Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Kozia arteria
Ten niezwykle ważny szlak komunikacyjny dla owiec, baranów i innych zwierząt gospodarczych wypasanych na tych terenach nosi nazwę koziej arterii. Przydomek ten wziął się ze starej legendy, której dokładnej treści nikt już nie pamięta. Podobno wieki temu, jeśli jakaś z kóz zgubiła na pastwisku, ostatecznie prędzej czy później można było znaleźć ją na tej ścieżce. To, w jaki sposób się na nią dostawała, pozostawało tajemnicą, ale Padmorowie lubią sobie potwierdzać, że Lucyfer o nią zadbał i zesłał na właściwą drogę. Arteria biegnie pomiędzy pięknymi pastwiskami, które wydają się zielone przez niemal cały rok. Chociaż zimą pola pokrywa warstwa śniegu, przebijające się kłęby świeżej trawy tworząc niemal magiczny nastrój. Mówi się, że magia ma w tym swój udział, ale, jak i po co? Tego nie wie nikt.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
26 lutego 1985, około 16:00

Płonąca ulica Główna w Deadberry jaką dane było dostrzec Percivalowi, została ugaszona. Zniszczona ulica Portowa w Maywater miała zostać we wspomnieniach Judith. Zamieszanie, jakie od rana toczyło Czarną Gwardią, agresywnie męczyło Sebastiana. Niezależnie od tego, czy usłyszeliście do od przełożonych w Gwardii, czy, tak jak ty Percivalu, od pracowników lub rodziny, mogliście być pewni, że dzień 26 lutego 1985 przejdzie do chlubnej historii Hellridge jako dzień, w którym zmienił się świat. Nie mogliście być jednak pewni tego skutków, pola do badań były ogromne, a mnogość zdarzeń i niemożność skorelowania wszystkich relacji świadków, miały zapewnić Kościołowi pełne ręce roboty.
To, co was wezwało, nie miało jednak nic wspólnego z pracą, z domem, czy przyjemnością. Niezależnie od tego, gdzie się znajdowaliście, czy byliście w Kazamacie, w North Hoatlilp, a może w środku miasta — magia ta przenikała przez ściany, budynki i rytuały ochronne. Wszyscy poczuliście ścisk w żołądku, jakby ten wywracał się na drugą stronę i chciał uciec z waszego ciała. Uczucie przypominające potworną chorobę morską, zbierające w waszych przełykach gorzką ślinę, wywołujące zawroty głowy. Uczucie to nakazywało biec przed siebie, wzrok ludzi parzył, jakby każde człowiecze oko miało być wam przeszkodą. Nie trwało to długo, nie byliście w stanie powstrzymać się przed ucieczką, zamknięciem w pomieszczeniu i potrzebą unikania ludzi, a gdy tylko to zrobiliście, gdy tylko byliście całkowicie sami — wtedy szarpnięcie stało się mocniejsze. Wystarczyło przymknąć oczy i próbować się nie zrzygać.

Otworzyliście je w zupełnie innym miejscu.
Zima w Wallow gładziła ostatnie strony swojego poematu. O ile w mieście wiatr zdawał się rozwiewać zaspy śniegu, tak surowe i puste pola znacznie chętniej ściskały ostatki chłodu w swoich ramionach. Niebo nad tym terenem rozciągało się jak płótno, dawno porzucając barwy grudniowej szarej melancholii na rzecz pastelowych odcieniu różu i fioletu, gdy słońce zachodziło i wstawało na horyzoncie. Teraz wisiało gdzieś na zachodzie, niedaleko ponad linią lądu. Do zachodu została jeszcze dobra godzina, a jak tylko spojrzeliście w górę, mogliście mieć poczucie, że Lucyfer obserwuje was i jest tu z wami. Chociaż słońce wydawało się daleko, rzucało tu swój blask. Dni stawały się coraz dłuższe, nawet któreś z zagubionych ptaków radośnie świergotały niedaleko, ich pisk niósł się przez Wallow.
Pobliskie pola pokryte były śnieżnym welonem. Oszronione mrozem drzewa w okolicy stały niczym strażnicy, ziemia wciąż była w uśpieniu. Nikt nie prowadził tu prac, teren czekał na podrygi wiosny. Wiatr był cichy, ale przebiegły. Przemykał pomiędzy wzgórzami, raz na jakiś czas przybierając formę porywów — mroźnych pocałunków.
Do Wallow przywołała was dziwna magia.
Gdy tylko rozejrzeliście się wokół siebie waszym oczom ukazały się pola Padmorów. Znaliście te tereny z odbywających się tutaj co roku Dożynek, które zresztą dla tej rodziny były ogromną dumą. Staliście na kamienno-piaskowej ścieżce. Podłoże, z którego była wykonana, nie było naprawiane od lat, krzywa kostka już dawno obrosła trawą i obsypała się piachem. Po waszej lewej i prawej stronie znajdywały się pola uprawne, o tej porze roku puste i samotne. Były ogrodzone prostym drewnianym płotem, w niektórych miejscach dawno powyginanym i połamanym. Nikt go nie naprawiał, bo nie miało to żadnego znaczenia. Każdy tutaj przywykł, że dzikie zwierzęta, które raz na jakiś czas przechadzały się tymi dolinami, za nic miały sobie ludzkie bariery. Gdzieniegdzie leżały jeszcze zaspy śniegu, zwłaszcza w bardziej zacienionych miejscach, gdzie akurat wiatr zdecydował się przepchnąć biały puch, a ciepło słonecznie nie dotrzeć. Parę krzewów i wystających ponad glebę kamieni. Obrazek był iście sielankowy, gdyby nie parę elementów wpasowujących się w ten teren, jak pięść do nosa. Na ziemi wokół was w nieregularnych odstępach znajdywały się wielkie plamy czerwonej krwi, ziemia pod nimi była czarna i brzydka, jakby martwa, ale szkarłat mienił się przyjemnie w popołudniowych zimowych promieniach słońca. Nieregularnych krwawych kształtów było dosłownie kilka, część z nich wielkości koła od roweru, inne pięści, nie było w tym żadnej reguły. Judith, ty miałaś już z takimi wcześniej do czynienia — widziałaś podobne kształty i podobną krew w Maywater, tam wyrządziła ona potworne szkody, podczas gdy tutaj zdawała się tylko elementem otoczenia. Wszyscy szybko mogliście zauważyć, że jest dość świeża, na pewno nie leżała tam dłużej niż kilka godzin, być może nawet kilkadziesiąt minut, albo i krócej. Nim zdążyliście podnieść wzrok, pomiędzy waszymi nogami przebiegły dwie polne myszy, zmarznięte, ale prujące ile sił w łapkach gdzieś za wasze plecy. Jasne słońce mogło nieco razić w oczy, ale wyraźnie widzieliście sylwetkę przed sobą. Niedalej niż 10 metrów w przód stała postać odwrócona do was plecami, głowę unosząca wyżej, żeby patrzeć w niebo, na coraz bardziej bielejącą czerwoną chmurę, która stopniowo zlewała się kolorem z resztą. Był to przeciętnego wzrostu mężczyzna. Był ubrany w bardzo elegancki czarny płaszcz z kieszeniami, na nogach miał lśniące garniturowe buty. Chociaż byliście na raczej surowych polach, na jego sylwetce nie mogliście dopatrzyć się nawet grama kurzu. Biła od niego aura, którą doskonale znaliście. Aura człowieka, który wie wszystko i nie znalazł się tutaj bez powodu. Nawet nie spojrzał na was, wciąż wpatrując w niebo.
To rytuał podmiany — głos należał do Gorsou, prefekta waszego kowenu. Oprócz waszej czwórki w pobliżu nie było nikogo innego. Polne myszy uciekły w dal. — A właściwie jego forma — byliście spostrzegawczy i doświadczeni nie tylko w magii, ale i przez życie. Wiedzieliście, że do rytuałów potrzebne są mieszanki prochów, świece. Te w rzeczywistości znajdywały się tam, ale znacznie dalej od miejsca, w którym się pojawiliście. Zamiast trzech wyrysowanych na ziemi pentagramów był jeden, znacznie większy. Świece, a właściwie gromnice, które tam rozstawił, paliły się nieprzerwanie. Słyszeliście o wielu cudach, ale podobnego zjawiska nie widzieliście nigdy. Zjawiska, w którym to wy byliście obiektami. Mężczyzna uniósł dłoń wyżej, a następnie pstryknął, a wraz z niosącym się dźwiękiem zgasły świece. Dopiero wtedy mężczyzna odwrócił się do was przodem. Rozpoznaliście go łatwo, ale coś w jego obliczu się zmieniło. Starszy człowiek, oczy miał jakby bardziej podkrążone, a cerę bardziej ziemistą. Był tak samo opanowany, jak zawsze, usta ściskający ze sobą i spokojnie obserwujący was w tym położeniu. — W miejscach, z których was zabrałem, znajdują się teraz wasze wierne kopie. Wy jesteście mi potrzebni tutaj. Jeśli tylko patrzyliście w niebo, widzieliście łunę światła, spadającą w te okolice. Nasz ojciec wysłał nas tutaj nie bez powodu. Istota, z którą mamy się spotkać, jest niedaleko, ale nie jestem w stanie przewidzieć jego nastawienia — wzrokiem bacznie przejechał po waszych twarzach. — Wiem, że macie pytania. Widzę to. Pytajcie, ale mamy mało czasu.

