Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
First topic message reminder :

Pradawny las
Ciągnący się aż do granicy z Kanadą las ma dokładnie tyle lat ile świat. Pomniki natury przebrzmiewają potęgą historii, która odcisnęła się na każdym kawałku kory, na każdym liściu. Śród pradawnego lasu, panuje nieskończony spokój. Ciężko uświadczyć tu żywej ludzkiej duszy. Cisza nie jest tu jednak pusta — na trasach można spotkać łosie, sarny, lisy i inne leśne zwierzęta. Masywne korzenie drzew wplatają się w podłoże i tworzą labirynt naturalnych nieco krzywych alejek. Zielone baldachimy starym drzew tworzą natomiast sufit pełen cieni i ciekawych linii światła, gdy słońce przeciska się pomiędzy igłami. Podobno żyje tutaj stado barghastów, które pół wieku temu uciekły z Rezerwatu Bestii w Hellridge, ale to prawdopodobnie tylko pogłoski.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Arlo Havillard
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 4
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1729-arlo-havillard#23861
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1739-arlo-havillard#24099
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1734-arlo-havillard#24078
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1732-poczta-arlo-havillarda#24075
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f236-waterbury-place-5-8
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1733-rachunek-bankowy-arlo-havillard#24076
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 4
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1729-arlo-havillard#23861
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1739-arlo-havillard#24099
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1734-arlo-havillard#24078
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1732-poczta-arlo-havillarda#24075
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f236-waterbury-place-5-8
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1733-rachunek-bankowy-arlo-havillard#24076
Retoryczny charakter pytania nie wymagał odpowiedzi; wiedział, co widział, co słyszał, co czuł. Nadal, gdy zamykał powieki, a potem oczami układał się obraz utkanej jakby z dymu sylwetki, czuł unoszący sie w powietrzu ciężki, wręcz duszący zapach siarki wypełniający nozdrza. Słyszał niski, skrzekliwy głos tuż przy ucho. Jesteś słaby. Jesteś słaby, Arlo. Arogancki i słaby.
Odtwarzał te słowa wielokrotnie w myślach, rozbierał na czynniki pierwsze, analizował, doszukiwał się w ich drugiego dna. Był arogancki, bo jego samoocena nie spadla, a motywacja wzrosła. Udowodnił to Halfaseowi kilka dni później, gdy opuszki palców przestały palić żywym ogniem.
- Tym razem postawiłem wszystko na jedną kartę - odwzajemnił jej uśmiech; tym razem, pochłonięty praca, nie mial czasu, by zerknąć do biblioteki i poszukać odpowiedzi na mnożące sie w głowie pytania; musiały poczekać na lepsze czasy i mniej napięty grafik.
Czasem nie potrzebowali słow. Choćby w takiej chwilach, jak teraz, gdy przez kilka minut maszerowali w milczeniu ze wzrokiem wbitym w przestrzeń przed sobą; krajobraz lasu nadal był nieco mętny, rozmywał sie na krawędzi jego spojrzenia, kiedy odezwało się w nim zmęczenie nieprzespanej nocy. Wsunął do kieszeni dłoni, zaciskając palce tęsknie na paczce papierosów. Żałował, że nie wyposażył się przed wędrówką w miętówki. Miętowy smak miażdżony pod zębami skutecznie zastępował obecność filtra pod językiem.
Drogę do pola biwakowego Claire odnalazła bez trudu, jakby jedno spojrzenie na mapę sprawiło, że krety, leśny korytarz ścieżek zakodowało sobie w głowie. Ufanie, krok za krokiem, podążał za nią, jego prywatnym kompasem i drogowskazem jednym. Nawet swojej orientacji w terenie nie ufał tak, jak jej. Ona zawsze - ni to kierując sie intuicją, ni przeczuciem - potrafiła odnaleźć drogę. Szósty zmysł, mruknął Arlo w myślach, tajna broń każdej kobiety
Claire przystanęło i dopiero wtedy do jego organizmu zawitało zmęczenie; poczuł go w obolałych mięśniach łydek. Jakby właśnie osiągnął Monut Everest swoich możliwości, mimo iż kiedyś stać było go na dużo więcej.
- Na moje oko nie wyglądasz jak rozjechana żaba - choć jej twarz błyszczała kroplami potu, uśmiech figurujący na jej ustach i odbity na tafli jej oczu dodawał jej uroku. Havillard mial czasem wrażenie, że upływ czasu ją nie nagryzł. Młoda, ładna, pełna wigoru. - Masz na stanie konia, który udźwignie mnie i mojego ego?
Kiedyś musiał być ten pierwszy raz. Do tej pory nie miał okazji, by skorzystać z jej oferty, ale może czas spróbować czegoś nowego, innego?, refleksja zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Rozproszył ją kobiecy głos.
Przytaknął, rzucając plecak w trawę.
Najpierw przerwa, potem namiot.
Butelka pojawiła się w jego dłoni. Pociągnął z niej łapczywy łyk, siadając tuż obok Clarie. Obecność ciastek przywitał głębszym uśmiechem.
- Wiesz co zrobić, by dobry humor stał się jeszcze lepszy.
Czując słodycz w ustach, karmel, sól i kruche ciasto okazało się dobrym połączeniem. Potwierdził to kciukiem skierowanym ku górze.
- Czasem sobie myślę, ze to całkiem dobry pomysł. Tylko ja i demony, demony, ja i mała chatka myśliwska w środku lasu - zaśmiał się cicho; zawtórował mu szum wiatru, który, otaczając chłodnymi podmuchami ich twarze, zmógł się na sile, jakby właśnie zdał sobie sprawy z obecności intruzów na tej pozornie zapomnianej przez wszystkich polanie.
Kiedy jeszcze żył, dokończył za nią w myślach, bo słowa niewypowiedziane zawisły nad ich głowami; miały kanciaste krawędzie, wypowiedziane zraniłby ją mocniej niż ostrze noża.
Kiedy jeszcze mieliśmy okazje było wygodniejszą wersją prawdy. Mniej uwierającą. Mniej bolesną. Przechodzącą przez gardło.
Nie mógł sobie wyobrazić, co czuła po stracie jedynego brata; jakby on się czuł, gdyby Scarlett zniknęła pod wiekiem trumny? Zawsze, gdy wyjeżdżała i nie dawała znaku życia, wpadał w utkane przez panikę sidła. Bał się, że spotka na swojej drodze kolejną odsłonę Teda Bundy'ego, lub innego zwyrodnialca, choć tylko w oczach matki wciąż uchodziła za małą, bezbronną dziewczynkę, którego trzeba na każdym kroku otaczać troską i opieką. Arlo znał prawdę, posmakował jej na własnej skórze. Przypominały mu wyryte na niej blizny.
- Ale las nadal tu jest. Czeka, zaprasza - uśmiechnął się do niej, w geście otuchy ramieniem uderzając o jej rami.
Po chwili, z drugim ciastkiem w zębach, wstał i podszedł ku zapadlinie. Otchłań skutecznie pochłaniała jego ciekawość i zapewne równie chętnie pochłonie jego sylwetkę. Co znalazłby na jej dnie? Podejdź bliżej, jeszcze bliżej, wydawało mu się, ze wiatr szepcze mu te słowa wprost do ucha, wkrótce się przekonasz. Kierowała nim niewidzialna siła, której nie mógł się sprzeciwić i oprzeć. W czterech uderzeń serca w końcu stanął na samej krawędzi przepaści i spojrzał w dół, serce zabiło mocniej w piersi i wtedy przyszło otrzeźwienie.
Co ty wyprawiasz, Arlo?, upomniał się w myślach, ostrożnie się wycofując.
- Pamiętasz - odwrócił się do niej i odszukał wzrokiem jej sylwetkę - jak nadjechał pociąg, a ty krzyczałaś, ile w płucach sił, by pozbyć się z piersi negatywnych emocji? Jego ryk całkowicie cię zagłuszył. Wariatka, pomyślałem wtedy, ale wiesz co? Potem zrobiłem to i samo miałaś racje. Poczułem się znacznie lepiej.
Może to nie była ona? Może to był ktoś, kogo wykreowała jego wyobraźnia?
Arlo Havillard
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : detektyw policyjny, zaklinacz
Claire Finnegan
NATURY : 12
SIŁA WOLI : 22
PŻ : 182
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 8
TALENTY : 18
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2360-claire-finnegan-budowa#33320
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2397-claire-finnegan#34815
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2399-poczta-claire-finnegan#34820
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f264-hilliview
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2400-rachunek-bankowy-claire-finnegan#34822
NATURY : 12
SIŁA WOLI : 22
PŻ : 182
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 8
TALENTY : 18
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2360-claire-finnegan-budowa#33320
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2397-claire-finnegan#34815
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2399-poczta-claire-finnegan#34820
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f264-hilliview
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2400-rachunek-bankowy-claire-finnegan#34822
Gdy Arlo, zamiast tradycyjnie zaprotestować na samą wzmiankę o koniach, zaczął pytać, Claire uśmiechnęła się szeroko. Nie kryła zaskoczenia, wszak jak dotąd, przy niemal każdej okazji, Havillard zbywał temat machnięciem ręki.
- Coś się znajdzie – zapewniła. Konie nie były wprawdzie jej – stajni się jeszcze nie dorobiła – była jednak pewna, że w stadninie, z której zwykle korzystała, mieli odpowiednie zwierzę. Na przykład... – Najwyżej dadzą ci pociągowego. Wielką krowę, która zwykle ciągnie bryczkę a nie dźwiga na grzbiecie zadufanego w sobie detektywa. – Wyszczerzyła zęby radośnie.
Później, wykładając się na trawie, przez chwilę oddychała tylko – równo, głęboko, stając się bardziej świadomą wilgotnej ziemi pod sobą, łaskoczących źdźbeł trawy, szelestu liści w okół, trzasku gałązki zdeptanej taką czy inną łapką. Uwielbiała to. Uwielbiała ten moment, gdy po raz pierwszy tak w pełni odcinała się od miasta i pozwalała ukołysać się ciszy lasu, gór, łąki.
- Gdybyś rzeczywiście wyniósł się w dzicz – wymruczała sennie. – Mógłbyś nawet pokusić się o rolę tego szutniętego dziwaka, którym straszy się okoliczne dzieci. – Czyż to nie byłoby zabawne?
Temat Aidena zamknął jej usta. Na jedną chwilę wróciła do dnia, gdy uprzejmi panowie poinformowali ją o jego śmierci – i odmówili okazania ciala. Tak będzie lepiej, mówili. Nie chce pani tego widzieć. Tylko, że chciała. Naprawdę chciała. Naiwnie sądziła, że niezależnie, w jakim Addie był stanie, powinna móc się pożegnać. Złapać go za rękę. Wypłakać potoki łez na jego brudnej koszuli.
Tezy, że nic nie byłoby jej w stanie przerazić, nie dane jej było zweryfikować. Nie, ucięli temat Gwardziści i Claire naprawdę nie miała już o czym dyskutować.
Te dni do niej wracały. Dzień, gdy dowiedziała się o jego śmierci. Dni do pogrzebu, sam pogrzeb, dni już po. Jeden tydzień, drugi – dni, gdy musiała się uczyć życia na nowo. Wciąż wracały, choć już nie tak często, jak na samym początku.
Las nadal czeka, mówił Arlo i Finnegan uśmiechnęła się blado.
- Moje gołębie otworzyłyby już oficjalny protest – rzuciła z cieniem rozbawienia. Przy Havillardzie mogła. On wiedział. – Zamieniasz nam zamek na dzicz, jakbyśmy były jakimś plebsem – oburzyła się teatralnie, parodiując zadęte tony własnego ptactwa. Nie użyłyby dokładnie takich słów, tak naprawdę może nie użyłyby słów wcale. Sens jednak byłby dokładnie taki. – To karygodne, nie zasługujemy na takie traktowanie.
Słysząc poruszenie, uniosła powieki ostrożnie i spojrzała za Arlo. Mrużąc oczy, patrzyła za nim, gdy podchodził ku zapadlinie i potem, gdy stał na jej skraju, spoglądając w dół. Zmarszczyła brwi, oddychając głębiej dopiero, gdy się cofnął.
Na wspomnienie pociągu zaśmiała się, choć tym razem bez cienia wesołości.
- Pamiętam – przyznała, bo to była ona. Co więcej, to była ona więcej niż raz. – Robiłam tak też wcześniej. I później – wspomniała melancholijnie. – Po Joelu. – Po rozstaniu, całej tej chryi z rozwodem, która może nigdy nie powinna się wydarzyć. – Po jego weselu. – Tym weselu, z którego Flemming tak ochoczo zniknął na kilka dłuższych chwil, zabierając ją ze sobą; tym weselu, w trakcie którego gryzła jego usta tak mocno, by czuć na języku krew; tym weselu, po którym jej biodra zdobiły sińce tam, gdzie trzymał ją zbyt mocno, i po którym–
- Po tym, gdy jeden z klientów był szczególnie niezadowolony. Siniec zszedł mi z policzka dopiero po tygodniu – Uśmiechnęła się krzywo. Już dawno temu nauczyła się, jak niebezpieczne jest to, co robiła.
Westchnęła ciężko i przetarła twarz dłońmi. Gdy pod skórą zaswędziały ją pióra, nie powstrzymywała ich. Pozwoliła wyleźć im na wierzch – miękki, srebrny puch na przedramionach, ramionach, plecach, trochę tylko splamiony krwią z rozdartej skóry – podobnie, jak pozwoliła, by jej tęczówki zalały się lśniącą, ptasią czernią. Ból towarzyszący zmianom był w tej sytuacji niczym, albo – zasłużoną karą, jaką wymierzała sobie sama.
Pilnowała się na co dzień. Przy Arlo od dawna już nie musiała. Niewiele było trzeba, by ich wspólne wyjścia w teren stały się też czasem, by uporała się z własnym napięciem. Z nadmiarem emocji i tą charakterystyczną nerwowością, która budowała się w niej z każdym dniem, w którym odpychała od siebie swoją zwierzęcą stronę.
Odetchnęła głęboko i uniosła się na łokciach, spoglądając na Arlo.
- W porządku? – zapytała po prostu, pozornie bez związku z czymkolwiek. Była jednak ta rozpadlina. I Havillard tuż na jej skraju raptem parę chwil wcześniej.
Claire Finnegan
Wiek : 32
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Cukiernik w "Pączku w Maśle", handlarka informacji
Arlo Havillard
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 4
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1729-arlo-havillard#23861
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1739-arlo-havillard#24099
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1734-arlo-havillard#24078
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1732-poczta-arlo-havillarda#24075
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f236-waterbury-place-5-8
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1733-rachunek-bankowy-arlo-havillard#24076
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 4
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1729-arlo-havillard#23861
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1739-arlo-havillard#24099
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1734-arlo-havillard#24078
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1732-poczta-arlo-havillarda#24075
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f236-waterbury-place-5-8
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1733-rachunek-bankowy-arlo-havillard#24076
Pamiętał, jak zdradziła mu swój sekret; wręczyła klucze do świata, do którego mało kto miał dostęp. Na widok piór porastających jej dłoń powiedział już cię więcej nie chwalę, bo cala obrośniesz w piórka z delikatnym, falującym na ustach uśmiechem. Nie wzdrygnął się. Nie splunął jej w twarz. Nie wydał sie tym nawet zaskoczony; jego siostra zmieniała się w morskiego, żądnego krwi potwora, pozostawiła na jego plecach i ramieniu dwie blizny, przywykł do odmienności, otaczała go od dawna. Zamiast się wycofać, podszedł bliżej i zbadał pod opuszkami strukturę jej piór - delikatnie, w obawie, że jego dotyk ją zrani, w końcu dostrzegł ściekającej po jej dłoni krew, skapywała z palców na podłogę szkolnej toalety. Nie zapytał czy to boli, zastąpił swój lęk innymi słowami - są gołębie? Potem, gdy przełknęła ślina i udowodnił jej ostatecznie, ze może mu zaufać zdradziła mu nieco więcej tajemnic zwięrzocopodobnych.
- Nie myj okien przez najbliższe pół roku, bo zaraz będę brudne - zawtórował jej, nie kryjąc ukształtowanego na ustach uśmiechu. Zwyczaje gołębi były osobliwe. - Wygląda na to, że przywykły do luksu i mają bardziej wygórowane potrzeby od nas - dodał, nie mogąc powstrzymać cisnącego się na usta rozbawionego uśmiechu; jej więź z gołębiami zawsze dostarczała im materiału do anegdot. - Właściwie nigdy cię o to nie pytałem - zawahał się, ale słowa już padły, wiec wypadałoby skończyć, a nie urwać w połowie zdania, łudząc się, że pojmie jego intencje, jakby potrafiła czytać w myślach - wiem, że rozumiesz ich język i sie z nimi komunikujesz - kontynuował w międzyczasie wstając. - Ale czy mają równie rozbudowane słownictwo co my i rozpoznajesz je choćby po barwie głosu?
Uśmiech z ust Havillarda zelżał.
Zapadlina - ile ludzkich istnień pochłonęła?, ta myśl ukształtowała się pod kopuła jego czaszki, gdy stanął na niemal jej samej krawędzi, patrząc w dół, jakby w nadziei, ze odnajdzie tam szczęście, choć wcale go nie szukał; już przy nim było, dlaczego wiec pragnął więcej, dlaczego to, co miał, było nie wystarczające?
Słysząc krótkie pamiętam, poczuł ulgę. Rzeczywistość nie pogubiła się na kartach snów i wyobraźni. To ona krzyczała w tunelu, chcąc wykrzyczeć  zalegając w niej cały zbędny bagaż emocjonalny, pod którym uginało się jej ciało.
Objął spojrzeniem jej sylwetkę, gdy kolejne wyznania - po joelu, jego weselu, po tym jak... - wypełniły przestrzeń między nimi. Już dawno przestał sie wtrącać w jej drogą pracę - w handel informacjami, choć wiele razy widział na jej skórze siniaki niezadowolonych klientów. Prawdy, półprawdy, małe kłamstwa, kłamstewka i kłamstwa. Sam kiedyś, gdy był jeszcze naiwny, wierzył wszystko, co mówiła, teraz nieco łatwiej było mu wyegzekwować z tonu jej głosu, kiedy mijała się z faktami, jednocześnie chcąc wierzyć, że, gdyby wykapowałaby się poważne kłopoty, szukałaby pomoc właśnie u niego.
Prześlizgując spojrzenie po jej twarzy, dostrzegł pierwsze pióra na jej policzkach. Podobno prawdziwej natury nie da się oszukać, dlatego właśnie igdy nie czuł się tym przytłoczony, nigdy nie uważał tego za niewłaściwie, karykaturalne, obrzydliwie. Fascynowała go natura jej odmienności i długo szukał sposoby, by jej pomoc; by niekontrolowane przemiany nie pojawiały się na zwołanie, w przypadkowym momencie - na szkolnym korytarzu, na lekcji, a potem - w dorosłym życiu - w cukierni, w supermarkecie, na dworcu, na środku ulicy. Niestety - bezskutecznie. Ale tu w lesie, otoczona drzewami, tu, gdzie rzadko ktoś zaglądał, w jego towarzystwie, była bezpieczna i mogła być sobą - poczuć zew natury i chwilowo się w tym zatracić.
- Postrzeliłem kiedyś człowieka i zmarł w szpitalu - przykucnął obok niej; patrzyła na niego para bezbiałkowych, ptasich oczu. To kiedyś nie było tak odlegle, jak mogło im się wydawać. To kiedyś miało miejsce rok temu z hakiem. - Mówiłem ci już o tym - odezwał się w końcu, przełamując cisze. Na pewno ci mówiłem, dodał w myślach, teraz niepewny własnych słów. Zrozumiał intencje, jakie kryło się z jej pytaniem i nie uciekał przed odpowiedzią, niemniej jego usta opuściło westchnienie. - Od tamtego momentu coś ciągnie mnie ku ryzyku, jak teraz, w tą przepaść. Nieznane siła, coś jak rytuał. - Wzruszył ramionami. Dopiero teraz, gdy włożył te słowa w swoje usta, zrozumiał, jak to absurdalnie brzmiało.
Arlo Havillard
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : detektyw policyjny, zaklinacz
Claire Finnegan
NATURY : 12
SIŁA WOLI : 22
PŻ : 182
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 8
TALENTY : 18
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2360-claire-finnegan-budowa#33320
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2397-claire-finnegan#34815
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2399-poczta-claire-finnegan#34820
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f264-hilliview
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2400-rachunek-bankowy-claire-finnegan#34822
NATURY : 12
SIŁA WOLI : 22
PŻ : 182
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 8
TALENTY : 18
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2360-claire-finnegan-budowa#33320
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2397-claire-finnegan#34815
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2399-poczta-claire-finnegan#34820
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f264-hilliview
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2400-rachunek-bankowy-claire-finnegan#34822
Na pytanie Arlo uśmiechnęła się przelotnie. Rzeczywiście, nigdy nie pytał – wiedziała jednak, że był ciekawy. Wstrzemięźliwość Havillarda była w tym przypadkiem wyrazem szacunku, nie ignorancją. Od samego początku był jej azylem, opoką zupełnie innego rodzaju niż kiedykolwiek mógł zostać Joel – lub może jakikolwiek inny mężczyzna. Uczuć, które łączyły ją z Arlo, nie komplikowała romantyczna miłość – a to z kolei sprawiało, że ta miłość, która między nimi była, znaczyła wyraźnie więcej niż cokolwiek, co Claire miała z innymi. Arlo zawsze o nią dbał i ona dbała o niego. Pomagał jej, gdy przemiany wciąż jeszcze wymykały jej się spod kontroli, i gdy wciąż nie potrafiła radzić sobie z bólem. Pomagał, gdy na horyzoncie pojawiało się ryzyko, że ktoś ją zdemaskuje i wtedy, gdy była zwyczajnie przytłoczona tym, jak jest inna.
Teraz wciąż była inna, ale już inaczej. Nie bała się już tego i nie unikała. Ból stał się znajomy, ostrożność zostala nawykiem. Teraz – teraz Arlo mógł pytać, a Claire była zaskakująco gotowa zaspokoić niemal każdą ciekawość.
- Nie do końca – przyznała więc teraz, zerkając na Havillarda gdy wstawał. – Poznaję je po głosie, przynajmniej te moje. – W pewnym sensie wszystkie gołębie były jej, ale te, które mieszkały u niej, w gołębniku Hillview – te należały do niej bardziej. – Ale jeśli chodzi o słownictwo, to... – zawahała się, zastanawiając, jak najlepiej to opisać. – Jest bardziej proste, konkretne. Mniej w tym kwiecistych opisów, dużo więcej czystych faktów. Żaden gołąb nie powie ci, że na skwerku posadzili krwistoczerwone róże, ale ochoczo oznajmią, że zrobiło się tam bardziej zielono, lepiej, przyjemniej. – Uśmiechnęła się przelotnie. – Trudno to wyjaśnić. Rozmawia się z nimi trochę jak z dziećmi, tylko... – Wzruszyła lekko ramionami. – Inaczej. Bo to w końcu nie są dzieci.
Temat gołębi był ostatnim bezpiecznym, jaki poruszyli. Bo potem przyszła pora na ból, lęk, tęsknotę, żal, niepewność – na to wszystko, przed czym każde z nich na co dzień tak strasznie się broniło.
Czuła, jak się jej przyglądał i nie zrobiła z tym zupełnie nic, bo Havillard był jednym z niewielu, którym do podobnej intymności dawała pełne prawo. Jego uwaga jej nie bolała – a nawet jeśli; nawet, jeśli czasami w swej trosce bywał zbyt uparty, zbyt stanowczy; nawet wtedy to było dobre.
Nawet wtedy brała wszystko, co dla niej miał, bo tak hodowało się w niej poczucie bezpieczeństwa. Komfortu, którego od śmierci Aidena wcale nie miała w życiu aż tak dużo.
Arlo nie musiał się obawiać. Gdyby kiedykolwiek potknęła się o raz za dużo, byłby pierwszym, do którego by przyszła, by utrzymał ją w jednym kawałku, powstrzymał przed rozsypaniem się na tysiące ostrych okruchów.
Gdy na skórę wylazły jej pierwsze pióra, Claire musnęła je dłonią mimowolnie, gładząc miękkie, delikatne lotki. Krew zlepiła część z nich, ale Finnegan już się przed ciepłą lepkością nie wzdrygała – nie tak, jak na początku. Było jak było. Rozdarta skóra paliła bólem, karmazyn spływał jej po ramionach. Niewiele mogła z tym zrobić.
- Mówiłeś – przyznała cicho na wyznanie Arlo bo istotnie, mówił. Rzeczywistość nie uciekała mu jeszcze aż tak – przynajmniej nie teraz. – Tylko, że... – zawahała się i umilkła na dobrą chwilę.
Podniosła się do siadu, odruchowo sięgając po dłoń klęczącego obok Havillarda. Kiedyś się przed tym wzbraniała – na początku, gdy sądziła, że mężczyzna ma ją za dziwaka, jak wszyscy inni; potem, po pierwszej przemianie, gdy bała się, że jej pióra, oczy, czasem zalążki dzioba – że to wszystko będzie go brzydzić; wreszcie, gdy zaczęła dorastać, czuć więcej – i bać się, że dotyk może zepsuć to, co zdążyli między sobą zbudować.
Potrzebowała lat, by zrozumieć, że to zupełnie nie tak. Teraz krople jej krwi zasychały na dłoniach Arlo, ale Claire się nie bała, że mężczyzna ją odtrąci. Nigdy tego nie robił.
- Zastanawiałeś się, czy... – zaczęła, to nie był jednak dobry początek. Zmarszczyła brwi, gładząc kciukiem lekko wierzch dłoni Havillarda. – Może mógłbyś z kimś o tym porozmawiać – zasugerowała ostrożnie. – Nie ze mną, ja... Ja chyba nie będę umiała pomóc. – Uśmiechnęła się przepraszająco. – Może z kimś, kto też ma takie doświadczenia. Albo z kimś, kto po prostu wie, jak–
Jak pojebane potrafią być ludzkie uczucia, lęki, poczucie winy.
To mógł być rytuał. To mogła być klątwa. Ale Claire obawiała się, że to mogło być po prostu przerażenie, nieoswojone poczucie popełnionego błędu, żal, ciężar czyjegoś życia, który zaległ na ramionach Arlo niczym głaz z pobliskich gór. W porównaniu z tym, każdy rytuał i każda klątwa byłyby łatwiejsze – bo na nie zwykle dało się znaleźć prostą instrukcję, jak się ich pozbyć.
Wsparła na chwilę policzek na ramieniu mężczyzny, wreszcie odetchnęła cicho.
- Chodź. Rozłóżmy ten namiot. – Jeden, tak jak od samego początku. Poznali się, gdy sypianie pod jednym dachem nie pociągało za sobą jeszcze żadnych niepotrzebnych skojarzeń. Potem – potem było zwyczajnie za późno, by cokolwiek zmienić. Przyzwyczaili się. Claire się przyzwyczaiła.
Potrzebowała czasem zasnąć wiedząc, że nie jest sama.
Pozbierała się z ziemi, od niechcenia otrzepała spodnie. Świat oglądany gołębimi oczyma był szary, w jakimś sensie wyblakły – ale jednocześnie lepszy, bo prostszy. Finnegan nauczyła się już doceniać tę zmianę optyki, sięgać po nią czasem tylko po to, by uspokoić głowę, uciszyć nadmiar galopujących myśli.
- Strasznie dawno tego nie robiłam – przyznała, wygrzebując z plecaka Arlo zwinięty namiot. Warto zauważyć, że strasznie dawno w przypadku Claire to wciąż raptem miesiąc, może dwa temu. Sześćdziesiąt dni, podczas których wycieczki były raczej jednodniowe niż weekendowe; szybki wypad do pobliskiego lasu raczej niż trzydniowy wyjazd w dzicz, której jeszcze nie znała.
Claire Finnegan
Wiek : 32
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Cukiernik w "Pączku w Maśle", handlarka informacji