Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
First topic message reminder :

DYŻURKA
Po przekroczeniu ciężkich drzwi wejściowych komisariatu petenci przechodzą bezpośrednio do pomieszczenia z dyżurką — to niepozorne stanowisko witające każdego z wizytujących posterunek jest punktem pierwszego kontaktu. Dyżurujący za drewnianym biurkiem funkcjonariusz przyjmuje zgłoszenia lub w razie konieczności wskazuje odpowiedni kierunek dalszej wędrówki. To niepozorne, utrzymane w nieciekawym odcieniu beżu pomieszczenie zazwyczaj służy jako punkt informacyjny lub miejsce, w którym pokrzywdzony może zgłosić przestępstwo. Co istotne, dyżurka na komisariacie funkcjonuje przez całą dobę; to na niej odbierane są połączenia przekierowywane przez główną centralę Maine numeru alarmowego.
[ukryjedycje]
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Kayla Rossi
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2318-kayla-rossi
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2385-kayla-rossi
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2377-poczta-kayli-rossi#33628
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2318-kayla-rossi
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2385-kayla-rossi
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2377-poczta-kayli-rossi#33628
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
Cień zdziwienia przeciął spojrzenie Kayli, kiedy detektyw się odezwał. Pamięta. Pamięta wypadek? Dlaczego? Wydarzył się wtedy, gdy całe Saint Fall żyło katastrofami sprzed dwóch dni. Nikogo nie interesował stary ford, który wpadł w poślizg gdzieś w Cripple Rock. Tak przynajmniej głosiła oficjalna wersja — mokra jezdnia, niedostosowanie prędkości, starte opony, łatwo o tragedię. Kayla sama próbowała w to uwierzyć, wmówić sobie, że powracające wspomnienia to sen. Ale coraz mniej w to wierzyła, nawet jeśli ciężko było jej przełknąć prawdę.
Dlaczego detektyw Havillard pamiętał? Był tam wtedy? Kayla nie miała pojęcia, co się działo. Obudziła się wiele dni później w szpitalu. Od salowych i lekarzy dowiadywała się, kto ją ratował, komu zawdzięcza życie. Wiedziała, że na miejscu byli strażacy, że nie bez trudu wyjęli ją ze złożonego jak harmonijka auta, ale nigdy nie wpadłaby na to, że pojawiły się tam również inne służby. Ot, wypadek nikogo ważnego na zupełnym bezludziu. Dlaczego miałoby to obchodzić detektywów? Nie miała w sobie tyle wiary, by choć pomyśleć, że ktoś istotnie przez chwilę podchodził do tego wszystkiego jak należy i upewnił się, że żadne osoby trzecie nie brały udziału w tym nieszczęściu. A może policja zawsze przyjeżdżała w takich sytuacjach? Kayla nie miała pojęcia. Nie potrafiłaby również powiedzieć, dlaczego nagle tak ją to zainteresowało.
Od jakiegoś czasu skubała zawleczkę puszki, wpatrując się intensywnie w detektywa zamyślonym spojrzeniem. Cały proces myślowy na chwilę odwrócił uwagę od niekomfortowej sytuacji, w której się znajdowała i zaczęła wyglądać bardziej… przytomnie. Mniej jak ktoś, kto robi wszystko, aby się nie rozpaść i ledwie mu to wychodzi.
Pytanie mężczyzny wyrwało ją z zamyślenia, a wzrok znów podążył na puszkę coli. Nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, jak nieuprzejmie wwiercała go przed chwilą w pana Havillarda.
Tak. — Na Sonk Road wszyscy się znali albo choćby kojarzyli. Zamilkła na kolejną chwilę, marszcząc brwi, jakby znów intensywnie nad czymś myślała. Nie patrzyła na detektywa. Zaczynało jej się robić naprawdę źle z ostatnimi wyborami. Spanikowała. Nie powinna się przecież tu w ogóle znaleźć. Dlaczego uznała, że posterunek jest w ogóle jakimś wyjściem? Nie chciała napuszczać na kobietę starszych kolegów, ale nie chciała również, żeby po okolicy rozeszło się, że nasłała na nią policję. Pierwsze byłoby w jej kręgach normalne. Drugiego nikt by jej nie odpuścił.
Zmarnowała jego czas i wyjdzie na niewdzięczną, ale…
Nazwisko nie padło. Zamiast tego Kayla wstała, unikając wzroku mężczyzny.
Po prostu stąd ucieknie i może już nigdy się nie spotkają.
Była taka głupia… Czemu to zrobiła? Oby nikt nie widział, że w ogóle tu weszła… Co, jeśli ktoś się dowie?
Panika zaczęła się w niej nawarstwiać i już miała zrobić krok w tył, ku drzwiom, kiedy głos detektywa ją zatrzymał, znów ściągając na siebie krystalicznie czyste spojrzenie.
Pomoże mi pan bez składania zeznań? — niemal szeptała, miętoląc w palcach puszkę, czując się, jakby robiła coś bardzo złego.
Kobieta nie miała prawa przetrzymywać ich rzeczy. Kayla nie była nawet pełnoletnia, nie można było jej pociągać do odpowiedzialności za żadne długi… cóż, drogą prawa. Próbowała dokopać się do tych informacji w bibliotece. Nie była pewna, czy dobrze je zinterpretowała, ale brzmiało to logicznie. Wciąż przecież była dzieckiem. Właścicielka pewnie wiedziała, że robi to bezprawnie. Może jeśli przyjdzie z dorosłym mężczyzną, który rzuci kilkoma formułkami i pogrozi palcem, uda się coś wskórać?
Albo pan Havillard skończy z nożem pod żebrem…
Nie powinna narażać jego zdrowia. Sonk Road miało swoje własne zasady.
Gdyby mógł pan udawać, że przyszedł w innej sprawie… — pomyślała głośno, wpatrując się w niego trochę niepewnie. Przeginała? To w końcu stróż prawa, pewnie… Pewnie zaraz na nią nakrzyczy i ją stąd wykopie. I pewnie będzie miał słuszność. Ale gdyby tylko przyszedł oficjalnie jako detektyw i pogroził nakazem… Na pewno coś by się na nią znalazło. Gdyby mógł ją zatrzymać, chociaż na trochę, Kayla mogłaby się przemknąć i zabrać te kilka drobiazgów. Nie wszystko, żeby się nie zorientowała. Ale chociaż lalkę, którą podarował jej tata. Chociaż jedyne zdjęcie mamy, które nie spłonęło tej nocy, gdy w poprzednim mieszkaniu obudził ich pożar. Tylko tyle. Reszta jej nie obchodziła.
Nie chcę, żeby ktoś się dowiedział, że tu byłam — przyznała jeszcze ciszej, a powierzchnia puszki nieopatrznie ugięła się lekko pod naciskiem jej palca. Detektyw Havillard powinien wiedzieć, z czego wynikały jej słowa. Przecież nie urodził się wczoraj. Zjedliby ją żywcem, gdyby tylko wyszło, że napuściła gliniarzy na jednego ze swoich.
Kayla Rossi
Wiek : 17
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : Uczennica | Modelka
Arlo Havillard
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 4
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1729-arlo-havillard#23861
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1739-arlo-havillard#24099
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1734-arlo-havillard#24078
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1732-poczta-arlo-havillarda#24075
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f236-waterbury-place-5-8
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1733-rachunek-bankowy-arlo-havillard#24076
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 4
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1729-arlo-havillard#23861
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1739-arlo-havillard#24099
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1734-arlo-havillard#24078
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1732-poczta-arlo-havillarda#24075
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f236-waterbury-place-5-8
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1733-rachunek-bankowy-arlo-havillard#24076
Dostrzegał wiele rzeczy w twarzach swoich rozmówców; skupiał się na rysach ich twarzy, grymas, jakie przebiegły przez ich wargi, na tym jak reagowały ich ciało; czasem takie relacja, wynikające z impulsu, był cenniejsze od słów i zdradzały dużo więcej niż one. Kayla nie panowała nad emocjami, ale dzięki temu Havillard mógł kontrolować przebieg rozmowy, bez obaw, że źle odczyta jej intencje.
Przypominała mu kogoś. Dziewczynę podobna do niej, która też szukała pomocy u stróżów prawa. Odbywał wówczas służbę w Bostonie. Miała na imię Donna. Dwa dni później przypadkowy przechodzień natknął się na jej ciało, roznegliżowane i martwe; leżała w rowie, cała we własnej krwi. Nie chciał, by podobny los spotkał właścicielką czystego, morskiego spojrzenia, choć, gdy czul na sobie jej wzrok, mial wrażenie, ze była w stanie wedrzeć się w zakamarki jego duszy, przez co chłodny, jak barwa jej tęczówek, dreszcz przebiegł wzdłuż linii jego kręgosłupa.
- Nie ukrywam, ż takie działania nie znajdują się w zakresie moich kompetencji - korupcja również nie znajdowała się w zakresie kompetencji funkcjonariuszy, a mimo wszystko zapukała w drzwi komisariatu i zagościła w jego murach na stałe, czego książkowym przykładem był jego dawny partner policyjny - ale na pewno nie wykraczają poza granice mojego sumienia - pozostawienie jej na pastwę losu, bez pomocy, owszem - więc tak - choć domyślał, że mogło to zabrzmieć dla niej niezbyt wiarygodnie; zdradzała ją mowa ciała i spojrzenie, to jak, unikając kontaktu wzrokowego wstała i pokonała odległość kilku kroków, zanim się zatrzymała, jakby chciała odejść bez słowa, pewna, że nie mogła szukać pomocy tam, gdzie teoretycznie powinna ją otrzymać - chcę ci pomóc, a nie zaszkodzić, nawet mniej oficjalną drogą.
Sam wstał, aby nie musieć podnosić głosu. Podszedł ku niej, kubek po drodze wylądował w koszu. Skromna, bo 250 mililitrowy   kubek kawy, nie spełnił w pełni swojej roli - nie uzupełnił deficytu kofeiny w organizmie; nadal towarzyszyła mu senność i lekki ból pulsujący w skroniach, ale, póki co, okazywał im obojętność.
- Między innymi dlatego prosiłem cię o jej nazwisko - nie podejmował pochopnych, nieprzemyślanych decyzji; w pracy towarzyszył mu chłodny umysł, który zazwyczaj nie dopuszczał do głosu adrenaliny. Kilka urazów z przeszłości, do jakich zaliczała się choćby blizna po kuli, jaka utkwiła w jego ciele albo blizna po nożu, który zatopił się w skórze pod żebrem, nauczyły go pokory. - Potrzebuję pretekstu, by zapukać do jej drzwi, a  niewykluczone, że figuruje w aktach policyjny.
Nie wiedział, jakie myśli obecnie towarzyszył pannie Rossi, ale sam nie martwił się o swoje zdrowie. Nie żyl pod kamieniem i nie urodził się wczoraj. Znał wachlarz swoich możliwości.
- Mieszka sama? Ma dzieci? - na przykład syna, który nie ma czystej kartoteki?, dopowiedział w myślach, ale nie na głos.
Przystanął w półmetrowej odległości od swojej rozmówczyni, nieświadomie wsuwając sobie między wargi papierosa; zacisnął zęby na filtrze.
- Wyjdźmy na zewnątrz - zaproponował. - Muszę zapalić - tym słowom towarzyszył delikatny uśmiech. Poza tym od kilku chwil czul na sobie natarczywy wzrok Clarka, który widocznie nie miał lepszych zając, jak napastować go spojrzeniem.
Wykorzystał fakt, że Rossi już wstała i zbliżała się w trzech krokach do wyjścia. Podążył za jej śladem, choć zapewne powinien jej zaoferować coś lepszego niż rolę biernego palacza.
- Przejdźmy się - jak często zakapiory z najgorszej dzielnicy miasteczka odnajdowali drogę na Stare Miasto? Podejrzewał, że tak często, jak ich drogi krzyżowały się z łamaniem prawa, a więc być może częściej niż przeciętny Smith, dbający z pieczołowitością starannością o swój przy domowy trawnik, zatem sterczenie przy szklanych drzwiach było bardziej ryzykowane od spaceru po brukowanym chodniku.
- Nikt się nie dowie - nie składaj obietnic, których możesz nie dotrzymać, Arlo. -  Domyślam się, Sonk Road nie jest wymarzonym miejscem do życia - a już na pewno dla młodej dziewczyny, która miała przed sobą cale życie; śmierć ojca wystarczająco podcięła jej skrzydła. Dlaczego mężczyzna zdecydował się na ten krok? Długi? Konflikt z prawem? Zapewne nie myślał o tym, by pozostawić swojej córki zupełnie samej na tym świecie, a jednak ją osierocił. - W Marron Glace serwują całkiem dobrą kawę - mruknął, gdy mijali ten lokal, w ramach oderwanej od kontekstu ich rozmowy ciekawostki. I pączki, choć słodkości, w tym wypadku, były kwestią drugorzędną; ograniczył ilość cukru w swoimi organizmie, w obawie o obecnie przezywającej kryzys własnej kondycji.[ukryjedycje]

Ostatnio zmieniony przez Arlo Havillard dnia Pon Paź 07 2024, 14:35, w całości zmieniany 1 raz
Arlo Havillard
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : detektyw policyjny, zaklinacz
Kayla Rossi
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2318-kayla-rossi
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2385-kayla-rossi
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2377-poczta-kayli-rossi#33628
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2318-kayla-rossi
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2385-kayla-rossi
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2377-poczta-kayli-rossi#33628
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
Wiedziała, że prosi o wiele i choć nie rozwodziła się nad tym, to była zdziwiona, że detektyw rzeczywiście chciał jej pomóc w zupełnie niestandardowy, daleki od jakichkolwiek procedur sposób. Gdyby nie to, że już kiedyś go spotkała, zaczęłaby upatrywać się w tym podstępu. Kayla jak na standardy Sonk Road i tak była dość ufna — choć zdecydowanie nie naiwna — ale mieszkanie na tej dzielnicy tyle lat nauczyło ją przepuszczać dobre chęci innych przez porządny filtr. Zbyt wiele razy już zawiodła się na ludziach, by nie być w każdej chwili przygotowaną na cios ze strony, z której potencjalnie nie powinna się go spodziewać. Była młoda, być może wydawała się nawet trochę głupiutka, ale prawda była zgoła inna. Po prostu wciąż pamiętała, jak być uprzejmą i wciąż próbowała dostrzegać w ludziach dobro. Każdy dowód, że to istniało, a bezinteresowność nie była tylko wpisem w słowniku, upewniał ją w tym, że robiła dobrze. Że pomimo tych wszystkich sytuacji, w których okazywało się, jak podłym stworzeniem może być człowiek, należało równą, o ile nie większą, uwagę zwracać na te, które rozjaśniały ten — nierzadko ponury — świat.
Drogi jej i Pana Havillarda przecięły się jakiś czas temu. Wtedy nie wierzyła, że mężczyzna okaże się jej sojusznikiem, bo i nie miał powodów by się nad nią litować. Sądziła, że zobaczy w niej jedynie kolejną nic niewartą złodziejkę z biednej dzielnicy. Tak przecież widziała ich większość społeczeństwa. Nawet jeśli starali się żyć zgodnie z ich standardami, oni i tak przypinali im łatki. I zwykle wystarczył tylko jeden choćby mały gest, który utwierdzał ich w przekonaniu, że całe Sonk Road to szumowiny bez kręgosłupa moralnego, by dali upust swojej nienawiści. Ale detektyw Havillard nie był jedną z tych osób. Mógł z powodzeniem ją wtedy zamknąć, mógł zrobić wiele złego, także rzeczy, które nie przystoją żadnemu człowiekowi, a już szczególnie takiemu, który działał z ramienia prawa. Ale on odprowadził ją do domu, do taty, i być może właśnie to sprawiło, że nigdy nie zapałała do policji taką nienawiścią jak jej otoczenie.
Odwdzięczę się — zastrzegła, choć nie wiedziała jeszcze, jak to zrobi. Być może będzie mogła mężczyźnie kiedyś pomóc, może się do czegoś przyda. Z pewnością będzie mieć u niego dług wdzięczności i nie chciała, by sądził, że tylko na nim pasożytuje. Potrafiła docenić wyciągniętą dłoń.
Phoebe Ledger — zdradziła w  końcu nazwisko i podążyła za mężczyzną bez sprzeciwu. Z ulgą przyjęła powiew świeżego powietrza i sam fakt tego, że nie była już narażona na czujne oko funkcjonariuszy. W środku czuła się osaczona, nawet jeśli przychylność detektywa przynosiła jej pewien komfort. — Mieszka z córką. Czasem z najstarszym synem. On się wyprowadza co jakiś czas. — Ledgerowie byli jak większość rodzin na Sonk Road. Nie byli idealną, szczęśliwą i kochającą się rodziną, a ich dzieci nie aspirowały na naukowców, lekarzy czy prawników. Kombinowali jak mogli, a syn pani Ledger z pewnością był znany policji. Mówiło się, że nie siedział tylko dlatego, że winę za rozboje, które mu zarzucono, przyjęła na siebie jego nieletnia siostra. Rok w zakładzie poprawczym uznali za mniejsze zło niż syn w więzieniu.
Wszyscy są czarownikami — doprecyzowała dla zasady i znów mechanicznie podążyła w krok za panem Havillardem, nie mając nic przeciwko spacerowi. Czuła się już znacznie lepiej, co zresztą było po niej wyraźnie widać. Mówiła pewniej i rzeczowo. Ufała mu. Tylko ona sama mogła wiedzieć, że jedynie do pewnego stopnia.
Domyślał się, że Sonk Road to nie wymarzone miejsce do życia. Chciałaby móc zaprzeczyć, ale nie mogła, bo miała porównanie. Wciąż wyraźnie pamiętała lata, gdy mieszkali w przytulnym mieszkaniu na starym mieście. Ale Sonk Road miało też swoje plusy. Społeczność tam była silna, a ludzie mniej zakłamani. Bardziej… wolni. Wbrew powszechnemu przekonaniu, nie wszyscy tam byli przestępcami. Niektórzy byli po prostu biedni.
Mogło być gorzej. — Zawsze może być gorzej. Życie cały czas jej o tym przypomina. Teraz bała się nawet w myślach narzekać na stan rzeczy. Żyła w lęku, że jedna taka myśl może sprowokować los do obrócenia się przeciwko niej, do pokazania, że powinna docenić to, co ma, bo znajdzie się jeszcze coś, co można jej zabrać.
Uwaga detektywa zwróciła jej spojrzenie na moment ku szyldowi kawiarni, obok której przechodzili.
Chce pan zajść? — zapytała zupełnie bezrefleksyjnie, sądząc instynktownie, że wspomina o tym, bo być może miał ochotę na kawę. Zupełnie nie pomyślała, że mogło to zabrzmieć jak propozycja, a przecież nie wypadało jej zapraszać znacznie starszego mężczyzny, w dodatku detektywa, na kawę. Zrozumiawszy swoją gafę i jak mogło to zostać odebrane, natychmiast się zmieszała, choć dopilnowała, by ukryć pierwsze reakcje. Może co najwyżej jej skóra delikatnie się zaróżowiła. — To znaczy, może pan sobie wziąć kawę, ja poczekam.
Kayla Rossi
Wiek : 17
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : Uczennica | Modelka
Arlo Havillard
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 4
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1729-arlo-havillard#23861
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1739-arlo-havillard#24099
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1734-arlo-havillard#24078
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1732-poczta-arlo-havillarda#24075
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f236-waterbury-place-5-8
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1733-rachunek-bankowy-arlo-havillard#24076
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 4
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1729-arlo-havillard#23861
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1739-arlo-havillard#24099
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1734-arlo-havillard#24078
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1732-poczta-arlo-havillarda#24075
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f236-waterbury-place-5-8
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1733-rachunek-bankowy-arlo-havillard#24076
Phoebe Ledger powtórzył w myślach, rozbierając imię i nazwisko na czynniki pierwsze. Pete Ledger, podpowiadał mu głos w głowie. Pamiętał tego człowieka. Wysokiego jak tyczka. Chuderlawego. Pamiętał, jak zataczał się na chodniku. Wylądował na sali wytrzeźwień. Znalazł przy nim kilka fałszywych dokumentów tożsamość, woreczek z interesująca zawartością i portfel pełen dolarów. Potem zniknął bez śladu, jakby zapadał się pod ziemią. Havillard mógł jedynie podejrzewać, kierując się psim instynktem, że został, brzydko mówiąc, wyeliminowany z interesu.
- Pamiętasz jak ma na imię syn? - spytał. - I córka? - dodał, bo przecież nie wspominała, ile miała lat.  W patologicznym środowisku, gdzie nie było perspektyw na lepsze życie, a moralność trzymała się na słowo honoru, szybko schodziło się na drogie bezprawia. Pannę Rossi czekał ten sam los? Chciał wierzyć nie.
Wszyscy są czarownik, wybrzmiało, a wiec nie będzie łatwo, prosto i przyjemnie. Szkoda, pomyślał, magia to nowy pakiet możliwości. Taki, na który był wyczulony.
Płuca z utęsknieniem przyjęły nową dawkę nikotyny. Wiedział, że powinien ograniczyć pałanie, ale nie potrafił. Nic tak skutecznie nie koiło jego nerwów.  Nikt tak skutecznie nie zajmowało jego myśli.
- Mogło - przytaknął krótko, ale mogło być lepiej; ojciec mógł lepiej zabezpieczyć jej przyszłość, zatroszczyć się o jej bezpieczeństwo. Mógł, a jednak cos pchnęło go do samobójczej, destrukcyjnej próby zakończonej sukcesem, która skreśliła uśmiech z ust jego dziecka.
Westchnął w przestrzeni własnego umysłu. Nie powinien go oceniać. Nie znal okoliczności. Nie wiedział ,co działo się w głowie tego mężczyzna. Nie wiedział, co popchnęło go do tej decyzji. To nie był impuls. Chęć, by skończyć ze sobą, musiała kiełkować z nim od dawna. Zaplanował to. Stary ford. Kola niedostosowane do nawierzchni. Deszcz. Śliski asfalt. Stopa dociskająca pedał gazu. Ostre, strome wzniesienie. Przepis na katastrofę.
Wiedział, co zrobi, gdy wróci na komisariat. Najpierw otoczy opieką akta policyjne - przyjrzy sie sylwetce Phoebe Ledger, o ile w nich figurowała i jego syna - o ile miał przyjemność przebywać kiedykolwiek na komendzie. Potem zainteresuje się wypadkiem samochodów, w którym straciła ojca. Ciekawe czy została zlecona sekcja zwłok. Zwykle, przy stwierdzeniu samobójstwa, podążając ścieżką procedur, nie podejmowana się tych kroków, ale wykryta w organizmie dziewczyny obecność substancji odurzających, mogła zainteresować śledczego prowadzącego tę sprawę i być może zostały zlecone testy toksykologiczne. Chociaz tyle i aż tyle. Istniała szansa, że ktoś pomógł mu podjąć o decyzje o samobójstwo? Nikła, ale zawsze jakaś.
Łagodny, jeszcze dziewczęcy głos sprowadził go na ziemie. Spojrzał na nią, otumaniony tym, co kłębiło się pod sklepieniem jego czaszki; nie powinien podważać kompetencji swoich współpracowników, ta myśli głęboko zakotwiczyła w jego umyśle..
- Nie - zaprzeczył łagodnie. -  Z autopsji wiem, ze druga zaraz po pierwszej nie jest najlepszym pomysłem - czasy, gdy pił jedną za drugą, kubki opróżniając na hejnał, dawno minęły; podobnie jak bezsenne noce, niekontrolowane drżenie dłoni czy nagłe kołatnie serca w piersi; dopiero po czasie zrozumiał, że jego organizm uzależnił się od kofeiny i dopominał się o nią na każdym kroku. - Opowiedz mi, w jakich warunkach mieszka Phoebe Ledger. Coś przukuło twoją szczególną uwagę?
Np. zagłodzony pies, żądny krwi. Biały proszek rozsypany na blacie stołu. Plik banknotów. Anonimowe twarze przewijające się przez próg mieszkania. Enigmatyczne rozmowy pozornie o niczym. Cokolwiek?
Chciał wiedzieć więcej o kobiecie chowającej się za małym prywatnym nieszczęściem Kayli, by chociaż spróbować ją rozpracować swojej głowie, obmyśleć strategię działania i w końcu zrealizować cel - zdobyć przedmioty, które sobie bezprawnie przywłaszczyła.
Słońce przyjemnie ogrzewało plecy, gdy  znaleźli się w pobliżu skweru. Czuł jego promienie prześlizgujące się po skórze. Lubił wiosnę. Moment, kiedy wszystko budziło się z letargu. Kiedy mokra breja przestała rozpadać się pod butami i znikała w kanalizacji. Kiedy dni stawały się coraz dłuższe, cieplejsze, przyjemniejsze, a kolejna zimna odchodziła w zapomnienie.
Arlo Havillard
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : detektyw policyjny, zaklinacz