Witam Was na wydarzeniu Na całej połaci krew - część 2. Mistrzem Gry jest Frank.
Od tej pory Wasze postacie znajdują się w sytuacji zagrożenia zdrowia lub życia, a to oznacza, że nie powinniście rozgrywać wątków mających miejsce po 26 lutego 1985.
Do momentu publikacji pierwszego posta w wydarzeniu możecie jeszcze kupować potrzebny ekwipunek lub zgłaszać ewentualny rozwój postaci. Następnie taka opcja zostanie wstrzymana aż do zakończenia wydarzenia. Przez cały czas trwania wydarzenia możecie kupować przedmioty w sklepie Mistrza Gry, jednak nie będzie można dopisać ich do waszego ekwipunku.

W pierwszym poście powinniście wypisać swój ekwipunek. Zasady i limity w ekwipunku znajdziecie w temacie mechaniki fabularnej. Opiszcie też swój ubiór. Im dokładniejszy będzie opis, tym lepiej Mistrz Gry będzie w stanie odnosić się do niego. Zaznaczcie też rzeczy nieznajdujące się w sklepiku, które macie ze sobą (np. papierosy albo łyżka do butów). Proszę o umieszczenie zarówno ekwipunku mechanicznego, niemechanicznego oraz ubioru w adnotacji pod postem.

W poście powinniście odnieść się do tego, co zostało w nim opisane, a także (co najważniejsze) do tego, co zrobiliście po pojawieniu się w Wallow.

Parę zasad:
- Mistrz Gry bierze pod uwagę tylko akcje opisane w poście, nie będzie uznawać domysłów albo informacji przekazywanych prywatnie. W każdym poście możecie zawrzeć 2 akcje (od tej zasady będą obowiązywać odstępstwa, opisane przeze mnie każdrorazowo w adnotacjach). Pierwszego rzutu kością możecie dokonać w kostnicy, a następnie zamieścić link do owego rzutu. Drugi rzut powinien być wykonany w poście.
- Przemieszczanie się nie jest akcją (w granicach zdrowego rozsądku). Akcją nie będzie też chwycenie przedmiotu, przeładowanie strzelby, podanie komuś przedmiotu. W razie wątpliwości co jest akcją, a co nie proszę o kontakt prywatny. Proszę też o zachowanie zdrowego rozsądku w ilości akcji niemechanicznych. Znaczenie oddalenie się od grupy, czyszczenie broni, czy plecenie wianków itp. można uznać za akcję, gdyż zajmuje sporo czasu.
- Nie należy rzucać kością na perswazję, kłamstwo, aktorstwo, dowodzenie, lub inne czynności z zakresu charyzmy. Będę brać pod uwagę odegranie danej zdolności oraz statystykę postaci.
- Jeśli chcecie przyjrzeć się czemuś bliżej, należy wskazać w poście obiekt, a następnie rzucić kością na statystykę talentu dodając odpowiedni bonus za percepcje.
- Czas na odpis będzie wynosić mniej więcej 72 godziny. Mistrz Gry uznaje nieobecności graczy, ale akcja na czas nieobecności nie zostanie wstrzymana. W przypadku nagminnych spóźnień z odpisami albo całkowitego zniknięcia postać mogą spotkać (i spotkają) przykre konsekwencje. Mistrz Gry uznaje tylko nieobecności zgłoszone wcześniej w temacie aktualizacji.
- Przypominam, że post z rzutem nie może być edytowany. W najlepszym przypadku akcja zostanie uznana za nieważną. W razie potrzeby edycji (literówki, drobne błędy i inne takie), proszę o kontakt ze mną.
- Dla wspólnej dobrej zabawy proszę by wszystkie postaci biorące udział w wydarzeniu uzupełniły pole triggerów oraz informacji dla mistrza gry.
- Aby (nieco ślepy) Mistrz Gry nic nie pominął, proszę Was o używanie znacznika [ b ] przy dialogu oraz znacznika [ u ] przy oznaczaniu wykonywanej akcji. Warto też będzie wypisać w adnotacji dokonywane akcje, dzięki czemu (ten sam ślepawy) Mistrz Gry nie popełni błędu.

Przypominam, że postacie, które w wyniku 1 części wydarzenia otrzymały konsekwencje fabularne oraz mechaniczne, są nimi zobowiązane już od tego wątku (np. rzuty kością, szczególne objawy zdrowotne itp).

W razie jakichkolwiek pytań albo wątpliwości zapraszam na discorda, albo na pw na konto Franka.

Czas na odpis macie do czwartku (18.05) do 22:00 niedzieli (21.05) do 23:59 (na prośbę graczy).
Powodzenia i dobrej zabawy!
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t620-sebastian-verity#3560
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t709-sebastian-verity
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1145-sebastian-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t711-poczta-sebastian-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f142-willowside-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1114-rachunek-bankowy-sebastian-verity#10472
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t620-sebastian-verity#3560
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t709-sebastian-verity
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1145-sebastian-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t711-poczta-sebastian-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f142-willowside-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1114-rachunek-bankowy-sebastian-verity#10472
Chaos.
Chronić kapłanów, zabiezpieczyć kościoły, wezwać wywiadowców, wezwać protektorów, zdać raporty, kto jest na miejscu, gdzie jest sierżant A, gdzie porucznik B, c o   s i ę   w y d a r z y  ł o?
Szumi mu w uszach od zgiełku, zdziera gardło, gdy jakiś głąb znów wychodzi z szeregu, a inna grupka zaczyna szeptać między sobą, nasłuchując plotek o aniołach, apokalipsie i boskim ogniu czy karze Lucyfera lub zemście Lilith. Za co? Chuj ich wie. Giną czarownicy, giną ludzie, informacje są sprzeczne, miejsca anomalii mnogie i nikt nie jest w stanie zapanować nad tym, co dzieje się wokół.
Ma ochotę odetchnąć z ulgą, gdy wraca sierżant, który zostawił go z tą bandą podlotków, niezdolnych do utrzymania nienagannej dyscypliny. Ale nie odetchnie, bo to nie oznacza ani poprawy sytuacji, ani końca pracy. Zostanie oddelegowany do innych obowiązków, zapewne stworzono już grupę, w której będzie dziś działać. Wie, że nie opuści pracy prawdopodobnie do nocy, a może nawet będzie trzeba zostać do rana. Tak długo, jak będzie wymagał ten cały nieposkromiony chaos. Aż się czegoś nie dowiedzą. Aż głowy kościoła będą bezpieczne i protektorzy zostaną oddelegowani.
Słyszy polecenia, odnotowuje je w głowie ze skrupulatnością maszyny i surowo skinąwszy głową, ma zamiar udać się w odpowiednią stronę. Nagły ścisk w żołądku łamie go w półkroku, gdy odruchowo łapie się za brzuch, gnąc się pod wpływem niespodziewanej dawki bólu. Zaciska zęby, czując wlewający się na czoło pot, przełyka słodką ślinę, walcząc z odruchem wymiotnym. Traci kontakt z otoczeniem, nie zdaje sobie sprawy z tego, że idzie, maszeruje, a w końcu biegnie. Ale każdy dziś biega, nikt nie zwraca na niego uwagi. I nikt prawdopodobnie nie zauważa, gdy nagle znika, osiągając limity własnej woli w kwestii poddania się spazmom żołądka.
Będzie musiał się z tego srogo tłumaczyć – to jego pierwsza myśl, gdy otwiera oczy w nowym miejscu, nie orientując się jeszcze, gdzie jest. Wie tyle, że nie w jednostce, nie przy swoich obowiązkach, teraz, w najważniejszym momencie. Ma jeszcze nadzieję, że to działanie Gwardii, że ktoś przetransportował jego grupę umyślnie i zaraz dostaną rozkazy. Ta nadzieja szybko umiera. W pobliżu jest tylko jedna gwardzistka i to z innego oddziału, której nie spodziewał się ujrzeć. Mało tego, widzi również swojego siostrzeńca, a całą ich trójkę łączy przede wszystkim jedna kwestia – niewzruszona miłość do Lucyfera.
Rozgląda się dyskretnie, milcząco, opanowując mdłości. Prostuje się w końcu, jak na żołnierza przystało. Jego twarz jest poważna i surowa. A może wydaje się taka przez strój, który nosi? Mimo że gwardia na co dzień nie używa uniformów, prosto skrojone i nieograniczające ruchów ubranie Veritiego, zdecydowanie takowy przypomina. Smoliście czarny materiał w większości miejsc przylega do ciała, pozbawiony jest ozdób, mankietów czy kołnierzy, nie stwarzając szans na wejście w drogę podczas jakichkolwiek fizycznych potyczek. W biodrach otacza go jedynie surowy pas z kieszonkami na najpotrzebniejsze rzeczy i broń. Mogłoby wydawać się, że marznie, patrząc na elastyczny materiał pokrywający tors i ramiona, jednak specjalnie skonstruowane warstwy nie poddają się zimnu. Górna część ubrania przykrywa go od szyi aż po palce dłoni, skryte pod przylegającymi, pozbawionymi palców rękawiczkami. Proste, lekko lejące się spodnie wkasane są w wysokie, ciężkie buty. Cały ten ubiór nie pozostawia złudzeń, że ma pełnić konkretną rolę. Judith od razu domyśli się, skąd go przyzwano, w końcu nie raz mijają się w jednostce.
Zebranym kiwa krótko głową w geście zdawdkowego powitania. Wstrzymuje się od komentarzy czy pytań, nie próbuje również zagadywać. Obecność Gorsou sprawia, że podświadomie wchodzi w żołnierski, pełen skupienia nastrój, niesprzyjający pogaduszkom. Nie śmiałby zresztą zakłócić atmosfery ciszy, którą wprowadzał prefekt. Musi mieć coś do powiedzenia, rolą Sebastiana jest więc cierpliwie czekać, aż zdecyduje się przedstawić im powód, dla którego się tutaj zebrali. Nie ma wątpliwości co do jego słuszności. Są tutaj, ponieważ Pan tak chce. Więc mają do odegrania rolę, która niezależnie od swej treści, będzie niezastąpionym zaszczytem.
Gorsou tłumaczy, co się wydarzyło, a Sebastian na później odkłada podziwianie kunsztu magicznego prefekta. Słucha uważnie. Jego uwadze nie uchodzi pewna zmiana w obliczu Gorsou, gdy ten w końcu odwraca się przodem do nich. Cokolwiek tak naprawdę się dziś wydarzyło, odbiło się piętnem nie tylko na gwardii. Powaga tych wydarzeń coraz mocniej wżera się w świadomość Sebastiana, wybudzając z uśpienia adrenalinę, przyspieszając krążenie i przyprawiając zakończenia nerwowe o świerzbiące dreszcze. To nie jest ekscytacja, ale też nie strach. Sebastian nazwałby to uczucie poczuciem misji, pełną gotowością na pełnienie swoich powinności. Zna doskonale ten lekko obezwładniający stan.
Jego mięśnie mimiczne nie drgają w żadną stronę pod wpływem słów Gorsou, niezależnie od emocji kotłujących się pod skórą Sebastiana. Nie ma wielu pytań. Przywykły jest do słuchania i wypełniania rozkazów, więc tak naprawdę wystarczy mu informacja, że mają spotkać się z bytem, który na nich czeka i nastawić się na każdy możliwy scenariusz. Ale prefekt zachęca do pytań, więc Sebastian zadaje to, które nurtuje go od rana, odkąd w jednostce zaczął triumfować chaos i niezliczone wersje wydarzeń.
Czy wiemy, co się tak naprawdę dzisiaj wydarzyło? – Nie wie, że jego towarzysze mieli szansę posmakować tych wydarzeń na własnej skórze, choć tak naprawdę nie ma to znaczenia. Gorsou powinien wiedzieć najwięcej. Fakty, nie emocje, nie doświadczenia, nie to, co łatwo sobie dopowiedzieć. A Sebastian bardziej niż czegokolwiek dzisiaj, potrzebuje właśnie surowych faktów.

Ekwipunek: pas z kieszonkami, pistolet, nóż, paczka fajek i zapalniczka gazowa, pentakl, athame, zwinięty metrowy kawałek linki stalowej
Ubiór: przylegający, podbijany warstwami ocieplającymi elastyczny pół-golf na długi rękaw, wygodne spodnie bez kieszeni z lekko lejącego się materiału, wsunięte w wysokie, ciężkie, wiązane trepy. W biodrach przepasany solidny, lekki pas klamrowy z zapinanymi na guziki kieszonkami. Dodatkowo przylegające, wełniane rękawiczki bez palców. Wszystko w jednolitym kolorze głębokiej czerni. Brak biżuterii, ozdób, elementów wystających i innych dodatków.

* pistolet i nóż zakupione przed kilkoma chwilami w sklepie
Sebastian Verity
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Percival Hudson
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t493-percival-hudson
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t497-poczta-percivala-hudsona
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t493-percival-hudson
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t497-poczta-percivala-hudsona
Każdy element rzeczywistości śmierdział dymem. Gryzący zapach palącego się drewna i plastiku wnikał głęboko w nozdrza, zatruwając płuca i umysł. Nie było od niego ucieczki nawet w krainach snów, gdzie każda przestrzeń zapełniały szalejące płomienie, niszczące wszystko na swojej drodze: meble, okna… oraz niewinną twarz Elaine, która rozkładała ręce, niczym ptak skrzydła, szykując się do lotu.
Złapiesz mnie? - pytała, uśmiechając się, kiedy ogień palił skórę na jej twarzy. - Złapiesz?
Percival momentalnie usiadł na łóżku, czując, jak przepocona, ubrudzoną sadzą koszula lepi mu się do pleców. Liczył, że po zdarzeniach w Deadberry w końcu się wyśpi - padł na łóżko nie zdejmując nawet butów i cudem było, że pamiętał o pozbyciu się płaszcza i marynarki. Niestety nie było mu dane mu odpocząć. Wizje i zapachy przykleiły się do niego jak płonące ubranie do skóry nieszczęśnika, którego próbowali uratować.
Świat oszalał. Lecące strzały. Ogień, którego ugasił piach i jedna butelka octu.
—To nie ma sensu… — wymamrotał. Czy to prawda, że niebiosa wiedzą o nich? O czarownikach? O Deadberry? Czy tamten słuchacz mógł się mylić? Czy Frank również, sądząc, że Gabriel ma sojusznika?
Wzrok mężczyzny powędrował w stronę nesesera. Zbadanie tych piór mogło odpowiedzieć na tak wiele pytań, tak że należało przekazać go Marwoodowi, jak najszybciej.
By zabić zapach pożaru znajomym zapachem, Hudson wyciągnął z szafki nocnej wymiętoszoną paczkę Lucky Strike’ów i włożył jeden z papierosów pomiędzy wargi. Nie zdążył jednak zapalić, kiedy poczuł bardzo dziwne uczucie, każące mu uciekać, ukryć się oraz narastające mdłości. Zdążył jedynie mrugnąć.
Kiedy otworzył oczy, był zupełnie gdzie indziej.
Zimne powietrze uderzyło go w twarz, przynosząc ulgę, ale i nieprzyjemny chłód, który rozszedł się po jego ciele. W końcu zjawił się tu jedynie w wygniecionej koszuli i szarych spodniach w delikatne jasne paski, a takie ubranie przegrywało w starciu z zimową pogodą. Mężczyzna schował do kieszeni jednego smutnego papierosa, którego chciał zapalić. To nie był czas ani miejsce; poczuł to od razu.
Przez chwile miał wrażenie, że kątem oka widzi znajoma twarz.
Elaine? — przemknęło mu przez myśl, lecz kiedy się odwrócił, dostrzegł tuż obok Judith. Był też Sebastian. Wtedy też do zaspanego Hudsona w końcu dotarło, że to jeszcze nie jest koniec.
Odruchowo kopiując swojego wuja, również się wyprostował, wbijając zmęczone ale czuje spojrzenie w prefekta. Ten miał rację — tak wiele pytań kłębiło się w jego głowie. Było jednak wśród nich jedno, które szczególnie cisnęło się na usta:
—Kim jest ta… istota?

Ekwipunek: jeden papieros, zapalniczka, pentakl, athame.
Ubiór: biała koszula (lekko wygnieciona i ubrudzona sadzą), czarny pasek, szare spodnie w delikatne jasne paski, czarne eleganckie buty - ubrudzone popiołem. Twarz i włosy również ubrudzone sadzą.
Percival Hudson
Wiek : 40
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Rentier i inwestor
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Gorsou oddychał spokojnie. Chociaż jego oblicze dzisiaj przedstawiało zmęczenie, tak nie można było nazwać go człowiekiem roztrzęsionym, albo spanikowanym. Gładkie ruchy dłońmi, swobodny ton nieznoszący sprzeciwu — wszystko to było wpisane w sylwetkę prefekta. Mieliście świadomość, jak blisko Lucyfera się znajduje, nierzadko korzystając z tego przywileju, przypominając wam o misji. Był skrupulatny i szczegółowy, a skoro dzisiaj zaprosił tu właśnie was — musiał stać za tym cel. Był człowiekiem powiązanym z Królem Piekieł, a jednak anonimowym, niegrzeszącym własną twarzą z okładek.
Wiemy — odrzekł krótko, wpatrując się w ciebie Sebastianie, przez chwile wstrzymując głos tak, jak gdyby nic potem miał nie dodać, jednak szybko rozwiał twoje wątpliwości: — Nad Hellridge zawisła chmura krwi. Nieludzkiej i parzącej. Jej części zerwały się, jak przyszło mi ustalić, w Maywater i Eaglecrest. Na uniwersytecie zginął chłopak, młody Abernathy, niech Lucyfer ma go w swojej opiece. Zabity przez... anioła — ostatnie słowo wycedził przez zęby, wyraźnie marszcząc brew w nienawiści. — Plac Aradii spłonął, część głównej ulicy w Deadberry również, zapewne ty Percivalu wiesz coś o tym — spojrzał na twoje ubrudzone sadzą ciało. — Młody Padmore jest teraz w szpitalu, doznał głębokiego szoku w Maywater, gdy chmura oberwała się, a deszcz krwi spadł na ziemię — nie musieliście pytać, skąd to wie. Nie raz udowadniał wam, że zna tajemnice tego świata, jakby szeptał mu o tym sam Lucyfer. Spojrzał na ciebie Judith, zatrzymując wzrok na twoich ciemnych oczach. — Zapewne z tego wyjdzie — niemal niedbale machnął dłonią, jakby odsuwał od siebie te myśli. Żaden chory Padmore nie mógł przysłonić celu, nawet jeśli znajdywaliście się teraz na ich polach. — Co wydarzyło się naprawdę... — powtórzył pytanie Sebastiana, uśmiechając się jednym kącikiem ust. — A czymże jest prawda, przyjacielu? — uśmiech zniknął z jego twarzy. — Pożar nie rozpętał się przypadkowo, ale strzały, które dziś spadły na Deadberry nie były w nie wymierzone. Istota, którą dziś poznacie, będzie znać prawdę. To ją właśnie chcemy poznać. To nasz sojusznik, ale może być nieco... wzburzony. Przed wieloma laty walczył w armii naszego Pana, ale potem słuch o nim zaginął. Widzieliście łunę na niebie, z taką mocą na ziemię spada tylko coś bardzo potężnego. Coś, co zostało z nieba wygnane — spoglądał na was z premedytacją, jakby czekał, czy sami uświadomicie sobie prawdę, z kim możecie mieć do czynienia. — Ta istota jest Upadłym Aniołem, Percivalu. Bardzo potężnym i działającym w gorączce. Frank Marwood napisał do mnie list, w którym opowiedział, co was spotkało. Tego dnia z nieba spadł nie tylko deszcz i strzały — z wewnętrznej kieszeni płaszcza wyciągnął pociągły przedmiot o nieregularnym kształcie. Ten odbił promienie słoneczne, zalśnił tak jasno, że musieliście zmrużyć oczy, żeby nie zostać oślepionymi jego blaskiem. Dopiero wtedy wyraźnie zobaczyliście kontur przedmiotu. Gorsou trzymał w dłoni klucz długości swojej dłoni. — Ale to tylko element układanki. Ruszajmy, spodziewam się, że nie jesteśmy jedyni, których zaciekawiła łuna światła na schylającym się ku nocy niebie. Wkrótce zapanuje tu spokój, lecz nim to się stanie, musimy poznać prawdę — klucz schował do kieszeni płaszcza, ruszając w przód, odwrócony do was plecami. Nie czekał i nie patrzył w tył, czy pójdziecie za nim, jakby pewien tego, że i tak to zrobicie.
Wykonał może 15-20 kroków w przód, zatrzymując się przy szkarłatnej kałuży, która przepaliła ziemię. Ten mały nieregularny obszar o średnicy może jednego metra wyglądał tak, jakby ktoś podpalił go, pilnując, by ogień nie rozszedł się dalej. Gorsou w końcu ominął go starannie, upewniając się, że jego but nie postanie w tym miejscu. Szedł w ciszy, niemal płynął w powietrzu dostojnym krokiem, zupełnie nie zważając na wystające z ziemi kamienie i wszechobecne lodowate błoto. Szedł tak bitą minutę, w końcu zatrzymując się i spoglądając w prawo. Waszym oczom ukazała się grupa ludzi, była w dalekiej odległości, nie byliście w stanie dostrzec ich twarzy, tylko nacierające na nie zwierzęta... Kilka łosi, saren, potężne kopytne poczwary zmierzające prosto w kilka osób stojących dalej w polach.
To już blisko — odwrócił się do was twarzą, a gdy to zrobił zza jego pleców, prosto z małego zagajnika wybiegło coś znacznie potworniejszego niż sarny i jelenie. Nacierał na was czarny niedźwiedź. Na oko ważył dobre 350 kg, był potężny i wyraźnie rozjuszony. Był masywny i długi na prawie dwa metry. Biegł prosto w waszą stronę i ryczał przeraźliwie, kompletnie rozjuszony. Ty Judith widziałaś takie typy wcześniej, występowały w tutejszych lasach, ale raczej nie zbliżały się w ten sposób do człowieka, nie bez powodu. Mieliście niewiele czasu, niedźwiedź nie zamierzał zmienić swojej trasy. Był niedaleko.

Tura 2
Witam Was gorąco jeszcze raz. Bardzo się cieszę, że prawie wszyscy dotarliście na Kozią arterię.

Obecnie, jak zaznaczone wyżej, naciera na was potężny niedźwiedź. Znajdzie się tuż przy was już w następnej turze, to ostatni moment na reakcję na jego niezapowiedziane towarzystwo. W przypadku chęci obrony powinny zadziałać wszystkie czary oznaczone jako działające dla ataków o mocy do 100.

Przypominam o zasadzie 2 akcji na turę.

Judith, jeśli chcesz brać udział w wątku razem z grupą, powinnaś zamieścić posta w tej turze, lub Mistrz Gry uzna, że nie pojawiłaś się w Wallow i nie będzie już możliwe dołączenie na późniejszym etapie do gry.

Statystyki zwierząt:
Niedźwiedź czarny x1 - sprawność 40, zwinność 5, punkty życia: 150/150

Punkty życia:
Percival Hudson 161/161
Sebastian Verity 183/183

Aktywne czary:
-

ekwipunek:

Termin odpisu do czwartku (25.05) do 22:00.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
Zdechnę. Położę się na tej zabłoconej podłodze i zdechnę.
Spacer z Maywater do Deadberry zajął mi praktycznie dwie godziny. W duchu przeklinałam swój własny pomysł, ale podyktowany był zwyczajną przezornością. Nie ufałam van der Deckenowi tak, aby zdradzić mu całkowicie własną tożsamość i to, czym się zajmuję. Po moich poleceniach zostały mu jedynie domysły, na które nie miał żadnych dowodów. Równie dobrze można było mnie nazwać zaangażowanym, odpowiedzialnym obywatelem magicznego półświatka.
Czy jak tam inaczej dyplomatycznie nazywa się donosicieli do Czarnej Gwardii i władz Kościoła.
Dotarłam do siedziby Gwardii z naręczem pytań i wątpliwości. I propozycji. Na przykład – żeby tamtemu chłoptasiowi, co miał umrzeć a nie umarł, nie czyścić od razu pamięci, tylko najpierw się dowiedzieć, co konkretnie widział po śmierci. Już wtedy, z płucami przebitymi gałęzią, mówił całkiem ciekawe rzeczy, a mógł wiedzieć znacznie więcej.
W końcu w hierarchii wygrało odpowiednie zabezpieczenie ciała jednego z pobratymców Gabriela. Nigdy nie widziałam czegoś takiego. Widziałam już stworzenia z rozoraną czaszką, ale nigdy czegoś tak potwornego. Tak bluźnierczego.
Dziś miałam wiele szczęścia. Dziś czułam, że Lucyfer nade mną czuwał i dziś czułam, że spełniałam jego wolę.
Ledwie dotarłam do siedziby Gwardii. Jeszcze nie zdążyłam się dokładnie rozeznać, powiedziałam tylko komuś coś o tym chłopaku, co zawisł na drzewie, ale żyje, że może mieć ciekawe i całkiem przydatne informacje. Niewiele usłyszałam o tym, co działo się w okolicy, ale już samo Deadberry wyglądało, jakby zdarzenia wykraczały poza moje pojmowanie.
Dlatego dzisiaj wyjątkowo byłam skłonna przyjąć, że niemożliwe staje się możliwym.
Dlatego zamiast zdumieć się, gdy zobaczyłam przed sobą Gorsou z wielkim pentagramem i kilkoma krótkimi wyjaśnieniami o rytuale przywołania, przyjęłam to z twarzą mówiącą tylko – zabijcie mnie, bo zdechnę. Nie wyglądałam za dobrze. Pachnieć też wspaniale nie pachniałam, a dziura w mojej rękawiczce i wypalony kawałek skóry na skroni świadczył, że to w istocie był dla mnie ciężki dzień.
Rozejrzałam się jedynie krótko. Kiedy jaśnie panowie szukali odpowiedzi na własne pytania, ja szukałam czegoś, na czym mogłabym usiąść. Nie znalazłam, bo pola Padmore’ów nie były nigdy przyjazne tym, którzy chcą odpoczywać. Co za ironia. Kilka godzin temu uratowałam przyjaciółkę (albo narzeczoną, chuj wie z nimi wszystkimi) jednego z nich, a teraz siedziałam na polach i miałam przeczucie, że moja obecność wcale nie przychyli mi kolejnych uprzejmych spojrzeń.
Tak jakby mi na tym faktycznie zależało.
Pytanie Sebastiana nie było wcale takie głupie, ale nie mogłam przyznać tego nawet brudna, upocona i zraniona. Sama chętnie bym się tego wszystkiego dowiedziała – choć dowiedziałam się niewiele więcej niż widziałam. Chmura krwi. Krwi czyjej? Na pewno nie anielskiej, jej możliwości widziała na własne oczy.
Czyja to była krew? – spytałam więc. Dziś nie było żadnych głupich pytań. – Na pewno nie plugawych aniołów. Więc czyja krew była w chmurach?
Skrzywiłam się na wiadomość o śmierci jednego z Abernathych. Nie przepadaliśmy za sobą, ale żadna wieść o śmierci mnie nie cieszyła. Żaden mi też nic osobiście nie zrobił, mogłam sobie uważać ich za bezużytecznych błaznów, ale żadnemu nie życzyłam tak tragicznej śmierci.
Plac Aradii spłonął. To wiele wyjaśniało. Choć wciąż nie tak wiele, jak chciałabym wiedzieć.
Padmore doznał szoku. Nim się nie martwiłam, pewnie nic mu nie będzie. Stał daleko i obserwował z perspektywy zdarzenia. Jak się wychowuje syna na cipę to tak potem jest.
Zmarszczyłam nieznacznie brwi. Czy widziałam spadającą na niebie łunę? Być może. Wiele się dziś już działo, mogłam to wyprzeć z pamięci, gdy miałam na głowie inne poważne zadania. Słysząc jednak o upadłym aniele, poczułam dreszcz nerwów. Za mało wiedziałam, za mało wszyscy wiedzieliśmy, potrzebowałam informacji. Jak dawno upadł ten anioł? Czemu miałby być wzburzony? Co się wydarzyło, że mamy się z nim spotkać?
Czy w ogóle przeżyjemy to spotkanie?
Nie wypowiedziałam swoich wątpliwości na głos. Zapewne dowiemy się wszystkiego we własnym czasie, a kiedy Gorsou sam ruszył naprzód – ruszyłam za nim, kątem oka zerkając jeszcze jedynie na Sebastiana i Percivala. Nie odezwałam się do nich na razie ani słowem. Wszyscy czuliśmy powagę sytuacji.
Dostrzegłszy kałużę krwi, która wypaliła ziemię, zaczęłam się domyślać, czyja była to krew i dlaczego ten ktoś miałby być rozjuszony. O wiele bardziej niepokoiło mnie jednak zachowanie zwierząt – saren i innych pozornie niegroźnych leśnych ssaków, które nacierały właśnie na grupę przechodniów.
My mieliśmy znacznie poważniejszy problem.
Widok czarnego niedźwiedzia zdziwił mnie o tyle, że zazwyczaj nie zbliżał się do ludzi. Jeśli już faktycznie z jakiegoś powodu nacierał i chciał atakować (czy na pewno atakował, czy tylko uciekał?), coś musiało go sprowokować.
Jeśli źle ocenię jego intencje i go zaatakuję, nie będzie odwrotu – rzuci się na nas i nie odpuści, dopóki albo my nie zabijemy jego, albo on nie zabije nas.  
Chuj, kurwa. Patrząc na tamtejsze zwierzęta, coś musi tym monstrum kierować, a ja nie jestem Lanthierem, żeby śpiewać piosenkę Królewny Śnieżki w środku lasu i liczyć, że wszyscy mnie pokochają.
Funemeum – mówię z nadzieją, że zaklęcie i moje umiejętności mnie nie zawiodą. A gdyby jednak zawiodły, zabieram z ramienia strzelbę i staram się wycelować w skupieniu prosto w czaszkę biegnącego stworzenia, nim naciskam na spust.


Ubiór: stare trapery i bojówki; docieplana, czarna kurtka z kapturem obszytym futrem; rękawiczki z wypaloną dziurą
Ekwipunek: pentakl, athame, strzelba, zapasowa amunicja do strzelby, nóż, papierosy, zapalniczka, białe pióro nieznanego pochodzenia, nić Ariadny

akcja #1: Funemeum (bonus +20) | akcja #2: strzelectwo (poziom II) | rzut #3: konsekwencje poprzedniej części eventu
Judith Carter
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Judith Carter' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 65

--------------------------------

#2 'k100' : 25

--------------------------------

#3 'k3' : 2
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Percival Hudson
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t493-percival-hudson
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t497-poczta-percivala-hudsona
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t493-percival-hudson
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t497-poczta-percivala-hudsona
Percival słuchał bardzo uważnie słów Gorsou i z każdą wypowiedzianą przez niego sylabą, czuł, jak coraz mocniej odkleja się od rzeczywistości. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że całe jego ciało drżało — czy to od zimna, czy od natłoku wiadomości o kataklizmach, które nie śniły się nawet w najgorszych koszmarach. Zniszczone budynki. Utracone życia. I jeszcze ta paskudna, samolubna myśl, że będzie musiał uczestniczyć razem z żoną w pogrzebie, udając, że ich małżeństwo jest idealne. Nawet nie wiedział, co w tym wypadku jest gorsze — to, czy wiedza, że aniołowie zaatakowali czarowników.
-Czyli Niebiosa nie wiedzą o Deadberry?zapytał z nadzieją. Jeśli atak nie był wymierzony w czarowników, jeśli był to tylko przypadek, znaczy, że nadal są bezpieczni. Momentalnie również skarcił się w myślach — przecież jeśli Deadberry groziłby ostateczny koniec, to Lucyfer nie zostawiłby ich w potrzebie. On przecież zawsze słucha, zawsze zsyła błogosławieństwa na tych, którzy wzywają Go, prosząc o pomoc. Czy może pojawienie się sojusznika, Upadłego Anioła — na sam dźwięk tych słów Hudsonowi zaschło w ustach — jest również elementem jego wielkiego planu?
Wzrok mężczyzny upadł na klucz, którego blask był tak jasny, że aż oślepiał. Kojarzył się z figurami, jakie widywał na tych obrzydliwych świątyniach ku czci Gabriela. Plugawi tak zwani święci, gdzie jeden z nich trzymał dwa klucze. W sumie Hudson nigdy specjalnie nie zastanawiał się, dlaczego wrota do Raju miałyby mieć dwa zamki. Czy ci tam na górze obawiali się włamania, czy może to zwyczajna zachłanność Gabriela, który zawsze pragną więcej?
Nie odzywając się już więcej, tym samym pozostając sam na sam ze swoimi myślami, Percival posłusznie udał się za prefektem, rzuciwszy spojrzenie na towarzyszy i tym samym krzyżując swój wzrok z Judith.
Nie było czasu.
Uważnie patrząc pod nogi, by za wszelką cenę ominąć kałuże palącej krwi, szedł w milczeniu, skrzyżowawszy ręce na piersi i wkładając zmarznięte dłonie pod pachy. Słowa były tu stanowczo nie na miejscu, gdyż mogły zburzyć powagę sytuacji.
Zatrzymał się, dopiero gdy prefekt również przystanął.
Co do aniołów — już otwierał usta, by powiedzieć to na widok tej osobliwej sceny, w której z pozoru łagodne i płochliwe zwierzęta, zmieniły się w bestie, ale zanim zdążył zrobić cokolwiek, spostrzegł, jak w ich stronę naciera wielkie czarne bydle. Z początku nie zrozumiał, na co w ogóle patrzy, gdyż gryzło się to z jego wiedzą o przyrodzie… jednak mógł przewidzieć, że dzisiejszy dzień do samego końca nie będzie już normalny.
Idąc śladem Carter, która zgodnie ze swoimi rodzinnymi wartościami dobyła broni, Percival uniósł dłoń, by również zaatakować.
-Susurribestiakrzyknął, zdając sobie sprawę, że jeśli szybko nie zaczną się bronić, czeka ich bardzo ciężkie starcie z rozszalałym niedźwiedziem. I zaraz rzucił kolejne zaklęcie:Sceleratus!

akcja 1: zaklęcie Susurribestia
akcja 2: zaklęcie Sceleratus
Percival Hudson
Wiek : 40
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Rentier i inwestor
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Percival Hudson' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 31

--------------------------------

#2 'k100' : 30
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t620-sebastian-verity#3560
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t709-sebastian-verity
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1145-sebastian-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t711-poczta-sebastian-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f142-willowside-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1114-rachunek-bankowy-sebastian-verity#10472
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t620-sebastian-verity#3560
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t709-sebastian-verity
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1145-sebastian-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t711-poczta-sebastian-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f142-willowside-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1114-rachunek-bankowy-sebastian-verity#10472
Skupia się automatycznie mocniej, gdy słyszy krótkie „wiemy” i natychmiast nadstawia ucha, oczekując dalszych wyjaśnień. Kiedy Gorsou milczy przez dłuższą chwilę, Sebastian czeka cierpliwie, a nawet, gdy w pewnej chwili wątpi, czy prefekt postanowi kontynuować, nie próbuje naciskać. Wie, że Gorsou powie to, co jest im potrzebne, to, co uzna za stosowne. I nie ma tu miejsca na dyskusję czy dziecinne „ale ja chcę wiedzieć”. Zna swoje miejsce, a do Gorsou czuje bezwzględny, nieugięty respekt. Kontakt z kimś, kto jest tak blisko Pana to zaszczyt, za który Sebastian dziękuje każdego dnia. Dzięki temu czuje się częścią układanki, czegoś większego. Czuje, że jest ważny. A przecież to uczucie kierowało nim od dziecka. Chciał być lepszy, doceniony, świecić na tle przeciętnych czarodziejów. Teraz jest trochę inaczej. Nie chodzi już o staniu w świetle reflektorów. Chodzi o odbijanie światła Lucyfera i ta rola mu wystarczy. Więcej niż wystarczy. To przecież rola, jakiej nie każdy ma zaszczyt zasmakować.
Słucha uważnie, gdy prefekt jednak decyduje się udzielić wyjaśnień. Stara się skrupulatnie odnotować w głowie każdą informację, a jego grdyka drga lekko pod wpływem krótkiego przełknięcia, gdy Gorsou wdaje się w szczegóły. Żyje na tym świecie czterdzieści dziewięć lat i pierwszy raz słyszy o czymś podobnym. Świat i historia zmieniają się na jego oczach. A on jest w samym centrum wydarzeń, być może nawet, mimo swojej maleńkości, ma na nie jakiś wpływ. Został wybrany do wypełniania woli Pana.
Z kamienną twarzą wysłuchuje, jakie straty poniosła ich strona w starciu z aniołem. Uświadamia sobie, że Judith i Percival musieli brać udział w niedawnych wydarzeniach. Widać to po ich twarzach, po zmęczeniu wymalowanym na ciałach, po cieniu wydarzeń wciąż odbijającym się w ich oczach. Wyglądają źle, tak, jak można byłoby spodziewać się po ludziach, którzy przed kilkoma godzinami doświadczyli tego, co dotąd wydawało się nierealne. Sebastian czuje surrealistyczne ukłucie zazdrości. Może i nie chciałby patrzeć na śmierć, może nawet sam skończyłby w szpitalu lub gorzej, gdyby to on spotkał na swojej drodze anioła. Ale uczestniczyłby w tym. A teraz czuje, że ominęło go coś ważnego.
Istotną informacją jest to, że Deadberry nigdy nie było docelowym miejscem ataków. Ale na tym kończą się informacje. I więcej mają dowiedzieć się od upadłego anioła. Od istoty, która ma wszelkie prawo do, delikatnie mówiąc, rozdrażnienia. Od tej, która będzie czuć względem nich wyższość, która będzie w stanie zabić ich pstryknięciem palca, jeśli zechce. Ale Lucyfer by na to nie pozwolił. Ich trójka jest wiernymi żołnierzami Pana, a Pan pamięta o swoich żołnierzach. Sebastian jest tego pewien. Gdyby jednak miałoby być inaczej, nawet swoją śmiercią ostatecznie spełniłby wolę Lucyfera, gdyby ten postanowił na nią pozwolić. A więc każdy finał będzie odtąd słusznym finałem.
Mruży instynktownie oczy pod wpływem nagłej, silnej wiązki światła. Nie skupia się na kluczu, bez zwłoki wykonując polecenia prefekta. Rusza żwawym krokiem za nim, wciąż nie wymieniając się żadnymi słowami z pozostałą dwójką. Na to przyjdzie czas później, na razie go nie mają.
Zatrzymują się i dostrzegają raczej osobliwe widowisko. Zwierzęta wydają się spłoszone. Choć nie on z tej trójki jest ekspertem od dzikiej zwierzyny, to wie tyle, że łosie nie atakują ludzi. Prędzej biegną na oślep, zlęknione i spanikowane. Czym? Tego mogli się domyśleć. Tak jak wspomina Gorsou – są już blisko.
Nie mają szans od razu ruszyć dalej, bo zza pleców Gorosu nagle wyłania się potężny niedźwiedź. Być może również spłoszony, a może po prostu chory – wyraźnie obrał ich sobie za cel. Sebastian działa równolegle ze swoimi towarzyszami. Krzywda zwierząt sprawia mu znacznie większy dyskomfort niż krzywda ludzka. Brał udział w polowaniach, oczywiście, tego wymaga się od dżentelmenów. Ale to było dawno, gdy był młody i wciąż oczekiwano od niego rychłego stanięcia na ślubnym kobiercu. Wtedy musiał brać udział w tych wydarzeniach, nawet jeśli go nie rajcowały. A zdecydowanie tego nie robiły. Polowania jawiły mu się jako nudne i okrutne. Teraz również, gdyby miał wybór, zostawiłby miśka w spokoju. Ale nie ma wyboru. Niedźwiedź sam przesądził o swoim losie, gdy agresywnie zaczął biec prosto na nich.
Exigo – podejmuje pierwszy atak, starając się odrzucić niedźwiedzia na bok. – Diruptio – inkantuje moment później, celując w niedźwiedzia, by zwiększyć szansę na to, że straci ochotę by się podnosić. O ile strzelba Judith i więzy nie zniechęciły go wystarczająco do walki.

Akcja 1 | Exigo +25 / próg 70
Akcja 2 | Diruptio  +25 / próg 65
Sebastian Verity
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Sebastian Verity' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 63

--------------------------------

#2 'k100' : 9
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Gorsou nie ściszał głosu, ale oczekiwanie na odpowiedź trwało chwilę. Jak zwykle, w typowy dla siebie sposób, kontemplował nad właściwymi słowami lub budował ciszę, by jego ton wybrzmiał mocniej. Już niemal otwierał usta, lecz zawahał się, a jego spojrzenie pochmurniało. Przez moment jeszcze zastanawiał się, a w jego spojrzeniu mogłaś dostrzec pojawiające się nowe wątki.
Nikt inny nie dostał się dziś do nieba... Na pewno nieanielska? Co przez to rozumiesz, Judith? — przypatrywał ci się z konsternacją w oczekiwaniu na odpowiedź. Nie było to podchwytliwe pytanie, Gorsou nie słynął ani z sarkazmu, ani wytykania cudzych błędów. Wyraźnie nie wiedział, o czym mówisz i potrzebował odpowiedzi, by móc rozwiązać z tobą tę zagadkę. Być może umknęło mu coś, co wiedziałaś tylko ty.
Do tej pory nie wiedziały, ale po dzisiejszych zdarzeniach nie jestem tego pewien — odpowiedział ci Percivalu, nie unosząc nawet głosu. — Czas nam to pokaże, ale jeśli informacje z tego świata przeniknęły do Gabriela, to powinniśmy szykować się na najgorsze.
Zesłanie hord anielskich na Deadberry było wręcz niewyobrażalne. Dzielnicy udało się unikać ataku i bezpośredniej konfrontacji z wysłannikami niebios od momentu jej utworzenia. Zawsze miała przecież stanowić azyl dla takich jak wy. Dzisiejsze zdarzenia mogły naruszyć grube mury miasta, ale te zdawały się dostatecznie silne, aby odeprzeć ujawnienie świata przez najbardziej plugawego z Archaniołów.
Gorsou, jak już wcześniej wam nakreślił, spodziewał się, że więcej informacji może udzielić wasz dzisiejszy gość, zesłany tutaj z siłą równą uderzeniu rozpalonym młotem. Tego nie było w granicy wzroku, czekała was prawdopodobna wędrówka do odnalezienia tej przedziwnej istoty wyższej. Wędrówka na pozór spokojna, nad polami Padmorów nie wisiała bowiem czerwona mgła, nie przechodziła nawałnica. Powietrze było chłodne, lecz spokojne, a wokół niemal żywej duszy, poza grupą przechodniów gdzieś daleko, niespodziewanie odpierających nacierające na nie zwierzęta.
Wy mieliście na swojej głowie większy problem. Był nim jeden stwór. Potężny, zatrważający i nieposkromiony drapieżnik, zmierzający wprost w waszą stronę, rozjuszony i zdenerwowany, mknący ile sił w łapach.
Judith, twój czar zadziałał perfekcyjnie. Znikąd wystrzeliły sznury, oplatające czarnego niedźwiedzia w ścisłe węzły, uniemożliwiające mu dalszą drogę. Ten nie wyswobodził się od razu, runął na ziemię z donośnym rykiem, tracąc równowagę. Sebastianie, krótki czar z niezwykłą mocą uderzył w zwierzę. Jego cielsko wyrzucone zostało na bite dwa metry do góry, a następnie z impetem uderzyło w zimną glebę. Pierwszy i ostatni strzał oddała Carter — kula wystrzeliła prosto ze strzelby w łeb zwierzęcia. Ten, unieruchomiony i bezbronny, chociaż szarpał się i ryczał przeraźliwie, nie mógł uniknąć ostateczności. Skóra jego twarzy została rozerwana, potężny huk oderwał mu część ucha i policzka, a zwierzę, choć jeszcze ledwo dyszało, padło długie na ziemię. Ubicie niedźwiedzia nie było proste, jako myśliwa doskonale wiedziałaś, że czaszki tych zwierząt są grube i cholernie odporne. Wyglądało na to, że dostatecznie go osłabiliście, na ten moment nie był groźby — przynajmniej dopóki działały wasze czary.
Gorsou nie zareagował z przerażeniem, stał twardo na ziemi, dopóki niedźwiedź nie upadł do jego stóp.
To już blisko — powiedział tylko, a następnie mijając bestię, wykonał dłonią ruch, jakby strzepywał z niej coś, prosto na łeb zwierzęcia, lecz nie wypowiedział żadnego słowa. Z wysokości spadły na niego wyczarowane ostre sople lodu, które przebiły jego ciało na wylot. Zwierz dalej żył, ale jego kres miał wkrótce nastąpić. Poradziliście z nim sobie wspólnie, nie był już zagrożeniem. Z jego cielska wyciekała brunatna krew.
Wokół takich śladów było mnóstwo, ale nie należały one do niedźwiedzia. Wielkie kleksy niczym z rozlanej tam farby, były świeże i rozmieszczone nierównomiernie na całym terenie. Nie było tam także innych śladów zwierząt ani ludzi. Plamy krwi pod sobą miały przepaloną na czerń ziemię — zjawisko, które ty, pani Carter, widziałaś już dzisiaj, zjawisko, które wywołało potężne zniszczenia w Maywater. Tutaj nie było tak widowiskowe, żadne drzewo nie zawaliło się, jedynie ziemia nie była już żyzna.
Drogi rozwidlały się stąd w różne strony. Jedna prowadziła w górę w nieznane. Druga biegła prosto, zakręcając lekko w prawo, w kierunku, z którego nadbiegł niedźwiedź. Trzecia w dół prowadziła wprost do oddalonej od was grupy, którą mogliście dostrzec daleko na horyzoncie.
Minęło może pięć albo dziesięć sekund, a z odległych pól, gdzieś daleko gdzie rozciągał się mały zagajnik, rozległ się męski, donośny i pełen bólu krzyk. Trwał dwie sekundy i zgasł. Dźwięk był wyraźny, ale zorientowanie się, z której dokładnie strony pochodzi, nie było możliwe na tak otwartym i szerokim terenie.
To on. Cierpi... Szukamy istoty wyglądającej jak człowiek, ale znacznie potężniejszej. Może mieć nawet trzy metry wysokości. Nie powinien nam zagrażać, ale może być niepewny naszego towarzystwa. Wygląda na to, że stracił wiele krwi, może być osłabiony i przez to niebezpieczny. To nie był ludzki krzyk... Szybko, musimy się spieszyć — nakazał, samodzielnie ruszając do przodu.

Tura 3
Witam również Judith.

Przed wami kilka dróg (opisanych wyżej w tekście i widocznych na mapce). Powinniście teraz wybrać ścieżkę, którą pójdziecie lub się rozdzielić. Krzyk, który słyszeliście, dobiegał z którejś z wyznaczonych stron, ale ze względu na rozległość terenu, dokładny kierunek nie był możliwy do zlokalizowania przez was (chociaż na pewno nie dobiegał on zza waszych pleców).
Jeśli zamierzacie szukać dowolnych śladów na ziemi, zaznaczenie czego konkretnie (np. ślady stóp, kawałki ciała, popalonej trawy albo różowych spinek do włosów). Takie poszukiwania powinny zawierać także rzut na tropienie.
Jeśli zamierzacie wyjść poza obszar mapy, będzie to akcją.
W przypadku poruszania się należy wskazać kierunek (numery ścieżek oznaczone na mapce).
Jeśli chcecie stanąć na konkretnym miejscu na mapce, proszę o wyraźne zaznaczenie tego w adnotacjach.

Poniższa mapka jest jedynie podglądowa i może mieć problemy ze skalą. Teren jest dość rozległy i za taki należy go uważać. Zagęszczenie drzew, rozmieszczenie pól i ślady krwi są podobne na całym terenie.

Percivalu, jesteś ubrany zbyt lekko i od tej pory co turę będziesz tracić 5 pż W za wychłodzenie organizmu, przynajmniej dopóki nie znajdziesz sposobu by się okryć albo rozgrzać.

Punkty życia:
Judith Carter 174/174
Percival Hudson 156/161 (-5 W (wychłodzenie co turę))
Sebastian Verity 183/183
Niedźwiedź czarny 20/150 (-20 P, - 110 W) (w Funemeum moc 85, nieudane uwolnienie się)

Aktywne czary:
-


Kozia arteria KjBBeYP

ekwipunek:

Termin odpisu: 28.05 (niedziela) do 23:59.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
To spojrzenie, ten ton głosu, podkreślane odpowiednio słowa dały mi do zrozumienia jedno. Kowen Dnia nie miał pojęcia, co się działo.
Albo to ja źle rozumiałam bieg wydarzeń.
Kiedy Lucyfer przemówił do mnie, mówił enigmatycznie – a jednocześnie miałam poczucie, że spełniam jego wolę, idę jego tropem, daję się prowadzić za rękę. Czyżbym się myliła? Czy to możliwe, żeby objawił plan mi, a nie komuś takiemu jak Gorsou?
Nigdy nawet nie śniłam, aby stać na jego miejscu. Nie chciałam tego – zupełnie wystarczało mi miejsce w Czarnej Gwardii i dość zaawansowana pozycja w kowenie. Nie pragnęłam więcej. Tyle mi wystarczało, a ja nie byłam głodna sukcesu. Chciałam jedynie, aby wszystko działało według planu naszego Pana.
W tym momencie nie rozumiałam już nic.
Najpewniej nie tylko ja.
Spojrzałam na Gorsou, nim moje znaczące spojrzenie padło na Sebastiana. Znał mnie zbyt dobrze, żeby nie wiedzieć, że pozwalam mu na „podsłuchanie” tego, co zamierzałam za moment powiedzieć. Przelotne spojrzenie, które spoczęło na Hudsonie znaczyło dokładną odwrotność poprzedniego.
Najwidoczniej w każdej grupie musiał być ktoś przeze mnie pominięty. Trudno. Muszą z tym żyć.
Hudson zresztą nie znajdował się na wysokiej pozycji w Kowenie, nie był też moim siostrzeńcem, nie musiałam mu ufać. Nie ufałam też do końca Sebastianowi, lecz, bądź co bądź, nigdy mnie nie zawiódł. Może poza tą sytuacją, w której dostał do ręki strzelbę i zestrzelił z niej kapelusz starego wujka Cartera zamiast dziesiątki na tarczy.
Nie do końca tak było, ale porażka była równie spektakularna.
Może i lepiej.
Podeszłam do Gorsou, ton swojego głosu ściszając wystarczająco znacząco, abym mogła podzielić się informacjami jedynie z nim. I Verity, jeśli faktycznie podszedł bliżej.
Dzisiaj w Maywater konar drzewa przebił na wpół jakiegoś dzieciaka. Chłopak zdechł na moich oczach – pominę taktownie tę część, w której odstrzeliłam mu rękę, bo ciągnął za sobą w przepaść dziewczynę Bloodworthów – był nadziany na gałąź jak szaszłyk, na bank przebiła mu płuca. A chwilę później spadł jakiś niebieski deszcz, tylko w jednym punkcie, i gówniarz ożył. Mówił, że trafił do nieba i było tam pełno krwi, a potem tu wrócił. Ale to nie wszystko. – Zerknęłam jeszcze na krótko wokół siebie, aby upewnić się, że słuchały mnie jedynie osoby, z którymi faktycznie chciałam się tymi informacjami podzielić. I przy tym ściszyłam głos jeszcze bardziej. – Na sam koniec z nieba spadł anioł. Miał wyrąbaną dziurę w głowie, z jego głowy sączyła się ta niebieska maź, która ożywiła tego dzieciaka. Anioł był ślepy, ale jeszcze żył. Wziął mnie za Gabriela, próbował go ostrzec. Powiedział… - krótka pauza nie służyła podkreśleniu dramatyzmu, a przypomnieniu sobie, co dokładnie powiedział do mnie anioł. – Jeden z upadłych nadchodzi. Przyszedł po ciebie. Wróg stoi u bram.
Teraz, kiedy o tym mówiłam, miało to znacznie więcej sensu niż zaledwie parę godzin.
Czy to po właśnie tego upadłego zamierzaliśmy pójść? Czy to on miał nam dać odpowiedź na pytania?
Teraz mieliśmy na głowie coś innego, a dokładniej – nacierającego na nas niedźwiedzia. Jak mawiał mój ojciec – najlepszą obroną jest atak i miałam ku temu właśnie żywy przykład. Unieruchomione zwierzę nie zerwało się z pędów, za to oberwało celnym zaklęciem Sebastiana i dodatkowo moim wprawnym strzałem. Oko uciekło mi na chwilę w stronę Verity’ego. Prawie się wzruszyłam, że przez te wszystkie lata nareszcie popracował nad celnością – gdyby nie fakt, że nie było czasu na sentymenty.
Niedźwiedź nie zdechł, ale to zapewne kwestia czasu. Był wystarczająco osłabiony, aby nie sprawiał nam większego problemu. A nawet jeśli – trzeba będzie go dobić. Ale tylko głupie zwierzę atakuje w tak opłakanym stanie.
Głupie albo opętane.
Czy naprawdę coś mogło nim sterować?
Przez moment nawet żałowałam, że nie mogę go zapytać, ale cóż. Pozostało nam jedynie podążyć za Gorsou. Spojrzałam jedynie w bok, w stronę innych przybyszów, którzy zmagali się z leśną fauną w postaci bardziej kopytnej, ale czasem równie niebezpiecznej. Nawet sarny nie należało lekceważyć, jeśli była wystarczająco wkurwiona lub wystraszona.
Ciekawe, który scenariusz krył się za niedźwiedziem.
Ruszyłam dalej, wymijając ostrożnie kałuże krwi. Nie miałam wątpliwości, co może mi zrobić i że pozbawienie się również butów nie jest zbyt dobrą opcją, zwłaszcza przy takiej temperaturze. Mimowolnie spojrzałam na Hudsona, prawie skłonna zarzucić mu skrajną głupotę, ale zapewne Gorsou wyrwał go z domu. Cóż, miał pecha. Oby umiał dobrze się rozgrzewać, tak akurat wyszło, że nie wzięłam ze sobą gorzały.
Pozostawiając panów samych sobie, zdecydowałam się nieco rozejrzeć po terenie. Gorsou co prawda wyglądał, jakby wiedział, dokąd zmierza, ale co, jeśli były to jedynie pozory? Tak więc zdecydowałam się lepiej przyglądać kałużom krwi. Wszystkie były świeże, ale może coś w nich zdradziło mi więcej na temat czasu jej upuszczenia. Zwracałam uwagę również na gęstość i wielkość kałuż – te prowadzące bliżej celu powinny być większe i bardziej równomierne.
Poza tym zwróciłam też uwagę na ślady niedźwiedzia – skąd wybiegł. Być może nagłe przybycie upadłego wypłoszyło zwierzęta z ich kryjówek.

akcja #1: tropienie (poziom II)
Judith Carter
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Judith Carter' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 29
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t620-sebastian-verity#3560
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t709-sebastian-verity
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1145-sebastian-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t711-poczta-sebastian-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f142-willowside-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1114-rachunek-bankowy-sebastian-verity#10472
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t620-sebastian-verity#3560
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t709-sebastian-verity
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1145-sebastian-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t711-poczta-sebastian-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f142-willowside-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1114-rachunek-bankowy-sebastian-verity#10472
Nie lubi tego uczucia. To nieprzejednane wrażenie, że coś go ominęło, że coś mu umyka, że wie za mało, a powinien wiedzieć więcej. Czuł się jak dzieciak kroczący we mgle, łapiący się najmniejszych wskazówek po to tylko, by spostrzec, że kolejna wykluczała sens poprzedniej. Narasta w nim wewnętrzna, skrywana frustracja, gdy Judith odzywa się, mówiąc o krwi w chmurach. Jakiej krwi? W jakich chmurach? Co jeszcze się wydarzyło, o czym nie powiedział Gorsou, a czego doświadczyła dziś Judith? Powinien tam być, powinien tego doświadczyć razem z nią. Przed nią.
Powinien?
A może jest zbyt zachłanny. Być może tak ma być, taka jest wola Lucyfera. Dziś to Judith ma wiedzieć więcej, to ona ma kąpać się w jego blasku. Ale dziś w końcu minie i w kolejnych dniach Sebastian postara się bardziej. O jego uwagę, o kolejne misje, o łaskę wiedzy i doświadczania. Nie chce być z boku. Ale teraz przecież nie jest. Znajduje się w dobrym miejscu, wypełnia powierzoną misję i nie ma prawa domagać się więcej. Bo się sparzy.
Ależ co to? Gorsou również nie wie, o czym mówi Judith. Sebastian jest w stanie zrozumieć to, że tego dnia został w tyle, gdzieś za kształtem jej strzelby i pełnym satysfakcji uśmiechem, który widzi wyraźnie oczyma wyobraźni. Ale nie prefekt. Prefekt nigdy nie był w tyle. Czy Judith majaczy od rzeczy, czy naprawdę jakimś niemożliwym cudem wie więcej niż Gorsou, ten, który jest tak blisko Lucyfera, że niewiedza przy jego imieniu to antonim?
Do Sebastiana stopniowo dociera wyjątkowość tej sytuacji. Rzeczywiście nie są pewni, jak wiele dowiedziały się plugawe anioły, co tak naprawdę im grozi, na jakim gruncie stoją. Muszą dowiedzieć się tego sami. I być może ta wiedza im się nie spodoba, być może powinni szykować się na całkowity przewrót w ich życiach. Nie są gotowi na wojnę z aniołami. Jeszcze nie. Wola Pana jeszcze się nie dopełniła, a jego magia nie zaścieła wszystkich zakątków ziemi. To za wcześnie. Nie mogą wiedzieć.
Przygląda się w spokoju działaniom Gorsou. Obserwuje dogorywającego niedźwiedzia w ciszy, w pewnym namaszczeniu dla jego cierpienia. Jest pewien, że tak nie powinno być. Znalazł się w złym miejscu, w złym czasie. Obecność upadłego narusza spokój natury na polach Padmore'ów. Wszystko dziś jest nie tak. Powinni się pospieszyć, działać.
Wyłapuje znaczące spojrzenie Judith. Nie ma dziś miejsca na ich złośliwości, bo dziś przecież wszystko jest nie tak. Dziś Carter daje mu znak, a on nieznacznym skinieniem, które można byłoby uznać za przypadkowy tik, potwierdza, że rozumie.
Spróbuj się ogrzać, Percy. Nim zamarznieszodzywa się po raz pierwszy do siostrzeńca, kładąc krótkim, wspierającym gestem dłoń na jego ramieniu, gdy podejmuje krok w stronę Judith i Gorsou. Wystarczająco blisko, by słyszeć, wystarczająco daleko, by obserwować czujnie otoczenie, gdy Carter dzieli się informacjami.
Doprawdy. Być może przecenia anielskie hordy, skoro jeden z nich, nawet w tym stanie, zdolny jest pomylić śmiertelnika z parszywym Gabrielem i tak lekką ręką słownie dzielić się informacjami. Ale z jednej strony jest to, a z drugiej strony fakt, że jego brudna krew (a może inna zasrana wydzielina) przywróciła do życia ludzkie istnienie. To wszystko przekracza wszelkie granice tego, co znali do tej pory. Świat staje na głowie. A w Sebastianie tylko rośnie ekscytacja. Mimo to pozostaje opanowany, dystansuje się od tego zdradliwego uczucia.
Motywowany krzykiem i ponaglaniem Gorsou omija niedźwiedzia i uważając na kałuże, kroczy razem z grupą, aż docierają do rozwidlenia.
Nie rozdzielajmy sięproponuje rzeczowo, w razie gdyby komuś przyszło do głowy takie rozwiązanie. Większe szanse mają w grupie i lepiej, żeby w tym składzie dotarli do upadłego.
Widząc, jak Judith bada kałuże, Sebastian próbuje dojrzeć ślady niedźwiedzich łap, by zlokalizować ścieżkę, z której przybiegł zwierz, sądząc, że jest to na ten moment najlepszy traf. To, co spłoszyło niedźwiedzia, może znajdować się tam, skąd ten przybiegł. Rzuca również Quidhic, bo choć nie jest pewien, czy czar wykryje obecność istoty anielskiej, postanawia spróbować, kierując się tym, że istota ta nie należy do tego świata i może wiązać się z charakterystyczną dla niej magią.

Akcja 1 | Tropienie poziom II(6)
Akcja 2 | Quidhic +25 / próg 45
Sebastian Verity
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia