nie, nie potrafię przetrawić wczorajszej sytuacji. A to, co proponuje mi w tym momencie Sebastian może i by było romantyczne w innych okolicznościach, ale nie dzisiaj. Nie po tym, co się stało. Teraz jestem wściekła i się czuję poniżona. Nie wiem, co widział jego brat. Nie wiem, komu może to wypaplać, ale nie znam go, więc automatycznie mu nie ufam. Z drugiej strony nie pójdę do niego, wypytywać o to, co widział, bo być może nie wiedział, że za doniczką stałam ja. Kryłam się jak ostatnia smarkula. Do czego w ogóle się zniżałam? Odwróciłam wzrok w stronę szyby, kurcząc się nieco w fotelu i krzyżując ramiona pod biustem. Nie mam dzisiaj ochoty na żadne romansidła. Chcę do domu. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Nigdy tak naprawdę nie był w poważnym związku. Miał kilka dłuższych relacji, ale żadna z nich nie opierała się na solidnych uczuciach, wzajemnym wsparciu i zaufaniu. Miały znamiona związku, ale to tyle – znamiona. Drobne akcenty dla własnej satysfakcji. Gdy pojawiały się kłótnie, najczęściej polegały na wybuchu, przekrzykiwaniu się, a w końcu na ujściu emocji w łóżku. Jemu przesadnie mocno nie zależało na partnerce, a jej zapewne na nim – znali w końcu układ, w jakim są. Nie będzie z tego małżeństwa, nie ma więc co angażować swoich uczuć i myśli bardziej niż to potrzebne. Z tego też nie będzie małżeństwa. Ale to jest zupełnie co innego. I Sebastian nie umie grać w tę grę, nie próbuje nawet udawać, że jest inaczej. Choć patrzy teraz na Judith jak na kobietę, a nie tylko bliską znajomą z pracy, to wciąż relacja ta bazuje na podstawie tworzonej przez lata, na czymś, co stoi daleko od związku. Do tej pory byli wobec siebie bezpośredni. Gdyby nic się nie zmieniło, Sebastian zapytałby „o chuj ci chodzi?”. Ale dużo się zmieniło. Zerka na nią milcząco i bardzo łatwo dostrzec moment, w którym z jego twarzy schodzi figlarny uśmieszek, a zastępuje go irytacja i swego rodzaju… rozczarowanie. Zgasł jak rozpalona naprędce zapałka w zderzeniu z hulającym wiatrem. Nawet on ma swoją cierpliwość. Do Judith większą niż do innych. Ale wciąż z pewnymi granicami. Wraca spojrzeniem do drogi, uchylając w międzyczasie okno. Jest jeszcze zbyt zimno, żeby otworzyć dach. Odpala papierosa, choć przed chwilą jednego gasił na parkingu. — Jak chcesz. Odwiozę cię do domu. — Jeżeli Judith wydaje się, że trafiła na drugiego misiaczka, który będzie uginał się pod jej humorkami i ślinił się do niej o trochę uwagi i czułości, to spotka się z zawodem. Sebastian nie wie, jaką dokładnie relację Carter miała ze swoim zmarłym mężem, ile ich łączyło i jak to wszystko wyglądało. Może facet przyzwyczaił ją do tego, że mogła wyżywać się na nim, ile dusza zapragnie a on to przetrzymywał i głaskał ją po główce? Sebastianowi do tego daleko. Umie być czuły, wyrozumiały i troskliwy. Ale nie umie i nie zamierza znosić traktowania się jak gówno bez powodu, szczególnie wtedy, gdy sam wychodzi z dobrymi intencjami. Jak taka jej wola, to mogą rozmawiać w ten sposób. Poczeka aż jej przejdzie. Nie mają przecież już dwudziestu lat, żeby marnować czas na takie głupoty. A jeśli Judith uważa, że tak jest lepiej – jej wola. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Nie chcę, żeby wokół mnie skakał. Chcę, żeby mnie zrozumiał. Czy da się to zrobić w chwili, w której sama nie rozumiem siebie? Jedyne, co teraz rozumiem to, że jestem wściekła. Podczas wczorajszej sytuacji brat Sebastiana nie dość, że nas widział, to jeszcze widział mnie, roznegliżowaną. Nie wiem jak bardzo i w jakim stopniu, ale skoro się do mnie zwracał, wiedział, że tam byłam. Nie wiem, czy czuję się bardziej poniżona, obnażona, czy przestraszona, że ktokolwiek nas nakrył. Nie wiem nawet czy wie, że to byłam ja. Odwracam głowę. Przyjmuję w ciszy zgodę, chociaż widzę kątem oka, że cała ta filuterność i figlarność z niego uleciała. Jakoś nie boli mnie to, bo jedyne, co chcę, to święty spokój i siedzieć w domu. Trzeba było się na samym początku w ogóle temu wszystkiemu nie poddawać, a teraz… Teraz jest już za późno. Nie chcę go stracić. I nie chcę, żeby odchodził, żeby mnie zostawiał. Ale jednocześnie nie chcę, aby ktokolwiek o tym wiedział. Z bardzo wielu, bardzo różnych względów. Uznaję, że przede wszystkim dlatego, że Gwardia nie toleruje związków. Ale wiem gdzieś w podświadomości, że jest w tym coś jeszcze. Coś, czego nazwać nie umiem i coś, czego obecność uparcie ignoruję, udając, że problemu w ogóle nie ma. Chociaż wiem, że jest. Wkurwia mnie jak kamień, który wpadł do buta, ale nie ma okoliczności go stamtąd wyciągnąć i tak sobie idziemy, ja wkurwiona, kamień wkurwiający. Udaję, że go nie ma, ale przecież wciąż tam jest i uwiera mnie, czasem bardziej, czasem mniej. Ruszamy drogą i wiem, że Sebastian kieruje się do Cripple Rock. Dzieli nas jeszcze kilkadziesiąt minut głuchej ciszy dudniącej nam w uszach i szumem okolicy, gdy jedziemy poprzez ulice większe i mniejsze, bardziej żywe i mniej. Nie zwracam uwagi na to, że Sebastian teraz pali, chociaż sama bym zajarała. Milczę, sznuruję wargi, chociaż wkurwienie powoli opada. Ja nie patrzę na niego, on nie patrzy na mnie. Udajemy, że nas nie ma, chociaż jesteśmy świadomi swojej wzajemnej obecności. Jak kamień uwierający w bucie. — Jak dużo widział? – pytam w końcu cicho, nie odwracając ku niemu twarzy. Z jakiejś przyczyny właśnie to jest dla mnie teraz najważniejsze. Jak wiele widział. Czy mógł zobaczyć chociaż skrawek tego, co pokazałam Sebastianowi. Jemu, z jakiegoś niewytłumaczalnego względu, zaczęłam ufać. Powierzyłam bardzo wielką część siebie, której istnienia nie byłam świadoma jeszcze do całkiem niedawna. On odkrył, że poza myśliwym i żołnierzem, jestem jeszcze kobietą. Stroną, której nie zaakceptowałam, ale pokazałam ją jemu. Tylko on miał do niej dostęp i tylko on był świadom jej istnienia. Nauczyłam się wierzyć, że nikt więcej o niej się nie dowie. A teraz ta tajemnica była zagrożona. Nie wiem, czy miałam pretensje do Sebastiana. Trochę tak. Najgorszym jednak było, że czułam plątaninę emocji, tak ogromną, że nie byłam w stanie już nazwać i wyodrębnić w ogóle tego, co czułam, dlaczego czułam i do kogo czułam. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
To nie tak, że nie rozumie wkurwienia Judith. Wie doskonale, że sam, gdyby był w jej sytuacji, przynajmniej przez chwilę czułby zażenowanie i wkurwienie, nim obróciłby wszystko w żart. A jest facetem. Może sobie tylko wyobrazić jak upokarzająca ta sytuacja musi być dla kobiety i to w dodatku tak dumnej jak Judith Carter. Wie, że to, co się stało, nie było dla niej niczym przyjemnym, dlatego właśnie nie wraca do tematu, dlatego nie ciągnął go wtedy i dlatego od początku zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Żeby o tym za dużo nie myślała, żeby nie musiała tego przeżywać, żeby nie pomyślała, że jego to bawi. Nie bawi. Rozumie jej wkurwienie, nie rozumie tylko dlaczego to jest ukierunkowane na niego. I w tej kwestii czuje się w obowiązku postawić granice, bo ani nie lubi zbierać batów za nic, ani nie chce się czuć jak worek treningowy dla kogoś, kto jest mu bliski. Innym mógłby się po prostu odwinąć. Z tymi, o których się dba, zawsze jest ciężej. Ale doświadczenie mu podpowiada, że wyrozumiałość również musi być ograniczona. Inaczej ludzie nie wiadomo kiedy włażą ci na głowę i zalęgają się na niej jak wszy, których nie sposób się pozbyć. Judith nie jest wszą. Ani nie jest byle kim. Jest czymś nowym i Sebastian nie do końca wie jak się z tym obchodzić. Co nie znaczy, że ma zamiar się zmieniać i dostosować pod jej humorki. Znaczy jednak, jak się okazuje, że w ciągu kilku sekund może zmięknąć jak… Niech to pozostanie niewypowiedziane. Znów na nią spogląda, a irytacja zamienia się w swego rodzaju rozczulenie. — Hej — jego dłoń na moment schodzi z kierownicy i układa się w przelotnym, czułym geście na dłoni Judith. — Nic nie widział. Twój łokieć na moment wychylił się zza tego przeklętego drzewka, to wszystko — próbuje ją uspokoić, pojmując w końcu istotę rzeczy. Judith zupełnie niepotrzebnie się martwi. Marcus ani nie widział jej biustu – prawdopodobnie – ani nie wie i raczej nie interesuje się tym, kto był wtedy u Sebastiana. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Podobno czasami nie wie się, że się czegoś potrzebuje, aż się tego nie dostanie. Ja na przykład nie wiedziałam, że potrzebowałam jednak jego czułości, przynajmniej do momentu, w którym poczułam jego dłoń na jego dłoni. Dopiero teraz, jakby ten gest był magiczny, oderwałam spojrzenie od zmieniającego się pejzażu drzew i zielonych traw, a przeniosłam wzrok na Sebastiana, wciąż zajętego jazdą, ale dotykającego teraz mojej dłoni. Wpuściłam jego palce pomiędzy swoje i zacisnęłam je krótko. Nie wiem, dlaczego. Po prostu… po prostu tak teraz potrzebowałam. Nie pamiętam, kiedy ostatnio i czy w ogóle szliśmy gdzieś za rękę. Czy dotykaliśmy się w ten sposób, czy splataliśmy ze sobą dłonie. Może w łóżku, gdzieś mimochodem w geście czułości. Ale tak? Był to dotyk praktycznie nieznany, na jaki się nie odważyliśmy. Jakby oznaczał poważniejszą deklarację, jesteś moja, jesteś mój, i nie tylko w łóżku, ale i na co dzień. Żadnych deklaracji nie było. Ja jej nie potrzebowałam, nie potrzebował jej on. Ale najwidoczniej potrzebowaliśmy takich drobnych gestów. Właśnie przez nie czułam, jak napięcie ze mnie powoli uchodzi, ulatnia się wraz z wydłużonym wydechem. Puściłam jego dłoń szybko, gdyby potrzebował jej do kierowania, a ja wróciłam spojrzeniem w bok, do obserwowania mijanych drzew. Nie jestem już zła. Nie tak bardzo. Nie na niego. Jestem raczej… Nie wiem, jaka jestem. Smutna? W sumie to chciałam iść z nim na tę randkę. Nigdy nie byłam na randce. — Musimy bardziej uważać. Zamykać drzwi na klucz albo zaklęciem – stwierdzam cicho, zarzucając nogę na nogę. Wyjeżdżać za miasto, jeśli chcemy gdzieś razem wyjść. Tam, gdzie nikt nie zna naszych twarzy i nazwisk. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Odprężenie powoli spływa na Sebastiana, gdy czuje, jak palce Judith zaciskają się lekko na jego własnych, co pieczętuje rozejm, jaki najwidoczniej właśnie zawarli. Nie ma co się oszukiwać, mają takie charaktery, że zapewne nieraz będą drzeć koty, ale wygląda na to, że pomimo pewnych różnic i mocnych temperamentów, obydwoje potrafią odpuścić, gdy już przyjdzie na to czas. Kiedyś przecież musieli się tego nauczyć, bądź co bądź życie związało ich losy w zaskakująco przewrotny sposób. Jakimś sposobem przez ostatnie lata przebywali w swoim towarzystwie tak wiele czasu, że nie dało się uciec od gładkiego prosperowania w tych interakcjach, nawet jeśli mieliby się przed tym wzbraniać. Poradzą sobie z tym wszystkim. Po prostu potrzebują czasu. Judith zabiera dłoń, a Sebastian na powrót skupia się mocniej na prowadzeniu, wciąż nie zbaczając z drogi, która prowadzi do Cripple Rock. Gdyby tylko wiedział wcześniej, że skończy w takiej relacji z Judith, to kupiłby sobie coś bardziej… topornego. Może jeepa. Może. Choć wyglądałby raczej karykaturalnie w garażu na North Hoatlilp, nawet gdyby kosztował dwa razy więcej niż Rolls Royce. No cóż. Stać go na mechanika, jeśli w końcu któregoś dnia zgubi zawieszenie na tych dołach w Cripple Rock. Judith ma rację, muszą bardziej uważać, choć Sebastianowi wcale się to nie podoba. Nie chce się czuć jak przestępca, a ostatnimi czasy nie potrafi uciec od myśli, że tym właśnie się staje. W oczach gwardii zapewne stałby się zdrajcą. Zataja informacje tak ważne dla świata czarowników, zabija ludzi we śnie jak tchórz, a na domiar złego wdaje się w związek, który nigdy nie powinien mieć miejsca. Jakby cofnął się o dwadzieścia lat i przechodził okres buntu szeregowego, który nie potrafi unieść na barkach ciężaru swojej odpowiedzialności. Nie chce myśleć, co by z nim było, gdyby to wszystko wyszło na jaw. Na szali stoi cała jego kariera, a kariera ta tworzy niemal wszystko, o co Sebastian dba. Ale czymże jest życie zawodowe w obliczu woli Lucyfera? To przed nim przecież odpowiada przede wszystkim. Nie robi nic złego – tak sobie powtarza. Przytakuje Judith, wyrzucając za okno niedopałek. — Moglibyśmy gdzieś wyjechać. — Zerka na nią krótko z lekkim, może trochę rozmarzonym uśmiechem. — Nie teraz — oczywiście, że nie, teraz są tutaj bardziej potrzebni niż kiedykolwiek indziej – ale po misji. Chociaż na weekend. — Na dłużej nie dadzą rady. Sebastian nie pamięta, kiedy ostatnio był na urlopie niezwiązanym z głębokimi ranami, które uniemożliwiały pracę. A nawet wtedy siedział nad papierkami. Nie potrafiłby nawet zatrzymać rozmyślań o pracy. Nie mógłby się odprężyć. Weekend to nader dużo wolnego czasu. — Myślisz, że gwardia zamiecie wszystko pod dywan? — Już to robi. Ale czy jeśli wejdzie na dobre tory i dowie się, z jak poważnymi zmianami mają do czynienia, poinformuje o tym czarowników? To byłby nie lada test dla wiernych. Nie jest pewien czy Krąg i Kościół będą w stanie zapanować nad chaosem i zwątpieniem, jakie mogłyby wstąpić w ludzi, gdyby usłyszeli o apokalipsie. Ostatnio zmieniony przez Sebastian Verity dnia Nie Gru 10 2023, 18:35, w całości zmieniany 1 raz |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Dziwny spokój, który oplata mój umysł po tej krótkiej chwili drobnego gestu, jakim był uścisk naszych splecionych dłoni, wyolbrzymia mi jedną myśl, jedną emocję, którą schowałam gdzieś głęboko za zdenerwowaniem i zażenowaniem. Tęsknię za nim. Wczoraj nie było nam dane być razem na dłuższą chwilę. Wcześniej mnie unikał, potem się dowiedziałam, dlaczego. Udało mi się sprawić, aby przestał, ale potem… potem się wszystko posypało i przeszkodził nam jego brat. Chcę wierzyć Sebastianowi, że nic nie widział, ale oboje zgadzamy się na pewno w jednym – nie możemy dać się tak głupio przyłapać. Musimy zamykać za sobą drzwi, oglądać się, a przede wszystkim – powstrzymywać. Tęsknota za kimkolwiek jest mi obca i przyjmuję ze zdziwieniem nie tylko jej istnienie, ale i fakt, że tak łatwo pogodziłam się z tym, że zagościła w moim życiu. Widocznie pogodziłam się również i z faktem, że Sebastian jest dla mnie bardziej wyjątkowym mężczyzną niż był którykolwiek kiedykolwiek. Nie, żebym miała kochanków na pęczki. Generalnie to w ogóle nie miałam kochanków. Mój mąż też był bardziej… mężem niż kochankiem. Nie kochałam go. Lubić – może z czasem polubiłam. Więc czy kocham Sebastiana? Nie wiem, skąd się wzięła w mojej głowie ta myśl. Dlaczego teraz o tym rozważam i z jakiej racji w ogóle chcę nazwać to, co nas łączy. Kilka miesięcy temu sama bym siebie wyśmiała i zganiła za naiwność. Nie jestem nastolatką z prozaicznych romansideł, nie potrzebuję księcia, którego będę kochała i żyła z nim długo i szczęśliwie. A Sebastian nim nie jest. Tak jak i mi daleko do pieprzonych księżniczek. Więc wciąż – skąd myśl o miłości? Nie od razu łapię się na tym, że zawiesiłam na nim bezwiednie spojrzenie, gdy moje myśli galopowały gdzieś daleko, rozważając to, co do niego czułam. Czuję. To wciąż jest żywe, nawet jeśli się czasem kłócimy i nie znosimy. Ale, bądźmy ze sobą szczerzy, gdyby Sebastian był ciepłą kluchą, która zgadza się ze mną we wszystkim, nawet bym na niego nie spojrzała. To też paradoksalnie mnie w nim pociąga. Na wargach moich pojawia się lekki uśmiech, bo choć jestem zaskoczona tą propozycją, od razu byłabym skłonna powiedzieć tak. Nie teraz. Faktycznie nie teraz. I nie na długo. Ale bylibyśmy razem. Łatwo wytłumaczyłoby się rodzinom naszą nieobecność, a my… bylibyśmy tylko ze sobą. Może w innym stanie. Gdzieś, gdzie nikt nas nie zna. — Wyjedziemy – składam więc mu obietnicę, bo bardzo chcę wierzyć, że po feralnym dniu zobaczymy się znów i znów będziemy mogli nacieszyć się sobą. Nie wiem, skąd we mnie tyle sentymentalizmu. Wzdycham krótko, gdy próbuje zmienić temat. Brzmiał trochę jak o pogodzie, a przecież było tyle innych rzeczy do obgadania. — Na pewno spróbuje, ale idzie im to bardzo kiepsko. Piekielnik opublikował artykuł wyjaśniający w logiczny sposób ostatnie zamieszania i kataklizmy, ale ludzie i tak w to nie wierzą. Może łatwiej by im było uwierzyć, gdyby sami nie byli świadkami tych wydarzeń – mamroczę krótko, wspominając ostatnią rozmowę z Faradynem, gdy opowiadał mi, co znalazł przy zejściu do kopalni, do której wpadł. Dlatego napisałam do Hudsona, że idę z nimi, żeby zbadać, co się dzieje w tej zamkniętej części lasu. Nie wiem, kiedy to się stanie. Czekam na ruch Hudsona. Gwardia sobie z tym wszystkim nie poradzi, chociaż będzie próbowała aż do samego końca, aż już próbować nie będzie musiała. Czy dożyjemy tego dnia – ja i Sebastian? Gdy na niego patrzę znów, wcale nie chcę wracać do domu. Czy musimy? — Zatrzymaj się – proszę go łagodnie, choć nagle. Mam nadzieję, że mi zaufa i zjedzie na pobocze. Dokoła nie ma nikogo, a naszymi świadkami mogą być tylko sarny. Nawet leśniczy rzadko tędy przejeżdżają, nie mówiąc o myśliwych. Szosa przekraczająca las jest pasem ruchu jedynie dla samochodów. Nawet zwierzyna boi się tutaj zapuszczać i przekraczać asfaltowaną drogę. Gdy tylko udaje nam się stanąć gdzieś na poboczu, przesuwam się na siedzisku bliżej Sebastiana i dotykam jego twarzy, gładząc kciukiem lekki zarost. — Nie przywitałam się z Tobą – mówię prawie szeptem, ale to już nie ma znaczenia, bo moje wargi odszukują jego. Z daleka od wszystkich spojrzeń i świadków, tutaj, gdzie możemy być sami. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Obietnica zawisa między nimi na krótko i szybko ulatuje pod głośnymi rozmyślaniami na temat działań gwardii i prasy. Nie mogą sobie pozwolić na zbyt długie gdybanie i rozmarzenie – to nie leży w ich naturze. Jeśli wyjadą, wtedy będą się tym cieszyć, wtedy spróbują choć na dwa dni uciec od obowiązków i odpowiedzialności, od ciężaru wiedzy, którą posiadają. Na razie nie mogą i nie chcą tego od siebie odsuwać. Tworzą historię. Podwaliny pod nowy, lepszy świat skąpany w rządach Lucyfera. A więc ma rację, nie tylko on zauważył, że ludzie nie chcą ślepo wierzyć w to, co piszą w Piekielniku. Judith dzieli się słuszną uwagą, byłoby łatwiej, gdyby nie mieli tylu świadków. Może i modyfikacja pamięci każdego, kto widział te wydarzenia byłaby czasochłonna i trudna, ale możliwe, że gwardia popełniła błąd, nie podejmując tego kroku. Plotki nikomu nie służą, a na nieszczęście historyjki o zagrożeniu sprzedają się lepiej niż zapewnienia, że wszystko jest pod kontrolą. Ludzie lubią emocje. Robi się gorzej dopiero, gdy przestaje się je przeżywać z oddali, a staje się w centrum wydarzeń, samemu walcząc o życie. Gwardię czeka ciężki okres, nie są w stanie tego uniknąć. Wizja Lucyfera wymaga poświęceń, lecz doprowadzi do celu, który jest tego wart. Zapada między nimi cisza, która trwa jakiś czas. Przerywa ją Judith, rzucając dość nagłe polecenie, na które Sebastian reaguje pytającym spojrzeniem. W pierwszej chwili myśli, że coś się stało, ale Carter jest spokojna. Nie dopytuje – być może musi się przewietrzyć. Zjeżdża w najbliższą boczną ścieżkę, kawałek dalej zatrzymując samochód. Tak, by nie było widać ich z szosy. W razie, gdyby nie chodziło o przewietrzenie się, a wyjątkowo pilną potrzebę. Woli nie wnikać. Najwidoczniej w istocie chodzi o pilną potrzebę, tyle tylko, że nie taką, którą przewidywał Sebastian. Na wargi Verity’ego wstępuje lekki, zaczepny uśmiech, a spomiędzy nich wydobywa się cichy pomruk aprobaty, gdy czuje pieszczotliwy dotyk Judith. Nie dyskutuje, nie zamierza. Tęsknił. Tęsknota przelewa się przez sposób, w jaki odwzajemnia pocałunek, przez lekko niezgrabne ruchy, którymi odpina jeden i drugi pas, by móc objąć Judith w talii, przybliżyć się do niej i w końcu przywitać ją tak, jak chciał od samego początku. Namiętnie, ale i czule. — Ostrożnie, pani Carter. Mogę uzależnić się od tych powitań — szepcze w jej usta miękko, sunąc po ciepłych wargach kciukiem dłoni, która nie wiedzieć kiedy spoczęła gładko na policzku Judith. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Temat umarł. I jeden i drugi. Być może powrócą – na pewno powrócą. Jeśli tylko uda nam się przeżyć zadanie, które postawił przed nami Lucyfer. Wtedy będą nowe kataklizmy do tuszowania i nowe dni, w których moglibyśmy uciec, choćby na weekend, choćby na trochę. Gdzieś daleko. Widzę nas gdzieś nad jeziorem, w domku tylko dla nas, w otoczeniu lasu, pośrodku niczego. Tak naprawdę niczego więcej nie potrzebuję. Tylko świętego spokoju i odrobiny swobody. Wierzę, że Sebastian podziela moją wizję. Inaczej sam by mi jej nie podsunął. Temat umiera – i jeden i drugi, aby odrodzić się mógł inny. Widzę zaskoczenie na twarzy Sebastiana i widzę, że automatycznie szuka, czy na pewno wszystko jest w porządku. Chce mi się śmiać, ale zbyt dobrze wiem, dlaczego tak jest. Nasze charaktery są trudne. Ścierają się ze sobą w sposób niespodziewany, ale to w nas obojgu właśnie uwielbiam. Możemy być zupełnie różni, możemy się kłócić, ale ostatecznie i tak potrafimy znaleźć ścieżkę do porozumienia. Zadziwia mnie, że dostrzegłam to dopiero teraz. Dopiero po śmierci Erosa. Jakby to on pokazał nam, czym właściwie jest to uczucie, o którego istnieniu nie mieliśmy pojęcia. Dziś też czaimy się z nim jak dwójka nastolatków, która nie wie, co do czego i dlaczego. Widzę rozciągający się uśmiech na twarzy Sebastiana i sama też nie potrafię go powstrzymać. Odpina pasy przypinające nas do foteli, a sposób, w jaki mnie całuje, mówi mi tylko jedno. Ja też tęskniłem. A nawet nie rozdzieliliśmy się na strasznie długo, co najzabawniejsze. Uśmiecham się krótko. Czuję dłoń na swoich wargach, a potem na policzku. Czuję ciepło jego ciała i chcę go czuć więcej, dlatego dłońmi odnajduję kołnierz jego koszuli i gwałtownie przyciągam go bliżej siebie, patrząc nie niżej niż na jego wargi, to prosto w oczy, gdy nasze oddechy mieszają się ze sobą. — Mam taką nadzieję – mruczę gardłowo, choć nigdy nie podejrzewałabym siebie sama, że potrafię. Cholera, jak bardzo mi go brakowało. – Jakie ma pan plany na dzisiejszy wieczór, panie Verity? Bo ja mam już plan dla pana. Być może nie jeden. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Ma taką nadzieję. Brzmi jak kolejna niewypowiedziana wprost obietnica. Składają je sobie raz za razem, przemycając w spojrzeniach, gestach i werbalnych akrobacjach. Czemu nie potrafią powiedzieć tego wprost? Zapewne sami nie wiedzą. Może wciąż za mocno zakorzenione jest w nich poczucie, że nie mają praw do uczuć, do deklaracji, do obietnic tego rodzaju. A może nie zdążyli się jeszcze nauczyć, że to nic złego nazywać rzeczy po imieniu, nie tylko wydając rozkazy czy pisząc raporty, ale również rozmawiając z drugim człowiekiem. Z bliskim człowiekiem. Z jakichś powodów, jakiekolwiek by one nie były, choć uczucia kotłują się z werwą pod skórą Sebastiana, to ani nie próbuje, ani nie zamierza ich nazwać. Może kiedyś. Jeszcze nie teraz. Teraz obydwoje są stęsknieni, spragnieni. I nieostrożni. Dwoje gwardzistów wątpliwie ukrytych w kamuflażu z drzew, które jeszcze nie zdążyły odzyskać wszystkich liści, obściskujący się w nader niepasującym do morowych kolorów aucie. Jakie są szanse, że ktoś ich tu zobaczy? Bliskie zeru – podsunie pierwsza myśl. Ale nie zerowe – upomni ta, która wciąż w solidarnym uścisku trzyma się rozsądku. To jest dzień pierwszych myśli. Na drugie nie ma czasu i nie ma miejsca. Całe miejsce zabierają elektryzujące spojrzenia, przeciągłe uśmiechy i sunące po ciałach dłonie. — Hmmmm — niby to zastanawia się głęboko, patrząc w jej oczy z tym chłopięcym, figlarnym błyskiem. Czuje jej oddech na swoich wargach i pragnie znów przykryć je własnymi. Dłonią niespiesznie przesuwa po talii Judith, by moment później wsunąć ją pod bluzkę i skonfrontować z rozgrzanym ciałem. — Skoro już panią porwałem, pani Carter, moim planem jest nie pozwolić pani uciec — odpowiada niemal szeptem, tuż przy jej uchu, by zaraz przygryźć lekko jego płatek, a swoim językiem moment później lekko, drażniąco i leniwie sunie w dół, obsypując szyję Judith pocałunkami. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia