Marvin Godfrey
WARIACYJNA : 13
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 198
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 2
TALENTY : 19
First topic message reminder : KUCHNIA Z JADALNIĄ Małe pomieszczenie o ścianach wyłożonych tapetą imitującą drewno, z dwoma niewielkimi oknami wychodzącymi na tyły domu, w tym na zagraconą szopę i pole sąsiadów. Na parapetach stoją małe doniczki z ziołami. [ukryjedycje] |
Wiek : 34
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Złota rączka
Sandy Hensley
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 173
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 12
Jest ranna. Jest to fakt. Nie zasłużył na ciasteczka. To również fakt, chociaż poniekąd dziwiący – gdyby nie zaaferowanie, z jakim szła właśnie do łazienki, aby obmyć dłoń z napływającej krwi, spojrzałaby na niego z lekkim zdumieniem. Lekkim, bo zaczynała już godzić się z myślą, że z jakiegoś nieznanego jej powodu była dla Marvina ważna-, nie. Po prostu przejmował się jej stanem. Szop został wypuszczony wolno z ramion. Przez moment nawet stał w łazience, dopóki Marvin nie wyszedł, a potem poczuł zew wolności. Być może cień wątpliwości przebiegł przez jej myśli, czy aby na pewno dobrym pomysłem było zabieranie go ze sobą, ale. Ale. Był tutaj zaledwie od kilku dni. Trzymała go przez cały czas w pokoju, miała go na oku. Oczywistym jest, że był stworzeniem ciekawskim. Młodość rządzi się swoimi prawami. Gdy Sandy była młoda, również chętnie poznawała świat. A potem dowiedziała się, że przez cały ten czas bawiła się z zagubioną duszą dziecka i wszyscy tylko patrzyli na nią dziwacznie, choć z pewną dozą zrozumienia. Od tamtego czasu zaczęła podchodzić do ludzi ostrożnie. Z wątpliwością, czy naprawdę istnieją w świecie materialnym. Marvin powrócił do niej z wodą utlenioną. Sandy być może mogłaby spróbować prostego zaklęcia z dziedziny anatomicznej, gdyby nie prosty fakt, że na piersi nie połyskiwał pentakl. Jeszcze nie otrzymała go z powrotem po tamtej konfiskacie. Po uprzejmym ukaraniu za to, że nie siedziała z założonymi rękami. Miała wprawdzie pentakl nieznajomego; do opętania na szczęście nie potrzebowała pentakla, ale nie chciała go używać. Nie wiedziała, w jaki sposób mógłby zadziałać. Czy właściwy? Krótkie dzięki wymyka się cicho z jej ust, gdy odbiera wodę utlenioną. Polewa nią gęsto palec, a rana piecze niemiłosiernie. Krótka zmarszczka pojawia się na czole Sandy, a potem odkrywa coś zadziwiającego. Ból jest dobry. Ból sprawia, że czuje się lepiej. Ból sprawia, że czuje się ukarana za to, jak lekkomyślną decyzję podjęła z tym szopem. — Pójdę na górę. Gdy palec wysycha, krew przestanie płynąć, Sandy odnosi przyniesioną wodę utlenioną. Poszukiwania futrzaka są krótkie i zwieńczone głuchym sykiem – tym razem bez tragedii. Ciche kroki za moment nikną na schodach; lokatorka wraca tam, gdzie powinna być od początku. Sandy i Marvin z tematu |
Wiek : 30
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : medium, opiekun w Rezerwacie Bestii
Marvin Godfrey
WARIACYJNA : 13
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 198
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 2
TALENTY : 19
14 V 1985 Ten dzień miał być taki sam, jak zwykle — bez zaskoczeń, wielkich ekscytacji, czy gestów zmieniających świat. Miał być jak każdy inny czternasty dzień maja — zarówno ten przed, jak i po narodzinach Godfreya, jedynie z krótką przerwą na rok pięćdziesiąty pierwszy, gdy na świat przyszedł ten rozwrzeszczany owoc drobnego skandalu i zmienił swoim istnieniem przynajmniej dwa inne. Nie do końca Marvin więc rozumie, czym różni się akurat ten rok od wszystkich poprzednich, że los — a właściwie to los w osobie Sandy — obdarował go aż dwoma prezentami z tej okazji. I to tak wspaniałymi. To zaburzyło całą jego dzisiejszą rutynę, ale nie mógł się na to zżymać choćby przez ułamek sekundy, gdy po odwiezieniu panny Hensley do Cripple Rock i szybkim powrocie, znalazł w szopie drobny, zaklęty upominek i ślad nowego, ślimaczego życia, które zdążyło już nieźle zapaskudzić sobą dno słoika. Mały przyjaciel szybko trafił w bezpieczne schronienie domowego akwarium, dostał także jeśli oraz robocze imię Stanley. Stan. Pasuje do ślimaka znalezionego w warsztacie. To wyjątkowo zagrzało Godfreya do zagęszczenia ruchów, nawet odpuszczenia przerwy na lunch i przejechania kilku dodatkowych mil, by postarać się o godne podziękowanie za pamięć i takie tam, co wyrzucił z siebie jeszcze w drodze powrotnej pod koniec dnia zbyt długiego, bo przez którego niezliczone godziny próbował powstrzymywać targające nim emocje. A jednak, nie dał ich po sobie poznać jeszcze podczas przydługiej rozmowy telefonicznej z Minervą, która również poczuła się w obowiązku, by przypomnieć synowi, że dziś ma swoje święto i powinien je godnie przeżyć. Przyjechać? Nie trzeba. Mam już plany. Bo ma, a jakże. Tym razem dla odmiany nie skłamał. W domu czekały już żeberka — jeszcze nie pieczone, ale upiecze je raz–dwa. Jak przykładna kura domowa, za dobroć odwdzięczy się obiadem, choć w gotowaniu oboje — on, jak i Sandy — reprezentują poziom bardzo zbliżony. Kiedy wszystko było już mniej więcej gotowe, przyszedł czas na przywiezienie panny Hensley z tego głębokiego lasu na równie głęboką wieś, gdzie uchyliwszy jej drzwi do domu, od razu skierował ją na poddasze nalegając na to, by trochę odpoczęła po całym dniu pracy. Zupełnie tak, jakby musiał przez ostatnie dni jakkolwiek ją namawiać do zaszycia się w swoim gniazdku, gdzie dniami i nocami grasował nieustraszony Adam i jego wścibski pyszczek. Już sam ten fakt mógł budzić pewne pytania, a dodając do tego krótką i dość krępującą wymianę zdań po drodze, ograniczoną głównie do przydługiego monologu na temat imienia nowego pupila, mogło rzeczywiście dawać odczuć, że Godfrey jest dziś jakiś inny. Jakiś taki nerwowy. Pogonił Sandy na górę, w tym samym czasie nastawiając piekarnik. |
Wiek : 34
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Złota rączka
Sandy Hensley
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 173
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 12
Z początku dnia nawet żałowała, że nie zobaczy reakcji Marvina, ale ostatnio ich komunikacja nie była na najwyższym poziomie. Po ostatnich rozmowach zdania się nie kleiły, a Sandy wciąż nie wiedziała, czy poszedł na tą randkę z tą Sierrą czy nie. Czy był ostrożny, czy nie. Czy udało jej się go jakoś ostrzec czy uchronić, czy nie. Postanowiła, że więcej nie zapyta. Pozostawienie liściku z karteczką było więc wystarczającym gestem. W trakcie dnia zdążyła już o nim zapomnieć, a kiedy Marvin przyjechał po nią, aby odebrać z pracy, nie było w jego zachowaniu żadnej większej zmiany. Przynajmniej do momentu, w którym przekroczyła próg. Wtedy Marvin stał się bardziej nerwowy, bardziej spięty. Zaczął bardzo nalegać, żeby odpoczęła na górze, co tym bardziej zmorzyło tylko jej czujność i podejrzliwość, gdy zmarszczka przecinała czoło, a ona przypatrywała się krótko jego szamotaninie, nie dostrzegając jej sensu. — Daj mi się przynajmniej umyć – wyrzuciła w końcu z siebie cicho i nie czekała na pozwolenie. Poszła do pokoju, owszem, ale po to, aby przynieść sobie świeże ubrania. Praca w Rezerwacie nie należała do najczystszych, a Sandy czystość lubiła-, nie. Lubiła porządek. Dzisiejszy porządek zakłócało jej już dziwne zachowanie Marvina; kolejnego odstępstwa nie byłaby w stanie tolerować. I tak się sprężyła. Marvin krzątał się w kuchni, a przez te dziesięć minut szybkiej kąpieli Sandy zdążyła sobie odpowiedzieć na wiele pytań, które nie padły. Na przykład – skąd ten pośpiech. Słyszała, że nastawiał piekarnik, a więc coś gotował. Ją wyganiał na górę, a dzisiaj miał przecież urodziny. Pewnie kogoś zaprosił, albo ktoś wprosił się do niego, a ona była po prostu nie wyjściowa. Nieładnie było się pokazywać z obcą kobietą, która w dodatku dzieliła z samotnym mężczyzną dom. Wiele można pomyśleć na ten temat, szczególnie na wsi. Przykre. Przykre, ale prawdziwe i potrafiła to zrozumieć. Powiedzmy. Po tych uszczkniętych dziesięciu minutach w istocie wróciła na górę. Zajrzała jeszcze, czy Arakun ma jedzenie i wodę, po czym zamknęła klapę. Skoro spodziewał się gości, nie będzie mu przeszkadzać. Będzie siedzieć tutaj i udawać, że nie istnieje. Miała wprawę. Sadowiąc się na łóżku jeszcze z wilgotnymi włosami, sięgnęła po książkę o demonologii. Może przynajmniej spędzi czas produktywnie, udając, że nie słyszy doskonałej zabawy i brzdęku sztućców z dołu. Właściwie, mógł ją poprosić, żeby w ogóle wyszła. Przecież by to zrobiła. |
Wiek : 30
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : medium, opiekun w Rezerwacie Bestii
Marvin Godfrey
WARIACYJNA : 13
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 198
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 2
TALENTY : 19
Liścik z karteczką to więcej, niż Marvin kiedykolwiek gotów był się spodziewać i reakcje dalekie od normy to zaledwie bzdura w odniesieniu do wszystkiego, co zaprezentować sobą mógłby, gdyby ich relacja ostatnio nie była aż tak napięta. Wisząca na włosku. I dziwna, niczym radziecka myśl technologiczna. A o tym ostatnim mógł Godfrey opowiadać godzinami, bo raz jeden dostał do naprawy ruski czajnik i z podziwu nie wyszedł jeszcze długo po wyjściu z warsztatu. Bo owszem, mógł zachowywać się nieco… Inaczej. Ale żeby od razu nazywać to szamotaniną? — T-tak, tak, nie przeszkadzaj sobie — odpuściwszy, zabrał się za swoje sprawy, jako i Sandy pochłonęły te właściwe jej i tylko jej. Obiad–niespodzianka wymaga nie tylko oprawy, ale i rzeczonego obiadu. Ten już niedługo wyląduje na stole, a Godfrey słodko nieświadom toku myśli panny Hensley, zaprosi ją do wspólnej biesiady z okazji, którą z jakiegoś dziwnego powodu chce świętować dziś tylko z nią. Dziwne. Zwykle po prostu nie świętował. Ten dzień jest — istotnie — jedną, wielką anomalią, której centrum stanowi kuchnia, gdzie Marvin gówno–wiem–o–gotowaniu Godfrey, wsuwa żaroodporne naczynie na ruszt, a wcześniej przygotowane ziemniaki już od kilku minut wesoło podskakują w garnku. Bezcenny czas poświęci jeszcze na szybkie przebranie się w coś bardziej–ludzkiego, byle nie zbyt elegancko. — Sandy? — Według przepisu mięso ma spędzić w piekarniku jakieś dwie minuty — ziemniaki odcedzi za sekund trzydzieści. To najwyższa pora, by zwołać stado — bierz Adama pod pachę i chodź! Zobaczysz Godfreya w fartuszku. I ocenisz, czy to, co próbuje wam podać do stołu, w ogóle nadaje się do jedzenia. Nadaje się? k3: 1 — Jakieś takie to wszystko surowe. Ziemniaki w środku mają się całkiem al dente, a mięso po wyjęciu z piekarnika sprawia wrażenie, jakby jeszcze dało się je wprawną reanimacją przywrócić do życia… Czy Godfrey na pewno ustawił piekarnik na odpowiednią temperaturę? 2 — Mięso jest pachnące i całkiem chrupkie, natomiast ziemniakom brakuje jeszcze dobrych pięciu minut odpoczynku w gorącej wodzie. 3 — Ziemniaczki są idealne, natomiast żeberka przypominają małe, smutne skwareczki, co czuć wyraźnie już na poddaszu. |
Wiek : 34
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Złota rączka
Sandy Hensley
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 173
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 12
Jak wiele czasu minęło? Co najmniej pół godziny. Z dołu dochodziły do niej coraz bardziej wyraźne zapachy, aż Arakun postanowił przekonać się do obiadu i wyczyścił całą miseczkę. Prawdę mówiąc, brzuch Sandy także zaczynał wygrywać powoli marsza, ale to nie szkodzi. Bywała w gorszych sytuacjach. Po prostu zejdzie na dół, kiedy już skończą. Miała się nie rzucać w oczy, miała nie przeszkadzać. Nie będzie przeszkadzać. Wertuje już którąś stronę podręcznika. Doszła do demonów dla nieco bardziej doświadczonych zaklinaczy i poznawała właśnie lepiej naturę niszczycieli, kiedy z dołu dobiegło do niej wołanie. Wołanie, które zdecydowanie zaprzeczało jej postanowieniu, że nie będzie przeszkadzać. Spojrzała na szopa, który właśnie czyścił swoje futerko. Pewnie znowu coś zrobił. Może próbował dobrać się do akwarium ze ślimakami, a przecież dzisiaj dołączy tam zapewne nowy kolega i… Niepoprawny szop. Zeszła z łóżka. Przerzuciła włosy na drugą stronę, wciąż nieco wilgotne, po czym zabrała zwierzę z podłogi i zeszła ostrożnie po stopniach. Przeszła przez krótki korytarz, żeby dotrzeć do stołu, przy którym kręcił się Marvin i właśnie ustawiał talerze, a przy tym mięso. — Coś się stało? – pyta. Widzi miejsce dla dwóch osób, ale nie zatrzymuje na nich wzroku. Już ustalili, że Marvin może widywać się z kim tylko zapragnie, a Sandy nie ma ku temu dosłownie nic do gadania. Tylko nigdy nie widziała go w fartuszku, gotującego aż tak. Właściwie, nie wiedziała, jak co roku spędza urodziny, może tak to właśnie u niego wygląda. Ona, dla odmiany, urodzin nie obchodziła od dobrych sześciu lat. Nie ma sensu obchodzić dnia największej światowej pomyłki. Wypada nam 2 |
Wiek : 30
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : medium, opiekun w Rezerwacie Bestii
Marvin Godfrey
WARIACYJNA : 13
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 198
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 2
TALENTY : 19
Marvin może widywać się, z kim tylko zapragnie i właśnie oto wybrał sobie towarzystwo na dziś. I o dziwo nie jest nim ślimak, który wkrótce otrzyma imię Stanley, choć Godfrey nie zamierza ukrywać, że piekielny zwierzak pochłonął jego uwagę na kilkadziesiąt dobrych minut bezczelnego przyglądania się konsumpcji liścia. Nawet skądinąd makabryczny widok na jego mały, podręczny domek w kształcie czaszki nie sprawił dotąd, by zakwitła w Marvina sercu jakakolwiek wątpliwość, bo już jako wiejski dzieciak, do widoku takiego przywykł. Tych maleństw pełne były tereny sąsiadujące z pewnymi co bardziej magicznymi miejscami na mapie Hellridge. Wrócił do niego myślami, wołając pannę Hensley — od kiedy stała się dla niego aż taką zagadką? Jakim nieboskim cudem z enigmy absolutnej stała się dla niego enigmą absolutniejszą, gdy zamiast z biegiem czasu rozumieć ją coraz lepiej, raz za razem dawał jej się tak zaskakiwać? I wreszcie — od kiedy zamyka demony w przedmiotach? Bo od kiedy przynosi do domu zwierzęta, to już wie od pewnego czasu. Pod tym względem są — w pewnym naciąganym sensie — bardzo do siebie podobni. — Coś się stało? — Powtórzył jak echo, gdy pojawiła się w progu — obiad zrobiłem. Chce udawać? Nie ma problemu, nie muszą nadawać spożywaniu posiłku w swoim towarzystwie żadnej specjalnej etykietki, te na koniec i tak nie mają znaczenia. Grunt, to dobrze się najeść i jeszcze lepiej spędzić czas — w podzięce. Za pamięć — kiedy powiedział jej, że ma urodziny w maju? Za intencję — doskonale trafiła ze swoim prezentem. I za to, że go lubi — bo czy zawracałaby sobie głowę dla kogoś, kto nic dla niej nie znaczy? Marvin chciałby dla niej zrobić przynajmniej drugie tyle. Wzruszył ramionami. — Po pracy pewnie głodna jesteś to pomyślałem, że zrobię coś na szybko — ręka nieco nerwowym odruchem próbuje zmierzwić spięte do gotowania włosy, nim na stół trafia wszystko to, co nagotował, a to nawet nie wszystko, bo w lodówce czeka na nich jeszcze ciasto. Wskazał jej wolne krzesło i reflektując się zaraz podbiega, by rzeczone dla niej odsunąć. — Skąd ty… No, skąd wytrzasnęłaś Stanleya? Czy musi precyzować, kogo ochrzcił takim imieniem? |
Wiek : 34
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Złota rączka
Sandy Hensley
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 173
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 12
Obiad zrobiłem. Twarz Sandy zazwyczaj nie wyraża zbyt wielu emocji. Wróć. Twarz Sandy wyraża emocję jedną, która przede wszystkim kieruje jej życiem, i jest to smutek. Często mylony z obojętnością, szczególnie przez tych, którzy nie znali jej zbyt dobrze. A więc pełno było takich osób. Wargi, których kącik delikatnie opadał w dół, oczy, którym zabrakło blasku i iskierki ciekawości, nieobecne spojrzenie. Obraz kogoś, kogo doświadczana rzeczywistość niewiele obchodzi – i było w tym sporo racji, choć nie z takiego powodu, o jakim można by było pomyśleć. A więc twarz Sandy zazwyczaj nie wyraża emocji zbyt wielu – lecz tym razem jej brwi podskoczyły solidnie do góry, a spojrzenie były nad wymiar obecne, jak mało kiedy. Obiad. Dla ich dwójki? Miał urodziny. Nie chciał tego wieczoru spędzić z jakimiś kolegami? Kimś, kogo lubił? Kimś, kto jest ważny? Na stole wylądowały potrawy. Marvin dość nerwowym ruchem próbuje zmierzwić spięte włosy, a potem nagle podbiega, gdy już Sandy przymierza się, aby faktycznie usiąść, grzecznie, do tego stołu, i odsuwa jej krzesło. Rzuca mu równie nerwowe, co niepewne spojrzenie, ale nie komentuje i nie zabrania mu potraktowania jej… no, w ten sposób. Chociaż czuje się dziwnie. Niezręcznie? Może odrobinę. Niemniej jednak przełyka wszystkie wątpliwości, jakie chodzą jej po głowie, a Arakuna, który przez moment siedział jej na kolanach, puszcza wolno, by pobiegał po podłodze. Niebawem znajdzie zapewne miseczkę i tam właśnie zacznie się uczta. Ewentualnie znów dokopie się do zapasu ciasteczek. — Stanleya? – powtarza za nim, bo w pierwszym odruchu nie potrafi zrozumieć, że dzisiejszy prezent został już nazwany. – Cochelę – odpowiada sobie sama, ciszej, z krótkim westchnieniem. – Rezerwat jest domem dla wielu magicznych stworzeń. Również dla takich, szczególnie po deszczu. Ślimaki bardzo lubią przecinać leśne dróżki tuż po opadach i wtedy szczególnie trzeba uważać pod nogi. Nie zmienia to jednak faktu, że Sandy, chociaż się nimi opiekuje, nie ma prawa do wynoszenia ich poza granice i szastania ich życiami na prawo i lewo. — Ale tego akurat kupiłam. Gdzie? Nieważne. Jak będzie potrzebował, kupi mu również kilka innych. |
Wiek : 30
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : medium, opiekun w Rezerwacie Bestii
Marvin Godfrey
WARIACYJNA : 13
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 198
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 2
TALENTY : 19
Być może w sercu Marvina coś podskoczyło na widok Sandy wyrażającej emocję inną niż cokolwiek z typowego dla niej i — nie oszukujmy się — ubogiego arsenału, co tylko go zachęciło do prób, by ten wyczyn jeszcze raz powtórzyć. By się jakkolwiek wykazać i osiągnąć przynajmniej połowę tego zaskoczenia, które wywarły na nim znalezione w szopie skarby. Zasłużyła na przynajmniej tyle, za tę całą troskę, o którą wcale nie prosił, a i tak otrzymał. Dlatego odsunięcie krzesła ma w sobie więcej z odruchu, niż kalkulowanego zamiaru. To jak rzecz, którą poczuł, że powinien zrobić tu i teraz. Że tak powinna być traktowana. Po tym wreszcie także Arakun znajduje w misce kąski przeznaczone dla szopiego brzucha — Marvin ostatnio spędził sporo czasu na poduczaniu się na temat szopów, ich zwyczajów, jedzenia i prawdopodobieństwa, że w akcie desperacji rzeczony może dokopać się do żywej spiżarni zamkniętej w akwarium i zacząć poczęstunek od Stanleya. Prawdopodobieństwo dokopania się ocenił w trakcie na bardzo wysokie, co tylko zachęciło go do rozpieszczania Adama pod względem kulinarnym. Oczywiście nie dowiedział się wielu faktów na temat relacji szopów i cocheli, ale efektem pogłębionej analizy szopich zwyczajów jest miseczka pełna owoców, orzechów i jedno ugotowane jajko. Nie mogłem się zdecydować — pada w lakonicznym wyjaśnieniu, ale Adam nie wygląda, jakby potrzebował jakiegokolwiek. Dopiero potem Godfrey wraca na swoje miejsce, nakłada porcję na swój talerz i pomaga ugościć się pannie Hensley. — No… — Potwierdza, choć kwestia imienia pozostaje jeszcze otwarta, jeśli z biegiem czasu i pogłębionej analizy zwyczajów Godfrey dojdzie do wniosku, że Stan bardziej czuje się kobietą. Ze ślimakami nigdy nie można mieć pewności. — A… Kupiłaś — mruknął do siebie, tylko odrobinę zmartwiony faktem, że wydaje pieniądze zarobione w Cripple Rock na… No, niego. Z jednej strony to miły gest pamięci, z drugiej zaś zbytek, na jaki wcale nie musiała wydawać pieniędzy, choć nawet sam Marvin ze swoją bardzo powierzchowną wiedzą na temat bestii nie byłby szczęśliwy na myśl o tym, że Sandy wyrwała Stana z jego naturalnego środowiska. Westchnął, krojąc o dziwo całkiem nieźle dopieczone mięso. Jeszcze nie dotarł do pół–surowych ziemniaków, więc póki co entuzjazm i dumna z siebie rosną wprost proporcjonalnie do apetytów obojga. — A ja ci się… No, pracuje? Wszystko w porządku? Dogadujesz się z— By nie wyrwało mu się za dużo, włożył pierwszy kęs do ust, by zająć się żuciem i słuchaniem, co Sandy myśli o Lanthierach. Nie odrywa od niej wzroku, jakby chcąc wyczuć, czy czegoś przed nim nie ukrywa. |
Wiek : 34
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Złota rączka
Sandy Hensley
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 173
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 12
Czy jej się zdawało, czy usłyszała w jego głosie zmartwienie? Chociaż mięso znalazło się, wraz z ziemniakami, na talerzu Sandy, nie tknęła go jeszcze, spojrzeniem analizując twarz Marvina. Ta nie była trudna do przeczytania; Marvin był o wiele bardziej emocjonalny niż Sandy i o wiele mniej krył te emocje. Wolałby, żeby nic mu nie kupowała? Albo narysowała laurkę? Albo w ogóle nie pamiętała? — To nic wielkiego – zapewnia go, bo w jej głowie faktycznie, nie jest to nic wielkiego. Może nie dostaje wielkiej pensji. Może i nie pływa w luksusach i ciężko jest jej łączyć koniec z końcem. Ale to Marvin jej w tym wszystkim pomaga. Marvin przygarnął ją pod swój dach, ugościł i dał jej miejsce, które może nazywać swoim. Marvin toleruje towarzyszy z zaświatów (tym łatwiej, że zazwyczaj ich nie widzi), i zwierzęcych gości, którzy mieszkają w okolicy Sandy. Najpierw Wakiya, teraz Arakun. Do zwierzyńca dołączył Stanley, lecz to zwierzątko Marvina. Podobnie jak cała rzesza pozostałych ślimaków. I w końcu – Marvin poświęca swój czas, samochód i paliwo, żeby codziennie zawozić ją do pracy i z niej również odbierać. To, co mu dała, w porównaniu z tym, co on dawał jej, to naprawdę nic wielkiego. Zasługiwał na więcej. Już mu to powiedziała. Nie zmieniła zdania. Chwyciła powoli za sztućce i zaczęła kroić mięso, nawet jeśli jej dieta ogólnie była głównie wegetariańska. — Tak – odpowiada krótko i konkretnie, niezaskoczona tematem, który padł. – Nie zajmuję się, póki co, groźnymi bestiami, nie mam jeszcze odpowiedniej wiedzy na ten temat. W głównej mierze wciąż sprzątamy las po ostatniej- - apokalipsie, miała na końcu języka, ale nie powiedziała. Marvin nie powinien o tym wiedzieć. Wiedziała o tym Sandy, ale on zasługiwał na to, aby w spokoju przeżywać swój czas i zajmować się warsztatem. Nie powinien wiedzieć i nie powinien ryzykować. Sandy jeszcze nie do końca sama rozumiała, jak wielka jest stawka, o której mówił jej Ronan. – …klęsce – dokańcza słowem znalezionym na poczekaniu. Udaje jej się ukroić kawałek mięsa i włożyć go do ust, aby odkryć, że był naprawdę zaskakująco smaczny. – Kupiłeś nową książkę kucharską? – tym razem sztućce sięgają po ziemniaka, który był niedogotowany, ale Sandy nie była na tyle doświadczoną kucharką, aby wychwycić to na pierwszy rzut oka. Nie pamiętała, kiedy ostatnio rozmawiali tak swobodnie. Czy w ogóle tak rozmawiali. Czy w ogóle mówiła do niego zdaniami innymi niż zdawkowe. Kiedy to się zaczęło zmieniać? Wsunęła do ust i ziemniaka i szybko poczuła w ustach, że ten trafił na talerz… odrobinę zbyt szybko. Zatrzymała spojrzenie w jednym miejscu stołu, zastanawiając się, co zrobić. Nie wypadało przecież wypluwać, kiedy Marvin tak bardzo się starał. Jednakowo wiedziała, czym kończy się zjedzenie surowych ziemniaków – oboje potem mogą borykać się z tragicznym bólem brzucha. Decyzja była jedyna właściwa, nawet jeśli nie wygodna. Nie powiedziała nic, zwyczajnie przełykając kawałek tego, co już do ust włożyła. Najwyżej nie zje ich więcej. |
Wiek : 30
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : medium, opiekun w Rezerwacie Bestii
Marvin Godfrey
WARIACYJNA : 13
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 198
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 2
TALENTY : 19
Zapach obiadu, odgłosy Adama dobierającego się do miski, a nawet niecodzienne zdziwienie na twarzy Sandy razem do kupy składają się na obraz najdziwniejszej sielanki, jaką doświadczył w swoim dotychczasowym życiu. A to przecież od samego początku przepełniały szepty, zmęczenie, a często także podskórny strach. Nie zamierza więc ukrywać żadnej z całego wachlarza targających nim emocji — byłby kompletnym głąbem, gdyby krył je w momencie, gdy kompletnie nie było ku temu takiej potrzeby. Spuścił lekko łeb. — Dziękuję. Po prostu się nie spodziewałem — gdyby miał powiedzieć nie przywykłem, byłoby to połowiczne kłamstwo. Jako dziecko, choć z biednej rodziny, gdzie niczego nie zbywało, zawsze mógł liczyć przynajmniej na pamięć. Dowodem na to jest choćby poranna rozmowa z matką i ten obiad. Bez jej instrukcji nie dałby sobie z tym rady. To po części właśnie dzięki niej siedzą właśnie nad żeberkami, których Marvin bierze następny kęs, zgodnie z wewnętrzną regułą nakazującą zacząć konsumpcję od ulubionych części dania. Jedzenie zaskończy więc na ziemniakach… — Nie potrzebujecie pomocy? — Sprzątanie lasu brzmi znajomo, zajmował się tym jakiś czas temu i wie, że jeszcze tam wróci. Może więc— — Ostatnio trochę pomagałem w sprzątaniu tam, jak będę miał chwilę to mogę przyjechać jeszcze raz i coś poprzenosić — wymówka jak każda inna, by pewne rzeczy móc ujrzeć na własne oczy. To najlepiej połączy przyjemne z pożytecznym. Las tylko na tym skorzysta. Tematu rzeczonej klęski już więcej nie poruszył, uważając to za zbyt grząskie jak na taką rozmowę, choć od czasu zebrania w Billy Goat odnosi wrażenie, że z czasem stanie się nieuniknione. Ale jeszcze nie teraz. Teraz ważniejsze jest jedzenie i miła atmosfera, a co do tego pierwszego— — Gdzie tam — machnął nonszalancko dłonią i można byłoby przysiąc, że poczerwieniał nieco — mam dobrą instruktorkę, co mi trochę przez telefon pomogła. Konkretniej dobrać czasy i parametry gotowania, ustawić piekarnik, dobrać przyprawy do żeberek, a przede wszystkim wskazać sklep, gdzie przy okazji kupi jakiś całkiem dobry deser, bo na to ostatnie na pewno nie starczyłoby mu czasu. — Mam rozumieć, że się spisałem? — Zapytał w odpowiednim momencie, bo gdy panna Hensley już przełykała ten kawałek ziemniaczka, którego zjedzenie przez nie do końca przystosowany organizm, mogłoby sprowadzić biegunkę i gorączkę. I to jednocześnie. Od tymczasem beztrosko i nieświadomie oddziela kolejny kawałek mięsa od kości. |
Wiek : 34
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Złota rączka
Sandy Hensley
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 173
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 12
— Wiem. W końcu o to w tym chodziło. O to, że się nie spodziewał. Na tym polegają przecież niespodzianki. Sandy nie zrobiła ich zbyt wiele w życiu, i mogłaby śmiało stwierdzić, że większość z tych, na które się zdecydowała. Nie były przyjemne. Zazwyczaj dotyczyły znajdowania pustego pokoju, pustych szaf, pustego łóżka… Marvin mógł zaliczyć się do szczęściarza. Znalazł magicznego ślimaka i zaklęty przedmiot. I mały liścik. Unosi wzrok na niego znad talerza. Może za mało jeszcze wie, może jest za mało wtajemniczona. A może za bardzo ufa, że Marvin naprawdę nie ma złych intencji. Może widzi go jako kogoś, kto nie byłby w stanie wyrządzić komuś krzywdy, zaszkodzić. Może widzi go jako osobę naprawdę dobrą w głębi serca i altruistyczną. — Pomoc zawsze by się przydała – odpowiada mu więc bez chwili zawahania. W końcu w ten sam sposób poznała Ronana. Zgłosiła się na ochotnika. Dlaczego zaproponował jej wtedy pracę? Najpewniej dlatego, że z rezerwatu wyniosła nie tylko zdolności, ale również szacunek do natury. — O ile pamiętam, Rezerwat wciąż przyjmuje wolontariuszy. Zniszczeń jest wiele, zwłaszcza odkąd barghesty uciekły z przeznaczonego dla nich terytorium. Kilka była w stanie przetransportować z powrotem, razem z Ronanem, ale… ostatnio na własne oczy widziała pokłosie ich ucieczki. Szkoda, że nie zdążyła na czas odzyskać pentakla. Spogląda na niego z pewną dozą podejrzliwości. Tajemnicza instruktorka gotowania… a wcześniej tajemnicza kobieta, z którą umówił się Marvin… wciąż nie wiedziała, czy się z nią spotkał. Już powiedziała, że nie chce stać na drodze do jego szczęścia, czemu więc czuje się, jakby to robiła? — Nie chciałeś się spotkać z tą instruktorką? Albo jej się zdawało, albo wokół Marvina ostatnio było więcej kobiet niż dotychczas. A może po prostu nie zwracała na to wcześniej uwagi. Czemu teraz zaczęła? Myślała, że ma jakiekolwiek prawo wtrącać się w jego życie? Już ustalili, że nie. Towarzystwo tejże instruktorki na pewno byłoby milsze niż… ona. Czemu więc siedzi tutaj ona zamiast jego przyjaciół? Marvin nie mógł lepiej dobrać okoliczności do pytania. Niedogotowany kawałek ziemniaka ledwie przeszedł przez przełyk. Sandy przyjęła to z miną dokładnie taką, jaką miała zaledwie chwilę temu. I wczoraj. I tydzień temu. Z miną wyrażającą dokładnie nic. — Bardzo – pochwała wypływa gładko z jej ust, do których za moment podnosi szklankę, by dla pewności przepić nieprzyjemnego gościa. Po tak niewielkim kawałku nie powinno jej się nic stać. Za moment powraca do żeberek. W końcu nie kłamała. Nie tak bardzo. Mięso naprawdę mu wyszło. Postarał się. Wciąż nie wiedziała, dlaczego, przecież wcale nie musiał. Nie miała serca odbierać mu zasług. Jeszcze tylko wystarczy coś wymyślić, żeby sam tych ziemniaków nie zjadł. — Została jeszcze jakaś porcja mięsa? Zawsze będzie mógł dołożyć jeszcze trochę. Sobie, oczywiście, jej wystarczy. A jeśli nie, to… to zaczeka, aż skończy swoje żeberka, zanim zabierze się za ziemniaki. W głowie zaświtał jej niewielki plan. |
Wiek : 30
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : medium, opiekun w Rezerwacie Bestii
Marvin Godfrey
WARIACYJNA : 13
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 198
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 2
TALENTY : 19
Marvin to prawdziwy szczęściarz, choć nigdy nie przekuł to szczęście w żadną wygraną na loterii. Na znak wdzięczności gotów byłby Sandy nawet przytulić, gdyby nie reakcja, jakiej się spodziewa w odpowiedzi. A właściwie jej brak, bo nie miał wątpliwości co do tego, że taki kontakt fizyczny fizycznie by ją zamroził. Utrwalił w tej kuchni jak komara w bursztynie. Nie chciał jej tego robić. A już na pewno siłą. Ogranicza się więc do bezpiecznej, niezobowiązującej celebracji bezkontaktowej, nie wracając choćby na moment do tego, co wyczytał z niej jakiś czas temu. To nie ma w tej chwili znaczenia, a Marvin nie będzie jej nigdy o tym przypominać — jest absolutnie pewny tego, że sama doskonale radzi sobie z rozpamiętywaniem przeszłości. Nie potrzebuje do tego niczyjej pomocy. — Jak będę miał mniej zleceń, to mogę tam zostać na trochę — przybrało kształt obietnicy i zamieszkało między nimi. Co za okrutny paradoks, że Marvin w kółko martwi się o obecność Lanthiera w życiu Sandy, a w tym czasie ona analizuje obecność każdej kobiety, która przewija się przez opowieści Godfreya. Nawet, jeśli ta jest jego matką. Wstrzymany oddech i spojrzenie pełne niedowierzania poprzedzają odpowiedź przesyconą najczystszym zdumieniem. — A-ale… — Zamurowało go na moment, nie dowierzając słowom, które tak po prostu padły z jej ust — …jeszcze się spotkam przecież — odpowiada wreszcie kompletnie zbity z pantałyku i nieświadomy faktu, że Sandy mogła pomyśleć o każdym, tylko nie o Minervie — kobiecie, która poświęciła swoje najlepsze lata z życia, żeby wychować takiego kartoflanego tłuczka, któremu nawet kartofle nie wyszły dziś najlepiej. Ale przynajmniej nie ma jeszcze świadomości, że właśnie podtruwa współlokatorkę surowym ziemniakiem. Została jeszcze jakaś porcja mięsa? — Tak, jasne — skrzypnięcie krzesła, krok w kierunku kuchenki i jeszcze jedna porcja parujących żeberek bez pytania pada na talerz panny Hensley. Marvin swoją już prawie dojadł, a za chwilę zajmie się tym, co lubi trochę mniej. Porządek obrad musi zostać zachowany, inaczej zapanowałby chaos, a Godfrey żywiłby się wyłącznie tłuszczem i panierką z kurczaka. Czyli nie najzdrowiej. — Myślałem też o klopsikach, ale mama powiedziała, że to dłużej potrwa, bo jeszcze bym musiał bawić się w mielenie. A zamarynowane żeberka to chwila. Zrobiłem je rano, a przypiekłem po powrocie. — Wyjawia sekret mistrza, odrywając od kości ostatnie kęsy mięsa. Naczynie z parującymi żeberkami kusi, wyłożone na stół. — Dołożyć ci coś jeszcze? Może ziemniaczka? |
Wiek : 34
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Złota rączka
Sandy Hensley
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 173
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 12
— Jasne. W końcu to nie przymus, żeby pomagać w Cripple Rock. Mimo wszystko, zainteresowanie Marvina było… miłe. Kąciki ust Sandy drgnęły nawet w czymś, co przypominać miało uśmiech. Uśmiech, który szybko przygasł przy temacie tym drugim. Otóż, do głowy absolutnie jej nie przyszło, że w temacie wypieków i innych potraw mógł radzić się swojej mamy. Może to kwestia tego, w jaki sposób ona żyła. Swojej matki mogła się poradzić w tematach duchów i obchodzenia się z duszami, ale nigdy odnośnie gotowania. To zresztą nie miało być jej obowiązkiem. Popatrz, mamo, jak bardzo się myliłaś. Krótkie skinienie głowy kończy temat. W wyobraźni Sandy pozostanie więc inna przyjaciółka Marvina, o której ona nie musiała wiedzieć, więc nie kontynuowała tematu. Z tym tylko, że zaczynała czuć się… niepotrzebna. Jakby była przeszkodą. Może jednak powinna była przeprowadzić się do Cripple Rock, żeby umożliwić samodzielne, szczęśliwe życie Marvinowi. Może powinna się spakować i wynieść pod osłoną nocy – jak to często robiła. Może powinna. Ale próbowała nie być tak wielkim tchórzem, jakim była przez całe życie. Wkrótce wyjawia się tajemnicza przyjaciółka, która doradzała w tematach kulinarnych, z tym tylko, że Sandy nie za bardzo łączy kropki na czas, zajęta obmyślaniem innego planu i wyratowaniem Marvina od niestrawności związanych z niedogotowanymi ziemniakami, kiedy jednocześnie nie chce powiedzieć mu tego wprost, bo nie chce, żeby poczuł się źle. A żeberka wylądowały na jej talerzu w oka mgnieniu, więc plan pierwszy spalił na panewce. — Pomyślałam… - plan B był ryzykowny, bo Marvin właściwie nie widział nigdy, żeby Sandy piła – że może pasowałoby do nich wino. Mamy jakieś, prawda? Sandy na winach się nie znała. Nie miało znaczenia zresztą, jakie. Najważniejsze, żeby Marvin na chwilę wyszedł. A co potem? Czas na improwizację. |
Wiek : 30
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : medium, opiekun w Rezerwacie Bestii
Marvin Godfrey
WARIACYJNA : 13
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 198
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 2
TALENTY : 19
Nie zdarzyło się Marvinowi dotąd napomknąć o tym, że w Cripple Rock bywał, a nawet był ostatnio i kopał doły pod nowe krzaczki w imię nowego początku leśnych ostępów i ich mieszkaców. Dlaczego o tym nie wspomniał? Przydusiło go wszystko inne, głównie to, że już raz omal się z nią nie żegnał, oddając ją w całości lasom właśnie. Cripple Rock to ciągle powtarzający się temat w Golden Hour, ale nie tylko. Cripple Rock to jednocześnie temat tabu, bo tam ostatnio zamieszkało aż pół Sandy. A Marvin nie mógł wykluczyć, że ona wcale nie życzy sobie być rozrywana. Tak mu się przynajmniej wydaje. Jak piękny byłby ich świat, gdyby częściej rozmawiali otwarcie? Jak wielu nieporozumień by uniknęli? I czy nie przestaliby przypadkiem wtedy rozmawiać ze sobą już na dobre? To byłoby straszne. Skrzypiące deski parkietu kuchennego nie przynoszą żadnych odpowiedzi, dzielnie znosząc prawie osiemdziesiąt kilogramów krzątającego się Godfreya i chłonąc w swoją strukturę bogactwo kuchennych zapachów, przykrywających ten jeden moment słabości sprzed kilku dni, kiedy do obiadu zapłonął papieros. Czujny nos panny Hensley prawie na pewno wykrył tę anomalię — komentarz do tego był najwyraźniej zbędny, bo i nie padł. Marvin i Sandy różnią się niemal wszystkim, ale czy to powód, by nie dać im szansy? — Wino? — Zaskoczenie w głosie zmieniło całkiem normalne sylaby w chyba–piskliwy, a na pewno bardzo nie Godfreyowy — tak, znajdzie się coś, tylko… — podskoczył aż, jak oparzony z siedzenia i zaraz znalazł się przy drzwiach — …tylko nie wiedziałem, że pić będziesz, tak to wcześniej bym— Aż taki marny z niego gospodarz? Kroki w salonie i skrzypnięcie wysłużonych zawiasów w barku to cennych kilkadziesiąt sekund, w których Sandy może zrobić, co tylko zechce. Do Marvina zaś należy zadanie nie mniej trudne, bo po pierwsze, wyciągnięcie z barku czegoś stosownego do okoliczności, a po drugie — pasującego do żeberek. Skąd, na cycki Aradii, Godfrey ma wiedzieć, co pasuje do żeberek? To jakiś koszmar, w którym butelki krzyczą do niego wybierz mnie, ale żadna nie podaje dobrego argumentu. |
Wiek : 34
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Złota rączka
Sandy Hensley
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 173
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 12
Widziała tego papierosa, który nagle został odpalony przy obiedzie, ale tym razem go zignorowała. Być może Marvin nawet nie będzie palił go długo, bo sądząc po zaskoczeniu, chyba właśnie skoczyła mu adrenalina. Tylko wcale nie chciała sprawiać mu przykrości, albo sugerować, że się źle przygotował… — Ja też nie wiedziałam – próbuje jeszcze dodać zanim wyjdzie, ale nie ma pewności, na ile ten argument w ogóle go przekonał. Wychyliła się jeszcze zza stołu, aby spojrzeć za nim i upewnić się, że na pewno wyszedł wystarczająco głęboko do następnego pomieszczenia. Wyglądało na to, że wszystko teraz powinno być pod kontrolą, wystarczy tylko… Ciche smoknięcie podnosi uszy i łepek szopa, który właśnie miał przerwę w jedzeniu i bujał się na plecach, chwytając własny ogon. Przy skinieniu głowy Sandy popatrzył na nią z zainteresowaniem i dopiero po trzecim powtórzonym geście, już trochę zniecierpliwionym, zdecydował się zaufać i podejść do niej. Poklepała siedzisko krzesła Marvina, Arakun wdrapał się na nie bez problemu, a stając na tylnych łapkach, zobaczył swoje Eldorado, już sięgał łapką i… — Nie, nie ruszaj! – nagły podniesiony głos spłoszył zdezorientowane zwierzę. Głośne szurnięcie krzesła zwiastowało powstanie Sandy, a brzdęk na talerzu – sztućca, który z okrutnym brzdękiem spadł na podłogę. – Masz swoją miskę, nie wolno! – prawi kazanie, chociaż nie patrzy nawet na szopa, który uciekł faktycznie do swojej miski i wyglądał, jakby nie wiedział, co się w końcu wokół niego dzieje. Tym samym Sandy zniżyła się, żeby zebrać z podłogi widelca, a zaraz potem sięgnąć do talerza Marvina. – Nie gniewaj się, nie zauważyłam go – wyznaje niemal ze skruchą w głosie, przechodząc już do kuchni. – Połasił się na ziemniaki, może ich lepiej nie jedz, nie wiadomo, co miał w tych łapach… Na pewno podłogę, gdy chodził na czterech łapach. Hensley już była w kuchni i już zdejmowała ziemniaki z talerza Marvina. Potem tylko je wyrzucić i problem z głowy. |
Wiek : 30
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : medium, opiekun w Rezerwacie Bestii