First topic message reminder : Droga nr 16 Droga nr 16 łączy Cripple Rock z Bostonem, gdzie przy wejściach stoją sprawdzający pentakle czarownicy. Sufit tunelu jest niezbyt wysoki, co nadaje mu kameralny charakter. Rozwieszone lampy, ozdobione metalowymi zdobieniami, rzucają ciepłe światło na drewnianą podłogę. Ta zaś utrzymana jest w tradycyjnym stylu, z równo ułożonymi deszczułkami i naturalnym wykończeniem. Pod stopniami można odczuć lekką miękkość drewna, co sprawia, że chód jest przyjemny i komfortowy. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Stwórca
The member 'Theo Cavanagh' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 46 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Lotte Overtone
Gdyby panna Lotte była w bardziej rozsądnym stanie mentalnym, tak wnętrze jej zalałaby prześliczna kakofonia przekleństw wszelakich, oczerniająca pokolenia rodzin wszystkich tylko nie jej własnej do przynajmniej ośmiu wstecz. Co prawda, jako pilna uczennica, nie była w stanie do końca obliczyć, czy tyle też przewinęło się faktycznie osób odkąd założono Hellridge, ale po to miała ludzi, żeby oni za nią liczyli, kiedy ona liczyła tylko i wyłącznie na siebie. Sercu jednak nie była bliska matematyka, w końcu trzepotało ono zaciekle — anielskie skrzydła poruszały się wolniej, stateczniej — bijąc najprawdziwsze rekordy. Postać Valerio górowała, rosła wprost na jej oczach, powiększając nie tylko już wystarczająco szerokie barki, w mlecznej mgle nawet włosy zdawały się dłuższe, niż natura przykazała i tylko zaklęcie rzucone, mogło ją otrzeźwić. Ocucić. Magia nie wyczuła niebezpieczeństwa, a to oznaczało, że Paganini plujący jak prostak, byle prosię z gminu — co było dosyć smutne, lubiła bardzo restaurację Paganinich. Co jeśli to podłe zachowanie jest nie tylko dziedziczne, ale też zabierane do kuchni? Och, zaraz zwymiotuje — na razie nie zamierzał jej zamordować. Oczywiście, że nie. Miał świadków. Uspokoiła się, ale tylko trochę, próbowała logikę wplątać w chaos myśli, ale ta nie zdawała się zbyt wiele zdziałać, gdy traumy sprzed kilku godzin, jak świeża rana na pięcie od nowych bucików raz po raz się otwierała, brocząc paniką oraz niezadowoleniem. Odrywa wzrok od Włocha dopiero w momencie, gdy zbliża się w jej stronę kobieta i początkowo coś się w niej kurczy, jednak lęk nie wzmaga się przy niej, Lyra przecież była po jej stronie, skała wraz z nią, zrobiła cokolwiek w przeciwieństwie dzieciaka, który tkwił z nimi w rdzawej pułapce. — Nie jest dobrze — odpowiada Overtone i marszczy lekko nos, bo głos wciąż jej drży. Żałosne, coś szepce w jej głowie i być może jest to ona, albo senna mara. Śliczna buzia czeka na maskę, teraz nałoży odwagę. Będzie udawała, że ta bojaźliwość bierze się z upadku, a nie obecności krewniaka jej kuzyna. Wolną dłonią zabiera swoje nieszczęsne okulary, drugą chwyta dłoń Anniki i pozwala się pociągnąć na równe nogi. I ponownie ją wzdryga, gdy rozpoznaje w niej van der Deckena. To niehigieniczne! Jedynie resztka dobrego wychowania powstrzymuje ją przed otarciem ręki o jeansy. Urywa prędko kontakt skóry ze skórą — Kilka godzin temu byłam w cholernej mgle smakującej krwią, gdzie zostałam zaatakowana. Teraz mamy białą mgłę oraz tajemnicze głosy, także mogę założyć, że mamy powtórkę z rozrywki — szare oczy mrużą się, oczy kierują się na posągi i żołądek wewnątrz niej się skręca oraz wykręca — I znając złośliwość rzeczy martwych, te całkowicie, jakże przypadkowe dzieła sztuki najprawdopodobniej nie zostaną na długo nieruchome...szampan przydałby się bardziej niż papieros — dodaje, dmuchając w okulary nim umieści je na czubku złotej głowy, a miękkie pukle odrzuci z ramion. Wszystko w niej wyje, żeby uciekała, żeby wybrała przypadkowy korytarz i brała nogi za pas, ale może i syrenka miała jasną karnację skóry, ale nie była aż tak durna, żeby zwiewać. Miała swojego asa w rękawie. Po prostu popłacze sobie później. Zamyka oczy, bierze kilka wdechów, odsuwając się na ledwie dwa kroki od Anniki, tak, żeby starsza czarownica była jej swoistą osłoną. — Mam sposób, jak znaleźć stąd wyjście, ale musimy wyjść z tej mgły, nić się zgubi w tej bieli — informuje ich, zerkając przelotnie na Cavanagha, unikając zdecydowanie spoglądania na wysokiego bruneta. Ściśnięte gardło pali, histeria nadal napięciem tkwi w linii szczęki, jednak na to nic nie poradzi. Po prostu niech Valerio się kurwa do niej nie zbliża. Okej, okej, dasz radę Lotte, jesteś wspaniała, nieziemska, cholerny Anioł pytał cię o imię, potem cię dusił, ale minus i minus dają plus i ha! Kto mówił, że z niej żaden matematyk? A więc tak, jesteś genialna, wspaniała tylko przed tobą stoi jedna przeszkoda. Tudzież cztery. W zasadzie pięć, bo śniadolicego też dopisywała do listy potencjalnych przeciwników. Sześciu, bo to, że Faust to nic nie znaczy. Siedmiu, bo Theo teoretycznie był po stronie Mallorego. O Lilith, była otoczona. Otoczona! — Revelare — rzuca zaklęcie na posąg stojący po jej lewej stronie. Jeśli okaże się, że jest on magiczny tak jak podejrzewała, tak będzie...w sumie nie wiedziała co. Jeśli jednak jej czar umilknie, tak może kolana przestaną jej drżeć. Sytuacyjne zwycięstwo! A zresztą, czas się kurczył. Czuła to podświadomie, czuła, że pozorny spokój zaniknie i jej paranoja ukaże się w pełnej krasie. | akcja#1: rzut na siłę woli (33 - nieudany), Lotte nie przełamuje strachu przed Valerio, więc robi to co każdy dorosły w stresowej sytuacji. Ignoruje ją, ale jest gotowa rozpłakać się w każdej chwili. akcja#2: Revelare (próg 35) |
Wiek : 21
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : Debiutantka w rodzinnym teatrze
Stwórca
The member 'Lotte Overtone' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 84 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Mgła zdawała się być żywa, reagować jak myślący i czujący organizm, tylko taki, którego nie dało się pochwycić. Kumulowała się wokół was, gęstniała, ograniczała pole widzenia. Valerio, kiedy składał przysięgę, bardzo złożoną, pełną warunków i zasad dostrzegł jak, niczym puch osiada ona na jego barkach, ciemnych włosach, zwija się wokół dłoni i kostek. Zaciska się, choć żadnego bólu mu nie zadawała. Dopiero gdy myśli skupił najpierw wokół Lotte, a potem słów płynących z ust Anniki zelżała. Wciąż te same słowa rozbrzmiewały, płynęły jak woda w korytarzach za posągami. Podchodząc do jednego z nich Valerio dostrzegał precyzję i zdolność rzeźbiarza, oddającego piękno ludzkiej natury. Kobieca sylwetka w lekko skręconej pozie zdawała się wychodzić z korytarza jaki za nią był, ale jednocześnie obracała w stronę ziejącej ciemności głowę. Uwagę Włocha przykuły jej oczy osadzone w posągowej twarzy. Wodziły za nim, spoczywały na jego fizjonomii, wyczekiwały. Napis na postumencie zaś głosił: “Wielka fala ciemności zmyła mnie z powierzchni ziemi, jakbym była kredą na tablicy.” Trzask zapalniczki poniósł się echem w ciemność korytarza za statuą, a Paganini dostrzegł, że kolor wody zmienia się w biel, zaś mgła wokół niego zaczęła rzednąć, odpływać pozwalając na lepsze dostrzeżenie tego co w korytarzu, który lekko opadał w dół. Wtedy usłyszał bardzo wyraźnie te same słowa, które wcześniej wypowiadała Annika, a teraz wypływały wprost od posągu. “Jesteśmy bielą i czernią, światłem i ciemnością, koszmarem, przed którym należy uciekać, i pięknym snem, w którym można się schronić” Kiedy wydawało się, że nic więcej się nie wydarzy z korytarza dało się usłyszeć szmer przypominający szepty paru osób, ale nie widział żadnych sylwetek. Kiedy Lotte uspokoiła trochę oddech i skupiła całą swoją uwagę na Annice jasność umysłu powracała. Nie mogła tylko patrzeć w stronę Paganiniego, który zdawał się podchodzić z nonszalancją do całego wydarzenia. Na szczęście na chwilę zniknął z jej pola widzienia więc mogła w pełni całą swoja wolę przełożyć na zaklęcie, które właśnie splatała, a to okazało się bardzo silne, zapewne napędzane potrzebą wolności. Wyczuła od razu, że posągi są magiczne, to właśnie od nich wszystko się zaczynało - mgła, słowa o czerni i bieli. Nie miała co do tego wątpliwości. Tak samo jak Theo mógł przysiąc, że posąg wodzi za nim wzrokiem. Mgła nadal kłębiła się przed wejściem znajdujacym się za pierwszym posągiem do jakiego podszedł. Teraz kierując kroki ku kolejnemu czuł na sobie kamienny wzrok. Druga statua przedstawiała kobietę w biegu. Dłonie miała wyciągnięte przed siebie jakby szukała kogoś, pragnęła ku niemu sięgnąć. Napis na postumencie głosił: “Czuję biel tutaj pod kamieniami, Gdzie drobne mrówki toczą jajka, gdzie tuczy się czerw. Śmierć może zbieleć w słońcu lub poza nim.” Im dłużej wpatrywał się w słowa tym wyraźniej słyszał cichą melodię jaka unosiła się od wnętrza posągu. Annika choć skupiona na pomocy blondynce nie mogła zignorować lekkiego drżenia ziemi. Wzdłuż ścian zaczęły osuwać się drobne kamienie. Wszystko świadczyło o tym, że zaraz coś może na nich runąć. Nie mogli dłużej tu zostać ryzykując potencjalnym zawaleniem się kamieni i głazów. |Czas na odpis do 27.05 do godz. 22.00 Mapka |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Na nieszczęście, Annika papierosów nie miała. Co najwyżej mogła poratować zapalniczką i papierem ze szkicownika. Nie uśmiechało jej się ruszanie w eksplorację któregokolwiek z korytarzy i mówiąc całkowicie szczerze – najchętniej zostałaby tutaj wierząc w to, że ktoś ich przecież w końcu znajdzie. Głodnych, skrajnie wycieńczonych, ale przynajmniej żywych. Skulonych jedno przy drugim, pod którąś statuą. Śpiących na zmianę, by ani na chwilę nie miała miejsca sytuacja, gdy wszyscy jednocześnie zanurzeni są w głębokim śnie. Do tego z gardłami ochrypłymi od wołania pomocy. Przestań pieprzyć, Annika – skarciła się, jakby samo przelotne wspomnienie o pozostaniu tu na dłużej miało sprowadzić na nich nieszczęście. Grunt zresztą odpowiedział na tę myśl delikatną wibracją. Ostrzeżeniem. Nie mieli czasu do stracenia. Tymczasem cholerna mgła gęstniała bez żadnego przewidywalnego ładu, czyniąc pozostałych ledwo widocznymi. Za to doskonale słyszalnymi. Włącznie z uwagą Valerio, której nie skomentowała. Choć w innych warunkach nie powstrzymałaby się od słodkiego "mógłbyś wtedy narobić sobie nadziei, a tego bym nie zniosła" w odpowiedzi. Szczęśliwie, towarzysze byli rozgadani i skutecznie odwracali uwagę od jej wewnętrznego świata, w którym aktualnie panował chaos. – Czyli mamy tu ludzi z doświadczeniem, wspaniale – odsunęła się od Lotte dokładnie w momencie, gdy przestała już być dziewczynie potrzebna. Kroki skierowała do ostatniego z posągów – tego pomiędzy Theo, a Valerio. Przyjrzała mu się uważnie, nasłuchując także dźwięki z otoczenia, w szczególności głosy, które słyszała wcześniej. Czy będzie w stanie ustalić kierunek, z którego dobiegają? Poświęciła chwilę na zorientowanie się w sytuacji. – Nie rozdzielajmy się. Na wszelki wypadek – poprosiła, acz tonem stanowczym i nieznoszącym sprzeciwu. Wylądowali w tym miejscu, jak w słabym dowcipie typu "Decken, Cavanagh, Paganini i Overtone wchodzą do baru" – i powiedzieć, że nie było to fortunne spotkanie, to jak nic nie powiedzieć. Ale mogli tutaj liczyć wyłącznie na siebie nawzajem. Dlatego po krótkiej chwili rozszerzyła swoją tyradę o kilka pięknych słów dla ukochanego kuzyna. – Stai tranquillo, Valerio. Nie chcę słyszeć nic o usuwaniu języka panu Cavanagh. A przynajmniej do momentu, w którym nie wyczołgamy się stąd żywi, va bene? – Nie dało się wyczytać z jej głosu ani śladu wesołości. Choć usilnie starała się, by jej ton brzmiał miękko, nie jak rozkaz. W miarę możliwości przyjrzała się towarzystwu licząc na to, że żadne nie zaoponuje na tak uprzejmą prośbę. Annika zmierza w kierunku jedynego niezbadanego posągu, by obejrzeć zarówno statuę jak i jej otoczenie. W międzyczasie nasłuchuje, czy coś zmieniło się poza zasięgiem ich wzroku starając się, jeśli to możliwe, zlokalizować źródło dźwięków, które słyszała wcześniej. Rzut: percepcja (+15 bonus z talentu percepcja i z rzuconego czaru) |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Stwórca
The member 'Annika Faust' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 15 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Valerio Paganini
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
Atmosfera gęsta jak pesto rosso — mgła gęsta jak besciamella. Mleczna zawiesina na barkach to płaszcz, z którego Valerio otrząsa się za pomocą myśli; Annika, smuga bieli zsuwa się z ramion, młoda Overtone, białe macki wokół kostek cofają się trwożliwie. Ciekawe. Nonna Laura, wspomnienie nieświętej pamięci babci w miejscu—pułapce nie jest szczególnie fortunne; w tym tempie niedługo spotkają się w Piekle nad espresso i cantucci. Maman, ożywione spojrzenie posągu przypomina to matki — Giselle patrzy na syna w ten sam sposób za każdym razem, kiedy na pytanie o żonę, Valerio odpowiada: miałem, cudzą. Z aktualnej wybranki najstarszego syna maman też nie byłaby zadowolona; oziębły posąg wygląda na kogoś, kto dawno nie był dłutowany. — Moja dziewczyna lubi poezję, na postumencie ma wierszyk. Pstryka zapalniczka, słowa i ostatnia bańka nadziei — śledzące go spojrzenie stawia na karku kilka włosków; w odpowiedzi na prymitywne dźgnięcie strachu, Paganini marszczy brwi. — Wielka fala ciemności zmyła mnie z powierzchni ziemi, jakbym była kredą na tablicy — che cazzo era quello? pyta Valerio po raz trzeci i byłoby to bardzo biblijne, gdyby tylko znał biblię. Przesunięty na tunel wzrok odnajduje w wątłym świetle zapalniczki wielkie nic; lekki spadek, rzednąca mgła, głos płynący od posągu. Nic z tego, ragazza, gasnący płomień zapalniczki gaśnie razem z gorącym uczuciem, za dużo gadasz. — Powtarza to samo, co wcześniej słyszała signora Faust. Jesteśmy bielą i czernią, mówią głosy. Valerio, nadal odwrócony plecami do kobiet — o Cavanaghu chwilowo nie myśli; gdyby Theo przygniotły posągowe cycki, Paganini pomyślałby jedynie, że to zbyt piękna śmierć dla tak brzydkiego człowieka — skupia energię na przeszukiwaniu kieszeni. W lewej płaszcza — papierosy i wsunięta chwilę wcześniej zapalniczka. W prawej — zimna lufa. Byłoby niefortunnie, gdyby ktoś poprosił o ogień, a Paganini pomylił kieszenie. — Sono molto calmo, Annika, ma sto perdendo la pazienza — za śpiewną odpowiedzią kuca coś jeszcze — jakiś szelest i ciche szmeranie zakończone triumfalnym va bene. Wtedy dzieje się wszystko wszędzie naraz — Valerio odwraca się w kierunku Anniki, obraca między palcami coś srebrnego i wyjątkowo charakterystycznego tylko po to, żeby sekundę później — ze wzrokiem utkwionym w spojrzeniu pani Faust — wsunąć brzeg opakowania między zęby i lekko szarpnąć ręką. W ten sposób otwiera się tylko dwie rzeczy na świecie. Przyprawę do ekspresowych zupek albo— — Przezorny zawsze zabezpieczony. Prezerwatywa uwolniona ze srebrnego opakowania to marka Trojan i Paganini wkłada całą energię w to, żeby nie powiedzieć dwa i pół tysiąca lat później Rzymianie nadal mają Greków w kieszeni — bo chociaż to doskonały żart, Valerio ma zajęte usta. Po pierwsze — czarem: — Ividere. Po drugie — dmuchaniem. Włoska logika jest żelazna; czar rzucony na prezerwatywę nie zmienia jej natury, powinien za to ją rozświetlić. Po wyjęciu z opakowania to tylko kawałek lateksu, który — jeśli wierzyć niemagicznym dewotom — morduje nienarodzone dzieci ku czci Lucyfera, co samo w sobie robi z kondomów główne narzędzie wiary Kościoła Piekieł. Dzięki temu Paganini ma plan; jaki? Kurwa, sprytny. Wdrażany w życie zamysł to trzy dmuchnięcia i zawiązanie prezerwatywy na końcu w ciasny supełek; robi to na tyle sprawnie, że gdyby Annika nie znała Valerio — zna aż za dobrze — mogłaby uznać, że po godzinach kuzyn kręci zwierzątka z dmuchanych kondomów. Właściwie, zdarzyło się tylko raz — na kawalerskim Johana nadmuchał prezerwatywę i oświadczył, że to wąż. Chujowy ten balon, myśli teraz z uznaniem — dla własnego geniuszu albo rozmiarów prowizorycznego lampionu, nieistotne — dopiero teraz zastanawiając się, czy czar na rozświetlenie przedmiotu zachowa swoje właściwości. — Wchodzę głębiej — wolałby użyć tych słów w innych okolicznościach i z kondomem na innej części ciała niż dłoń. — Trzy metry, nie dalej, później zawracam. Jeśli zacznę krzyczeć, po prostu wybierzcie inny tunel. Pani Faust trzydzieści sekund temu gorąco poprosiła o nierozdzielanie się, ale ten argument przestaje obowiązywać, kiedy ze ścian zaczynają obsypywać się kamienie. Valerio obraca w dłoni nadmuchaną prezerwatywę—lampion — jeśli widzą go po raz ostatni, to piękny i godny uwiecznienia na sic! pomniku widok — ostatni gest dobrej woli kierując w stronę wnętrza jaskini. — Luxlucis — wielka niewiadoma, czy czar rozświetlający pomieszczenia zadziała na obecne warunki, przestała mieć znaczenie po trzech krokach; Valerio znika za posągiem — bez trwogi w sercu, za to z kondomem w dłoni wchodzi prosto w gardło ciemnego tunelu, gdzie wcześniej słyszał szepty. rzut#1: Ividere [25 + 0 (magia wariacyjna) = 25, próg 25] rzut#2: Luxlucis [próg 45, +0 magia wariacyjna] |
Wiek : 33
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : szef egzekucji dłużników familii
Stwórca
The member 'Valerio Paganini' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 90 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Theo Cavanagh
Poniekąd mógł chyba podzielać chęć do pozostania w tym konkretnym miejscu. Zdecydowanie nie po to jednak, by czekać w nim na jakąś pomoc – chyba nawet nie zaczął jeszcze postrzegać całej tej sytuacji jako takiej, w której któreś z nich miałoby rzeczywiście tej pomocy potrzebować – ale raczej po to, by dokładniej przyjrzeć się wszelkim zakamarkom, posągom – które, swoją drogą, najwyraźniej te spojrzenia odwzajemniały – i wszystkim innym zagadkom, które udałoby się w tej mgle wychwycić. Na pewno jednak nie chciałby zostawać tutaj na dobre, bez zamiaru zagłębiania się w któryś z tuneli. Bo przecież i one wydawały się być równie interesujące, co kamienne posągi i powypisywane przy nich słowa. Przez moment interesujące wydały się również te słowa, które wypowiedziała Lotte. Na końcu języka miał nawet jakieś nawiązanie do tego wszystkiego, bo… czy Mallory aby przypadkiem również nie wspominał czegoś o krwawej mgle i czającym się w niej zagrożeniu? Niewykluczone, że przy tym wspominał też coś o tym, że Theo nie powinien się ruszać z domu, skoro jak dotąd ten okazywał się być miejscem całkiem bezpiecznym, ale… o tej dobrej radzie można było już chyba zapomnieć. Chwilowo musiał też dojść do wniosku, że również ciągnięcie dalej wątku przywołanego przez Lotte nie miało większego sensu. – Widocznie wszystkie cztery ją lubią – nie wiedział wprawdzie, co wypisane było na postumencie czwartego posągu, ale wysłuchawszy słów odczytanych przez Valerio i przyglądając się tym widniejącym obok rzeźby, do której sam podszedł, mógł domyślać się, że również byłoby to coś podobnego. Podobnie jak poprzednio, również odczytał na głos słowa wypisane przy posągu, przed którym właśnie się znajdował. Doszukując się w nich jakiegoś większego sensu, z pewnym zaskoczeniem przeniósł spojrzenie na kamienną twarz, zdając sobie wreszcie sprawę z tego, że słyszana melodia zdecydowanie nie była jakimś dziwacznym omamem. Najwyraźniej dobiegała z wnętrza posągu, choć tym akurat nie zdążył już podzielić się z resztą swoich przypadkowych towarzyszy. Prawdopodobnie przez to, że na tę krótką chwilę jego uwagę przyciągnęła sugestia Anniki, by się nie rozdzielać, jej dalsze słowa i następująca ledwie chwilę później decyzja Valerio, żeby sprawdzić wnętrze jednego z tuneli. Pomysłowego lampionu nie miał szansy dojrzeć zbyt szczegółowo w obecnej mgle, choć pewnie można byłoby uznać to za coś, co mogłoby przyciągnąć uwagę nawet skuteczniej niż jakiekolwiek słowa i decyzje. Oderwał spojrzenie od posągu, przenosząc je tam, gdzie mgła częściowo skrywała sylwetkę Anniki. – Całe to nierozdzielanie się ma znaczyć, że idziemy tam za nim i odpuszczamy sobie czekanie, czy faktycznie zacznie krzyczeć? – nie był do końca pewien, czy faktycznie byłby to właśnie ten tunel, który sam chciałby wybrać, ale… w gruncie rzeczy – jaka to różnica? Na towarzystwo również większego wpływu nie miał, nawet więc jeśli byłby w stanie wymienić przynajmniej kilka innych osób, z którymi wolałby zwiedzać podobne miejsca i których nazwisko nie brzmiało Paganini, to i tak ewentualne narzekanie i wybrzydzanie nie miałoby większego sensu. Nie czekając więc na ewentualną odpowiedź na postawione przez siebie pytanie, po prostu skierował się w stronę, a następnie do wnętrza tunelu, który zdecydował się zwiedzić Valerio. Mimo wszystko sugestia, by się nie rozdzielać, brzmiała w tej sytuacji dość rozsądnie, co chyba rzeczywiście powinno oznaczać, że wszyscy troje powinni zagłębić się w tajemnicze przejście. A on, tak dla odmiany, postanowił widocznie przynajmniej raz posłuchać czegoś brzmiącego – choćby i tylko z pozoru – rozsądnie. Podobnych decyzji nie należało więc od niego oczekiwać w ciągu kolejnej dekady. Niewątpliwym plusem było również to, że skoro Valerio zdecydował się zwiedzić tunel jako pierwszy i pójść przodem, można było założyć, że jeżeli już coś czaiło się w jego głębi, w pierwszej kolejności powinno zaatakować właśnie Włocha. Pozostawało liczyć na to, że zajmie to dostatecznie dużo czasu, by wystarczyło go na strategiczny odwrót i poszukanie czegoś przyjaźniejszego w innym tunelu. |
Wiek : 23
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : student magii rytualnej, barman
Lotte Overtone
Panna Overtone, jako stworzenie z natury emocjonalne — prawdopodobnie również mordercze, jednak pamiętajmy, że to wszystko z pewnością zły PR rodziny, której przedstawicielka właśnie znajdowała się nieopodal (anonimowe listy z groźbami, na pewno się do tego nie zaliczają) — lubowała się w smakowaniu przeżywanych przez siebie emocji. Zbierała je niby kolorowe muszelki, które z fascynacją mogła obserwować na piaskach swojej duszy, zachwycając się niezmiennie własną głębią. Jeśli jednak teraz miałaby je posortować, podzielić na rozmiary oraz barwy, tak pośród znalezisk z pewnością znalazłby się strach, znużenie, absolutne zdegustowanie, aż w końcu żal. Żal miał podłoże dwojakie, z jednej strony tyczył się tego, że prawdopodobnie zginie w raczej marnym towarzystwie, w końcu jak wiadomo najpiękniejsza śmierć jest w objęciach ukochanej osoby, a tej syrenka ku własnemu oburzeniu niestety nie miała. Ani przy sobie, ani ogólnie, co było skandalem i nakazywało zmienić pewne rzeczy w przyszłości, o ile taka nadejdzie. Druga część żalu była bardziej przyziemna, prozaiczna i dotyczyła ona butów. Bo chociaż te, które posiadała nie dość, że były modne i praktyczne, tak u bram piekieł wolałaby się znaleźć nosząc śliczne, różowe szpilki, najlepiej z diamencikiem, albo miękkim puszkiem jako ozdobą. Ale nie. Oczywiście, że nie. Pędząc na ratunek kuzynce (tutaj musiała dodać mentalną notatkę, że nigdy więcej nie ratuje nikogo, bo to mało opłacalne, było bolesne i w ogóle straszna tandeta) nie pomyślała o bardziej zjawiskowym stroju. Czy Lucyfer jej wybaczy? Czy przystojny trzymetrowy blondyn mający dziwną obsesję na punkcie jej łabędziej szyi zapamiętał jej imię? Tyle pytań, zero odpowiedzi. Tragedia. — Bardzo. Cholerne anioły chcą mojej śmierci — burczy bardziej pod nosem, niż do kogoś konkretnego. Niezadowolenie rośnie w niej coraz bardziej, przeważa nad strachem, ciężko jest się bać, kiedy lęk podgryzany jest przez obrzydzenie. Tylko magia się jej słucha, tylko jej może zaufać i tak jak podejrzewała, posągi są nią również przesycone. Oczywiście, przecież nic nie mogło być łatwe. Nie musi informować reszty o swoim jakże ambitnym odkryciu, w końcu jedna z kamiennych dam szepce do Paganiniego i byłoby to nawet interesujące, gdyby nie było wyjęte wprost z horrorow czy innych bredni. Lotte nie aprobowała, zdecydowanie. Słowa zagadki, gdyż wszystko, co stare i mistyczne musi być zagadką brzmią żywcem wyjęte z poezji Plath, ale między piekłem a niebem, nigdy nie była jej fanką. — Albo mi się wydaje, albo w tym przypadku odpowiedzią jest światło. Chociaż mogłoby być wino, myślicie, że mogę zmienić tutejszą wodę w odrobinę alkoholu? — nie oczekuje odpowiedzi, nie spodziewa się jej podobnie jak lampy-gumki i teraz jest jej niedobrze. Zawsze lepsze niż przerażenie, trochę gorsze dla żołądka. Okej, w porządku, musi na czymś skupić myśli — Narro — szepce, ale wie, że nie ma w sobie tyle skupienia, aby czar zadziałał. Kondom na dobre rozproszył uwagę, pozostawiając coś między mdłościami a lekką paniką, zaś zrozumienie działania posągów miało być zagadką. Najgorsza była świadomość, że zamiast tradycyjnej leviory, Valerio uznał, iż ta opcja jest lepsza, co budziło wątpliwość w to jak jego kreatywność zadziała podczas niebezpiecznej sytuacji. No ja pierdole, jesteśmy trupami. To podsumowanie tylko potwierdziło zniknięcie włocha w jednym z tuneli. Czy coś przerobi go na tę cienką ichnią szynkę, która dziwnie pachnie? To był problem przyszłej Charlotte, ta teraźniejsza z niepokojem spojrzała w górę, po czym chwyciła za nadgarstek Annikę pociągnąć ją w ślad za mężczyznami. Nie zginą w tym konkretnym punkcie, to byłoby żałosne. — Leviora — burczy, modląc się, żeby w wybranej odnodze nie było niczego pełzającego. Pewnie nie będzie lubiło światła i będzie oślizgłe, a ona bardzo, bardzo żałowała, że w domu zostawiła butelkę szampana. I różowe szpilki. | akcja#1: narro - próg 90, nieudane. akcja#2: leviora. Pociągam też za sobą Decken-Faust, żeby szła za mną i żeby nie było, że coś jej spadnie na głowę. Może poprawiam nasze rodzinne stosunki, może nie chcę tkwić sama z naszymi pięknymi chłopakami, może zwariowałam. Nigdy nie poznamy historii tego swetra. |
Wiek : 21
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : Debiutantka w rodzinnym teatrze
Stwórca
The member 'Lotte Overtone' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 10 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Świadomość utknięcia pod ziemią nie była dla nikogo łaskawa, a mgła gęstniała, odbierała widoczność, rozpraszana jedynie przez światło, ukazująć gładkie ściany, to że nie są czarne ani szare, a przedziwnie białe, choć przez tą biel przebijało coś ciemniejszego, niczym zapowiedź, wróżba, która miała się spełnić zaraz na ich oczach. Posąg przy Valerio stał nieruchomo, ale wzrok wciąż za nim wodził, pieśń unosiła się w powietrzu stając się stałym elementem tego miejsca, niedostrzegalnym, tak jak oczywiste są meble w salonie. Powietrze drgało, kamienie osypywały się po gładkich ścianach; nie mieli czasu. Annika widząc, że Charlotte nie potrzebuje jej wsparcia mogła podejść do ostatniego posągu, tego, który nadal czekał na odkrycie. Kobieca postać stała i oglądała się przez ramię. W dłoni trzymała jabłko, zaciskała na nim długie palce, gdyby nie było z kamienia, Annika mogła przysiąc, że zacisk by je zmiażdżył. Na postumencie widniał napis, tak jak na innych, wyryty w kamiennej tablicy: “Śmierć bieleje w jajku i poza nim. Nie rozróżniam innych kolorów pośród bieli. Biel jest barwą mego umysłu” Gdy kobieta uniosła spojrzenie, aby zobaczyć twarz posągu doświadczyła tego samego co Valerio i Theo. Kamienny wzrok wodził za nią, wydawał się żywy, choć sama figura ani trochę drgnęła. Wtem, rozległ się trzask i wielki kawał głazu upadł tuż obok niej wznosząc pył w górę, roznosząc się głuchym echem po wysokich ścianach. Pieśń wydobywająca się z posagu przybrała na sile, stała się wręcz krzykiem, pogłębiającym się z każdym kolejnym, spadającym głazem. Charlotta zajęta swoimi myślami, poczuciem obrzydzenia, jakie zaciskało się na krtani stalową obręczą, nie dostrzegła jak mgła zaczęła się kłębić wokół niej, zaciskać przy kostkach i w piersi. Oddech było coraz trudniej złapać, osadzało się w płucach lepkością uniemożliwiając złapanie powietrza. Pochwycenie Anniki za rękę było odruchem, przebłyskiem świadomości, że zaraz mogą źle skończyć. Tym bardziej kiedy zaklęcie nie zadziałało; kiedy nie mogła rozpoznać cech magicznych żadnego z posągów, a te choć nadal nieruchome zdawały się móc rzucić na nich w każdej chwili. Światło w korytarzu było teraz ich celem. Valerio wkroczył w gardziel ciemnego korytarza rozświetlając drogę prowizorycznym lampionem. Za sobą słyszał spadające kamienie, toczące się po ziemi, wpadające w ciek wodny jaki właśnie mijał. A ten przybierał cały czas barwę białą, mieniącą się srebrem w prowizorycznym świetle. Theo podążył tuż za nim, a mgła została za ich plecami, zatrzymała się na granicy, tworząc przedziwne przejście między wejściem i wyjściem. Oświetlony korytarz przez Paganiniego ukazało długie przejście, którego środkiem płynęła woda. Biel ścian była uderzająca, mocne światło sprawiło, że przez krótką chwilę oślepli, nie przyzwyczajeni do jasności pomieszczenia. Panowała głucha cisza. Brzęczała w uszach milionami dzwoneczków, przerywana jedynie cichymi szeptami. Te zdawały się płynąć zewsząd, z każdego zakamarka. Wtedy z daleka dostrzegli, że coś leży na ziemi. Szybkie dwa kroki sprawiły, że odkryli ludzki szkielet. Resztki ubrań zwisały smętnie ze sterczących żeber, czaszka oparta o kamienną ścianę groziła turlaniem się na ziemię. Pomiędzy stertą resztek ubrań, w świetle, coś błysnęło. Korytarz dalej się wił, szepty nie ucichły. Kobiece szepty. I nagle rozległ się głośny krzyk… A za nim zawaliło się przejście… |W związku z opóźnieniem ze strony MG (za co MG bardzo przeprasza), macie w tej rundzie po 3 akcje. Przejście za wami zostało zawalone. Nie ma możliwości cofnięcia się do poprzedniej lokacji. Czas na odpis do 4.06 do godz. 22 Mapka |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Kurwa. Oczywiście, że nie doszacowała czasu, który im pozostał. Eteryczna mgła, opływająca ich ciała, to opuszczczająca posterunek, by zaraz poddawszy się nieznanym prawom fizyki, znaleźć się gdzie indziej, Lotte rozprawiająca o aniołach, posąg kobiety, wodzący za nią zbyt czujnym spojrzeniem jak na coś wykutego w kamieniu, i… Valerio otwierający prezerwatywę. Już wiele w swoim życiu widziała, albo przynajmniej słyszała – zjazdy na przedmiotach, które do zjeżdżania nie służyły, próby łamania praw fizyki, które tylko cudem nie kończyły się połamaniem kręgosłupa, nie wspominając o nadużywaniu substancji. Ale oświetlania sobie drogi prezerwatywą jeszcze nie uświadczyła. Do dziś. Spojrzenie, które napotkał Valerio, mówiło samo za siebie – często tak na niego patrzyła. Mieszaniną zaskoczenia i obrzydzenia, w której tym razem znalazło się i miejsce na nutkę podziwu. I tak, znała go aż za dobrze. Gdyby tylko odważyła się powiedzieć, że w istocie, zaimponował jej kreatywnością, to jeszcze parę lat temu wstecz obudziłaby się dnia następnego w pokoju rozświetlonym taką dmuchaną protekcją. Nie skomentowała więc tego zjawiska żadnym słowem. Zresztą, nie zdążyła. Bo już się ten głupiec jeden władował do najbliższego tunelu i to wbrew gorącej prośbie Anniki. Razem ze swoim zabezpieczeniem. I pociągając za sobą kolejnego odkrywcę – pana Cavanagh. – Szlag! – Podsumowała, orientując się wreszcie, że nie dojdzie już do wyboru tunelu w sposób demokratyczny. W narastającym chaosie zapadającego się pomieszczenia, Annika zdążyła tylko wyłapać ostatnie szczegóły ostatniego posągu, gdy wreszcie dotarło do niej, w jakim niebezpieczeństwie się znajduje. I nim zdołała w ogóle pomyśleć o ruszeniu za Paganinim, Lotte podjęła tę decyzję za nią. Zapewne tym samym ratując jej życie. W rozlegającym się krzyku zaginął jej własny głos – również krzyczała. Trwało to tak długo, dopóki nie pochłonęła ich ciemność tunelu, a przejście ostatecznie nie zapięczętowało za ich plecami. Wzięła głęboki, świszczący wdech, uczepiając się Lotte jak ostatniej nadziei. Potrzebowała tej chwili ciszy po burzy. Wreszcie za jednym z wydechów popłynęło ciche: – Leviora – i rozproszyło mrok. Mogły się rozejrzeć po najbliższej okolicy, podejść bliżej płynącej stróżki wody – jak głęboka była? W którym kierunku płynęła – z, czy wgłąb tunelu? Czy groziła zalaniem? Mogło się okazać, że i tu pozostało im niewiele czasu. – Mówiłaś o aniołach – wychrypiała wreszcie – co miałaś na myśli? – Dopytała, maczając czubek buta w przepływającej cieczy. Podkusiło ją, by faktycznie poprosić Lotte o przemienienie jej w wino, jak obiecała. Gdy już pani Faust zaspokoiła swoją ciekawość, przyjrzała się ciemności przed nimi. Być może majaczył tam gdzieś promyk światła pochodzący od wynalazku Valerio. Ruszyła w tamtym kierunku. – Dziękuję – mruknęła jeszcze. Cholerna blondynka zyskiwała jej szacunek, jeśli nie sympatię. Streszczenie akcji: Gdy Annika wreszcie otrząsnęła się z szoku, rozświetliła pomieszczenie i przyjrzała wodzie, która przepływała przez tunel – czy groziła jego zalaniem, w jakim kierunku biegnie jej nurt, jeśli takowy zauważyła, a przede wszystkim; czy to rzeczywiście woda? Odważyła się ją również dotknąć, choć tylko czubkiem buta. Następnie podążyła w kierunku, gdzie spodziewała się spotkać Valerio i Theo. Leviora - (75 + 1) udane Rzut na spostrzegawczość (bonus +5 za percepcję) |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Stwórca
The member 'Annika Faust' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 11 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Valerio Paganini
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
Paskudne miejsce na śmierć. Ciasne przejścia, odblaskowe kondomy i światełko na końcu tunelu; wszystkie religie świata, te prawdziwe, fałszywe, zmyślone i napisane jedną ręką przez spoconych kapłanów — to, gdzie trzymają drugą, zależy od wyznawanego boga — serdecznie odradzały podążanie w stronę światła. Śmierć czasami jest tak banalna; do słabego echa kroków dołącza kolejne i Paganini nie musi odwracać głowy, żeby wiedzieć — Cavanagh uznał, że pójdzie za nim. Jeszcze pięć minut temu Valerio zatrzymałby się za najbliższym zakrętem, dybiąc na okazję do prewencyjnego obicia mu mordy; jeszcze pięć minut temu — nie słynął z cierpliwości — może nie czekałby do zakrętu, tylko odwrócił się na pięcie i, z uśmiechem na ustach, uprzejmie zapytał: ryj czy jaja? A później skopałby jedno i drugie. Pięć minut temu ta sytuacja była żartem, chwilową niedogodnością, majakiem utkanym z brudnego pyłku i zmęczenia drogą; teraz to ich rzeczywistość, nawet jeśli z każdym krokiem przypomina coraz bardziej irracjonalny sen. Nawet Paganini — nawet Paganini z nadmuchanym, świecącym kondomem — dopuszcza do siebie myśl, że najwyższa pora skupić energię na znalezieniu wyjścia. Echo kolejnych kroków zlewa się z katatonią innych dźwięków; jest wrzask, pieśń i krzyk — rozpoznaje ten kuzynki, ma dość tego płynącego z posągów i jednocześnie szczerze żałuje, że nie krzyczy Theo. Oślepiający punkt bieli na końcu tunelu urasta do rangi rozwartej paszczy; ostatni krok wypluwa ich prosto w jaskrawe światło. Biały strumień wije się w nieskończoność razem z korytarzem przed nimi — z tego punktu nie ma alternatywnych wyjść, kobiecych posągów i natarczywych spojrzeń. Jest tylko wędrówka przed siebie, którą Valerio podejmuje z naroślą irytacji na końcu języka; musi rozgryzać między zębami słowa, żeby nie wyrzucić z siebie krwistej wiązanki ulepionej z niechęci. Kilka kroków dalej musi rozgryźć inne słowa — coś o trupie i tym, że przynajmniej już wiedzą, co ich czeka. — Annika, non avvicinarti — nie podchodź; signora Faust tkwi z tyłu, podobnie jak młoda Overtone. O ile Annika mogłaby poradzić sobie z widokiem szkieletu, o tyle zmysły — jakiekolwiek; już nawet nie zdrowe — Charlotte pozostawiają wiele do życzenia. Ostatnie, czego teraz potrzebują, to kolejny napad histerii. — Posso dirvi che qui abbiamo uno scheletro completo — krótkie ostrzeżenie o szkielecie powinno skłonić panią Faust do trzymania niedorzecznie niskiej blondynki z daleka — a przynajmniej na tyle daleko, żeby uniknęła coraz mocniej kuszącego czaru na zasklepienie ust. Paganini zatrzymuje się przy obleczonym w przegniłe ubrania truposzu, wcześniej obrzucając przeciągłym spojrzeniem ścieżkę, która biegła dalej. Co jeszcze mogły skrywać zatęchłe tunele; śpiewające posągi, ludzkie kości, kibel w kształcie świętego Graala? Wzrok Valerio przykuwa dopiero błysk — w ten sposób pobłyskują ładne rzeczy, a Paganini przepada za ładnym; kucając obok szkieletu, wyciąga wolną dłoń w kierunku źródła lśnienia. — Co dla nas masz? Pytanie znika w nawarstwionych dźwiękach; najpierw szepty, później krzyk, na końcu huk zwalającego się przejścia. Trzask głazów wywołuje na ustach lekki skurcz — trochę uśmiech, bardziej niezadowolenie, na końcu słowa. — Nie ma za co! Nieskromnie mówiąc, uratował im życie. rzut na spostrzegawczość sięgam po trupią błyskotkę |
Wiek : 33
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : szef egzekucji dłużników familii